Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 31 października 2017

Jestem więc myślę: Klasyfikacja

Jestem więc myślę: Klasyfikacja: “Dajcie mi wolność albo zadajcie śmierć” – Patrick Henry. Zmarł Piotr S. który się podpalił w sprzeciwie wobec polityki Prawa i Sprawiedl...

Klasyfikacja

“Dajcie mi wolność albo zadajcie śmierć” – Patrick Henry.
Zmarł Piotr S. który się podpalił w sprzeciwie wobec polityki Prawa i Sprawiedliwości. Jak mówi jego brat, nie był w depresji, nie chorował psychicznie. Ten smutny fakt spowodował też bardzo charakterystyczną reakcję wyrazicieli kontestowanej przez zmarłego formacji. "Ależ się cieszą z tej śmierci. Ależ na nią czekali. Ależ o niej marzyli" – napisał o zwolennikach i dodał jeszcze: "Cieszą się też dlatego, że ktoś to zrobił za nich. Nic nie zakłóci luksusowego życia elit III RP". Nie da się tego skomentować.
Wobec nieugiętej postawy rządu medycy zakończyli protest głodowy. Zamienią go na inny rodzaj. Wypowiedzą umowy na pracę poza ustawowym jej czasem. Wtedy się okaże jak bardzo od nich zależy nasz los. Z powodu braku lekarzy część przychodni czy oddziałów szpitalnych trzeba będzie zamknąć.
Medycy należą do elity każdego społeczeństwa. Każde też hołubi swój establishment, bo daje wzór do naśladowania tym wszystkim, którzy by chcieli do niego dołączyć. Zawsze więc wszyscy najeźdźcy zaczynają od jego tępienia. Nasza inteligencja była mordowana, zsyłana na Sybir, rozpędzana po świecie. Zawsze bowiem bardzo bruździła wszelkim najeźdźcom.
Najbardziej perfidnym sposobem walki z narodem jest niszczenie jego elit rękami rodaków. Społeczności zdegenerowane przez ideologię wyrzekają  się swojej klasy wyższej, przypisując jej najgorsze cechy, nade wszystko zaś bezprawne korzystanie ze splendoru, jaki przynosi przynależność do towarzystwa. W zamian demagogia proponuje wzorce, w których jakiś czas temu prym u nas wiedli bezkompromisowi czekiści.
Nie lubimy teraz czekistów. Ale też każe się nam nie lubić elit. Nowy wzorzec jeszcze nie powstał. Chyba że utworzą go autorytety, wyszydzane też przez prezydenckiego rzecznika. Zaiste, ponury by wtedy powstał obraz Polaków.

No cóż. Jakie czasy, takie i klasy… wyższe.

poniedziałek, 30 października 2017

Jestem więc myślę: Pomyłki

Jestem więc myślę: Pomyłki: Józef Piłsudski pojawia się w ostatnich doniesieniach medialnych w różnym kontekście. Także zabawnym, kiedy Lech Wałęsa go myli z Walerym S...

Pomyłki

Józef Piłsudski pojawia się w ostatnich doniesieniach medialnych w różnym kontekście. Także zabawnym, kiedy Lech Wałęsa go myli z Walerym Sławkiem, czy absurdalnym, w porównaniach Wiktora Juszczenki dostrzegającego w działalności Marszałka podobieństwo do poczynań Stiepana Bandery. Ale nie o tym tu teraz. Interesujące są porównania obecnej polityki z sanacją.
Jan Wróbel zauważa, że “sejmokracja” w II Rzeczypospolitej miała te sama prawa, którymi się cieszy teraz. Wykorzystała je do awantur szkodzących Polsce, w wyniku czego doznała skutków ówczesnej dyktatury. Podobnie ma być teraz. Liberalni Polacy próbują zaszkodzić państwu poprzez danie pierwszeństwa dorobkiewiczom, głuchym na los rodaków, nie potrafiących się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Kiedy ich zacietrzewienie przekroczy aprobowalną granicę, w interesie biednej większości musi nastąpić reakcja podobna do takiej, jaka nastąpiła po zamachu majowym.
Wydaje się, że to interesująca myśl. Pozostaje tylko rozważyć, co jest powodem nędzy współczesnego proletariatu. Pozostawmy na boku roszczeniowców, którzy zawsze będą trwali w przekonaniu, że dobrobyt powstaje znikąd. Wydajność naszego pracownika jest niska. Świadczy o tym dochód narodowy, przeliczony na mieszkańca, który ma się daleko do średniej unijnej. Nie dlatego, że Polak nie potrafi, a dlatego, że nie ma dostępu do takiego wyposażenia technicznego, jakie mają pracownicy na Zachodzie.
Aby więc polski robotnik mógł zarabiać tyle, ile zarabia zachodni, trzeba polskiemu pracodawcy umożliwić zgromadzenie kapitału, pozwalającego na właściwe zmechanizowanie przedsiębiorstw. Przynajmniej do czasu, kiedy nasi kapitaliści są zbyt ubodzy, trzeba u nas lokalizować obcy kapitał, nie tylko dla poprawy wyposażenia przedsiębiorstw, ale też aby bezrobocie nie zmuszało do obciążania przedsiębiorców zasiłkami. Niedostatek bowiem naszych pracodawców stoi w sprzeczności z żądaniami natychmiastowej poprawy zarobków pracowników.
W związku z tym wielce szkodliwe są interwencje państwa w działalność gospodarczą, bo blokują inwestycje, warunkujące wzrost wydajności pracy. Kiedy urzędnik dostaje władzę nad przedsiębiorcą, on nie będzie skłonny do ryzykowania własnych oszczędności. Przejada je wespół z nie pracującymi beneficjantami programów pomocy, pochodzącej z pożyczek, których nam nikt nie umorzy. Na razie jednak powstaje złudzenie poprawy warunków życia.

I tu jest zasadnicza różnica pomiędzy Józefem Piłsudskim, a obecnymi władzami. Szkodzą Polsce nie ci, którzy się ubiegają o praworządność i wolność nie tylko słowa, ale i gospodarczą, lecz ci, co wprowadzają zamordyzm, dążą do autarkii i państwowe spółki obsadzają pisiewiczami. Innymi słowy zmierzają do raju, który już raz z ulgą odrzuciliśmy i którego wynikiem jest obecny niedostatek, trapiący “lud pracujący miast i wsi”.

niedziela, 29 października 2017

Jestem więc myślę: Oświecanie

Jestem więc myślę: Oświecanie: Czas letni zaproponowali Amerykanie, podchwycili Brytyjczycy, ale wprowadzili Niemcy w czasie pierwszej wojny światowej. W państwach uprzem...

Oświecanie

Czas letni zaproponowali Amerykanie, podchwycili Brytyjczycy, ale wprowadzili Niemcy w czasie pierwszej wojny światowej. W państwach uprzemysłowionych miał on sens. Dawało się bowiem w ciągu dwóch zmian roboczych wykorzystać wtedy słońce do oświetlenia hal fabrycznych. Ówczesne żarówki były energożerne i mało wydajne. Zanim więc upowszechniono świetlówki i wprowadzono całodobową pracę, można było osiągnąć wyraźne oszczędności węgla, potrzebnego do produkcji stali.
Rzecz była mało efektywna w państwach rolniczych, w nich zatem zmiana czasu na letni została wprowadzona dopiero w wyniku drugiej wojny światowej. Podobnie jak w pierwszej została tam “przywleczona” przez niemieckie wojska. W Peerelu wprowadzano ją okresowo, w okresach silniej propagowanej oszczędności i mobilizacji ludu do wydajniejszej pracy. Po zakończeniu stanu wojennego utrwaliła się do dziś. Jesteśmy wszak państwem uprzemysłowionym.
Rzecz już nie ma wielkiego sensu, w sytuacji kiedy trzyzmianowa praca w najbardziej energochłonnych branżach niczego nie zmienia w ilości energii do oświetlenia wnętrz. Tam zaś, gdzie pracują dwie zmiany i tak się z naturalnego oświetlenia korzysta sporadycznie. Zwłaszcza w hipermarketach. Może dlatego są tak znienawidzone przez ideologów, którzy się zawsze odwołują do sielskiej przaśności.
Kiedy więc jesienią wracamy do czasu słonecznego, osiągamy nie tylko zgodę z naturą, ale także aura nie jest tak korzystna dla demagogii, jaka by mogła być. Nie prezentuje aż tak bardzo szarości i pustki, przypominającej centra miast w niedziele bez handlu.
Może to z braku słońca się narodziły nie tylko legendy o spiskach, ale także o strzygach, czających się w jesiennych mrokach na nieostrożnych przechodniów. Stąd też może i Halloween, celtyckiego jeszcze pochodzenia, równie znienawidzony przez naszych  besserwisserów jak hipermarkety. Zupełnie bez sensu, ale przecież gdyby robili coś sensownego nie mogliby być sobą.
Próbowano nas ratować przed zmianą czasu, postulując na stałe zachować jego letni, czyli przeciwny słońcu charakter. Drugi to chyba dowód, że rozsądek również zapada w sen zimowy z nadejściem jesieni. Jakiś ma taki niedźwiedzi charakter.

A węgla też podobno nie nakopaliśmy tyle, aby rozrzutnie świecić po nocy. To i dobrze, że pospać dłużej można.

sobota, 28 października 2017

Jestem więc myślę: Handel

Jestem więc myślę: Handel: Kupować będziemy chyba tylko w nieparzystych niedzielach miesiąca albo odwrotnie. W pozostałych to będzie niemożliwe. Szczególnie w hiperma...

Handel

Kupować będziemy chyba tylko w nieparzystych niedzielach miesiąca albo odwrotnie. W pozostałych to będzie niemożliwe. Szczególnie w hipermarketach, które napawają wstrętem wszelkich ideologów. Z wyjątkiem może tych, których działalność doprowadziła do zachowania jedynie octu i herbaty na półkach sklepowych. Oni bowiem cały handel potrafili sprowadzić do jakiejś wynaturzonej formy barteru, w której nabywane artykuły wymieniano na skrawki papieru, nie wiadomo po co uzupełniane przekazywaniem pieniędzy, gruntownie przecież pozbawionych wartości wymiennej.
Uzasadnieniem całej awantury jest konkordat, bo nas podobno zobowiązuje do umożliwienia obywatelom dotrzymania obowiązku święcenia dnia świętego. Z dotychczasowej praktyki jednak wynika, że osiedlowe sklepiki, nazywane rodzinnymi, były z zakazów handlu wyłączane. Więcej, należały do wyjątków też składziki oferujące produkty objęte monopolem przemysłu spirytusowego.
“Solidarność” więc prezentuje tu znowu bezkompromisowość wybiórczą, postulując objęcie wszystkich niedziel nakazem zamknięcia sklepów. Aliści słowem nie wspomina o zakazie stosowania wyjątków, nie tylko dla sprzedawców wódy w rodzinnych interesach. Pryncypialnością wykazuje się tu bardziej OPZZ. Chce ów zakaz niedzielnej pracy rozciągnąć na wszystkich pracowników. Nie wiadomo tylko, czy ma to dotyczyć też lekarzy, policji i wojska oraz może i… kleru?
Mamy tu zabawny problem z dziedziny klasycznej etyki. Jeżeli uznać za prawdziwy arystotelesowski model moralny, to dwie “bezhandlowe” z czterech niedziel miesiąca byłyby złotym środkiem, który proponuje władza. Jeżeliby jednak imperatyw kategoryczny wchodził tu w grę, to zasada wyrażona w dekalogu obowiązuje wszystkich i tylko żądanie, którego się może nie ośmielił wypowiedzieć OPZZ byłoby moralnie usprawiedliwione.
A złodzieje i wszelcy napastnicy, których teraz odstrasza wojsko też przecież podlegają imperatywowi kategorycznemu. Również więc muszą dzień święty święcić. Można by ich zatem okrzyknąć zdradzieckimi mordami lub nawet kanaliami, gdyby się nie podporządkowali imperatywowi. W poniedziałek oczywiście. I jeżeli pozwolą. Przecież cuius regio, eius religio.

Tylko te choroby. I znowu ci wstrętni medycy psują tak ładnie się układający porządek. Zawsze wychylają się z tła. Jak tu zachować zasady? Chyba że wreszcie wyjadą do tej swojej Europy.

piątek, 27 października 2017

Jestem więc myślę: Zrekonstruują

Jestem więc myślę: Zrekonstruują: Protest lekarzy w tło spychała wczoraj rekonstrukcja rządu. Na ekranach brylował minister Waszczykowski prezentujący podniesiony w górę kci...

Zrekonstruują

Protest lekarzy w tło spychała wczoraj rekonstrukcja rządu. Na ekranach brylował minister Waszczykowski prezentujący podniesiony w górę kciuk. Wedle mediów jest jednak co naprawiać, bo efekty poczynań naszych ministrów relacjami plusów do minusów kojarzą się raczej z maltańskim zwycięstwem. Trudno to uznać za zgodne z zasadą użyteczności.
Wystarczy sięgnąć do wczorajszych mediów aby odkryć tam zdumienie nad wynikami głosowania w sprawie świadczeń dla pracowników delegowanych. Przy milczeniu związków zawodowych staraliśmy się zmobilizować Grupę Wyszehradzką, aby głosowała za dwuletnim zachowaniem krajowych przywilejów socjalnych, przysługujących pracownikom kierowanym do pracy w innych państwach Unii. Nie wyszło, stanęło na półtorarocznej dyspensie. Po takim czasie delegowani za granicę Polacy będą beneficjantami takich samych udogodnień, jakich doświadczają krajowcy.
Czechy i Słowacja wbrew naszej delegacji wzięły stronę naszych pracowników, przyjmując na siebie rolę “Solidarności”, zajętej przecież pilotowaniem zakazu handlu w niedzielę. Międzymorze więc znowu przyjęło skromną raczej formę, aliści korzystniejszą dla Polaków. Może to i sukces, bo na Malcie wszyscy jednak wyszehradzianie byli przeciwko PiS-owskiemu kandydatowi na szefa Rady Europejskiej.
“Polityka” pastwi się nad MON-em, który nie kupuje lub opóźnia zakupy sprzętu dla armii. Dwa lata rządów “najlepszej ekipy w historii” upłynęły bez istotnych postępów w tym względzie. Nie ma też powodów do usprawiedliwiania tego stanu rzeczy.
Również Gazeta.pl wyraziście podsumowała dwulecie objęcia rządów przez PiS. W prześmiewczej formie zestawiono tam obraz z tekstem, oddając istotę politycznych “sukcesów”. Wynika z tego, że nie tylko dwa rzeczone ministerstwa mogą być przedmiotem krytyki.
Nic jednak nie jest dobre ani złe. Co szkodzi w jednym wypadku, może być w innym zbawienne. Tak twierdzą relatywiści. I w świetle zamierzonej wymiany gabinetu najwyraźniej nie mają racji. Zły bowiem rząd jest jednoznacznie i zawsze do chrzanu. I nic tego nie zmieni, bo skutki jego wysiłków nie mogą przynieść niczego dobrego.
Dlatego by można było przyklasnąć zapowiadanej rekonstrukcji, ale przecież przed dwoma laty mówiono nam, że gabinet obsadzono najlepszą ekipą. I uroczyście wyrzekano się wszelkiego kłamstwa, jego stosowanie przypisując poprzednikom.
Najwyraźniej więc od najlepszych można znaleźć jeszcze lepszych. W PiS-ie oczywista oczywistość.

czwartek, 26 października 2017

Jestem więc myślę: Etyka

Jestem więc myślę: Etyka: Ludzie będą moralni, kiedy będą wiedzieli co to jest uczciwość. Wystarczy zatem władzę oddać ekspertom od cnót, nauczanie zaś ograniczyć do...

Etyka

Ludzie będą moralni, kiedy będą wiedzieli co to jest uczciwość. Wystarczy zatem władzę oddać ekspertom od cnót, nauczanie zaś ograniczyć do wątków, które nie są z nimi sprzeczne, aby obywatele stali się znawcami stosownej wiedzy i osiągnęli szczęście. Tak mniej więcej się prezentuje platoński model idealnego państwa.
Wydaje się, że obecnie przeżywamy okres wdrażania w praktykę tej odmiany filozofii. Programy szkolne są jej podporządkowywane, oficjalne uroczystości niosą przekaz nowej moralności, budowane jest nowe społeczeństwo.
Co się stało istotą tego przekazu? Rzecz jest prosta niczym różnica między komunistą a antykomunistą. Ten pierwszy nie głosuje na PiS i za nic ma strach przed odmieńcami, drugi przeciwnie. Antykomunista jest zwolennikiem dyktatury proletariatu, gospodarki nakazowo rozdzielczej, nacjonalizacji i wrogiem wszelkiej wiedzy nabytej w szkołach “komunistycznych”. Co więc by robił i mówił tak definiowany komunista jest amoralne i  nieprawdziwe oraz odwrotnie.
Kto więc rządzi po dokonaniu dobrej zmiany? Znawcy moralności, których tylko komuniści z właściwą sobie przewrotnością posądzają o niedostatek kompetencji lub deficyt intelektu, jak utrzymują najbardziej niepoprawni z nich. Dlatego niebawem nastąpi rekonstrukcja rządu, aby jeszcze lepsi politycy zastąpili tych najlepszych, których przedtem wybrano do reprezentowania suwerena.
Nauczanie cnoty skutecznie wdraża TVP, na przykład cytując te z fragmentów przesłuchań odkurzonych teraz komisji śledczych, których wymowa odpowiada tezom jedynie słusznej wiedzy. Takie mianowicie, że ludzie uznani przez PiS za komunistów, litościwie określanych jako gorszy sort lub zdradzieckie mordy są organicznie skażeni niemoralnością.
Wszystko zaś wyraża stosowny język, oczywiście krańcowo różny od mowy nienawiści, która jest stosowana w takim samym przemyśle, zorganizowanym i opłacanym przez wiadome siły, działające w interesie układu, sterowanego z zagranicy, dokładniej zaś z Unii, dybiącej na naszą suwerenność. Znakiem tego jest propagowanie na Zachodzie postaw zupełnie sprzecznych z jedynie słuszną moralnością, nauczaną u nas.
Moralne zaś życie wiedzie do szczęścia i to będzie udziałem przyszłych pokoleń, którym nasza generacja buduje podwaliny, promując wykluczonych, których sprawdzona w praktyce wiedza, inicjatywa i zdolności organizacyjne stanowią gwarancję sukcesu.
“I to by było na tyle” [Stanisławski]

środa, 25 października 2017

Jestem więc myślę: Wymowność

Jestem więc myślę: Wymowność: Pięć miliardów złotych budżetowej nadwyżki to w rzeczywistości 51 miliardów deficytu. Tak się przedstawia propaganda w zestawieniu z realia...

Wymowność

Pięć miliardów złotych budżetowej nadwyżki to w rzeczywistości 51 miliardów deficytu. Tak się przedstawia propaganda w zestawieniu z realiami albo tak się ma przekaz wewnętrzny do tego, co w naszych rządowych sprawozdaniach otrzymuje Bruksela. Jeden do dziesięć, z odwrotnym znakiem.
Ciekawiej się jednak rzecz przedstawia w czasie:
Okazuje się, że w ogóle deficyt rośnie. Rzekomo wystarczyłoby tylko przestać kraść, aby tak nie było.
Jest gorzej. Rośnie również zadłużenie państwa:
Tutaj rzecz się rozwija konsekwentnie, od 2015 roku. Stąd pewnie powściągliwość PiS-u wobec żądań spełnienia obietnic o podniesieniu kwoty wolnej od podatku, darmowych leków dla seniorów oraz upór wobec rezydentów, którym się już nie da nic dopłacić, nawet jeżeliby protestując mieli poumierać z głodu.
Trudno więc nie uwierzyć kwestii z “Ucha prezesa”, kiedy się tam mówi, iż są tym, co osiem lat krytykowali. Chociaż mamy też przykład tego, jak należy odczytywać nowomowę. Odwrotnie. Tylko czy w Brukseli znają tę metodę?

wtorek, 24 października 2017

Jestem więc myślę: Smoczystość

Jestem więc myślę: Smoczystość: Pół miliona podpisów zebrano pod projektem ustawy liberalizującej prawo do aborcji. Pierwszą sesję Sejmu I kadencji po wolnych wreszcie w...

Smoczystość

Pół miliona podpisów zebrano pod projektem ustawy liberalizującej prawo do aborcji.
Pierwszą sesję Sejmu I kadencji po wolnych wreszcie wyborach w 1991 roku poprzedziły wywiady z nowo wybranymi posłami. Jedna z pań, reprezentujących Unię Demokratyczną patrząc w oko kamery powiedziała wtedy, że poszła do Sejmu aby tu na mężczyznach “wypyskowywać” (sic!) prawa kobiet.
Powiało mrozem. Państwo w przełomowej fazie transformacji, Moskale jeszcze w granicach, inflacja ledwo spadła z prawie sześciuset do osiemdziesięciu procent, a ona poszła do Sejmu aby chłopom dać popalić.
Ortodoksom zaś z przeciwnego skrzydła było obojętne, czy Polska będzie biedna lub bogata, byle była katolicka. Jeszcze nie było powodów aby podważać papieską zachętę dla wstąpienia do Unii, ale podnosiły się głosy o konieczności zachowania sojuszniczej więzi z jeszcze funkcjonującym Związkiem Radzieckim.
Aliści to nie wszystko. Bodaj jeszcze Sejm kontraktowy był bombardowany wnioskami integrystów o uchwalenie zakazu przerywania ciąży. Trwały dyskusje o zmianie ustroju, komuniści starali się jak najmniej ustąpić pola, ale bez nadmiernego ujawniania swych intencji. Dewocyjne zacietrzewienie wielu posłów było więc dla nich czymś w rodzaju daru z nieba.  
I ostatnio mamy kolejną fazę aborcyjnej hecy. Teraz jest jednak wycelowana w ostateczny już zdawałoby się kompromis. Znowu następuje w przełomowym momencie. Tym razem wszakże jest odwrócona ostrzem do inicjatorów poprzedniej awantury. Z kawiorowo-lewicowych pozycji wycelowano ją teraz w lewicową prawicę, podobnie jak niegdyś z prawicowych szańców godziła w liberalną demokrację ku radości sierot po Peerelu.
Wszystko to niezależnie od sensowności postulatów zawartych w przedstawionym Sejmowi projekcie, szczególnie upowszechnienia dostępu do taniej antykoncepcji i obowiązkowej edukacji z tego zakresu, które nie należą do kompromisu osiągniętego w 1993 roku. Nigdy też aborcyjne szaleństwo nie wypromowało ani polityka, ani tym bardziej ugrupowania. Ale to już zupełnie inne historie.

Tak więc czy owak nasi lewicowi antykomuniści doczekali się probierza lewicowości. Nie walcz nazbyt gorliwie ze smokiem, bo się weń przeistoczysz, mawiali niegdyś mądrzy Chińczycy. Nie da się im odmówić racji. Trudno jednak o lepszy prezent dla trapionego wewnętrznymi sporami PiS-u.

poniedziałek, 23 października 2017

Jestem więc myślę: Powrót

Jestem więc myślę: Powrót: I choć wspaniały był start Nim koniec uwieńczy dzieło, Może zamienić się w żart Co się tak pięknie zaczęło . [Młynarski] Jeszcze pr...

Powrót

I choć wspaniały był start
Nim koniec uwieńczy dzieło,
Może zamienić się w żart
Co się tak pięknie zaczęło. [Młynarski]
Jeszcze przed pierwszą wojną światową socjaldemokraci domagali się, aby kapitalizm sformułował wreszcie naukowe podstawy swego systemu zarządzania polityką. Pozostawali w nadziei, że nie sprosta marksowskiemu odpowiednikowi i padnie od własnej broni. Nie doczekali się nieszczęśni i teraz sami mają kłopoty ze swoją ideologią, którą przechwycili populiści i ośmieszają ubierając w coraz bardziej zabawne stroje. Nawet w moherowe bereciki.
Aliści obserwujemy chyba jeden z bardziej spektakularnych przejawów naukawego raczej podejścia do zarządzania. Absolwenci wydziałów jazzu na uczelniach muzycznych nie mogą nauczać gry. Tak wynika z namaszczonych przepisów, wydanych ostatnio w ramach natłoku uregulowań, sięgających wszystkich dziedzin życia.
Jazz to nie tylko w zarodku murzyńska muzyka, ale również protestancka, ba, spopularyzowana za pośrednictwem Hollywood przez rosyjskich Żydów, jako tło do niemego filmu. Proweniencję ma więc paskudną dla wszystkich orientacji dyktatury proletariatu. W dodatku opiera się na przemiennych improwizacjach solistów, którym zespół towarzyszy tylko swoim akompaniamentem. Zły to przykład dla jednostek podporządkowanych zbiorowości.
W latach pięćdziesiątych jazz był przez władze zwalczany poprzez kojarzenie go z bikiniarzami. To ówczesna odmiana dzisiejszych dresiarzy, bardziej jednak kosmopolityczna. Ubierali się w płaskie, szerokie kapelusze, samodziałowe, watowane na ramionach marynarki i kuse, opięte na łydkach porcięta, spod których były widoczne jaskrawe, prążkowane poziomo skarpetki, znikające w ciężkich butach “na słoninie”. Grywany był więc w piwnicach, które w ten sposób zostały niebawem wypromowane na snobistyczne świątynie kultu tego rodzaju sztuki.
Potem, po odwilzy jazz był symbolem wyzwolenia spod ucisku sowieckiego betonu. Grano go już otwarcie, władze jednak długo jeszcze dezawuowały rock and rolla, jako jego rzekome wynaturzenie.
Teraz się znowu doczekaliśmy kolejnej dyskryminacji tego podobno miazmatu “prawdziwej” muzyki. Nie będą młodzieży deprawować jacyś apologeci zachodniego rozpasania. Istnieją przecież naukawe podstawy ideologii, z którymi się kłóci wszelka spontaniczność.

Tak się wraca do korzeni. To znaczy do gleby. Bo teoretyczne podstawy marksizmu też teraz noszą słomiany kapelusz na głowie i zgrzebne portki na jej odwrotności.

niedziela, 22 października 2017

Jestem więc myślę: Fatalizm

Jestem więc myślę: Fatalizm: Pani profesor Staniszkis ż ałuje , że głosowała na PiS i teraz jest podwójnie krytyczna wobec tej partii. Tak dalece, że już wcześniej sfor...

Fatalizm

Pani profesor Staniszkis żałuje, że głosowała na PiS i teraz jest podwójnie krytyczna wobec tej partii. Tak dalece, że już wcześniej sformułowała zdanie o ośmielaniu lumpiarstwa. Na czym rzecz polega, bliżej wyjaśnił Jerzy Stuhr, opisując sukces mieszkańców wsi, w której zamieszkał trzydzieści lat temu. Jej mieszkańcy zgodnie odrzucili ofertę wójta, proponującego budowę kanalizacji. “Nie będzie Żyd orał na moim polu” – taka była myśl przewodnia owego zwycięstwa.
W tym się kryje istota wszelkiej ksenofobii. Nie poprawię swego losu, jeżeli by to również dało komuś innemu korzyść. Bo inny zawsze jest Żydem, jeżeli nie jest masonem lub cyklistą. Trudno się tu nie doszukać podobieństwa w odrzuceniu oferty zakupu francuskich wynalazków. Mamy przecież ruskie, czyli właściwie swoje. Zmodernizuje się je i będą jak nowe. Zresztą tak naprawdę ich nie potrzebujemy.
Podobna myśl leży zapewne u podstaw modernizacji sądownictwa, służby cywilnej i mediów publicznych. Najwłaściwsza bowiem demokracja była w Peerelu. Wystarczy ją tylko pozbawić niedoskonałości, wynikających z jakiegoś rodzaju tolerowania wtedy odmieńców przez przemilczanie objawów ich aktywności. Czyli po takiej naprawie demokracja ludowa będzie niczym ruski śmigłowiec pod nową farbą. Bez wad, bo się o nich nie będzie mówić.
Podobnie jest z emeryturą. Będzie niska, ale za to bez żydowsko masońskich pomysłów na jej podniesienie przez wydłużenie wieku emerytalnego. Kiedy zresztą “nasi” będą u władzy, to coś wykombinują dla poprawy bytu emerytów. Kartki żywnościowe na przykład. Wtedy nie tylko nie będziemy mieli wspólnej waluty, ale żadnej. Tak dobrze nie było nawet za Piasta.
Rzecz arcyzabawnie współgra z zapewnieniami o sukcesach, jakie sobie wzajemnie wczoraj składano na konferencji prasowej. Szczególnie tu wybrzmiał zachwyt nad zaliczeniem nas do rynków rozwiniętych, do których nas włączono już w 2009 roku.
Wielu poprzez swój nieopatrzny sposób głosowania doprowadziło do tego, że również teraz muszą stawać w opozycji do znowu jedynie słusznej władzy. Taki los tych, którzy się zbyt późno zorientowali, że Peerel jednak upadł w 1989 roku.

sobota, 21 października 2017

Napięcie

Żadnej roboty nie wezmę, nie wiem, nie znam się, nie orientuję się, zarobiony jestem! [Brunet wieczorową porą]
Poprawki do prezydenckich ustaw sądowych niweczą sens tego, co przez swoje weto chciał osiągnąć Andrzej Duda. Przyjęcie więc ich przez prezydenta oznaczałoby przyznanie się, że spowodował tylko “nieszczęśliwy incydent”. Tak mniej więcej to komentowano wczoraj w TVN24 jeszcze około godziny 16. Wcześniej pani Zofia Romaszewska stwierdziła, że PiS w tej sprawie “gra z prezydentem nieczysto”, co rzeczniczka partii skwitowała łaskawym zapewnieniem, że się jej nie odwzajemni szpilą. PiS-owskie poprawki skrytykował także Jan Olszewski.
Panowie prezydent i Prezes rozstali się chłodno. Część PiS-owskich uwag (28 stron!) została zaakceptowana, część (chyba o charakterze zasadniczym) odrzucona. Może ta pierwsza dotyczy obopólnej zgody co do utajnienia dalszego ciągu raportu z likwidacji WSI? Tak czy owak zatem reforma sądownictwa nadal jest w impasie. Najwyraźniej PiS-owi nie wadzą wieloletnie oczekiwania na specjalistów medycznych a namiętnie próbuje zapobiec takim samym opóźnieniom w sądach – stwierdza Daniel Passent. Tylko dlaczego przez ograniczenie im niezawisłości?
Lekarze zresztą nie mają już powodu do protestowania. Tak głoszą złotouści wyraziciele PiS-u. Oto zebrała się komisja, złożona z niższych urzędników ministerstw i… potencjalnych pacjentów. Ona za medyków załatwi uśmierzenie ich bolączek. Chociaż rezydenci już mają profity ze swego protestu. “Jeżeli uczciwie głodują, to schudną” – oświadczył prominentny wyraziciel oficjalnych informacji.
“Co się zbiera, kiedy nie ma zbiorów? Egzekutywa” – żartowano w czasach ustroju świętującego chyba obecnie renesans wielu swoich pryncypiów. Aliści egzekutywa miała jednak jakąś moc sprawczą. Komisja nie ma bodaj żadnej. To istotna różnica pomiędzy tamtą a tą... demokracją. Powiadają, że jedna z nielicznych.
Polska przestała być krajem rozwijającym się, tak za mało znaną międzynarodową organizacją FTSE Russell ogłosili niedawno nasi dobrodzieje. Tymczasem okazuje się, że w opinii bardziej znanego Banku Światowego i niemniej szacownej OECD przestała nim być od 2009 roku, wedle zaś MFW jest nim nadal. Na status kraju rozwiniętego pracujemy bowiem od 1989 roku, czyli od wdrożenia efektów “zmowy okrągłostołowej”.
Margines biedy zmalał dzięki działaniom PiS-u. Owszem, ale w najbardziej na niedostatek wrażliwych rodzinach jest odwrotnie, tam właśnie wzrósł. Przekonują o tym dane Eurostatu, przytaczane przez nasze media. Dobra zmiana więc wychodzi raczej na swoje przeciwieństwo tym, dla których miała być przeznaczona. Ale za to fachowcy “starej dobrej szkoły” mają chyba wzięcie. Od kiedy zmodyfikowali swoje podejście do mocy sprawczej kolektywu, nie można im przecież przypisywać niczego nagannego.
Uwikłanie w szereg ambicjonalnych drobiazgów, szukanie najlepszych eufemizmów dla określenia podejmowanych prób, wszystko to zabiera naszym reformatorom czas. Może więc prezydenckie obstrukcje ustawowe rozładują nieco napięcie, napełnią cierpliwością biedujących i medykom przyniosą nieco więcej zrozumienia. Jesteśmy krajem rozwiniętym. Dzięki temu wszyscy aż tak bardzo nie schudną.

Przecież o sukcesie decyduje psychiczna równowaga i wewnętrzne przekonanie.

piątek, 20 października 2017

Pytania

Niedawno szef MON oznajmił, że w zapisach jednego z rejestratorów prezydenckiego samolotu odnaleziono odgłos wybuchu będącego przyczyną katastrofy w Smoleńsku. Nie potwierdza tego stosowna podkomisja, której rzeczniczka mówi jedynie że znaleziono tam sygnały “wskazujące na gwałtowne zjawiska towarzyszące ostatnim sekundom lotu”. Wiadomo przecież, że samolot uderzał wtedy o kolejne gałęzie drzew.
Rzecz jest o tyle skomplikowana, że rejestratory są w tylnej części samolotu, ich mikrofony głównie w przedniej. Wybuch, który by miał rozerwać płatowca w powietrzu, musiałby również zniszczyć połączenia. Chyba, że by nastąpił w takim miejscu, które je pozostawia nienaruszone. Na przykład w skrzydle.
Ale wtedy wszystkie rejestratory by musiały odnotować eksplozję, inne sygnały są przecież czytane we wszystkich trzech. Musiałaby też nastąpić jakaś reakcja załogi, również zarejestrowana. Zresztą wedle ekspertów od tego właśnie zamachu Tu 154 może latać pozbawiony części skrzydła, ba, może nawet  ścinać nimi drzewa. Czyli taki nie niszczący połączeń wybuch nie mógłby doprowadzić do katastrofy.
Aliści nie w tym rzecz. Mamy chyba kolejną rozbieżność w relacjach politycznych. Wszelkie bowiem doniesienia o katastrofie smoleńskiej mają taki charakter. Z jednej więc strony słychać o bezwzględnym eliminowaniu z życia publicznego pracowników instytucji komunistycznego ucisku, z drugiej, że są typowani na eksponowane stanowiska. Jedni powiadają, że o brzydkiej przeszłości wie tylko organ wnioskujący o awans, z drugiej, że również awansujący. Kontrowersja dotyczy też nominacji generalskiej.
Fatalnie takie przypadki świadczą o sprawności organizacyjnej rządzącej ekipy. Ba, nasuwają nawet podejrzenie, że osoby na najwyższych stanowiskach nie otrzymują kompetentnych informacji. Wydaje się, że rozbieżności nie tyle takiej miary, a między osobistościami takiej rangi muszą być wyjaśnione.
Ostatecznie bowiem nie ma większego znaczenia dawanie, czy odbieranie wiary doniesieniom o wybuchach lub pomówieniom. Co jednak będzie, gdy intrygi zaczną przesądzać o treści zasadniczych informacji i strategiczne decyzje będą podejmowane po błędnych doniesieniach?
Jak wczoraj zauważył profesor Dudek, PiS obudził ogromne nadzieje zarówno co do poprawy stylu rządzenia, jak i polepszenia losu zwykłych ludzi. Protest lekarzy stawia to drugie w stan zasadniczej wątpliwości, pierwsze zaś samo prezentuje się nader mizernie.

Zawód jest przyczyną skrajnych reakcji ludzi, którzy go doznali. Głodówka lekarzy się już PiS-owi opatrzyła i nie robi na nim wrażenia. No to mamy próbę samospalenia. Ale sondaże są niczym deficyt budżetowy, bez zarzutu.

czwartek, 19 października 2017

Kłopoty

Źle się dzieje w obozie władzy. Nie będzie kompromisu w sprawie sądów. Jarosław Gowin zaś zupełnie zapomniał o sprowadzeniu Ankary do Warszawy. – Zawsze byłem zwolennikiem tego, żeby Turcja stała się częścią Unii Europejskiej. Obecnie ten kraj przechodzi wewnętrzne turbulencje i osobiście byłbym za tym, żeby poczekać, co wyłoni się z tego pewnego zamętu politycznego – powiedział w TVN24.
Zamieszanie fatalnie się odbija na jakości serwowanego nam przekazu politycznego. Jeden więc z posłów obwieszcza, że Niemcy uciekają do Polski, szukając tu bezpieczeństwa przed uciekinierami. Bo do ich przyjmowania zachęca prymas? Konkurent rzeczonego posła w wypowiadaniu zaskakujących kwestii powiada, że ten kto nie wierzy w zamach smoleński jest ruskim agentem. Szczególnie to drugie fatalnie brzmi w kontekście słów Jarosława Kaczyńskiego, który podczas ostatniej miesięcznicy nie dawał chyba wiary dotychczasowym ustaleniom stosownej komisji i podkomisji.
Przejęcie zaś sądów, wypychanie Polski z Unii, wprowadzenie Pisiewiczów do skarbowych spółek, na urzędy, podporządkowanie TVP, awantura medyczna, wszystko to po to, aby państwo uszlachetnić. W wyniku bowiem psychologicznego oddziaływania Okrągłego Stołu dawna nomenklatura stworzyła klasę średnią. Odwrócenie tego procesu jest warunkiem przetrwania kraju. Trzeba więc dać pieniądze wykluczonym, aby to oni stworzyli lepszą klasę średnią.
Tak cel poczynań PiS-u można ustalić na podstawie wywiadu Teresy Torańskiej z Jarosławem Kaczyńskim, odnotowanym w jej książce “My”. W skrócie więc można rozumieć, że aby Polska przetrwała, musi być zniszczona. Chyba cały proces odnowy doznał zadyszki.
Propaganda nie znosi przerw, milczenie przecież zabija każdy przekaz. Kiedy więc nie można ogłosić kolejnych sukcesów w dziele odzyskiwania Polski, trzeba je jakoś wykreować albo przynajmniej rozszerzyć krąg wrogów, z którymi słuszni politycy się zmagają. W przeciwnym wypadku zwolennicy stracą zainteresowanie dla zbożnego dzieła odnowy. Tyle tylko, że nie można sobie w tym względzie pozwalać na lipę. A tu mamy dowody na wyraźny uwiąd pomysłów. Żeby jeszcze to, nawet mimowolne rzucanie podejrzeń na Prezesa jest aktem, który by ów z właściwą sobie barwnością języka musiał nazwać  niesłychanie niebywałym.
Chyba, że Prezes przyjmuje rzecz na siebie. Może przygotowując jutrzejsze spotkanie z prezydentem zapomniał o konieczności rzucenia jakiejś kolejnej złotej myśli, wprawiając tym w kłopot głosicieli partyjnych nowości. Jedni więc zamilkli, drudzy robią co mogą.
A myszy harcują.

środa, 18 października 2017

Tradycja

Rzym stworzył w starożytności pierwszą integrację europejską, o jednakowych prawach, armii, języku – przynajmniej w zachodniej części imperium. Nade wszystko zaś ujednolicił stosunki społeczne i funkcjonowanie gospodarki, opartej na praworządności, wymianie handlowej, miastach oferujących wyroby rzemieślników i rolnictwie, stanowiącym jeden z równoważnych elementów całości. Powszechne dość też było kształcenie młodzieży.
Upadłe imperium dalej oddziaływało na swoje byłe ziemie, także na okoliczne, zdominowane przez barbarzyńców. Nowa jakość była cywilizacją analfabetów, na odleglejszych obszarach zamieszkujących autarkiczne wioski, rozrywana partykularnymi wojenkami. Kupcom z metropolii oferowano tam jedynie niewolników, pochodzących albo z rozboju na sąsiadach, albo z własnego chowu – sprzedawano poddanych.
Im dalej od stolicy, tym gorzej się przedstawiała owa porzymska rzeczywistość. O ile więc w Italii i Galii miast pozostało więcej, to już za Renem, jeszcze bardziej za Łabą, szczególnie zaś za Odrą były raczej ewenementem. Za Bugiem rozciągała się domena Bizancjum, która również była najbardziej oddaloną prowincją od jego wpływów.
Czynnikiem integrującym owe społeczności było chrześcijaństwo, im bardziej oddalone od metropolii, tym bardziej elitarne, obejmujące wyższe klasy. Lud pozostawał wierny swoim, pogańskim raczej obyczajom. Było tak do końca średniowiecza, chociaż na zupełnych peryferiach do XXI wieku. Społeczność ugrofińskich Czeremisów na krańcach Rosji dotąd zachowała swoje gaje, w których czci przodków nie oglądając się na żadne światowe religie.
Polska była daleką prowincją chrześcijaństwa i długo się zmagała z posądzeniami o barbarzyństwo. Znakomicie to zilustrował Henryk Sienkiewicz w Krzyżakach. Zawsze też u nas spór między tradycjonalistami i nowinkarzami miał w tle rywalizację między Wschodem i Zachodem. W końcu połowa Rzeczypospolitej obejmowała ludy prawosławne, które przedtem były poddane mongolskiej niewoli i stamtąd czerpały inspirację dla tradycji.
Zryw “Solidarności” skończył się spektakularnym zwycięstwem u nas zachodnich pryncypiów. Odżegnano się nie tylko od przemocy, ale również wszelkiej zemsty i zbudowano demokrację stanowiąca przykład dla dawnych demoludów. Zawdzięczamy temu ogromny skok gospodarczy i cywilizacyjny państwa. Nade wszystko jednak przestaliśmy być prowincją.
Odwiedziny prezydenta Turcji stają się wyrazem albo dalszego odejścia od tradycji solidarnościowego pluralizmu, albo jego ostatnim bodaj efektem. Albo więc Turcja nam zapewni wsparcie w przeniesieniu aktywności na kultywowanie wschodnich pryncypiów polityki, albo szuka drogi do poprawy stosunków z Unią. Nasze położenie i postępowanie determinuje jednakowe prawdopodobieństwo obu wariantów.

Smutne by jednak było, gdyby się okazało, że znowu jesteśmy postrzegani jako prowincjusze.

wtorek, 17 października 2017

Zdrowie

KOD padł z powodu wmieszania się opozycyjnych polityków w jego działalność i Mateusz Kijowski był bezskutecznie ostrzegany przed wszelką komitywą z nimi. Takie mniej więcej stwierdzenie z ust zupełnie skądinąd rozsądnej rozmówczyni padło w niedzielę u Kuby Wątłego w Superstacji. Teraz kolejną ofiarą nieudaczników może się wedle tej samej pani stać ruch lekarzy rezydentów.
Głodówki obejmują coraz szerszy krąg kandydatów do lekarskich specjalizacji. Coraz częściej też przedstawiciele władz pomawiają go o polityczne inspiracje. Coraz bowiem wyraźniej widać, że upór lekarskiej młodzieży nie ustępuje wcale rozpaczliwej determinacji ideologów. Z tym, że ci drudzy walczą o przetrwanie, dlatego też stosują dezinformację.
Samo podniesienie pensji rezydentom kosztowałoby mniej niż dopłaty do górnictwa, TVP, czy różnych propagandowych akcji i dzieł towarzyszących. I to nawet gdyby je liczyć osobno. Aliści nie tylko o to chodzi. Oni chcą większych dotacji dla opieki medycznej w ogóle. Powiększenie jednak nakładów na ochronę zdrowia wymagałoby wzrostu wysokości składki zdrowotnej.
To zaś nie wchodzi w grę. Ideologia by ucierpiała. Sprawa więc rzeczywiście jest niemożliwa do rozwiązania przez obecną ekipę, niezależnie od tego, że i tak jest nierozwiązywalna. Nie da się skomplikowanych ekonomicznych problemów załatwić socjalistycznymi metodami, podobnie jak zorganizować podróży transatlantyckiej przy pomocy wozu drabiniastego.
Mamy więc pata i obszerne pole działania dla opozycji, która rzeczywiście by mogła próbować się ogrzewać w żarze determinacji medycznej młodzieży. Ale czy by jej to pomogło? Wątpliwe. Również by nie zaszkodziło. Przecież KOD został rozerwany od środka, bez najmniejszego udziału polityków.

Kiedy jednak partie opozycyjne przyjmą metodę działania ministra zdrowia w rządzie Ewy Kopacz, kiedy zaczną podsuwać konstruktywne propozycje, obóz władzy może się okazać niepotrzebny. I tu leży szansa, nie w kordialnym potrząsaniu rękami młodych ludzi, walczących o wspólne dobro. Przeciw naszemu wspólnemu rządowi zresztą.

poniedziałek, 16 października 2017

Alchemia

Profesor Krasnodębski nie wystąpi już w TVP Info. Nie wiadomo dlaczego. Tym bardziej, że nie stronił wcześniej od głoszenia wypowiedzi niezbyt odbiegających sensem od tego, co prezentuje “odzyskana” telewizja. Czyżby więc dlatego, że nikt nie lubi konkurencji?
Zwykły poseł Rzepecki nie był w stanie dostosować się do wolt PiS-owskiej ideologii i przeszedł do kukizowców. Będzie tam pracował, aby realizować program swej byłej już partii. Z młodzieńczą dezynwolturą ujawnił zatem rzeczywisty charakter ugrupowania Kukiz’15, od dawna traktowanego jako przybudówka PiS-u.
Tymczasem trwają prace nad zakazem handlu w niedzielę. Jacyś oportuniści powiadają, że może stopniowo, inni się wykręcają złym przyjmowaniem nagłych zmian (jak by to ich przedtem przed czymkolwiek wstrzymywało) inni szczerze ostrzegają przed załamaniem się kruchego PiS-owskiego boomu gospodarczego. Rzecz by można rozwiązać dość prosto, ale wtedy by się nie zadowoliło Kościoła.
Prezes bowiem stoi przed koniecznością scalenia w jednej ideologii dążeń kleru, “Solidarności”, “lumpiarstwa” (wedle profesor Staniszkis, do niedawna także orędowniczki PiS-u) i członków swojej partii. To odwieczny problem kwadratury koła, od zamierzchłych czasów rozwiązywany przy pomocy mandali, podzielonego na cztery pola okręgu, pozwalającego na dobranie, a przynajmniej przedstawienie harmonii czterech zasadniczych elementów ideału.
W alchemii mandala miała być pomocna w procesie syntezy w kamień filozoficzny czterech łatwo rozpadających się składników. Ich właściwe zestawienie przy wykorzystaniu scalającej mocy antymonu dawało wytworowi żar węgla i blask rtęci pozyskanej z cynobru o kolorze najczystszego złota albo jakoś tak. Nie wiadomo tego dokładnie, bo rzecz była objęta tajemnicą, niemniej sukces oznaczał uzyskanie medium przeobrażającego ołów w złoto, nade wszystko zaś dawało odkrywcy nieśmiertelność.
Mandala naszych PiS-owców kryje jednak jakieś niedoskonałości. Przedwcześnie się chyba rozkłada jego główny element, partia, która niczym antymon ma przecież scalić pozostałe składniki zamierzonej syntezy dla uzyskania wiecznej władzy.

Alchemicy przeszli do historii z mało budującą sławą. Nie byliby ostatni?