Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 2 listopada 2018

Święto

Jedenasty listopada staje się dniem narodowców. Konsekwentnie go wywalczyli dla siebie, niejako w konkurencji z państwowymi obchodami. Oficjalne uroczystości, organizowane przez władze mają swój rytuał, stały przekaz, element autopromocji i wyczerpują znaczna część potrzeby świętowania, ale stanowią już tło. Można to uzupełnić wspólną demonstracją radości, ale chyba skojarzenia z pochodami pierwszomajowymi powodują, że zwykły obywatel wybiera raczej pozycję widza.
Marsz Niepodległości (ten, na który zapraszał prezydent?) chyba stanie się też wspólną uroczystością europejskich neofaszystów. W przeddzień tegorocznego odbędzie się ich konferencja na Wilczej w Warszawie, a obrady uświetni koncert ze stosownym repertuarem ("Mein Kampf drogę nam wskazało, na której końcu czeka ład aryjskiego człowieka"). Nie można więc twierdzić, że zagranica ignoruje nasze święto.
Nacjonaliści byli mniej lub bardziej szczerze potępiani przez wszystkie dotychczasowe władze. Pokazują zatem nie podzielającym ich ideologii Polakom, że to oni są źli. Tylko wtedy na zasadzie kontrastu znajdą w sobie potwierdzenie tego, że sami są dobrzy, że są patriotami, Polakami, katolikami, mesjanistami. Naśladowanie w tym żydowskiego (sic!) nacjonalizmu (judaizm narodu wybranego) bije w oczy. Muszą przeto taką proweniencję przykryć antysemityzmem, muszą błyskać racami, zasnuć się pomarańczowym dymem, huknąć petardami.
W tej sytuacji zapraszanie na demonstrację rodzin z dziećmi, jak to proponuje były ksiądz, organizujący narodowy marsz we Wrocławiu jest kolejną pomyłką. Zwłaszcza hasło owego pokazu radości: “Życie i śmierć dla narodu” musi tu działać odstręczająco. Przecież w tym się kryje stare jak świat uzależnianie przez strach. Co innego ma budzić owa “śmierć dla narodu”, jak nie trwogę przed zagrożeniem przez obcych? Nie odczytuje się przecież informacji bez uwzględnienia kontekstu, okoliczności, specyfiki nadawcy.
Święto przepadło w naszych wewnętrznych swarach. Zawłaszczono też wspólne symbole narodowe, zszargano przesłanie twórców niepodległości, znaczna część Polaków jest we własnym kraju odsądzana od czci i wiary, nazywana gorszym sortem, który wygenerował kanalie, rzekomo organizujące smoleński zamach. Wszystko zaś bo nie chcą wyznawać jedynie słusznej ideologii. Nie chcą się też bać obcokrajowców, chcą z nimi współpracować, żyć w zgodzie, sami zarabiać na własne utrzymanie.
Wolność została sto lat temu nie tylko “odbita szablą”, ale zawdzięczamy ją także budzącemu się w ówczesnym świecie poszanowaniu dla praw obywatelskich. Dzięki temu Rzeczpospolita Obojga Narodów wyłoniła się na dwadzieścia lat z niebytu. Potem wprawdzie padła pod ciosami najeźdźców, ostatecznie zatrzaskując za sobą trumnę w ruinach powstańczej Warszawy, ale też świat wtedy powrócił był na czas jakiś do niegdysiejszego nacjonalizmu, pogłębionego jeszcze przez obłąkańcze ideologie.
Wracanie do tego teraz, sięganie po wzorce z doświadczeń faszystów lub komunistów ma tyle samo sensu, co tęsknota do przedpotopowych żarówek. Podobnie zresztą jak grubiaństwo “dorodnej młodzieży”, która znowu zdominuje rocznicowe obchody, stwarzając pozory, że wszyscy jeszcze chyba nie dojrzeliśmy do demokracji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz