Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

sobota, 21 grudnia 2019

Immunitety

Przedświąteczne doniesienia zdumiewają swoją odległością od tego, co by mogło uchodzić za oczywiste.
Księża wezwali straż miejską, bo bezdomna kobieta spodziewała się od nich pomocy i poprosiła o nią. Daremnie. Dopiero wezwani do kościoła funkcjonariusze zatroszczyli się o jej los i zapewnili opiekę MOPS-u. Zmienią zawód?
Firma posiadająca oficjalne pozwolenie na handel bronią sprowadzała do Polski granaty moździerzowe, które potem odnajdywały się w Donbasie, w rękach prorosyjskich separatystów. Nasze służby miały poważniejsze zajęcia?
Wedle głośnego narodowca, który jako jedyny głosował przeciw sejmowej uchwale honorującej artystkę, “Olga Tokarczuk jest żydowską pisarką”. Polityk zaś, stanowiący w mediach intelektualny wzorzec dobrozmieńca oświadcza, że “Nobel nie jest immunitetem na głupotę” (sic!). Nie tylko więc literacka tematyka, ale też mądrość jest teraz warunkowana politycznie.
W tej sytuacji uchodzi za normalne, że ustawa zawierająca kary dla sędziów za stosowanie prawa unijnego jest przedstawiana jako akt naśladujący rozwiązania państw o najstarszej demokracji.
Podobnie jak powinno być oczywiste, że dla rzekomej obrony naszej Konstytucji kwestionuje się zawartą w niej zasadę, iż międzynarodowe umowy stoją nad prawem krajowym. Na tej podstawie chce się uniknąć zobowiązań zawartych w Traktacie Europejskim.
W tej sytuacji nie można się dziwić księżom, że nakaz chrześcijańskiego miłosierdzia scedowali na stróżów porządku. Nie zdumiewają też posiadacze patentu na handel bronią, którzy ukraińskim separatystom pomagają ignorować międzynarodowe embargo.
A w ogóle jeżeli jest jeszcze ktoś, kto poważnie traktuje argumenty ideologów dobrej zmiany, to najpewniej uzurpuje sobie prawo do dodatkowego immunitetu. Od myślenia oczywista oczywistość.

piątek, 20 grudnia 2019

Przegrani

Cała wojna z opozycją ma jej i w ogóle Polakom wbić w podświadomość bezowocność oporu. Stąd nocne głosowania, całkowite lekceważenie racji stanu, ostentacyjne wybijanie na czoło osób prezentujących krańcowo odmienne właściwości od tych, które mają charakteryzować fanatycznych antykomunistów i osoby “z wyższej jakby półki”.
Rzecz jest niezwykle prosta, wymaga zastosowania reguł przemocy symbolicznej. Wyszydzenie wartości przeciwnika poprzez okazanie całkowitego dla nich lekceważenia niszczy nie tylko spoistość konkurencyjnego ugrupowania, ale też jego godność i prestiż. W ten sposób nawet odwoływanie się do zasady trójpodziału władzy jako podstawy demokracji staje się całkowicie bezskuteczne.
Aby zaś uzyskać coś w rodzaju absolutorium każdy koniec roku w warunkach dobrej zmiany kończy się niebotyczną hucpą, która nie tylko przysłania jej afery kończącego się czasu, ale daje też przekonanie o sile rządzących.
Stąd właśnie poczucie wyższości i arogancja ludzi, których serwilizm wobec swojej władzy powinien skłaniać raczej do chowania się po kątach. Aliści on właśnie jest źródłem ich sukcesów, co inteligenci kwitują chrześcijańskim “wybaczcie im, bo nie wiedzą co czynią”.
Przemoc symboliczna działa na wszystkie strony. Dowodzi tego bezkarne zlekceważenie opozycji. Na ważne głosowanie nie przyszła wczoraj część dobrozmieńców. Wiedzą bowiem oni, że zrezygnowani przeciwnicy również wybiorą ważniejsze właśnie dla nich zajęcia. Na przykład hamletyzowanie w kuluarach.
Suweren zaś obserwując upokorzenie znienawidzonych mędrków, wbrew wszystkiemu popiera tych, którzy potrafią rzucić wyzwanie i wygrać. Dopiero kiedy w jego kieszeniach zawita pustka, lud sobie uprzytomni, że warto słuchać inteligentów. Wprawdzie są jeszcze Żydzi, masoni i cykliści, na których będzie można próbować zwalać winy za skutki własnej głupoty i chciwości. Ale to już będzie wymagać długich tłumaczeń, a usprawiedliwia się winny.
Czyli nic nowego. Także jednak koniec hossy, z której niebawem już się nie da korzystać, nie jest niczym nieprzewidywalnym. Nie dla populistów oczywista oczywistość.
Idzie więc mróz. Ale na razie...

czwartek, 19 grudnia 2019

Prawilność

Dziś w Sejmie rozegra się ważny etap batalii o sądy. I to pomimo, że Sąd Najwyższy i Biuro Analiz Sejmowych nie pozostawiły suchej nitki na projekcie nowelizacji ustawy, który ma być omawiany. Nie robi to jednak wrażenia na znaczących wyrazicielach dobrej zmiany. Może wczorajsza fala ulicznych protestów da im do myślenia?
Gowinowcy się nie cieszą. Zagłosują bowiem za, jeśli zostaną przyjęte poprawki do kontrowersyjnej ustawy. Jest ich zdaniem zbyt surowa. Podkreślają jednak, że restrykcje dla sędziów muszą być. Ministerstwo Sprawiedliwości również zapowiada łagodzące chyba zmiany. Chociaż wcześniej wiceminister Wójcik zapowiadał, że się nie cofną.
Aliści nie potrzeba ustawy. Sędzia, który nie uczynił zadość wnioskowi prokuratury o areszt, został w krótkich abcugach przesunięty z sądu okręgowego do rejonowego, czyli zdegradowany. Stosowny dokument przesłano faksem. A mógł być SMS.
Donald Tusk stwierdza, że Polska od czterech lat zamaszystym krokiem występuje z Unii. Teraz więc nie ma powodów do twierdzenia, iż czyni to dopiero ostatnio. Wedle zaś internautów, co również zauważa były premier, nie grozi nam polexit, ale raczej polwypier. Zostaniemy bez prawa głosu, bez unijnego parasola ochronnego, bez funduszy, ale postawimy na ...dobrozmiennym.
Jak jeszcze w 2017 roku przypomniała Magdalena Środa to w przedwojennych Niemczech sformułowano zasadę, że "Silne państwo musi mieć możliwość usuwania ze stanowisk nienadających się urzędników. Koncepcja nieusuwalności sędziów zrodziła się w obecnym świecie intelektualistów, w świecie wrogim narodowi niemieckiemu".
Również by więc upadło twierdzenie, jakobyśmy w reformie sądownictwa nie czerpali z zachodnich osiągnięć. O czym więc tu mowa? Krytykujący nas Zachód chce nam odmawiać swoich osiągnięć? A że łże-elity są przeciw, to także od dawna wiadomo. I nie tylko u nas. Chociaż Marcin Bosacki dowodzi, że projekt ustawy zawiera dosłowne brzmienie radzieckich przepisów dyscyplinarnych.
Mamy więc tradycyjny już od pewnego czasu adwent polityczny. I prezentujemy się coraz lepiej.

środa, 18 grudnia 2019

Racje

Trzy lata szukali puczystów, o których mówił Prezes w 2016 roku, kiedy wybuchły protesty przed Sejmem. Nie znaleźli, mimo że ich istnienie zostało przesądzone przez najwyższy autorytet. Prokuratorzy umorzyli śledztwo.
Z otrzymanych czterech prezes URE odrzucił trzy wnioski taryfowe autorstwa wiodących producentów prądu. Postulowali zbyt wysokie ceny prądu dla odbiorców indywidualnych. Zapłacą za nas przedsiębiorstwa, samorządy, spółdzielnie mieszkaniowe itd.
Teraz więc zwrócimy im wydatki za droższy prąd kupując chleb, bilety kolejowe, kinowe itp, odprowadzając ścieki, wynajmując mieszkanie. Wszystko niezależnie od urzędniczych regulacji. Wszak ceny paliw i koszt robocizny wzrosły bezspornie.
Dwaj księża, którzy zainicjowali list duchownych, protestujących przeciwko pochowaniu arcybiskupa Paetza w Katedrze Poznańskiej, otrzymali zakaz wypowiadania się w mediach społecznościowych oraz rozmów z dziennikarzami. I na pewno go nie złamią.
Dekrety kościelne zawsze były skuteczniejsze od cywilnych. Wbrew temu co Wiliam Blake i za nim Olga Tokarczuk piszą, że “Więzienia budowane są z kamieni prawa, burdele z cegieł religii”.
Kamienie by były słabsze od cegieł? Dziwne. Przecież w Internecie piszą, że nikt nie może, jak pisiorze.

wtorek, 17 grudnia 2019

Saturnalia

Okres przedświąteczny to tradycyjnie już czas triumfu radosnej szmiry. Z głośnika lecą seryjnie zdawkowe życzenia. Taniocha bije chociażby z tekstu rytmicznie wykrzykiwanej w kółko piosenki: o,o,o,o … . Chociaż mogłyby to być też popisy jakiegoś naśladowcy Zenka, czy innego Sławomira. W doniesieniach mediów nie jest w tym roku inaczej.
W 23. już Wigilii dla Bezdomnych i Potrzebujących na Rynku Głównym w Krakowie po raz pierwszy nie było księży. Nie otrzymali zaproszenia, które tradycyjnie docierało do kurii za pośrednictwem Arcybractwa Miłosierdzia. Ono jednak nie wzięło udziału w przedsięwzięciu, nie przekazało też władzom kościelnym stosownego listu. Księża zaś sami nie wpadli na pomysł odwiedzenia corocznej imprezy.
Do specyficznego klimatu przyłączył się nawet prezydent. Jego rzecznik przyznał, że on co innego mówi kiedy jest nagrywany a co innego kiedy wreszcie może wyrazić, co myśli. Teraz więc wiadomo, że w pałacu naprawdę panuje przekonanie, iż cichcem i po ciemku mianowany sędzia skryje swoje obciążenia z czasów komuny. Zwłaszcza kiedy wówczas był tylko prokuratorem.
Jeszcze lepiej wypada dobrozmienny wiceminister, który dumnie powiada, że profesor prawa, sędzia TSUE nie ma wiedzy prawniczej. Bo stosowną znajomość rzeczy mają tylko ci, których mianował Prezes lub jego nominaci? Trudno jednak zaprzeczyć, że jacyś tam naukowcy, próbujący epatować dyplomami, tytułami czy innymi zachodnimi faramuszkami, to wykształciuchy.
Nie tylko góra ma pecha. Kierowca SOP, przewożący Angelę Merkel na uroczystości w obozie Auschwitz uznał, że wystąpiła awaria w samochodzie, który trzeba było tylko ponownie uruchomić. W związku z tym pani kanclerz musiała się przesiąść do innego auta. Opuszczanie zaś w takich przypadkach pancernego samochodu jest w kręgach ochroniarzy uznawane za podstawowy błąd. Idąc za ostatnią modą trzeba stwierdzić, że potrzebny jest specjalny przepis, który wyeliminuje podobne zdarzenia albo pozwoli uznać je za normalne.
Wszystkie więc wspomniane przypadki jawią się jako równie realnie jak zawołanie "kolęda, kolęda" w bałkańskim rytmie hop siup ochoczo wykrzykiwane z głośników.
Aliści marketing to jednak nie byle co i jego metody są niezwykle skuteczne. Dzięki niemu można sobie też wyobrazić radość uczestników starożytnych obrzędów. Nuże tedy, do sklepów, polityki i gdzie tam jeszcze. Tym bardziej, że znowu bardziej prawdopodobny Polexit bardzo ograniczy możliwości zakupów.
 No i wszystkiego najtańszego.

poniedziałek, 16 grudnia 2019

Kopalnictwo

— Prawo francuskie NIE dopuszcza żadnych sankcji wobec jakiegokolwiek sędziego, który stara się stosować prawo UE zgodnie z interpretacją orzecznictwa Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, tym bardziej, gdy mówimy o niezawisłości sądów, również ściśle chronionych na mocy francuskiej konstytucji — napisał profesor Laurent Pech, francuski ekspert niezawisłości sędziowskiej w prawie brytyjskim, francuskim i unijnym.
Nasz odpowiednik zachodniego znawcy, wiceminister (w ideologicznych władzach oni zawsze mają rację) replikował, w wyniku czego otrzymał radę, aby siedząc w dziurze, nie kopał dalej.
Abstrahując od istoty prawnego sporu trzeba zauważyć, że niezależnie od tego jak bardzo jest znienawidzony, Zachód ciągle zmusza naszych besserwisserów do snobowania się na kogoś wyznającego jego pryncypia.
Rzecz wywodzi się chyba jeszcze z czasów panowania dobrotliwych carów w Królestwie Polskim. Ruski mużyk — cokolwiek by sądzić, członek imperialnej nacji — fakt poruszania się lokomotywy bez pomocy koni przypisywał temu, że siedzi w niej Niemiec.
Nienawidzili tedy antyokcydentaliści Zachodu, ale go kochali i podziwiali. Zawsze, jak się okazuje.
Ale z tym kopaniem… coś w tym jest.

niedziela, 15 grudnia 2019

Tytanizm

Nie mając racji, próbują ją nakazać. Bo jak na przykład inaczej przekonać Polaków, że sukcesem jest rezygnacja z uczestnictwa w rozdziale 100 miliardów euro na zrównoważenie emisji do 2030 roku. O tym wprost mówi Emmanuel Macron. Jak też powiada Donald Tusk, Europa inwestuje w pożądane zmiany, nie w ich opóźnianie.
Zamiast więc taniej energii, pozyskanej za unijne środki, dalej będziemy mieli droższą, kopcącą i nadal będziemy się prezentować kiepsko. W Polsce śnieg w pobliżu domostw pozostanie w kropki od sadzy.
W dodatku znowu się jawi doniesienie o mianowaniu na państwowe stanowisko osoby obciążonej tym razem nie współpracą z komuną, ale prawomocnym wyrokiem za głosowanie na dwie ręce. Jedno zresztą i drugie jest sprzeczne z oficjalną propagandą o lustracyjnej i moralnej czystości neodygnitarzy. Jedno też i drugie powoduje krytykę, ta zaś jest ideologom zawsze niemiła.
Kiedy się do tego doda jeszcze usiłowania dygnitarzy, starających się przez pęd na drogach osiągnąć błogostan, jaki dawało na przykład lecące z helikoptera konfetti, mielibyśmy komplet zeszłotygodniowych jedynie powodów do krytyki.
Przed piętnowaniem takich nieprawidłowości nie tylko sądy by się powinny wzdragać. Przecież mogłoby to być odbierane jako wrogie wobec konsumentów dobra, które im się po prostu należy.
To wszystko by raczej nie było przyczyną do podejmowania tak dramatycznych decyzji, jak praktyczne wyłączanie Polski z unijnego prawa. Jest jednak jeszcze jeden powód. NIK. Postawa jego szefa daje podstawę do obaw, że nie tylko rzeczone niegodziwości wyjdą na światło dzienne.
Za gorszymi już pójdą rozprawy sądowe. Roztropnie zatem jest coś uczynić, aby sprawiedliwość ostrożnie traktowała poczynania osób reprezentujących instytucje publiczne. Wszak wedle popularnej ostatnio wykładni krytykowanie funkcjonariuszy jest wyrażeniem wrogości dla całego urzędu.
Jeżeli więc dobra zmiana nie wygra batalii o sądy, rychło straci poparcie. Kiedy wygra, również, ale bardziej kompromitująco. Na pewno więc jej protagoniści żywią przekonanie, że jeśli to nawet bój nie jest ostatni, to niezwykle ważny.
Będzie więc się działo.

sobota, 14 grudnia 2019

Zmiana

— Rozumcie sobie, jak chcecie — tak poseł PiS odpowiedział na pytanie dziennikarek, jak pojmować “wrogość wobec władz”. Wszelkie bowiem osłabianie ustroju jest zakazane w projekcie ustawy dyscyplinującej sędziów, w rocznicę stanu wojennego zaprezentowanym przez dobrozmieńców. Podpisał się pod nim indagowany parlamentarzysta.
— Rozchodzi się o to, co pan wiesz, a ja rozumie — mawiał pan Piecyk, kiedy z sąsiadem roztrząsał sprawy najwyższej wagi, które jednak pani Gienia, szanowna małżonka by mogła uznać za powód do gniewu. Takim bowiem szyfrem obaj dżentelmeni omawiali wyskok “pod minogie”.
O ile jednak bohaterowie Wiecha wykazywali się najwyższym rodzajem rewerencji wobec pań, to w rzeczonej replice posła zabrzmiało coś zupełnie przeciwnego. Nie ma już chyba dawnych, dobrych obyczajów. Z własną etykietą dominuje wzór fachowca "starej, dobrej daty". I z własnym sposobem rozumienia praworządności.
W jednym bowiem przytoczonym na wstępie zdaniu zawarło się to wszystko, co wielu z nas pamięta sprzed 38 lat. Znajdujemy więc szyderstwo charakterystyczne dla mowy nienawiści, demonstrowanie wyższości, uwłaczanie, odcinanie się od rozmówcy, wyzwanie.
Symbole jednak naprawdę są modelami rzeczywistości. Nawet jako daty.

piątek, 13 grudnia 2019

Kozery

Coś się dzieje w biało-czerwonej drużynie. Rzeczy dotąd raczej skrywane wychodzą na jaw. NIK na razie opublikował raport z kontroli Funduszu Sprawiedliwości. Zapowiadane są jednak kolejne takie sprawozdania. Objęta nimi zostanie “pomoc humanitarna, elektromobilność, rozwój sektora kosmicznego i sytuacja na polskich drogach”.
Pojawiły się również działania wyprzedzające. Beata Kempa ostrzega przed “kolejnymi zleceniami”, które wydano także na “jej osobę”. Rodzi się więc albo snobizm na negatywne oceny Izby, albo formowanie reakcji.
Prokuratura też nie pozostaje na uboczu niecodziennych doniesień. Zamierza bowiem wszcząć dochodzenie przeciwko Przemysławowi Czarneckiemu, któremu chce cofnąć poselski immunitet. Syn Ryszarda Czarneckiego, podejrzewany jest o “naruszenie czynności narządu ciała” innej osoby. Zainteresowany dowiedział się o tym od dziennikarzy.
Ale mamy także rutynowe już doniesienia. Jarosław Gowin nie dostrzegł zagrożenia ani dla życia, ani dla zdrowia, kiedy jechał rządowym pojazdem. Ten zaś otarł się o wyprzedzaną ciężarówkę tak, że w wyniku różnicy prędkości zniszczył sobie prawy reflektor, bok i oderwał tylny zderzak. Tym razem jednak od razu ukarano szofera SOP-u mandatem, nie próbując zwalić winy na przepisowo jadącego cywilnego kierowcę.
O zamieszaniu świadczy też projekt nowelizacji ustawy o sądach powszechnych i Sądzie Najwyższym. Zabroni ona sędziom wykonywania wyroku SN o badaniu niezależności KRS zgodnie z wytycznymi orzeczenia TSUE. Gdyby taki przepis wszedł w życie, mielibyśmy chyba ewenement na skalę światową. Tyle tylko, że zapomniano o adwokatach, którzy będą apelowali od wyroków autorstwa nieprawidłowo ustanowionych sędziów. Czyli mamy już zalążek kolejnej nowelizacji. Adwokaci dostaną zakaz obrony?
Wydaje się, że choroby Jarosława Kaczyńskiego mają fatalny wpływ na kondycję “obozu patriotycznego”. Obserwowaliśmy to poprzednio, kiedy był w szpitalu, widać to również teraz. Tyle tylko, że ostatnio nasilenie zjawiska jest większe a niektóre jego fragmenty wyglądają na nieodwracalne.
Wygląda to tak, jak by Prezes był jedyną w partii osobą analizującą informacje i dla osiągania zamierzonych celów zarządzającą reakcjami. Kiedy go nie ma, całość popada w chaos. Możliwe też, że mamy coś na kształt usamodzielnienia się poszczególnych pseudofrakcji partyjnych i ich walkę o władzę.
Czyli “wkoło jest wesoło” [Perfect]. Coraz bardziej.

czwartek, 12 grudnia 2019

Niewygody

— Doceniam przede wszystkim język i warsztat. Jest wybitnie utalentowaną osobą i dlatego pewnie słusznie dostała nagrodę Nobla — tak w rozmowie z dziennikarzami sukces naszej noblistki ocenił minister kultury. Ma też własną wizję tego, co by w swoim wykładzie noblowskim powiedział, będąc na miejscu pani Tokarczuk. — Ja na przykład widzę nadzieję w instytucjach, które budują pozytywne systemy wartości, takich jak rodzina, wspólnota na przykład narodowa, lokalna — mówił w kontekście nagrody wcześniej, w wywiadzie dla portalu 300polityka.
Znamienne konotacje do tych słów zawiera laudacja członka Szwedzkiej Akademii, Pera Wästberga, który wedle Arkadiusza Mularczyka stracił przedwczoraj okazję do przeprosin za potop szwedzki. — W opowieści o XVIII wiecznej Polsce widzi paralelę wobec nazizmu i stalinizmu, a nawet współczesnych populistów, którzy historię widzą jak w »chłopięcych książkach«, czyli jako opowieść o bohaterach i zdrajcach — powiedział o noblistce.
Sztuka niezależnie od treści zawsze prezentuje problemy współczesne twórcom. Trudno więc mieć do pani Olgi pretensje, że się nie chce stosować do dziewiętnastowiecznego paradygmatu, wedle którego nacjonalizm był cnotą, równoważył bowiem próby zruszczenia lub zniemczenia Polaków. Obecnie bowiem staje się on znakiem nieprzystosowania. Gwałtownie zmieniające się warunki społeczne u wielu wywołują rozpaczliwą chęć ich odwrócenia. Stąd mamy ksenofobię i histeryczne reakcje na odmienne poglądy. Podobnie jak plemienne myślenie i… politykę historyczną.
W Księgach Jakubowych jeden z jej bohaterów powiada, że po to Pan Bóg dał człowiekowi oczy z przodu, aby się koncentrował na swojej przyszłości. Nie najważniejsze tam to stwierdzenie, lecz dla kogoś motywowanego “narodowymi” emocjami na pewno drażniące. I jednak dobrozmieńcy znają książki pani Olgi.
Ogólnie zaś instytucja Nagrody Nobla, promująca postęp cywilizacyjny jest sprzeczna z istotą plemiennego myślenia. Trudno więc się dziwić rezerwie jego wyrazicieli dla wyróżnienia naszej rodaczki.
Śmieszne to wszystko, ale…

środa, 11 grudnia 2019

Pomroczności

Wedle Najwyższej Izby Kontroli program “Praca dla Więźniów”, nadzorowany wcześniej przez Patryka Jakiego realizowano źle. Budżet więc miał stracić 152 miliony złotych. Zdaniem natomiast byłego wiceministra więźniowie teraz w halach, zbudowanych dzięki programowi wytwarzają produkt wartości 300 milionów złotych. To dwa razy więcej od rzekomych strat. Jest przekonany, że to niweczy zarzuty inspektorów NIK-u.
Prokuratura jednak otrzymała kilkanaście zawiadomień o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Tłumacząc aż taką ostrość reakcji kontrolerów na nieprawidłowości Patryk Jaki przywołuje fakt, że był on jednym z pierwszych, którzy się krytycznie wypowiadali o Marianie Banasiu. Złą więc ocenę swojej pracy uważa za rodzaj zemsty.
Jak mówi też były wiceminister, kontrolę ostro teraz potraktowanego programu “Praca dla Więźniów” przeprowadziła Izba jeszcze pod kierownictwem Krzysztofa Kwiatkowskiego. Wtedy jednak wynikiem sprawdzianu były tylko wytknięcia, nie angażowano aż prokuratury. Senator Kwiatkowski stwierdza atoli, że to nieprawda. Izba bowiem pod jego kierownictwem tylko rozpoczęła sprawdzenie. Zakończyła je już po jego ustąpieniu.
Trzeba przypomnieć, że za szkody spowodowane przez podwładnych odpowiada też przełożony. Ze zwierzchnictwem zatem wiąże się ryzyko, które można zminimalizować poprzez nadzór. Im bardziej on luźny, tym większe zagrożenie. Dlatego właśnie należycie sprawowana władza nie daje raczej szans, aby się w niej tarzać. Głównie stwarza kłopoty.
Wartość więc merytoryczna przedstawianych tłumaczeń odpowiada chyba jakości efektów zarządzania. Nic dziwnego, że powodują one problemy i to proporcjonalne do wygłaszanych przechwałek.
Jak zauważa nasza noblistka, nie istnieje dzisiaj coś, co nie zostało opowiedziane. Aby jednak zaistnieć, musi być opowiedziane zgodnie z rzeczywistością.

wtorek, 10 grudnia 2019

Remontowcy

Marian Banaś działa wedle czysto PiS-owskiego schematu: oni też byli tacy, ale ja mam odwagę. Dzisiaj się pojawią informacje NIK-u o Funduszu Sprawiedliwości. Zasilany z nawiązek, wpłacanych przez skazanych na nie przestępców, Fundusz dotuje organizacje pozarządowe, wspierające ofiary przestępstw. Jak donosi Wirtualna Polska w 2015 roku na 800 tysięcy poszkodowanych pomoc otrzymało najwyżej 24 tysiące. Zachodzi więc podejrzenie nieprawidłowości. Będą zatem zawiadomienia do prokuratury.
Mamy tu przykład jednej z cech dobrozmiennej kultury politycznej. Znajdujemy w niej nie tylko politykę historyczną, równość społeczną, kicz, upaństwowienie przedsiębiorczości. Przede wszystkim obserwuje się tam przerzucanie odpowiedzialności za własne porażki na “onych”. Czysty Peerel.
Kiedy więc postawiono w wątpliwość postępowanie beneficjantów rzeczonej kultury, teraz z braku możliwości wskazania poprzedników, oskarżają swoich ideowych braci. Chociaż organizacje pozarządowe wczoraj też pomówiono o propagowanie LGBT i narkotyków. Tutaj jednak, niejako dla równowagi ujawniono wydatki PFN, związane z podróżami Edmunda Jannigera, niegdysiejszego doradcy naszego szefa MON.
Błąd polega tu na tym, że ewentualne delikty pozostawia się niezależnym organom ścigania. Politycy zaś muszą usunąć przyczyny powstawania nieprawidłowości. Te zaś są od dawna znane: nikomu się nic nie należy ponad to, co zarobił. Nawet “po prostu”. Wszelkie odstępstwa od tej reguły dotyczą osób pozbawionych możliwości zarabiania ze względu na wiek albo stan zdrowia, albo wyjątkowo z powodu ekonomicznej zapaści gospodarki.
Jeżeli więc się podejmuje działania naprawcze szczegółów nienaprawialnego systemu, to sukces można odnieść tylko w odniesieniu do jednostkowych sytuacji. Całość dalej będzie tkwiła w nieprawościach, nawet jak ten i ów trafi za kratki.
Mamy więc do czynienia z awanturą w rodzinie, która przedtem sprawiała wrażenie, że się kłóci tylko z otoczeniem. A to przecież nieprawda. Ktoś pozostający w przekonaniu o posiadaniu jedynie słusznej racji, nie może jej przyznać komukolwiek. Nawet osobie najbliższej. Dlatego też teraz Prezes poszuka winnych kłopotów z Banasiem we własnym środowisku.
Tak się właśnie kończą ideologie. I nie ma na to rady.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Zderzenia

Żyjemy w rzeczywistości wielogłosowych narracji pierwszoosobowych i zewsząd dochodzi nas wielogłosowy szum. [Olga Tokarczuk]. Bo to “jednostka pełni rolę subiektywnego centrum świata”.
Wolna jednostka. Kiedy tak nie jest, nie wypowiada się “pierwszoosobowo”. Wtedy też nie jest żadnym centrum. Jest nim jej władca, który głosi jedynie słuszne prawdy i wtedy wszystko jest możliwe. 
Patriotyzmem wtedy jest nazywanie części rodaków gorszym sortem i elementem animalnym. Zaliczając do nich także noblistów. Patriotycznie jest ośmieszyć najważniejsze instytucje własnego państwa, demonstracyjnie powierzając je osobom pozbawionym kompetencji. Dumnie jest ogłosić nawet przegraną, zwłaszcza w stosunku 1:27 jako sukces i uzyskać aplauz tych wszystkich, którzy zrezygnowali z własnej osobowości.
Wtedy bowiem jest Jednostka – zerem, jednostka – bzdurą, sama – nie ruszy pięciocalowej kłody, choćby i wielką była figurą… [Majakowski].
Jako że “ten kto snuje opowieść, rządzi” [Olga Tokarczuk]. 

niedziela, 8 grudnia 2019

Grawimetria

— System PiS zapadnie się pod ciężarem ich łajdactwa — powiada Donald Tusk w wywiadzie dla Wyborczej. Marność moralna funkcjonariuszy partyjnych nie jest jednak jedynym czynnikiem sprawczym przyszłej klęski dobrej zmiany.
Nasi lewicowi prawicowcy mają konkurencję w hurrapatriotyzmie. Konfederaci są jeszcze bardziej tu zaangażowani. W dodatku nie podejmują antyrosyjskiej retoryki i są jawnymi przeciwnikami “eurokołchozu”. Rezultat jest taki, że w konkurencji “prawdziwości” wyprzedzają kaczystów, podobnie jak niegdyś moczarowcy gierkowskich komunistów.
Najnowszym zaś wyrazem tego rodzaju patriotyzmu jest ignorowanie Olgi Tokarczuk, naszej dziewiątej noblistki. Podobnie zresztą jak poprzednio Wisławy Szymborskiej czy Czesława Miłosza. O stosunku do Lecha Wałęsy nie ma już co mówić.
Dobra zmiana skostniała też w propagandowych przekazach. Sebastian Kaleta pytany o swój stosunek do przeszłości Stanisława Piotrowicza mówił o… Monice Olejnik. To pseudoerystyczne retorsio argumenti od dawna się już zużyło i ośmiesza wyrazicieli dobrej zmiany.
Aliści widać też oznaki zawstydzenia w jądrze biało-czerwonej drużyny. Krystynę Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza zaprzysiężono bez mediów, w Belwederze, pod osłoną ciemności. Uroczystości nie transmitowała nawet TVP. Rocznicowe obchody Radia Maryja obchodzono bez udziału najwyższych władz rządzącej formacji.
Pęknięcia w jedynie dotąd słusznej propagandzie ukazuje zapowiedź rychłego opublikowania przez odzyskany jakoby NIK raportu w sprawie afery GetBack-u. Opozycyjne media określały ją jako wielokrotność przekrętu Amber Gold. W ogóle publikatory mnożą doniesienia o nadużyciach prominentów dobrej zmiany.
O izolacji w polityce zagranicznej naszej powstałej z kolan ekipy nie ma już co mówić.
W dodatku, jak pokazała wczorajsza debata przedwyborcza w Koalicji Obywatelskiej, opozycja wyrwała się z obsesji podejmowania sporu z populistami w sprawach światopoglądowych. Koncentruje się teraz na problemach państwa.
W tym wszystkim więc rzeczone łajdactwa są ważnym, ale jednym z wielu obciążeń “cywilizacji PiS-u” [Michalski]. Z takim balastem ani prezydent Duda, ani Zjednoczona Prawica nie mają wielkich szans.
Najwyższy czas, może się jednak da jeszcze uratować podstawy państwa prawa, budowane mozolnie od 1989 roku.

sobota, 7 grudnia 2019

Wolontariusze

To się nam po prostu należało”. Tak rzecz wygląda z punktu widzenia jedynie słusznej ideologii, zmuszonej do pokazywania pazurków.
Wygląda na to, że należą się też zgodne z oczekiwaniami rozstrzygnięcia sądowe. W takiej sytuacji niesłuszne wyroki TSUE lub rodzimego Sądu Najwyższego mogą tylko stwarzać pozory, ewentualnie przedstawiać stanowisko prawne, jedynie zdające się przeczyć rzeczonej zasadzie. Oczywiście jeżeli już nie są opinią “kolesi przy kawie i ciasteczkach”.
Chyba temu, komu się należy też po prostu przysługuje możność płynnego przejścia z urlopu bezpłatnego, poprzez wolontariat, do umowy o sprawowanie dyżurów lekarskich. Wolontariusze pracują dla idei i taką świadomością powinni być wynagradzani lekarze rezydenci. Aliści kiedy jakiś dojrzały medyk należy do tych, którym się “to po prostu należy”, może chyba za idealizm otrzymać zadośćuczynienie. Nawet odpowiadające wielokrotności przeciętnego zarobku tych, którym się to nie należy.
Chociaż tu od wczoraj widać przełom. Jeszcze przed świętami mają być opublikowane dwa raporty NIK-u. Jeden w sprawie GetBack, drugi związany z działalnością Krajowej Administracji Skarbowej. Pierwszy może być ambarasujący dla dobrej zmiany, wykazując jej niedociągnięcia. Drugi również będzie niewygodny, może uwypuklić zasługi krytykowanego przez dobrozmieńców szefa Izby.
Ale na razie z wczorajszych przekazów widać, że jak zmiana ma być dobra, to taka ma być. A że nie wszyscy ją tak postrzegają, to przecież wiadomo, że liberałom, lewakom, czyli neo-komunistom nie należy się nawet uwaga, bo “cała Polska z nich się śmieje”.
I to by było na tyle [Stanisławski].

piątek, 6 grudnia 2019

Oczywistości

Neo-KRS nie jest niezależna od władzy ustawodawczej i wykonawczej a Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, powołana w wyniku reformy sądownictwa nie jest sądem w rozumieniu prawa unijnego i polskiego. Taki wyrok SN po otrzymaniu orzeczenia TSUE z 19 listopada zapadł wczoraj w sprawie odwoławczej sędziego NSA. Jak się okazuje, nieprawidłowo mu nakazano przejść w stan spoczynku ze względu na wiek.
Replika wyrazicieli dobrej zmiany jest zgodna z zasadą erystyki, sztuki nieuczciwej argumentacji, szczegółowo opisanej jeszcze przez Schopenhauera. Wedle niej należy też argumentację przeciwnika zawęzić do wyjątkowego przypadku, i na nim dowieść swojej racji. Można też argumentom adwersarza należy nadać jakąś dezawuującą nazwę. We wczorajszej replice autorytetów dobrej zmiany okazuje się przeto, że rzecz dotyczy tylko sprawy jednego sędziego a wyrok jest w istocie “stanowiskiem prawnym”.
W tle zaś przewija się sprawa nadrzędności prawa unijnego. W tym eurosceptyczna retoryka ma najwięcej do powiedzenia. Tyle tylko, że traktaty międzynarodowe są nadrzędne nad prawem krajowym od zawsze i wszędzie. Międzynarodowa umowa obligatoryjnie prowadzi do odpowiednich zmian w ustawodawstwie wewnętrznym każdego państwa.
Sąd zaś, który nie jest sądem w jednej sprawie, nie jest nią we wszystkich. To tak, jak nie można być tylko trochę w ciąży. Każda zaś rada nie jest niezależna od tych, którzy mianują jej członków i nagradzają ich urzędami ad hoc przygotowywanymi, poprzez zwolnienie mniej faworyzowanych poprzedników. To sprawa oczywista i tak właśnie powiedział Sąd Najwyższy.
Reforma więc sądownictwa doznała potężnego ciosu i erystyczne sztuczki nie zmienią tego faktu bynajmniej. Wpłyną tylko na pogłębienie chaosu, który już zapanował, dając złą rekomendację kompetencjom jej twórców.

czwartek, 5 grudnia 2019

Purnonsens

Okazuje się, że kiedy Marian Banaś złożył dymisję, to powinna ona być przedstawiona Sejmowi. Nawet jeżeli stosowne pismo była dostarczone nieoficjalnie i zawierało braki formalne. Ponieważ tak się nie stało, popełniono błąd. Szczególnie odesłanie dokumentu z żądaniem jego uzupełnienia budzi sprzeciwy, bo nie jest oczywista nieformalność, zarzucona nadawcy.
Możliwe też, że żadnej korespondencji w sprawie dymisji nie było. Wtedy by rzecz była albo kaczką dziennikarską, albo manipulacją polityków. Media prezentują pismo wysłane jakoby przez szefa NIK-u do Sejmu i właściwy wedle Kancelarii Sejmu wzór, przekazany mu w odpowiedzi. Pani marszałek, marszałkini – przepraszam – Elżbieta Witek zaprzecza jednak, że rzeczony wniosek do niej dotarł. Marian Banaś zaś oświadcza, że chciał odejść, ale brutalna gra polityczna, wszczęta wokół niego zmusza go do kontynuowania misji.
Tak czy owak cała historia wpisuje się w metodę sprawowania władzy przez populistów. Muszą się oni wykazać skutecznością wbrew swojej organicznej niemocy. Temu właśnie celowi służyły zarówno nocne obrady jak i wyzywające wręcz obsadzanie państwowych stanowisk ludźmi bez wymaganych ku temu kwalifikacji.
Dzięki temu jednak gigantyczne problemy ochrony zdrowia, wyprzedaż koni ze stadniny w Janowie Podlaskim, no i brak milionów elektrycznych samochodów, setek tysięcy mieszkań, czy tysięcy kilometrów autostrad, a nawet zardzewiała stępka mitycznego promu w Szczecinie nie szkodzą wizerunkowi obiektywnie bezwładnej formacji.
Nie zauważyliśmy tego, ale rzeczywistość od dawna jest odrywana od teraźniejszości. Przecież już w sprawie swoistego traktowania Trybunału Konstytucyjnego zarzuty zbijano tym, że poprzednicy postępowali podobnie. Teraz też kontrargumentem dla wyboru obwinianego Mariana Banasia na szefa NIK-u jest akt oskarżenia, wystosowany do sądu przeciwko jego poprzednikowi. Skutek jest taki, że w ocenie efektów wprowadzenia dobrej zmiany teraźniejszość staje się drugorzędna.
W tej sytuacji nic dziwnego, że oczywista lewicowość rządzącej formacji i “piękna przeszłość” (sic!) jej najbardziej głośnego wyraziciela nie przeszkadzają w niczym antykomunistycznym rzekomo zwolennikom. Zwłaszcza że to lewica właśnie przystępuje do zbierania podpisów dla postawienia przed Trybunałem Stanu opornego wobec PiS-u Mariana Banasia.
Pozostaje więc tylko za Cyceronem zakrzyknąć: O tempora, o mores. Bo to i czas i obyczaj jest niezwykły.

środa, 4 grudnia 2019

Amanaci

Ostatnio coraz częściej na ekranach pojawia się jakiś ważny dyrektor albo rzecznik państwowej instytucji o dobrym, dobrozmiennym nazwisku, aliści młody jakiś taki. Mimo to zgodnie z manierą dorosłych a często wbrew oczywistym faktom stanowczo oświadcza, że jego firma działa zgodnie z pragmatyką i swoje zadania wykonuje terminowo. Wszystko sugeruje, że w wielu wypadkach mocodawcy wykorzystują albo nawet sprawdzają adepta, bo kto inny by się nie podjął aż takiej “ściemy”.
Ostatnio media ogłosiły, że syn wysokiego urzędnika, niewrażliwego na radę samego Prezesa stracił dyrektorską posadę w prominentnym, a odzyskanym banku. Podobno na własne życzenie odszedł z dnia na dzień. Przedtem jego ojciec wypełnił wprawdzie preześną wolę, ale zrobił to w sposób niedostateczny. A jeszcze przedtem media doniosły, że dobra zmiana ma plan B na wypadek, gdyby rzeczony rodzic okazał się nieposłuszny.
Wszystko razem by się składało w dość ambarasującą całość. Oto obecna ekipa rządząca nie uprawia chyba nepotyzmu. Ona raczej bierze zakładników od swoich protegowanych. Czyżby w ten sposób zapewniała sobie ich lojalność?
Korespondowało by z tym stwierdzenie Donalda Tuska, mówiącego o Prezesie, iż “nie miał nigdy oporów, żeby posługiwać się ludźmi marnymi, słabymi, którzy byli gotowi mu się podporządkować, dla realizacji własnych celów ... Wielokrotnie miałem okazję być świadkiem z jaką pogardą mówi o tych ludziach, kiedy oni tego nie słyszą”. Rzeczona słabość by wynikała z troski o los progenitury.
Zwyczaj brania zakładników lojalności pochodzi jeszcze z czasów starożytnych. Jeżeli by więc dobrej zmianie zarzucać cokolwiek, to chyba nie może to być ucieczka od tradycji. No i nepotyzm też nie.
Rzecz się przedstawia tak absurdalnie, że w naszych obecnych warunkach nabiera cech prawdopodobieństwa.

wtorek, 3 grudnia 2019

Anarchowoluntaryzm

To jest tak, że kiedy sędzia, rozpatrując skargę na wyrok pierwszej instancji chce sprawdzić, czy autor zaskarżonego orzeczenia miał prawo orzekać, jest niedobrze. To anarchia, bo takie dochodzenie odbiera autorytet ciałom kolegialnym o najwyższym znaczeniu. W dodatku niektóre z nich mianują sędziów, co swoim podpisem pod stosownym patentem potwierdza sam prezydent Rzeczypospolitej.
Kiedy jednak owe najwyższe ciała kolegialne powołały na jeden z najwyższych urzędów funkcjonariusza (co również potwierdził prezydent RP) a mimo to Prezes powziął podejrzenia wobec wybrańca, to ów urzędnik ma się podać do dymisji, bo jest niegodny sprawowania funkcji. Wtedy preześne postępowanie nie jest jednakowoż anarchią, a natychmiastowym reagowaniem na błąd, który, jak powiadają wyraziciele dobrej zmiany, jest prawem każdego i nie zdarza się tylko tym, co nic nie robią.
Rzecz musiał też uznać jeden z kontrowersyjnych dygnitarzy. Po pewnym bowiem ociąganiu się napisał wreszcie, że “Kierując się Dobrem Polski, Najwyższej Izby Kontroli oraz mojej rodziny, składam rezygnację”. Aliści też tu popełnił błąd, nie wyznaczył bowiem osoby pełniącej obowiązki swojego następcy. Odesłano mu więc pismo z sugestią wprowadzenia stosownej poprawki. I dalej mamy pata.
Z tego by poza konstatacją, iż nie ma należytego posłuchu w dobrej zmianie, wynikał również zaskakujący wniosek, że instytucje które się nie mylą, nic nie robią. Prezesi zaś błądzą wskutek pracowitości i mają do tego prawo. Aliści niepisane. Bo to przecież wszyscy wiedzą i wszyscy je mają. No ale ten autorytet?
To kto się tu naprawdę myli, co do czego i kto naprawdę nic nie robił?

poniedziałek, 2 grudnia 2019

Edukatornia

W przyszłym tygodniu ma trafić do Sejmu projekt ustawy, która zakaże sędziom sprawdzania prawidłowości mianowania składów orzekających w sprawach rozpatrywanych potem w drugiej instancji. Ma to wynikać z zasady apolityczności i zakazu szkodzenia którejś ze stron procesu.
To jednak adwokaci będą chętniej skarżyć orzeczenia, wydane nie po ich myśli przez nieprawidłowo mianowanych orzeczników. Neo-KRS stanie się tu ofiarą sądowych zmagań, niezależnie od woli polityków, starających się uciszyć sędziów, bo próbują uprzedzić działania obrońców. Pierwszy taki wniosek już jest gotowy i to w sprawie księdza pedofila.
Niezależnie od tego 105 polskich miast a i Bruksela oraz Berlin stały się widownią ulicznych demonstracji solidarności z naszymi sędziami. Demonstranci żądają zaprzestania represji, przywrócenia KRS, likwidacji Izby Dyscyplinarnej SN, bezkosztowego rozpatrywania odwołań od orzeczeń autorstwa nieprawidłowo powołanych sędziów, szacunku dla wyroków sądowych. Demonstrujący wczoraj odróżniali się też tym od uczestników oficjalnych zgromadzeń poparcia, że hymn śpiewali czysto i rytmicznie.
Niezależności sądów domagają się ludzie zatroskani o swój osobisty los. Rzecz nie jest dziwna. Fatalnie bowiem wypada dla nas chociażby ranking dobrobytu finansowego, opracowany przez szwedzką firmę konsultingową Intrum AB. Jesteśmy tam na trzecim miejscu… od końca. Gorzej jest na Litwie i w Grecji. Pytano obywateli 24 państw Europy “o ich zdolność do płacenia rachunków w terminie, łatwość zadłużania się, oszczędności i wiedzę z zakresu finansów”. Pod każdym względem praktycznie “zamykamy peleton”.
Niedostatek wiedzy o finansach u nas pozwala dobrej zmianie na promowanie się rozdawnictwem. Podobnie jak niezrozumienie przez wielu Polaków istoty niezależności sądów umożliwia dobrozmieńcom samowolę. Skutkiem są zadziwiające wolty propagandowe, w wyniku których nie tylko bulwersujace powiązania wysokich urzędników, ale postępowanie oczywiście sprzeczne z rozsądkiem mogły być dotąd przedstawiane jako osiągnięcie.
Nic też dziwnego, że w oświacie promuje się takie rozwiązania, które raczej nie poprawią niedostatków wiedzy, gnębiących nasze społeczeństwo. W wyniku tego stosowne wykształcenie zdobywamy doświadczalnie. Szkoda, bo empiria jest często bolesna. Przede wszystkim dla samooceny nazbyt wyrośniętych sztubaków.
Ale to my wybraliśmy dobrą zmianę. Czyli "sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało" [Molier].

niedziela, 1 grudnia 2019

Kresy

My w razie niegodziwości popełnianych przez własnych funkcjonariuszy wyciągamy wnioski, nawet jak zarzuty formułują tylko media. To nas odróżnia od koalicji PO-PSL. Nasi konkurenci nagradzają mandatami parlamentarnymi polityków także obciążonych prokuratorskimi zarzutami. Teraz więc sprawę niepokornego szefa NIK-u załatwimy przy pomocy środków prawnych, ale do tego potrzebna nam będzie współpraca opozycji. Zobaczymy, czy nadal chce ona chronić ludzi o złej reputacji.
Tak mniej więcej Patryk Jaki przedstawił stanowisko dobrej zmiany. Wszystko zatem jest w porządku. Nieprawości usuwają i tym się pozytywnie odróżniają od swoich oponentów. Czyli oporny szef NIK-u nie istniał przedtem, nic więc dziwnego, że kiedy zaistniał, stanowił zagadkę dla służb. Karierę zaś zrobił dzięki swoim kwalifikacjom, które były znane komu trzeba, mimo że... nie istniał.
Pisano, że “na to stanowisko powołano osobę, której kariera, mimo związków z obozem Prawa i Sprawiedliwości, nie stawia pod znakiem zapytania obiektywizmu w sprawowaniu urzędu. Nowy Prezes NIK nie był bowiem politykiem (parlamentarzystą), a w rządzie pełnił bardzo wysokie funkcje o charakterze urzędniczym (wiceminister finansów w dwóch rządach; krótko – minister finansów), był wieloletnim pracownikiem NIK, zweryfikował się też tworząc z wielkim sukcesem KAS. Nominacja miała więc zupełnie inny charakter niż powołanie czynnego polityka i działacza partyjnego. Dzięki temu mająca istotne znaczenie dla systemu politycznego instytucja kontrolna zyskała nową jakość, a dobór kadr na kluczowe stanowiska w państwie – poza wszelką dyskusją – zyskał nowy standard”.
Sławomir Neumann punktuje bezlitośnie. Dobra zmiana może liczyć na pomoc opozycji pod warunkiem, że wszyscy, którzy się przyczynili do wyniesienia niechcianego teraz urzędnika poniosą odpowiedzialność polityczną. Z premierem włącznie.
Aliści zmiana Konstytucji, o czym mówił Patryk Jaki, nie wchodzi w grę. Jeżeli prezes NIK-u miałby być usuwalny, to dlaczego nie prezes Sądu Najwyższego? Dobra zmiana już tego raz próbowała i nikt rozsądny nie pójdzie jej na rękę w innych jej poczynaniach w tym względzie. Niewygodnego teraz władzy dygnitarza desygnowała jednoosobowo zarządzana partia. Czyli Konstytucja musiałaby być zmieniana dla naprawy błędu jej prezesa.
Tak się właśnie mści deptanie zasad. Daje ono czasową przewagę nad konkurencją, jednakże tylko dopóki może dominować samowola. Zawsze bowiem istnieją granice, których się przekroczyć już nie da. Oburzenie ogółu staje się zbyt wielkie. I teraz ten stan chyba osiągnięto.
Bo demokracja zawsze wygrywa. Ludzie religijni wyrażają to słowami: “Pan Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy”. Nic więc dobrego nie czeka dobrą zmianę. Niezależnie od wysiłków najbardziej nawet przewrotnych wyrazicieli jej ideologii.
A autokrata, któremu można bezkarnie odmówić posłuchu, łatwo staje się najzwyklejszym posłem. Rychło nawet byłym.

sobota, 30 listopada 2019

Zawody

Prezes NIK-u ma abdykować. Tak ustalił prezes PiS-u. Komunikat Izby stwierdza, że nie ma o tym mowy. Wydano go zaraz po pojawieniu się plotki, jakoby żądaniu Kaczyńskiego miało stać się zadość. Sprawa nabrała cech groteski, jak ostatnio często. Nie tylko z powodu pogłoski.
Ale to już druga sprawa. Pierwsza to fakt, że żądanie dymisji wyrażono na podstawie oskarżeń medialnych. To zaś stoi w sprzeczności z metodą obrony, stosowaną przez dobrą zmianę wobec innych urzędników z jej mianowania, atakowanych przez media.
Wszak politycy, szczególnie nie pełniący państwowych funkcji, nie mają dostępu do materiałów przeznaczonych dla premiera. Pozostali obywatele kraju nie mogą ich poznać, bo na przykład… RODO. Skoro owa instytucja zabrania ujawnienia jawnych list poparcia dla kandydatów na członków KRS, tym bardziej musi chronić, ona lub inna, informacje zastrzeżone dla szefa rządu.
Jeszcze w końcu sierpnia premier, wicepremierzy i koordynator służb specjalnych gratulowali w Sejmie Marianowi Banasiowi wyboru na stanowisko. Jeszcze w czwartek rano prezes NIK-u doświadczał obrony całej partii. A teraz? Wicepremier Sasin powiada, iż “My mówiliśmy od początku, że jeśli pojawią się uzasadnione wątpliwości dotyczące spraw od wielu tygodni naświetlanych przez media, to wtedy będziemy oczekiwać od pana prezesa honorowej decyzji o podaniu się do dymisji”.
Stoi to w sprzeczności chociażby z traktowaniem “spraw naświetlanych przez media” na środowych obradach komisji sejmowej, gdzie uniemożliwiono posłom wysłuchanie odpowiedzi na pytania zadane prezesowi NIK. Wtedy wątpliwości nie było? A był już plan B, którym prezesa NIK-u straszy premier?
Co ma powiedzieć elektorat, słuchający o niezborności opozycji, której posłowie rzekomo negowali fakty. Bo w Krakowie są jakoby mnogie hotele, wynajmujące na godziny pokoje a to turystom, a to petentom, przed ważną wizytą pragnącym się odświeżyć. Wszak mamy kapitalizm, wszystkie usługi są dostępne.
Jak wobec nagłego zwrotu wobec szefa NIK-u lud ma uwierzyć, że anarchistami są sędziowie, skrupulatnie sprawdzający prawomocność ustaleń, będących przedmiotem ich oceny. Przecież zaniechanie takiej właśnie ostrożności doprowadziło dobrą zmianę do zaprzeczania samej sobie.
Bo teraz co? Prezes i jego zastępca nagle nie wierzą w prezentowaną wcześniej oczywistą oczywistość? Dają wiarę medialnym przekazom? Przemysłowi nienawiści? Jak mają żyć fani jedynie słusznej ideologii? No jak?

piątek, 29 listopada 2019

Procedery

Sędziowie, którzy są mianowani dzięki procedurom dobrej zmiany nie będą wyznaczani do składów orzekających w Sądzie Najwyższym. Tak wynika z decyzji prezesa Izby Cywilnej SN.
W Olsztynie odbywają się demonstracje w obronie sędziego, który został zdegradowany, bo zgodnie z ciążącym na nim obowiązkiem próbował zbadać prawidłowość mandatu gremium, orzekającego pierwej w sprawie rozpatrywanej przezeń w drugiej instancji.
Wydaje się, że znowu usłyszymy o KOD-zie, który pod nowym kierownictwem zaczyna się przebijać do mediów. Już mamy zapowiedź kolejnej fazy protestów ulicznych.
W obozie zaś dobrej zmiany rozpoczęło się zmaganie z pancernym prezesem. Jak zauważył Roman Giertych, zasugerowano mu dymisję natychmiast po ustanowieniu wnioskowanych przezeń a wskazanych przez partię zastępców. Teraz więc stanowi tylko "obciążenie wizerunkowe". Aliści poprzednio dostojnik zdymisjonowany w tym trybie i również obciążający wizerunek rychło trafił do aresztu. "Nic dwa razy się nie zdarza", pisała kiedyś Wisława Szymborska.
Trudności albo skonsolidują, albo rozbiją koalicję panów nazywanych w dobrej zmianie dużym i małym Jarkiem. Ciekawy będzie skutek. Większość komentatorów typuje drugi wariant.
A przyczyną jak zawsze jest ten trzeci. W tle. Będzie więc się działo.

czwartek, 28 listopada 2019

Probaliści

— Skorzystałem ze swego uprawnienia — powiada minister Ziobro, indagowany w sprawie degradacji sędziego z Olsztyna, który zażądał ujawnienia list poparcia do KRS. — Rolą sądu jest sprawiedliwie i uczciwie sądzić, a nie bawić się w politykę i podważać status innych sędziów — dodaje. Miał prawo, to i zrobił. Sprawdzanie przecież statusu jest jego podważaniem. Albo?
Prezes Banaś też ma prawo, to i desygnował kandydatów na stanowiska swoich zastępców przed rozwikłaniem własnych problemów. Tu już uzasadnienie jest bardziej rozbudowane. Instytucja zatrudniająca 1600 pracowników musi być odpowiednio zarządzana. Najwyraźniej nie była przedtem, kiedy jej prezes korzystał z urlopu a jedna tylko osoba piastowała stanowisko wiceprezesa.
To inaczej, jak z Markiem Kuchcińskim, Markiem Suskim i Jarosławem Zielińskim. Zdymisjonowano ich, bo wedle anonimowego informatora Wirtualnej Polski “ciążyli partii wizerunkowo”. Przecież to było wiadome wszystkim, którzy z uciechą obserwowali ich autopromocyjne szarże, czasem nawet z użyciem lotnictwa albo przynajmniej lotniska.
Wszystkie te uzasadnienia rzeczy budzących kontrowersje bledną wobec zapewnienia adwokata w procesie o odszkodowanie dla ofiary pedofilii. Przestępstwo było popełniane "co najwyżej przy okazji wykonywania czynności księdza katolickiego, a nie przy wykonywaniu tych czynności". Diecezja zatem w niczym tu nie jest winna.
Prawo małych liczb powiada, że jak już się zdarzy coś nieprawdopodobnego, to najprawdopodobniej kilkakrotnie. I jak tu nie wierzyć statystyce? Chyba że to co słychać stało się tymczasem normą i na tym właśnie polega dobra zmiana.

środa, 27 listopada 2019

Zdumienia

Sędzia drugiej instancji uznał za zasadne niedawno wyrażone wątpliwości Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej rozpatrując odwołanie od zaskarżonego wyroku. Zdecydował więc sprawdzić kompetencje składu orzekającego przedtem w rozpoznawanej właśnie sprawie. Został natychmiast przesunięty do sądu rejonowego. Zażądał bowiem przekazania mu list poparcia dla członków Krajowej Rady Sądownictwa, która mianowała autorów podważanego orzeczenia.
Więcej, wiceminister sprawiedliwości wyjaśnił, że zdegradowany sędzia wszedł na drogę do anarchii. Wynika z tego, że nie jest nią odmowa wykonania prawomocnego wyroku NSA, właśnie w sprawie obowiązku bezwarunkowego ujawnienia list poparcia dla kandydatów do KRS.
Wedle prawa odwołany sędzia musi jednak zakończyć rozpoczęte postępowania. Uniemożliwienie mu tego byłoby zbyt chyba daleko idącym objawem swoiście teraz definiowanej praworządności. Tak więc czy owak Kancelaria Sejmu jest związana nakazem i musi go wykonać pod rygorem grzywny.
Chociaż mamy dziwny precedens. Okazuje się bowiem, że wieszanie portretów na szubienicach nie nawołuje do zbrodni, nie jest groźbą, nie obraża. Jest happeningiem. Tak wynika z uzasadnienia odmowy podjęcia postępowania karnego wobec nacjonalistów. Oni w proteście przeciwko głosowaniu europarlamentarzystów za rezolucją, nawołującą Polskę do praworządności, dwa lata temu dokonali w Katowicach symbolicznej egzekucji na ich portretach.
Jeżeli tak, to nie tylko moc wyroków sądowych, ale nawet symbole religijne nie są bezpieczne. Każde ich wykorzystanie przez happenerów czy zwykłych wrogów wiary do wyszydzania uczuć pozostanie bezkarne. W istocie bowiem są tylko wizerunkami, podobnie jak powieszone portrety są jedynie przedmiotami z drewna i papieru, rekwizytami pomocnymi w demonstracji.
W takim sposobie rozumienia wymowy zdarzeń, także odmowa ujawnienia list poparcia może być potraktowana jako swoisty protest. Może przeciwko anarchii właśnie, tej budzącej obawy wspomnianego wiceministra.
I to by miała być ta dobra zmiana?

wtorek, 26 listopada 2019

Łucznictwo

Zbudują nam łuk triumfalny. Ma Rzym, Paryż, Berlin. Będziemy mieli i my. Wystawi go władza dla uczczenia Bitwy Warszawskiej. Poprzednie budowle tego typu powstawały nieco prędzej niż sto lat po triumfie. Zawsze też budowali je imperatorzy. Ale nasz jest ważniejszy. Obroniliśmy Europę.
W wyniku zaciekłości i głupoty części naszej szlachty, Polska straciła znaczenie w rozgrywkach między Wschodem i Zachodem. Jeszcze w XVII wieku była godną uwagi zdobyczą. Potem stała się już tylko miejscem do rozprawy potężniejszych sił.
Zapewnienie sobie większego kawałka polskiej ziemi dawało konkurującym autokratom lepsze pozycje wyjściowe w ewentualnych zmaganiach. Dopóki jednak ościenne państwa miały podobne cechy ustrojowe, zgodnie dzieliły naszą ojczyznę między siebie.
Dopiero po pierwszej wojnie światowej rozstrzygająca bitwa na polskich ziemiach tworzyła szansę dla utrzymania lub rozszerzenia któregoś z zasadniczo przeciwstawnych systemów rządzenia, praworządnego lub satrapii.
Bitwa Warszawska uratowała jednak przede wszystkim nas samych. Pokazała przy tym, że determinacja daje przewagę nawet nad znacznie silniejszym materialnie przeciwnikiem.
Aliści rzeczywiście bolszewia by się już wtedy rozniosła po świecie, gdybyśmy przegrali. Narody jednak wcale nie są nam wdzięczne. Nie bardzo mają za co. Przecież kilkanaście lat potem Niemcy sami sobie przybrali faszyzm, idąc zresztą za przykładem Włoch.
Łuk zatem ma przede wszystkim zadośćuczynić próżności. Ma też gorszemu sortowi pokazać, że nic nie znaczy, bo nie ceni heroizmu, przypisywanego sobie teraz przez dobrozmieńców. Wyraziciele bowiem animalnego elementu pokazują zamykane oddziały szpitalne, nędzę oświaty, czyli wydatki mogące godniej służyć ojczyźnie, niźli naśladowanie starożytnych pomników.
Ale rzecz jest znacznie łatwiejsza od elektrycznych samochodów, nawet od CPK, przeprawy przez Mierzeję Wiślaną czy przyafrykańskiego lotniska. Obok więc imperatora będziemy również mieli łuk.
Najlepiej zaraz przy niechcianym w Wiedniu pomniku siedemnastowiecznej wiktorii.

poniedziałek, 25 listopada 2019

Ockhameria

Robert Biedroń proponuje, aby trzynastą emeryturę wypłacać z Funduszu Kościelnego. Rzecz nie powinna budzić większych wątpliwości. Wszak to wyraziciele dobrej zmiany powiadają, że pobieranie na ten cel środków z zasobu przeznaczonego dla niepełnosprawnych w niczym go nie uszczupla. Powiadają, że przecież “tu nikt nikomu niczego nie zabiera”.
W ogóle sposób reagowania dobrozmieńców na zawiłości losu jest pełen prostoty. Kiedy europoseł PiS-u z właściwą im zręcznością zatrzasnął się na na brukselskim tarasie, gdzie palił papierosa, próbował kopniakiem otworzyć sobie możliwość powrotu pod dach. Winą zaś za bezskuteczność próby obarczył działacza PO, który przebywając w Polsce, zamiast mu pomóc, zajmował się utrwalaniem nagrania zdarzenia, autorstwa pracownika PE.
Mamy więc tu wszystko to, co leży u podstaw dobrozmiennej logiki. Winni zawsze są platformersi, a fakty nie mają znaczenia i niczego nie dowodzą.
Dlatego właśnie ta zmiana jest tak dobra w oczach ludzi poważnie traktujących rzeczony schemat myślenia.

niedziela, 24 listopada 2019

Wizerunek

Polskę przemierza pomnik Jana III Sobieskiego. Miał on stanąć na Kahlenbergu, ale po obejrzeniu dzieła, Austriacy zrezygnowali z jego przyjęcia. Teraz więc twórcy monumentu straszą, że przekażą go Europie w darze.
Dzieło sztuki powinno przełamywać istniejące symbole i tworzyć nowe. Musi czymś zaskakiwać, aby przyciągać uwagę. Można to też osiągać poprzez prowokację. Łatwo tu jednak przesadzić, obrażając na przykład religię czy narodowość i stworzyć kicz a’ rebours.
Ale szmirą bywa przede wszystkim żarliwe zestawienie tradycyjnych symboli. Albo nawet zwłaszcza. Szczególnie kiedy ich wybór jest jedynie słuszny, czyli zadekretowany przez ideologię. Twórcy zaś bogoojczyźnianych ekspozycji mają ogromne pole do popisu, prezentując na przykład tradycyjne znaki patriotyczne lub kościelne. Niewielu też wtedy odważy się krzyknąć, że “król jest nagi”.
Teraz więc Polacy będą mogli zobaczyć, co otrzyma od nas Europa. Ciekawe jak postąpi? Czy się w ogóle odważy na to, co zrobili Rakuszanie?
Ale przynajmniej otrzymamy obraz tego, jak bywa w świecie odbierane zadęcie.

sobota, 23 listopada 2019

Głosodajność

Praworządność polega na tym, że ci, do których są skierowane przepisy nie łamią ich ani nie obchodzą. Ponieważ nikt nie jest poza prawem, dotyczy ono wszystkich. Przyzwoitość jednak wymaga aby tym, którzy uchwalają ustawy było mniej wolno. Ta prosta zasada nie jest najwyraźniej zrozumiała dla dobrozmieńców.
Wydaje się, że nie tylko to. W sytuacji kiedy posłowie ZP nie mogli się rzekomo połapać w nazbyt dla nich skomplikowanej aparaturze i zagłosowali wbrew intencji swojej partii, w popłochu zarządzono powtórzenie procedury. A pierwotny wynik był zgodny z obyczajem sejmowym, zakładającym przyznanie opozycji miejsc w KRS.
Oczywiście pomyłki są możliwe, ale takie freudowskie coś mówią. Trudno też przypuszczać, że reformująca państwo formacja składa się z parlamentarzystów, którym obsługa prościutkiej maszynki przysparza kłopotów.
Nade wszystko zaś na pewno w kontekście praworządności niezwykłym zdarzeniem była natychmiastowa, dyscyplinująca rozmowa Prezesa z posłanką jego ugrupowania, przeprowadzona zaraz po tym, jak zgodnie ze swoim sumieniem i “linią partii” nie poparła prokuratora stanu wojennego. Najwyraźniej próbowała zapobiec powiększeniu “kasty sędziowskiej”, wedle wyrazicieli dobrej zmiany “przywracającej Peerel”.
Jak to również pokazuje powtórzenie niewygodnego głosowania, dobra zmiana nie pozwala się ograniczać przepisami. Także zasadami, zwłaszcza własnymi. Nie traktuje też poważnie swoich zwolenników ani w Sejmie, ani poza nim. Czy na pewno tak wygląda praworządność?

piątek, 22 listopada 2019

Prakseologicy

— Trzeba anulować, bo przegramy — dało się podobno usłyszeć w otoczeniu pani marszałek i ponowiono głosowanie nad kandydaturami Sejmu do KRS-u. Wbrew tradycji nie weszli tam członkowie opozycyjnych klubów parlamentarnych.
Kontrowersyjni politycy dobrej zmiany (niegdysiejsi, a jakże) zostali wybrani na sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Pomimo negatywnych opinii prawnych, wydanych na zlecenie wicemarszałków Sejmu. Przekroczyli bowiem graniczny wiek, który sami niegdyś sędziom wyznaczyli.
Krystyna Pawłowicz była wedle rekomendujących zawsze bezpartyjna a Stanisława Piotrowicza w Peerelu szykanowano. W to drugie można nawet uwierzyć. Wszak odznaczono go wtedy medalem, który mu teraz przynosi same kłopoty.
Komisja sprawiedliwości upamiętniła swój start w ruszającej kadencji. Przewodniczący zarządził głosowanie nad kandydaturą Stanisława Piotrowicza przed jego odpowiedzią na pytania zadane mu przez posłów. Pewnie żeby się opozycji w głowach nie poprzewracało.
Pani Pawłowicz zaś na rzeczonym posiedzeniu nie tylko podtrzymała swoje nieparlamentarne wypowiedzi, także to o unijnej fladze, ale i dodała, że Komisja Etyki, która ją karała za niewyparzony język jest reliktem Peerelu. Nic dziwnego, że Roman Giertych znowu szydzi pytając: "Czy strony na posiedzeniach TK będą się mogły do siebie zwracać tradycyjnym, polskim "morda w kubeł”?"
Telewizje natomiast pokazały prezydenta, jak w impetycznej filipice optuje za oczyszczeniem wymiaru sprawiedliwości z funkcjonariuszy stanu wojennego. Podobno w tym wymiarze straszą, co powoduje konieczność reformowania systemu za wszelką cenę.
Premier pytany o powody wycofania ustawy o trzydziestokrotności odpowiada, że zrobiono tak, bo dobra praktyka nakazuje szukać kompromisu.
W sumie więc wychodzi na to, że dobra zmiana nie tylko ignoruje opozycję, ale też wybiera emerytów na stanowiska sędziowskie. W dodatku typuje ich w sposób zasadniczo sprzeczny z założeniami własnej reformy. Gorzej, odrzuca przy tym zasady dobrej praktyki, wyznawane przez premiera.
Znowu więc będzie odnaleziony układ wewnątrz systemu, który go zwalcza. Nic dziwnego, że praktyka dobrej zmiany rozmija się z jej teorią. Jak żyć?

czwartek, 21 listopada 2019

Kruchość

Dobrze zarządzane społeczeństwo inwestuje w czasie prosperity i w trakcie kryzysu jest zieloną wyspą. Głupio rządzone konsumuje podczas hossy i głoduje w trakcie bessy. Ale najpierw jest keynesowskim tygrysem gospodarczym. Dobra zmiana już próbuje podnosić podatki tym, co by jeszcze mogli mieć oszczędności, aby i oni cierpieli podczas spowolnienia, które z właściwym sobie upodobaniem do eufemizmów zapowiedział jednak Prezes.
Pewnie też aby zasadzie się stało zadość, zablokowano ceny prądu. Niedołężnie, ale jednak. Do inflacji więc, spowodowanej wysypem pustego pieniądza na rynek, dołączą jeszcze koszta opóźnienia remontów w energetyce. To będzie kolejnym bodźcem do wzrostu cen i dopełni powodów dla zaciskania pasa.
Stąd też radosny ton premierowskiego expose’. To już drugi łabędzi śpiew w naszej historii. Gierkowski premier sprzed kryzysu lat osiemdziesiątych, Edward Babiuch słowo “expose” wymawiał z iście proletariackim akcentem. Dlatego był bardziej wiarygodny dla tych, którzy wtedy jeszcze wierzyli w gadanie ówczesnych budowniczych drugiej Polski. Też obiecywał złote góry.
Tylko, sprawiedliwie rzecz biorąc, dobra zmiana towarzysza Babiucha mogła się pochwalić paroma osiągnięciami inwestycyjnymi. Obecna nie bardzo. Program mieszkanie+ zrealizowano w 5% (sic!). Nie zbudowano ani metra autostrady poza tymi, które powstały w czasie znienawidzonej koalicji PO-PSL. Elektrycznych samochodów ani na lekarstwo nie ma. Ba, nawet niemiecki inwestor zrezygnował z budowy sieci stacji ich zasilania. Żaden polski kapitalista się do tego nie pokwapił, rodacy nie są naiwni. O stępce w Szczecinie nie ma już co mówić.
Jak wynika z głosowania za wotum ufności dla obecnego rządu, bez poparcia gowinowców by on upadł przed zaprzysiężeniem. To wyjaśnia powód wygłoszenia przez Ryszarda Czarneckiego poglądu, jakoby Prezes nawet nie znał słowa zemsta. Gdyby jednak Porozumienie Prawicy poszło swoją drogą, dobra zmiana by straciła władzę. Z powodów arytmetrycznych więc gowinowcy pozostaną bezkarni, mimo zablokowania ustawy o trzydziestokrotności. To da teraz ziobrystom asumpt do pokazania, że nie są od macochy. Będzie więc się działo. Wystarczy tylko, aby opozycja z odpowiednią regularnością żądała ustąpienia poszczególnych ministrów. Konfederacja już zaczęła.
Pani Chojna-Duch z mediów się dowiedziała, że nie jest już kandydatką do Trybunału Konstytucyjnego. Jej następca, Robert Jastrzębski też niedługo się cieszył poparciem dobrej zmiany. Komitet — nie, nie centralny — polityczny PiS-u poprosił popierających o wycofanie swego podpisu. Ci zaś potulnie to zrobili i nawet się przed mediami chwalą swoją… niezłomnością. Najwyraźniej siła, która przerasta już Prezesa, działa w tle. To jakaś antypreześna namiętność. Albo fatum. Co innego by sprawiło, że Donald Tusk został przewodniczącym największej frakcji w PE?
Mantra dobrozmieńców głosi, iż Europa wyrosła z tradycji judeochrześcijańskiej. Ta zaś nakazuje wstrzemięźliwość. Można interpretować, że nie tylko w jedzeniu i piciu. Czyżbyśmy więc częściowo weszli do Europy? Bo z tą konsumpcją, to na razie nie bardzo nam wyszło.

środa, 20 listopada 2019

Maltańskość

Jeżeli powstają wątpliwości co do prawidłowego ukonstytuowania gremium rozstrzygającego sprawę, powinien je zweryfikować Sąd Najwyższy. Ponieważ rzecz dotyczy Izby Dyscyplinarnej SN, musi tego dokonać skład pochodzący spoza niej. Tak mniej więcej brzmi tenor orzeczenia TSUE. Przed nami jeszcze kolejne jego wyroki, szczególnie ten, który zainicjowała Komisja Europejska. Wczorajszy wypada fatalnie dla dobrej zmiany. Okazuje się bowiem, co od dawna było wiadome, że nieprawidłowo obsadzony sąd nie ma prawa do wydawania orzeczeń.
Protagoniści dobrej zmiany uważają jednak ten wyrok za korzystny, bowiem przekazuje polskiemu wymiarowi sprawiedliwości kompetencje do rozwiązywania naszych problemów. Padają słowa o rzekomej korupcji w Sądzie Najwyższym, jakoby nie osądzonej wskutek korporacyjnej solidarności sędziów, rzekomo ujawnionej w podsłuchach CBA jeszcze w 2014 roku.
Premier w expose’ między innymi zapowiada skrócenie czasu rozpatrywania spraw. To rzeczywiście dziwne, że w kraju posiadaczy dwustu tysięcy nowych mieszkań i miliona samochodów elektrycznych na wyroki sądowe trzeba czekać nie krócej, jak na mało skomplikowany zabieg medyczny. Ale jednak 9 miliardów wydano na modernizację służb, także SOP, która wielokrotnie udowodniła swą niekonwencjonalną sprawność.
Mówił także premier że "wpływ demokratycznie wybranego parlamentu na obsadę sądów jest w każdym kraju, wszędzie”. To prawda, ale wszędzie parlament wybiera spośród kandydatów proponowanych przez gremia niezależne od polityki. U nas nie. Najlepszym dowodem jest zapowiedź uzupełnienia składu Trybunału Konstytucyjnego. O podwyżce akcyzy na wódę i papierosy dla ograniczeniu liczby pijanych kierowców na drodze nie ma już co mówić.
Cezary Michalski również o twórcach dobrej zmiany tak pisze: “Klasyka polskiej prawicy to stadka efebów noszących teczki za Jarosławem Kaczyńskim i Markiem Jurkiem w korytarzach Nowogrodzkiej czy Sejmu. Wszyscy traktujący politykę w demokratycznym kraju jak zabawę w wojnę, zabawę w heroizm. Do tego podkreślanie swego uwielbienia dla „heroicznych militarnych cnót” przez ludzi, którzy nie weszliby bez windy na drugie piętro”. Aliści to nie tylko o dobrozmieńcach było. Rzecz udowodnił wyrazisty eksponent Konfederacji, wygłaszając jeszcze bardziej zdumiewające kwestie od samego premiera. Ale bardzo dlań niemiłe. Było o zdradzie, banksterstwie i masonerii.
No i mamy efekt w postaci orzeczenia europejskiego sądu. I dobrego samopoczucia pełnej sukcesów władzy. Jak po maltańskim szczycie.