Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 5 stycznia 2020

Losowanie

Się narobiło. Kiedy o irańskiej konferencji w Warszawie nikt już nie pamięta albo stanowczo poprzemy Amerykę, albo nasz sojusznik otrzyma paskudny sygnał. W potrzebie by został sam. Bo aby uniknąć wojny dał do niej powód już nie dyktaturze, a teokracji. Na osobisty rozkaz swego prezydenta.
Zabity w ataku drona, sterowanego z drugiej półkuli, zginął możny, irański generał. Przedtem jego zwolennicy nasilili ataki na amerykańskie bazy w Iraku. On sam wzorem wschodnich watażków zapewniał, że Ameryka się nie odważy go zabić.
Tutaj reguła, że państwa demokratyczne nie dopuszczają się agresji, nie sprawdziła się raczej w konfrontacji ze współczesnością. Nerwowy prezydent ma dosyć możliwości nawet w takim państwie jak USA, aby rozpętać emocje prowadzące do wojny.
Atak objawił kolejne zagrożenie dla procesu, który przedstawił Francis Fukuyama. Demokracja nie sprostała wymaganiom współczesności, która ją wyprzedziła. W wyniku rozwoju sił wytwórczych znowu powstały narzędzia, pozwalające ominąć ograniczenia, stawiane przez władzę ludu. Rezultatem zawsze były wojny.
Nie najlepiej w tym kontekście wypada chrześcijańska koncepcja linearnego postępu ludzkości, konsekwentnie kroczącej od stworzenia do zbawienia. Jawi się raczej zauważona już przez starożytnych tendencja do powtórzenia kolejnego cyklu w rozwoju dziejów. Odpowiada ona również teorii chaosu. Dlatego problem wygląda groźnie.
Jeżeli nawet wojna tym razem nie wybuchnie, my wyszliśmy na dudków. Bo jakże inaczej nazwać sytuację, gdzie wyłączając się z Europy weszliśmy w parantelę ze Stanami, które się dały sprowokować niepoważnymi przechwałkami?
Tak czy owak rozwój wypadków przedstawia się nader interesująco. Groza zawsze absorbowała obserwatorów. Także uczestników zdarzeń, tylko tych drugich zupełnie inaczej.
Ot, ciekawe czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz