Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 23 lipca 2019

Statyści

Jeśli się odrzuca to, co się samemu uznaje za prawdę, rezygnuje się z rozpoznania rzeczywistości. Więcej, zakłóca się naturalny dla człowieka proces odkrywania fałszu. Traci się zatem zdolność do funkcjonowania w społeczeństwie. Pozostaje jego margines.
Kiedy wskutek przeczenia samemu sobie przenika się do do “lumpiarstwa”, z jednej strony utrwala się swoją nową pozycję społeczną, z drugiej ma się szansę na przewodzenie temu środowisku. Głównie jednak wtedy, kiedy się ma świadomość odrzucania prawdy. Wszak wśród ślepców jednooki jest królem.
Kiedy potrafi się zastąpić myślenie ideologią, poznanie sprowadzić do stereotypów, posiadło się dodatkowe kwalifikacje do uczestniczenia w społeczności “głupiego ludu”, ale jeszcze nie do przewodzenia mu. Chyba że się innych prześcignie w ideologicznej gorliwości lub świadomie się propaguje fałsz. Można bowiem albo dawać wiarę głoszonym przez siebie niedorzecznościom, albo zwyczajnie kłamać. W drugim przypadku zdradza się zdolność do samodzielnego rozumowania.
Taka konstatacja leży u podstaw poglądu, że niemoralny bystrzak u steru jest znacznie mniej szkodliwy od uczciwego idioty. Ten pierwszy bowiem w odróżnieniu od drugiego we własnym interesie nie doprowadzi swojej domeny do upadku.
Nie da się wykluczyć możliwości zdobycia władzy przez ludzi odrzucających prawdę. Dlatego wymyślono wiele ograniczników. Przede wszystkim konstytucję. Markiz de Custine w Listach z Rosji pisze o wstręcie, z jakim car Mikołaj I się wyrażał o ustawie zasadniczej Królestwa Polskiego. Uniemożliwiła mu ona sprawowanie rządu w Warszawie wedle moskiewskich wzorców. Składał przecież przysięgę.
Carowie byli konserwatystami. Ci zaś wyznają zasadę, iż słowo, to nie dym. Teraz to prawda, którą można spokojnie odrzucić.
I to się własnie często nazywa polityką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz