Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 31 marca 2019

Plusodawcy

Zarobki w NBP nie są małe, ale jeśli je porównać do wynagrodzenia prezesów w poszczególnych latach, to w stosunku do średniej krajowej największe były w czasie prezesury Hanny Gronkiewicz-Waltz. Najniższe w czasie Sławomira Skrzypka. Kiedy bankiem zarządzali Leszek Balcerowicz i Adam Glapiński też były stosunkowo niskie.
Najbardziej hojna była AWS, płacąc prezesowi NBP równowartość 22 pensji Polaka. SLD w czasie pierwszych rządów płaciła 16, w czasie drugich 14 przeciętnych wynagrodzeń. PiS za pierwszym razem płacił 13, za drugim 14 średnich pensji. PO poniżej 15.
Trzeba tu dodać, że co roku średni roczny zarobek w Polsce od 1995 roku rósł o 1861 złotych. Jeżeli tak, to AWS rzeczywiście dowartościowała bankowców, ale późniejsze rządy utrzymywały ich wynagrodzenia na tym samym raczej poziomie nominalnym, jednak ich realna wartość spadała w stosunku do średniej płacy.
Jak było z nauczycielami? Prezentuje to wykres, opublikowany przez Aleksandra Łaszka w Forum Obywatelskiego Rozwoju:
image
Wynika z niego, że sektor publiczny był upośledzany przez dobrą zmianę. Kiedy prywaciarze (kapitaliści!!!) od 2016 do 2018 roku podnieśli swoim pracownikom wynagrodzenia o 18%, to w państwowych przedsiębiorstwach tylko medycy dostali więcej. Nauczycielskie zaś płace wzrosły o 10% mniej niż uposażenia najemnej siły roboczej, wyzyskiwanej przecież przez kapitał. Dzięki jednak temu budżet oszczędził miliardy, przeznaczone potem na różne plusy.
Znowu też widać, jak zestawienie mitów z rzeczywistością jest okrutne dla bajd. Najbardziej, kiedy się nimi posługują populiści.

sobota, 30 marca 2019

Piasek

Jak to będzie? Samorządy dokładają 23 miliardy złotych do bezkosztowej rzekomo reformy. Solidarnościowcy wprawdzie głodują w Krakowie, ale ich związek żąda już tylko dziesięcioprocentowej podwyżki płac. Minister Zalewska zaś jest prezentowana jako najlepszy minister edukacji od 1989 roku.
Jak się do tego doda manipulacje wyrazicieli dobrej zmiany poprzez prezentowanie żądań związkowców z ZNP jako netto, czyli dwukrotnie większych od rzeczywiście wymaganego tysiąca złotych na osobę, zaś odsetek szkół gotowych do strajku jako dwukrotnie mniejszy, to powody nauczycielskiego gniewu stają się jeszcze bardziej oczywiste.
W tym wszystkim jawi się jednak ostateczne chyba kryterium podziału Polaków na dwa plemiona. Teraz się dzielą na tych, którzy wierzą dobrozmiennej propagandzie i tych, co jej nie dają wiary. W jednym jednak panuje całkowita zgoda. Wszyscy tych drugich uznają za naiwniaków.
A dobrozmienny wariant B jest już chyba oczywisty. Solidarność przejmie obowiązki strajkujących członków ZNP i egzaminy się odbędą. Potem zaś będą wakacje i rzecz się rozejdzie po kościach. Czyli znowu zostanie wprowadzona do użytku stała taktyka PiS-u, który zawsze przeczekuje kłopoty. Podobnie jak nie odbieranie awizowanych pism urzędowych. Tylko tym razem te wybory. No i nauczycielska "Solidarność" wyparła się Piotra Dudy i będzie jednak strajkować.
Nic więc dziwnego, że trzeba było znaleźć kolejnego wroga. LGBT się sprawdzili w Rosji, gdzie władza przypięła opozycji gębę ich propagatorów, to u nas też jak za panią matką.
W rezultacie to już nie Budapeszt mamy w Warszawie, nawet nie Ankarę. Ale gdzie drwa rąbią...

piątek, 29 marca 2019

Droga

Polityka, to sztuka wskazywania i neutralizacji wroga [Władimir Iljin]
Jak pisze Timothy Snyder w “Drodze do niewolności”, wedle faszyzującego rosyjskiego filozofa, Władimira Iljina, przeciwnika kapitalizmu i liberalnej demokracji, zwolennicy trwałości porządku politycznego opartego na miłości do wodza górują moralnie i intelektualnie nad resztą świata. To powoduje, że innym przypisują swoje winy. Zewnętrzny świat jest uważany przez nich za niemoralny i wrogi, należy więc jego admiratorów pozbawić wpływu na rzeczywistość. W dodatku indywidualizm liberałów prowadzi do zdominowania ludzkości przez seks.
Dziwnie to pasuje do ideologii dobrej zmiany. Cytaty z wypowiedzi Prezesa, zgromadzone w spocie wyborczym Koalicji Europejskiej są znamienne: “My jesteśmy tam gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO”, “To nie są ludzie, którzy mają sprawne głowy”, “Bo jesteśmy panami, w przeciwieństwie do niektórych innych”, “… tego najgorszego sortu Polaków. I ten najgorszy sort, właśnie w tej chwili jest niesłychanie aktywny”, “Nie wycierajcie sobie swoich mord zdradzieckich (…), jesteście kanaliami”, “aferzyści, gangsterzy”, “z jednej strony ból tej lepszej części narodu”, “cała Polska z Was się śmieje, komuniści i złodzieje”, “jesteśmy jednak z troszeczkę innej półki, tej wyższej trochę”. Mamy więc i wroga i jedynie słuszną ideę.
Może być też więcej podobieństw. Iljin postuluje zepchnięcie średniej klasy na dno społeczne, aby nie była źródłem fermentu. Zaleca także system monopartyjny. Istnienie bowiem jedynej, jedynie słusznej partii ułatwia wdrażanie idei wodza, a raczej odkupiciela.
Jak się to zestawi z nocnymi głosowaniami w naszym Sejmie nad ustawami dyskutowanymi niezwykle krótko, trudno nie dostrzec tu podobieństwa. Trudno też zapomnieć miesięcznicowe hasło: “Jarosław, Polskę zbaw”. Wojna z wykształciuchami (klasa średnia) też nie wygląda w tym kontekście najlepiej.
Nic więc dziwnego, że w takich warunkach szpitalem może rządzić doświadczony pacjent, a nauczyciele i lekarze muszą organizowaćstrajki. Na pierwszy plan zaczyna się też w przekazach wybijać zdawałoby się zapomniana wrogość do kobiet, czego trudno nie skojarzyć z rzekomym opanowaniem liberalnego świata przez seks.
Niewolność się zaczyna od zniewolenia umysłów. Potem już “idzie z górki”. A to, że w dobrozmiennej propagandzie jawią się iljinowskie wątki, to już nieistotny dodatek.

czwartek, 28 marca 2019

Ambiwalencja

Strajk nauczycieli zaczyna nabierać cech realizmu. Wymowna pani wiceminister nadal wyraża optymizm, ale nauczyciele zapowiadając protest posługują się jej argumentami z 2013 roku, kiedy to mówiła o fatalnym stosunku ministerstwa do pedagogów. Tyle że tamtego, niesłusznego ministerstwa. Teraz jest w słusznym, nauczyciele zaś mają do niego naganny stosunek, wedle więc pani minister zgoła niesłusznie. Ale wtedy strajk się odbył.
Powstaje w związku z tym odwieczne pytanie: co jest takiego, co odwodzi niektórych ludzi od ...kalizmu? Właściwie to chodzi tam o zło, ale faryzeizm również jest źle widziany. Rzecz wywodzi się jeszcze od Sokratesa, który uważał za oczywiste, że krzywdzić jest gorzej, niż cierpliwie znosić cierpienie, przyjęcie zatem kary jest lepsze od jej unikania. Hipokryzja by zatem słusznie pociągała za sobą strajk, dając okazję do ekspiacji.
Ponadto jeżeli dusza ludzka jest dobra, to ktoś popełniający niegodziwość stawia ją w stan frustracji. Może ją rozładować wewnętrzny dyskurs między mdłym jestestwem a silnym duchem. Oczywiste, że wygrywa moralność. Osobnik zatem ulegający złu zwyczajnie nie myśli, tym bowiem jest rzeczony wewnętrzny dyskurs. Bezmyślność więc byłaby dobrym powodem do kary.
Hipokryzja nie bulwersuje aż tak, aby się jej wystrzegać równie gorliwie jak bezpośredniego wyrządzania bliźnim krzywdy. Powstaje zatem kolejne pytanie: od jakiego natężenia niegodziwości można mówić, że jego sprawca na pewno nie myśli i zasługuje na konsekwencje?
Rzecz nie jest błaha. Bo jeżeli fakt myślenia ma potwierdzać istnienie, to wątpliwość jest jego dowodem. Dlatego właśnie dusza się wdaje w dyskusję ze swym materialnym nosicielem. Kiedy zatem człowiek bezkrytycznie akceptuje zło, to go nie ma? A może tylko nie warto go słuchać?
Tu jednak rzecz rozstrzygnięto. Nie może nie istnieć, a nawet nie może zasługiwać na ignorowanie ktoś, kto jest nagradzany. A w MEN-ie tych nagród rozdzielono ostatnio sporo. Z samego więc faktu ich przyznania wynika, że się tam myśli. Jeżeli tak, to nie popełnia się zła. Czyli strajk by był niesłuszny.
Zaskakującą możliwość ujawnił już dawno jakiś dzielny uczestnik niegdysiejszej konwencji wyborczej Prawa i Sprawiedliwości, który twierdził, że jak ktoś chce wiedzieć co on myśli, trzeba pytać Jarosława Kaczyńskiego.
No i dalej mamy problem. Aliści “Są rzeczy na niebie i na Ziemi, o których się filozofom nie śniło” [Szekspir]. A zwykłym zjadaczom chleba? Tym bardziej.

środa, 27 marca 2019

Kamień

Stan nienormalny u nas, to zgoda sił politycznych [Mariusz Urbanek]. Była ona czynnikiem odzyskania niepodległości w latach 1918 i 1989. Poza tym najczęściej dręczyły nas kłótnie liderów. Heinrich Treitschke, pruski historyk jeszcze w dziewiętnastym wieku pisał, że kiedy Polacy w 1830 roku porzucili swoje tradycyjne swary, natychmiast wrócili do zwyczajnej sobie bitności i przysporzyli Moskalom kompromitujących porażek.
Teraz nas znowu dzieli odwieczny konflikt. Chodzi o suwerenność. Czy będziemy bardziej niepodlegli, kiedy stworzymy odrębną, najlepiej autarkiczną enklawę w świecie ustawicznie sięgającym po więcej, czy też mamy się przyłączyć do tych, co odrzucając ideologiczne ograniczenia osiągają dobrobyt, którego również pragniemy. I kiedy będziemy bardziej wolni, kiedy się podporządkujemy jedynie słusznemu autorytetowi, czy kiedy wyznacznikiem naszego postępowania stanie się prawo.
Dla pozostawania w samotności – niektórzy dodają “ksenofobicznej” – nie potrafimy znaleźć lepszego uzasadnienia od antyoświeceniowych bajd o libertyńskim Zachodzie. Na ich tle wprawdzie prawosławna, ale pobożna Rosja staje się wzorem, który jednak nie jest dobrze widziany z powodu jej imperialnych ambicji, również zresztą zasadzających się na poczuciu wyższości nad zgniłym Zachodem.
Mamy ostatnio stan, w którym się u nas szczególnie silnie zderzają siły prozachodnie z antyzachodnimi. Te drugie zrodziły w swoim łonie pokaźną liczbę liderów, którzy wobec nigdy nie tajonego wstrętu do Unii, czy nawet NATO nie bardzo się mogą jednoczyć z dobrą zmianą, prezentującą nagłą miłość do zintegrowanej Europy. Pierwsze zaś zawarły jednak koalicję, która tworzy opisywany przez Urbanka i Treitschkego stan nienormalności, warunkujący wygraną.
Historia uczy, że nie uczy niczego [A. Krawczuk]. Ale wydaje się, że i tym razem jesteśmy w opozycji do reguł obowiązujących gdzie indziej. Aliści to nic dziwnego, przecież musi być jakiś stały element w przemijającym świecie.

wtorek, 26 marca 2019

Konwersja

Dzięki bożej łasce mamy w naszym kraju trzy cenne rzeczy: wolność słowa, wolność sumienia i roztropność, aby żadnego nie praktykować” [Mark Twain].
Zawsze jest uznany pogląd, moda, która wie swoje i sprzeciwianie się jej sprowadza na zuchwalca falę krytyki. Dzięki temu, jeżeli istnieją przeciwstawne mity, publicyści jednej strony nie mieszają się z tymi z drugiej, bo w swoim środowisku stracą twarz a w nowym jej nie odzyskają.
U nas rzecz wygląda na szczególnie silnie zakorzenioną. Z jednej bowiem strony można być uznanym za lewaka, komunistę, Żyda, masona, cyklistę lub zgoła gorszy sort, obnoszący zdradziecką mordę, z drugiej obskuranta, dewota, homo sovieticus, ogólnie oszołoma.
Frustracje symetrystów są najlepszym dowodem, że bardzo trudno u nas o wprowadzenie do politycznego sporu jakiegoś wątka ponad ten, który już podzielił scenę polityczną. Do zagospodarowania pozostają tylko skrajne jej elementy, nacjonaliści, komuniści, czyli zwolennicy politycznego panoptikum.
Dlatego dobra zmiana sięgnęła do rozdawnictwa, bez najmniejszej żenady dodając do poprzednich kolejne tzw. sztywne wydatki budżetowe. Jak tego dowodzi trwałość chińskiego cesarstwa, którego zasady Mongołowie przenieśli do Rosji, troska o jutro państwa stanowi zbędny balast dla decydentów. Zawsze się przecież można odwołać do mitu i zachować władzę. Trzeba ją tylko pierwej ugruntować, na przykład kupując poparcie.
Aliści tu właśnie zasada trwałości praw nabytych, ogłoszona przez Grzegorza Schetynę pokazuje jak może być ona przewrotna. Z własnego wkładu do środków unijnych, warunkujących ich wykorzystanie, ucieknie kilkadziesiąt miliardów rocznie. To oznacza konieczność albo rezygnacji z brukselskiej hojności, albo zachęcenie prywatnych inwestorów do inwestowania.
Rzecz się zatem obraca przeciwko samemu PiS-owi, niezależnie od tego czy wygra, czy przegra wybory. Dokładnie przeciwko jego zasadom. Państwo bowiem pod rygorem utraty unijnych subwencji będzie napełniało kabzę prywaciarzy albo zagranicznych kapitalistów. Nie mając bowiem publicznych środków na konieczne uzupełnienie dotacji, będzie musiało szukać inwestorów prywatnych.
A opinia publiczna, także ta kształtowana na sposób mandżurski czy tobolski kompletnie zwariuje i przestanie wierzyć mitom. Pęknie więc autocenzura i wreszcie uwolnią się media. Bo nie ma takiego zła, które by się nie obróciło w dobro, a rozsądek chodzi własnymi drogami.

poniedziałek, 25 marca 2019

Kreatorstwo

Timothy Snyder, amerykański historyk zajmujący się Europą Wschodnią, w rozmowie z Filipem Łobodzińskim mówi, że w rosyjskim pojmowaniu historii nie ma faktów, są opinie. Więcej, własne opinie. Są lepsze, bo własne. W nich Rosja jest czysta, patriotyczna i prawosławna jak odwieczna Ruś. Przeszłość tam trwa i ulepszana przez opiniotwórców wypełnia teraźniejszość. Przyszłość nie istnieje, nie ma dla niej miejsca.
– Tu jest Polska, Zachód, nie Rosja. Nasi przeciwnicy muszą to zrozumieć – tak mniej więcej mówił Grzegorz Schetyna na konwencji wyborczej swego ugrupowania. Cała bowiem propaganda dobrej zmiany odpowiada temu, co o Rosji mówił amerykański historyk. Każe się nam żyć zaprzeszłymi emocjami, traktowanymi jako patriotyczne, podsycanymi przez kreatorów opinii. Takimi w dodatku, które odrzucają niewygodne fakty z przeszłości, obecne w historii każdego narodu.
Więcej, każe się nam żyć w ułudzie dobrobytu. Jednocześnie szerzy się strach przed wewnętrznym wrogiem, który lży świętości, na przykład objeżdżając miejsca kultu na hulajnogach. Wystawiają nas tym na łup szyderców, którym mściwa postawa naszych ortodoksów daje kolejne okazje do prezentowania nawet zmyśleń. Nabierają one cech prawdopodobieństwa w sytuacji, kiedy nasi narodowi politycy próbują kreować swoje fakty.
Nie ma już co mówić o powszechnym dojutrkostwie, czyli fatalnym wpływie takiej strategii na przyszłość gospodarki. Kiedy gdzie indziej gromadzi się w czasie koniunktury środki na przetrwanie bessy, u nas kupuje się głosy poparcia gwałcąc regułę wydatkową.
Znamienne że opinie dające okazję do niekorzystnych dla dobrej zmiany porównań wypowiada amerykański naukowiec. Ameryka nie była nigdy ślepa i głucha i potrafiła odróżnić prawdę od złudzeń. Nie przypadkiem więc dobrozmienni emisariusze są w Stanach przyjmowani przez drugorzędnych polityków.
Powiada się o ukąszeniu heglowskim, które zatruwało filozofów. Wschodnie (złośliwcy mówią o mongolskim) godzi w liczniejsze populacje. I chyba bardziej szkodzi narodowym ambicjom. Przecież zawsze chcieliśmy być Zachodem.

niedziela, 24 marca 2019

Priorytet

Fakt utyskuje, że obecny szef GDDKiA a niedawny wiceminister odpowiedzialny za program Mieszkanie+ (to był dopiero sukces) odbiera swoje dzieci ze szkoły w godzinach służbowych, w dodatku firmowym samochodem. Został przyłapany na opuszczeniu stanowiska blisko dwie godziny przed oficjalnym zakończeniem pracy. Tymczasem podwykonawcy włoskiej firmy, która buduje u nas drogi grożą strajkiem, bo nie otrzymali zapłaty za wykonane roboty.
Dziwne pretensje. Przecież to samo można zarzucić pani wicepremier, która z powodu znacznej odległości miejsca pracy od domu kończy wcześniej nie dzień, a tydzień roboczy, ale za to jest wożona i to z takim impetem, że jeden z “firmowych” samochodów nie bardzo się nadaje do użytku. Tylko marszałek okazuje się bardziej powściągliwy. Na weekend udaje się wprawdzie wojskowym samolotem, ale nie tylko nie rozbija samochodu, lecz wozi ze sobą posłów dobrej zmiany, dwóch.
Na tym tle bardziej chyba skromnie wypada obecny aresztant, który po godzinach pracy, nawet w dyskotece, gdzie docierał “firmowym” pojazdem, zajmował się pozyskiwaniem poparcia i werbowaniem pracowników.
Rzecz wyjaśnił premier Gowin. „Piszę w pilnej sprawie do ważnej minister. Odpisuje mi, że odpisze, jak usmaży naleśniki i na potwierdzenie wysyła zdjęcie. Na tym polega piękno Polski. Naleśniki (rodzina, macierzyństwo, ojcostwo...) są najważniejsze”.
Tylko po co idą do polityki? Przecież Prezes, który wszystko za nich robi, powiada że nie dla pieniędzy. Więcej, najważniejszy wedle niego jest bezpośredni kontakt z wyborcami, dlatego dolnośląską konwencję wyborczą odbyli na stojąco, aby delegaci mogli się udać “w teren” bez zwłoki na odsuwanie krzeseł. Bo jak nie wygrają, to Polska się zacznie cofać. Na Zachód?
Co więc jest czym? Czy na pewno Prezes wie o wszystkim?

sobota, 23 marca 2019

Sukcesologia

Wygrywa ten, kto ma mniej ograniczeń. W polityce jest skuteczniejszy, bo nie potyka się o własne nogi. Tyle tylko, że każdy wyznaje jakiś kodeks etyczny. Ten zaś generuje ograniczenia. To prowadzi do klęski. Jak wybrnąć?
Pozostaje tylko wróg. Wobec niego nie obowiązują ograniczenia. Trzeba go znaleźć, potem wskazać masie i ta już zadba o polityczną przewagę spryciarza, który pozostaje w równowadze ze sobą dopóty, dopóki go samego nie zeżrą wątpliwości.
Te zaś powstaną prędzej czy później. Chyba że rzeczony cwaniak jest głupi, ale wtedy by nie był cwaniakiem. Może jeszcze być psychopatą, ale wtedy szybko ujawni swoje właściwości i straci poparcie. Chyba że przedtem stworzy aparat przemocy.
Zwątpienie też można od siebie odpychać, obciążając innych winą za własne nieprawości. Aliści to też do czasu, bo bezkrytyczna pierwej masa szybko zaczyna dostrzegać tkwiącą w tym hipokryzję i bardziej inteligentni jej członkowie odchodzą od jedynie zdawałoby się słusznej idei.
Teraz już “powróćmy do naszych baranów” [starofrancuskie]. Dramatycznym przykładem ilustrującym niniejszy wywód będzie u nas reforma sądownictwa. Nie można wymienić sędziów, bez przejęcia sądów przez polityków. Ale to przeczy zasadzie trójpodziału władzy. Trzeba więc po pierwsze pokazać, że wrogiem są sędziowie, po drugie, że inni postępują tak samo, na przykład wybierając Krajową Radę Sądownictwa w parlamencie.
I tu dochodzimy do sedna. Kiedy się okaże, że TSUE uzna nasz system wyboru członków KRS-u za niedopuszczalny, wtedy, jak zauważa profesor Sadurski, każdy adwokat uzasadni wadliwość niekorzystnego dla jego klienta wyroku, bo wydanego przez sąd, któremu przewodniczy sędzia ustanowiony wbrew zasadzie niezawisłości sądownictwa.
Wtedy się też okaże, że wybór członków KRS przez polityków jest w innych krajach obwarowany tak, że wszyscy są zainteresowani, aby mianować nie swoich, a najlepszych. To zaś, że sędziowie nie są wrogiem publicznym wbrew jakiejś kiełbasie, którą sobie rzekomo przywłaszczył jeden z nich, jest oczywiste od początku.
I tu mamy upadek ideologii jeszcze większy od tego, który towarzyszy wyciszeniu katastrofy smoleńskiej. Skutki bowiem tej reformy odczują nie dzieci, poszkodowane przez bałagan w szkolnictwie, ale dorośli, którzy już mają głos i nie będą się mogli doczekać rozstrzygnięcia swoich spraw.
A od początku wiadomo było, że wróg ma być abstrakcyjny, taki, którego się nie da dostrzec i uznać, że został pokonany albo nie. Ale jak się popadło w poczucie wszechmocy...

piątek, 22 marca 2019

Pragmatyzm

Profesor Sadurski w rozmowie z Elizą Michalik przypisał miałkość kampanii wyborczej Koalicji Europejskiej ograniczeniom, które dręczą jej liderów i stawiają ich w gorszej pozycji wobec szefa PiS-u. Koalicjanci nie “idą na rympał”. Rzeczywiście, zamiast się posługiwać obelgami i oskarżeniami, posługują się raczej tradycyjną argumentacją. Konstatacja zaś bardzo przypomina słowa Marszałka Piłsudskiego. Twierdził on, że wojny wygrywa ta strona, która na siebie nakłada mniej ograniczeń lub zgoła z nich rezygnuje.
Nic więc dziwnego, że niezagospodarowane pole zapełniają sami dobrozmieńcy. Wszak natura nie znosi próżni. Media obiegają więc bulwersujące informacje z najnowszej afery taśmowej. Wspomniana już Eliza Michalik z właściwą sobie przekorą pyta o kryteria, które zadecydowały o odznaczeniu bankowymi medalami bez tego dobrze zarabiających pań i profesora, oskarżanego jednak przez prokuraturę.
Znikł też klejnot propagandy, okraszający latami nie tylko wszystkie miesięcznice smoleńskiej katastrofy, ale każdą prawie wypowiedź, głoszoną nie tylko bez żadnego trybu. Nie wspomina się o zamachu. Ba, dziennikarze bezskutecznie próbują się skomunikować z podkomisją, która w tym roku miała nareszcie przedstawić ostateczne dowody na metodę, jaką wykorzystano do podstępnego sprowadzenia prezydenckiego samolotu w zadrzewiony jar i uniemożliwiono mu wydostanie się z niego.
Odzywają się również dziennikarze. Kamil Durczok pisze na Twitterze, że prokurator, który zamknie Antoniego Macierewicza powinien dostać Orła Białego. Rzecz radykalizmem przekracza zapowiedź impeachmentu i Trybunału Stanu dla prezydenta, wygłoszoną przez szefa klubu parlamentarnego PO.
Fakty zaś są miażdżące. Konwencję wyborczą z Dolnego Śląska przeniesiono do Katowic w związku ze wzburzeniem jakie minister Zalewska wzbudziła w środowisku nauczycielskim. Zaproszono do Polski nie przyjmowanego w Unii prezydenta Łukaszenkę. Nasila się gniew pedagogów. Minister finansów nie chce dalej firmować rozdawnictwa swoim nazwiskiem. Budżet zaś ma już w pierwszym kwartale osiemsetmilionowy deficyt.
Opozycja więc ma do wyboru albo narażać się na zarzut “ciamciaramciości”, albo jednak sięgnąć po propagandowy rympał. Na razie zostawia rzecz adwersarzom, którzy ofiarnie nie zawodzą pokładanej w nich nadziei.

czwartek, 21 marca 2019

Zadęcie

– Odbudujemy Pałac Saski albo przy zgodzie prezydenta Warszawy, albo bez jego zgody – tak marszałek Karczewski publicznie wyraził stosunek dobrej zmiany do prawa. 
Istotą demokracji jest samorządność. Ideałem był początek lat dziewięćdziesiątych, kiedy w większości spraw władza centralna miała jedynie policyjne kompetencje, sprawdzając najwyżej, czy decyzje samorządów są zgodne z prawem. Wyłączone z tego była tylko ochrona środowiska, zdrowia i edukacja. Również jednak do pewnego stopnia.
Zagospodarowanie przestrzeni należało zawsze do gmin i nigdy nie próbowano wkraczać w ich kompetencje. Do czasu oczywiście kiedy dobra zmiana nie zaczęła batalii o smoleńskie pomniki. Teraz zaś, kiedy K-Towers przeszły już  drogę ku grotesce skróconą w stosunku do innych pomysłów, zaczyna się proces obrzydzania Pałacu Saskiego absurdalnym sporem.
Jego odbudowy odkładano nawet w Peerelu, uznając to przedsięwzięcie za nazbyt kosztowne. Tym więc razem będzie szansa na prześcignięcie Bieruta, Gomułki i Gierka. Tyle że minister finansów dość już miała finansowo-propagandowej ekwilibrystyki i próbowała ustąpić. Aliści, jak powiada Michał Kamiński, Prezes jest przerażony stanem swej polityki i popełnia błędy i podejmuje się zadania, na które nie ma środków.
Obserwując los innych “wiekopomnych” poczynań dobrej zmiany można się spodziewać rychłego zerwania nawierzchni wokół Grobu Nieznanego Żołnierza, aby cała Polska i potomni widzieli, jaką mieliśmy energiczną władzę, wolną od imposybilizmu prawnego, dla której nie było żadnych przeszkód.
Ponad wszelką zaś wątpliwość otwiera się nowe pole konfliktu. Z braku bowiem środków (nie ma ich nawet dla nauczycieli) rozpoczęta ewentualnie budowa będzie się ślimaczyć latami, pozostawiając w centrum stolicy sterty urobku, błota i szarpanych wiatrem strzępów plakatów, zerwanych z tego co się nazywa “ogrodzeniem placu budowy”. Ale utraciwszy po wyborach władzę, będzie można następcom wytykać, że odmawiają Polakom radości posiadania historycznej budowli w centrum stolicy.
W takim wypadku również przeżyjemy deja vu, pamiętamy przecież utyskiwania postkomunistów, którzy zniszczywszy gospodarkę wypominali solidarnościowym rządom początku lat dziewięćdziesiątych właśnie zniszczoną gospodarkę.
Historia powraca jako farsa. Rzecz się jednak musi powielać w skarlałej, absurdalnej formie, w przeciwnym bowiem wypadku nie spełniałaby warunków teorii chaosu. W dodatku jesteśmy romantykami. A co?

środa, 20 marca 2019

Delicje

Wczoraj TSUE podjął czynności dla oceny, czy nasza nowa KRS jest zdolna do obrony niezawisłości sądów, czy nie jest. Jeszcze przedtem nasz minister spraw zagranicznych utrzymywał, że przedmiot rozprawy leży poza kompetencjami Unii Europejskiej, także więc jej sądów, ale widocznie go nie posłuchali. Prawnicy uznają wyłącznie prawo a ono tylko w systemach autorytarnych podlega woluntaryzmowi.
W dodatku niedawno nasz szef dyplomacji utrzymywał w tym kontekście, że jego “nadrzędnym celem musi być odzyskanie zaufania wyborców do europejskich instytucji i ich zdolności do rozwiązywania rzeczywistych problemów ludzi”.
Pełnomocnik zaś naszego prokuratora generalnego ku zaskoczeniu przedstawiciela MSZ zażądał wczoraj wykluczenia z postępowania prezesa TSUE. Sędzia nie ustąpił. Wstępna opinia Trybunału zostanie ogłoszona 23 maja. Może się wtedy okazać, że nasza Krajowa Rada Sądownictwa z powodu upolitycznienia nie jest w stanie spełniać swego podstawowego zadania.
Jeżeli tak, to również ucierpi zawodowy autorytet tych prawników, którzy twierdzili, że Unii do naszego podwórka zasię. Oczywiście w jaskrawej sprzeczności z tym, co opowiadają wyraziciele dobrej zmiany w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego. Przecież jako serce Europy nie możemy się wyłączać z jej krwiobiegu.
Dobrozmienni sofiści staną również przed poważnym problemem. Nie da się przecież luksemburskim prawnikom zarzucić agenturalnej przeszłości lub resortowej proweniencji. Trudno też będzie utrzymywać, że tuzy prawa dobrej zmiany, na ogół dysponujące krótką praktyką, mają większe doświadczenie i wiedzę od tych, którzy do swoich stanowisk dochodzili latami.
Chyba że znajdzie się ktoś, kto rzecz rozstrzygnie bez żadnego trybu. Tylko Europa nie zna takiej formy orzekania. Tak czy owak znowu na ekranach zagranicznych mediów znalazły się mało dla nas pochlebne doniesienia. A od tego przecież zależą stosunki handlowe. W sytuacji kiedy dyplomatyczne są na poziomie enuncjacji naszego MSZ, przynajmniej te drugie musimy hołubić.
Znowu więc czeka nas sukces, bo raczej znowu osiągniemy 1:27. I znowu dobra zmiana będzie żuć tę żabę. No i my, którzyśmy sobie ową zmienność zaimplementowali.
Smacznego zatem.

poniedziałek, 18 marca 2019

Dezintegracja

Timothy Snyder podał nową definicję populizmu. Dojutrkowość. Bo kiedy demokrację tworzyli ludzie, których uwagę przykuwała przyszłość, to populizm zaprząta tych, którzy są zainteresowani wyłącznie teraźniejszością, bez oglądania się na skutki.
Trudno się oprzeć poczuciu trafności takiej konstatacji. W tym kontekście też zabawnie się prezentuje wszelka ideologia, przypisywana do poczynań demagogów, kończących zasięg swoich przewidywań na przysłowiowym końcu nosa.
Aliści wszelkie drwiny z namaszczonej filozofii dojutrkowców mogą się wydać się niesprawiedliwe. „Człowiek może co prawda robić co chce, nie może jednak chcieć tak, jakby chciał” [Schopenhauer]. W tej sytuacji nie pozostaje mu nic innego jak zmyślać, że może. Opowiada więc bajdy o ideałach, które mu rzekomo przyświecają. Szczególnie natomiast rozdziera szaty nad niemożnością ustalenia sensu życia w ogóle.
Jeżeli zaś trudno sformułować ów sens, to może poszukać go w naturze? Jeden z amerykańskich naukowców zapisał nawet regułę, za pomocą której można ocenić efektywność rozpraszania energii. Wychodzi z niej, że najbardziej w tym względzie wydajne są istoty żywe. W tym zaś jako ludzie celujemy we wszechświecie. Ponieważ cała natura jest nakierowana na to, co nazywamy nadprodukcją, sensem życia by było rozpraszanie energii – wszak materia jest jej jakąś formą.
Idąc dalej tym tropem widać, że skoro sensem życia jest entropia, to populizm jest jego najważniejszym efektem. Bowiem to on daje receptę na szybkie marnotrawienie tego, co wbrew naturze latami gromadzili skrzętni idealiści, demokraci i inni tacy... “totalniacy”. Ba, tego co jeszcze mogą zgromadzić potomni.
Jeżeli zaś teraz my nie należymy w tym względzie do światowej czołówki, to nic nie jest prawdą, nie tylko sens życia, podawany przez moralistów. Utrzymywanie zaś, że konsumujemy nawet pożyczone dobra, bo jesteśmy patriotami, którzy zawsze wszystko poświęcają dla narodu, aby ów istniał wiecznie, to oczywiście czysta propaganda.
Ameryka dokonała wielu odkryć, czasem bolesnych dla świata, ale jednak celnych. A my jej daliśmy Kościuszkę i Pułaskiego, to i mamy moralne prawo korzystać z amerykańskich wynalazków.
A co?

niedziela, 17 marca 2019

Serdeczności

– Wara od naszych dzieci – wołał Prezes na wczorajszej konwencji wyborczej swojej partii. Eliza Michalik pyta na Twitterze, czy grozi Kościołowi? Bynajmniej. Grozi tym wstrętnym “totalniakom”, z których jeden i to czynny w samorządzie zapowiedział, że po zdobyciu władzy rozpocznie starania nie tylko o legalizację związków jednopłciowych, ale się też zgodzi na adoptowanie przez nie dzieci.
Za tym pobiegło następne hasło, wypowiedziane przez Mateusza Morawieckiego, który nie nowinki ideologiczne a technologiczne czyni celem swego rządu i ma kolejną obietnicę. Oto Śląsk (konwencja się odbyła w Katowicach) będzie Doliną Krzemową Polski i… Europy. Bo to właśnie Polska jest jej sercem.
Jakoś nie możemy się wyrwać z amerykańskich symboli. Po K-Towers, Fort Trump-ie mamy Dolinę Krzemową, w której jednak będzie się chyba sercem budować technologiczne nowinki. Bo umysł to domena wykształciuchów? Aliści nie w tym rzecz.
– "Pedał" zastąpił "Żyda" albo z nim współdziała – tak Ireneusz Krzemiński spuentował nową ofensywę propagandową PiS-u. Tomasz Lis przypomniał, że ideologia musi mieć wroga i programowi partii przypisał nazwę “500 + homofobia”. Roman Giertych nawołuje na Twitterze opozycję, aby zaniechała problematyki LGBT, bo się w ten sposób przyczynia do wzmocnienia przekazu Jarosława Kaczyńskiego.
Skompromitowały się wszystkie poprzednie hasła dobrej zmiany. Jej nepotyzm znacznie przekracza dotychczasowe doświadczenia - informacje z ostatniego tygodnia: kulturysta specjalistą od zdrowia psychicznego, rzecznik dyrektorem marketingu. Praworządność fatalnie prezentują losy postępowań przeciwko protestującym Obywatelom RP i demonstracjom nacjonalistów. Centralizacja zaś państwa, renacjonalizacja, nade wszystko mnogi udział fachowców “starej dobrej szkoły” w gremiach decyzyjnych zamknął możliwości eksploatowania gasnących zresztą nastrojów antykomunistycznych. Nawet podkomisji od smoleńskiego zamachu nie można już odnaleźć.
W tej sytuacji trzeba było sięgnąć po homofobię. Po antysemityzm bowiem nie warto, Ameryka nie lubi. Uchodźcy jako straszak się zużyli, ale gej, zwłaszcza czyhający na potomstwo, jeszcze by może był groźny. Tylko że w serialach i w ogóle w mediach widać, że są nieszkodliwi. Partia zaś stworzona przez Roberta Biedronia, geja, w sondażach popularności osiąga dwucyfrowe poparcie. W dodatku hasło rzucone przez Prezesa bardzo łatwo się składa z coraz głośniej podnoszonym problemem pedofilli wśród kleru.
Ale jak się myśli sercem? W dodatku sercem Europy? Kiedy ona jeszcze o tym nie wie?

sobota, 16 marca 2019

Regulacje

Dawno nie widziany poseł Piotrowicz znowu się pojawił w mediach i znowu w kontrowersyjnym kontekście. Wczoraj wprawdzie nie został odwołany z sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka, ale w związku z treścią wniosku opozycji, która przypomniała uzasadnienie pierwotnego umorzenia postępowania w sprawie molestowania dzieci przez prawomocnie potem skazanego księdza, w świat poszła kolejna wątpliwość o pryncypialności dobrej zmiany wobec pedofilii.
Ujawniają się kolejne rewelacje finansowe. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska, pozostając jeszcze pod kierownictwem odwołanego nagle za współpracę z SB prezesa najwięcej za reklamy zapłacił spółce powiązanej ze Srebrną, wydawcą Gazety Polskiej Codziennie.
W ogóle to się okazało, że osławione drapacze chmur chciał tam też wcześniej budować Marcin Dubieniecki. Również bez powodzenia i także był oskarżany. Wszystko to jeszcze bardziej gmatwa postawę dobrej zmiany wobec profanum.
Chociaż jeżeli się odwołamy do “Ucha prezesa”, to sobie też przypomnimy wypowiedzianą tam kwestię. Oto serialowy Prezes stwierdza, że nie można dopuścić do tego, aby ci “tam na zewnątrz” odgadli jakąkolwiek regułę w jego postępowaniu. – Nasza pewność tu wewnątrz zależy od niepewności tamtych – stwierdził.
Trudno się oprzeć słuszności tej parafrazy PiS-owskiego programu. Dzięki takiemu podejściu może też dobra zmiana wprowadzać rozwiązania pożyczone od opozycji, zarzucając jej jednocześnie, że ich nie stosowała a swoje opóźnienie w tym względzie tłumacząc koniecznością wyboru najwłaściwszej chwili.
Tyle tylko, że fakty. Sypią się kolejne doniesienia i jak zauważa w wywiadzie dla Wiadomo.co profesor Krzemiński “Przez ostatnie dwa miesiące PiS wyraźnie stracił rezon”.
Ale też tyle złego...

piątek, 15 marca 2019

Raporty

Co dziesiąte dziecko w świecie doznaje ataków pedofilnych od członków rodziny lub sąsiadów. To ogólny problem, nie kościelny. W Polsce zaś po 1989 roku ujawniono 382 sprawców i 625 ofiar pedofilii, której dopuścili się duchowni.
W Internecie można spotkać pornografię, coraz popularniejsza jest seksualna turystyka, nasilają się żądania zniesienia zakazów aborcji. Wszystko to się dzieje za poduszczeniem szatana, który sobie wyobraził, że panuje nad światem.
Kościół stoi na stanowisku, że nie zero tolerancji jest tu sposobem na zło, takie bowiem postępowanie jest typowe dla totalitaryzmu. Kościół będzie wobec konsekrowanych sprawców czynów nierządnych na dzieciach nieskazitelnie stanowczy. Oznacza to wyznaczenie im pokuty po wyznaniu win i dopiero potem udzielenie odpuszczenia.
Tak mniej więcej brzmiał sens wypowiedzi poprzedzających ogłoszenie komunikatu o rozmiarach pedofilii wśród duchownych polskiego Kościoła. Nie tylko opozycyjni politycy, również komentatorzy z pism katolickich nie mogą się oprzeć wrażeniu, że problem nie został potraktowany z uwagą, której się można było spodziewać po zapowiedziach.
Z różnych stron dochodzą również głosy, które wskazują na brak stanowczości wobec sprawców czynów lubieżnych na nieletnich. Odpuszczenie zaś win po odbyciu kary nie powinno oznaczać narażania kolejnych dzieci na ryzyko kontaktów z osobami o ustalonych już pedofilskich skłonnościach. Uderza też informacja z Irlandii, gdzie kilkanaście tysięcy osób otrzymało odszkodowania za pedofilskie czyny duchownych.
Równolegle media obiegają informacje o relatywizowaniu rzeczonego zjawiska przez polityków. Arbitralny zaś w tym względzie autorytet głosi swoje prawdy, jakoby to pedofilia obciążała wyłącznie osoby o odmiennych preferencjach seksualnych. Rzecz staje nawet wbrew papieskiemu zapewnieniu, że Bóg kocha także gejów. Aliści poniżanie osób innych preferencji stało się też jednym ze sposobów na kampanię wyborczą.
Pedofilia jest oczywistą zbrodnią. Relatywizowanie jej, szczególnie zaś bagatelizowanie świadczy fatalnie o empatii osób, które tego deliktu nie traktują poważnie. O politykach szkoda w tym kontekście cokolwiek wspominać.
Natomiast jeżeli przyniesie u nas pozytywny skutek strategia, wzorowana na moskiewskim sposobie przedstawiania zachodniej tolerancji dla osób o odmiennych preferencjach jako źródło nie tylko pedofilii, ale wszelkiego zła [Timothy Snyder. Droga do niewolności] to wystawimy sobie najoczywistsze świadectwo mentalnej przynależności do wschodu Europy ze wszystkimi konotacjami i skutkami takiego usytuowania.

czwartek, 14 marca 2019

Igrzyska

Epigoni Samoobrony wysypali wczoraj słomę, jabłka i nawet martwą świnię na warszawski bruk. Palili też opony. Żądają od ministra rolnictwa, aby ów wziął się do pracy. Sklepy wielkopowierzchniowe mają wedle nich obligatoryjnie oferować 51% polskiej żywności. Aliści innej nie sprzedają, chyba że za granicą dostępna jest lepsza.
Dygnitarz tedy zareagował, mówiąc że marnowanie żywności nie budzi raczej sympatii do protestujących. Miał rację, ale do ministra należy co innego, niż zastępowanie opinii publicznej. Czyli, jak często, polityk wykazał się staraniami na niwie propagandy.
Protestujący by sobie życzyli, aby władza uczyniła cud i spowodowała popyt na ich produkty, które w nadmiarze rzucili na rynek. To oczywiście niemożliwe. Ale możliwe jest z jednej strony uświadomienie mechanizmów rynkowych plantatorom, z drugiej ułatwienie eksportu naszej żywności. Pierwsze wymaga zmodyfikowania i upowszechnienia zawodowej oświaty, drugie przyjaznych stosunków z sąsiadami.
Jak wygląda system oświaty, zdradzają nauczyciele, którzy dość już mają reform i chcą godziwej zapłaty za swoje wysiłki. Jeżeli zaś chodzi o nasze stosunki z sąsiadami w Unii, to śmiało można powiedzieć, że w najlepszym wypadku są żadne. W dodatku nasza wołowina na długo zepsuła markę polskiej żywności. Jesteśmy podobno ściśle powiązani z USA. Aliści tam też naszych specjałów nie kupują. Dziwne.
Jak zaś rząd bierze się do pracy, widać gdzie indziej. Premier osobiście zawiadamiał pasażerów i obsługę jakiegoś dworca autobusowego, że da 800 milionów złotych na otwarcie połączeń do miejsc, gdzie kursują koleje albo nikt nie chciał jeździć i je zlikwidowano. Państwo więc zapłaci za puste kursy.
Nic dziwnego, że sieroty po Samoobronie sypią jabłkami po ulicach. Jeżeli rząd będzie opłacał niepotrzebne linie autobusowe, to ma też kupić niechcianą żywność i to będzie dowodem jego pracowitości.
Trudno się na marginesie tych zaszłości oprzeć refleksji, że jeżeli pracowitość koncentruje się na gadaniu i dowodem patriotyzmu jest wytykanie sąsiadom nikczemności ich przodków, to jego efektem muszą być też jabłka na bruku. Nie tylko ideały tam sięgają.

środa, 13 marca 2019

Zwierciadło

Kto jest bardziej wiarygodny, ten co dał 500+, czy ten co krytykował rozdawnictwo, a teraz zapowiada jego podtrzymanie? Tak wyraziciele dobrej zmiany szydzą z niskiej jakoby prawdomówności polityków opozycji. Pytanie jest teraz modne.
Bo tymczasem poseł Brejza znowu zaczął pytać, tym razem o Mieszkanie+. Zapewniano, że ów program spowoduje budowę 150 tysięcy lokali rocznie. Samą ustawę o Krajowym Zasobie Nieruchomości uchwalano jednak prawie dwa lata. Z odpowiedzi wynika, że szumnie nazwana instytucja do teraz się jeszcze organizuje. Mieszkań tedy tanich pod wynajem jest dokładnie tyle samo, co rodzimych samochodów elektrycznych.
Handel w niedzielę zlikwidowano gracko. Szybko uchwalono ustawy i wraz z niedzielnymi zakupami znikło ...16 tysięcy małych sklepików, w których interesie próbowano supermarketom obrzydzić działalność. Teraz 500 sklepikarzy zabiega o odwrócenie zakazu i pisze stosowny list do premiera. Już nie chcą aby ich bronił przed konkurencją.
Zbliża się strajk szkół. Od wczoraj w Krakowie członkowie nauczycielskiej “Solidarności” okupują swoje kuratorium. W kwietniu ZNP rozpocznie własną akcję. Powodem są niskie pensje pedagogów, które stają się już zasadniczo mało adekwatne do kłopotów, jakich im przysporzyła reforma szkolnictwa. Marek Suski wyliczył, że wynagrodzenia nauczycieli są zbliżone wielkością do poselskich. Wywołało to oburzenie w środowisku szkolnym, bardziej jednak biegłym w rachowaniu.
Dobra zmiana by więc miała duży kłopot z zachwalaną przez siebie wiarygodnością, gdyby jej wyraziciele bardziej się interesowali bieżącymi doniesieniami. Przytoczone tutaj informacje pochodzą tylko z ostatnich dni. A przedtem też przecież ich było niemało. Fatalnie to rokuje na przyszłość jej formacji. Władza bowiem oderwana od realiów rychło się kończy. Nawet jak nie chce “za jedno euro gonić suki do Brukseli”.
Nawet jak to ta sama, o której kiedyś mówił Ludwik Dorn, bura.

wtorek, 12 marca 2019

Zdarzenia

Zbliżają się kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego. Dotychczas główną rolę w nim odgrywała Europejska Partia Ludowa, do której należał też zespół, delegowany tam przez węgierski Fidesz. Teraz jednak zostanie stamtąd prawdopodobnie usunięty, nie tylko po wielu antyeuropejskich wypowiedziach jego szefa, Viktora Orbana, ale również wskutek antydemokratycznych posunięciach rządu Węgier. Na to czekają Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy, do których należą europarlamentarzyści PiS.
Osieroceni bowiem przez Brytyjczyków, którzy w końcu dopięli swego i są poza Unią, zostaliby na marginesie. Gdyby jednak dołączyli do nich węgierscy eurosceptycy, a jeszcze włoscy i francuscy (Marine le Pen) Unia by miała kłopot. Aliści wtedy by trzeba się było pogodzić z ekscesami naszych narodowców. Komentatorzy z tym właśnie wiążą opieszałość ścigania sprawców katowickiego wieszania portretów europarlamentarzystów z EPL. Tyle tylko, że wiele poprzednich demonstracji nacjonalizmu również nie zostało dotąd przedstawionych sądom.
Nie da się politycznie siedzieć na własnym podwórku, bo polityka zagraniczna wkracza do naszych organów ścigania chociażby za sprawą skargi Geralda Birgfellnera. Ambiwalentne zdaniem jego pełnomocników postępowanie prokuratury skłoniło ich do zainteresowania problemem austriackiej ambasady. Ta się dotąd wzbraniała przed oficjalnym wnikaniem w problem. Teraz jednak jest przez adwokatów podejmowana kolejna próba i coraz trudniej będzie Austriakom unikać przynajmniej skomentowania tego co się dzieje.
Mija bowiem czas, jaki jest wymagany do podjęcia dochodzenia lub jego zakończenia w sprawie skargi obywatela Austrii. Jeżeli więc rzecz się nie zakończy rozpoczęciem śledztwa, będzie musiała być umorzona, a to wymaga uzasadnienia. Pełnomocnicy Geralda Birgfellnera są przeciwni zamknięciu sprawy a należą do najlepszych ekspertów w swojej dziedzinie, trudno więc będzie odeprzeć ich argumenty. Ambasada Austrii musiałaby też wtedy zajmować stanowisko w sprawie, w której występuje najważniejsza osoba w Polsce. Kosztem własnego obywatela?
Rok wyborczy w Polsce zbiegł się z wyjątkowymi wydarzeniami w polityce. Jakoś tak się składa, że w szczególnych warunkach – powolność wobec nacjonalistów europejskich i ewentualne umorzenie śledztwa w sprawie wieżowców – wzmocnią się dzięki nim nasze siły eurofobiczne, od których się jednak dobra zmiana odżegnuje w swojej propagandzie. Jeżeli by tego nie uczyniła, przegrałaby wybory.
Jeszcze raz widać, że polityka nie jest jednak łatwą profesją. Zaiste.

poniedziałek, 11 marca 2019

Dulszczyzna

Nikt mi ponoś nie zaprzeczy
(Chyba głowy bałamutne),
Że, psiakość, istnieją rzeczy
Przykro rozpaczliwie smutne [Boy]
Rodzinę nam zniszczą, bo promują LGBT. Tak brzmi propagandowy przekaz PiS-u, po podpisaniu przez prezydenta Trzaskowskiego deklaracji o zapobieganiu skutkom homofobii. “Zamiast leżakowania w przedszkolach będzie masturbacja”, grzmiał w “Kawie na ławę” Paweł Kukiz, zawsze specyficznie zorientowany w przedmiocie wypowiedzi. Wszystko w oparciu o wyrwany z kontekstu cytat z wytycznych WHO w sprawie edukacji seksualnej, wymieniający problemy, pojawiające się wraz z rozwojem dziecka.
Mamy tu do czynienia z klasycznym kłamaniem przez prawdę. Słowa użyte w zupełnie innym znaczeniu, przeniesione w sferę nakazu nabierają groźnego kształtu, co jednoznacznie wyraził szef kukizowców, na poczekaniu demonstrując siłę oddziaływania fake newsów na emocje ludu.
W rzeczywistości zaś zamiast rozmowy na tematy nurtujące dzieci proponuje się obłudę i informację zastępczą, szerzoną na podwórkach przez kolegów z marginesu społecznego. Tam bowiem jawność życia intymnego jest znacznie poszerzona wskutek korzystania z używek, rozluźniających hamulce obyczajowe, a w ogóle nie jest znany, nie znajduje więc zastosowania żaden konwenans. W rezultacie taki właśnie “fachowiec” staje się dla dzieci, szczególnie chłopców autorytetem w sprawach, które potem, w dorosłości rzutują na stosunek nie tylko do odmieńców, ale też osób słabszych czy kobiet.
Zakaz pozyskiwania informacji nie jest nigdy skuteczny. Szczególnie kiedy nie jest zgodny z rzeczywistym wewnętrznym przekonaniem środowiska, którego dotyczy. Posługują się nim politycy nawykli do ustępowania przed przemocą. Z niego właśnie wyrasta hipokryzja, która eksploduje obyczajowymi aferami, prześladującymi zbiorowiska konserwatywne. To przecież stamtąd, niczym doniesienia o kolejnych kraksach rządowych limuzyn sypią się bulwersujące skargi bitych i porzucanych żon.
Rodzinę bowiem niszczą ni ci, którzy rozmawiają z dziećmi o ich problemach, a ci, którzy tego zabraniają rodzicom, nauczycielom, publicystom. Rzecz jest od dawna oczywista, ale do populistów dociera z opóźnieniem, warunkowanmi dziewiętnastowiecznymi wzorcami moralnymi. 

niedziela, 10 marca 2019

Oczywistości

– Jeżeli wybory wygra opozycja, nie będzie lepiej jak poprzednio, kiedy rządziła, będzie gorzej – tak mniej więcej Prezes przekonywał do swojej partii słuchaczy na ostatniej konwencji wyborczej.
I ma zupełną rację. Wprawdzie w Srebrnej się zwolniło chyba kilka etatów, ale rzesze pisiewiczów się tymczasem rozrosły i dla większości z nich się nie znajdzie tam posadek. Będą musieli wrócić na stanowiska, odpowiadające ich rzeczywistym kompetencjom i wtedy zamiast dziesiątków tysięcy złotych, otrzymają co miesiąc pojedyncze tysiączki, a potrzeby tymczasem wzrosły.
Jest gorzej. Z krzepiących przekazów wielu mediów znikną te, które podnoszą nieomylność jedynie słusznej ideologii a pojawią się przeciwne, wykazujące jej miałkość. Przecież nie dlatego się jest oportunistą, aby trwać przy poglądzie. A “fachowiec starej, dobrej daty” może być w cenie także u twórców nowego reżimu. Niezawodnie tak sobie pomyślą niektórzy dotychczasowi “niezależni” głosiciele chwały dobrej zmiany i z gorliwością równą dotychczasowej zaczną głosić nowe prawdy.
W apologetach władców absolutnych tkwią przecież zawsze pokłady frustracji, której dają upust po wyzwoleniu spod władzy jedynie słusznej sprawy lub jej głosiciela. Rzecz jest znana od zawsze. Wystarczy sobie przypomnieć Prokopiusza, który w “Historii wojen” pod niebiosa wynosił sukcesy cesarza Justyniana a w późniejszej “Historii sekretnej” przedstawił go jako ucieleśnienie diabła.
Więcej, wielu z dotychczasowych totumfackich sięgnie po swoje taśmy. Wszak nie od dzisiaj wiadomo, że nikt tak bardzo nie umiłował nagrywania rozmów, jak rasowy dobrozmieniec. Użytek z tego można mieć propagandowo różny, ale zawsze przyniesie wymierny zysk. Bo przecież tabloidy nie żywią się raczej informacjami podawanymi oficjalnie do wiadomości.
No i kabarety. Te jeszcze latami będą cytowały fragmenty namaszczonej retoryki dobrozmieńców. Wszak to niezgłębiona skarbnica groteski, zupełnie bezpiecznej, bo na pochyłe drzewo koza wskoczy, a na leżące nawet się kret wgramoli.
Będzie więc się działo i kolejne konwencje przyniosą dalsze ostrzeżenia. Oczywiście słuszne.

sobota, 9 marca 2019

Sondaż

Wzrost gospodarczy budują niewielkie rodzime firmy, a nie zagraniczne molochy. Dlatego zdecydowano się na zakaz handlu w niedzielę, na razie częściowy, aby umożliwić wzrost liczby osiedlowych sklepików. Badanie wykazują, że nie bardzo się to udało i dlatego niebawem rząd otrzyma szczegółowy raport, w wyniku którego zadecyduje, co lepsze, zakaz czy rezygnacja z niego. Tak mniej więcej premier Morawiecki odpowiedział Anicie Werner na pytanie o zamiary władz w sprawie niedzielnego handlu.
Rzecz zaś wygląda tak, że towary nabywane w hipermarketach są najtańsze. Nabywców, którzy z tego korzystają jest wielokrotnie więcej od sklepikarzy. Ich więc działalność przynosi korzyść większej liczbie Polaków, którzy mogą kupować więcej. Więcej też trzeba wtedy produkować, bardziej rośnie wzrost gospodarczy. Mały biznes, który potrafi wygrać z konkurencją jest niewątpliwie cenny. Taki, który musi być wspierany przez władze jest kulą u nogi. To oczywiste prawdy, wynikające z praw natury, których nie trzeba uzasadniać. Dzięki nim istnieje życie.
Aliści tu w grę wchodzi ideologia. Po pierwsze więc niedziela jest dniem wolnym od pracy, bo tak nakazuje religia. Po wtóre, bo tego chcą związki zawodowe nazbyt uległe władzy w innych kwestiach, chciwe więc jakiejś akcji na korzyść pracowników. Na tym wszystkim cierpi gospodarka, ale to już nie zaprząta uwagi władz, bo albo przekracza zakres wyobraźni decydentów, albo jest wkalkulowane w ryzyko. Bo kłopoty mogą wyniknąć tylko z niezadowolenia opinii publicznej. Kiedy więc odpowiednia propaganda ją odgrodzi od prawdziwej informacji, niebezpieczeństwo maleje bardzo. Nie bardzo się to jednak udaje z powodu Internetu właśnie.
Dlatego musi być podsycana ksenofobia. W tradycyjnym przekazie wygląda to tak, że tanie sklepy są wprawdzie atrakcyjne, ale jeżeli należą do obcych, to w każdej chwili mogą zostać zamknięte. Biedni krajowcy pozostaną wtedy bez zaopatrzenia albo będą przymuszeni do kupowania po cenach narzucanych przez “kolonizatorów”. Ich bowiem celem jest bezwzględny zysk, a swojak to altruista, pracuje z sympatii do ziomków i jest skłonny oddać rodakowi swoje dobro nawet za Bóg zapłać. Czyli korzyść z kupowania w hipermarketach jest pozorna, bo tam przecież Żyd, mason czy cyklista zastawia właśnie pułapkę.
Poza tym musi być też wdrażana pseudonaukowa retoryka, z której ma wynikać statystyczne rzekomo uzasadnienie konieczności administracyjnego zwalczania hipermarketów, bo to jednak zagraniczny kapitał. Im więcej ludzi daje się nabierać na takie sztuczki, tym więcej zwolenników mają sztukmistrze. Strach ma przecież wielkie oczy, a wedle wystraszonych obcy zawsze przychodzi z nieczystymi zamiarami. Chyba że to nasz w Londynie czy innym Glasgow. Wtedy przychodzi tam z sercem na dłoni, ale to Angole są obcy. Czy jakoś tak.
No i ta Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Obrzucono ją największymi oskarżeniami od początku istnienia, a ona zebrała najwięcej pieniędzy w swojej historii. Jak tu się nie bać? Tych obcych?

piątek, 8 marca 2019

Dziarskość

Stan armii najlepiej charakteryzuje kompetencje jej wodzów. U nas to wyraźnie widać. Chociażby w sposobie obserwowania przez nich ćwiczeń wojskowych przez lornetkę: lewym okiem zapatrzonym w prawy okular. Chociaż może w ten sposób obserwator daje do zrozumienia, że powszechny pobór do wojska ma jednak sens. Tam przecież cywile mają też okazję do kontaktu ze sprzętem optycznym.
Aliści może lepiej nie. Wystarczy, że Wojska Obrony Terytorialnej wysysają z armii pieniądze i kadrę. Ich przydatność w nowoczesnym konflikcie jest żadna, jeżeli w ogóle nie są szkodliwe. Jak przypomina generał Różański w starciu między Gruzją a Rosją poborowi, którymi niebacznie uzupełniono wojska zainicjowali chaotyczny odwrót, pociągając za sobą jednostki zawodowe. Utracie Tbilisi zapobiegły wtedy francuskie mediacje.
Poza tym wojsko nadal nie ma helikopterów, zapowiedzianych już na 2017 rok, MiG-i, co to miały latać jeszcze do roku 2030 spadają z nieba lub zapalają się przy starcie. Komisja badań wypadków lotniczych została pozbawiona doświadczonych fachowców. A marynarka wojenna ...szkoda mówić. W dodatku o zapasach armii rozprawia się publicznie w sejmowych ...dyskursach.
O bezpieczeństwie państwa we współczesnych warunkach decyduje nie tylko armia, ale także sojusze, które zawarło. Te zaś są równie mocne jak bolesna może być strata, poniesiona przez sojuszników, wskutek ewentualnego podporządkowania sobie jednego z nich przez wroga. Tu również nasz dyplomacja zdradza chyba podobny ogląd sytuacji, jak osiągany za pomocą obserwowania rzeczywistości lewym okiem przez prawy okular.
Jeżeli bowiem NATO utraci alianta, który ma armię w złym stanie, wzmocni się raczej, a nie osłabnie. W Unii Europejskiej jesteśmy poza strefą euro, wyrwanie więc nas z jej domeny nie doprowadzi do gospodarczych kłopotów w Europie. Więcej, uwolni ją od żenujących dyskusji nad oczywistymi sprawami praworządności, rozstrzygniętymi już w renesansie. O długu, przenoszonym na potomnych przez naszych dobrodziejów+ nie ma już co mówić.
Na szczęście sytuacja międzynarodowa nie sprzyja jeszcze takiej eskalacji konfliktów, aby się miały skończyć militarną agresją na Polskę. Diabeł jednak nie śpi a stara mądrość powiada, że kto chce pokoju, szykuje się do wojny. Tyle tylko że to rzymska maksyma, europejska, czyli teraz nie na fali.
Ale chyba nie chcemy wojny.

czwartek, 7 marca 2019

Indianapolis

Ten rząd doprowadził do całkowitego osamotnienia Polski, nie jesteśmy w stanie o nic zawalczyć. Nikt nas nie szanuje, nikt z nami nie rozmawia, nikt nas nie słucha [Sławomir Neumann].
Jeżeliby szukać analogii do tego, co przeżywają państwa Europy Wschodniej na czele z Węgrami – wszak my jesteśmy tu epigonami, niezależnie od tego, co nam sugeruje dobrozmienna propaganda o naszej roli w Trójkącie Wyszehradzkim – to chyba jest widoczna w Ameryce Łacińskiej.
To tam po okresie pełnego społecznych kontrastów rolniczego dobrobytu do głosu doszły populistyczne rządy. One nawet zamożną niegdyś Argentynę szybko sprowadziły do poziomu, który niedawno prześcignęła Wenezuela. Ostatnim zaś etapem rozwoju jest tam dochodzenie do głosu nacjonalistycznej prawicy, po której się można spodziewać cywilizacyjnych osiągnięć Meksyku lub Panamy.
To prawda, że jest też różnica – w Europie rzecz przebiega szybciej. Dzięki temu silniej się odnosi wrażenie powtarzalności zjawisk, znanej z teorii chaosu. Wedle niej proces obserwowany poprzednio rozczłonkowuje się na wiele mniejszych, późniejszych klonów. Matematycy nazwali je fraktalami. Widać więc w rozwoju społecznym kompleks, tworzony przez okres “obszarniczy”, lewicowego populizmu, wreszcie narodowo-kościelnej sprawiedliwości społecznej. I... da capo al fine.
Podobieństwa są widoczne jeszcze w innych sferach. Zarówno u nas, jak i w Ameryce Łacińskiej mamy do czynienia z żarliwym klerykalizmem. Także my doświadczyliśmy niewolnictwa i kolonializmu. Zarówno więc tam, jak i tu jest popularne przekonanie, że nie ma się wpływu na własne losy. Wszak one zawsze zależały albo od plantatora, dziedzica, proboszcza, albo od jakiegoś sekretarza czy innego prezesa.
Jest i bardziej zasadnicza różnica. Dobry los dał nam szansę na włączenie się do klubu państw o odmiennej tradycji. Tu działa ten sam mechanizm, który największą potęgą gospodarczą w świecie uczynił z Ameryki Północnej, czyli pluralizm światopoglądowy, gospodarczy, praworządność i prymat praw człowieka. W rezultacie braku takiej okazji latynoskie reżimy są mordercze, potem dopiero dopiero komiczne. Nasi zaś populiści nie mordują, ale też nie słychać aby latynoscy ministrowie osobiście się angażowali w usuwanie niewygodnych obwieszczeń opozycji.
Czyli są dość zasadnicze różnice, ale gdyby propagatorki dobrej zmiany zaczęli występować w boliwijskich melonikach a propagatorzy w meksykańskich kapeluszach – już raz przecież tak ubarwiali kampanię wyborczą. Jeżeli już nam wszystkim próbują przyczepiać latynoską gębę, to czemu nie? 

środa, 6 marca 2019

Sześćsetka

Wczoraj w Oświęcimiu odbyła się kolejna rozprawa dla ustalenia winnego wypadku ex-premier Szydło sprzed dwóch(!) lat. Przesłuchiwanych ma jeszcze być pół setki świadków. Jak wynika z relacji Marty Gordziewicz, ci co byli blisko, nie słyszeli sygnałów dźwiękowych, które by dawały pierwszeństwo rządowej kolumnie. Słyszał je za to policjant, który był wtedy oddalony o 70 do 100 metrów od miejsca zdarzenia i wypadku nie widział.
Sąd musi jednak rozstrzygnąć, czy kierowca blokujący przejazd kolumnie błyskającej światłami i niemej wedle wielu albo wyjącej syrenami zdaniem mniej licznych miał dalej stać i blokować, czy powinien był się raczej usunąć, przekraczając wolną właśnie jezdnię przeciwnego pasa ruchu. Jak się natychmiast okazało niezbyt wolną, bo tam się właśnie próbowała z zakazanej dla zwykłych śmiertelników, lewej strony wcisnąć jadąca pod prąd limuzyna, wioząca panią premier z pilnym państwowym zadaniem. W pobliżu Oświęcimia.
Wczoraj więc mieliśmy do czynienia z pośrednim doświadczeniem prawdy przez jednego świadka zdarzeń, sprzecznie z zeznaniami bezpośrednich obserwatorów. Aliści pozwala ono negatywnie dla podejrzanego ocenić przypadek, cyklicznie roztrząsany przez media od miesięcy. Ba, mieliśmy do czynienia z wyrokiem, wydanym już natychmiast po kolizji przez jedynie słuszne publikatory, które zresztą od razu poinformowały, jakoby właściciel seicento się przyznał do tego, że z jego winy rządowa pancerka zderzyła się z drzewem.
Wszystko to zresztą jest drobiazgiem. Przecież dobra zmiana wydłużyła czas rozstrzygania rozpraw sądowych, nie dzieje się przeto nic dziwnego. Pracownicy zaś wymiaru sprawiedliwości mimo to domagają się wyższych wynagrodzeń. Może dlatego, że rośnie liczba spraw związanych z ruchem uprzywilejowanych pojazdów. Wczoraj znowu odnotowano kolizję jednego z nich aż z dwoma cywilnymi autami. Ale też organy ścigania dysponują nowym sprzętem. Leszka Czarneckiego przebadano wczoraj wariografem w sprawie KNF.
Ale oczywiście nie mamy do czynienia z zakwestionowaniem promowanej teraz równości wobec prawa. Bynajmniej. Wedle niej i wielcy i mali są jednakowo traktowani. Trudno to pogodzić z potrzebą szybkiego przemieszczania się urzędników sprawach nie cierpiących zwłoki. Wszak nie zawsze z braku lotniska pod domem ma się możliwość wykorzystania samolotu, jak minister, który wcześniej utwierdził swoją wiarygodność zapewnieniem, że nigdy w PiS-ie nie nazywano unijnej flagi szmatą. Trzeba chyba będzie kolejnej ustawy.
Nieprawdą jest też, że minął już czas, w którym PiS się z niczego nie tłumaczył. Wprawdzie zbiegły się skutki sprawowania władzy przez “fachowców starej dobrej szkoły” i ruszyła lawina “sukcesów”. A że akurat w roku wyborczym, to już oczywista złośliwość losu, układu, Żydów, masonów i cyklistów.
Oraz kierowców nie opancerzonych pojazdów oczywista oczywistość.

wtorek, 5 marca 2019

Protokół

Kiedyś nie wypadało używać niektórych określeń. Człowiek przyzwoity miarkował nawet najprawdziwsze oceny, gdyby mogły urażać adresata. Teraz, przynajmniej w polityce mamy zupełny odwrót od tego obyczaju.
I wcale nie są tu tylko przykładem “zdradzieckie mordy” “bez żadnego trybu” przydane “kanaliom”, co miały zamordować prezydenta w zamachu, od którego się teraz jakoś odżegnuje jedynie słuszna propaganda. Wszak mamy czas przygotowania wyborów, praktycznie jest więc nie poruszać teorii oczywiście absurdalnych i nie uciekać się do określania adwersarzy inwektywami typu “komuniści i złodzieje”.
Mamy za to pouczenia. Prezydencki minister opowiada, że nauczyciele również są lub mogą być beneficjantami programu 500+, nie powinni więc ubolewać na tym, że w wyniku jego rozszerzenia nie starczyło pieniędzy na podwyżki ich płac. Mogą się przecież postarać o potomstwo. “Dlaczego wylewacie krokodyle łzy nad niepełnosprawnymi” pyta też retorycznie inny minister nieprzychylnych dobrej zmianie komentatorów preześnej “piątki”.
Najweselsze, że odejście od konwenansu jest oparte na przeświadczeniu o wyższości pryncypiów wyznawanych przez ...nonkonformistów. To dokładnie to samo, co dobrozmieńcy zarzucają Niemcom, bez pytania kogokolwiek o zdanie wypowiadającym się w imieniu Unii na przykład o uchodźcach.
Tyle tylko że Niemcy na uzasadnienie swojej postawy mają gospodarkę, pozycję w świecie, nauce, poziom życia. Tutaj dobra zmiana ma dobre przykłady z dobrobytu tylko tych swoich zwolenników, którzy nie skąpią jej protagonistom najbardziej przez nich pożądanych dowodów osobistego poparcia.
W tej sytuacji trudno się dziwić niechęci do PiS-u. Także miażdżącemu zwycięstwu pani Dulkiewicz nad Grzegorzem Braunem w gdańskich wyborach prezydenckich. Trudno też przypuszczać, że traktowani z pogardliwą wyniosłością nauczyciele nie podejmą strajku. Najgorsze zaś, że również nasze lotnictwo wojskowe doświadcza chyba skutków dobrej zmiany. O ile przedtem przez dwadzieścia lat żaden myśliwiec nie uległ wypadkowi, to teraz rozbił się już trzeci.
Odwieczna przyzwoitość powinna by być ideałem konserwatystów, nawet kiedy się skłaniają ku socjalistycznej demagogii. Ale...