Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 31 października 2018

Piractwo

Ekwilibrystyka słowna wyraziciela Kancelarii Prezydenta, związana z obchodami Dnia Niepodległości, to tylko drobiazg, mniejszy od utyskiwania na energooszczędne żarówki. Wykonał ją przecież urzędnik. Aliści mimo to jest równie komiczna jak przechwałka jednego z polityków rządzącej partii. “Zawsze byłem rasowym, 100-procentowym mężczyzną”, powiedział ów dzielny człowiek i odważnie uznał, że  prezydent powinien się wycofać z wypowiedzi o żarówkach.
W ogóle zaś chodzi tu o odmowę przyjęcia przez poprzednich prezydentów zaproszenia na udział w marszu, na którym Andrzeja Dudy też nie będzie. Bowiem, jak powiada jego rzecznik, jeżeli zaproszeni nie idą, prezydent też nie pójdzie. Znowu się potwierdziło, że za gafy urzędujących teraz dygnitarzy winę zawsze ponoszą poprzednicy. Tym razem ma to chyba dotyczyć ekscesów nacjonalistycznych. Bo to oni zawłaszczyli święto upamiętniające też najgłośniejszego ich przeciwnika.
Dzień Niepodległości bowiem wedle niektórych historyków upamiętnia suwerenne czynności państwowe, podjęte następnego dnia po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga. Tak głoszą ci, którzy nacjonalistów nigdy nie lubili. Narodowcy mają swój pogląd na to. I tu nikt niczego nie rozstrzygnie. Rzecz dotyczy przekonań.
Przed oczywistymi nieprawdami sądy nas jeszcze bronią, czego dowodzi prawomocny wyrok, w wyniku którego premier będzie prostował to, co powiedział w sprawie krakowskiego smogu. Historyków, ekonomistów, czy nawet prawników nikt już w kręgach władzy i ich zwolenników nie słucha, chyba że są “prawdziwi”.
Profesor Balcerowicz pokazał u Elizy Michalik główne powody PiS-owskiego szkodnictwa. Najpierw przypomniał, że za Gierka gospodarka również początkowo rosła. Wzmacnianie sektora państwowego jest najgorsze wedle twórcy naszego sukcesu gospodarczego, dzięki któremu nasz PKB powiększył się po transformacji o 130%, najwięcej ze wszystkich demoludów.
Przede wszystkim szkodzi to bankom. Mamy teraz trzecie miejsce w Europie pod względem wielkości zamrożonych tam państwowych aktywów, zaraz po Rosji i Białorusi. Grozi to wykrzywieniem procesu kredytowania. Za preferencyjne oprocentowanie politycznych kredytów zawsze płacą ci kredytobiorcy, którzy nie mają za sobą jedynie słusznego wsparcia. Niektóre państwa kosztowało to spadek wzrostu gospodarczego o kilka procent. Państwowy zaś monopol w energetyce jest głównym powodem takiego wzrostu cen energii, jaki ostatnio obserwujemy.
PiS “kreuje sytuację zakładniczą” [znawca piractwa afrykańskiego] taką oto, w której zakładnikami są jego zwolennicy. Oni w zamian za przyszły niedostatek swojej ojczyzny biorą za dobrą monetę zarówno wyjaśnienia rzecznika prezydenta jak i radość ze znakomitego rzekomo stanu gospodarki, jaką prowadzi jedynie słuszna partia.
Bo też jako już wiele razy się tu rzekło, najwięcej ludzi zabito dla ich dobra.

wtorek, 30 października 2018

Wydatkowanie

Portal Money.pl prawomocnie wygrał w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym proces o ujawnienie umów i wydatków podkomisji smoleńskiej. Walka trwała 2 lata i teraz po niekorzystnym dla siebie wyroku badacze zamachu nadal zwlekają z jego wykonaniem.
Roczny budżet tej podkomisji to 1,4 miliona zł. Na pozór niewiele. W porównaniu z miliardem na afrykańskie lotnisko w Radomiu, to zaledwie nieco ponad promil. Ale bulwersuje fakt, że się uporczywie łoży pieniądze na udowodnienie, że sprowadzenie samolotu poniżej koron drzew w warunkach minimalnej widoczności nie jest powodem katastrofy, a jest nią szereg bezgłośnych wybuchów, pył helowy, elektromagnesy i inne takie wynalazki.
Portal jest szczególnie zainteresowany tym, ile kosztowało wysadzenie w powietrze makiety Tu-154, ile kosztowały ekspertyzy, ile wydano na opinie, wynagrodzenia. Zastanawia dlaczego tak długo zwlekano i nadal się zwleka z ujawnieniem informacji o sposobie wydawania pieniędzy publicznych.
Zwolennicy teorii zamachu wyliczają, komu on ich zdaniem przyniósł korzyść. Wymieniają w tym kontekście wszystkich politycznych przeciwników PiS-u. Fatalnie to brzmi w zestawieniu z obecnym podważaniem przesłania Lecha Kaczyńskiego w sprawie roli Trybunału Konstytucyjnego, trójpodziału władzy, Traktatu Lizbońskiego wreszcie.
Cóż, zawsze najwięcej pieniędzy idzie na udowodnienie, że białe nie jest białe i czarne nie jest czarne. Już sama istota takiego przedsięwzięcia kryje w sobie konieczność wydatkowania znacznych kwot. Zawsze są one skrywane. Teraz WSA nakazał ujawnienie, ile wydano na uprawdopodobnienie teorii zamachu.
Wydawałoby się, że PiS będzie zainteresowane tym, aby niekorzystną dla siebie sensację ujawnić możliwie wcześnie przed wyborami. Twardo jednak się bronią przed tym, co wyzwala. Przed prawdą.
Będzie więc głośno i to prawdopodobnie tuż przed wyborami. Znowu układ?

poniedziałek, 29 października 2018

Sejmonauci

Paweł Kukiz powiada, że popłynął w piątkową noc. Zbulwersowała go bowiem brutalność kampanii wyborczej. Aliści przeprasza i pisze, że wypisując połajanki na Twitterze pomylił scenę rockową ze sceną polityczną. A w ogóle to utracił kontrolę nad swoim twittowym kontem i niebawem je zlikwiduje. Wynikałoby z tego, że żadna scena nie jest najlepszym miejscem dla ludzi, którzy kiepsko pływają.
Skutek jest bowiem taki że media wróżą rychły koniec klubu Kukiz'15. Nie darmo Marek Jakubiak prezentował zastanawiające zafrasowanie, występując we wczorajszym programie “Kawa na ławę”. Miał co rozważać. Chociaż jest przekonany, że każdemu się to może zdarzyć. Powiedział, że kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci… śliwką. Utrata kontroli nad swoim komunikatorem przez wiceszefa komisji służb specjalnych też jest zatem normalna.
PiS może rządzić tylko sam, to już jest jasne od dawna. Musi więc mieć mocną pozycję. Warunkiem tego jest wyeliminowanie któregoś z mniejszych konkurentów i wypchnięcie go z Sejmu. Po upadku SLD kolejnym kandydatem jest tu PSL albo… Kukiz’15. Na potrzebną mu bowiem liczbę mandatów mógłby liczyć, gdyby w parlamencie zasiadło mniej ugrupowań.
Istnienie w Sejmie formacji Kukiz'15 było dotąd władzy bardzo pomocne. Cicho, ale skutecznie wzmacniała ona forsowanie dobrej zmiany. Jeżeliby się rozpadła, Jarosław Kaczyński od razu by stracił istotne wsparcie swojej polityki. Dlatego nie zechce pewnie zabiegać o natychmiastowe przejęcie parlamentarzystów skłóconego klubu. Przyspieszałoby to proces degrengolady kukizowców.
W odróżnieniu od tego PSL może bez przeszkód powiększać liczbę swoich posłów przez werbowanie odstępców od Kukiza. Do Koalicji Obywatelskiej raczej nie przejdą. Do rozsypanej lewicy też nie. Nie ma jej w parlamencie i jej powrót tam jest przecież wątpliwy. Zasilanie kaczystów też nie ma wielkiego sensu. Wyraźnie widać, że w następnej kadencji samodzielnie rządzić nie będą, a na koalicjanta nie mogą liczyć. Najpewniej więc niebawem przejdą do opozycji.
Wygląda to zatem tak, że ludowcy zyskają wkrótce na sile i możliwe, że już w trakcie trwania obecnej kadencji. Tak to nazbyt gorliwe oddawanie się pływaniu w piątkową noc może radykalnie zmienić bieg polityki.

niedziela, 28 października 2018

Antidotum

PiS wygrał w 2015 roku, bo przywrócił dobrą samoocenę “lumpiarstwu". Dał mu poczucie ważności, uczynił je suwerenem, uwolnił od poczucia wstydu za oportunizm czasu komuny. Więcej, przyznał mu status antykomunistów, forsując tezę o samoobaleniu się ustroju “sprawiedliwości społecznej” poprzez wykorzystanie protestów lat osiemdziesiątych do upozorowania przewrotu.
W wyniku tego zachwycone niespodziewanym przyznaniem sobie pozycji wyłącznych patriotów niegdysiejsze pospólstwo ochoczo przystąpiło do dzieła wywyższania się ponad inteligencję, krytykującą Prezesa.
Przed opozycją stoi więc jasne zadanie. Musi się przeciwstawić PiS-owskiej propagandzie nie poprzez atakowanie kaczystowskiego elektoratu, a poprzez wykazanie, że dla zbudowania wspólnej pomyślności w interesie Polski leży zespolenie wysiłków wszystkich grup społecznych. Taką strategię PiS próbuje uprzedzać poprzez sianie nienawiści, podsycanie ksenofobii, wzniecanie szowinizmu.
Stąd też groteskowo się prezentujące neoendeckie figury przystrojone w maciejówki. Stąd całkowicie przez formację, prowadzącą jakoby politykę historyczną, pomijana w rocznicowych wspomnieniach przeszłość wskrzeszanej obecnie myśli politycznej. Jej hasłem w przeddzień pierwszej wojny światowej było antypiłsudczykowskie stwierdzenie: od Krakowa po Podhajce same zdrajce. Bo wedle niej w poddaniu carom miała być budowana przyszłość Polski, a nie poprzez zwalczanie moskiewskiej przemocy.
Stąd też nowomowa. Stąd nazywanie współpracy podległością, przestrzegania Traktatu Lizbońskiego (wynegocjowanego dobrowolnie i przez liderów obecnej władzy) okupacją lub co najmniej unijną czy zgoła niemiecką dominacją, wezwanie zaś do poszanowania polskiej Konstytucji jest przedstawiane jako ingerencja w nasze sprawy wewnętrzne.
Rzecz się wpisuje w zabiegi wszystkich sił, które są Polsce nieprzyjazne. Nic w tym dziwnego, dzielenie społeczeństwa, prowokowanie konfliktów narodowych, religijnych, obyczajowych nie leży przecież w naszym interesie. Najmniej zaś skłócanie nas z sąsiadami w imię przedawnionych krzywd i wbrew poszanowaniu prawa innych narodów do postępowania, na które pozwalamy sobie.
Opozycję więc czeka praca organiczna. Cierpliwe tłumaczenie, że nie jesteśmy ani w całości, ani w części gorsi od innych, ale też nie jesteśmy lepsi. Wyjaśnianie zawiłości ekonomicznych i otwarte proponowanie rozwiązań, szczególnie niepopularnych. Nade wszystko zaś prezentowanie korzyści, wynikającej ze współpracy wszystkich ze wszystkimi. Nawet jak część z nich ma skłonność do ulegania emocji.
Polityka nie polega przecież na unicestwianiu przeciwnika. On też jest obywatelem. Polega na szukaniu optymalnych rozwiązań. I po odrzuceniu oskarżeń nie jest to wcale trudne.

sobota, 27 października 2018

Alternatywa

Po wyborach. Na pierwszy więc plan wysuwa się tło. Antoni Macierewicz wie już, co było powodem katastrofy smoleńskiej i nie później niż w ciągu roku ujawni to w raporcie swojej podkomisji. Aliści to zupełna pospolitość. Co roku się tego dowiadujemy.
Tęczowy piątek w szkołach spotyka się z odporem jedynie słusznej ideologii, bo według niej jest propagowaniem grzechu. Wynika z tego, że tolerancja jest grzechem, a nie jazda z taką prędkością, iż kierowca kipi od adrenaliny, po raz pierwszy bowiem wiezie na weekend panią premier od polityki społecznej.
Może dlatego jej odpoczynek został przyspieszony, bo strajkowali LOT-owcy? To musi powodować u członków rządu potrzebę demonstrowania niechęci do angażowania się tak dalece, że się wespół z “Solidarnością” chowali przed protestującymi pracownikami. Także po domach?
Znowu się policja pojawiła w doniesieniach. W czasie wolnym od pracy, o zgrozo w niedzielę funkcjonariusze sprzątali cmentarz, aby się wykazać przed przybyciem dygnitarza, znanego raczej z zamiłowania do nieporządku (konfetti sypane z helikoptera).
– Stale podnoszone „okoliczności łagodzące”, w postaci osiągnięć programu 500 plus czy uszczelnienia poboru podatku VAT (tak nazywa się u nas nowa Osoba Trójcy Świętej), nie mają znaczenia w sytuacji, w której tuczeni państwowymi pieniędzmi politycy z kraju, w którym biednie nie jest, cynicznie, by zdobyć 100 czy 200 więcej samorządowych foteli, plują w twarz ludziom o całe piekło biedniejszym od siebie, uciekającym od bomb, głodu, nędzy, beznadziei, szukającym – podobnie jak tysiące Polaków w latach 70. i 80. – odrobiny światła i przyszłości dla swoich dzieci – pisze Szymon Hołownia w Tygodniku Powszechnym. Bo i uchodźcy są znowu pojawili w wyborczym spocie jedynie słusznej partii.
“Zdradzieckie mordy” nie bardzo się kwapią do wspólnych obchodów Dnia Niepodległości z “prawdziwymi” patriotami. Będziemy też mieli nowe godło, dostosowane do wymagań komputera i bardziej złote.
Prezes wykrzykuje o wojnie totalnej, którą jakoby wypowiedziała mu opozycja, zapominając zupełnie nie tylko o stojących tam gdzie ZOMO, ale też o kanaliach i drugim sorcie obywateli. Publicystyka oficjalna grzmi o kolejnych sukcesach władzy.
Internet zaś wyciąga gdzieś z czeluści piekła słowa drugiego w kolejności światowego zbrodniarza, dowodzącego na przykładzie oddziaływania religii, że wyznawcy wszystkie dogmaty przyjmą bez protestu, jeżeli się tylko powstrzyma ich od logicznego rozumowania.
Mamy więc codzienność. Na szczęście jest spolaryzowana. Natura ma przecież głupotę, która ją barwi swoimi błazenadami. Ekspozycji tejże nam nie brakuje. Tylko czy na szczęście?

piątek, 26 października 2018

Znikomości

Ofiarują nam dzisiaj dodatkowy dzień wolny od pracy. W ostatniej chwili uznali, że jednak wymaga tego stuletni jubileusz odzyskania wolności (Internet huczy, że to rocznica inauguracji filmu “O dwóch takich, co ukradli Księżyc”). Dwunastego więc listopada pójdą do pracy tylko medycy i handlowcy.
Kolejarze będą świętować, jak kolej zdoła się przestawić na nową okoliczność i zdąży zmienić rozkłady jazdy. Biorąc pod uwagę czas, jaki tego rodzaju instytucjom zajmuje u nas dostosowanie się do rzeczywistości, trzeba wątpić w świętowanie naszych przewoźników.
Dzieci pracowników nie obdarowanych dniem wolnym będą miały swobodę. Będą wolne od marudzenia opiekunów. Żłobki, przedszkola i szkoły będą bowiem zamknięte. Ich pracownicy będą przecież świętować jubileusz poza miejscem pracy.
W ogóle to kolejny sukces PiS-u. Trudno więc zrozumieć dlaczego trzeba było w Senacie urządzić łapankę na sprawozdawcę ustawy, uchwalonej bez konsultacji społecznych i wbrew miażdżącej opinii senackiego biura legislacyjnego.
Aliści to nie wszystko. Zakaz handlu będzie rozszerzony. Od pierwszego kwartału przyszłego roku ma obowiązywać od godziny 22. w sobotę do 5. w poniedziałek. Znowu widać brak konsekwencji. Przecież można zakazać także w innych dniach. Jak mordować konsumpcję, to całkowicie.
Te dodatkowe święta mają nam chyba zrekompensować opuszczenie Unii, które zafunduje nam PiS, kiedy jasno zakwestionuje postanowienie TSUE o natychmiastowym wstrzymaniu niektórych przepisów nowelizacji ustawy o Sądzie Najwyższym.
Przestrzega przed tym Koen Lenaerts, prezes rzeczonego trybunału mówiąc: “Państwo, które nie jest gotowe do dalszego podporządkowywania się orzeczeniom TSUE, wpisuje się w proces podobny do brexitowego, w proces wyjścia”. Bo to nie Unia zamierza urządzać Polskę, tylko właśnie dba, aby urządzonej nie rujnowała nam bałkanizacja polskiego prawa.
Zdumiewa czternasta już w tym roku kolizja rządowych kierowców, w ogóle zaś druga z udziałem Beaty Szydło. Samochód wiozący ją z Częstochowy (sic!) do domu (weekend już we czwartek?) uderzył w Imielinie w auto, przepuszczające właśnie pieszego na przejściu. Ciekawe, czy też się nie przyzna do winy?
Pani premier znowu się nic nie stało. Wziąwszy pod uwagę poprzedni wypadek, gdzie wedle początkowych doniesień rządowych mediów również nie odniosła obrażeń, można się obawiać o jej zdrowie. Może też dlatego się mówi o zastąpieniu Jacka Kurskiego na stanowisku prezesa TVP przez Dorotę Gawryluk albo zgoła Daniela Obajtka.
Dzień bez pracy, to mniejsza o miliardy złotych wartość rocznego PKB. Jeżeli jednak nie szanuje się naszego uczestnictwa w Unii, przepisów drogowych, bezpieczeństwa dygnitarzy a na ostatek najwierniejszego z propagandystów, to kto się będzie troszczył o pieniądze, tę marność nad marnościami? No, chyba że chodzi o sponsorowanie znanego kierowcy wyścigowego. Tutaj się jednak oszczędza, ale to już inna sprawa.

czwartek, 25 października 2018

Skarga

Prezydent poskarżył się Niemcom, że go Unia zmusza do kupowania nowoczesnych, energooszczędnych żarówek. Jak na zwolennika etatystycznej władzy, oryginalnie. Także w kontekście oświadczeń PiS-u o walce ze smogiem. Trudno zatem uwierzyć Mateuszowi Morawieckiemu, że pani Wassermann ma dla krakowian szereg lepszych rozwiązań problemu zadymienia miasta, niż te wdrażane dotychczas, ale je ujawni, jak zostanie prezydentem królewskiego grodu. Nic też dziwnego, że PiS nie ma tam sukcesów.
Prezydent się nie pochwalił tym, że formacja, z której był wyszedł znalazła znacznie lepszy od Unii sposób na oszczędzanie prądu. Wbrew wolnemu rynkowi forowała państwowe górnictwo i taryfy w sprzedaży energii, ale dzięki temu wzrosły ceny w energetyce. Preferowane więc przez unijne prawodawstwo żarówki znajdują coraz liczniejszych nabywców. Chociaż prezydencką skargę w wątpliwość stawia fakt, że staroświeckie wolframówki można u nas bez trudu nabyć, aliści głównie w hipermarketach, a te są przecież be.
Uderza w tej skardze parafiańszczyzna, przypominająca jej sztandarowe stwierdzenie, że “maszyny wymyśleli te, co w ręcach słabe byli” [klasyka]. Nowoczesność polega bowiem na tym, aby nie głównie ręce a raczej głowa pracowała dla pomyślności obywatela, jego rodziny i narodu. Stąd w jednym naszemu prezydentowi, niespodziewanie krytykującemu etatyzm trzeba przyznać rację: należy tworzyć warunki, a nie mnożyć zakazy.
Aliści takie postępowanie nie leży w obyczaju naszych włodarzy, zaś sprzeczność przekazu jest ich specjalnością. Czyli wszystko jak zawsze.

środa, 24 października 2018

Odnowiciele

Pan Prezes się zdenerwował i przedwczoraj, podczas specjalnej narady na Nowogrodzkiej nawet krzyczał na współpracowników (wczoraj podobno już nie, może dlatego, że był w Sejmie a na Nowogrodzkiej podejmował bezpartyjnego lidera Zjednoczonej Prawicy, Patryka Jakiego). Nie osiągnięto bowiem sukcesu, którym się był pochwalił. Chciał karać.
A przecież się starali. Kto więcej obiecał i bardziej nadwyrężył swój wizerunek od partyjnych głosicieli jedynie słusznej prawdy? Przecież robili, co im kazano, a skoro nie wyszło, to może rozkazy nie były jedynie słuszne? Chociaż Mateusz Morawiecki jeszcze przed pechowymi wyborami skarżył się, że ma przeciwko sobie opozycję, media i biznes. Czyli zaniechania są w obszarze odzyskiwań instytucji i przedsiębiorstw. Nic dziwnego, że LOT mógł się zbiesić i strajkuje.
Szczęśliwie tylko połowa uprawnionych głosowała a i ePUAP okazał się do niczego, bo i tak w poniedziałek po wyborach szkoły i przedszkola, będące siedzibami komisji były zablokowane przez rachmistrzów, mozolących się nad kartami do głosowania. Zawiły sposób procedowania – dwie komisje w jednym lokalu, organizacja na PiS-owską modłę – pogłębił jeszcze problem.
W dodatku pani prezes Gersdorf wzywa odsuniętych przez PiS sędziów SN do powrotu i oni są temu powolni. Prezes ma zatem kolejny powód do irytacji. Wszystko się sprzysięgło przeciw demagogii.
Zaufanie społeczne jest u nas najniższe w Europie. Nie ufa się urzędnikom, dostawcom, odbiorcom, sprzedawcom, politykom, sondażom, sobie wreszcie. To jak ma Prezes wierzyć akolitom? Jak w ogóle można budować wspólnotę?
Komuniści próbowali tworzyć solidarność klasową. Przetrwała z tego tylko nienawiść do wykształciuchów. Kaczyści zastąpili klasy społeczne “prawdziwym” narodem tudzież religijnym uniesieniem i w pierwszej chwili uzyskali sukces. Kiedy jednak ich wyraziciele uciekli się już nie do rytualnych obietnic, ale kłamstw oczywistych dla każdego, kiedy kler się włączył aktywnie do polityki, tracą poparcie.
W Polsce wygrywa więc wspólnota wartości. Nic dziwnego, że władza wymyka się “sprawiedliwym” z rąk.
W tej sytuacji Prezes by raczej siebie powinien był winić za wyborczą klęskę, ale od czego się ma personel? W końcu ktoś musi odpowiedzieć za to, co się stało. Czeka nas zatem kolejna odnowa przed ostatecznym upadkiem. Lewicowej tradycji musi się przecież stać zadość.

wtorek, 23 października 2018

Disce

Prezes się oficjalnie cieszył z kolejnego, czwartego już w jego rachunku zwycięstwa, ale gdyby taki wynik wyborów osiągnął był w 2015 roku, nie byłoby dobrej zmiany. Wtedy byśmy również nie doświadczyli międzynarodowej kompromitacji, izolacji Polski, bałkanizacji prawa. Taka konstatacja całkowicie niszczy PiS-owską propagandę sukcesu.
Łódź jest znamienna, nawet minister Sasin nie ma posłuchu. Nie zdała się na nic cała jego narracja, w formie wzorowana na godowych popisach głuszców, w treści raczej na niedbale obsługiwanych katarynkach. Pani Zdanowska odniosła tak spektakularne zwycięstwo, że nie mają sensu wszelkie oczekiwania na późniejsze uściślenia wyniku, bardziej może korzystne dla PiS-u. Szczególnie wypada tu kwestionowanie woli suwerena za pomocą naciąganych argumentów prawnych wobec oficjalnej propagandy wokół sporu konstytucyjnego o rzekomą sanację sądów.
Koalicja Obywatelska wygrywa w Warszawie i w ogóle w miastach wojewódzkich. PiS jest tu nie w odwrocie, ale w całkowitej klęsce. Niewątpliwym wygranym jest PSL, który całkowicie wypchnął ze wsi swoją konkurencję. Znamionuje to tendencje naszej polityki. Prowincja się obudziła i wspiera własną reprezentację. Odmawia strojenia się w PiS-owskie piórka, nawet jeżeli wyróżnikiem kostiumu ma być ceniona tam skądinąd broszka.
Lewica nie istnieje, zarówno kawiorowa, jak ortodoksyjna. Jej los symbolizują ekscesy Piotra Guziała. Zupełnie się zagubiła w absurdalnych kłótniach, flircie z kaczystami, atakach na liberałów. Wyborcy doskonale pamiętają czas pogardy dla wszystkiego, co oznacza obywatelską wolność. PiS przez pewien czas udawał ugrupowanie antykomunistyczne, ale zbyt otwarcie wrócił do autorytarnej praktyki. Teraz więc tonie, trzymając wszakże lewicę pod stopami.
No i jest kolejne wyjaśnienie impotencji ePUAPu. Wedle ministra cyfryzacji okazał się dobry. To że próbujący zeń korzystać obywatele nie mogli po jego użyciu głosować, zawdzięczają teraz urzędom gminnym, bo te nie wydawały decyzji, a miały. Czyli z odmową w garści (przesłanej przesyłką poleconą?) można było głosować? Dobre. Czekamy na kolejne wyjaśnienia. Prezes przecież mówił, że aby znowu wygrać, trzeba się wziąć do pracy, ciężkiej w dodatku.
Wynika z tego, że wróg nie został unicestwiony i nadal go muszą ścigać, niczym niegdyś układ, który się w końcu odnalazł, ale we własnych szeregach i rozsadził ówczesną dobrą zmianę, nazywaną wtedy czwartą erpe.
Teraz też, po zadekretowanym przez Prezesa zwycięstwie jest czas na warunkowaną nim a obiecaną rekonstrukcję rządu. Chyba kolejni pupile Radia Maryja stracą stanowiska. Wewnętrzna opozycja otrzyma kolejny bodziec. Aliści tym razem rozpad jedynowładztwa rozciąga się na całą kadencję. Najwyraźniej widać, że się czegoś nauczyli, ale czy nie za późno? Nie za mało?

poniedziałek, 22 października 2018

Wątpliwości

Chyba należy zakazać wyborów w niedzielę. Halina, uwolniona przez posła Cymańskiego od niedzielnego wyzysku w hipermarkecie jest przymuszana do jakichś obywatelskich obowiązków, zamiast w kościele słuchać o katolickich. Przecież na wyniki głosowania i tak trzeba czekać, nawet do środy. A do tego czasu wszyscy bierni uczestnicy “święta demokracji” sławią swoje zwycięstwo. Nawet kukizowcy, których protagonista się jednak nie zjawił na wczorajszym wieczorze powyborczym.
Nie wiadomo więc czy były minister Waszczykowski zostanie burmistrzem Łowicza, co proponowała mu partia, doceniając jego wiekopomne zasługi. Dyplomatyczna wizyta w San Escobar nie udała się przecież dotąd żadnemu z jego poprzedników. Chociaż afrykańskie lotnisko w Radomiu… też nie od parady. Bałkanizacja zatem, a nawet turczenie naszej polityki byłyby w tym kontekście zrozumiałe, gdyby nie przewidywane wyniki wyborów.
Chociaż przymusowi emeryci z Sądu Najwyższego już wcześniej ogłosili, że wracają dzisiaj do pracy, zainspirowani piątkowym jeszcze postanowieniem TSUE, mimo że wedle ministra sprawiedliwości jest to sprzeczne z naszą Konstytucją. Przecież jej zapisy nie mogą być tajemnicą, skoro była promowana nawet na Pałacu Kultury, aliści w sobotę, wolną od pracy. Może stąd wynikają nieporozumienia?
Tymczasem zdrożała woda, prąd, żywność, niebawem podrożeje... papier toaletowy. Za komuny przenoszenie większej liczby jego rolek było powodem legitymowania przez milicję. Wtedy władze też nie lubiły bogaczy. Teraz rynek reguluje dostępność towarów i milicji już nie ma. To skąd ta drożyzna?
Może dlatego, że władza się wtrąca nie tylko do biznesu, ale i w prywatne sprawy obywateli.
Czyli może jednak zakazać zakazywania i wpisać to do Konstytucji?

niedziela, 21 października 2018

Znowu

Do południa frekwencja w okręgach propisowskich była raczej wyższa niż tam, gdzie się głosowało inaczej. Ogólnie jednak było więcej głosujących jak w poprzednich wyborach samorządowych.
Przed dwunastą godziną głosy oddali Donald Tusk, Mateusz Morawiecki, Patryk Jaki. Imponująco wypadł lokal wyborczy, w którym z braku prądu o 13 minut opóźniono otwarcie. Wnioskowano oczywiście o przedłużenie ciszy wyborczej w całym kraju. Nie udało się, bo wyborcy poczekali na włączenie prądu i głosowali normalnie.
Do południa odnotowano już ponad 400 incydentów. W jednej ze stołecznych komisji nie zaplombowano urny. Wulgaryzmy, wyzwiska w lokalach wyborczych i wynoszenie kart, to najczęstsze zdarzenia. Paru najbardziej krewkich “suwerenów” zatrzymano.
Wielu zamiejscowych wyborców chciało głosować w Warszawie, Krakowie, Lublinie i innych miastach, ale okazało się to niemożliwe. ePUAP, program umożliwiający zgłoszenie takiego zamiaru online jest niekompletny. Nie wymaga takich załączników, jakich chcą gminy (sic!).
Potem się utrzymały przedpołudniowe znamiona większej frekwencji niż w 2014 roku. Tyle tylko, że tym razem w gminach nie głosujących przeważnie na PiS był wyższy odsetek oddanych głosów. Obyczaj każdorazowego podawania dokładnej liczby uprawnionych do głosowania pozwolił też słuchaczom stwierdzić, że się ona w ciągu dnia nie zmieniła. Chociaż ePUAP się okazał z innych powodów zawodny. Teraz to gminy nie nadążały wpisywać dodatkowych chętnych na listy i dlatego ci obchodzili się smakiem.
Oczywiście wygrał PiS i to po raz czwarty, a Polska poszła do przodu. Wystarczyło posłuchać Prezesa. Tyle tylko, że w wielkich miastach przeważnie nie będzie drugiej tury, bo przeciwnicy dobrej zmiany osiągnęli więcej jak 50% głosów. W sejmikach zaś ma PiS ma mniejszość wobec PO i PSL, nawet licząc z kukizowcami. Czyli jak zwykle, 1:27.
Nihil novi. 

piątek, 19 października 2018

Nowość

Partia wystrzeliła z pomysłem na zachwianie naszą przynależnością do Unii i osiągnęła sukces. Wedle bowiem profesor Łętowskiej wystarczy, że Trybunał Konstytucyjny uzna sprzeczność unijnych praw z Ustawą Zasadniczą i stąd do ogłoszenia, że nie jesteśmy członkami wspólnoty wystarczy jedno nocne posiedzenie obu izb parlamentu, które to mogą potwierdzić bez żadnego referendum.
Aliści warunkiem jest odpowiednie orzeczenie TK i uzyskanie większości w obu izbach oraz podpisu prezydenta. Jeżeli rzeczywiście wpływy środowiska Radia Maryja, przeciwnego naszej przynależności do Unii, są we wszystkich tych instytucjach tak silne, jak to może wynikać z całego szeregu faktów, mamy problem. Pod warunkiem jednak, że minister nie wycofa wcześniej drugiego zapytania.
Jeżeli nie chodziło o polexit, to rzecz stawia duże wymagania możliwościom interpretacyjnym przeciętnego obserwatora. Aliści na pewno najnowsza intryga skutkuje pogorszeniem wizerunku PiS-u. Nie przekonują przecież gorliwe zaprzeczenia jego wyrazicieli, głoszących że partia wcale nie chce opuszczenia Unii. Jako się rzekło oficjalną wolę ogranicza w tym względzie zakonnik, który ma nad swoimi zwolennikami znacznie większą władzę od Prezesa. Znowu zatem ujawnia się fakt, że “zwykły poseł” nie jest aż tak nadzwyczajny.
Kiedy albo minister wycofa pytanie, albo Trybunał nie potwierdzi jego obaw o niekonstytucyjność Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, silny cios ambicjonalny spadnie na drużynę ojca Rydzyka. I to z ręki jej dotychczasowego sprzymierzeńca. Kiedy jednak minister się nie cofnie i Trybunał przyzna mu rację a z Unii nie wystąpimy, zwolennicy władzy będą musieli za dobrą monetę wziąć kuriozalne dość wyjaśnienia PiS-u, że to zwykła odpowiedź na zwykłe pytanie.
Oznaczałoby to powrót do zwyczajnych kłótni, czyli mielibyśmy kontynuację obecnego stanu, ale na nowym poziomie, który powstanie po wizerunkowej kompromitacji uczestników rzeczonej intrygi. Stworzono też powód do plebiscytu. Przedwyborcze dyskusje w znacznej mierze odeszły od spraw lokalnych, a koncentrują się na międzynarodowych.
Rzecz się zatem odbije najbliższych wyborach. Kiedy dobra zmiana je przegra, będziemy mieli oczywisty dowód, że PiS osłabł. Kiedy nie, nie powstanie wrażenie, że się umocnił. Od takiego przebiegu spraw nie ma raczej odwrotu, każdy bowiem rozumie głównie ten język, który go ukształtował, a dobrozmieńcy byli przekonywani o niezachwianej skuteczności ich formacji. Teraz, kiedy niczego nie osiągnęła, popadną w dysonans poznawczy.
Intryga więc może tylko albo pogrążyć dobrą zmianę, albo jej zwolennikom odebrać satysfakcję z wygranej. I wszystko dzięki sukcesowi jednego z jej protagonistów.

czwartek, 18 października 2018

Podstęp

Trybunał Konstytucyjny jakby zamarł po odzyskaniu go przez dobrą zmianę. Nic o nim nie słychać, nie ma medialnych rozpraw, cisza. Teraz się to jednak zmieni.
Minister sprawiedliwości jeszcze w sierpniu skierował do niego pytanie o konstytucyjność stawiania przez sądy prejudycjalnych pytań do TSUE, niezwiązanych z rozpatrywanymi sprawami. Teraz rzecz postąpiła dalej. Zapytano dodatkowo o zgodność z Konstytucją zakresu kompetencji sądów krajowych, zapisanych w Traktacie o funkcjonowaniu Unii Europejskiej.
Trybunał Konstytucyjny może więc sprawdzić, jak dalece będzie traktowany jako bezstronny. Albo uzna drugie pytanie za bezprzedmiotowe, bo przecież przed przystąpieniem do Unii wszystkie wątpliwości zostały przez prawników rozwiane, albo ogłosi niekonstytucyjność fragmentu prawa unijnego.
Rzecz natychmiast podchwyciły media. Oznacza to przecież wstęp do polexitu. Bo wedle profesor Łętowskiej kiedy TK przyzna rację ministrowi, to albo zmienimy Konstytucję – niemożliwe, albo Unia zmieni Traktat – jeszcze bardziej niemożliwe, albo opuścimy Unię. Innej możliwości nie ma.
Minister powiada, że bynajmniej, on tylko pyta. Wyraziciele PiS-u potwierdzają, ale są przerażeni. “To gra na jak najgorszy wynik w wyborach” – powiada jeden z doradców Prezesa [Gazeta Wyborcza].
Ortodoksyjnie antyunijne skrzydło dobrej zmiany dostało sygnał, że minister sprawiedliwości nie jest mu przeciwny. Więcej, że reforma sądownictwa się właściwie dokonała i już teraz mogą się pojawić jej owoce. Niezależnie więc od zarzutu przygotowania polexitu przez PiS od razu będziemy mieli drugi pasztet.
Ci bowiem, którzy podpisali umowę akcesyjną, będą winni złamania Konstytucji. Paskudnie także wypadną ci, którzy ją negocjowali. Ci zwłaszcza, którzy się tym publicznie szczycą. Nie dość bowiem, że łamali, to jeszcze uważają to za zasługę. Niepoprawność jest bardzo źle widziana przy wszystkich ocenach.
Do “taśm wstydu” dołączy się więc kolejny zarzut dla rzekomo proeuropejskiej frakcji w obozie władzy. Dotychczas jej reprezentanci byli przez przeciwników w łonie dobrej zmiany tylko przedstawiani w jarmułkach. Teraz będzie znacznie gorzej.
Trudno przewidzieć co się stanie, jako że rzecz się rozstrzyga w alternatywnym, nieprzewidywalnym świecie. Tylko bowiem tam preześna formacja może podważać akt negocjowany przez jego gabinet  i samego Prezesa tudzież uzgodniony oraz ratyfikowany przez “najlepszego naszego prezydenta w historii”, którego pomniki po latach zastoju, kiedy ich nie fundowano, wyrastają w całym kraju.
Milczmy tedy i czekajmy, bo będzie się działo. Jedno tylko się znowu potwierdza, wszystko znaczy nic. Bo jak się ma całą władzę, to się w istocie nie rządzi. Stąd ustawiczny strach wszystkich samowładców. I stąd ciągłe potknięcia ich ekip.

środa, 17 października 2018

Symbolika

Budowa przekopu przez Mierzeję Wiślaną ruszyła. Po PiS-owsku, bez pozwolenia wodnoprawnego, konsultacji społecznych (będziemy słuchać narodu) ale za to przed wyborami i z dziecięcymi chorągiewkami w rękach budowniczych. I nareszcie mamy tam pełną suwerenność, bo przedtem jej nie było, gdy rządzili “oni” (sic!). Aliści też jak rządził PiS, bo trzy lata temu również rozpoczynano tę samą budowę, takoż z Prezesem na czele. Widocznie zapomnieli.
W Szczecinie bardzo już zardzewiała stępka promu, który także miał sławić dobrozmienną rzeczywistość. Ale za to w górach pyszni się “odzyskana” za pół miliarda kolejka, wedle mediów warta połowę ceny zakupu. W Krakowie można oglądać zbiory Czartoryskich, za niemałą sumę pozostawione tam, gdzie by i tak były. W Radomiu zaś lotnisko wykorzystywane dotąd głównie przez ...ptactwo(?) za miliard posłuży do łączności z Afryką lepiej jak modlińskie, bo leży bliżej Czarnego Lądu. We Włoszczowej dwunastą rocznicę budowy osławionego peronu uczczono odsłonięciem tablicy upamiętniającej Przemysława Gosiewskiego.
Mamy więc wcale zmyślne pokazuchy, ale nadmorska jest nie tylko podwójna, ale i nobilitowana udziałem zwykłego posła, który również teraz gorliwie machał łopatą, mimo że stan zdrowia nie pozwala mu na udział w posiedzeniach Sejmu. Trudno się oprzeć wrażeniu, że go jakiś układ chce nie tylko doprowadzić do kolejnej choroby, ale przede wszystkim skompromitować w oczach elektoratu. Media nawet wskazują komu by na tym mogło zależeć. Prezes zaś ma niewątpliwą potrzebę wzmocnienia swej pozycji i chwyta się wszelkich środków.
“Wprost” pisze o ambicjach narodowców, którzy wysunęli swoich kandydatów do wyborów samorządowych, ale przede wszystkim starają się o wypromowanie ekipy na wybory do Parlamentu Europejskiego. Rzecz może się odbywać wespół z PiS-em albo w konkurencji z nim. Na razie więc trwały tylko dyskusje ideowe. Aliści w spocie wyborczym, promującym głównego kandydata narodowców premier Morawiecki i wicepremier Gliński występują w jarmułkach, bo w sprawie nowelizacji ustawy o IPN rząd “padł na kolana” i "pełza przed środowiskami żydowskimi".  
Rzecz została bardzo skomplikowana w Lublinie. Tam podczas Marszu Równości policja użyła “środków przymusu bezpośredniego” wobec narodowców, zamierzających zablokować przemarsz zwolenników tolerancji. To oczywiście uznano za eskalację sporu i nic dziwnego, że do zwalczanych nacjonalistycznym hejtem ministrów dołączył Joachim Brudziński.
Mamy więc i urzędowy optymizm i chmury piętrzące się na horyzoncie PiS-owskich widoków na przyszłość. Postępowanie w tych warunkach jest kosztowne, bo musi mu towarzyszyć wydawanie pieniędzy.
Może dlatego nie ma pośpiechu w ustalaniu listy leków refundowanych. Fakt pisze, że “Od nowego roku nawet 400 pozycji może utracić refundację”. Stosowna komisja bowiem nie zdąży wynegocjować warunków ich zakupu, a urzędnicy ministerialni niezbyt zręcznie zajmują się intrygami.
Gdy lasy płoną, nie czas żałować róż. Tym razem to zwykły obywatel jest symbolizowany przez owo wielce poważane kwiecie. Jak tu więc przypuszczać, że władza o niego nie dba?

wtorek, 16 października 2018

Spór

Stale powraca pytanie o to, kto zaczął powtórkę wojny na górze? Obie strony, “obóz patriotyczny” i “gorszy sort” zarzucają to sobie wzajem. Dochodzi w tym do kuriozalnych przypadków.
W programie telewizyjnym pani Ogórek zwolennik “narodowego patriotyzmu” kopnął niezbyt fanatycznego przedstawiciela “lewactwa” w miejsce, gdzie "plecy swą szlachetną nazwę tracą". Ów bowiem obu stronom przypisywał polityczne chuligaństwo. To jednak nie zadowalało kopiącego. Chciał całkowitego obłożenia “zdradzieckich mord” winą za to, co sam robił.
Minister Brudziński ośmielił się stanąć po stronie policji, która w Lublinie kosztem ośmiu rannych funkcjonariuszy skutecznie przeprowadziła marsz równości przez blokady zwolenników “demokratycznego” dyskursu, prowadzonego na sposób “patriotyczny”. Ściągnął tym na siebie furię “prawdziwych Polaków”, którzy go w Internecie odsądzili od czci i wiary (“dla mnie, bucu, jesteś skończony”) w łagodniejszych tylko przypadkach posługując się słownictwem podobnym czasem do panaministrowego, wcześniejszego jednak.
Rzecz się może rozbija też o rozumienie prawa. Uchwała krakowskich sędziów Sądu Apelacyjnego, wyrażającą dezaprobatę dla prezydenta, bo wbrew postanowieniu NSA desygnował kolejnych sędziów do Sądu Najwyższego, spotkała się z krytyką głowy państwa. Ku zaskoczeniu prawników Andrzej Duda uważa, że skoro w rozprawie Sądu Administracyjnego nie był stroną i nie był o postanowieniu powiadomiony (Iustitia prezentuje pismo powiadamiające dwa dni przed nominacją z pieczątką prezydenckiej kancelarii, potwierdzającą jego przyjęcie) wspomniane orzeczenie go nie dotyczy, a uchwała jest absurdem i dowodzi niewiedzy jej autorów.
Spór jest charakterystyczny wielce i wywodzi się jeszcze z POPiS-u, który to zdaniem wziętego przedstawiciela kukizowców został rozbity przez Platformę, co jego zdaniem wznieciło wojnę polsko-polską.
Wytrwałemu prezenterowi apaszek można częściowo przyznać rację. Wojna zaczęła się w czasie wyborów z 2005 roku. Tyle tylko że nie od szarż werbalnych niedoszłego premiera z Krakowa, a od przeciwstawienia Polski solidarnej Polsce liberalnej, od dziadka z Wehrmachtu, na ostatek zaś od ustawienia późniejszych kanalii tam, gdzie stało ZOMO. O smoleńskich rewelacjach nie ma już co mówić. Rzecz zresztą najdobitniej charakteryzuje przypadek ministra Brudzińskiego i los kopniętego w “plecy” adwersarza krewkiego “patrioty”.
Inter arma silent Musae, powiadali starożytni. Potem to uzupełniono stwierdzeniem, że prawda jest pierwszą ofiarą konfliktu. Zawsze późniejsza racja jest bardziej precyzyjna.

poniedziałek, 15 października 2018

Karma

Agencja ratingowa S&P przywróciła nam obniżoną w 2016 roku pozycję. Damian Szymański z Business Insider wymienia powody, dla których tego dokonała. Wskaźniki makroekonomiczne mamy bowiem nadal silne. Obniżka ratingu sprzed dwóch lat miała najwyraźniej polityczny charakter i wiązała się z oficjalnymi zapowiedziami o renacjonalizacji i wstręcie do zagranicznego kapitału. Rzecz się okazała pustą deklaracją, stąd powrót poprzedniej noty.
Nasz sukces gospodarczy został wypracowany przez wiele ekip rządowych od 1989 roku. Przede wszystkim dzięki szokowej transformacji początku lat dziewięćdziesiątych. Rzecz została wsparta otwarciem dla Polski rynków unijnych, a potem bardzo hojnymi dotacjami z Brukseli. W rezultacie mamy już dodatni bilans płatniczy w handlu zagranicznym, konkurencyjną gospodarkę, niskie bezrobocie i rosnący eksport.
Nadal jednak trwają propagandowe walki z Unią i jasne zapowiedzi powrotu do gospodarki nakazowo rozdzielczej. Nade wszystko zaś postępuje absurdalna reforma sądownictwa, zamiast modernizacji procedur podporządkowująca je ministrowi sprawiedliwości. Prowadzi to do powiększenia ryzyka politycznego w Polsce i kolejnego wzmocnienia powodów, dla których S&P obniżyła już raz nasze notowania.
Ostatnie informacje pokazują czym się nasza władza zajmuje w istocie, zamiast psuć gospodarkę tak radykalnie, jak to zapowiada. Oto wiceminister od confetti znowu zafundował komentatorom temat. Po podpisaniu umowy na budowę nowego budynku sądu, w starym zorganizowano uroczystość z panawiceministrową obecnością.
Ponieważ sędziowie odmówili udziału, zaproszono pracowników sekretariatów. Stłoczeni na korytarzach podsądni mogli obserwować sznurki kelnerów, zgrabnie się pomiędzy nimi przemieszczających z odpowiednikami tak źle kiedyś przyjętych ośmiorniczek na zręcznie przenoszonych tacach.
Media nie wspominają o dętej orkiestrze, a przecież nic tak nie łechce ego jak miarowe kwaknięcia helikonów. Mogło więc być gorzej.
W tym kontekście kiepsko się przedstawia kampania wstydu, bazująca na taśmach, zgromadzonych w czasie popularności rzeczonych ośmiorniczek. Godzi ona głównie w tę część władzy, która uprawia “pijar”. Oszczędza jednak szafarzy nagrań z podsłuchami. Oni zaś konstruują prawdziwą przeszkodę w dobrym postrzeganiu naszej gospodarki przez jej zagranicznych partnerów.
A przecież, jak głosi kolejny przeciek kontrolowany, dobry dla PiS-u wynik wyborów samorządowych ma być warunkiem pozwolenia na kolejną rekonstrukcję rządu, łącznie z wygnaniem jej ofiar do Brukseli.
Tak to emocje zaciemniają obraz rzeczywistości politykom, którzy się im poddają. Bo wprawdzie gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą, ale też niektóre z nich mogą się okazać fałszywe.
Wszak diabeł pali nie tylko “w tym cześniku”, robi to również pod naszym wizerunkiem.

niedziela, 14 października 2018

Dwoistość

Nigdzie nie ma tylu co u nas nieinteligentnych intelektualistów i tylu estetów bez smaku [Roman Dmowski].
Kompleksy wobec Zachodu i nienawiść do własnego narodu, którą nazywają ojkofobią. Takie zarzuty przeciwko tym, którzy ich zdaniem zatruwają życie publiczne formułuje publicystyka “obozu patriotycznego”. Jego protagonista określa adwersarzy bardzo brzydko. To oczywiście w ramach miłości do rodaków.
Jednocześnie naród, ów słuszny też, nazywa swoje dzieci Brajanami, Andżelikami i innymi egzotycznie, ale zachodnio brzmiącymi imionami. Jakoś nie słychać o Gniewomirach, Bognach, czy Nawojach, o Władimirach nie mówiąc. Zawsze się przecież tęskni do źródeł.
Bo najpierw Rzym był światową metropolią, potem Paryż, trochę Londyn, wreszcie Nowy Jork. Zachód, jak by nie patrzeć. To z Zachodu przejęliśmy wszystko co tworzy polską tożsamość, religię, nawet gramatykę naszego języka.
Krótko, ale wyraźnie zaczęliśmy tworzyć centrum europejskiej myśli, kiedy to Zachód się zanurzył w nietolerancji, zapłonął stosami, a u nas zapanował złoty wiek. Nie trwało to długo, bo kontrreformacja wprowadziła nas w skrajny nurt ówczesnej polityki.
Z Moskwy wypędzono więc naszych nosicieli postępu, bo wbrew oczekiwaniom swoich zwolenników nie polską wolność, ale katolicyzm zaczęli implementować w prawosławnej Rosji. Sami wtedy ugrzęźliśmy w sarmatyzmie, czego ostatecznym skutkiem była utrata państwa. Zachód się tymczasem otrząsnął z kłopotów i zbudował nowoczesną demokrację.
Teraz więc to my jesteśmy w takiej sytuacji, że znowu musimy z Zachodu czerpać to, czego w warunkach niewoli nie mogliśmy wypracować sami. Nowoczesną demokrację. Odwracanie się od tego jest oczywistym zwrotem ku drodze, która już raz nas doprowadziła do zguby.
A za kogo mają naród ci, którzy mu wmawiają, że powstał właśnie z kolan, na których rzekomo klęczał przed Zachodem, zaprezentował przedwczoraj PiS-owski kandydat na prezydenta Warszawy. Najpierw, na publicznej debacie demonstracyjnie zrezygnował z legitymacji partyjnej, a potem PiS-owskim autobusem udał się do domu.
Można by twierdzić, że to przypadek, musiał czymś wrócić. Oczywiście, ale ten kto buduje strategię wyborczą powinien przewidzieć jego skutki. Nade wszystko zaś uszanować wizerunek swoich zwolenników.
Przypadki bowiem zawsze odsłaniają prawdę. Świadome działanie często próbuje ją kryć.

sobota, 13 października 2018

Opiekanie

Pod względem wydatków socjalnych jesteśmy na pierwszym miejscu w świecie badanym przez Oxfam. Jeżeli pod uwagę bierze się podatki, jesteśmy na 114 miejscu spośród 157 państw, których finanse analizowano. Łącznie więc mamy jasność, kto opłaca naszą szczodrość.
Aby to pozostawić bez wątpliwości, sięgnijmy do kolejnej informacji z mijającego tygodnia. Gospodarstwa domowe będą obdarzone rekompensatą za wzrastające ceny energii. Tak zapisano w projekcie stosownej ustawy. Będzie więc program energia+. Trwają jeszcze dyskusje komu to dobrodziejstwo przyznać i na jakiej podstawie, ale już wiadomo skąd będą pochodzić pieniądze. Nie, nie z podatków. Ze sprzedaży praw do emisji dwutlenku węgla.
Rzecz wygląda tak, że emitenci CO2 są zobowiązani do wykupu uprawnień na dymienie. Uzyskane stąd środki mają wspomagać tych z nich, którzy by inwestowali w nowoczesne sposoby przetwarzania energii, nisko lub bezemisyjne. Koszta uprawnień są uzasadnione, wchodzą więc w regulowaną cenę prądu. Rzecz zatem wygląda tak, że aby odbiorcom skompensować wzrost cen, odbierze się wytwórcom pieniądze na ich obniżanie.
To dokładnie tak samo jak z rzeczonymi wydatkami socjalnymi i podatkami. Daje się ludziom 500+ odbierając im wszakże podatki. Chyba, że ktoś nie pracuje. Ma wtedy dopłatę, ale podatków nie płaci. Ponieważ stopę bezrobocia oblicza się w odniesieniu do liczby osób poszukujących pracy, spada też bezrobocie. Takie dwa w jednym.
Europejskie państwa opiekuńcze najpierw wypracowały bogactwo, potem zaczęły je dzielić. My to robimy odwrotnie, ale przecież dobra zmiana stoi tak samo na głowie, jak wszelki socjalizm. Skutkiem tego właśnie była piwniczna szarość minionego ustroju, zaduch i nędza tamtych czasów. Ale jest i światełko w tunelu.
Bo życie zawsze przeciwstawia się biurokracji. Zakaz niedzielnego handlu spotkał się ze skuteczną ripostą w Poznaniu. Otwarto tam właśnie pierwszy bezobsługowy market. O lodówkomatach InPostu nie ma już co wspominać. I Halina posła Cymańskiego zostanie w domu (gdzie jest Halina, pytał dramatycznie już w 2005 roku, na niedzielnych odwiedzinach u krewnych) i zakupy w niedzielę będzie można zrobić.
W sumie więc nie jest źle. Automaty zastąpią pracowników, na razie tylko w handlu, ale dobre i to. Przyszłość więc nie musi być zupełnie czarna. Tyle tylko że nie dzięki populistom, a właśnie wbrew nim.

piątek, 12 października 2018

Strukturalność

Prawdziwą historię Polski trzeba opowiadać naszym językiem [Mateusz Morawiecki].
Język jest kodem, który pozwala z masy dźwięków o jednakowym prawdopodobieństwie występowania wybrać takie, że ich specyficzny zestaw staje się symbolem, którego znaczenie jest znane tylko posługującej się nim społeczności.
Ów kod ma swoistą właściwość, przekształca się wedle tej samej reguły, która stworzyła język. Więcej, ten proces może się powtarzać wielokrotnie. Każdy następny etap może być uproszczony, kiedy zachowuje tylko wybrane elementy poprzednika. Razem tworzy to strukturę, określającą rozwój sposobu myślenia tych, których reprezentuje i z których wyrósł.
Kolejne etapy modyfikowania pierwotnej mowy mogą tworzyć żargony. Powstaje wówczas język subkultur, istniejących w społeczności, porozumiewającej się tym samym językiem. Staje się on wtedy ich wyróżnikiem.
Specjalnym efektem rzeczonego procesu są informacje kodowane przez koniunkturalne społeczności. Posługują się słowami-kluczami, także rytualnymi wyzwiskami. U nas na przykład odrazę do mediów demonstrują wprowadzając literkę "n" do środka wyrazu. Powstaje w ten sposób zupełnie nowa jakość. Widać to także w sposobie pisania. Prawdziwi Polacy wstręt do Platformy prezentują wielkimi literami sylaby “po”, pisanymi niezależnie od kontekstu przekazywanych słów.
Struktury językowe mają jeszcze jedną właściwość. Ich użytkownicy stają się też ich niewolnikami. Mówią nimi lub raczej one mówią za nich. Stąd taka przydatność nowomowy w populistycznej propagandzie. Ba, także odporność na argumenty przedstawiane tym, których umysłami ona zawładnęła. Zarażeni nią dyskutanci już nie rozumieją normalnego języka. Ludzie są tak głupi, że to działa [klasyk].
I tu dochodzimy do sedna. Jeżeli nawet mamy uroczystą wypowiedź wyraziciela określonej subkultury, to trudno jej przypisać tradycyjnie rozumianą treść. W powszechnym rozumieniu oznacza ona raczej to, co wynika z jego mowy stosowanej codziennie. W końcu nietrudno zauważyć, że ktoś wypowiadający się niekonwencjonalnie stosuje jakiś specjalny kod.
Kiedy więc na dodatek wiadomo, że historia Polski, opowiadana “naszym językiem” przedstawia na przykład NSZZ “Solidarność” wedle potrzeb antywałęsowskiej propagandy, to stawia pod znakiem zapytania wszystko, co będzie w tym “języku” powiedziane.
Bo kij ma dwa końce. Niestety. Szczególnie zaś silnie uderza w wiarygodność.

czwartek, 11 października 2018

Nacjonalizatorzy

Upaństwowili kolej linową na Kasprowy Wierch. Powiadają, że skarby narodowe powracają w polskie ręce. Podobnie w niedawnym czasie mówili o “Damie z łasiczką” i zbiorach Czartoryskich.
Ile zapłacono za nowy nabytek, nie wiadomo, ale z pewnością dotychczasowy właściciel skomercjalizował także imperatyw, zmuszający nabywcę do pokrycia ekwiwalentu tego, co ideolodzy nazywają satysfakcją z odzyskiwania a normalni ludzie zawłaszczaniem instytucji, symboli, wartości.
Mamy w końcu pieniędzy bez miary. Uszczelniliśmy przecież VAT. Wprawdzie w 2017 roku odebrano złodziejom o połowę mniej niż w 2015 [Rostowski] ale wystarcza ich nie tylko na chodniki, które zresztą naprawia Unia. Dlatego jak się odbierze niesłusznym samorządom, “bo warczą na rząd” [arbiter politycznej elegancji] to się dopiero będzie miało. Chociaż Andrzej Rozenek utrzymuje, że w przyszłorocznym budżecie nie przewidziano dopłat do samorządowych inwestycji. Zakłada się, że jednak będą warczeć?
Tymczasem media coraz częściej piszą o czekającym nas wzroście cen energii elektrycznej. Prąd prawdopodobnie zdrożeje dwukrotnie. Co jest powodem? Rosnące ceny paliw również. Ale już dawno mamy najwyższe w Unii ceny prądu, wyrażone w jednostkach porównywalnych. Powodem jest likwidacja rynku w energetyce.
Wedle naszego prawa ceny energii wyznacza urząd, dodając do uzasadnionych kosztów wytwarzania dziesięcioprocentową marżę. Bezspornie uzasadnionym kosztem jest remont urządzeń. Inwestycja była uznawana za uzasadnioną, kiedy poprawiała stan środowiska. Urzędnik mógł podważyć jej celowość, naprawy nie mógł.
Im więc bardziej zdezelowana elektrownia, tym łatwiej i tym większe generowała zyski. W rezultacie mamy prawie całą energetykę do wymiany i najdroższą energię. W dodatku państwową, bo nikt prywatnie nie angażuje środków w interes, zarządzany przez urzędników.
To w całości wyjaśnia radość, jaka nas powinna przejmować z faktu nacjonalizacji kolejki. Niebawem będzie nie tylko drogo, ale i przaśnie, czyli swojsko. Inaczej się nie da. Urzędnik z natury nie podejmuje gry rynkowej. Na tym się przecież zasadza mizerota naszych kolei i woń częsta w jej wagonach.
Należy się też cieszyć z innego powodu. Wszak w obecnej dobie mamy tylko nacjonalizację, jako relikt dawnych nieszczęść, powodowanych przez ideologię. Przecież najwięcej ludzi zabito dla ich dobra.

środa, 10 października 2018

Jasność

Mowa jest kodem, w którym określona sekwencja dźwięków tworzy wyrazy, posiadające swój zestaw znaczeń. Ostateczny sens utworzonych z nich zdań wynika z kontekstu, w jakim były użyte poszczególne słowa i obyczaju, wedle którego ich znaczenie jest rozumiane przez użytkowników języka.
Obecnie mamy albo rewolucyjną przemianę kryteriów rozumienia, albo obserwujemy wyłączne kierowanie oficjalnej propagandy politycznej do określonej grupy ludzi, tworzących subkulturę. W pierwszym przypadku mielibyśmy do czynienia z powszechnym uznaniem za normalny nowego sposobu informowania nas o swoiście rozumianych faktach. Tymczasem tak nie jest. Pozostaje więc drugi wariant.
Najwyraźniej PiS się postanowił wraz ze swoim elektoratem zamknąć we własnym kręgu i jemu tylko posyła komunikaty o Polsce w ruinie, którą wyciągnął z upadku. Stąd specyficzna gorliwość wyrazicieli PiS-u, którzy się nie wzdragają przed dokumentowaniem swojej wierności wobec partii wypowiadaniem niedorzeczności oczywistych dla każdego, kto potrafi cokolwiek zrozumieć z przeczytanych tekstów.
Rezultat mamy taki, że wielu ludzi w trosce o własne zdrowie nie podejmuje nawet próby słuchania wykwitów oficjalnej ideologii. Nikt, kto nie musi, nie wdaje się też w dyskusję z głosicielami oczywistych sprzeczności już nie tylko z faktami, ale też własnym, wcześniejszym przekazem.
Jest więc oczywiste, że PiS pozostaje w przekonaniu, że nikogo już więcej do swojego świata nie zwabi. Stara się przynajmniej zwolenników utrzymać przy sobie, stosując swoisty zestaw emocjonalnych nagród. Nazywa przeto pisofilów nie tylko patriotami, ale antykomunistami, daje do zrozumienia że są pierwszym sortem, oblicza zaś mają wierne, w odróżnieniu od zdradzieckich mord “totalniaków”.
Dla sierot po Peerelu to oczywista wartość. Przecież transformacja była też połączona ze wstydem za oportunizm czasu stanu wojennego, za pierwszomajowy entuzjazm, pokorę wobec głębi intelektu w istocie średnio na ogół gramotnych sekretarzy, za potulne opluwanie przeszłości własnego narodu. Wszystko to jest teraz uznane jako walka z komuną. Jeżeli było nią okradanie kobiet z kartek na mięso, to dlaczego by było gorsze postępowanie ludzi biernych czasu wojny jaruzelskiej.
PiS zatem buduje sobie podstawę bytu na wiele lat naprzód. Stworzą ją “wykluczeni”, przekonani o niesprawiedliwości, bo bez kwalifikacji nie daje się teraz osiągnąć godnych dochodów, jak za komuny.
Sprytne to i świadczące o dalekosiężnym planie. Przynajmniej w chwaleniu się tym właśnie propaganda PiS-u jest prawdziwa. Aliści zapewnia sukces tylko w przypadku, kiedy roszczeniowcy będą stanowili większość, czyli kiedy się skończy wzrost gospodarczy.
No to i mamy tajemnicę rozmontowania systemu edukacji oraz zadłużania państwa. W tym szaleństwie jest jednak metoda.
Ale czy oni o tym wiedzą?

wtorek, 9 października 2018

Argumenty

Szpital. Przed nim staje paru zdrowo się prezentujących obywateli. Każdy z nich dźwiga pięciolitrową butlę z wodą. Po krótkiej chwili przyjeżdża telewizja. Najważniejszy nosiwoda oświadcza, że wszyscy oni są miejscowymi rajcami PiS-u i postanowili ratować pacjentów, bo wodociągi (miejska spółka komunalna) są od jakiegoś czasu trapione bakterią Coli. Uratują więc przynajmniej chorych.
W ślad za tym idzie oświadczenie szpitala. Ma on osobne ujęcie wody i nie korzysta z miejskiej wody. Jego dyrektor nie wydał też wodziarzom zgody na wejście do Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej. Skądinąd bowiem wiadomo, że chorym może zaszkodzić wizyta nadmiernej liczby gości z zewnątrz. Szczególnie kiedy się udadzą na OIOM, w dodatku bez strojów ochronnych. Wtedy mogą nawet doprowadzić do śmierci leczonych tam pacjentów.
“Deprecjonując fundusze, Morawiecki szkodzi Polsce aż na trzy sposoby – po pierwsze, po prostu mija się z prawdą, po drugie, wykoślawia obraz Unii, po trzecie, żmudnie pracuje nad jeszcze większym odchudzeniem polskiej koperty w nowym budżecie UE na lata 2021–27” – pisze Polityka. Wszystko w związku z wypowiedzią premiera o środkach unijnych, rzekomo wystarczających zaledwie na remont chodników w porównaniu z jakoby obfitym wielce, należnym podatkiem, uratowanym przez PiS od mafii VAT-owskich.
Nie da się dyskutować z absurdami. Chyba że się zejdzie na ich poziom, do czego trzeba mieć jakieś przygotowanie lub nawet predyspozycje. Tylko niektórzy się mogą tym pochwalić. Ale też uszczęśliwiani niepotrzebną wodą pacjenci rzeczonego szpitala stają się znakomitym przykładem PiS-owskiej skuteczności.
Bo tylko zwolennicy dobrej zmiany uwierzą, że partyjni nominaci własnoręcznie są gotowi zanieść wodę chorym, bo podległe radzie wodociągi jej nie dostarczają. Więcej, że kiedy na dobę mieszkaniec miasta zużywa około dwustu litrów wody, to pięć mu zupełnie wystarczy.
Aliści jeszcze lepiej, ma uwierzyć, że Unia to furda. Dobra zmiana to jest to. Odbierze mafii i da prostemu człowiekowi. Podobnie jak wodę tym mieszkańcom miasta z zatrutym wodociągiem. Dobra zmiana dostarczy chorym, a zdrowi muszą poczekać, aż zachorują. Wtedy również będą mogli liczyć na pokrycie kilku procent swoich potrzeb.
Prawdą jest to, w co się wierzy. Kiedy się daje wiarę, że kroplą wody można odwrócić skutki nieprzestrzegania higieny w systemie wodociągowym, uwierzy się również, że Unia to tylko ciąg nieszczęść, bo utraciliśmy stocznie, huty, papiernie, oszczędności i co tam jeszcze roztrwoniła… komuna.
Ale kto by o tym pamiętał, nie po to przecież awansował na antykomunistę, prawdziwego Polaka, lepszy sort itd. A reszta? To przecież parakińczyki, czy co tam jeszcze. Widział ktoś takiego z wodą u łoża boleści?

poniedziałek, 8 października 2018

Taśmociągi

Polityka schodzi do parteru. Rządząca formacja tak się już rozwielmożniła, że z jej czeluści wypłynęła do mediów (niemiecko-szwajcarskich!) informacja o taśmach godzących w premiera, mniemanego lidera jednej z subformacji władzy. Przejęci sukcesem propagandyści, którzy nie byli dotąd skutecznie niepokojeni przez opozycję, pozbawieni więc nowszych doświadczeń, wyciągają stamtąd kolejne nagrania, mające przykryć pojawienie się Donalda Tuska w Krakowie.
W tym wypadku skutek okazuje się jednak kiepski. Sławomir Nowak, dawno już zapomniany minister dawnego rządu, którego podsłuchane niegdyś słowa posłużyły teraz do atakowania przewodniczącego Rady Europejskiej umieścił na Twitterze replikę. Ta, acz niewyszukana, dokładnie naśladuje styl jedynie słusznej propagandy, odwracając wszakże jej ostrze.
Na tym chyba głównie polega słabość partii, która wygrywając wybory odrzuciła wszelkie zasady, sprowadzając w ten sposób opozycję do roli demaskatora głupot, którymi się władza szczyci. Ostatnio nawet brak taśm, a tylko pojawienie się wzmianek o możliwości ich istnienia, zainspirował najgłośniejszą wyrazicielkę PiS-u do żądania natychmiastowej dymisji dla znienawidzonych polityków. W ten sposób sparaliżowano polityczny dyskurs dając zwolennikom dowody nieograniczonej mocy władzy, wynikającej rzekomo z moralnej racji.
Kiedy jednak nie ma dyskursu, pozostałą po nim próżnię wypełniają zakulisowe działania. Opozycję zastępuje rozgoryczona część kamaryli (zawsze jest taka) i w miejsce dyskusji wkracza plotka. Ta zaś się karmi emocjami. Rzecz się nie daje kontrolować, nie podlega żadnym zasadom i zaczyna toczyć trzewia rozplotkowanego środowiska.
Ośmioletnie pozostawanie poza rządem pozwoliło PiS-owi na wypracowanie skutecznej strategii wyborczej, ale już trzyletnie konsumowanie dobrej zmiany spowodowało znaczne pogorszenie pomysłowości partyjnych strategów. Strach pomyśleć co będzie, kiedy się do wyborów parlamentarnych jeszcze bardziej rozleniwią.
Nic dziwnego, że opozycja uzyskuje paliwo w skarbnicy propagandy swoich przeciwników. Niczym przecież innym nie jest argumentowanie poprzez powołanie się na jeszcze większą niegodziwość adwersarzy, co właśnie zrobił Sławomir Nowak.
A przecież w przepastnych archiwach haków tkwi jeszcze niejedno. Ich wykorzystanie nie nastręcza wielu kłopotów. Jak napisał Donald Tusk “haratanie w gałę to zajęcie dla dżentelmenów”. Nowe elity go nie praktykują, mają więc czas.

niedziela, 7 października 2018

Zmienne

– On nie był w stanie być premierem rządu koalicyjnego, bo wtedy nie byłby zbawcą ojczyzny. Ci ludzie z pokolenia '56 są ambitni na poziomie, który określić trzeba jako maniakalny – Jarosław Kaczyński tak mówił o premierze Olszewskim w 1994 roku.
– Nasza pozycja była coraz słabsza, gdyby nie stan wojenny, zarząd prawdopodobnie pozbawiłby nas formalnego statusu doradców. W końcówce moja pozycja polityczna była żadna – powiedział w 1994 roku Jarosław Kaczyński o roli swojej i swego brata w “Solidarności” u progu stanu wojennego.
– Solidarność powstała nie 31 sierpnia. Sensu stricto powstała 17 września i udział w tej operacji - i to znaczący udział - miał mój świętej pamięci brat. Jakiś tam malutki także i ja – powiedział Jarosław Kaczyński w 2018 roku.
 - Skrzywdzono miliony Polaków, zabrano im pracę, oszczędności, zabrano im książeczki mieszkaniowe, zabrano im na lata życiowe perspektywy [Jarosław Kaczyński o transformacji. 2018]
Prawdziwa twarz Morawieckiego to twarz człowieka, który naprawił finanse publiczne i umożliwił przeprowadzenie programów społecznych, które polepszyły poziom życia biedniejszej części społeczeństwa [Jarosław Kaczyński po kolejnych “taśmach prawdy”. 2018].
To cytaty z publicznych stwierdzeń odnotowanych u początku transformacji i później. Mamy drogę prowadzącą od normalnych konstatacji do formułowania zdań oczywiście sprzecznych z rzeczywistością.
Ale odsuńmy niezgodność z faktami. Znamienna jest ocena roli “Solidarności”. Ta tradycyjna, sierpniowa zainicjowała ruch, który doprowadził do upadku komuny. Ta teraz słuszna, siedemnastowrześniowa (sic!) jest chyba przedstawiana jako twór, który się daremnie przeciwstawiał transformacji i dążył do zachowania władzy monopartii oraz gospodarki nakazowo rozdzielczej.
Podobnie prawdziwy jest “skrót myślowy” o premierze Morawieckim. Nie naprawił on niczego ani raczej nie on zepsuł, co w finansach jest zepsute. Przecież nie obecny szef rządu uchwalił stypendia demograficzne i skrócenie wieku emerytalnego, co łącznie będzie nas kosztowało dziesiątki miliardów złotych rocznie i czego niebawem nie wytrzymamy. On to tylko pochwala, co zresztą w preześnych oczach musi być niewątpliwą zasługą.
I tu mamy istotę sprawy. Zarówno nadawca, jak i adresat późniejszych oświadczeń pochodzi z łona tego samego źródła, ludu PiS-owskiego. Ich treść nie jest zatem informacją. Domyślny zaś sens, przeznaczony dla świata zewnętrznego głosi, że opowiadają nawet takie bzdury i nic się nie dzieje, tacy są potężni.
Tylko dlaczego Prezes nie jest premierem rządu Zjednoczonej Prawicy? Nie czuje się jednak zbawcą? Przecież ambicje też ma na właściwym poziomie.

sobota, 6 października 2018

Podejrzenie

Polska jest bardzo proeuropejska, ale trochę sceptyczna wobec Brukseli [M. Morawiecki].
Polski urzędnik jest dwukrotnie mniej efektywny od równorzędnego pracownika w sektorze prywatnym i potrzebuje całej godziny aby w ogóle przystąpić do rzeczywistej pracy. Powodem jest zaniechania zarządzania czasem. Tak to ocenia OECD. Konsekwencje są kiepskie. Przerost biurokracji, jej automatyczny wzrost wraz z nowymi zadaniami i utrzymująca się liczba zajmowanych etatów także przy zmniejszeniu zakresu wykonywanych czynności.
Najgorzej na tym wychodzi przemysł, gdy go etatystyczna władza podporządkowuje czynownikom. Dokumentuje to los spółek skarbowych, których notowania giełdowe Money.pl zebrał, jak to pisze, w PiS Index. Ostatnio wykazują one spadek wartości o 3,6% a od początku roku 13-procentowy. Tauron ma już 74 milionów złotych strat, jedynie Azoty odnotowały 3 miliony zysku, aliści przed rokiem było to jeszcze 110 milionów.
Znamienny przypadek ujawnia Fakt. W jednym z PiS-owskich mateczników droga, która miała przebiegać przez nieużytki, nagle zmienia w planach swój kierunek, aby przeciąć podmiejską gminę. Szczególnie zaś nowe osiedle, niebacznie zbudowane tam, gdzie nikt nie chce mieszkać. Odszkodowania od drogowców uratują dewelopera przed plajtą, ale wielu mieszkańców pozbawią ojcowizn.
Bo, jak pisał Jan Winiecki, urzędnik nie jest przedsiębiorcą. Nie podejmuje więc ryzyka. Przeciwnie. Istotą niezakłóconego urzędniczenia jest to, co profesor nazwał “dupokrytką”. W administracyjnym żargonie nazywa się to podkładką. Chodzi o wyraźnie sformułowane polecenie lub jednoznaczną sytuację, z której wynika zgodność podejmowanych decyzji z upodobaniem “góry”, a nie jakimiś tam wartościami.
I tu dochodzimy do istoty tego, co wyraził nasz premier. Nasi władcy są za Europą, ale nie za jej “dyktatem”. Ten wprawdzie odbiera silnym możliwość narzucania słabszym gospodarkom swoich warunków, ale też uniemożliwia wprowadzenie komunistycznych metod administrowania. Za tym zaś mają tęsknić społeczności byłych demoludów, czego ma nie pojmować Zachód.
Rzecz jest tak zakorzeniona w PiS-owskim postrzeganiu problemu, że kandydat tej partii na prezydenta miasta oświadcza, iż "Szczecin bardzo stracił na przystąpieniu do Unii, bo co prawda dostaliśmy dostęp do europejskich funduszy, ale upadły: stocznia, huta, papiernia, Wiskord czy Dana". Wyborcy PiS-u byliby więc tymi, co żałują państwowych dopłat do produkcji wyrobów taniej wytwarzanych gdzie indziej i nie chcą w zamian produkować tego, co znajduje zbyt i uniezależnia od państwowej jałmużny.
W tych warunkach trudno odmówić racji tym, którzy władzy przypisują fascynację biurokracją i całkowitą obojętność dla gospodarki. Wszystko, byle oni byli w komitetach, gorszy zaś sort w roli petenta.
Tylko ta Unia.

piątek, 5 października 2018

Historycy

Sokrates, ojciec europejskiej filozofii został stracony zgodnie z nakazem większości ponad stu głosów, oddanych przez uczestników sądu ludowego Aten. Swoim uczniom zalecał on bowiem kwestionowanie wszystkiego, łącznie z bogami, aby w dyskusji móc zweryfikować prawdziwość postawionej tezy. To także dzięki jego śmierci demokracja ateńska została wzbogacona o zasadę wolności słowa, prawa człowieka, przedstawicielstwa, trójpodziału władzy i konstytucję, dzięki czemu stała się podstawą współczesnej cywilizacji.
Ostatnio u nas zakwestionowano poprawki, wniesione do starożytnej demokracji. Można by przypuszczać, że to wspaniała okazja do zweryfikowania ich prawdziwości. Tyle tylko że obecni zwolennicy bezwarunkowych praw większości nie uznają ani logicznych, ani prawnych argumentów. Historyczne zaś zbijają teorią spisku, wedle której nic się nie dzieje przypadkiem, a wszystko wskutek intrygi różnych cyklistów, masonów i Żydów.
Historia zaś uczy, że w przypadku odrzucenia zasad, weryfikacji dokonuje ekonomia. Jak się to u nas objawi? Przede wszystkim ucieczką zagranicznych inwestorów. Przecież nikt z nich nie będzie skłonny inwestować tam, gdzie patriotyczny jakoby sąd przyznaje rację wedle narodowości uczestnika sporu. W zadłużonym, pozbawionym własnego kapitału państwie oznacza to powtórzenie bankructwa Peerelu.
Więcej, jeżeliby się naszym roztropkom udało zakwestionować kompetencje Komisji Europejskiej, to się rychło staniemy rzeczywistym a nie mniemanym dostarczycielem taniej siły roboczej i może jeszcze kartofli dla uprzemysłowionych państw Europy. Zniszczymy bowiem kontrolę, jaką na poczynaniami silniejszych państw sprawuje Unia. Kiedy się nie uda, zostaniemy tam pozbawieni głosu i skazani na dobrą wolę tych, których byśmy wprawdzie chcieli uwolnić od traktatowych zobowiązań, ale jednak też rechrystianizować. Może okażą miłosierdzie mimo to.
Tak więc czy owak źle. Nic zatem dziwnego, że wzorem ateńskiego sprzed tysiącleci nasz suweren też nienawidzi wykształciuchów. Nie traktuje ich wprawdzie cykutą, ale pomawia o najgorsze rzeczy, zwłaszcza kiedy owi są prawnikami. Podobno “sędziowie nie działają zgodnie z prawem i postępują wbrew Konstytucji” – to najnowsza oficjalna wypowiedź o sędziach Sądu Najwyższego.
Bo też żaden narodowy demokrata nie zniesie kogoś, kto ma rację, mimo że nie posiada ani wojska, ani bezpieki a jedynie powołuje się na prawdę. Tę przecież, niczym obywatelski projekt antyszczepionkowców, ustala się w ich kręgach za pomocą głosowania, a nie rzeczowych dysput.
A że już dwa i pół tysiąca lat temu taką metodę skompromitował ojciec filozofii? A któż to taki?

czwartek, 4 października 2018

Szczęście

Zważyli uczniowskie plecaki, przedtem jednak zaordynowali pozostawienie w nich jedynie zeszytów. I sukces, bo minister edukacji sama powiada, że z radością przyjmuje krytykę i reaguje na nią.
Inny minister zauważa, że w czasie kiedy postulaty policjantów nie były brane pod uwagę, protestów było mniej. Teraz, kiedy się sytuacja odwróciła, mieliśmy najliczniejszą demonstrację jego podwładnych. Czyli protestują, kiedy im się polepszyło. Trzeba więc im pogorszyć, aby przestali? To dlatego delegacji demonstrantów nie przyjął żaden z dygnitarzy?
Pani, rekomendowana na Rzecznika Praw Dziecka oświadcza, że zagrożeniem dla małoletnich “jest moda na homoseksualizm”. A w ogóle to wszystkie dzieci od poczęcia do pełnoletniości będą pod jej opieką. Nie będzie nikogo dyskryminowała, nawet za niesłuszną orientację seksualną. Ale przecież modę będzie chyba zwalczać, skoro ją uważa za niebezpieczną.
Czyli absurdów ciąg dalszy i rozlewają się coraz szerzej. Kiedy indziej byłoby to wesołe, ale kiedy stwarza pozory codzienności, przestaje bawić. Nie byłoby to bowiem głupotą w rozumieniu jej pochwały, wyrażonej przez Erazma z Rotterdamu. Stawałoby się bowiem normą.
Dopiero więc postępowanie bardziej niedorzeczne by mogło być traktowane jako absurdalne. Czy by zatem spełniał ten warunek na przykład dygnitarz, z homerycznym śmiechem siadający nagle na podłodze? Zapewne. A tego jednak szczęśliwie nie obserwujemy.
No to i znowu mamy sukces. Nie rządzą nami wprawdzie koneserzy logiki, ludzie pełni samokrytycyzmu, neutralni światopoglądowo, ale jednak nie popełniają oczywistych gaf. Oczywiście w odniesieniu do obowiązującej normy.
Wyraźnie jednak widać przydatność przykładu z żydowskiego szmoncesu, gdzie wyprowadzenie capa z ciasnego pomieszczenia bez dalszych zabiegów poprawiło panującą tam atmosferę.
Czyli byłby jednak program wyborczy dla opozycji.