Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 9 czerwca 2019

Ludowładność

Zwycięstwo “Solidarności” w 1989 roku zapoczątkowało rozszerzenie demokracji na nowe kraje. W krótkim czasie trzykrotnie wzrosła liczba państw demokratycznych. W konsekwencji ujawnił się proces, który Tocqueville opisał w związku ze sztuką. Jej reakcją na rozszerzenie liczby odbiorców przez zrównanie praw ludzi było również pojawienie się kiczu.
Upowszechnienie demokracji zaowocowało powiększeniem możliwości watażków o wysokich ambicjach, ale niewielkim szacunku do prawa. W rezultacie mamy polityczną szmirę nawet w takich państwach jak Francja. Tam “żółte kamizelki” nie mają żadnego przedstawicielstwa. Wskutek tego ruch jest niezniszczalny, ale też nie można z nim niczego wynegocjować.
To tacy skrajni odpowiednicy kukizowców, ale do palenia cudzych samochodów wybierają się własnymi. Bo wprawdzie zarabiają najmniej ze wszystkich Francuzów, ale wystarczająco, aby nie zdzierać cholewek. O takich wygodach mogą tylko marzyć “oburzeni” z państw od niedawna kapitalistycznych.
Każdy nadmiar powoduje kryzys. Także zbytek władzy, którym się zachłysnęli niektórzy obywatele zlikwidowanych demoludów. Niedawni proleci oszaleli tam w obliczu nowych możliwości i jako spóźnieni opozycjoniści albo zażądali nieograniczonej władzy, albo wybrali sobie kolejnych panów. W jednym i drugim wypadku skończyło się populizmem, politycznym kiczem.
Tyle tylko, że w demokracji władza jest ograniczona zasadą poszanowania prawa w ogóle, w szczególności zaś poszanowaniem praw mniejszości. Nie można zatem ani sięgać po cudzą własność, ani wykluczać odmieńców z życia politycznego.
Lekarstwem na szaleństwo populizmu jest samorządność. Jeżeli bowiem populiści opanują nawet wiele gmin, nie wpędzą państwa w kłopoty. Także ryzykowne eksperymenty liberałów mogą być sprawdzane na niewielkich obszarach. “Solidarność” wykazała się tu niepospolitą mądrością, postulując Polskę samorządową.
A to, że zwolennicy autokracji straszą optujących za samorządami rodaków rozbiciem dzielnicowym, to tylko oczywisty dowód na ich propagandową nieuczciwość. Nie da się też dyskutować z kontestatorami zasad. Dlatego wykrzykując demagogiczne hasła łatwo sprawiają na nieświadomych rzeczy widzach wrażenie, że mają rację.
Alternatywą dla wygranych wyborów jest jednak kryzys, którego także nie spodziewali się gierkowcy, oszołomieni wizją “drugiej Polski”, budowanej na kredyt. Powtarzanie też przegranej strategii w nadziei na lepszy skutek było przez Einsteina określane jako oznaka idiotyzmu. Miejmy nadzieję, że nas to jednak nie dotyczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz