Mamy do czynienia z politycznym manicheizmem. Głosił on walkę dobra ze złem. Jedno było reprezentowane przez światło, drugie przez ciemność albo przez ducha i materię. Tam podział nastąpił wobec przeciwstawnych racji, z którymi łatwo się było utożsamić. W polityce nie jest to tak proste. Każda bowiem z dwóch zasadniczych formacji, demokratyczna i autokratyczna sobie przypisuje dobro, zło pozostawiając konkurentom.
Autokrację niestety ośmiesza przesada, zrodzona ze skrajnego przestawiania obu pojęć. Nacjonalizm oto utrzymuje, że nie Rosja ze swym staromongolskim sposobem myślenia zagraża Polsce, a Niemcy, którzy nam rzekomo stale szkodzą. Ostatnio mają Polsce podsyłać imigrantów, powołując się na unijne prawa, które jakoby sami nadali Wspólnocie.
Nacjonaliści są w jednym lepsi od obu konkurentów do dobra, demokratów i autokratów. Szowinistyczne zło wyróżniają u nich wyraźne cechy fizyczne. Jego emisariusze mają ciemną lub zgoła czarną skórę albo przynajmniej wyrażają się w innym od naszego języku, jeżeli to nie jest rosyjski bodaj. Bo Anglicy nas sprzedali, Francuzi są zdemoralizowani, Włosi i Hiszpanie lub Portugalczycy by jeszcze uszli, bo szczęśliwie nie bardzo się do nas pchają, ale skolonizowali ciemnoskórych, których nasi narodowcy nie chcą.
Tak czy owak, mamy do czynienia z najstarszym problemem wszystkich religii, zmagających się z przyczyną zła. Przez parę tysięcy lat teolodzy tego nie rozwiązali i nasi politycy, męcząc się nad tym również bezskutecznie, przyczyniają się do politycznego zobojętnienia ogółu. Również do jego podświadomej ateizacji. Nawet jak przypisują sobie patriotyzm, odziewają się w narodowe symbole i głoszą całkowite oddanie swojej religii. Spowszedniałe bowiem odświętne symbole tracą swoją magię.
Wciórności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz