Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 15 lutego 2023

Nierychliwość

 Odbył się odwoławczy proces kierowcy seicento, rozjechanego wiele lat temu przez premierowską limuzynę. Wyobrażał bowiem sobie, że prawo mu gwarantuje pierwszeństwo na drodze. Proces był niejawny.

Zaraz po sądzonym wczoraj wypadku ważny minister zawiadomił, że pechowy kierowca fiata się przyznał do spowodowania jego spowodowania. Główny zaś prezes obwieścił, że jasne jest, iż tylko on ponosi winę za zderzenie.

Jedno i drugie się okazało nieprawdziwe. Kierowca się nie przyznał, o winie przesądza sąd, nie najważniejszy nawet prezes.

Z perspektywy sześciu lat czuję się przez Beatę Szydło oszukany. Zaraz po wypadku nie wiedziałem, co mam zrobić, jakie podjąć kroki, jak się w tym wszystkim zachować. Dostaję list, w którym premier zapewnia mnie, że wszystko będzie transparentne i jesteśmy równi. Czuję się lepiej. Ale mija rok, drugi, trzeci i nic, co było zawarte w tym liście, nie potwierdza się – powiedział niedawno Wirtualnej Polsce wtedy jeszcze młodzieniec, oskarżony o spowodowanie wypadku.   

Prokurator zażądał roku ograniczenia wolności i wykonywania przez kierowcę seicento nieodpłatnych prac w wymiarze 20 godzin miesięcznie lub ponowne rozpatrzenie sprawy przez sąd I instancji. Oskarżony wniósł o uniewinnienie, bo z faktu, że pancerna limuzyna wbiła się na 46 centymetrów w drzewo, wynika, że jechała z nadmierną prędkością. Poza tym przekroczyła podwójną linię ciągłą i nie sygnalizowała syreną swego pierwszeństwa.

Wyrok zostanie ogłoszony 27 lutego. Niedługo więc jeszcze będziemy żywić wątpliwości co do skutku zderzenia obywatela z PiS-owskim państwem. Nie tylko dotyczące winy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz