Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 31 lipca 2017

Rytm

Dlaczego zawetował? Stosuje manewr kremlowski. Najpierw więc władza uchwala ostre ustawy, potem są protesty, wreszcie weto. Potem się pokazuje nowe ustawy, równie ostre, znowu przechodzą przez parlament, ale tym razem pozostają w mocy, bo uniknęły weta. Opozycja traci orientację, wyborcy dziękują, a prezydent ma w cuglach kolejną kadencję. Głupi lud to może kupi, ale polski?
Druga wersja. Ustawka. PiS nie wiedział jak wybrnąć z kłopotów zapowiadanych przez Komisję Europejską i wymyślił samobójczą woltę z akcją prezydenta. Taki scenariusz propagują głównie fataliści, dla których cała polityka jest zmową nikczemników, pozorujących spór dla zadośćuczynienia oczekiwaniom prostych ludzi. W istocie chodzi o wygodne życie na ich koszt. Rzecz wynika wprost ze spiskowej teorii dziejów. Przy czym się okazuje, że jej zwolennicy funkcjonują na krawędzi obu stron sceny politycznej.
Tymczasem cały wszechświat tworzą struktury od dawna opisane przez krystalografów. Tak dalece znane, że całą tę naukę określano już jako martwą, niczego bowiem nowego się w tym względzie nie dało makroskopowo zaobserwować. Wszystko więc powstaje z siedmiu raptem układów, w których się gromadzi materia. Rozwija się zaś wedle dwóch prostych reguł: wzrastaj i dziel się na kolejne elementy.
Nie ma zatem nic chaotycznego w rzeczywistości, bo to co uważamy za dzieło przypadku, daje się dokładnie ująć w rachunek fraktalny. W rezultacie powtarzalne struktury, jak trójkąt Sierpińskiego po odpowiedniej liczbie iteracji daje na przykład wspaniałe krajobrazy górskie, których realizm zapiera dech koneserom filmów czy gier komputerowych.
W świecie zaś niematerialnym obowiązuje zasada nazywana brzytwą Ockhama. Prawdziwe jest to co najprostsze. Prezydent zawetował skandaliczne ustawy, bo takie postępowanie wynikało z nastawienia jego środowiska, w którym się wychował i wyrósł. PiS przekroczył jego odporność na absurdy i przegrał. Nie ma tu zatem żadnego spisku, który zawsze daje wyjaśnienie pozorne, bez żadnego związku z jakąkolwiek logiką. Nie ma też wariantu kremlowskiego, który można skutecznie fundować ludom o stepowej mentalności, a z tego już dawno wyrośliśmy.

Mamy więc kolejną powtórkę realnej rzeczywistości. Wszystko to bowiem było. U nas nawet bardzo niedawno.

niedziela, 30 lipca 2017

Granice

Wiemy wszystko, ale pojmujemy tylko to, na co nam pozwalają dostępne nam narzędzia. W tym wypadku nasza głowa. Dlatego mózg ewoluuje najszybciej, pozwalając przetwarzać coraz więcej informacji, docierających do nas ze świata. Im go bardziej gimnastykowaliśmy przedtem, tym potem lepiej służy.
Uzupełnieniem tego twierdzenia jest konstatacja, że pojmujemy to, na co się odważymy. Jeżeli sami sobie postawimy granice poznania, nie przekroczymy ich za nic. Sami też jesteśmy wtedy winni swemu ograniczeniu.
Ewolucja naszych mózgów przyspiesza w miarę postępu wiedzy. Wedle najnowszych odkryć pierwsze narzędzia kamienne ludzkość stworzyła nie około miliona, ale trzech milionów lat przed rozbiciem atomu. Jeżeli sobie uświadomimy, że rozwój techniki istotnie przyspieszył dopiero od połowy osiemnastego wieku, wraz z powtórnym wynalezieniem maszyny parowej przez Jamesa Watta, mamy obraz działania czasu na prędkość zmian.
W tym kontekście ważna jest jeszcze informacja, że francuskiego twórcę silnika parowego, wyprzedzającego szkockiego wynalazcę o sto lat, król Ludwik XIV kazał zamknąć w wariatkowie za bezczelne utrzymywanie, że coś się kręci bez udziału człowieka lub zwierzęcia. Mamy więc potwierdzenie zaprezentowanych tu twierdzeń. Francuzi by teraz byli liderami świata zachodniego, gdyby się wcześniej od Anglików pozbyli absolutyzmu.
Sens politycznego sporu w Polsce zasadza się właśnie na tym, co Polakowi wolno myśleć, a czego mu nie wolno. Jedni twierdzą, że może wszystko, drudzy że tylko to, na co pozwala mu tradycja, w dodatku uznawana przez wodza.
Kiedy więc wódz zamierza naprawiać sądownictwo poprzez podporządkowanie go prokuratorowi generalnemu i wymianę sędziów na wyznawców oficjalnej ideologii, nie ruszając niczego w przestarzałej organizacji i procedurze sądów, należy wierzyć, że taka reforma jest właśnie Polsce potrzebna. Wedle szyderców głównie dla prawnego potwierdzenia coraz bardziej się chwiejących prawd smoleńskich.
Przecież Prezes nie zmieniał niczego w wymiarze sprawiedliwości, poza kadrami w prokuraturze, w czasach kiedy sprawował władzę wespół z niepokornym Lepperem, uporczywie ściganym przez prawo. Więcej, w 2016 roku, pod rządami PiS-u czas rozstrzygnięć sporów sądowych wydłużył się o trzy miesiące w stosunku do tego, co stanowiło normę, kiedy rządziła PO.
Teraz, kiedy władzę objął szeregowy poseł, powstała u nas atmosfera, która zniweczyła niegdyś szanse na francuski prymat gospodarczy. Wszystkie zaś opowiadania, że chodzi tylko o usprawnienie wymiaru sprawiedliwości są nieprawdopodobne. Szczególnie w świetle zapowiedzi o repolonizacji, czyli upaństwowieniu mediów.
Okazuje się jednak, że w Polsce rzecz trafia na obywatelski opór. Kiedy się bowiem nie wyrosło w przeświadczeniu, że prawdą jest to, co silniejszy słabszemu przemocą wtłoczy do głowy, nie znajduje się w sobie warunków dla zgody na zaakceptowanie przeciwnego poglądu. Polacy nazbyt długo się zmagali z przemocą, aby się godzić na akceptujące ją bzdury, nawet gdy są wypowiadane z poparciem ekspresyjnej mimiki przez jedynie słuszny autorytet. Więcej, zaczynają się natrząsać nie tylko z zaprezentowanych im min, ale też z samej idei. I to również tacy, którzy wcześniej mieli politykę za nic.

To przyjemna świadomość, że w Polsce pewne rzeczy jednak nie przejdą.

sobota, 29 lipca 2017

Czasoprzestrzeń

Teraźniejszość łączy przeszłość z przyszłością. O tym gdzie jesteśmy teraz decyduje nasze poprzednie położenie. Gdzie się znajdziemy w przyszłości, teraźniejsze. Wszystko widać w statystyce, z której wynika, że zawsze przypadkowe z pozoru obserwacje wykazują jakąś zależność od czasu. Im zaś bardziej jest ta relacja skomplikowana, tym bardziej jesteśmy skłonni swoje obserwacje przypisywać przypadkowi.
Powstaje jednak problem ze zdefiniowaniem teraźniejszości. Astronom, który dzisiaj mierzy położenie odległego ciała niebieskiego, korzysta ze światła, które obserwowany obiekt wyemitował czasem miliony lat wcześniej. To jego pomiar się dokonał teraz, czy przed milionem lat? Jeżeli zaś by ów badacz chciał na podstawie serii wcześniejszych pomiarów wyliczyć naprawdę obecne położenie obserwowanego ciała, to by musiał założyć, że od rzeczonych milionów lat nie podlegało ono innym wpływom, niż występujące w czasie dokonywania obserwacji. Wielce to ambitna teza, ale jak pokazuje chociażby historia Ziemi, mało prawdopodobna.
Jest gorzej. Obraz teraźniejszości uzyskujemy za pośrednictwem zmysłów, które podsuwają mózgowi to, czego doświadczają. Na przykład oczy widzą wszystko odwrotnie i dopiero umysł przetwarza otrzymane obrazy na taki kształt, jaki wynika z jego doświadczeń. Jeżeli więc posiadacz oczu jest podatny na sugestię albo wystraszony, widzi świat takim, jakim mu go przedstawia ktoś inny. Guru lub zgoła kat.
Wszyscy jesteśmy zbudowani z cząstek, które powstały jednocześnie w wyniku wielkiego wybuchu. Wszystkie są więc splątane. Wszystkie zatem jednocześnie otrzymują te same sygnały. Wszystkie więc ich zestawienia muszą być jednakowo doskonale zorientowane w czasoprzestrzeni. Także człowiek.
I tu dochodzimy do istoty tego tekstu. Osobnik blokowany emocjami lub zgoła tępy, do którego informacje z zewnątrz dochodzą z opóźnieniem w swoim wyobrażeniu znajduje się w innym miejscu czasoprzestrzeni, niż to sygnalizuje jego materia, informowana natychmiast. Tkwi zatem w dysonansie poznawczym. To zaś zawsze powoduje frustrację, histerię, podatność na strach. Nade wszystko zaś budzi zwidy, które go straszą zdradzieckimi mordami, zawiązując przeciwko niemu diabelskie sprzysiężenia. W stosunku do ludzi o zwyczajnych umysłach musi to być stan określany retorycznym zwrotem: do góry nogami.
Z tego wynika kolejna konsekwencja. Wystarczy, że jakiś przytomniak ustawi się pod czasoprzestrzennymi outsiderami i namówi ich do otwarcia zasobów, materialnych i niematerialnych, aby się one znalazły w jego posiadaniu, spadając niczym manna z nieba. Centrum oddziaływania wyznacza przecież teraźniejszość. Rzecz jest całkowicie bezpieczna, bo z odległego punktu czasoprzestrzeni nie widać matactwa łowcy cudzych walorów, troskliwie egzystującego w teraźniejszości.

Nie wiem czy wysnuta przeze mnie tu na użytek szyderstwa teoria jest prawdziwa, czy nie, ale niech ktoś powie, że rzeczywistość nie dostarcza powodów do jej formułowania, to się pomyli.

piątek, 28 lipca 2017

Adekwatność

No i mamy kolejne nagrania. Jakaś agencja podsłuchała rozmowy funkcjonariuszy, śledzących szefa opozycyjnej partii i organizatorów podsejmowych demonstracji. Są więc dowody na współczesny odpowiednik “inwigilacji prawicy”, aliści bez kwarantanny w odpowiedniku osławionej szafy Lesiaka, o której przed katastrofą smoleńską  nieustannie mówili wyraziciele PiS-u i jego wcześniejszych jeszcze wcieleń. Za ten “monitoring” chciano wówczas zamykać w kryminale członków rządu, który się wzbraniał przed realizacją postulatów PC. Teraz wiecznie krzywdzeni politycy mają Smoleńsk, znacznie bardziej przemawiający do wyobraźni.
Histeria, którą się epatuje zwolenników teorii zamachu w Smoleńsku potęgują “paski grozy” na ekranach TVP, gdzie są zamieszczane informacje o “ulicznych rewoltach”, wymuszających rzekomo sprowadzanie islamskich imigrantów do Polski. Organizacja “Watch Dogs Polska” chciałaby się dowiedzieć kto jest autorem takich tekstów, ale nie otrzymała od telewizji narodowej informacji. Chronią dane osobowe.
Znakomicie się w ten klimat wpisuje typowe wyjaśnienie powodów prezydenckiego weta. Oto esbecy mieli zainspirować stworzenie miniserialu “Ucho prezesa”. Za jego pomocą którego wymuszono na Andrzeju Dudzie odrzucenie dwóch najbardziej kontrowersyjnych ustaw. Tutaj wyraźnie widać skostnienie “przemysłu nienawiści”, którego inżynierowie uparcie trwają w tradycyjnych stereotypach, przypisujących komunistycznej bezpiece jednocześnie niedołęstwo  i diaboliczny spryt. To stały chwyt głosicieli spisków, dzięki któremu są w stanie wyjaśnić wszelkie zdarzenia, bez budzenia wątpliwości ludzi ogarniętych emocjami.
Interesującym uzupełnieniem oficjalnej oceny zdarzeń w Polsce jest określenie ich rodzajem “wojny hybrydowej, bazującej na dezinformacji i na presji, mających charakter przemocy”. Zachodnia zaś dezaprobata dla łamania Konstytucji jest wedle tego samego źródła inspirowana przez “środowiska antychrześcijańskie, antykatolickie – te środowiska, które kwestionują w ogóle istnienie niepodległych państw narodowych”. To chyba kwintesencja ortodoksyjnego antyłacinnictwa. Klasyczny purnonsens.
Obserwujemy więc amatorszczyznę funkcjonariuszy i histerię propagandystów. Poczynają sobie tak nieudolnie, że bawi się nimi Internet, odsłaniając atmosferę obciachu wokół obozu rządzącego. Jego narracja jest bowiem szyta tak grubymi nićmi, wycelowana w tak nieświadomego odbiorcę, że trafia w próżnię. Polacy bowiem nie są już “głupim polskim ludem”, który wszystko kupi.
Niezależnie od wszystkiego nieszczęściem dla PiS-u jest wyłamanie się prezydenta Dudy ze schematów, w jakie się wpędził, bezrefleksyjnie przedtem przyjmując posunięcia rządzącej partii, izolujące nas w Europie i świecie.
Dzięki temu teraz się można tak znakomicie bawić słowną ekwilibrystyką wyrazicieli władz. Tyle tylko, że wesołość wzbudza ekipa demokratycznie wybrana przez Polaków. Śmiejemy się więc z siebie samych. Aliści to cenne. Dystans do siebie jest niezbędny w nowoczesnej polityce.

czwartek, 27 lipca 2017

Fanfaronady

Już od dawna mam receptę,
Jak dać potężne brzmienie strofom:
Wystarczy mówić choćby szeptem
W propagandowy gigantofon. [Słonimski]
PiS może sobie posła Suskiego wystawić jako następnego kandydata do urzędu prezydenta. Tak Krzysztof Łapiński skwitował uwagę reporterki o możliwości poparcia w kolejnych wyborach innego polityka przez urażonego wetem Prezesa. Prezydencki rzecznik przypomniał też, że wiceministrowie nie są partnerami dla głowy państwa. Jakoś się to kłóci z zapewnieniami marszałka Karczewskiego o tym, że nadal istnieje jeden obóz władzy.
Jeden z wiceministrów, który się poczuł w obowiązku zareagowania na wypowiedź prezydenckiego rzecznika stwierdził, że specjalista od PR nie jest dla niego partnerem. Zapowiedział też specjalną konferencję prasową w tym względzie, której jednakże nie ostatecznie nie było. Rządząca partia ma bardzo niewielką przewagę i odepchnięcie gowinowców oraz ziobrystów może jej łatwo odebrać legitymację do władzy. Dlatego minister Ziobro nie tając rozczarowania przeszkodami zapewnia, że nie ustanie w wysiłkach i zreformuje sądownictwo.
Stąd pewnie powściągliwość w zwalczaniu “układu”. Mają jeszcze nadzieję. Stać ich nawet na sarkazm. “– Nikt nikogo nie trzyma w PiS-ie na siłę, drzwi są otwarte, każdy może wyjść” – miał powiedzieć Prezes po poniedziałkowym wystąpieniu głowy państwa.
Bo władza ma też niewątpliwy sukces. Wywołała zwątpienie u Jurka Owsiaka. “– Ta spirala żądań wobec tylko naszego festiwalu od dwóch lat jest masakryczna (...). Urzędowo nie dajemy rady, to jest po prostu "przybicie do ściany". Nie ma żadnej rozmowy z urzędnikami, nie ma żadnego wniosku formalnego, który byłby dla nas zrozumiały, przez który tak bardzo musimy rozbudowywać wszelkie zabezpieczenia” – powiedział mediom organizator WOŚP. Przyszłoroczny więc przystanek Woodstock się może nie odbędzie. “Prawdziwi” Polacy będą zachwyceni. Pozostali mniej, ale już to wynika z istoty PiS-u.
Już bowiem w 2007 roku się okazało, że PiS-owska kłótliwość wyczerpuje możliwości kontynuowania przez tę partię rządów dłużej, niż dwa lata. Z braku bowiem nowych celów ataku, sprawiedliwi zaczynają napadać na siebie i w rewolucyjnym zacietrzewieniu nie przebierają w środkach. Teraz zatem już się zaczynają gry. Wczoraj CBA się pojawiło w samym MON-ie i natychmiast o tym wiedziały media.
Ma się pojawić kolejny szczebel kontroli, Biuro Nadzoru Wewnętrznego, jakaś super służba, przeznaczona do weryfikacji poczynań pozostałych organizacji śledczych. Po jakimś czasie powstanie chyba konieczność stworzenia kolejnej, jeszcze wyżej usytuowanej komórki. Każda bowiem wszechwładza musi sobie fundować taką rosnącą z czasem drabinę kontroli. Przecież omnipotencja powoduje, że nie tylko niższe szczeble jej funkcjonariuszy tracą swoją krystaliczną czystość. Rzecz ma szczególne znaczenie wobec kwestionowania kontrolnej roli opinii publicznej.
Rzecz usprawiedliwia sarkazm Krzysztofa Łapińskiego, zwracający uwagę na jakość kadr, którymi dysponuje PiS. Socjalizm bohatersko rozwiązuje problemy, które sam stwarza, mawiał niezapomniany Kisiel. Interesujące, że wraz z gomułkowskim sprawowaniem polityki wróciła aktualność dowcipów z tamtego czasu. No i w osobie prezydenckiego rzecznika pojawił się godny ich interpretator.

Rzecz doceniła Komisja Europejska, która w rozwoju sytuacji w Polsce upatruje powodów do wstrzymania się z wdrożeniem postępowania przeciwko łamaniu u nas praw obywatelskich. W świecie jednak mają poczucie humoru.

środa, 26 lipca 2017

Nagość

Bunt prezydencki przeciw preześnej dominacji nie dlatego jest tak interesujący, że zapowiada lepsze prawo, usprawniające sądownictwo. Także nie z powodu satysfakcji osiągniętej przez protestujących. Wydaje się, że największą jego wartością jest ukazanie, iż nieposłuszeństwo wobec szefa PiS-u nie powoduje końca świata. Dla rządzących powstał bardzo niebezpieczny precedens.
Przecież chociażby postępowanie pani prezes TK, która jeszcze przed wszelkimi ewentualnymi postępowaniami przesądziła o konstytucyjności inkryminowanych ustaw, wedle znawców drastycznie sprzecznych z Konstytucją,  odsłania marną jakość kadr, którymi dysponuje partia rządząca. W tej sytuacji można się spodziewać buntu przeciwko amatorszczyźnie pisiewiczów nie tylko w sądownictwie, ale też gospodarce lub administracji. Nie wszyscy tam pracujący są zastrachanymi oportunistami, zaś odzew wywołany ich sprzeciwem zapewni im bezpieczeństwo.
Również bardzo prawdopodobne jest kwestionowanie władzy Jarosława Kaczyńskiego w PiS-ie. Ci w partii, którzy się czują konserwatystami, mają teraz znakomitą okazję, aby zrealizować swoje dążenia. Za przykładem Jarosława Gowina, który się pokazał jako oportunista w momencie próby, a teraz poprze weto prezydenta. Nadarza się bowiem okazja do odrzucenia prawosławnego antyokcydentalizmu, prolatariackiego wstrętu do elit i powstaje możliwość oddzielenia prawicowych wartości od lewicowego koniunkturalizmu.
Tutaj zresztą już widać pierwsze sygnały. Kiedy się porówna poniedziałkowe orędzia prezydenta i pani premier, można łatwo odróżnić różnicę natężenia w nich zapowiedzi wsparcia dyktatury proletariatu. Kiedy prezydent mówił o równości obywateli wobec prawa, premier raczej o opiece państwa nad nieudacznikami. Nie przypadkiem chyba TVP pokazała wbrew chronologii wypadków najpierw przemawiającą Beatę Szydło a potem Andrzeja Dudę.
Pokazanie więc, że “król jest nagi” wzbudzi nie tyle zakłopotanie, co poczucie ulgi w kręgach naszych konserwatystów, wyzwolonych nagle z konieczności uznawania pryncypiów politycznych z czasów Peerelu. Nade wszystko zaś uczyni ich wolnymi od szyderstw przeciwników, wytykających im naśladowanie narracji właściwej wiodącej sile proletariatu z czasów Gomułki.

Wydaje się zatem, że rozbrat PiS-u z gowinowcami jest bardzo prawdopodobny. I powstaje taka sama szansa dla skrytych tam jeszcze indywidualnych konserwatystów. Z wyjątkiem tych oczywiście prawicowców, którym okazja umarła jeszcze przed jej poczęciem, jako że akt łaski za swoje wcześniejsze odstępstwo opłacili nazbyt ostentacyjnym serwilizmem wobec łaskawcy.

wtorek, 25 lipca 2017

Deadrianizacja

Co się zbiera, kiedy nie ma zbiorów? Zbiera się komitet. [Klasyczne].
Zawetuje. Nie trzy ustawy, a dwie. I to wbrew wcześniejszemu oświadczeniu pani prezes Trybunału Konstytucyjnego, że inkryminowane prawa o  sądownictwie nie stanowią zagrożenia dla trójpodziału władzy. Wedle prezydenta jest odwrotnie. W tym mniemaniu wsparł go milczący dotąd Episkopat.
Wbrew medialnym oświadczeniom łże-ekspertów oznacza to, że nie ma w Europie podobnych rozwiązań prawnych. Expressis verbis zaś Andrzej Duda stwierdził, że nigdy, nawet w zniewolonej Polsce nie było takiej sytuacji, w której by prokurator generalny decydował o składzie sędziowskim i organizacji pracy SN. Aliści na taki stan w sądach powszechnych się jednak godzi, nie kwestionując ustawy o ich ustroju.
Podstawową powinnością każdego świadomego bytu jest poznanie. Działanie bowiem na oślep, zwłaszcza w zacietrzewieniu kończy się piętrzeniem absurdów. Wiadomo, że efekt tworzenia czegokolwiek jest proporcjonalny do nakładu energii. Nawet jak się buduje pozory. I to właśnie udowodnił obóz rządzący, trwoniąc mnóstwo wysiłku na woluntarystyczne poczynania, podejmowane bez uwzględnienia faktu, że formalne uprawnienia nie tylko prezydenta mogą się łatwo przeobrazić w rzeczywiste, kiedy odporność opinii publicznej na hucpę będzie nadużyta. A wczoraj ustami pani premier zapowiedziano kontynuowanie tego zbożnego dzieła, wbrew wszystkiemu.
Prezydent się wreszcie zorientował, że uleganie demagogii doprowadzi Polskę do zguby, jemu zaś zapewni bardzo niepożądane miejsce w najnowszej historii. Na razie więc, nie tając podczas wczorajszego oświadczenia emocji, zasłonił się autorytetem pani Romaszewskiej. Wie, że czeka go propagandowy atak. Sygnalizuje to chociażby rozczarowanie jakie natychmiast po prezydenckim wystąpieniu wyrazili wicepremier Morawiecki i minister Ziobro. Co powie Prezes? Łatwo sobie wyobrazić po złowieszczym milczeniu, wieńczącym wczorajsze zebranie “aktywu obozu rządzącego”.
Ogólnie trzeba zauważyć, że kształtowanie przyszłości państwa, czyli polityka jest oddziaływaniem na teraźniejszość. Jej dzisiejszy kształt decyduje o przyszłości. Błąd w tym przedsięwzięciu nie zawsze jest od razu dostrzegalny, ale zawsze kiepsko rokuje. Kiedy jednak wysiłek polityków zmierza do zaprzeczania oczywistemu fałszowi, efektem jest wyłącznie hałas. Bynajmniej nie fundamenty dobrobytu.
Wrzawy doświadczyliśmy w ostatnim czasie bez miary. Materialnym skutkiem takiego marnowania energii jest dług, który znowu zaciążył na rozwoju naszej gospodarki. Zaciągnięto go li tylko, aby w zamian za przyszłe wydatki dać maluczkim złudzenie dobrobytu. Wszystko by sobie zapewnić dłuższe sprawowanie władzy. Nade wszystko zaś aby stworzyć warunki do ukrywania błędów. Może jednak mamy właśnie początek końca tego procederu?

Tak czy owak Rubikon został przekroczony i tym razem nam chyba wypchnięcie z Unii nie grozi. I to jest tutaj najważniejsze.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Nienasycenie

“Nieustające, bezgłośne, lecz całkiem jasne orędzie totalitaryzmu powiada: Wy jesteście doskonali, tamci są zgnili ze szczętem. Już dawno żylibyście w raju, gdyby złość waszych wrogów nie stała na przeszkodzie” [Kołakowski].
Motorem działania jest dążenie do urzeczywistnienie sensu życia. Jest nim osiągnięcie wartości, czyli celu wartego wysiłku. Moraliści powiadają, że nie warto sięgać po rzeczy marne. Nagrodą zaś za cnotę jest cnotliwość. Tylko. Władza zatem może być wartością, jeżeli co najmniej nie dąży do odbierania podwładnym wolności.
Jest gorzej. Dążenie do urzeczywistnienie sensu życia nie ma końca. Osiągnięcie bowiem każdej granicy odsłania kolejne horyzonty, łatwo dostrzegane przez ludzi zdolnych do przezwyciężenia tradycyjnych reguł. Na tym polega nienasycenie, trapiące wszystkich, niezależnie od tego czy sobie uświadamiają problem, czy nie.
Istotą więc poszukiwania sensu jest ciągłe modyfikowanie postawy. Nie wywołuje go oportunizm, a konfrontacja z nieznanym, która umożliwia przekraczanie kolejnych poziomów poznania. Nie jest ona możliwa w warunkach strachu przed wszelką odmiennością. Szczególnie tą programowo dehumanizowaną.
W związku z tym w fatalnej sytuacji jest każdy władca, który odbiera wolność obywatelom po to, aby im przywrócić jakąś mityczną sprawiedliwość, zasadzającą się na politycznym prześladowaniu tych, którzy nie są skłonni rezygnować ze swoich praw. Ba, musi owych skąpców odsądzać od czci i wiary. I to brzmi fatalnie, niezależnie od wyrażania nagany umiarkowanymi słowami.
W ogóle cała taka zwierzchność jest bezbronna wobec problemów, które ją czekają. Wynika z tego czczość nie tylko oficjalnej ideologii, ale też marność wartości, których władza jest depozytariuszem. Szczególnie, kiedy są określane irracjonalną nienawiścią do domniemanych zabójców byłego prezydenta.
Trudno się też w tej sytuacji dziwić infantylizmowi ministrów, twierdzących że nie mają kłopotów, bo nie czytają Wyborczej. Nie dostrzegają zatem niezadowolenia swoich poddanych, nie wiedzą o tym, że większość Polaków nie zgadza się z ich polityką, błąd zaś w uchwalonej ostatecznie ustawie jest w ich mniemaniu wynikiem spisku pracowników biura legislacyjnego.
Łatwiej bowiem sprawować władzę, kiedy się pozostaje w przekonaniu, że się odnosi same sukcesy, jest się kochanym przez naród, a wszelkie złe informacje są zawinione przez ...listonoszów.

niedziela, 23 lipca 2017

Efezjanie

Umowy okrągłostołowe, które tak oburzają PiS zostały przyjęte i dotrzymane w wyniku najprostszej konstatacji: ma się tyle wolności, ile się jej przyznaje innym. Kiedy się ją ludziom odbiera, musi się strzec pozyskanego łupu, co zdobywcom zabiera znaczną część suwerenności. Co najmniej taką samą, jaką odebrali innym. To sprawia, że liczba grabieżców wolności w każdym środowisku zawsze zmierza do jedności. Do dyktatora, zżeranego strachem o swoje zdobycze. Na tym się zasadza kłótliwość ekstremistów, którzy albo się poddają jednemu wodzowi, albo rozpadają na kolejne, zwalczające się klony.
Kiedy więc komunistyczna dyktatura u nas padła w 1989 roku, zaimplantowaliśmy sobie demokrację, a nie kolejną wersję totalizmu. Właśnie dlatego, aby naprawdę posiąść zdobytą wolność, a nie znosić innych dozorców w starym kryminale. Konsekwencją tego był fakt zrównania w prawach dawnych zwolenników komuny z ich pogromcami. Rzecz zaowocowała sympatią świata, wzrostem gospodarczym, znakomitym wizerunkiem Polaków, uczestnictwem w Unii Europejskiej i NATO.
Teraz, po trzydziestu latach bez mała próbuje się odwrócić ów proces, inicjując go przed świtem 22 lipca, chyba dla zwrócenia uwagi na proweniencję takich poczynań. Implantuje się u nas wschodnie rozwiązania prawne, aby wedle propagatorów zmiany przywrócić sprawiedliwość, rzekomo zakłóconą w procesie okrągłostołowym.
Tym razem jednak szowinizm polityczny wydaje się szczególnie niespójny. Nie tylko wskutek przyjęcia jego zasad 22. lipca, nawet nie poprzez skład gremiów, które się mu poddały. Także, a może przede wszystkim dzięki bezpośredniemu wręcz przeniesieniu do współczesności podstawowego wzorca ustrojowego systemu, potępianego poza tym w czambuł, upadłego w 1989 roku. Znowu mamy władzę szefa jednej partii politycznej. Nieoficjalną, ale większą niż wtedy.
Więcej, odrzucenie a priori innych poglądów od promowanych przez wodza, arbitralnie i hurtowo uznawanych za komunistyczne wyklucza w kręgach władzy wszelkie możliwości odróżnienia dobra od zła. W sytuacji kiedy jest wdrażana absurdalna ideologia, jednocześnie promująca komunistyczny system z antykomunizmem i prawosławny antyokcydentalizm wraz z rusofobią, poziomem odniesienia staje się kaprys zmiennego wielce szefa jedynie słusznej partii, uznawanego za kreatora wszelkiego dobra. Dotykającego jego wyznawców poprzez wyłączne prawo do adorowania autokratora.

Rzecz się nadaje do politycznej farsy, ale u nas się zdarza naprawdę. I taki właśnie wkład do historii Europy staje się naszym udziałem. Herostrates by lepiej tego nie wymyślił.

sobota, 22 lipca 2017

Ułudy

Nie lękaj się, prezesie!
Tu nie ma czego drżyć;
Czytelnik dużo zniesie,
Można zeń śmiało kpić.
Tak przed stu laty z górą pisał Boy. Aliści tymczasem się okazało, że nie ma w przyrodzie praw obowiązujących bezwzględnie. Taki stan jest do pomyślenia w matematyce lub logice, ale obie te nauki posługują się symbolami. Pośrednio tylko dotykają spraw materialnych.
Każda aktywność powinna być poprzedzona poczuciem sensu angażowania się w jej urzeczywistnienie. Pośpiech naszych prawodawców, nocne obrady, lekceważenie norm, przepisów, Konstytucji, własnego w końcu Sejmu musi mieć jakieś powody. Najprawdopodobniej chodzi tym razem o uniemożliwienie rozpatrzenia przez obecny Sąd Najwyższy sprawy ułaskawienia dawnych szefów CBA. Innych przyczyn takiej gorączkowości nie widać. Rzecz jest błaha w porównaniu z konsekwencjami jakie wywołała. Wyczerpuje więc znamiona chaosu, w którym tkwi nasza rzeczywistość.
Twórca musi mieć wolność od więzów ograniczających jego możliwości. Ma być wolny nie tylko od obyczaju, wewnętrznych regulacji, ale również od międzynarodowych nacisków. Nie dlatego, że nie istnieją, ale dlatego, że prawdziwy kreator ma je za nic. Tylko w takiej sytuacji może być rzeczywistym zwycięzcą. Ma bowiem niezaprzeczalną przewagę nad konkurentami, którzy się sami ograniczają, wzdragając się przed ignorowaniem przepisów, konwenansów, doświadczeń historii.
Tyle tylko, że efektem wolnej aktywności bywa również destrukcja. Nie da się bowiem niczego zbudować angażując w ten proces ludzi, którzy nie mogą być twórcami niczego, są bowiem całkowicie bezwolni. Kiedy więc kreator każe, skoczą w ogień, ale kiedy nie każe, pozostaną bierni. Także w sytuacji wymagającej inicjatywy. Są bowiem tylko narzędziem. Najlepszy zaś instrument nie wystarczy do stworzenia czegokolwiek poza ewentualnie urazem, kiedy przypadkowo spadnie na jakiegoś pechowca. Takim więc samym jak wielce nieskomplikowany odważnik o podobnej masie.  
Cel zatem jakby się oddalił, ale będzie chyba osiągnięty. Może nie być problemów z ułaskawieniem. Ceną jednak stanie się izolacja Polski, nawet pośród państw Międzymorza. Niewykluczone, że czeka nas również zawieszenie praw członkowskich w Unii i możliwe, że wstrzymanie dopłat. Wszystko to nie zrobi wrażenia na kimś, kto osiągnął wolność absolutną. Tylko czy ten eksperyment wytrzymają wyznawcy?
Bo tym razem rzecz się nie ogranicza do propagandy. Elektorat może się zatem zbiesić. Jego prawosławny antyokcydentalizm ma też materialne granice. Bo Boy miał rację tylko w odniesieniu do propagandy, która się przecież posługuje symbolami.

piątek, 21 lipca 2017

Ryzyko

„Nie lgnie do niego fala, ani on do fali” [Mickiewicz].
Wielkie kryzysy nie wybuchają z przyczyn, które wynikają z indywidualnych postaw członków społeczności ludzkich. Pierwszą wojnę światową wprawdzie zainicjował mord w Sarajewie, ale poprzedziła to budowana od lat namaszczona równowaga sojuszów, stopniowo przesuwająca granice, dzielące porządek od chaosu. Hitler więc niepotrzebnie się trudził organizując prowokację gliwicką dla rozpętania kolejnej wojny.
Strajki 1980 roku pozornie tylko ogłoszono w wyniku podniesienia cen w stołówce zakładowej czy zwolnienia Anny Walentynowicz. Ich powodem było spiętrzenie hipokryzji władzy poza granice odporności społeczeństwa na obrazę jego inteligencji.
Teraz chyba rusza kolejny kryzys, który ma obłudę u podłoża. Jego zapalnikiem jest znowu drobnostka. Bo nie chodzi tu o zwyzywanie opozycji słowami powszechnie uznanymi za obelżywe. “Ja w żadnym trybie” oświadcza poseł i bez żenady wkracza na sejmową mównicę, aby  stamtąd wygłosić to, co sobie przedtem ułożył.
Istotą zdarzenia jest całkowita pogarda dla regulacji wewnętrznych najważniejszej instytucji państwa, stanowiącej prawa. To kto i czym gardzi, to jego prywatna sprawa, ale bezsilność Sejmu wobec lekceważenia zasad jest rzeczywistym powodem obserwowanego obecnie przejścia kryzysu z utajonej do jawnej formy. Bo właśnie łamanie procedur powoduje wybuch.
Za tym ciągną się kolejne symptomy. Prezydencka odmowa rozmowy z Przewodniczącym Rady Europejskiej, spór rządu z Komisją Europejską, antyunijna propaganda to wszystko tylko wskaźniki. Określają jednak jasno podświadomy wstręt rządzącej ekipy do uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej. Możemy więc znaleźć się poza Wspólnotą równie niespodziewanie, jak wybuchła pierwsza wojna światowa, której nikt w istocie nie chciał.
Możliwy jest też upadek PiS-u, który swoje postępowanie doprowadził poza krawędź, przed którą można się było ratować sofizmatami. W tej chwili prawdopodobny jest taki stan, w którym zostaniemy objęci postępowaniem dla nałożenia na nas unijnych sankcji i w ich wyniku dojdzie do rebelii na wsi, zagrożonej pozbawieniem dopłat. Oznacza to odsunięcie rządzącej formacji od władzy. Wszak za tydzień odbędzie się posiedzenie Komisji Europejskiej, poświęcone sytuacji w naszym kraju.
Mamy bardzo niebezpieczny moment i niezwykle groźny. I jak nieraz w polskiej historii jesteśmy o krok od chaosu, w który nas wpędzi zacietrzewienie polityków deklarujących nienawiść do dyktatury, kiedy dyktator nie jest własny.

czwartek, 20 lipca 2017

Próba

Maksimum równoważy minimum. Kiedy się jawią cyklicznie, mamy też do czynienia z ruchem harmonicznym. Kiedy w siłę napędzającą wkrada się również dodatkowe, rytmiczne i odpowiednio dobrane w fazie oddziaływanie, drgający układ podlega dudnieniom. Wzrasta wtedy amplituda drgań. Kiedy minima nie są równoważone maksimami albo energia ruchu przekracza odporność drgającego układu, zaczyna się on przemieszczać wokół nowego środka masy lub rozpada się na kawałki. Rzecz ma nagły przebieg.
Mamy więc na sejmowych sesjach minima nastroju, kiedy to bezczelna opozycja (totalna – przepraszam) bezlitośnie krytykuje rządzących, równoważone miesięcznicami, na których podczas cyklicznych sesji dosładzania zwolennicy wynoszą na piedestał Prezesa, symbol rządzącej formacji.  Wszystko więc razem tworzy amplitudę ruchu o miesięcznym cyklu zmian.
Ostatnio prezydent Duda po raz drugi wprowadził nowy element w ów ustalony już stan. Zawetował był przedtem PiS-owską ustawę o RIO a przedwczoraj postawił rządzącej partii ultimatum. Nie da się jego poczynań wytłumić tak łatwo, jak usiłowań ministra, który na własną rękę próbował przeobrazić proletariusza w dygnitarza. Reakcja zatem prezentuje oczywiste efekty dudnienia.
Minimum spadło do niebezpiecznego poziomu. Nie da się go bowiem zrównoważyć odpowiednim oddziaływaniem pozytywnym. Przecież nie można wodzowi bardziej już schlebiać. Albo zatem PiS wytrzyma nagłą utratę symetrii, albo się rozpadnie. Możliwe jest trwanie czas jakiś w chwiejnej równowadze, podpieranej w krytycznych momentach doraźnymi oddziaływaniami partyjnych funkcjonariuszy. Tyle że moc mają, jaką zobaczyliśmy. Chyba że się znajdzie pośród nich ktoś, kto stworzy nowe centrum.
Jesteśmy jednak tacy, jakimi nas ukształtowało środowisko. Młodzieńczy bunt to efemeryda, po której potulnie wracamy do tradycyjnych symboli, wartości. To fatalna konstatacja dla tych, którzy się podnoszą po klęsce. Muszą rezygnować z części osobowości i udawać posiadanie innej. Do pewnego czasu się to udaje, ale przemiana nie jest możliwa.

Doznał więc PiS porażki, której raczej nie wytrzyma. I to chyba nawet jak się prezydent wycofa ze swoich zapowiedzi.

środa, 19 lipca 2017

Kwantyfikacja

Przeżyły się, widać, dawne sztuki hasła,
Zatem nowa grupa klei się jak z masła… [Boy]
Debata o najnowszych ustawach sądowych. Mówi poseł sprawozdawca – Kaczyński jest. Mówi prezes Sądu Najwyższego – Kaczyńskiego nie ma. Jest za to posłanka, wsławiona wyrażaniem emocji mową ciała. Demonstruje lekceważenie. Tym razem bez róży w zębach. Nie uchodzi.
Nie będzie dopłat do paliwa, oficjalnie przeznaczonych na współczesne schetynówki. Sam Prezes Polski je odwołał. Bo pieniądze są. Wystarczy nie kraść. I fakt, że pracowano nad rzeczoną daniną nie oznacza, że złodzieje właśnie podjęli swój niecny proceder. Nie podjęli. Bo Prezes czuwa. W najgorszym wypadku odbuduje się mniej kazimierzowskich zamków lub od razu nie powiększy Rysów aż na miarę dobrej zmiany.
Ten drugi fakt jest przez znawców spisków wszelakich wyjaśniany przewrotnością Prezesa, który by miał najpierw zaaranżować prace nad podatkiem drogowym a potem je wstrzymać dla uzyskania poklasku maluczkich. Drudzy powiadają, że “inni szatani byli tu czynni”. Właściwie jeden. Bo więcej i tak ich nie ma. To bałagan, nieodzowny w środowisku, które się wyzbywa inteligentów i promuje pisiewiczyzm.
Rzecz zaś ma zupełnie odmienny wymiar. Jesteśmy świadkami celebrowania obrzędów, których celem jest uwypuklenie świadomości, że Prezes jest wszechmocny. Może publicznie lekceważyć nawet najwyższe instytucje Rzeczypospolitej. Prezentują to stosowne zachowania procederników, mimiką, gestami, w ostateczności okrzykami podkreślających marność zarówno praw jak i szacownych urzędów w zestawieniu z prawdziwą wielkością.
Tyle, że każdy obrzęd ma kontekst. Jedni go uznają, inni nie. Ci drudzy dostrzegają bałagan. Nieodzowny jako się rzekło w środowisku kierującym się emocjami. Im więcej przyjęło zadań, tym trudniej mu wypracować wspólny cel. Zwłaszcza kiedy jest sprzeczny z regułą. Wynika to wprost z równania Gaussa. Średnia tym bardziej jest rozmazana, im liczniejsze się na nią składają obserwacje. W skrajnych przypadkach prowadzi to do nieoznaczoności właśnie.
Efektem tego jest niespodziewane oświadczenie prezydenta. Napisał własny projekt ustawy o KRS, wedle którego sędziów do Rady ma wybierać większość ⅗ posłów. Nowej więc ustawy o Sądzie Najwyższym Andrzej Duda nie podpisze przed uchwaleniem jego uregulowania. W porozumieniu z kukizowcami! Czyli mamy zupełnie nowy, całkowicie wszystkich zaskakujący stan naszej polityki.

PiS zatem ogólnie a Prezes w szczególności empirycznie potwierdzili obowiązywanie prawideł mechaniki kwantowej w makroświecie. I to jest ich niewątpliwe osiągnięcie. I nikt o nim nie wspomina. Wciórności.

wtorek, 18 lipca 2017

Suwereni

Rozum, wiedza, talent, praca
U nas, bratku, nie popłaca!
Postęp i cywilizacja
W kąt, gdy wchodzi do gry nacya! [Przerwa-Tetmajer]
Wysłuchanie publiczne. Potworek retoryczny, niczym pieniężna wypożyczka lub zgoła polopożyczka, którą nas epatują bankowcy, celujący w co bardziej infantylną klientelę. Tym razem jednak przyniosła skutek.
Po pierwsze odsłoniła strach PiS-u przed suwerenem, posunięty tak daleko, że na czas wysłuchania zamknięto galerię sali plenarnej. W ten sposób suweren się dowiedział, że jest niczym polopożyczkobiorca, skazany na mit.
To nie wysłuchanie publiczne, to jest samowolka i demolka opozycji. Wysłuchanie jest wtedy, kiedy wyrazi na nie zgodę Sejm albo komisja – zdefiniowała rzecz odkrywczyni nowego zastosowania wyrazu “kolesi”. Mamy więc również okazję podziwiać zasoby parlamentarnego słownictwa przedstawicieli jedynie słusznej partii.
Po trzecie zaś dowiedzieliśmy się z kompetentnych ust, że rozwiązania proponowane przez PiS są znane w Europie, tyle tylko, że nie w Zachodniej, zwłaszcza w Unii.
Suweren zaś jest kapryśny. Zawsze taki był. Szczególnie, kiedy go nie pilnowano. Gdy pan przyjdzie, dobrze orze, Gdy odydzie, jako gorze – pisano o nim w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Dlatego PiS postępuje ostrożnie ze swymi zwolennikami, aby się zaś nie zbiesili uczestnicząc w wysłuchaniu.
A nasz wymiar sprawiedliwości rzeczywiście potrzebuje reformy. Takiej, że sąd nie będzie w każdej sprawie okładany dziesiątkami tomów akt i cwany kauzyperda nie będzie w stanie wstrzymać jego czynności, blokując rozpoznanie przedmiotu sporu absurdalnymi wnioskami. To jednak nie wymaga podporządkowania sędziów prokuratorowi.
PiS jak zwykle albo wylewa dziecko z kąpielą, albo próbuje upiec nieświeżą, bo peerelowską pieczeń na kiepskim ogniu. Tym razem jednak przeszedł samego siebie i chyba uruchomił lawinę.

Każdy stoi tam, gdzie się ustawił. Niektórzy się temu dziwią, aliści nic w tym nadzwyczajnego u ideologów. Ich przecież zawsze ustawia jakiś spisek.

poniedziałek, 17 lipca 2017

Źródła

O poniektórych matroniech obstarnich, które porubstwem plugawią się rade porówni z młodkami. [Boy].
Sukces polityczny PiS-u zrodziło rozdrobnienie partii demokratycznych i scalenie tradycyjnie kłótliwych środowisk roszczeniowych. Pomogła w tym dezynwoltura rządzących uprzednio polityków, zblazowanych nazbyt długo sprawowaną władzą, w wyniku czego pozwalali sobie na odreagowywanie oficjalnej poprawności politycznej w prywatnych wynurzeniach.
Niemałą rolę odegrali tu zwolennicy dyktatury proletariatu, którzy na własny użytek ukuli mit o ciągłym panowaniu POPiS-u w Polsce. Od tego już krok do przypisywania wszystkim postsolidarnościowym politykom bezeceństw “prawdziwych” Polaków. Zrównano też w ten sposób hipokryzję PiS-u, zwalczającego komunę poprzez jej odbudowę, z niechęcią Platformy do wdrażania zapowiadanych reform.
Władza ciągle korzysta z rzeczonych mitów. Pomagają jej w tym różnego rodzaju mędrkowie, z opozycyjnych pozycji odsądzający od czci i wiary parlamentarzystów, biorących udział w demonstracjach sprzeciwu, inicjowanych przez KOD. W ten sposób łatwiej przychodzi PiS-owi utrzymywać mit o ideologicznej marności wszelkich protestów, kiedy jego narrację wspierają nie wybrani do Sejmu politycy, pomstujący na partie zasiadające w parlamencie.
Eklektyzm polityczny, zawodowo też uprawiany przez kukizowców nie jest niczym oryginalnym. Aliści on właśnie skutkował dotąd obojętnością wyborców na ekscesy PiS-u, szczególnie zaś brakiem reakcji na wyzwania rzucane przez rządzących polityków Polakom, zasadniczo przecież przeciwnym wszelkiej dyktaturze. Dzięki temu sprawdzało się od pewnego czasu twierdzenie Alfreda Miodowicza, szefa neozwiązków z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, że współczesnej mu “Solidarności” chodziło tylko o michę.
Tuzy realsocjalizmu triumfowały pewnie w zaświatach, sycąc swoje pragnienie zemsty informacjami, wedle których brylujący do niedawna Polacy spadają w europejskich rankingach popularności. Sam tego chciałeś Grzegorzu Dyndało, chciałoby się powiedzieć, ale to równie banalne jak powody PiS-owskiego sukcesu.
Dlatego wczorajsze demonstracje mają znaczenie, bo zainicjowały chyba zespolenie opozycyjnych wysiłków. Rzecz jest też w znacznej mierze wynikiem poczynań władz, które z właściwym sobie brakiem wyobraźni przesadziły w dziele grania na nosie Polakom, zmieniając nam kraj w Peerel. Tak więc mamy nareszcie długo oczekiwane ogólnonarodowe dążenie do przywrócenia demokracji.
Trudno w takiej sytuacji nie być optymistą. A “oburzeni”? Teraz dopiero znajdą powody do frustracji.