Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 27 stycznia 2019

Dyndanie

– PiS musi mieć czas, aby coś zmienić w swojej narracji i będzie próbował pokazać się jako "dobra partia" – mówiła niedawno Ewa Marciniak w Wiadomo.co.pl. Rzecz się sprawdziła wczoraj. Prezes swoje wystąpienie zainicjował przypomnieniem przyspieszenia, które Porozumienie Centrum zaordynowało Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych i porównał je z obecnym. Tamto miało być polityczne, to zaś uważa za gospodarcze, społeczne i jeszcze jakieś tam jeszcze.
Ubiegłowieczne przyspieszenie symbolizuje płonąca przed Belwederem kukła Lecha Wałęsy, która pojawiła się w czasie wychodzenia wojsk sowieckich z Polski. Obecne zaś obrazuje batalia o ceny prądu, które jeżeli nie teraz, to w najbliższym czasie wystrzelą pod niebiosa. Przecież postępuje programowa monopolizacja naszej energetyki. Wtedy Sowieci nie wykorzystali pomysłu przyspieszaczy i pod pretekstem chociażby zapewnienia spokoju nie wstrzymali wycofywania “bajcow”. Teraz prowokujemy prawa rynku i raczej się nam nie upiecze.
Następny rząd ma przed sobą poważne trudności gospodarcze. Koniec światowej koniunktury oznacza zmniejszenie popytu na nasz eksport, a wzrost kosztów wytwarzania, symbolizowany przez inflację w przedpotopowej energetyce rokuje dodatkowe problemy. W tej sytuacji spory polityczne, personalne i w ogóle ambicjonalne w łonie opozycji stają się dla niej wybawieniem od przejmowania władzy w sytuacji, kiedy Polska staje w obliczu “ruiny”. Niegdyś ją głosili wspaniałozmieńcy, prezentując resztki nowosolskiej fabryki nici, upadłej wskutek błędów, podobnych do popełnianych obecnie – rozszerzania państwowego monopolu.
Pani Marciniak udzielała wywiadu w związku z mową nienawiści. Kończy konkluzją, że PiS z niej nie zrezygnuje. Prezes jednak ubolewa nad podziałami, ale zaczął od czego innego. Wszak problem słownej agresji już w piątek załatwił Mateusz Morawiecki. To zresztą tylko jedno z narzędzi do osiągania głównego celu. Tym zaś jest “społeczne przyspieszenie”. Najwyraźniej podobne do obserwowanego w energetyce, czyli do powrotu gospodarki nakazowo rozdzielczej. Czeka nas więc opanowanie wszystkich dziedzin życia przez jedynie słuszną partię?
Rzecz dowodzi, że dobrozmieńcy nie mają wyobrażenia o tym, co czeka kraj, którego obywateli pozbawiono samodzielności, obciążony długami, pozbawiony rezerw i zdany na skutki światowej bessy. Nasi ideolodzy są chyba naprawdę przekonani, że otorbienie gospodarki w kokonie pozorów zapewni jej trwanie, a państwu bezpieczeństwo. Przecież Moskwa postępuje tak samo i nikt nie anektuje jej terytoriów. Przeciwnie nawet.
Jeżeli więc dobra zmiana przetrwa wybory, w następnej kadencji czekają ją gospodarcze kłopoty. Nas zaś w każdym przypadku kolejna transformacja, z jej skutkami. Tyle że historia powtarza się jako farsa. Trudno zatem przypuszczać, że zechcą w niej uczestniczyć państwa, które przedtem pomogły nam wybrnąć z kryzysu. Każdy bowiem ceni swoją powagę.
Fatalnie się zatem sprawdza ostrzeżenie z Pieśni 5 Jana Kochanowskiego – Polak przed szkodą i po szkodzie może być ...niemądry. Wydaje się bowiem, że jest już po herbacie. Ale “sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało” [Molier]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz