Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 6 lutego 2019

Kompetencje

Pełne wstrętu oblicze dygnitarza, pytającego z ekranu w czyim interesie dziennikarz ujawnił wprowadzanie mięsa padłych zwierząt do obrotu, była pierwszą i typową reakcją ministra na efekty niedoskonałości zarządzanej przezeń branży. Dziennikarz bowiem wykonał swe dzieło w interesie czytelników, których ostrzegł przed niebezpieczeństwem spożywania padliny, a nie w służbie dobrej zmiany. Panaministrowa zatem odraza była w istocie wyrażeniem stosunku do obywateli, inspirujących takie właśnie postępowanie mediów.
Ostatnio, wobec unijnej kontroli pan minister już nie zarzuca niczego dziennikarzowi. Prezentuje teraz depresyjną mimikę, bo procedury pogwałcili źli ludzie. Zapowiada więc zacieśnienie kontroli czy jakoś tak. Dalej ani słowa o rozwiązaniu problemu utylizacji padłych i chorych zwierząt, o ubezpieczeniach rolników od takich przypadków. Czyli znowu rusza akcja, bez troski o system. Niebawem więc znowu będziemy narażeni na oglądanie urzędniczej abominacji. Akcje przecież nie trwają długo.
Skutkiem zaś nawet incydentalnego wprowadzenia padliny do obrotu będzie utrata zaufania odbiorców i możliwe, że upadek wielomiliardowego rynku naszego mięsa. I tego zagrożenia nikt nie przypisuje swoim zaniechaniom. Możemy więc mieć powody do obaw, że niebawem skutki błędów zarządzania ujawnią się w innych branżach i rzeczywiście nasz eksport zniknie nawet bez udziału zawirowań światowej koniunktury gospodarczej. Mieliśmy przecież wcześniej upadki koni w Janowie, teraz mięso padłych krów, niechciane nagle a upragnione wcześniej wieżowce.
Wedle wyrazicieli dobrej zmiany Prezes jednak nie zarządza wszystkim w państwie, jakby to miało wynikać z ujawnionych taśm. Również pisma przedsądowe, kierowane do Gazety Wyborczej w sprawie jej komentarzy przeczą podejrzeniom o preześnym ingerowaniu nawet w sprawy spółki, która miała inwestować w słynne dziś gmachy, a której były szef się chyba zwyczajnie przejęzyczył w publikowanej wczoraj rozmowie z Austriakiem. Najpewniej to nazbyt gorliwi podwładni zawracają Prezesowi głowę swoimi problemami zawodowymi, a on im udziela rad. Kiedy zaś nie uzyskują audiencji, stają się... bezradni.
W takiej sytuacji trudno też urzędnikowi przypisywać winy za niedoskonałość systemu ochrony jakości wytworów naszego przemysłu spożywczego, nawet jak ich sprzedaż tworzy istotną część dochodu narodowego. Może nawet zwłaszcza wtedy. Najpewniej w rozumieniu nazbyt lojalnego funkcjonariusza własna inicjatywa przeczy kompetencjom góry. To może by zamiast rad dawać urzędnikom samodzielność?
Bo skutki dotychczasowego zarządzania wypadają kiepsko. A jak się do tego ma suweren, demokracja, wizerunek Polski? Właśnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz