Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

sobota, 31 sierpnia 2019

Mamona

Po raz pierwszy od trzydziestu lat będziemy mieli zrównoważony budżet. Aliści po raz pierwszy też porzucono przestrzeganą wcześniej zasadę ostrożnego planowania. W wyniku tego założono, że dzięki zaradności władz wpływy wzrosną o 100 miliardów.
Tymczasem 50 miliardów z tego to koniunktura gospodarcza, przejściowa. Likwidacja OFE przyniesie 18 miliardów złotych, wyłącznie w 2020 roku. Wzrost inflacji (w Unii maleje, w Polsce rośnie) zapewni chwilowy zastrzyk pieniędzy w przyszłorocznym budżecie, który jej skutki będzie równoważył dopiero w 2021 roku. Na razie oznacza to około 15 miliardów złotych jednorazowego dochodu budżetowego. Jednorazowo zasilą fiskusa wpływy z opłat za prawo do emisji CO2 oraz do korzystania z częstotliwości G-5.
Są i stałe dochody. Zmniejszona dzięki pomysłom poprzedników luka vatowska przyniesie 20 miliardów. Podniesiono też podatki, co przyniesie budżetowi około 15 miliardów. Najlepiej zarabiającym podniesiono opłaty ZUS, kolejne 5 miliardów dla państwa. Niestety zmusi to przedsiębiorców do ograniczenia zatrudniania bardziej wykwalifikowanych i lepiej zarabiających pracowników.
Wydatki też mają być zmniejszone, tak że w stosunku do tegorocznych wzrosną jedynie o 14 mld złotych. Obietnice wyborcze nie sprawiały wrażenia, że to prawda. Z piątki Kaczyńskiego wykreślono jednak emeryturę+, co przyniesie 10 miliardów oszczędności. A obietnice? Preześne?
Kiepsko w tym wszystkim wygląda ochrona zdrowia. Szpitalne długi ustawicznie rosną, zlikwidowano bowiem zasadę, że lecznice same muszą pokrywać swoje zobowiązania albo upadają. Teraz więc samorządy mają kłopot, ale nie tylko one. Długi w publicznych szpitalach również rosną. Jak niedawno słyszeliśmy od dyrektora jednego z nich, niedoszacowane usługi powodują tym większe straty, im więcej się ich świadczy. Nie mogą się zatem medycy ratować intensywniejszą pracą. Jak w Peerelu.
Mamy zatem obraz dość specyficzny. Budżet w 2020 roku może i być zrównoważony, ale potem? Zarządzanie finansami polega na podejmowaniu działań, wskutek których straty zamieniają się w zyski. Kiedy się zamiast tego prezentuje propagandowe sztuczki, rzecz wygląda albo na pomyłkę, albo komunikowanie nieprawdy. To zaś, jeżeli jest świadome, może uchodzić za paternalistyczne traktowanie odbiorców informacji. Jeżeli zaś jest nieświadome, świadczy o niedostatku w umiejętności przewidywania.
Ale na razie byczo jest, i tego się trzymajmy.

piątek, 30 sierpnia 2019

Powody

Oczyszczalnia ścieków w Warszawie nie działa w pełni, bo dwa kolektory dostarczające do niej nieczystości są niedrożne. Najpierw jeden z nich uległ awarii, zaraz potem zatkał się drugi, rezerwowy. Prawo serii mówi, że jak coś jest bardzo mało prawdopodobne, to łatwo się powtarza. Ktoś zaś nie dający wiary przypadkom mógłby tu łatwo dostrzec spisek.
Niezawodna Krystyna Pawłowicz jak zwykle bez ogródek wiąże to zdarzenie z przyjazdem Donalda Trumpa. I wykrakała. Amerykański prezydent przełożył wizytę w Polsce, bo znowu do Florydy zbliża się tornado. Rychło więc kpiarze dostrzegą okazję do przypisywania pani profesor profetycznych zdolności.
Jedni tymczasem ciężko pracują, aby usunąć niedrożność kolektorów, drudzy, jak mówi prezydent Trzaskowski, biedzą się niemniej ofiarnie, aby wzniecić panikę. Marek Suski (a jakże) kojarzy informacje o zrzucie ścieków do Wisły z mataczeniem propagandy po wybuchu w Czarnobylu. Dziennikarka TVP pytała prezydenta Warszawy, czy się poda do dymisji w akcie odpowiedzialności za awarię. Nieczystości bowiem mają zagrozić ujęciom wody pitnej, położonym jednak wyżej.
Rzecz jest poważna, ale od czasu prezydenta Starynkiewicza do 2012 roku lewobrzeżna część Warszawy zrzucała do Wisły surowe ścieki. Więcej, wiele wielkich miast polskich zbudowało swoje oczyszczalnie dopiero po przystąpieniu do Unii. Wtedy też dawało to asumpt różnym rzecznikom interesów obecnego suwerena do kwestionowania potrzeby ich budowy.
Mamy u siebie bezpardonową walkę polityczną, w której nie liczy się nic poza zwycięstwem. Także dobro ogólne nie ma znaczenia. Zmagania są napędzane jakąś zdumiewającą namiętnością. Trudno bowiem przypuszczać, że chodzi tu tylko o władzę lub pieniądze. Takie natężenie złej woli występuje jedynie, kiedy w grę wchodzi zemsta za rzeczywiste lub częściej wyimaginowane krzywdy.
Rzecz najlepiej ilustruje rozprawa z Kamilą Gasiuk-Pihowicz, jakiej dokonała osławiona pani Emilia. Z jednej strony stała wszechstronnie wykształcona i obdarzona ciętym językiem posłanka, z drugiej zaś sfrustrowana gospodyni domowa, posiadająca biegłość w posługiwaniu się mową dorożkarską. Były powody do nienawiści.
Jedni więc utrzymują, że “suweren” bierze odwet za wykluczenie, drudzy że tylko jego kierownictwo odbiera zapłatę za odtrącenie w chwili przełomu w 1989 roku. Prawdziwe zaś mogą być obie wersje. Frustrację nieprzystosowanych sprytnie wykorzystali niedowartościowani politykierzy i mamy, co mamy.
Tylko nadmierne natężenie złej woli zawsze się staje komiczne.

czwartek, 29 sierpnia 2019

Niesprawiedliwości

Ujawniono wykaz podróży lotniczych Beaty Szydło z czasów jej premierowania. Różnie jest to komentowane. Najlepszym bowiem sposobem podporządkowania sobie ludzi jest mówienie im tego, co chcą usłyszeć. Wszak nie tylko dobra zmiana posiadła makiaweliczne prawdy.
Obiektywnie zaś wygląda to tak, że łącznie zarejestrowano 253 loty pani premier, 164 krajowe i 89 zagranicznych. Ze wszystkich zaś peregrynacji 69 zakończyło się w Krakowie lub Katowicach, co wielu uważa za powroty do domu. Czy połowa krajowych podróży lotniczych to dużo?
Pani premier urzędowała w ciągu 530 dni roboczych. Z tego w 180 dniach absorbowały ją przeloty. Na ich trud poświęciła też 20 niedziel. Co trzeci więc dzień powszedni jej sprawowania urzędu wiązał się z uczestniczeniem w locie. No i z niedziel czasu swego urzędowania prawie co czwartą nasza premier przynajmniej częściowo spędziła w podniebnej podróży.
Jeżeli się weźmie pod uwagę skutki owych lotów, to za granicą się nie bardzo sprawdziły. Darujmy już sobie maltańskie zwycięstwo. W kraju zaś były jak najbardziej skuteczne. Jeżeli się porówna negatywny elektorat pani Szydło z takim samym każdego innego polityka dobrej zmiany, to widać, że jej metody sprawowania urzędu odniosły sukces.
Czy elektorat dobrej zmiany chce usłyszeć co innego? Wątpliwe. A zwolennicy opozycji? Też pewnie nie. Czyli informacja jest na czasie i, co najważniejsze, przyczynia się do zadowolenia jednych i drugich. Trzeba przecież likwidować podziały.
Promocja zaś bezpieczeństwa lotniczego transportu w zestawieniu z lądowym też nie jest do pogardzenia. Przecież w powietrzu nie ma posiadaczy samochodów seicento, rozpierających się za kierownicą swoich pojazdów i powołujących się na kodeks drogowy.
Nieuprawniony też okazuje się zarzut, że dobrozmienny premier u nas nie decyduje o niczym. A chociażby wybór sposobu podróżowania i jego promocja?
No i komisarzem unijnym ma być… Szkoda gadać.

środa, 28 sierpnia 2019

Tradycje

Jeśli dbasz o zbawienie duszy, nie zajmuj się polityką [Machiavelli]
Stanisław Karczewski do Konrada Piaseckiego: Gdyby minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wiedział, że jego zastępca organizuje nagonkę na nieprzychylnych władzy sędziów, wtedy sam podałby się do dymisji. Jeszcze więc nie wie?
To oczywiste łapanie za słówka, ale skoro, jak pisze Roman Giertych, prezydent Komorowski miał odpowiadać za obraz, skradziony przez jakiegoś ciecia podczas przenosin całego wystroju pałacu z miejsca na miejsce, to dlaczego obecni dygnitarze mają być wolni od tej samej zasady?
A w ogóle to co jest gorsze, niewiedza o nieprawidłowościach, czy sterowanie nimi? Zwłaszcza, że pan marszałek uzupełnia rzecz słowami: Czuję obrzydzenie do tego, co tam się działo.
Dwoistość standardów z jednej strony ma marksowskie konotacje, z drugiej makiaweliczne. Obie skompromitowane. Wedle pierwszej historia jest dobra lub zła, zależnie od tego, kto ją ocenia. Wedle drugiej do polityki, czyli sfery publicznej nie można przenosić prywatnej moralności, naczelną bowiem wartością ma być interes państwa.
Od dawna wiadomo, że dobra zmiana wyznaje podwójne standardy. Teraz widać, że albo nie bardzo się z tym kryje, albo nie wie czym się bawi. Podstawowym zaś celem jest dla niej dobro ...ideologii?
A Polska?

wtorek, 27 sierpnia 2019

Sukcesywność

Nie zaskoczyła komisja o barokowej nazwie, popularnie nazywana vatowską. Jeżeli już, to srogością. Jej przewodniczący zaproponował postawienie przed Trybunałem Stanu Donalda Tuska, Ewy Kopacz, Vincenta Rostowskiego i Mateusza Szczurka. Pewne za to, iż dobra zmiana wdrożyła ich rozwiązania, przeciwko którym w 2013 roku jedynie słuszna opcja oponowała, wskutek czego bezczelnie zmalała luka vatowska.
Zanim rzecz obwieścił, przewodniczący komisji przez wiele kwadransów prezentował zarówno niemałe zdolności krasomówcze jak i zadowolenie. Czyli parafrazując znaną kwestię z “Ucha prezesa” można było zauważyć, że nie tylko głosował, ale i się cieszył. I nie dał sobie przerywać tyrady.
Urzędnik bowiem to znawca kanonu. Zasadę tak sformułował jeszcze Konfucjusz i w średniowieczu Mongołowie przenieśli ją z Chin do Rosji. Tam więc Lenin mógł ją nie tylko zapisać gdzie należy, ale dzięki niej wszystkie bez wyjątku urzędy obsadzić nieomylnymi fachmanami.
Dobra zmiana rzecz usprawniła, upraszczając zarówno kanon (Tusk ma wilcze oczy) jak i kod ("winatuska") pozwalający zeń czerpać prawdę. To wszystko bowiem co rzeczony przewodniczący mówił o odkryciach komisji śledczej, miało być projektem jej raportu końcowego, aliści prezentowanego od omówienia końcowych wniosków. Tak się to teraz robi. Odwrotnie. W końcu mamy dobrą zmianę.
Pokazanie sprawności w operowaniu kanonem i kodem oraz odporności na szum informacyjny, wzniecany przez prawdę, logikę lub skrupuły zawsze daje legitymację do tym wyższych stanowisk, im większą ktoś prezentuje biegłość.
No i nareszcie mamy koniec podziału w Polsce. Obie strony sporu politycznego mówią o projekcie raportu z jednakowym zachwytem. Obie bowiem wyrażają przekonanie, że im pomoże wygrać wybory.
Mamy więc chyba jasność, kto dołączy do grona ewentualnych następców Prezesa. Mówiło się w tym kontekście o Mateuszu Morawieckim, Zbigniewie Ziobrze, nawet o Joachimie Brudzińskim. A teraz?

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Pytajniki

Wykrystalizowała kontrakcja po doniesieniach o farmie trolli. Znowu “winatuska”. Po pierwsze więc mówi się, że zawsze prowadzono taki proceder, po drugie w przeciwieństwie do poprzedników natychmiast zareagowano, kiedy tylko powzięto wiadomość o niecnych poczynaniach niektórych pracowników ministerstwa. A w ogóle ma to być wyłącznie awantura w środowisku sędziowskim.
Jeżeli jednak to wewnętrzny spór, to dlaczego zdymisjonowano ...urzędników? Czy dlatego, że w powołanym we wrześniu ubiegłego roku zespole do walki z hejtem sześciu wymienionych przez sędziego Dariusza Mazura z dziewięciu jego członków brało udział w osławionej grupie Kasta na Twitterze? Dlaczego więc to jest spór(?) między nielicznymi zwolennikami reform sądownictwa a mnogimi i często hejtowanymi za to jej przeciwnikami?
Jest też pewien szkopuł. Oto już w marcu prokuratura wysokiego szczebla weszła w posiadanie nośników informacji, na których były zapisane teksty sugerujące, że wiceminister jest zamieszany w paskudną aferę. Mało, że w związanej z nią korespondencji powołuje się na szefa. I ministra nie zawiadomiono? Jeżeli nie, to powstaje pytanie, jak jest zorganizowany obieg informacji w ministerstwie? Kto za to odpowiada? Za co więc powinien minister otrzymać medal, którym by go obdarzył inny wiceminister?
Jeżeli szybka reakcja była tym co ma odróżniać dobrą zmianę od ciepłej wody w kranie, to jak się rzecz ma do osób, które posługując się dorożkarskim słowem brały udział chociażby w akcji szykanowania profesor Gersdorf, która, jak mówi, dawno składała zawiadomienie o przestępstwie? A innych osób? Niektóre z obecnie ujawnianych stoją bardzo wysoko w hierarchii urzędowej.
Jeżeli zaś zdymisjonowany wiceminister dostał pochwałę za pracę, to wedle wielu komentatorów dymisję przyjęto od niego, bo się dał złapać. Alternatywą jest przypuszczenie, że urzędnicy ministerstwa są fatalnie poinformowani.
Nie tylko oni. Sugeruje to chociażby reforma sądownictwa, które miało być uwolnione od osób niegodnych, a awansowano też trolle. Podobnie jest z reformą szkolnictwa, gdzie dzieci się będą tłoczyły w podwójnych klasach, w dodatku też w szkołach, których nie wybierały. O służbie zdrowia, sprzęcie armii, czy polityce zagranicznej nie ma co mówić. A wszystko to budzi zadowolenie głosicieli dobrej zmiany.
I “winatuska” ma załatwić problem? Kiepsko.

niedziela, 25 sierpnia 2019

Odwrotności

Opracują kodeks postępowania sędziów w Internecie. Ma to być odpowiedź na farmę nienawiści, wedle jej odkrywców sterowaną przez byłego już wiceministra i w jednej osobie sędziego, który pewnie zechce wrócić do zawodu po tegotygodniowej dymisji. I tu jest ambaras. Inni sędziowie, którzy nie potrzebowali takiego kodeksu, aby wiedzieć jak postępować, nie wyobrażają sobie, że ktoś z charakterem zdymisjonowanego dygnitarza może orzekać w imieniu Rzeczypospolitej.
Sprawa najpewniej trafi przed Izbę Dyscyplinarną. O jej zaś składzie nie decydował tylko korporacyjny samorząd, a również politycy, którzy też mieli odnosić polityczne korzyści z atakowania sędziów nieprzyjaznych ich reformie. Dawno jednak sformułowano maksymę, wedle której murzyn zrobił swoje i murzyn może odejść. Trudno więc zazdrościć zdymisjonowanym urzędnikom spokoju ducha, jeżeli liczą na jakieś względy.
Ale co tam jacyś nazbyt gorliwi funkcjonariusze. Cały suweren jest wyzyskiwany przez dobrą zmianę. System bowiem podatkowy najbardziej obciąża najuboższych. Podatki u nas tak bardzo nie są progresywne, że Oko.press nazywa je regresywnymi. Obejmują bowiem największą część zarobków pracowników najmniej zarabiających. U nas stanowi to 39% najniższych wynagrodzeń sprzed ostatniej ich podwyżki. Gorzej mają tylko Litwini i Węgrzy. W Unii najmniejszą różnicę pomiędzy obciążeniami podatkowymi wysoko i nisko uposażonymi pracownikami mamy w Irlandii, największą zaś w Polsce i na Węgrzech.
Progresywne podatki są nierówne i tworzą rodzaj kary dla zaradnych. Dlatego były preferowane przez lewicę, żerującą na klasowej nienawiści. Gdyby od nich uwolniono kwoty wydawane na inwestycje, miałyby jednak sens. Bogacze by płacili mniej w stosunku do zarobków, ale by tworzyli miejsca pracy. Powiększone wpływy do budżetu pozwoliłyby najmniej zarabiających uwolnić od danin. Ale tak nie jest. W rezultacie dobrozmienne państwo jest finansowane głównie przez popierającego je suwerena, a nie jego rzekomych wyzyskiwaczy.
Wszystko więc mamy na opak. Dobra zmiana wprowadzając najwyższe standardy lekce sobie waży niegodne zachowania osób publicznego zaufania, wspierając zaś werbalnie wykluczonych obciąża ich podatkami. Nic dodać.
A instrukcja jak nie być świnią nie jest potrzebna tam, gdzie wszyscy wiedzą, że to nieładnie.

sobota, 24 sierpnia 2019

Farmerka

Farma trolli to określenie nie na wyrost. Nie tylko pani Emilia i jeden wiceminister uprawiali w niej trollerski proceder. Media przynoszą nazwiska kolejnych dygnitarzy nie tylko ministerialnych, ale też z KRS i ..mediów. Na razie to uczestnik blogosfery i dziennikarz jedynie słusznej stacji. Potem ma być ich więcej.
Trollowanie wygląda na profesjonalnie zorganizowane i obficie zasilane niedostępnymi dla zwykłego śmiertelnika informacjami. W takim duchu jest utrzymane oświadczenie Komitetu Obrony Sprawiedliwości, którego przedstawiciele wczoraj mówili, że “Mamy do czynienia z systemowym, zaplanowanym działaniem aparatu państwa. To nie jest hejt, to jest coś znacznie poważniejszego”.
Zupełnie też nie brano chyba pod uwagę ewentualnej wpadki. Każdy uczestnik zmowy musiał mieć przecież świadomość, że w razie ujawnienia procederu stanie w obliczu odpowiedzialności dyscyplinarnej, politycznej albo nawet karnej. Nie zaplanowana wcześniej kontrpropaganda jest bardzo wątła.
W dodatku rzecznicy prezydenta i premiera wypowiadają się sprzecznie. Wedle bowiem swego przedstawiciela Andrzej Duda uważa, że sprawę trzeba wyjaśnić do końca, zdaniem swego reprezentanta Mateusz Morawiecki traktuje ją jako zamkniętą. Minister sprawiedliwości zaś tajemniczo mówi, że “Sędziowie nie są nadzwyczajną kastą, (...) nie mogą kierować się żądzą odwetu czy zemsty”.
Symbolem konfuzji eksponentów jedynie słusznej ideologii na długo pozostanie pełne cierpienia a zwykle butne oblicze jej czołowego wyraziciela. Jego właściciel po poprzednich zaprzeczeniach już wie o co tu chodzi, ale się przeziębił — ambonę ustawiono w przeciągu? — i choroba gardła uniemożliwia mu komentowanie. O tym, że zdymisjonowany wiceminister sprawiedliwości nie był rzekomo nikim ważnym a jedynie słuszne media ledwo go kojarzyły, nie już ma co mówić.
Cały proceder oczerniania niepokornych sędziów już w marcu br ujawnił portal Oko.press, pisząc, że trwa on od trzech miesięcy. Prokuratura też wtedy podjęła czynności sprawdzające. Aliści wedle Gazety Wyborczej skierowaną przeciwko sędziom akcję podjęto już w 2016 roku. Wtedy też przyjęto w farmie pseudonimy. Z ujawnionych materiałów wynikałoby, że “Herszt” podpisywał wprawdzie odznaczenia, ale miał też “Szefa”.
Nie tylko więc trapiony niemocą gardła wyraziciel dobrej zmiany prezentuje niezaprzeczalną vis comica. Także farmerzy nie byli pozbawieni poczucia humoru. Tyle że naprawdę śmieje się ostatni.

piątek, 23 sierpnia 2019

Profeska

Eugeniusz Kłopotek odchodzi z polityki i nie będzie się udzielał w mediach. Więcej, z kandydowania zrezygnuje także małżonka pana Eugeniusza. Pozbawiono bowiem pierwszego miejsca na liście wyborczej innego posła PSL, wstawiając tam przedstawiciela koalicyjnej partii Kukiz’15. Z jego odejściem za jednym zamachem ludowcy unikają populistycznych szarż medialnych swego niepokornego parlamentarzysty i jednego z przykładów przypisywanego im nepotyzmu. Jakże bardziej elegancko od PiS-u.
Tam bowiem mamy do czynienia z wymuszonymi dymisjami najwierniejszych polityków. Muszą wracać do poprzedniej profesji, co w niektórych wypadkach nie oznacza szeregowego mandatu poselskiego, ale w najlepszym wypadku kontynuację kariery politycznej w Kancelarii Prezydenta, częściej zaś powrót do mniej intratnego orzekania lub nauczania.
Los zawodowych polityków, pozbawionych innego zawodu a opuszczających partię nie jest godny pozazdroszczenia. Muszą się albo szybko nauczyć czegoś nowego, albo cierpieć ubóstwo. Tylko niektórzy mogą liczyć na oparcie w terenowych strukturach partyjnych. Tu zresztą również się zależy od politycznej koniunktury. Kiedy nie ma dostatecznie wysokiego poparcia w wyborach, nie ma dotacji, czyli etatów.
Obawa więc przed złym losem w wypadku złamania lojalności skazuje zawodowych polityków na łaskę i niełaskę kierownictwa własnej formacji. Więcej, zmusza do kurczowego trzymania się jej linii, niezależnie od tego jak dalece partia brnie w absurdy. Obok więc niedemokratycznych statutów mamy drugi powód utrwalania się u nas partyjniactwa, z którym tak namiętnie walczy Paweł Kukiz.
Najlepsze przepisy tu niewiele zmienią. Najbardziej demokratyczne zasady były zapisane w konstytucji ZSRR. I niewielu było takich, którzy by zdradzali swoje wątpliwości co do tego, czy są przestrzegane. Natychmiast zresztą lądowali w psychuszkach. Propaganda zaś każdą decyzję władz przestawiała jako całkowicie zgodną z prawem.
Może nie są prawdziwe powody, o których mówi poseł Kłopotek odchodząc z polityki, ale niezależnie od jakości swoich wypowiedzi był jednym z nielicznych, którzy się nie uginali przed partyjnym dyktatem.
Dopóki zaś politycy będą zawodowo uprawiali posłowanie, dopóty będziemy mieli partyjniactwo. Przecież własną firmę trzeba hołubić wbrew wszystkim przeciwnościom.

czwartek, 22 sierpnia 2019

Mniemanologowie

To minister Ziobro poprosił wiceministra Piebiaka o ustąpienie. I to niezależnie od tego, że jego zastępca zaprzeczał doniesieniom Onetu. Ponieważ oficjalna propaganda przyjmuje zaprzeczenie za dobrą monetę, rzecz jest wewnętrznie sprzeczna. Podobnie było z ustąpieniem marszałka Kuchcińskiego, który miał nie pogwałcić nawet obyczaju a odszedł, bo opinia publiczna tak chciała.
Były już mąż pani Emilii, hejterki atakującej sędziów zrzeszonych w Justitii napisał do Onetu pełen goryczy list, w którym wyrzuca portalowi, że do rozpowszechniania sensacyjnych informacji wykorzystuje dramat jego dawnej żony, borykającej się z alkoholizmem i zaburzeniem osobowości. Tymczasem wydaje się, że to właśnie ona ujawniła przedsięwzięcie i teraz na sobie doświadcza jego działania.
Sędziowie zrzeszeni w “Justitii” i prokuratorzy z “Lex super omnia” żądają powołania komisji śledczej dla wyjaśnienia afery. Uważają, że prokuratura nie jest w stanie jej rozwikłać, bo na sposób radziecki podlega ministrowi sprawiedliwości. On zaś jako przełożony wiceministra Piebiaka albo sprawował nad nim niewłaściwy nadzór i nie wiedział o poczynaniach podwładnego, albo był wtajemniczony i je akceptował. Dobra zmiana, podporządkowując prokuraturę ministrowi zastawiła na siebie zabawną pułapkę. Nie da się przecież ogółu przekonać, że będzie teraz niezależna od swego szefa.  
Paweł Poncyliusz, niegdyś wzięty wyraziciel PiS-u wątpi w zapewnienia, że minister Ziobro nie wiedział o poczynaniach swego zastępcy. Więcej, mówi o “kompromatach”, materiałach kompromitujących osoby publiczne, gromadzonych wedle niego przez partię w zielonych teczkach. Uderza tu terminologia, żywcem przejęta od sowietów.
Zabawnie to koresponduje z twittem Donalda Tuska, który pisał o bolszewikach w ogóle, a za porównanie obrazili się wyraziciele dobrej zmiany. Aliści trudno się oprzeć konstatacji, że Sowieci mieli jednak dużo łatwiej. Nikt im nie wyciągał niewygodnych faktów na światło dzienne, a jak już, to bardzo krótko. Ewentualne więc szukanie analogii dobrozmiennych zawiłości z bolszewickimi muszą być chybione. 
I jak mówił Jan Tadeusz Stanisławski “to by było na tyle” albo kończy sprawę, jak by chciał premier.

środa, 21 sierpnia 2019

Przykład

Za czynienie dobra nie wsadzamy” [autorytet].
Rzecz nieźle koresponduje z problemem oświaty, w hierarchii problemów do omówienia w kampanii wyborczej stawianym na trzecim miejscu. — Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie — mówił Jan Zamoyski.
publikacji zatem Onetu o farmie trolli w najwyższych gremiach władzy by wynikało, że oświatę mieliśmy fatalną, skoro elity niewłaściwie pojmują dobro. Na razie imiennie wskazany przez portal wiceminister podał się jednak do dymisji. Aliści podziękowano mu za dobrą pracę. Zawiadamiając o odejściu urzędnik mówił, że atak, któremu uległ, nie był skierowany na niego. Celował w reformę sądownictwa. Również więc będzie poniechana?
Tak czy owak wiceminister zaprzecza doniesieniom mediów a Onet będzie miał proces za pomówienie. To dlaczego ta dymisja? I to złożona przed złożeniem wyjaśnień premierowi. I przyjęta z założeniem, że kończy sprawę. Nieubłagane zaś media rozszyfrowują kolejnego urzędnika, który miał wiedzieć o przedsięwzięciu.
Kiedy się do tego dołączy jeszcze nie przebrzmiałe poprzednie wyjaśnienia polityków w sprawie premii, lotów, kiedy w dodatku podnosi się wysokie standardy, jakich podobno przestrzegają, mamy komplet absurdu, w którym zanurzana jest nasza polityka. Chociaż rzeczonej farmy nie da się nijak przypisać Tuskowi.
Jedynie słuszna propaganda milczała więc wczoraj zmieszana, a jej wyraziciele (nawet przemawiający niedawno z ambony) utrzymywali, że nic o nowym problemie nie czytali. Nic dziwnego. W zaistniałej bowiem sytuacji dobro staje się nie tylko względne, ale w ogóle przestaje istnieć. Kogo więc i za co tu potępiać? Trudno zazdrościć redaktorom przekazów dnia.
Edukacja zaś to nie tylko szkoła, ale też przykład dawany przez lepszy sort, czy inną “wyższą jakby półkę”. Wypadło fatalnie i to niezależnie od dalszego ciągu.

wtorek, 20 sierpnia 2019

Socjal

Opieka socjalna tworzy największy odsetek wydatków państw Unii. Pochłania ona średnio 19,2% PKB, czyli 40% budżetu. Najwięcej na “socjal”, 25,6% PKB poświęca Finlandia, najmniej, 9,6% wydaje Irlandia. Polska na początku bieżącego roku przeznaczała na to 15,39% PKB i 38,3% wydatków. Nie byliśmy więc wtedy państwem nadmiernie opiekuńczym.
Źródłem dobrobytu nie jest darowizna, a praca. To stara prawda, przypisywana Miltonowi. U nas jest to szczególnie widoczne, jako że mimo różnych plusów rośnie u nas ostatnio ubóstwo.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę obiektywne przyczyny biedy: bezrobocie, wysoki przyrost naturalny, niski dochód narodowy i generowane przez to mizerne zarobki, to nie ma raczej powodu do przypisywania ich Polakom. Pozostają więc subiektywne powody ubóstwa: patologie społeczne z powodu skażenia charakterów części populacji, uchylanie się od pracy lub ograniczone możliwości zarobkowania wskutek niskich kwalifikacji, brak motywacji do ubiegania się o wynagrodzenie zastępowane zapomogami, wreszcie wielodzietność.
Na tym tle uderza Irlandia. Ma niski poziom wydatków socjalnych i niewielki margines biedy. Ale niedługo przed naszą transformacją rząd zawarł tam ze związkami zawodowymi pakt społeczny. Ograniczono wydatki państwa, zmniejszono podatki, uruchomiono prywatne inwestycje, otwarto się na imigrantów i dzięki temu tak rozkręcono PKB, że teraz mają dobrobyt godny pozazdroszczenia.
My też wiele osiągnęliśmy dzięki planowi Balcerowicza, ale sukces mógłby być większy. Nasi bowiem wykluczeni byli od początku przez wszystkich populistów buntowani przeciwko reformom i wykorzystywani tak dla zdobycia władzy. Gospodarka też była systematycznie odsuwana od balcerowiczowskich zasad przez każdy kolejny rząd po gabinecie Krzysztofa Bieleckiego.
Teraz więc stoimy wobec dylematu: dalej demotywować do pracy ludzi poprzez łudzenie ich, że należą się im owoce transformacji bez względu na przyszłość ich dzieci, czy przekonywać, że bez pracy nie ma kołaczy?
To drugie jest znacznie trudniejsze, ale też dużo bardziej efektywne. Bo przecież nie ma róży bez kolców.

poniedziałek, 19 sierpnia 2019

Ekoterroryzm

Ochrona środowiska stoi bardzo wysoko w rankingu zainteresowań wyborców. Realizuje się ją przez zasadę: truciciel płaci za skutki. Amerykanie regulowali to kiedyś tak, że każdy korzystający z wód rzecznych producent  mógł do nich wprowadzać dowolne substancje, ale punkt poboru wody musiał mieć poniżej miejsca zrzutu swoich ścieków.
Był również pomysł na podatek ekologiczny. Państwo by bilansowało wysokość swoich wydatków i na podstawie statystyk ustalało opłaty producentów za zanieczyszczenia, wprowadzane do środowiska. Cena wszystkich produktów by wtedy wzrosła, ale nie byłoby podatków. Państwo bowiem, zamiast obciążać obywateli daninami, co czyni z nich poddanych, sprzedawałoby prawo do korzystania ze środowiska, dobro wspólne, pozostające w jego zarządzie.
Z przytoczonych tu historii wynika też istota ochrony środowiska. Zależy ona od prowadzonej polityki, wynikających z niej regulacji, rozwiązań przestrzennych. Wymaga zapewnienia środków na inwestycje proekologiczne, na zakup technologii, nade wszystko pogłębiania świadomości ekologicznej.
Jeżeli jednak się włącza gatunki chronione do listy zwierząt łownych — bobry już w czasach Chrobrego były w Polsce pod ochroną — jeżeli strzelanie do ptaków traktuje się jako regulację pogłowia, wycinkę naturalnych lasów jako ochronę przed szkodnikami, to albo coś jest nie tak z językiem polskim, albo ze świadomością ekologiczną. O potrzebie ochrony wód, powietrza, krajobrazu i ziemi nie ma już co mówić. I to pewnie będzie przedmiotem dyskusji.
A problem nie jest wydumany. Rocznie umiera w Polsce przedwcześnie 44,5 tys. osób tylko z powodu wdychania pyłów, zawartych w powietrzu. Pod względem odsetka takich zgonów w stosunku do liczby mieszkańców gorzej w Europie jest tylko w Bułgarii, Macedonii, Rumunii i na Węgrzech. Nie możemy więc dać nawet Międzymorzu budującego przykładu. A mamy jeszcze wody i gleby zatruwane wszystkim, co odrzucili nie tylko nasi producenci, ale również zagraniczni, od których sprowadzamy odpady.
Na razie środowisko jest traktowane jako niewidzialne tło albo śmietnik. “Bo między Bugiem a Odromnysom, to najważniejsze my som” [Kern]. Tylko jak długo go starczy?

niedziela, 18 sierpnia 2019

Krzepa

Na ochronę zdrowia przeznaczamy taki odsetek PKB, jaki poświęcają kraje rozwijające się. Te wydają od 6-8,5%. My jedynie 6% i to nas w rankingu cywilizacyjnego rozwoju sytuuje na realnym miejscu pośród państw świata.
Cały czas trwają dyskusje, jak powiększyć kwoty przeznaczane na ochronę zdrowia. Zwolennicy leninowskiego systemu Siemaszki mówią wprost o przejęciu NFZ przez państwo i powierzenie troski o chorujących budżetowi. Zwolennicy zaś odejścia od państwowej kurateli optują za likwidacją nawet ministerstwa zdrowia, co dopiero NFZ i chcieliby powierzenia finansowania obywatelom, którzy by się ubezpieczali tak samo, jak to robią ze swoimi samochodami. Świat zaś stosuje pośrednie sposoby finansowania lecznictwa.
U nas lekarzy opłaca głównie NFZ, w pewnej mierze budżet, trochę pieniędzy trafia z ubezpieczenia poszkodowanych kierowców i nieco z międzynarodowych darowizn. Prywatnie są finansowane te zabiegi, których państwo nie refunduje. Także część kosztów leczenia pokrywają niecierpliwi pacjenci, dla uniknięcia państwowej mizerii leczący się na własną rękę. Pewne środki pochodzą od pracodawców, dobrowolnie dodatkowo ubezpieczających pracowników. Nieliczni Polacy ubezpieczają się sami obok tego, co zapewnia państwo. 
Problem zaś zasadza się na tym, że popyt generuje pacjent, o sposobie jego zaspokojenia przesądza lekarz, a płaci za to ubezpieczyciel. Na rynkowy mechanizm nie ma tu miejsca. Praktyczni Niemcy nie wymyślili nic lepszego od sprywatyzowania w znacznej mierze lecznictwa i pomnożenia konkurujących między sobą firm ubezpieczeniowych. My mieliśmy szansę na podobny system, ale po kolejnym zwycięstwie tendencji siemaszkowskich Kasy Chorych niczym jakieś gimnazja poszły w niepamięć. 
W ubiegłym więc roku wiceminister zdrowia mógł się pochwalić podniesieniem dopłat do ochrony zdrowia o 3 miliardy złotych, z 78,6 do 81,5 mld. Podobno Polacy są zainteresowani problemem. Przed wyborami więc będzie się w tym zakresie działo.
Ale doświadczenie uczy, że w gorączkowych momentach Lenin jest jednak u nas górą.

sobota, 17 sierpnia 2019

Ubytki

Im lepszy i łagodniejszy system, tym większy z buntownika arogant [Tyrmand].
Jak słusznie zauważył jeden z komentatorów przedwczorajszej defilady w Katowicach, nie mamy nowoczesnego sprzętu, ale nadal mamy znakomitego żołnierza. Tyle tylko, że tak zostanie, kiedy ów będzie dumny ze swego munduru. Może się jednak poczuć dziwnie, gdy obejrzy oficera, w dodatku w randze dowódcy batalionu, który z wiaderkiem na wodę święconą podąża za księdzem w roli ministranta.
W ogóle droga do żołnierskiej dumy jest wielce wyboista. Bartłomiej Sienkiewicz przypomina, że “tylko dwa kraje w czasie pokoju dokonały czystki wśród najwyższych i najbardziej doświadczonych dowódców armii: ZSRR za Stalina i Polska za PiS”.
Prezydent zapewnił, że nigdy nie podpisze ustawy o zmniejszeniu emerytur wojskowych. Szydercy zatarli ręce. Przecież zapowiedział takie potraktowanie ustawy, o której doniesienia sam nazwał “horrendalnymi plotkami”, czyli bardzo bezpiecznie zademonstrował suwerenność.
Aliści okazało się, że od grudnia 2016 roku rzeczywiście istnieje sejmowy druk 1105, zawierający rządowy, projekt ustawy o zmianie żołnierskich emerytur. W ezopowym języku prawa zawarto tam obowiązek obniżenia świadczeń wielu emerytom wojskowym za czas służby “totalitarnemu państwu”. Mielibyśmy więc również obietnicę wycofania się z dezubekizacji?
Polityka historyczna dobrej zmiany odsunęła na bok nie tylko “Solidarność”, ale także AK. Nie tylko organizację, również jej dowódców, nawet pomordowanych przez komunistów. Ostatnio zaś awansowali Ślązacy. Nie są już ukrytą opcją niemiecką. Podobnie chyba Wojciech Korfanty, który od teraz posłował do Bundestagu, a nie do Reichstagu.
Mamy przedwyborczy czas łudzenia wyborców. Były już okulary na tle pianina w muzealnej prezentacji inteligenckiego mieszkania, teraz mamy nawet zapowiedź odmowy złożenia podpisu, również zasadniczo sprzeczną z dotychczasową praktyką.
Naprawdę nie doczekamy się niczego nowego? A wojsko dostanie wreszcie obiecany mu sprzęt? Przecież poza samolotami dla VIP-ów nie ma na razie niczego, czego by nie miało przed 2015 rokiem.

piątek, 16 sierpnia 2019

Widoki

Zadłużenie Skarbu Państwa rośnie. Skokowo się powiększyło w 2016 roku, potem wzrastało równomiernie, w 2019 roku jakby mniej, ale nie ma co chwalić dnia przed wieczorem. Szacunkowa wartość naszego długu w 2019 roku osiągnie 1,087 bln złotych.
Relatywnie za to spadają zobowiązania wobec zagranicznych podmiotów. Rzecz jest często traktowana jako sukces. Rodacy nie będą się ubiegać o zwrot długu? Maleje także deficyt sektora finansów publicznych oraz zmniejsza się stosunek długu do PKB. To też prawda. Ale jednocześnie w projekcie przyszłorocznego budżetu koszta przewyższają wpływy o dwa miliardy złotych. Obiektywnie to niewiele, ale o projektantach kiepsko świadczy. Poza tym oznacza konieczność podniesienia podatków.
Tymczasem ubóstwo skrajne w 2018 wzrosło z 4,3 do 5,4% wobec poprzedniego roku. Równolegle odnotowano wzrost ubóstwa ustawowego i relatywnego. Pierwsze jest liczone na podstawie prawnej granicy dochodu, uprawniającego do otrzymania pomocy, drugie wylicza się na podstawie dochodów i wydatków, określając na co nie stać część badanej populacji. Rzecz dotyczy bardziej wsi, co ma istotny wpływ na starania dobrej zmiany o poparcie wiejskiego elektoratu.
Tymczasem Niemcy, nasz główny partner handlowy sygnalizuje spowolnienie. Oznacza to zmniejszenie dochodów z eksportu za Odrę. Rosja nie chce od nas niczego kupować, Czechy zwalczają import żywności z Polski, Słowacja i Węgry nie mają zbyt wielkiego potencjału, Skandynawowie kupują tyle, ile im potrzeba. Jeżeli jeszcze Unia za kiepską praworządność ograniczy nam dopłaty — w 2018 roku wpłaciliśmy tam 18,7 miliardów złotych a otrzymaliśmy 66,3 — to mamy piękny pasztet do spożycia.
Ale w ogóle to byczo jest i nie ma co narzekać.

czwartek, 15 sierpnia 2019

Epos

Nie tylko LGBT jest siłą napędową przedwyborczej polityki. Poseł PiS mówi o wysokich standardach swojej formacji i wzywa inne partie, szczególnie Platformę Obywatelską do ich naśladowania. Wytyka też Platformie przechodzenie do porządku dziennego nad wyliczanymi przez siebie rzekomymi winami jej wiceprzewodniczącego. Obwiniany zatem zapowiada pozew wobec rzeczonego posła, za szerzenie nieprawdziwych jego zdaniem informacji na swój temat.
Z drugiej strony mamy już od czerwca informację portalu Oko.press, wedle której znany polityk PiS-u miał się dopuścić nieprawidłowości w składanych przez siebie oświadczeniach majątkowych. Rzecz podobnie jak poprzednią wyjaśnia CBA, ale dotąd szczegółów nie poznał jeszcze żaden portal. Nikt też nie został pozwany “za szerzenie”.
Na razie więc byśmy mieli równowagę w obciążaniu się polityków oskarżeniami. W tle jednak od kwietnia bieżącego roku tli się podkarpacka afera obyczajowa, sygnalizowana w ówczesnej publikacji “Rzeczpospolitej”. Platforma ubiega się też o zorganizowanie pilnego posiedzenia Komisji Sprawiedliwości w sprawie tajemniczego samobójstwa Dawida Kosteckiego, wiązanego z rzeczoną sprawą.
Jej wyjaśnienie by zapewne przyniosło rozstrzygnięcie problemu dotyczącego albo głośniejszych propagandystów, albo może większych niegodziwców po stronie jednej ze stron sporu. Tyle że jednoznaczne rozwiązania występują głównie w powieściach pisanych dla kucharek albo ku pokrzepieniu serc. Aliści czymże innym jest ostatnio nasza polityka?

środa, 14 sierpnia 2019

Parkaniarze

Wydawałoby się, że obrona prominentnych polityków dobrej zmiany przed oskarżeniami szkodzi im bardziej od ataków. Niektóre jej przejawy mają bowiem znamiona szyderstwa. Wszak nazywanie nadzwyczaj skromną osoby, o której media wypisują teksty świadczące o czymś innym, w swojej istocie nie może nie być ironią, nawet jeżeli jej nie zamierzono.
Podobnie brzmi sugestia uznania marszów równości za nielegalne. Jeżeli to nie dowcip, to przepada cała linia propagandy, dowodząca kwitnącej u nas demokracji, bo jeszcze każdy ma prawo demonstrować. W tym samym trendzie utrzymuje się twierdzenie, jakoby LGBT było błędem antropologicznym. Jeżeli to nie kpina, to w naukowym ujęciu stoi w sprzeczności z zasadą ewolucji, natomiast w religijnym zakłada pomyłkę Stwórcy.
W ogóle cała wojna propagandowa ze środowiskami LGBT jest oczywistym szyderstwem z Polaków. W obliczu dobrozmiennej strategii, odrzucającej wypracowaną przez kapitalizm zasadę, że w czasie ekonomicznej hossy gromadzi się zapasy na bessę, mamy cały szereg spraw do załatwienia, póki nie jest za późno. Przynajmniej zaś można by się było spodziewać mentalnego przygotowania rodaków na lata chude.
A tutaj albo się dowcipkuje, albo rzeczywiście oponuje przeciwko prawom człowieka, próbując wykreować sztucznego wroga publicznego. Mamy do czynienia z przysłowiową próbą trafienia kulą w płot.

wtorek, 13 sierpnia 2019

Naprawcy

— Wuj to wuj — mówił modelowy u Sienkiewicza intelektualista a rebours. — Witek jest świetna, bo jest doskonała — stwierdza klasyczny reprezentant dobrej zmiany, bezwiednie powtarzając argumentację z popularnej reklamy (lubię malinowe, bo są truskawkowe).
Wedle naukowców z Oxfordu za atakowanie przeciwników dobrej zmiany opłaca się rzeszę internetowych trolli. Poziom ich napaści nie odbiega od rzeczonych klasyków, dlatego łatwo je rozpoznać. Chociaż daje się też w całej trollerskiej rzeszy rozpoznać gorliwców. Ci wstyd przed sobą samym próbują zagadać, siląc się na sążniste słowotoki, w których bełkot ma zamazać niedostatek lub zgoła brak wszelkiego sensu. Przyciśnięci zaś do muru albo wręcz rzucają obelgami, albo starają się wykazać, że poprzednicy też nie byli święci.  
Tymczasem afera lotnicza rozlewa się na drugiego marszałka. Wczorajsza więc próba stworzenia pozorów, że nic się nie stało, ale dobra zmiana zmieni prawo, aby się jeszcze bardziej nic nie stało zaczyna brać w łeb od samego początku. Bo albo coś się stało i trzeba interweniować, albo nic się nie stało i właśnie jest wałkowane powietrze.
W dodatku się okazało, że niedługo po śmierci Brunona Kwietnia w więzieniu mamy dziwne samobójstwo Dawida Kosteckiego. To drugie okazało się tak kontrowersyjne, że aby uniknąć politycznego wykorzystywania nieszczęścia Ministerstwo Sprawiedliwości wydało specjalne oświadczenie. Ale wbrew jego intencjom media nie dają mu wiary.
Bo systemom autorytarnym się nie wierzy. Znowu najlepiej prezentuje tę prawidłowość Moskwa, która daremnie utrzymuje, że pod Archangielskiem wcale się sama nie zlikwidowała atomowa rakieta, wedle oficjalnej propagandy niezniszczalna ani teraz, ani w przyszłości.
W sumie więc jedno jest tylko w jedynie słusznej propagandzie pewne. Wuj to wuj. Reszta to pozory, nie licząc pieniędzy wykładanych na ich obronę.

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

Strategie

Nasilenie wojny z “ideologią LGBT” wpycha opozycję w zmagania z Kościołem, którego niektórzy hierarchowie wzięli ostatnio na siebie trud dzielenia rodaków. Dotychczas obciążał on dobrą zmianę. Ta jednak już wcześniej w zmaganiach z elitami wykreowała gorszy sort i teraz prawdziwi Polacy się gubią w realiach. Bo w końcu nie wiedzą, kogo mają nienawidzić, inteligentów czy lumpiarstwo?
Już wcześniej antykomunistyczna retoryka dobrej zmiany też legła w gruzach. Zwłaszcza od czasu jak ją zaczęli głosić dobrozmieńcy, nagradzani niegdyś za wierność komunie. Kiedy zaś jeszcze do rozdawnictwa dołączyło się instytucjonalne kłamstwo, które jakoby nie narusza dobrozmiennego obyczaju, mamy komplet cech zapomnianego zdawałoby się ustroju.
Nic w końcu dziwnego, że zwolennicy dobrej zmiany popadają w niepewność. Przecież sam prezydent najpierw przyjął patronat nad obchodami rocznicy powstania Brygady Świętokrzyskiej a potem nie wziął w nich udziału. Formacje AK jakoś nie doświadczają takiego uhonorowania. Czyżby londyński rząd też już był be? Może i nie, ale rzecz wygląda jak Prezes w strażackim hełmie, oddający honory na sposób zapożyczony z filmu “Ewa chce spać”.
Aliści to nie wszystko. Gerald Birgfellner ma być kolejny raz przesłuchany w sprawie zwrotu ponad miliona euro za koszta, poniesione dla przygotowania budowy K-Towers. Tym razem nie będzie musiał przyjeżdżać do Polski, zeznanie złoży w Austrii. Tymczasem mecenas Giertych już miesiąc temu zapowiadał, że w imieniu swego klienta złoży tam wniosek o ściganie niezręcznych inwestorów w budowę rzeczonych wież. Bo się wzdragają przed wypłatą wspomnianych należności.
Rzecz się kroi na kolejną pułapkę, na miarę pomieszania elit z gorszym sortem. Bo jakże to, zagraniczne firmy, zatrudnione w Polsce, za granicą mają się ubiegać o zapłatę? Przecież przejrzystość i sprawiedliwość także biznesu miała być wynikiem wdrożenia dobrej zmiany. No i co z deklarowanym wstrętem do kapitalistów, zwłaszcza zagranicznych? Tymczasem mamy jakieś tajemnicze nagrania, z których wynika coś całkowicie przeciwnego od wzmiankowanej deklaracji.
Nic tylko na gwałt trzeba wymyślić jakąś ideologię i wplątać w jej obronę jakąś szacowną instytucję. Tylko kto się na to teraz weźmie? Strażacy? Wszak najbardziej nawet udany dowcip działa tylko jeden raz.

niedziela, 11 sierpnia 2019

Niuanse

Po pierwsze fakty. Pani europoseł z całą powagą powtórzyła wyczytaną w reżimowych mediach bzdurę o szukaniu przez Szwedów azylu w Polsce, trapionych jakoby skutkami wdrażanej tam wielokulturowości. Nie musiała tego na Twitterze wypisywać, a napisała.
Rzecz nie wymaga komentarza.
Po drugie oceny. Jak pisze Oko.press wedle drugiej od przedwczoraj osoby w państwie “szkoła ma być państwowa, in vitro nie leczy, parytety są sztuczne, Tusk zapomniał, że jest Polakiem, fundacje - pod kontrolę, argumentacja Piotrowicza to "stara dobra szkoła", media z niepolskim kapitałem nie rozumieją Polski...”. Tutaj mamy do czynienia z ocenami, nie faktami.
Zaprezentowane poglądy są oczywiście błędne. Jeżeli szkoły mają być państwowe, to są lepsze od prywatnych. Rodzice więc z głupoty płacą za to, co by mogli mieć darmo? Metoda in vitro kończy się zapłodnieniem, leczy więc bezpłodność, czy nie? Donald Tusk został unijnym urzędnikiem, staranność w jego sprawowaniu nie leży w interesie Polski? Prywatne fundacje załatwiają to, czego nie może załatwić państwo. Peerel zaś jako przykład sprawiedliwości to najgorszy chyba pomysł. Media z zagranicznym kapitałem rozumieją, że gwarantem sukcesu nie jest interes zmieniającej się władzy, a prawda.
Po trzecie interpretacje. – ...Ta zmiana jest związana z rezygnacją pana marszałka Kuchcińskiego. Rezygnacją, która świadczy o wysokich standardach w Prawie i Sprawiedliwości. Chociaż pan marszałek nie złamał prawa, co więcej nie złamał pewnych obyczajów parlamentarnych, które wcześniej funkcjonowały – mówił wzięty wyraziciel dobrej zmiany o przedwczorajszej dymisji.
Rzecz jako oczywista nieprawda również nie wymaga komentarza.
W zaprezentowanym kontekście jawią się dwa pytania. Pierwsze, czy politycy dobrej zmiany wierzą w to, co mówią? Drugie, czy dobrym politykiem jest ten, kto daje wiarę ideologii, czy ten, kto ją wykorzystuje instrumentalnie. Brutalnie to wyraził niegdyś jeden z czołowych eksponentów obecnej formacji: “...lipa, ale jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi”.
Nie kłamie się powtarzając informacje, w które się wierzy. Tylko wiara w bajdy to kiepska legitymacja do sprawowania władzy. Trzeźwa zaś ocena rzeczywistości i równoczesna “jazda w kłamstwa” najlepiej chyba świadczy jedynie o umiejętności dbania o własny interes.
Tylko, jeżeli brak przyzwoitości, co zmienią jakieś tam uregulowania i co do tego mają wartości?

sobota, 10 sierpnia 2019

Gorycz

Słuchają Polaków i pozbywają się najwierniejszych. Prawdziwych zaś Polaków zapewniają o przestrzeganiu prawa i obyczaju, kreując się w ich oczach na ofiary układu, który wygryzł jednego z nich, bo woził rodzinę tak, jak by inni tego nie robili. Żegnają go zatem w Sejmie oklaskami na stojąco. Po prostu mu się należało, ale pazurków nie pokazał.
A wożą się, ale też nie tylko inni. Swoi latają za ocean, może nawet za swoje, ale opowiadają tam rzeczy co najmniej równie ambarasujące, jak naciąganie państwa na dowożenie krawata specjalnym samolotem. Jedno w tym jest pocieszające, że głoszone w USA rewelacje o smoleńskich eksplozjach w Polsce już nikogo nie interesują, nawet prawdziwych Polaków.
Chociaż dotąd ci najprawdziwsi dawali wiarę zapewnieniom własnej propagandy, opowiadając na przykład o Szwedach, uciekających do nas przed imigrantami, psując tym dodatkowo i tak nienajlepszy wizerunek rodaków za granicą. Także w sposób narażający ich na odpowiedzialność reagowali na “donoszenie na własny kraj”, ofiarnie pozbywając się znaczących stanowisk w Parlamencie Europejskim.
Mimo więc wszystko dobra zmiana nie oddaje pola. Świadczy o tym też moment ustąpienia zalatanego marszałka. Nastąpił dopiero po tym, jak Sejm stracił szansę na okazanie Prezesowi nieposłuszeństwa, kiedy ustępujący marszałek poprzez zwłokę w złożeniu dymisji zaprezentował lojalność wobec partii. Nie zostanie przeto usunięty z list wyborczych i pozostaje kandydatem na posła kolejnej kadencji.
Jego zaś następczyni również odbywała dziwne podróże. Przypisują jej jednorazowe pokonanie aż 460 kilometrów taksówką. Ale to było w innej epoce. Słuchano wtedy innego sortu. Wygłosiła też pojednawczą mowę, istnieje przeto nadzieja, że w Sejmie nastąpią pozytywne zmiany. Tak czy owak traktowanie prawdziwych Polaków jako suwerena, nadwątlone już po pokazaniu pazurków przez panią Szydło, teraz przeszło w niebyt.
Tylko co zrobić z ideologią, kiedy się okazało, że jeżeli nieprawdziwy jest Polak, to ma rację?

piątek, 9 sierpnia 2019

Sprawiedliwość

Ponieważ ustanawiamy wysokie normy postępowania, to marszałek przestaje pełnić funkcję, chociaż nie złamał prawa ani obyczaju. Nie widzieliśmy niczego złego w podobnym postępowaniu Donalda Tuska, ale skoro naród tego nie pochwala, to my też nie. Dobra bowiem zmiana słucha Polaków i służy Polsce.
Rzecznik zaś cudownie pomnożył kartki i rzucił je z odrazą na podłogę. Na pewno dla mediów, bo je tam pozostawił. Miało tam być wyliczenie lotów Donalda Tuska. A potem dygnitarze odeszli, nie bacząc na wołania dziennikarzy.
W powietrzu zaś unosiło się zapewnienie, że konsekwencje będą. Czy zgodnie z nim będą zbadane loty pani Szydło? Skoro Tusk utracił prawo do latania, to i ona go nie miała. Może nawet bardziej, bo jest z wyższej półki.
Ale stało się. Marek Kuchciński nie jest już marszałkiem, opozycja się nie musi męczyć z wyliczaniem jego swoistych zasług. Biorą się za to media. Przecież ogrodzenie Sejmu peerelowskimi barierkami, wypróbowanymi w stanie wojennym, zamknięcie dziennikarzom dostępu do wielu pomieszczeń, to nie bagatela.
Obiektywnie rzecz biorąc z takiego pojmowania władzy wyrosła arogancja dobrozmiennych wyrazicieli, zwracających się do dziennikarzy per szczylu lub w kontekście lotów opowiadających o intensywnej rywalizacji na najgłupszego posła. Stąd także postępowanie elit z “tej wyższej jakby półki”. Wszyscy przecież pamiętają nagrody, które im się po prostu należały, rozbijanie rządowych limuzyn, o jakichś tam austriackich pretensjach nie mówiąc.
Nie najlepiej wiec wyglądają ci, którzy przedtem stanowczo oświadczali, że marszałkowskie przeprosiny kończą sprawę. W dodatku media tymczasem wyciągają nie tylko lot do Budapesztu, ale dowożenie krawatu samolotem.
— Nie przypominam sobie, żeby Tusk organizował jakieś obloty nad Kaszubami, zabierał ze sobą siostrę, leciał do siostrzenicy na wesele, albo żeby ktoś mu wiózł krawat. Przecież to jest ze strony PiS kuriozalny sposób odwrócenia uwagi od istoty problemu — tak rzecz skomentował Krzysztof Brejza.
— O czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć — pisał niegdyś Wittgenstein. Mowa bowiem nie jest złotem. Dlatego systemy autorytarne upadają w momencie, kiedy się próbują naprawić. Taka jest kolej rzeczy. I na to nie ma rady.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Zmyślenia

“Bajka o głąbie” Romana Giertycha, która od przedwczoraj bawi Internet znalazła jednak jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości. Zgodnie bowiem z jej przekazem nie można zdymisjonować kogoś, kto nie zrobił czegoś innego od innych. Kiedy by zaś zbyt wielu przyszło wyrzucić to albo by wyrzucający pozostał sam, abo by sam otrzymał dymisję.
Dlatego dobra zmiana jako pierwsza zrobi to, czego zaniedbały poprzednie rządy, podniesiestandardy i prawnie usankcjonuje obyczaj. A staje się on bizantyński nie tylko z powodu zamiaru umożliwienia dostępu rodzin dygnitarzy do rządowych samolotów. Kancelaria Premiera już teraz kosztuje ponad dwa razy więcej, niż za rządów poprzedników. W następnej zaś kadencji Sejmu zmniejszone niedawno pensje parlamentarzystów mają być podniesione, aby nie musieli “dorabiać”.
Tymczasem prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości marszałkowskich lotów. Mają one już swoją medialną nazwę: Air Kuchciński. Doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa dokonała osoba fizyczna. Wiadomo już zatem dlaczego politycy korzystali z marszałkowskich zaproszeń do podróży. Rejsowe samoloty się opóźniały.
A Internet swoje. Aszdziennik.pl publikuje zdjęcie nowego samolotu Husarz 1683-Stealth. Ma być niewidzialny nie tylko dla radarów, ale i wykazu lotów. Wcześniej ów portal donosił jakoby Elon Musk zamierzał marszałka Kuchcińskiego wykorzystać do badania skutków długotrwałych lotów. Nic dziwnego, że Zachód budzi negatywne emocje. Tak dalece, że Prezes się w tym względzie powołuje na ascetycznego Gomułkę, przypisując wszakże pierwszosekretarskie metafory Romanowi Dmowskiemu.
Wszystko ze wszystkim się miesza. I to tak dalece, że nawet Ryszard Czarnecki już nie bulwersujeswoimi tłumaczeniami. Nic dziwnego, iż, jak informuje Marek Balicki, 24% Polaków ma lub miało zaburzenia psychiczne.
Wszak nietrudno zwariować w takim zamieszaniu. Nic więc dziwnego, że sam Prezes zabierze głos i chyba rozwiąże dziś problem, którego przecież dotąd nie było albo został zakończony.

środa, 7 sierpnia 2019

Obyczaj

— Wina Tuska — powiadają wyraziciele dobrej zmiany, bo podobnie jak marszałek Kuchciński latał z Warszawy samolotem do domu i dał w tym względzie zły przykład. Rzeczpospolita więc przypomina słowa Jarosława Kaczyńskiego z 2011 roku. — Jeśli chodzi o latanie samolotem, to premier ma takie prawo. Każdy też ma prawo być w swoim domu, nie można przyjąć, że każdy kto jest premierem musi mieszkać w Warszawie — mówił wtedy Prezes.
Tak to bowiem jest, że zarówno prezydent jak premier nie robią niczego prywatnie. Są w pracy zawsze. Zawsze też im przysługują wszelkie udogodnienia, z prawem wykorzystania rządowych środków komunikacji łącznie. Rzecz nie dotyczy innych osób, nawet najwyżej postawionych. Każdy zatem, kto wypomina Donaldowi Tuskowi jego podróże podważa słowa Prezesa i w konsekwencji “wyświecą go z tego PiS-u”.
Tutaj się też nie da zastosować podobnej taktyki, do opisanej między innymi przez Wiadomości MSN. Gdyby się nawet udało wykupić wszystkie egzemplarze Rzeczpospolitej i usunąć niewygodne wypowiedzi z Internetu, to każdy przecież pamięta, co mówił wcześniej.
Chyba że co rusz zmienia zdanie. Ale wtedy...

wtorek, 6 sierpnia 2019

Cnoty

Umiar, praca, pokora miały być podstawowymi wartościami dobrej zmiany. Prawda chyba nie bardzo. Formacja brawurowo przeszła od prezentowania rzekomej ruiny III RP na tle szczątków peerelowskiej fabryki nici, po obecne fajerwerki swoistej prawdomówności.
Mowa tu o marszałkowskich podróżach z rodziną, których najpierw nie było, potem się jednak ujawniły, na końcu zaś po analizie materiałów(!) okazało się, że pani marszałkowa jeden raz też sama wracała do Warszawy rządowym samolotem. Ostatecznie marszałek zapewnił, że nie naruszył prawa, nie złamał obyczaju, ale... przeprosił i zapłaci. Za co więc? 
Centrum Informacyjne Sejmu także się zdaniem jego szefa nie splamiło nieprawdą, bo podawało informacje, które właśnie posiadało. A że te spływały stopniowo, to i sukcesywnie w jego relacjach wzrastała liczba inkryminowanych zdarzeń. Marszałka się bało zapytać?
Procedurę zaś Head do częstych lotów, podobno w całej Polsce i czasem tylko w weekendy stosowano wskutek decyzji dowódcy jednostki wojskowej, a nie marszałka, czy jego kancelarii. A w ogóle to latał też Donald Tusk, w propagandzie zaś dobrej zmiany jego przykład zawsze rozgrzesza dobrozmieńców.
Konfabulacji dopuszczamy się dla poprawy własnego samopoczucia, wierząc samemu sobie. Kiedy to robi kilkuletni szkrab, przekonując Mikołaja, że grzeczny był, jak nie wiem co, rzecz budzi uśmiech pobłażania. Im bardziej jednak ktoś starszy tak postępuje, tym bardziej rzecz jest groteskowa.
Kiedy jednak ma to obronić rzeczone na wstępie wartości dobrej zmiany, to powstaje wątpliwość, czy aby na pewno była dobra?

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Profity

Tegoroczna susza ujawniła, że nie mamy wody. Nasze krótkie rzeki — Wisła ma się na przykład do Dunaju jak 1047:2850 — gromadzą ją z odpowiednio mniejszych zlewni, w dodatku zasilanych słabszymi opadami niż gdzie indziej.
Wodę zaś pożera chociażby węglowa energetyka, której poza spalaniem paliwa głównym problemem jest chłodzenie, czyli wypuszcza całe mnóstwo pary do atmosfery. Melioracje zaś, szczególnie osuszanie bagien prowadzone za Peerelu na łeb i szyję doprowadziły do ograniczenia retencji gruntowej i teraz mamy piękny pasztet. Na zażegnanie problemu rząd chce wydać 14 miliardów złotych. W dodatku ma to być zużyte na ożywienie wydawałoby się szczęśliwie zapomnianych peerelowskich inwestycji.
Uderza mizeria środków, o których mowa. Już o miliardach obiecywanych budowniczym Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy przekopu Mierzei Wiślanej nie ma co mówić. Ale 220 milionów złotych, daremnie zainwestowanych w Hutę Pokój przez państwowy Węglokoks też nie jest bez znaczenia. A tu jakieś drobne. przecież chodzi o całą Polskę.
Jest jeszcze gorzej. Dla kampanii “edukacyjno-informacyjnej w zakresie promocji zdrowia i profilaktyki nowotworów” w Telewizji Trwam resort zdrowia poświęcił zaledwie milion złotych. Chorzy, również na raka, są coraz częściej narażani na stres wywołany brakiem pieniędzy na ich leczenie. Nawet więc moralnego wsparcia nie mają należytego.
Wszystko zaś w sytuacji, kiedy masz dług w ciągu dwóch lat urósł o setki, a nie jak chce propaganda o dziesiątki miliardów złotych. To na co poszły te pieniądze? Przecież jak jeden lot w konfiguracji Head kosztuje nawet sto tysięcy złotych, to ich setka pochłania jedynie dziesięć milionów, a w rzeczywistości inkryminowane podróże miały kosztować cztery miliony. Pięćset plus i inne takie cuda pokryto z odzyskanego VAT-u. To gdzie jest reszta?
Może jednak winna jest energetyka? Przecież mamy nie odczuć podwyżek cen prądu. Ten zaś tylko w wyniku kłopotów z wodą staje się coraz droższy. O drożejącym paliwie nie ma co mówić. O innych towarach również. Czyżby więc powodem były rosnące dopłaty do kompleksów paliwowo energetycznych?
To jak to było z tą dobrą zmianą? Może nie jest najlepsza?

niedziela, 4 sierpnia 2019

Słowo

Wedle protokołu końcowego KBWE z 1989 roku podstawą pokojowego współistnienia ludów Europy jest również:
  • wolność wyznawania i praktykowania religii lub przekonań, gwarantowana przez zapobieganie dyskryminacji;
  • równouprawnienie wierzących i niewierzących we wszystkich dziedzinach życia;
  • tworzenie klimatu tolerancji między wspólnotami religijnymi i ateistycznymi;
  • poszanowanie prawa wspólnot religijnych do swobodnego sprawowania obrzędów.
Jeżeliby więc wyraziciel jakiejś religii lub ateistycznej wspólnoty wypowiadał publicznie słowa dyskryminujące członków innych środowisk, występowałby przeciwko zasadom, uznanym przez nasze państwo za wiążące. Kiedy jednak występuje przeciwko ideologii, którą w dodatku z niczego stworzyli propagandyści, występuje wyłącznie przeciwko sobie. Przecież nie ma czegoś takiego, jak ideologia LGBT, podobnie jak nie ma światopoglądu rudowłosych.
Szczególnie jest to wyraźne, kiedy przeciwnik nieistniejącej ideologii jest chrześcijaninem. Ów nie może pogardzać ludźmi, nawet jak mu się nie podoba ich rasa (w roku 2050 nieliczni biali będą pokazywani tak, jak dzisiaj Indianie w rezerwatach) lub orientacja seksualna. Wszak wedle jego wyznania takimi stworzył ich Stwórca.
Chyba że istnienie odmieńców obraża religię i dla jej obrony trzeba ich unicestwić. Przecież się nie zmienią. Ale wtedy trzeba uznać, że świat powstał w sposób opisywany przez ateuszy. No i gdzie wtedy jest państwo i jego zobowiązania?
No i gdzie jest logika.