Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 28 kwietnia 2021

Komplikacje

 Mateusz Morawiecki jest autorem pytania o zgodność z konstytucją zasady pierwszeństwa prawa UE oraz zasady lojalnej współpracy unii i państw członkowskich. Zapytanie było wynikiem wyroku TSUE o możliwości kontroli przez sądy prawidłowości procesu powołania sędziego. Wyrok był skutkiem regulacji, która odbiera samorządom sędziowskim wyłączne prawo mianowania sędziów.

Wczoraj też premier wyraził przekonanie, że nie może być polskiej partii, która by odrzucała unijny Fundusz Odbudowy. Także takiej, co odtrąca największe dopłaty unijne od czasu naszego przystąpienia do Wspólnoty. Jednakowoż oba źródła pieniędzy są uwarunkowane praworządnością. Ona zaś wymaga respektowania wyroków sądowych. Wszak TSUE uznaje prawo ustalania przez polskie sądy, czy każdorazowy skład orzekający gwarantuje niezależność treści wyroków od władzy.

Powstaje więc pytanie, czy może istnieć polska partia, która powoduje, że orzeczenia polskich sądów mogą być kwestionowane, bo sędziów mianowali politycy? Przecież polska konstytucja tylko samorządowi sędziowskiemu daje prawo ich nominacji. Od praworządności zaś zależą fundusze tak nęcąco wczoraj promowane przez Mateusza Morawieckiego.

Kopertowe wybory stworzyły kolejną zagadkę. Tutaj NIK ma gotowy materiał z kontroli. Onet uzyskał już stosowną informację o jej treści. Za wymienione tam nieprawidłowości najwyższym urzędnikom państwa może grozić Trybunał Stanu. Ważny minister już twierdzi, że niczego nie złamał. Wykonywał tylko polecenia.

Okazuje się oto, że najpierw Prokuratoria Generalna wydała opinię, że nie można uzasadniać epidemią zamiany bezpośrednich wyborów na korespondencyjne. Potem premier Morawiecki jednak nakazał ich przygotowanie. Następnie uzyskał opinię prawną Akademii Sztuki Wojennej, że zaraza uzasadnia listowne oddawanie głosów. Później zaś, już po normalnych wyborach i skardze RPO Sąd Administracyjny uznał, że nie było podstaw prawnych dla wydatkowania publicznych pieniędzy na kopertowe wybory.

Powstaje więc pytanie, czy przeznaczenie siedemdziesięciu milionów złotych na przygotowanie wyborów, które się nie mogły odbyć i się nie odbyły, jest wynikiem ignorowania prawa, czy nie?

No i w końcu jawi się trzecie pytanie, niejako kompilacja dwóch poprzednich: czy naprawdę otrzymanie funduszy unijnych zależy tylko od zgody między władzą i opozycją?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz