Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 18 października 2017

Tradycja

Rzym stworzył w starożytności pierwszą integrację europejską, o jednakowych prawach, armii, języku – przynajmniej w zachodniej części imperium. Nade wszystko zaś ujednolicił stosunki społeczne i funkcjonowanie gospodarki, opartej na praworządności, wymianie handlowej, miastach oferujących wyroby rzemieślników i rolnictwie, stanowiącym jeden z równoważnych elementów całości. Powszechne dość też było kształcenie młodzieży.
Upadłe imperium dalej oddziaływało na swoje byłe ziemie, także na okoliczne, zdominowane przez barbarzyńców. Nowa jakość była cywilizacją analfabetów, na odleglejszych obszarach zamieszkujących autarkiczne wioski, rozrywana partykularnymi wojenkami. Kupcom z metropolii oferowano tam jedynie niewolników, pochodzących albo z rozboju na sąsiadach, albo z własnego chowu – sprzedawano poddanych.
Im dalej od stolicy, tym gorzej się przedstawiała owa porzymska rzeczywistość. O ile więc w Italii i Galii miast pozostało więcej, to już za Renem, jeszcze bardziej za Łabą, szczególnie zaś za Odrą były raczej ewenementem. Za Bugiem rozciągała się domena Bizancjum, która również była najbardziej oddaloną prowincją od jego wpływów.
Czynnikiem integrującym owe społeczności było chrześcijaństwo, im bardziej oddalone od metropolii, tym bardziej elitarne, obejmujące wyższe klasy. Lud pozostawał wierny swoim, pogańskim raczej obyczajom. Było tak do końca średniowiecza, chociaż na zupełnych peryferiach do XXI wieku. Społeczność ugrofińskich Czeremisów na krańcach Rosji dotąd zachowała swoje gaje, w których czci przodków nie oglądając się na żadne światowe religie.
Polska była daleką prowincją chrześcijaństwa i długo się zmagała z posądzeniami o barbarzyństwo. Znakomicie to zilustrował Henryk Sienkiewicz w Krzyżakach. Zawsze też u nas spór między tradycjonalistami i nowinkarzami miał w tle rywalizację między Wschodem i Zachodem. W końcu połowa Rzeczypospolitej obejmowała ludy prawosławne, które przedtem były poddane mongolskiej niewoli i stamtąd czerpały inspirację dla tradycji.
Zryw “Solidarności” skończył się spektakularnym zwycięstwem u nas zachodnich pryncypiów. Odżegnano się nie tylko od przemocy, ale również wszelkiej zemsty i zbudowano demokrację stanowiąca przykład dla dawnych demoludów. Zawdzięczamy temu ogromny skok gospodarczy i cywilizacyjny państwa. Nade wszystko jednak przestaliśmy być prowincją.
Odwiedziny prezydenta Turcji stają się wyrazem albo dalszego odejścia od tradycji solidarnościowego pluralizmu, albo jego ostatnim bodaj efektem. Albo więc Turcja nam zapewni wsparcie w przeniesieniu aktywności na kultywowanie wschodnich pryncypiów polityki, albo szuka drogi do poprawy stosunków z Unią. Nasze położenie i postępowanie determinuje jednakowe prawdopodobieństwo obu wariantów.

Smutne by jednak było, gdyby się okazało, że znowu jesteśmy postrzegani jako prowincjusze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz