Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 7 marca 2019

Indianapolis

Ten rząd doprowadził do całkowitego osamotnienia Polski, nie jesteśmy w stanie o nic zawalczyć. Nikt nas nie szanuje, nikt z nami nie rozmawia, nikt nas nie słucha [Sławomir Neumann].
Jeżeliby szukać analogii do tego, co przeżywają państwa Europy Wschodniej na czele z Węgrami – wszak my jesteśmy tu epigonami, niezależnie od tego, co nam sugeruje dobrozmienna propaganda o naszej roli w Trójkącie Wyszehradzkim – to chyba jest widoczna w Ameryce Łacińskiej.
To tam po okresie pełnego społecznych kontrastów rolniczego dobrobytu do głosu doszły populistyczne rządy. One nawet zamożną niegdyś Argentynę szybko sprowadziły do poziomu, który niedawno prześcignęła Wenezuela. Ostatnim zaś etapem rozwoju jest tam dochodzenie do głosu nacjonalistycznej prawicy, po której się można spodziewać cywilizacyjnych osiągnięć Meksyku lub Panamy.
To prawda, że jest też różnica – w Europie rzecz przebiega szybciej. Dzięki temu silniej się odnosi wrażenie powtarzalności zjawisk, znanej z teorii chaosu. Wedle niej proces obserwowany poprzednio rozczłonkowuje się na wiele mniejszych, późniejszych klonów. Matematycy nazwali je fraktalami. Widać więc w rozwoju społecznym kompleks, tworzony przez okres “obszarniczy”, lewicowego populizmu, wreszcie narodowo-kościelnej sprawiedliwości społecznej. I... da capo al fine.
Podobieństwa są widoczne jeszcze w innych sferach. Zarówno u nas, jak i w Ameryce Łacińskiej mamy do czynienia z żarliwym klerykalizmem. Także my doświadczyliśmy niewolnictwa i kolonializmu. Zarówno więc tam, jak i tu jest popularne przekonanie, że nie ma się wpływu na własne losy. Wszak one zawsze zależały albo od plantatora, dziedzica, proboszcza, albo od jakiegoś sekretarza czy innego prezesa.
Jest i bardziej zasadnicza różnica. Dobry los dał nam szansę na włączenie się do klubu państw o odmiennej tradycji. Tu działa ten sam mechanizm, który największą potęgą gospodarczą w świecie uczynił z Ameryki Północnej, czyli pluralizm światopoglądowy, gospodarczy, praworządność i prymat praw człowieka. W rezultacie braku takiej okazji latynoskie reżimy są mordercze, potem dopiero dopiero komiczne. Nasi zaś populiści nie mordują, ale też nie słychać aby latynoscy ministrowie osobiście się angażowali w usuwanie niewygodnych obwieszczeń opozycji.
Czyli są dość zasadnicze różnice, ale gdyby propagatorki dobrej zmiany zaczęli występować w boliwijskich melonikach a propagatorzy w meksykańskich kapeluszach – już raz przecież tak ubarwiali kampanię wyborczą. Jeżeli już nam wszystkim próbują przyczepiać latynoską gębę, to czemu nie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz