Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 31 stycznia 2019

Jacięniemogilność

Prezes stanął w fatalnej pozycji. Po pierwsze zlecenie realizacji K-Towers od podmiotu, którym jak się okazuje Jarosław Kaczyński zarządzał chyba z głosem ostatecznym, otrzymała austriacka firma. Wprawdzie należąca do małżonka jego krewnej, ale zagraniczna. Zlecanie zaś prac obcym stoi w jaskrawej sprzeczności z propagandą dobrej zmiany. Przecież nasze jest najlepsze.
Po drugie, jak wynika ze słów mecenasa Dubois, umowę zawarto ustnie. W jej wyniku Austriacy powołali w Polsce swoją ekspozyturę, zebrali opinie prawne, rozpoczęli prace projektowe i kiedy się okazało, że PiS w Warszawie przegra wybory usłyszeli, iż wszystko na nic. Poprosili tedy o zwrot kosztów i należności za wykonane prace. Wówczas Prezes wskazał podmiot, który powinien otrzymać fakturę, ale ów był niewypłacalny. “Srebrna” bowiem, rzeczywisty inwestor, nie przekazała mu środków. Ze słów Romana Giertycha wynika, że ostatecznie "Srebrna" otrzymała jednak rachunek.
Wydaje się więc, że po zaniechaniu budowy obawiano się zapłacić za niepotrzebne już opracowania. Uważano może, że narazi to zarząd na zarzut wyprowadzania pieniędzy ze spółki. Dlatego zachęcano Austriaków do ubiegania się o należność w sądzie. Wyrok by był dupokrytką, pożądaną przez każdego biurokratę. Wszak z powodu jej braku właśnie oraz przez powoływanie się na protekcję dokonały się niedawne zatrzymania i areszty – za jednego z obwinianych poręczył sam ojciec Rydzyk, bezowocnie.
W ogóle jest nie najlepiej, bowiem nawet jak Prezes wygra spór o zapłatę, to źle na tym wyjdzie. Ktoś ubiegający się o nienależną gratyfikację wystawia fatalne świadectwo swojej moralności. A to przecież jego rodzina. Jak propaganda dobrej zmiany traktuje źle skoligaconych polityków, nie ma co wspominać.
W tej sytuacji nie pozostało wspaniałozmieńcom nic innego, jak obracanie całej sprawy w kpinę. Trudno więc nie powiązać tego z poczuciem humoru, na które się powołuje pani Kopcińska, zresztą bez specjalnego związku z problemem, ale silnym z erystyką wspominając, że mowa tu o szefie partii, która skutecznie zmienia Polskę. W każdym razie jedni go w Sejmie witają oklaskami, drudzy okrzykami “deweloper”. Bo jak na swoim blogu pisze Starszy, dzięki taśmom każdy robotnik widzi, kto zlecił robotę i nie zapłacił. Poparcie więc klasy robotniczej PiS ma raczej z głowy.
Zaiste więc skutecznie Prezes zmienia, może nie tak, jak by chciał, ale zmienia. Ja cię nie mogę.

środa, 30 stycznia 2019

Wzmożenie

Do polityki nie idzie się po pieniądze, ale bez nich polityki się uprawiać nie da. Jeżeliby więc jakiejś partii udało się konkurentów odciąć od państwowych dotacji, samej zaś sobie przedtem zapewnić odrębne finansowanie, wówczas miałaby przewagę nad innymi niezależnie od politycznych preferencji elektoratu. W ten sposób demokracja by była wystrychnięta na dudka. Tyle tylko, że najpierw by trzeba było zdobyć władzę, aby stworzyć owe podstawy finansowania.
Taki właśnie sposób interpretowania treści taśm, który już podchwyciła opozycja, uruchomiła swoją publikacją Gazeta Wyborcza. Próbuje temu zaprzeczyć Jarosław Gowin przekonując, że zarówno dziennik jak prawni reprezentanci austriackiego przedsiębiorcy, najętego do niedoszłej realizacji owych “podstaw” uparli się dowieść, jakoby Prezes był sprawnym biznesmenem.
Ale jeśli banki są przynajmniej częściowo zrepolonizowane i ma się przychylność części mediów, rzecz nie jest niemożliwa. Trzeba przecież jakoś sfinansować tworzenie owych “podstaw finansowania”, a tego przy możliwe umiarkowanym rozgłosie medialnym może dokonać przychylny bank. Przedstawiciele PiS-u zaprzeczają takim możliwościom, pokazując proces przyznawania kredytów, całkowicie niezależny od prezesa każdego banku. Wedle Kuby Wątłego linia kredytowa została jednak otwarta.
Również opowieść Gowina kiepsko wygląda wobec oświadczenia Kaczyńskiego, że nie prowadzi działalności gospodarczej, o czym mówi Krzysztof Brejza. Także niewłaściwe jest, że jak zauważa Katarzyna Lubnauer Prezes podejmuje decyzje należące do zarządu spółki, która zamierzała budować zyskowne wieżowce. Minister Dera jest przeciwnego zdania. Wedle niego mógł decydować o zapłacie lub jej odmowie jako członek rady nadzorczej. Jakiekolwiek umocowanie Jarosława Kaczyńskiego w zarządzie “Srebrnej” nie jest znane, co z kolei podkreśla Marcin Kierwiński. Kim więc jest Jarosław Kaczyński pyta profesor Matczak a za nim Eliza Michalik.
Niezależnie od rzeczonych opinii jedno wydaje się pewne: każda informacja może być różnie interpretowana i w atmosferze sporu każda z jego stron pokaże najbardziej dla siebie korzystny wynik rozważań. Rzecz rozstrzygną wyborcy. Oni zaś wezmą pod uwagę tło.
W cieniu bowiem inkryminowanych wieżowców, pozostających jeszcze w sferze rozważań rozgrywają się klasyczne sceny schyłku autokracji. Skutkiem tego są zatrzymania a to polityków, a to biznesmenów, którzy na boku próbowali już budować swoje własne “podstawy finansowania”.
Mleko się zatem rozlało. I trudno nim będzie cokolwiek zapełnić. Wedle znanego jasnowidza rzecz się miała rozegrać pod koniec ubiegłego roku, ale ujawniła się dopiero teraz. Aliści też od dawna wiadomo, że znawcy zjawisk transcendentalnych nie posługują się obowiązującym kalendarzem.
Najgorsze, że nie bardzo w tym kontekście daje się dostrzec wstręt do zarabiania na polityce, oficjalnie obowiązujący polityków dobrej zmiany. Ale też trudno się wypierać chęci posiadania sprawnego narzędzia do uprawiania swej profesji. To jak tu podtrzymać sympatię zwykłych zjadaczy chleba? Powszedniego w dodatku.

wtorek, 29 stycznia 2019

Wysyp

Chwalą się, że udowadniają, jakoby nie było świętych krów, a tolerowali istnienie firmy lobbingowej, oferującej biznesmenom za pięćdziesiąt tysięcy złotych - jak to ujął A. Zandberg - kwartalny dostęp do ucha  dygnitarzy z kluczowych dla bezpieczeństwa urzędów i spółek zbrojeniowych. Rzecz jest horrendalna, ale i inspiruje polityków opozycji do insynuowania władzom chęci przykrycia afery KNF.
Wedle niektórych wypowiedzi mediów chodzi tu raczej o zapobieżenie promowaniu nowej partii. Podobno zajmuje się tym Antoni Macierewicz, który w tym celu ma jeździć po Polsce. Rzecz by zatem świadczyła o przejściu wewnętrznej wojny w biało-czerwonej drużynie w fazę nie tylko ostrą, ale i jawną.
Jeżeli oficjalna propaganda rzeczywiście jest sterowana centralnie, jak to w odniesieniu do telewizji stwierdził Piotr Owczarski, to wczorajsze przesłuchanie ministra Rostowskiego przez komisję vatowską również nosi znamiona próby przykrycia rewelacji, od których się rozpoczął tydzień.
Policja analizuje materiały z demonstracji narodowców, która się odbyła przed historycznym obozem w 74. rocznicę uwolnienia więźniów Auschwitz. Mogło tam dochodzić do eksponowania nienawiści. Padło bowiem oskarżenie o jakiś żydowski najazd na Polskę. Rzecz się nadaje raczej do badania przez specjalistów od purnonsensu, ale chyba wdrożono rzeczone dochodzenie, ponieważ ostatnio absurdy znajdują u nas posłuch.
Rolnicy protestują, bo nie są w stanie konkurować z dostawcami jadła z zagranicy. Nasz rząd ich bowiem przymusza do fitosanitarnego sprawdzania ziemniaków i badania tuczników z krótkim terminem wartości. Blokują więc drogi i zapowiadają powstanie chłopskie. Jadą też do prezydenta, którego z góry mianowali obrońcą polskiego chłopa. Mają wzorce. Przecież podobnie mają działać różne zawierzenia jednostek administracyjnych, czy państwowych zakładów pracy.
Ze spiskowego schematu wyłamuje się informacja wrocławskiego wydania Gazety Wyborczej. Wedle niego chrześniak wysoko ustawionej osoby również próbował ustawiać, ale przetargi. Tu jednak policja nie będzie chyba czynna, bo zwolniono z pracy, nie, nie chrześniaka, ale tego co rzecz zgłosił.
Wszystko zaś przykrywają kolejne taśmy, z których wynika nie tylko rezygnacja z budowy przez PiS w Warszawie K-Towers, dwóch bliźniaczych wieżowców, ale też spór z austriackim przedsiębiorcą, któremu partia nie chce zapłacić za wykonane prace wstępne i zwrócić poniesione koszta.
Każda zakulisowa intryga jest bardziej zawiła chociażby od sformułowania wymagań epigonów Samoobrony. Wymagałaby bowiem zawiłej koordynacji. Przecież jedynie data odbicia Auschwitz pozostawała w tej układance elementem nienaruszalnym. Albo zatem nasi intryganci się okazali nad wyraz dobrymi organizatorami, albo jak zwykle w takich razach zadziałał przypadek.
Druga możliwość wydaje się dużo bardziej prawdopodobna. W końcu wiadomo jaką opinię mają u nas politycy i komu sprzyja szczęście.

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Zdumienia

Wedle Stanisława Obirka PiS stał się opozycją totalną. Ostatnie zatrzymania CBA świadczą o tym, że nawet najbardziej gorliwi wyraziciele partii nie są przed tą regułą bezpieczni. Wszak dotyczy to całego świata. Dobra zmiana staje przeciwko Unii, Rosji, nawet Ameryce, póki ona wyraża na to zgodę. To ostatnie zastrzeżenie sprawia, że występuje także przeciwko wstawaniu z kolan. Jadwiga Staniszkis uważa, że taka postawa jest wynikiem tego “co ich spotkało”.
Jeżeli tym nieszczęściem ma być katastrofa smoleńska, to tylko wtedy, kiedy się nią da obciążyć “onych”. Ponieważ przypisywanie innym winy za własne wpadki to stała praktyka dobrozmiennej propagandy, mielibyśmy rozwiązanie, gdyby nie poprzednie lata, przed smoleńską katastrofą, kiedy zachowywano się tak samo.
Rozszerzał się też ustawicznie krąg odbiorców, od których się partia musiała odwracać. Początkowo jednak przeniesienie jedynie słusznej awersji z komunistów na wykształciuchów oraz “Żydów, masonów i cyklistów” pozostawiono przystawkom. Kiedy one się zbiesiły i próbowały ocalić swoją odrębność, zostały połknięte a ich antypatie przejęte przez konsumenta. 
Kiedy jeszcze pozostali jacyś oburzeni i przyciągnął ich do siebie Paweł Kukiz, dla zrównoważenia jego poparcia trzeba było osłabić niechęć do populistycznej ekstremy. Mamy więc teraz już jawny wstręt do korporacji, kapitalizmu, obcych i całkowity odwrót od głoszenia “nadajników za Uralem” tudzież praktyczny nawrót do pryncypiów Peerelu.
Wszystko to jednak rozgrywa się w polityce wewnętrznej, której podporządkowano zagraniczną. W rezultacie zarówno nasze propozycje dotyczące backstopu jak ewentualne ustalenia konferencji bliskowschodniej, którą bojkotują liderzy znaczących w świecie sił politycznych, pozostaną w sferze politycznego folkloru. Podobnie jak doniesienia o zatrzymaniach. Dadzą tylko propagandzie impuls do podobnej euforii, w której niegdyś głoszono naszą rzekomo dziesiątą pozycję w rankingu światowych gospodarek lub bezwzględność dla zła, nawet pochodzącego z własnych szeregów..
Rezultat jest jednak taki, że praktycznie PiS staje w totalnej opozycji do znacznej części Polaków. Narzuca też politykę historyczną, która odbiera narodowi zasługi wałęsowskiej “Solidarności”, gloryfikuje antyokcydentalizm, ogólnie zaś przypisuje nam zasługi, których nie posiadamy, przemilczając rzeczywiste.
W rezultacie mamy taki stan, w którym, jak pisze Paweł Łuków, część społeczeństwa zachowuje się jak nałogowcy, rozpaczliwie kultywujący swój przymus samoniszczenia. Bo liderzy naszej politycznej reprezentacji przeżyli traumę?
Trudno się z tym zgodzić. Zaiste. Rzecz musi wynikać z samej istoty przyjętej strategii. Wszak od dawna się mówi, że kto mieczem wojuje...

niedziela, 27 stycznia 2019

Dyndanie

– PiS musi mieć czas, aby coś zmienić w swojej narracji i będzie próbował pokazać się jako "dobra partia" – mówiła niedawno Ewa Marciniak w Wiadomo.co.pl. Rzecz się sprawdziła wczoraj. Prezes swoje wystąpienie zainicjował przypomnieniem przyspieszenia, które Porozumienie Centrum zaordynowało Polsce na początku lat dziewięćdziesiątych i porównał je z obecnym. Tamto miało być polityczne, to zaś uważa za gospodarcze, społeczne i jeszcze jakieś tam jeszcze.
Ubiegłowieczne przyspieszenie symbolizuje płonąca przed Belwederem kukła Lecha Wałęsy, która pojawiła się w czasie wychodzenia wojsk sowieckich z Polski. Obecne zaś obrazuje batalia o ceny prądu, które jeżeli nie teraz, to w najbliższym czasie wystrzelą pod niebiosa. Przecież postępuje programowa monopolizacja naszej energetyki. Wtedy Sowieci nie wykorzystali pomysłu przyspieszaczy i pod pretekstem chociażby zapewnienia spokoju nie wstrzymali wycofywania “bajcow”. Teraz prowokujemy prawa rynku i raczej się nam nie upiecze.
Następny rząd ma przed sobą poważne trudności gospodarcze. Koniec światowej koniunktury oznacza zmniejszenie popytu na nasz eksport, a wzrost kosztów wytwarzania, symbolizowany przez inflację w przedpotopowej energetyce rokuje dodatkowe problemy. W tej sytuacji spory polityczne, personalne i w ogóle ambicjonalne w łonie opozycji stają się dla niej wybawieniem od przejmowania władzy w sytuacji, kiedy Polska staje w obliczu “ruiny”. Niegdyś ją głosili wspaniałozmieńcy, prezentując resztki nowosolskiej fabryki nici, upadłej wskutek błędów, podobnych do popełnianych obecnie – rozszerzania państwowego monopolu.
Pani Marciniak udzielała wywiadu w związku z mową nienawiści. Kończy konkluzją, że PiS z niej nie zrezygnuje. Prezes jednak ubolewa nad podziałami, ale zaczął od czego innego. Wszak problem słownej agresji już w piątek załatwił Mateusz Morawiecki. To zresztą tylko jedno z narzędzi do osiągania głównego celu. Tym zaś jest “społeczne przyspieszenie”. Najwyraźniej podobne do obserwowanego w energetyce, czyli do powrotu gospodarki nakazowo rozdzielczej. Czeka nas więc opanowanie wszystkich dziedzin życia przez jedynie słuszną partię?
Rzecz dowodzi, że dobrozmieńcy nie mają wyobrażenia o tym, co czeka kraj, którego obywateli pozbawiono samodzielności, obciążony długami, pozbawiony rezerw i zdany na skutki światowej bessy. Nasi ideolodzy są chyba naprawdę przekonani, że otorbienie gospodarki w kokonie pozorów zapewni jej trwanie, a państwu bezpieczeństwo. Przecież Moskwa postępuje tak samo i nikt nie anektuje jej terytoriów. Przeciwnie nawet.
Jeżeli więc dobra zmiana przetrwa wybory, w następnej kadencji czekają ją gospodarcze kłopoty. Nas zaś w każdym przypadku kolejna transformacja, z jej skutkami. Tyle że historia powtarza się jako farsa. Trudno zatem przypuszczać, że zechcą w niej uczestniczyć państwa, które przedtem pomogły nam wybrnąć z kryzysu. Każdy bowiem ceni swoją powagę.
Fatalnie się zatem sprawdza ostrzeżenie z Pieśni 5 Jana Kochanowskiego – Polak przed szkodą i po szkodzie może być ...niemądry. Wydaje się bowiem, że jest już po herbacie. Ale “sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało” [Molier]

sobota, 26 stycznia 2019

Pęknięcia

Wedle Przemysława Witkowskiego władza testuje granicę, do której się może posunąć. Dobra zmiana zawłaszcza te obszary, które powinny pozostać niezależne. Robi to metodami nieznanymi dotąd, nawet z czasów PRL. Posługuje się też językiem i propagandą, których się wystrzegała nawet komuna. Jerzy Surdykowski próbuje w sarmatyzmie znaleźć powody, dla których się u nas pojawiła partia całkowicie “odporna na wizerunkową destrukcję”.
Upolityczniono bowiem większość publicznych instytucji, mimo że wyklucza to profesjonalizm. Stąd tak liczne wpadki. Nawet mundurowców. Jak Elizie Michalik w Superstacji mówił Paweł Wojtunik, czystki w ubiegłych latach doprowadziły do usunięcia z nich doświadczonych fachowców. Są zresztą dalej prześladowani. Nikt ze zwolnionych nie może znaleźć pracy w sektorze publicznym. Wielu ma absurdalne zarzuty.
Na ich miejsce przyszły zastępy znajomych królika, również obowiązek wycinania konfetti lub przebierania funkcjonariuszów za anioły. Nepotyzm bowiem i polityczna korupcja nie są u nas karane. To za granicą osoba startująca w konkursie na rządowe stanowisko musi na wstępie oświadczyć, że nie jest z nikim powiązana.
Wedle wspomnianego już Przemysława Witkowskiego naśladujemy Rosję. Moskiewska propaganda przedstawia swój kraj jako ostoję spokoju, korzystnie wypadającą na tle dzikiego Zachodu, dręczonego przez terrorystów, gender, odmieńców, czy islam. Rzecz powoduje nihilizm obywateli, którzy w kontestatorach istniejącego stanu rzeczy dostrzegają wichrzycieli. Za to władza ma święty spokój.
W biurach poselskich PO był ostatnio szereg alarmów bombowych. – Siedziba waszej kłamliwej partii wyleci w powietrze – tak brzmią listowne zawiadomienia. W ogóle rośnie liczba maili z wyzwiskami, kierowanymi wobec polityków opozycji. Równolegle Grażyna Wolszczak wygrała sprawę o odszkodowanie za smog. WOŚP zebrał wielkie datki dla chorych, istnieje jednak KOD, organizują się kobiety.
Nie wszyscy więc są bierni. To prawda, że środowiska żywo pamiętające niewolniczą przeszłość mają tendencje do odcinania się od wszelkich protestów wobec istniejącego stanu w obawie, że zmiana go pogorszy. Aliści chyba nie u nas. Nie organizuje się już powstań, przeciw niesprawiedliwości protestują masowo luźne na razie środowiska, jeżeli więc bloków wyborczych nie powołają politycy opozycji, powstaną spontanicznie.
Wtedy też zarówno dobrozmieńcy, jak i ich oficjalni adwersarze stracą dotychczasowe poparcie na korzyść biedroniowców na przykład. Bo nasze społeczeństwo nie jest jednak bierne. Nie jesteśmy głupim polskim ludem, za jakich nas mają wspaniałozmieńcy.

piątek, 25 stycznia 2019

Rozmówcy

Rozmówcy
Jeżeli przeciwnik żąda wyraźnie, abyśmy przedstawili argumenty przeciwko pewnemu określonemu szczegółowi jego twierdzenia, a nie znajdujemy niczego odpowiedniego, to musimy całą sprawę przesunąć w sferę ogólników, potem zaś wystąpić przeciwko nim [A. Schopenhauer. Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów].
Rzecz w tym, że obecne spory nie są prowadzone po to aby ustalić prawdę, lecz aby osiągnąć przewagę nad adwersarzem. Udowodnić jemu i słuchaczom, że nie zasługuje on na status dyskutanta.
Znakomitego przykładu dostarczył Piotr Gliński, wicepremier i niegdysiejszy kandydat na premiera technicznego. Robert Mazurek zapytał go na antenie o powody, dla których ministerstwo kultury, którym wicepremier kieruje przyznało Europejskiemu Centrum Solidarności w Gdańsku tylko cztery miliony złotych dotacji, zamiast obiecanych siedmiu. – Czy powodem jest, jak to mówicie, polityczne zaangażowanie ECS? – dopytywał dziennikarz. Polityk na to dramatycznym gestem odrzucił mikrofon i wyszedł ze studia.
Powód tej reakcji, to rzekome sprowadzanie przez pytającego rozmowy na niedawny mord polityczny w Gdańsku, ten zaś wedle dobrej zmiany do momentu zakończenia żałoby ma być poza wszelkimi dyskusjami. Mamy więc czyste wyprowadzenie przedmiotu rozmowy w sferę wielce ogólną. Aliści nie tylko.
Jeżeli spostrzegamy, że zaczynamy przegrywać, to możemy zastosować dywersję, tzn. rozpoczynamy nagle rozmowę o czym innym, jak gdyby to należało do rzeczy i było argumentem przeciwnym [ibidem]. 
Wnioski są tu jednoznaczne. Władza również finansowo tępi przeciwników, odmawiając przyznanych już dotacji także instytucjom, które oni stworzyli, ale stara się to ukryć, nawet za cenę łatwego zdemaskowania i ośmieszenia.
Tak się postępuje, kiedy się nie ma argumentów, ale ma się siłę. Poza bowiem przemocą fizyczną istnieje też jeszcze ekonomiczna.
No i wiadomo skąd się bierze taka żywotność hejtu w życiu publicznym. Jest równie żywy jak obelżywe gesty, nawet prezentowane podświadomie. Niczym mowa ciała zdradza stosunek wyraziciela do otoczenia.

czwartek, 24 stycznia 2019

Podpowiedź

Hejt ma wzięcie. Agresja bowiem przyciąga uwagę. Poza tym emocje przynoszą ożywienie w codziennym bytowaniu i w pewnym stopniu uzależniają. Uczone argumentowanie zaś jest nudne i wymaga wiedzy. Stąd się wywodzi najłatwiejszy sposób politykowania: zarządzanie konfliktem. Wymaga to tylko odrzucenia konwenansów.
Bardziej doświadczeni politycy tego sortu starają się jednak różnicować oddziaływania. Tylko poza wyborami utrzymują poparcie zwolenników poprzez przywiązywanie do siebie uwagi za pomocą napaści na adwersarzy. W kampanii zaś wyborczej unikają awantur, aby nie odpychać niezdecydowanych. Mogą wtedy nawet zakładać okulary i pozować mediom w muzeum, na tle przedwojennych mebli inteligenckich mieszkań.
Jest jeszcze jeden popularny czynnik wzbudzający emocje. Krzywda. Ten, kto jej doznał może liczyć na względy elektoratu. Krzywdziciel, nawet mniemany, przeciwnie. Wskutek tego na przykład zbrodnia w Gdańsku ma być wyciszana wedle endeckiej jeszcze zasady: ciszej nad tą trumną. Uszkodzenie zaś barierki okalającej pałac prezydencki przez uciekającego policji kierowcę znajduje szeroki oddźwięk.
No i deklaracje o zakopaniu podziałów. Trzeba tu przypomnieć obowiązujące wśród ideologów rozumienie warunków zgody: wyznanie win i pokuta. Kiedy oni nie błądzą, oznacza to konieczność przyznania się tych innych do błędów i odbycie przez nich kary. Bez tego dotąd nie mogło być mowy o pojednaniu. Teraz by się to miało zmienić?
Wszystkie bowiem kluby parlamentarne mają jutro delegować szefów na spotkanie z premierem, aby ci pomogli mu odnaleźć zasadę albo zabezpieczania imprez masowych, albo nawet bezhejtowego sprawowania polityki. Nie bardzo bowiem wiadomo o co chodzi. Można im jednak łatwo podpowiedzieć, co zrobić w drugiej z rzeczonych kwestii. Wystarczy zapisać: bądźcie przyzwoici. Stałoby się to najkrótszą regulacją, nie wymagającą aktów wykonawczych i nadającą się do uchwalenia nie tylko w ciągu jednej nocy, ale niecałej godziny.
Przyzwoici bowiem to ludzie rezygnujący z kłamstwa, agresji, dehumanizacji, wykluczania ze społeczności, nade wszystko szanujący ustalony tryb, nie tylko w regulaminie sejmowym. To również ci, którzy przyjmują krytykę jako chęć pomocy w naprawie, a nie zamiar zniszczenia krytykowanego przedsięwzięcia.
Kiedy się taką zasadę uzna, nie da się zarządzać konfliktem, ale też nie będzie potrzeby uchwalania ustaw, nakazujących oczywiste zachowania. Trudniej będzie politykować, fakt, ale też do polityki nie idzie się nie tylko dla pieniędzy, ale i dla wygody.
Niestety, z najwyższym aplauzem spotkały się następujące słowa Bronisława Wildsteina: “30 lat powtarzam tezę, że żyjemy w świecie na opak, odwróconym, gdzie sensy, wartości są postawione na głowie, gdzie dziwki rozpaczają nad upadkiem obyczajów, oszuści wzruszają się tym, że prawda w życiu publicznym nienależycie funkcjonuje, złodzieje są poruszeni faktem, że własność nie jest traktowana poważnie, gdzie nienawistnicy organizują się, by walczyć z nienawiścią”.
Nie będzie więc odstępstwa od reguły. Bo pozory, to polityka. Teraz. A podpowiadać jest nieładnie.
I to by było na tyle [Stanisławski].

środa, 23 stycznia 2019

Reglerka

Łódź pozwie skarb państwa. Miasto otrzymało właśnie umowę na zakup energii elektrycznej w 2019 roku. Państwowy dostawca żąda około 40% więcej niż w 2018. To nie wszystko, miejska spółka komunikacyjna będzie musiała zapłacić jeszcze więcej. Też pewnie pozwie państwo. Wszak premier obiecał, że nie będzie podwyżek a Sejm uchwalił, że prąd jest w bieżącym roku wart tyle samo co w poprzednim. I mamy chyba pata.
W socjalistycznym państwie prawodawca bierze na siebie również rolę rynku. Reguluje ceny. Ponieważ jednak prawo popytu i podaży jest ponad nim, zawsze ma z rynkiem kłopoty i zawsze przegrywa. Pierwej jednak kompromituje się walką z samoistnym kształtowaniem cen.
Teraz mamy efekt w pigułce. Kiedy Łódź, a zapewne też inne miasta wygrają procesy o odszkodowania, budżet poniesie nieplanowane straty. Te będzie można doraźnie pokryć pożyczkami, które znajdą odzwierciedlenie we wzroście podatków. To doprowadzi do utraty poparcia dla nazbyt sprytnej władzy i ta odejdzie w niebyt.
Rząd może oczywiście doprowadzić do tego, że zarządy spółek energetycznych zawrą z odbiorcami umowy o zapłatę wysokości równą zeszłorocznej. Wtedy jednak poniosą straty, których się nie da inaczej pokryć, jak dopłatami rządowymi, czyli da capo al fine. Można jeszcze doprowadzić do obniżenia cen węgla z państwowych kopalń, ale wtedy odpowiednio wzrośnie krąg tych, którzy zechcą dotacji.
Tak się kończy zabawa w rynek, rozpoczęta jeszcze w dziewięćdziesiątych latach ubiegłego wieku, kiedy to wprowadzono koncesje i taryfy w energetyce, przejściowo oczywista oczywistość, aby chronić konsumenta. Prowizorka jest wieczna, rzecz więc dojrzewała do krachu. Po drodze był zastój inwestycyjny, wywołany oszczędnościami w trosce o portfel klienta i teraz mamy jednocześnie: przestarzałą infrastrukturę, wzrost cen paliw i konieczność opłacania coraz to droższych certyfikatów na emisję dwutlenku węgla do atmosfery.
Mamy więc piękny początek energetycznego dramatu. Trzeba zatem koniecznie przegrać wybory, aby zgotowany tak pasztet spożyli następcy.
Najwięcej ludzi zabito dla ich dobra. Dobra zmiana to najlepiej ilustruje. Bo i gorliwość w tym względzie ma największą. Także najświętsze przekonanie, że nic się nie reguluje samo.

wtorek, 22 stycznia 2019

Ulga

Jurek Owsiak powrócił. Po chwilowym załamaniu, wywołanym mordem na prezydencie Gdańska otrząsnął się z rozgoryczenia i znowu będzie kierował fundacją OWŚP. To dobra wiadomość.
Wielka Orkiestra jest obywatelską, polską inicjatywą, która obejmuje już cały świat. Zorganizowano ją poza wszelkimi dobroczynnymi przedsięwzięciami nie tylko państwowymi, ale i religijnymi. One dotąd miały wyłączność w dziele dobroczynności na taką skalę. Zarówno więc ideologiczne władze jak i Kościół stanęły w opozycji wobec Orkiestry. Nikt nie lubi konkurencji, szczególnie jak jest bardziej sprawna organizacyjnie, bardziej trafia w upodobania odbiorców i znajduje większy oddźwięk. W dodatku plebejski charakter przedsięwzięcia uczynił go powszechnym i… pozapolitycznym.
To ostatnie spowodowało, że dobra zmiana czuła się szczególnie niekomfortowo z istnieniem czegoś takiego jak fundacja Jurka Owsiaka. Nie dość, że była ona niewrażliwa na ataki, to jeszcze na organizowanym przez siebie festiwalu zespołów rockowych dawała wybitnym ekonomistom, prawnikom, także politykom i artystom okazję do bezpośredniego kontaktu z młodzieżą, która zdawałoby się pragnęła jedynie słuchać muzyki. Skutkiem tego podobnie jak kiedyś jazz znowu muzyczne upodobania młodych stały się w oficjalnej propagandzie narzędziem liberalizmu, diabła, wszelkich złych mocy.
I jak zawsze im bardziej zwalczano młodzież i jej upodobania, tym gorszy odnoszono efekt. Wyrazem tego były rosnące wpłaty na konto WOŚP, proporcjonalne do natężenia szykan, jakim ją poddawano. W Gdańsku, gdzie finał Orkiestry stał się sceną zbrodni, dokonanej publicznie, na osobie znanej i szanowanej nienawiść przekroczyła granice odporności na absurd. Organizator i szef WOŚP złożył dymisję.
Nic dziwnego, że to wstrząsnęło uczuciami wszystkich, którzy sprzyjają Jurkowi Owsiakowi. On sam zaś, porażony nieszczęściem jakiego świadkami stali się uczestnicy finału popadł w zwątpienie. Dobrze, że był to tylko chwilowy epizod i Orkiestra będzie dalej grać pod dawnym kierownictwem, które zapewnia jej nie tylko znakomitą organizację, ale nam wszystkim daje powód do dumy z postawy naszej młodzieży.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

Pokutnictwo

Trzeba skończyć z nienawiścią” – mówił ojciec Wiśniewski na pogrzebie Pawła Adamowicza. Żadna z opcji politycznych nie bierze tych słów do siebie. Nawet dobra zmiana, której narracja wyrosła z opozycji wsi wobec dworu, ze strachu przed rzekomym spiskiem inteligentów, którzy jakoby żyją wygodnie nie trudząc rąk. To oni w wyobrażeniach dziedziców pańszczyźnianej traumy zastąpili niegdysiejszych Żydów, masonów i cyklistów, stając się łże-elitami, wykształciuchami, których ostatecznie dobro-zmienna propaganda zaliczyła do komunistów.
Wszelkie zresztą wątpliwości w tym względzie rozwiewa mit o smoleńskim zamachu. To on pozwolił politycznych przeciwników wystroić w zdradzieckie mordy, nazwać kanaliami i przypisać im krew na rękach. To on uzasadnił oficjalne zawiadomienie Brukseli, że promowany tam kandydat na przewodniczącego Rady Europejskiej będzie w Polsce skazany, jak tylko przeminie jego immunitet.
Przecież ktoś łamiący konwenanse nie podlega ich ochronie. Nie da się zatem uzasadnić tezy, że wszyscy uczestnicy sceny politycznej są jednakowo winni w sporze o sianie nienawiści. Nie da się też do słów o animalnym charakterze poważnej części Polaków porównać metafory o dorzynaniu watah, zapożyczonej od Sienkiewicza, a ilustrującej ostatnie momenty bodaj liczenia głosów w przegranych wtedy przez PiS wyborach.
Rzeczony więc cytat z wypowiedzi ojca Wiśniewskiego dotyczy wszystkich, ale bardziej zwolenników dobrej zmiany. Oczywiście nie można im przypisać winy za gdańską zbrodnię. Podgrzewanie jednak atmosfery politycznej jest odwieczną specjalnością populistów i to właśnie może osiągnąć natężenie inspirujące osobników niestabilnych do działania. Dręczony taką świadomością konkurent Gabriela Narutowicza w wyborach 1922 roku opuścił Polskę po jego śmierci, mimo że nie był przecież winny zbrodni dokonanej przez Niewiadomskiego.
Aby sprawa była jasna, krytyka jest nieodłącznym elementem demokracji, nawet niesprawiedliwa nie jest jednak tym, o czym mówił ojciec Wiśniewski. Ci więc, którzy się dawali prowokować wyrazicielom dobrej zmiany, uczestniczyli w nagannym “pojedynku na miny”, ale nie oni rzucali wyzwanie.

niedziela, 20 stycznia 2019

Widoki

Telewizja publiczna pokazała Prezesa na uroczystości żałobnej w Sejmie, w której nie uczestniczył i początkowo nie pokazała Donalda Tuska na pogrzebie Pawła Adamowicza [Kuba Wątły, Superstacja] w którym uczestniczył w odróżnieniu od Prezesa.
Poza tym:
     – Potrzeba nam otwartych dłoni, a nie zaciśniętych pięści – arcybiskup.                                                            
     – Może obudzi się dawna “Solidarność”? – polityk, działacz podziemnej “Solidarności”.
A może na początek spróbować dobrodziejstw prawdy i zwykłej przyzwoitości?

sobota, 19 stycznia 2019

Żal

Profesor Nałęcz, znawca historii najnowszej dostrzega w ostatnich zdarzeniach silną analogię z tym, co się stało przyczyną śmierci Gabriela Narutowicza. Wtedy nowo wybrany prezydent był przedstawiany jako nie-Polak, rzekomo na zgubę narodu wybrany przez etniczne mniejszości.
W ciągu ostatniego roku było w publicznej telewizji ponad 100 relacji, szkalujących Pawła Adamowicza - głównie za popieranie idei przyjmowania uchodźców. Otrzymał też za to upubliczniony w Internecie akt politycznego zgonu od narodowców. Zarówno w 1920 roku jak i teraz autorzy inkryminowanych działań nie proponowali przemocy. Powstała jednak atmosfera nienawiści, obciążająca władzę.
Nie da się zatem zaprzeczyć, że doświadczamy skutków mordu politycznego. Sam zresztą morderca ogłosił to expressis verbis. Trudno się nie zgodzić z Andrzejem Olechowskim, który sam przez członka rządzącego gabinetu został nazwany zdrajcą, że to politycy są odpowiedzialni za to, co się stało, mimo że się tego wypierają. To przecież oni tworzą atmosferę sporu, który zawsze trwa w każdej demokracji.
PiS więc traci zwolenników. I to nie tylko w sondażach agencji, które nie są podejrzewane o brak obiektywizmu. Stosunek poparcia partii rządzącej w badaniach tych instytucji badania opinii, które są traktowane jako niezależne do pozostałych ma się jak 30:39. Mamy więc współczynnik wiarygodności przekazu: 0,77.
To odpowiednik współczynnika oporu Clausewitza. Wedle pruskiego stratega każdy generał powinien wiedzieć ile razy rzeczywiste czasy jego operacji są dłuższe od planowanych. Pozwalało to bezbłędnie koordynować wysiłki różnych formacji, biorących udział w batalii. Poparcie więc dobrej zmiany już teraz może być znacznie mniejsze od mniemanego. A przed wyborami? Jest zatem co zakrzykiwać.
Punktem zwrotnym było nagromadzenie aferalnych doniesień. Teraz jednak proces utraty wiarygodności wspaniałozmieńców przyspieszył w wyniku ich reakcji na zabójstwo prezydenta Gdańska. Zawstydzające wpisy osób publicznych, a także często odbierane jako celowe ignorowanie sejmowej żałoby przez czołowych polityków rządzącej partii zdecydowanie odłączają jej twardy elektorat od mniej zdecydowanych zwolenników.
Pokrętną i zawiłą mamy historię, ale zabójstwa polityków z ręki rodaków nie są w niej częste. Szkoda, ale ostatni czas staje się chyba świadkiem niechlubnego zwrotu w politycznym obyczaju.

czwartek, 17 stycznia 2019

Sapientia

Zbrodnia gdańska obudziła kolejne nawoływania do rezygnacji z mowy nienawiści, bowiem za nią idą czyny. Zacznijmy rozmawiać, przestańmy krzyczeć. Tak mniej więcej wygląda propozycja formułowana z jednej strony. Z drugiej prawicowa, pozarządowa organizacja prawników mobilizuje rodziców przeciwko udziałowi ich dzieci w lekcji o mowie nienawiści, wprowadzanej do warszawskich szkół przez prezydenta Trzaskowskiego.
Tymczasem realia są druzgocące. Internet otworzył usta tym, którzy dotąd nigdy nie byli słyszani, najwyżej na pierwszomajowych demonstracjach, gdzie “dawali wyraz”. Teraz nie tylko mogą przeczytać, o czym dyskutują mądrale, ale też pogłębić poczucie wyobcowania wskutek niemożności rozumienia przekazu. Aliści mają możliwość odreagowania. Właśnie mową nienawiści. Anonimowo.
Cyniczni politycy wykorzystują ten mechanizm, podając proste wyjaśnienia skomplikowanych problemów. Rzecz wykorzystuje antysemityzm, zakorzeniony w złej tradycji. Łatwo go przekształcono we wstręt do wykształciuchów, co to jakoby nie trudząc się, żyją wygodnie z krwawicy ludu. Zaraz za tym idą przedsiębiorcy, wedle marksowskiego mitu również tuczący się na ludzkiej krzywdzie. O masonach i cyklistach nie ma co wspominać. Na takich obsesjach łatwo zbudować polityczne hasła o Polsce solidarnej, alternatywnej dla liberalnej.
Święcą tedy triumf teorie spiskowe, ale przede wszystkim nietolerancja. Ta wynika z podświadomego poczucia słabości wyznawanych dogmatów, którym rzeczywistość przeczy co krok. Kiedy się zatem podnoszą głosy przeciwko jedynie słusznej drodze do szczęścia ludu, natychmiast są odpieranie przy pomocy mowy nienawiści właśnie.
Wszystko to razem powoduje, że próby znalezienia jakiejś recepty na polityczny hejt były pozbawione szans. Dopiero zbrodnia w Gdańsku wstrząsnęła sumieniami i część dotychczasowych zwolenników populizmu może dozna w jej wyniku opamiętania.
Poważną rolę tu mają przed sobą media. Niektórzy dziennikarze nie będą zapraszać nienawistników do politycznych dyskusji i publikować obelg, którymi oni obrzucają adwersarzy. Sensowne a jest też propozycja, aby szczególnie nasycone hejtem witryny internetowe zbywać milczeniem.
To wszystko jest przez zwolenników brutalnej propagandy traktowane jako ograniczanie krytyki, wolności słowa. W granicach politycznej poprawności powinna jednak być możliwa. Wszak do niej nie należy ukrycie w TV Republika faktu zignorowania przez niektórych polityków uroczystości organizowanej w Sejmie dla upamiętnienia zamordowanego prezydenta Gdańska.
Warto się wysilić dla zwalczania mowy nienawiści. Miarą bowiem cywilizacji jest rezygnacja z odruchów na korzyść rozsądku. Przecież podstawową cechą Homo sapiens jest myślenie, a to generuje wątpliwości. Nie daje więc powodu do agresji. Warto o tym pamiętać.

środa, 16 stycznia 2019

Teodycea

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zawsze rozpalała emocje. Z wielu przyczyn, jakie wedle komentatorów legły u ich źródła najbardziej trafia do przekonania, że jako czysto obywatelska i świecka inicjatywa musiała się stać solą w oku środowisk zamordystycznych i klerykalnych. Jej plebejski charakter ujawniał też kruchość przekonania o słabości ruchów obywatelskich w Polsce i zawsze stanowił zagrożenie dla wielu z tych, którzy uzurpowali sobie wyłączność w reprezentowaniu ludu. Szczególnie gdy ich zdaniem ów lud miał być głupi i polski.
W tej sytuacji nic dziwnego, że oddźwięk jest szczególny, kiedy finał Orkiestry stał się miejscem zbrodni, której ofiarą padł zasłużony prezydent Gdańska. Rzecz się w dodatku zdarzyła nie tylko po wyborach, ale też po odparciu szeregu absurdalnych zarzutów, stawianych mu przez nienawistników. Natężenie więc złej woli osiągnęło apogeum zarówno w stosunku do WOŚP, która tym bardziej odnosi sukcesy, im bardziej jest zwalczana, jak i wobec prezydenta Adamowicza, który niejako uosabiał siły, zagradzające postęp demagogii.
Zbrodnia pozornie tylko przechyliła w Gdańsku szalę na stronę zła w jego zmaganiach z dobrem. Reakcja jest jednoznaczna. Przynosi świadomość, że Polacy nie tylko nie są “głupim, polskim ludem”, ale też stworzyli związek obywatelski o światowym zasięgu. Spontanicznie, bez udziału czynników oficjalnych, a często nawet wbrew nim. Więcej, wyraźnie widać jak słabe podstawy ma rzekomo jedynie słuszna sprawa, oparta na mitach i podległości wobec formacji, która z pozornej niemocy intelektualnej rodaków czerpie poparcie dla głoszonej przez siebie ideologii.
Stając więc w szeregu żałobników powinniśmy sobie uświadomić, że śmierć prezydenta Adamowicza otwiera nowy rozdział w narodowej świadomości. Bo Polacy, podobnie jak On są naprawdę spadkobiercami Wielkiej “Solidarności”, a nie nienawistnikami, którymi można manipulować przy pomocy metod znanych z najgorszych czasów w naszej historii.
Zło zaś jest nieodłącznym składnikiem rzeczywistości. Jego istnienie inspiruje do naprawy życia. Bez niego nie byłoby ewolucji, człowieka w ogóle. Ono przynosi cierpienie, ale zawsze przegrywa. W przeciwnym wypadku świat by marniał, a to przecież nieprawda. Dlatego właśnie czci się bohaterów poległych w zmaganiach ze złem.

wtorek, 15 stycznia 2019

Kainizm

Nienawiść wrosła w serca i zatruła krew pobratymczą” [Sienkiewicz].
Mord na prezydencie Adamowiczu zainspirował szereg wypowiedzi kondolencyjnych ze strony osób publicznych, reprezentujących wszystkie opcje polityczne.
Zdarzenie pobudziło też wielu komentatorów do wyrażenia swej opinii. Charakterystyczne są tu postawy negatywne wobec WOŚP. Wedle nich Orkiestra, przede wszystkim zaś Jurek Owsiak posługują się językiem nienawiści i dzielą Polaków. Padły one jeszcze przed śmiercią Pawła Adamowicza, ale nikt ich potem nie odwoływał.
Ponieważ trudno znaleźć jątrzące wypowiedzi, zarówno padające ze strony Fundacji jak i jej szefa, najwyraźniej samo istnienie niezależnych organizacji jest przez skrajnych komentatorów rozumiane jako ekspozycja nienawiści. Rzecz słabo zdumiewa w sytuacji, kiedy krytyka pedofilii duchownych jest traktowana jako atak na Kościół a wytykanie błędów prawicowo-socjalistycznemu rządowi jako niepatriotyczne, ba, donoszenie na Polskę. Problem chyba tkwi w kulturze politycznego dyskursu, praktykowanej w skrajnych środowiskach.
Także sam prezydent Adamowicz został uznany za niegodnego zanoszenia zań modłów, bo wedle jednego z księży(!) był celebrytą, a Jezus nie modlił się za Heroda (sic!). Jego śmiercią obciąża się też Orkiestrę. Nic więc dziwnego, że wobec takiego natężenia absurdu Jurek Owsiak zrezygnował z przewodniczenia OWŚP. Nie będzie też organizował Przystanku Woodstock, pozostawiając to zarządowi Kostrzyna. Czyli znika poważny powód do sporów.
W tej sytuacji nie odbędzie się marsz polityków przeciwko przemocy i nienawiści w Gdańsku, proponowany przez prezydenta Dudę. To zrozumiałe. Przecież eksponowanie tam emblematów opozycyjnych ugrupowań mogłoby przez niektórych zostać uznane za przejaw zachowań, które się stały powodem protestu. Więcej, potępienie słownictwa naszej polityki, pozostającego w obiegu publicznym również może urażać uczucia wielu uczestników takiej demonstracji.
Polacy zaś już wczoraj na spontanicznych zgromadzeniach w Gdańsku i wielu innych miastach dali wyraz zarówno uczuciom żalu jak i odmowie zgody na przemoc. Znowu więc politycy są krok za nimi, wraz ze swoim balastem wzajemnych uprzedzeń.
Najprawdopodobniej jednak rychło pojawią się nowe powody do kłótni. Bardzo bowiem daleko zabrnęły podziały w naszej ojczyźnie i obyczaj lżenia przeciwników uniezależnił się już od nienawistników. To i mamy skutki.

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Suwerenność

Przywykliśmy do wolności i jej promowanie wypada mało efektownie, jak zawsze sprawy oczywiste. Lepiej się prezentuje ukazywanie jej niedostatków, szczególnie w środowiskach roszczeniowców. Stąd się wywodzi poparcie populistów w państwach, gdzie szacunek dla prawa jest słabiej ugruntowany, zaufanie do rodaków jest mniejsze i funkcjonują mity o należnej narodowi wielkości.
Niektórym środowiskom politycznym w Europie dobrobyt i spokój spowszedniał tak dalece, że chciałyby się jeszcze pokusić o dominację nad sąsiadami. Inni, tradycyjnie zastrachani boją się zdominowania przez państwa ościenne. Jedni i drudzy oglądając się a to na Rosję, a to Amerykę, tam szukając bezpieczeństwa, w swoim mniemaniu wstają z kolan, na które ich rzekomo rzuciła Unia Europejska.
Skończył się chyba powojenny ład, w którym wiecznie wojującą z sobą Europę podzielono na dwie części, co doprowadziło do kilku dziesięcioleci pokoju. Teraz wycofanie się Ameryki z wspierania Unii Europejskiej stawia przed nią konieczność samodzielnego zadbania o własne bezpieczeństwo.
Wzmaga to potrzebę przyspieszenia integracji z Zachodem państw, które się wyrwały spod kurateli Moskwy. Tymczasem my się przeciw takim dążeniom jednoczymy w osi (sic!) z włoskimi, prorosyjskimi populistami.
Więcej, w ślad za inicjatywą amerykańskiego Departamentu Stanu, wbrew interesom Unii, zainteresowanej nierosyjskimi paliwami organizujemy u siebie międzynarodową konferencję na temat sytuacji Bliskiego Wschodu. Iran uznaje to za akt wrogi i zapowiada odwet. Wypomina nam też czasy drugiej wojny światowej, kiedy bez żadnych warunków przyjął naszych uciekinierów z Sowietów.
Wedle autolaudacji w TVP, wypowiadanej z iście północnokoreańską emfazą przyczynimy się tym do zaprowadzenia pokoju w miejscu, w którym wrze od II wojny światowej. Nie mówią, że mamy ów sukces osiągnąć kosztem własnego bezpieczeństwa energetycznego. Przecież gaz i nafta z Iranu, to niezła alternatywa dla rosyjskich i amerykańskich paliw.
Bo jako się rzekło, dużo głośniej brzmi propagandowy atak na codzienność i wykazywanie jej niedogodności aniżeli podtrzymywanie i doskonalenie “ciepłej wody w kranie”. Pierwsze wymaga tylko oburzenia, drugie potrzebuje myślenia. To zaś wprawdzie nie boli, ale wymaga odwagi.

niedziela, 13 stycznia 2019

Dobro

Początek roku i Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy znowu staje się tematem wiodącym. W poprzednim roku dobra zmiana skonsolidowała wszystkie moce przeciwko niej i dzięki temu ilość pozyskanych pieniędzy osiągnęła rekordowy wynik. W tym roku jest więc znacznie ciszej. Jedynie poseł Pięta, arbiter elegantiarum narodowego konserwatyzmu zapowiada zwolnienia z pracy funkcjonariuszy państwowych, którzy by się odważyli wziąć udział w zbiórkach.
No i nie została bezczynna TVP Info. Wygenerowała oto spot, na którym kukła z żydowskimi cechami, przedstawiająca Jurka Owsiaka zbiera pieniądze dla… Hanny Gronkiewicz-Waltz. Na jednym z darowanych jej banknotów widać gwiazdę Dawida. Kiedy media zawrzały, autorka owej prezentacji przedstawiła pokazany w niej banknot o nominale dwustu eurokaczek, zamiast króla Zygmunta prezentujący portret Lecha Kaczyńskiego. Na nim rzeczywiście jest też symbol Izraela. Powiada, że nie spodziewała się, iż ktoś to zauważy, a ma cały karton takich rekwizytów. Pewnie z czasu, kiedy narodowi konserwatyści zwalczali też braci Kaczyńskich.
Wydawałoby się, że dobra zmiana znowu strzela sobie w kolano, aliści nie do końca. Okazało się, że zakaz handlu w niedzielę ograniczy możliwości ulicznej zbiórki. Koncentrowała się ona w centrach handlowych, te zaś są zamknięte. Jakoś Jurek Owsiak nie wpadł na to, że trzeba się dostosować i przenieść akcję na sobotę.
Zawsze zdumiewał narodowo katolicki wstręt, okazywany Orkiestrze. Przecież ona wspiera ochronę zdrowia i to w jej newralgicznych obszarach. Rzecz się staje jaśniejsza po ujawnieniu ostatnio całego szeregu zdarzeń w kręgach rzeczonych konserwatystów. Oni rzeczywiście nie są w stanie sobie wyobrazić jakichkolwiek poczynań, pozbawionych drugiego dna. Przecież każdy sądzi wedle siebie.
Tak czy owak bardzo interesujący jest wynik tegorocznej zbiórki. Niezawodnie czai się tu sukces. Tylko czyj?

sobota, 12 stycznia 2019

Bankomachia

Chłop potęgą jest i basta, ale większą jest niewiasta [Sztaudynger].
Wspaniała zmiana znowu jest w swoim żywiole. Ma kolejną wojnę. Tyle tylko, że już nie z zewnętrznym wrogiem. Tam już wszędzie trwają zmagania, nowych frontów się nie da otworzyć. Przecież nawet obecna “Solidarność” się czuje obrażona. Batalia więc przeniosła się do wewnątrz. I to nie w utajonej formie, prowadzonej przy pomocy rzekomo przypadkowych upokorzeń lub zaniechań, ale przy wykorzystaniu prawa.
Prezes Glapiński więc będzie musiał ujawnić zarobki współpracowników. I to nie dlatego, że sąd administracyjny uznał NBP za organ publiczny, podlegający zasadzie jawności, a dlatego że prezes Kaczyński tak chce. W związku z tym zignorowano stosowne orzeczenie sądu tudzież podobne projekty, złożone już wcześniej przez PO i kukizowców. Oni nie są tu kompetentni. PiS uchwali swoją ustawę.
Prawdopodobnie znikną z niej rozwiązania proponowane przez opozycję i nieformalnego koalicjanta. Są przecież niesłuszne. Spowoduje to konieczność dopisywania uzupełnień. Ostatnia z nocą uchwalanych ustaw miała dwie strony treści i dwadzieścia stron autopoprawek a i tak nie wiadomo, jak ją stosować. Tutaj pewnie będzie podobnie, ale władza nie pęka niczym niegdysiejsze CBA i sama ustali, co będzie jawne.
Prezes zaś NBP jest poza zasięgiem władzy nawet najzwyklejszego posła. Ma jeszcze parę lat urzędowania przed sobą i potem spokojnie może iść na emeryturę. Możliwe, że ustawowo zostaną mu ograniczone zarobki, o ile TSUE nie zablokuje takiego przepisu. Bank ma chyba niezłych prawników.
Znowu więc potwierdza się sprawdzona już w 2007 roku reguła, że układ i szara sieć znajduje się zawsze wewnątrz formacji wodzowskiej. Dotychczas ujawniała się odrastaniem kolejnych wcieleń tych totumfackich, którzy mieli nieszczęście narazić się na preześną niełaskę. Teraz rzecz osiągnęła najstarszy powód do wyjścia na jaw. Powodem ataku są kobiety.
I tu już nikt nie będzie dociekał kto, co i dlaczego. Działają emocje. A te… wiadomo.

piątek, 11 stycznia 2019

Powiązania

Najpierw Puszcza Białowieska, potem powietrze, którym oddychamy, teraz dziki padają ofiarą wspaniałej zmiany. Epigoni Samoobrony są przekonani, że ich istnienie przynosi afrykański pomór świń i blokują drogi, aby na rządzie wymusić wytępienie tych zwierząt.
Władza zaś zatrudnia na kluczowych stanowiskach znawców o kompetencjach podobnych chyba do tych, co są przypisywane rusycystom w bankach. Skutek jest taki, że względem dzików podejmuje się działania równie skuteczne, co w janowskiej stadninie koni. Ale drogowi “blokersi” są w siódmym niebie, posłuchano przecież ludu.
Nauczyciele nie dostaną podwyżek, o które zabiegają. Związkowcy z Jastrzębskiej Spółki Węglowej daremnie protestują przeciwko finansowaniu przez ich firmę energetyki. Niebawem więc zaczną się strajki. Rządowi jednak brak pieniędzy na zaspokojenie takich postulatów.
Bezczelne zaś media informują o kłopotach władzy, a jak się je chce zamykać (tfu, renacjonalizować) odzywa się Ameryka. Bo skłóceni z Unią staliśmy się wasalem Stanów i kiedy tam się tupnie nogą, pokorniejemy, mimo że wstaliśmy z kolan i postanowiliśmy za kraty pakować tych, co by źle mówili o naszym postępowaniu.
W tym wszystkim kryje się wyjaśnienie fenomenu braku opozycyjnego programu. I tak go nikt nie przeczyta. Do pokonania zaś adwersarzy wystarczy jej sam obóz dobrej zmiany. Jak powiada Michał Kamiński, ludzie polujący na mamuty uderzali w nie kamieniami, chociaż pojedyncze trafienia nie czyniły na mastodontach wrażenia. Masowe bowiem były skuteczne.
Gdyby więc przedpotopowe giganty dożyły naszych czasów, może by się same zabijały. Ponieważ jednak przyroda ma niezmienne reguły, dziki wytępią myśliwi. Aliści bez świadomości, że niszczą nie tylko hodowle świń, ale też dobrą zmianę. Bo ona w ten sposób zwalcza się sama. Tak bowiem postępuje każdy atawizm, nie dostosowany do tego, co jest tu i teraz.

czwartek, 10 stycznia 2019

Praworządność

Beata Mazurek nie jest usatysfakcjonowana wyjaśnieniami problemu zarobków w NBP. Jan Maria Jackowski również nie jest z nich zadowolony. Czeka na odpowiedź na swoje pytanie, nie uważa konferencji prasowej za takową. Paweł Kukiz zaś znowu popadł w oburzenie i składa do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa niegospodarności, jego zdaniem popełnionego przez prezesa NBP, który dwóm pracownicom swojej instytucji przyznał nadmierne wynagrodzenia. Uważa to nie tylko za skandal, ale nawet za “skandal absolutny”.
Chodzi o wczorajsze wystąpienie zastępczyni dyrektora departamentu kadr Banku Narodowego, która zapewniała, że przeciętny zarobek dyrektorów w NBP jest o połowę mniejszy od tego, co donoszą media o gaży dwóch pań, zatrudnionych na takich stanowiskach, nazywanych też niesłusznie asystentkami. Asystent bowiem to “świeżak”, czyli ktoś o najniższych dochodach. Wieczorem prezes Glapiński uznał zainteresowanie mediów inkryminowanymi zarobkami za seksistowski, brutalny i niczym nie usprawiedliwony atak. Nie bardzo jest już chyba o czym mówić, bo NIK zapowiada zbadanie problemu.
Średnia statystyczna to wartość, wokół której oscyluje 95 procent pozostałych wielkości z badanej próby. Tutaj zaś mamy raczej iloraz sumy wszystkich dyrektorskich zarobków i liczby dyrektorów – najwyżej kilkunastu, jeśli nie kilku. Słusznie więc senator Jackowski drwi, że tak relacjonując problem można uzasadnić możliwość utopienia się w jeziorze o przeciętnej głębokości 10 cm. W jego pytaniu chodzi o zarobki konkretnych dwóch osób i ich kwalifikacje.
Gdzie nie rządzi prawo, rządzi siła. Rzecz przypomina to, czego właśnie jesteśmy świadkami. I to nie dlatego, że Holendrzy nie chcą nam wydać 11 podejrzanych osobników, ściganych przez naszych śledczych za pomocą europejskiego nakazu aresztowania. Tamtejsi bowiem sędziowie nie są przekonani o naszej zdolności do zapewnienia podsądnym bezstronnego procesu. Chodzi tu o coś gorszego. Media, a i politycy partii rządzącej są przekonani o obyczaju, który powraca do naszego życia publicznego. Problem już za komuny przedstawiono w kultowym filmie “Miś”. Pamiętamy przecież słynne pytanie: nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi?
Ciekawe jak dobra zmiana wybrnie z kolejnego problemu, mimowolnie ośmieszanego wprawdzie przez samozwańczego reprezentanta oburzonych roszczeniowców, który znowu odnajduje powody do frustracji. Ale też wybory blisko, trzeba zatem udawać, że się przedtem nie wiedziało, co się robiło promując polityków, którzy, co było do przewidzenia, wszystkich wystrychnęli na dudków.
Tak czy owak problem zarobków dwóch dbałych o aparycję pań skutecznie wyparł z mediów wizytę Matteo Salviniego, eurosceptycznego wicepremiera Włoch, który występuje w koszulce z portretem Władimira Putina, uważa aneksję Krymu za usprawiedliwioną, współpracuje blisko z Marine Le Pen w dziele przerabiania Unii na luźny zlepek państw i chce bliskich stosunków z Polską, która ostatnio jest prounijna wielce. Przecież wedle niego Polska i Włochy będą bohaterami nowej wiosny europejskiej.

środa, 9 stycznia 2019

Światowcy

Mapa kościelnej pedofilii prezentuje miejsca oficjalnie znane z seksualnego molestowania dzieci przez duchownych. Przeważają większe miasta. Widać tu chyba analogię do lokalizacji ujawnionych sitw. Prowincja jest ich matecznikiem, ale znane są głównie z metropolii.
Rzecz się zasadza na naszej mentalności. Nie donosi się na sąsiadów, czy w ogóle na znajomych, chyba że cichcem, anonimowo. Ponieważ o tajemnicę na prowincji jest bardzo trudno, panuje tam zmowa milczenia. Dzieją się przeto rzeczy straszne, ale nikt o nich nie mówi. Cnota prowincji staje się zatem prawdą, bo jest nią to, w co się wierzy.
Tymczasem wśród prowincjonalnych elit jest tolerowane pijaństwo, korupcja, nepotyzm, arywizm i inne plagi, przed którymi lud się nie może obronić. Przyjmuje je więc cierpliwie, jako oczywisty element niełatwej wcale rzeczywistości. Ba, rzecz jest racjonalizowana. Przecież znajomkowie muszą być uprzywilejowani, bo jakżeby inaczej ich protektorzy mogli utrzymać swoją pozycję? Wszak pokorne cielę dwie matki ssie.
Rzecz nieźle ilustrują ostatnie inspekcje w escape roomach. Co ósmy z dotychczas skontrolowanych trzeba było zamknąć, bo ich urządzenia grożą tragedią. Państwo zaś podjęło czynności dopiero, kiedy się w jednym z nich zdarzyło nieszczęście, które poruszyło wszystkich Polaków. Przedtem przyjmowało brak informacji za dobrą informację.
Celnie ten mechanizm wykorzystali dobrozmieńcy. “Głupi polski lud”, jak cynicznie powiadają, pokornie kupuje twory ich “mabeny”, mimo że są prymitywne i rozłażą się przy pierwszej konfrontacji z rzeczywistością. Parafialny fatalizm każe im się cieszyć, że nie jest jeszcze gorzej. A osoba z ich grona, wbrew wszystkiemu wykrzykująca miastowym mędrkom, że jej się “po prostu należało” to, co sami kwestionują, przynosi nadzieję na lepszą przyszłość. Przecież ze swojakami trzeba się dzielić.
Tisze jedjesz, dalsze budiesz” – mawiają Rosjanie, światowi eksperci w pokornym znoszeniu niesprawiedliwości. Może stąd u naszych wybawicieli od Zachodu wywodzi się tęsknica za Wschodem?

wtorek, 8 stycznia 2019

Społecznicy

Sprawiedliwość społeczna, przed świętami promowana przez nasze władze w Białymstoku (chyba za Aleksandrem Kwaśniewskim) jest w istocie niesprawiedliwością. Zwraca się bowiem do ogółu, a omija obywatela, któremu się ona wyłącznie należy. Przecież gdyby na przykład chodziło o zieloną sprawiedliwość (ma tyle samo sensu, co społeczna) dotyczyłaby zielonych ludzików albo graczy w zielone. Byłaby więc niedostępna dla białych, zwłaszcza piłkarzy. Przecież czerwona sprawiedliwość była dostępna jedynie czerwonym.
Tę mityczną sprawiedliwość (grab zagrabione) forsują teraz głównie lewicowcy, głosiciele mitu, że 95% światowego bogactwa jest w rękach bodaj 5% mieszkańców globu. Tak przecież było zawsze, tylko teraz krezusi nie mają władzy politycznej. Poza tym posiada się tyle, ile się potrafi zużyć. Reszta służy ogółowi, czy się tego chce, czy nie.
Gdyby nie było bogaczy, świat by był uboższy i nędzarze mieliby się gorzej. Majątek bowiem “krwiopijców” jest przytomnie zarządzany, czego nie można powiedzieć o tak zwanym majątku narodowym. Prywatne dobro przyrasta, a z nim gospodarka. Dlatego wytępienie krezusów skończyło się w komunie upowszechnieniem nędzy i bankructwem gospodarki ideologów. Dlatego pada stadnina koni w Janowie. Dlatego w państwowym banku rusycystka może zarabiać lepiej od prezydenta Francji.
Więcej. Ustrój promujący populistyczne rozwiązania musi mieć wroga lub “gorszy sort”. Nie może się obejść bez niego, jeżeli chce zwolennikom zapewnić poczucie rzeczonej sprawiedliwości. Potrzebuje bowiem poziomu odniesienia. Nie dając dobrobytu, daje pariasów. Zawsze jest nimi inteligencja. Tak bowiem wygląda sprawiedliwość z przymiotnikiem. Pozorne wartości zawsze generują rzeczywiste ale i zawstydzające różnice społeczne.
To oczywiste, że władza musi zapobiegać ubóstwu obywateli. Ale odbieranie jednym, aby przysporzyć innym demotywuje pierwszych do zabiegów o powiększenie swego mienia, drugich do pracy. Aby się bogacić, kapitaliści potrzebują pracowników, kapitału, przedsiębiorczości. Im więcej tego mają, tym więcej wytworzą, tym więcej zatrudnią ludzi, tym więcej inwestują, tym bardziej podniosą dobrobyt w państwie. I przeciwnie.
Jeżeli więc umożliwi się obywatelom swobodną działalność, na pewno osiągną to, co kłamliwie obiecują populiści. Tym zaś, którzy nie są w stanie na siebie zapracować, można pomóc. Nie tylko rezygnując z limuzyn dla dygnitarzy, bez blichtru niezbyt pewnych swej godności, w dodatku formowanych w kolumny, rozbijające samochodziki biedaków. Trzeba wreszcie wrócić do zasad taniego państwa.
Codzienna zaś sprawiedliwość, praktykowana przez głosicieli jej zbiorowej odmiany najgłośniej skrzeczała w pysze posłanki partii rzekomo wrażliwej społecznie z pogardą i wstrętem omijającej protestujące w Sejmie matki niepełnosprawnych dzieci.

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Podziały

Na dwa plemiona podzielili nas już zaborcy. Pierwszym byli wywrotowcy, za wszelką cenę starający się zrzucić zaborcze jarzmo, drugim lojaliści, którzy ulegając czemuś w rodzaju syndromu sztokholmskiego próbowali zapobiegać poczynaniom pierwszych.
W czasie I wojny światowej wpływ lojalistów był tak silny, że w części Królestwa będącego pod okupacją państw centralnych zwolennicy endecji często nie posyłali dzieci do nowych szkół z polskim językiem nauczania. Prywatni nauczyciele po staremu uczyli je zgłębiać bukwy. Kler zaś był tam w większości przeciwny legionom [Koprowski].
Nacjonalistyczne tendencje na dobre i złe sprzysięgły się wtedy z dewocyjnymi w zbożnym kreowaniu odrębności od rodaków z gorszym jakoby pochodzeniem lub światopoglądem. Wszystko oczywiście dla dobra miłościwie panującego cara czy cesarza, z czym w ostrym konflikcie stały poczynania legionistów Piłsudskiego, od początku odrzucającego wszelkie podporządkowanie powojennej Polski zaborcom.
W ogóle endecja Królestwa Polskiego stała po stronie Ententy. Legioniści zaś wybrali Austro-Węgry. Chociaż i tutaj podział się również ujawnił i to nie tylko w sprawie niepodległości. Podwładni Józefa Piłsudskiego byli dość obojętni religijnie. Wedle ich kapelana w spowiedziach uczestniczyła znaczna mniejszość żołnierzy. Ba, panujący tam żołnierski przesąd ostrzegał, że spotkanie z księdzem przed akcją wróżyło nieszczęście. Narodowe zaś legiony, podległe Austriakom były pobożne [Koprowski].
Dwudziestolecie międzywojenne nie zakończyło podziałów, a właściwie je pogłębiło. Po przewrocie majowym ekstremalne odłamy narodowców, podobnie jak komuniści zmierzały do siłowego odwrócenia sanacji. W rezultacie zdelegalizowano ONR a jej twórca, Bolesław Piasecki został uwięziony w Berezie Kartuskiej.
Po II wojnie narodowi radykałowie pod przewodnictwem Piaseckiego sprzymierzyli się z komunistami tak dalece, że ich wódz namawiał kardynała Wyszyńskiego, aby partii oddać prawo do mianowania biskupów. Jednoczyła ich z czerwonymi “sprawiedliwość społeczna”, reforma rolna i nacjonalizacja przemysłu.
Aliści legenda piłsudczykowska jest ładniejsza. Polak bardziej podziwia szablę od zarękawka biurokraty. Wspaniała więc zmiana popada w jedną ze swoich zasadniczych sprzeczności. Przypisuje sobie kultywowanie tradycji Komendanta i Pierwszej Brygady, oblekając ją wszakże w szatę pokutnika. O tępocie propagandy na iście gogolowską miarę nie ma już co mówić.
Podział więc jest wyraźny, chociaż jego linie przebiegają w coraz to bardziej zawiły sposób. Ostatnio też coraz bardziej zabawny.

niedziela, 6 stycznia 2019

Zderzenia

Premier Morawiecki oświadczył niedawno w Sejmie, że ceny naszego prądu należą do najniższych w Europie. I to pomimo ich wzrostu o 50% w czasie rządów PO. Ale kiedy PiS po objęciu władzy zamroził ceny prądu, giełdowe notowania spółek energetycznych spadły o 14 miliardów złotych.
Postanowiono przeto podnieść teraz opłaty za elektryczność. Zaniechano tego jednak, kiedy się podniósł szum medialny. Spółki energetyczne wdrożą zatem oszczędności. Pisiewiczów wyświecą? Bynajmniej. Zostaną ograniczone opłaty, które dostawcy energii wnoszą do skarbu państwa.
Potrzeba aż dziesięciu miliardów na pokrycie skutków decyzyjnej rejterady. Obniżona akcyza na węgiel przyniesie znacznie mniej. Dopłaty dla odbiorców są też problematyczne, bo przecież rząd angażuje w to pieniądze, które w podatkach odejmuje ...odbiorcom. Zapłacą przeto i tak. W dodatku Unia już żąda notyfikacji stosownej ustawy, przyjętej nocą.
Wyższe zaś ceny są już zaklepane umownie i to nie tylko w gminach. Mniejsi dostawcy elektryczności nie są poddani dyktatowi państwa i wnioskując o nowe taryfy postępowali zgodnie z Prawem Energetycznym. Sławny od dawna miłośnik pojazdów elektrycznych (wprawdzie praktykował aż na Cyprze, ale jednak) powiada, że albo “spółki zmienią ceny, albo zmienimy im prezesów”.
Dotyczy to państwowych molochów, posiadających jednak praktycznie monopol. To z jego powodu impregnuje się mix energetyczny, preferujący kapitałochłonne i brudne technologie tudzież likwiduje wykorzystanie energii odnawialnej.
Rzecz się zasadza na bałwochwalczym podejściu do górnictwa. Od 1990 roku do 2016 otrzymało ono od państwa dotacje o wysokości 230 miliardów złotych, czyli o wartości 10% reparacji wojennych Niemiec, zapisanych w Traktacie Wersalskim.
Wedle bowiem przedwojennego jeszcze mitu Polska węglem stoi i trzeba wspierać jego wydobycie. Tymczasem zagraniczny jest tańszy i lepszy a śląskie górnictwo ulega stopniowej samolikwidacji. Ponieważ jednak władze kurczowo się trzymają swoich obsesji, całe rzesze piszpanien obojga płci mają się w kopalniach całkiem dobrze. Tu działa ten sam syndrom, który sprawia, że w miarę umacniania się religii zyskują materialnie miejsca święte, liczniej odwiedzane przez żądnych łaski grzeszników.
Rzecz stawia duże wymagania dla odporności elektoratu na absurdy. Znowu jest też usprawiedliwiana nikczemnością PO, która nie przeciwdziała wzrostowi cen energii i, co podobno najgorsze, tolerowała sposób wymuszania czystości spalin (Pakiet Klimatyczny) wynegocjowany w 2007 roku przez rząd PiS-u. Wtedy to ogłoszono jako sukces Polski, a teraz senator... PiS-u uważa rzecz za godzien pożałowania powód ustanowienia Donalda Tuska “królem Europy”.
Aliści najlepiej istotę problemu prezentuje historia spoza branży. Oto paczka świąteczna od PGNiG dla marszałka Stanisława Tyszki, ze słodyczami, winem i herbatą (ciekawe czy skarbówka jej wartość uzna za koszt?) po sprawdzeniu przez SOP została wydana obdarowanemu z zaleceniem, aby nie spożywał ofiarowanych mu produktów. Trudno o lepszą ilustrację państwowej hojności. No i zaufania do zarządów państwowych firm.

sobota, 5 stycznia 2019

Konserwatyści

Posłanka PO vs. radna PiS-u. Sąd Apelacyjny w Gdańsku podtrzymał wyrok sądu pierwszej instancji i pani polityk rządzącej partii jest już prawomocnie skazana na grzywnę. Za patriotyzm oczywista oczywistość. Tak przynajmniej utrzymywała obrona. Oskarżona bowiem publicznie oświadczyła, że trzeba by złapać i na łyso ogolić “to”, czyli posłankę opozycji. Jej wpis fejsbukowy, który stał się powodem procesu, był reakcją na demonstracyjne podarcie przez późniejszą oskarżycielkę (na trybunie sejmowej) projektu uchwały o suwerenności.
Teraz pani rajczyni niezawodnie złoży mandat, aby pokazać wyższość standardów moralnych swego środowiska nad platformerskim, które nie zobligowało do tego samego nowo wybranej przez “gorszy sort” prezydent Łodzi, przedtem prawomocnie ukaranej grzywną. Tak przecież partia traktuje osoby skazane na finansową karę, zajmujące w samorządzie stanowiska z wyboru. Chociaż już sam wyrok za obrazę może sugerować, iż w PiS-ie są politykom stawiane niższe wymogi, a posądzeń o podwójne standardy należałoby unikać za wszelką cenę. Wszak wybory niebawem.
Aliści o tych niższych standardach to chyba przedwczesna konkluzja. Kiedy bowiem w domu posła (marzył o stanowisku wiceministra) syna wziętego wyraziciela partii, w gronie kilku osób jedna z nich odniosła obrażenia podobne do rany od noża i zainteresowała się tym policja, Prezes (mimo że jest teraz euroentuzjastą zaprosił Matteo Salviniego, włoskiego polityka, zwalczającego “brukselskie elity” i sankcje wobec Rosji) natychmiast zażądał wyjaśnień. Sam marszałek Terlecki uznał, że trudno powiedzieć, czy były zadowalające. Gdyby się rzecz zdarzyła w innej partii, nawet prawicowej, poprzestano by na oficjalnych dochodzeniach. Tak przynajmniej sugeruje palec na ustach posła Cymańskiego, który skomentował zdarzenie takim właśnie gestem – a ma ich wiele w pogotowiu.
Cywilizowany świat się uwolnił od wielu chorób dzięki szczepieniom, ale antyszczepionkowcy doskonale wiedzą, że właśnie przez to ludzkość traci zdrowie. Kukizowcy więc sprowadzają brytyjskiego eksperta, który udowodni parlamentarzystom, że polscy medycy nie mają racji i “ściągnie gacie” (sic!) z naszych mędrców. Ciekawe, że antyokcydentaliści zawsze się powołują na zachodnie autorytety, kiedy właśnie próbują przeprowadzić czysto wschodnie racje lub uzasadnić obyczaje typowe teraz już tylko dla bantustanów. Najwyraźniej rezygnacja z politycznej poprawności pociąga za sobą konieczność porzucenia też logiki.
Bo przecież nie ma sensu przeczenie faktom, zachęcanie do przemocy, nawet niejasne tłumaczenia prostych zdarzeń. To przecież nie jest chrześcijańskie. Wystarczy przytoczyć dekalog.

piątek, 4 stycznia 2019

Kolizje

Obce wojska nas nie obronią a ich obecność u nas nie będzie za darmo, natychmiast to znajdzie wyraz w naszej polityce zagranicznej. Prawdziwa zaś Polska jest poza “Warszawką”. Tak mniej więcej i jeszcze gorzej wedle archiwalnych nagrań TVN24 mówił niegdysiejszy szef Młodzieży Wszechpolskiej, który później jako poseł powołał zespół parlamentarny do współpracy z Białorusią. Uczestniczył zresztą w wizycie, jaką w Mińsku złożył marszałek Senatu, który potem o Aleksandrze Łukaszence mówił, że jest ciepłym człowiekiem.
Ostatnio dawny wszechpolak został wiceministrem cyfryzacji, bo – wedle PiS-owskiego senatora – dysponuje zapewne jakimiś unikatowymi kwalifikacjami. Nie tylko więc całkowicie co innego mówi teraz w sprawie wojsk amerykańskich w Polsce, ale zaprzecza, jakoby to Kornel Morawiecki polecił go premierowi, o którym wiedział, że “chce w jakiś sposób skorzystać z kontaktów Adama Andruszkiewicza, które ten prowadzi w mediach społecznościowych”.
Kto więc i kiedy w tym wszystkim mówi prawdę, nie wiadomo. Bo niezawodnie te informacje będą kwestionowane. Wszystkie, więc z jednej i drugiej strony. Sam zainteresowany, już jako członek gabinetu powiada, że inkryminowane wypowiedzi nie padły z jego ust, kiedy był posłem.
Nie tylko to budzi wątpliwości. W amerykańskich (sic!) archiwach odkryto korespondencję między Lechem Kaczyńskim a Czesławem Kiszczakiem z czasów, kiedy późniejszy prezydent Polski był jeszcze prezydentem Warszawy. “Niech klimat tych spotkań i obrad towarzyszy Panu w Jego dalszej służbie Ojczyźnie” – pisze jeden z założycieli WRON, gratulując zwycięstwa w samorządowych wyborach warszawskich. Do listu dołączył pamiątkowe zdjęcia. “Z przyjemnością przyjąłem Pański miły gest, jakim było przesłanie fotografii z rozmów w Magdalence” – napisał w odpowiedzi późniejszy prezydent Polski. Znowu fałszywki? Bo fatalnie w tym kontekście wypada mit o zmowie okrągłostołowej.
Pani Fitas-Dukaczewska, tłumacz prezydentów i premierów Polski odmówiła ujawnienia prokuraturze treści rozmów między Donaldem Tuskiem a Władimirem Putinem. W tej sprawie nie będzie więc na razie wątpliwości (rzecz ostatecznie rozstrzygnie sąd) bo zasadom dyplomacji stało się zadość. Chociaż Władysław Frasyniuk został uniewinniony z zarzutu wprowadzenia w błąd policjanta, któremu podczas zatrzymania podał swój konspiracyjny pseudonim, Józef Grzyb.
Czyli początek roku nie zawsze jest tak kontrowersyjny, jak by mógł być.

czwartek, 3 stycznia 2019

Jasnowidzenia

Czas przełomu we wzajemnym stosunku długości dnia i nocy oznacza też okres oczekiwania na zdarzenia niezwykłe. Zawsze był wtedy raj dla wszelakich jasnowidzów. Miejsce Baby Jagi zajęła teraz jakaś Baba Wanga, pochodząca z samej Transylwanii albo okolic. Ta Europie wieszczy klęski. Rodzimi zaś jej konkurenci koncentrują się na lokalnych zdarzeniach. Parafiańszczyzna dotyka nas i w tym względzie.
Okazuje się zatem, że dobra zmiana dozna klęski, po której się podniesie, ale kulawo. Czeka nas bowiem ujawnienie kolejnej afery. Rzecz ma też wybuchnąć nagle. Tu akurat nietrudno o sprawdzalność, bo w autokratycznych środowiskach prominenci nigdy nie śpią i zawsze coś ujawnią. Często bowiem doznają goryczy. W ogóle nie może być dobrze w formacji, gdzie wszyscy na wszystkich mają mieć kwity.
Patryk Jaki się publicznie skarży, że partyjni spin doktorzy zachowali się wobec niego ohydnie i jemu przypisali warszawską klęskę wyborczą, mimo że uzyskał lepszy wynik, niż PiS w 2015 roku. To znamienne stwierdzenie, ale też można się było tego spodziewać, kiedy skąpią mu nawet pierwszego miejsca na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Nie dziwi zatem takie uzewnętrznienie frustracji. Daje też ono bezpartyjnemu teraz wiceministrowi szansę na odnalezienie się w powstającej formacji okołoradiomaryjnej.
Elektorat zaś musi się zbiesić nie tylko w obliczu narastającego gniewu sfery budżetowej, ale też ogólnego zniecierpliwienia nachalną i prymitywną propagandą. Wedle najnowszych wypowiedzi jednego ze złotoustych wyrazicieli partii Unia nie powstrzyma problematycznych dopłat do rachunków za prąd, jeśli jej tego nie zasugeruje opozycja. Czyli spodziewają się kolejnych kłopotów z Brukselą i z góry formują reakcję. Komisja Europejska zresztą już zapowiada interwencję.
Katastroficzne rokowania dla naszej władzy nie są więc ani trudne, ani zaskakujące. Dojutrkostwo przecież nie może trwać wiecznie. Ciągłe upokarzanie Polaków a to kontrowersyjnymi mianowaniami na szacowne dawniej urzędy, a to nocnymi głosowaniami parodiującymi demokrację musi też prowadzić do bałaganu, którego się już od krytycznego momentu nie daje opanować. O takim mechanizmie uczą pewnie w pierwszych godzinach kursów jasnowidzenia dla początkujących – o ile takie w ogóle są potrzebne. Bo to sprawa jasna dla każdego, kto chociaż raz grał w bierki.
Mamy więc nowy rok i kiepskie rokowania dla przyszłości obecnego etapu demagogii w Polsce. Aliści nie obejdzie się bez spektakularnych dyskusji. Internet przecież otworzył nowe kręgi wyborców na polityczny dyskurs, to i się jeszcze naczytamy.