Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 4 października 2019

Nabuzywność

To było tak, że do właściciela sieci gazowej przyszedł Frankowicz i powiedział, że kupi od niego gaz, ale pod warunkiem, iż będzie zagraniczny. Bo tańszy. Dobrze, powiedział Sieciowiec, ale bierzesz na siebie ryzyko, jakie wynika z fluktuacji cen. Biorę, oświadczył Frankowicz i zawarli umowę, w której nabywca wziął też na siebie koszta zakupu gazu za granicą.
Po pewnym czasie zagranica podniosła ceny swego gazu i pogardzany przedtem krajowy stał się tańszy. Frankowicz tedy pobiegł do Sieciowca i oświadczył, że mu się odwidziało i teraz chce rodzimy gaz. Na to Sieciowiec odpowiedział, że nie. Zamówił bowiem dla Frankowicza paliwo za granicą i jak go stamtąd nie odbierze, to sam zapłaci kary.
Tymczasem po wsi rozchodzi się plotka, że Sieciowiec nie tylko w umowach zawarł niegodne zastrzeżenia, ale nawet wciska tani, krajowy gaz udając, że to drogi, zagraniczny. Jakiś przeto nabywca poszedł z tym do wójta. Ten zaś ma kłopot. Skarżący bowiem dostawał paliwo wedle ceny, na jaką się zgodził. Z drugiej strony Sieciowiec rzeczywiście mógł nie być w porządku.
Wójt się zatem udał do powiatu. Tam usłyszał, że umowy nie można zmieniać, ale można ją rozwiązać, gdyby się okazała oszukańcza. Tyle tylko, że wtedy odbierając późniejsze straty Frankowicz musiałby Sieciowcowi oddać początkowe zyski. Za każdym więc razem wójt musi to osobno rozstrzygać.
No i radują się adwokaci nabywców obcego gazu, bo proces odszkodowawczy trzeba będzie dobrze przygotować. Z tych samych powodów prawnicy Sieciowca są w dobrych humorach.
A władza, która najpierw zapowiadała, że jak się usadowi na stołkach, to skończy z mniemanymi bezeceństwami Sieciowca, ma teraz pasztet. Bo jak Sieciowiec splajtuje, w ogóle nie będzie gazu i mieszkańcy wsi ją wywiozą na taczkach. Jak zaś gmina na siebie weźmie skutki zamieszania i pokryje wynikłe zeń straty, braknie jej na patriotyczne ławki i inne takie plusy.
Medycy zaś muszą żałować, że zdrowie to nie gaz. Wtedy by mogli oferować końskie na przykład, a mizantropi by biegali do wójta, że lepsze było tylko w młodości. Potem już dostawali chyba to drugiego sortu i dlatego stale ich boli w sobie.
Ale wtedy też by prawnicy mieli zajęcie. Chociaż medycy mieliby przynajmniej wrażenie, że ich ktoś słucha. Bo dotąd, to jakby nie bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz