Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 30 listopada 2018

Sieciarze

W przyszłym roku dojdzie do podwojenia liczby uczniów pierwszych klas w liceach i technikach. Nastąpi to wskutek ukończenia szkoły podstawowej przez pierwszy rocznik, który podejmie kolejny etap kształcenia. Zbiega się to z wypuszczeniem przez likwidowane gimnazja ostatnich absolwentów, którzy również zechcą podjąć naukę w dostępnych teraz średnich szkołach. W rezultacie może tam zabraknąć miejsc albo klas do pomieszczenia wszystkich chętnych.
Mnożą się zapowiedzi procesów przeciwko dziennikarzom, którzy brzydko piszą o PiS-ie. Nawet na forach społecznościowych. Wojciech Czuchnowski jest pierwszy, ale za nim mają podążyć ci, którzy się będą rozpisywać o aferze KNF. Mediów wprawdzie bronią Amerykanie, sądy nie są odzyskane, ale hyr o bojownikach przeciw pismactwu poszedł w świat i o to tu pewnie chodzi.
W Ostrołęce powstanie ostatnia chyba w świecie elektrownia węglowa, w której trzeba będzie dziennie spalić tysiące ton węgla, aby ją utrzymać w ruchu. To wszystko w obliczu zapowiedzi zrezygnowania do 2050 roku z energetyki węglowej w Unii. Takie inwestycje podejmowano przedtem w pobliżu kopalń, aby oszczędzić na transporcie. Teraz się je lokuje blisko wschodniej granicy. Jak węgiel ma pochodzić z Rosji, to nawet rozsądnie.
Szczyt klimatyczny ma partnerów strategicznych. Należą do nich również najwięksi emitenci dwutlenku węgla. Teraz już nie tylko w Polsce, ale w Europie a pewnie też są notowani w światowej czołówce. Niech świat się dowie, żeśmy nie ostatni.
Wiele jednak wskazuje na to, że jakiś układ mnoży pracowicie fakty, aby się skumulowały przed rokiem wyborów. Trudno bowiem przypuszczać, że ich nagromadzenie jest wynikiem złych rządów. Aż tak źle przecież nie może być.
Czeka więc nas ponowna rozprawa z szarą siecią, która oplotła władze. Chyba że to media tradycyjnie pokazują najczarniejszą stronę rzeczywistości i one się jednak doczekają sprawiedliwości. Ale i tak będzie się działo.

czwartek, 29 listopada 2018

Kolanomachia

Georgette Mosbacher wystosowała list do naszych władz, w którym zwraca uwagę na niedopuszczalność ograniczania wolności mediów w państwach demokratycznych. Spowodowała tym silną reakcję naszych znawców demokracji, zarzucających pani ambasador brak profesjonalizmu. Wedle ich bowiem zasad inne kraje nie mają prawa krytykować gwałcenia swobód obywatelskich nawet u sojuszników. Nie wolno zatem zwracać uwagi aliantów na postępowanie, które ich wewnętrznie osłabia, cały sojusz stawiając w gorszej sytuacji. Tym bardziej więc nie wolno bronić wolności obywateli państw trzecich, bo to by je wzmacniało.
Zabawny wpis się pojawił w tym kontekście na Twitterze Krzysztofa Brejzy. Poseł zaprezentował tam fragment gazety z czasów nawet wedle oficjalnej retoryki słusznie minionych, z zapisem wyrazów oburzenia sowieckiego ministerstwa spraw zagranicznych wobec reakcji USA na ekscesy polskich komunistów. "W związku z tym, że ambasador USA poruszył problem sytuacji w Polsce, oświadczono mu, iż rząd USA powinien zaprzestać ingerencji w wewnętrzne sprawy suwerennego państwa PRL" – głosi dawny tekst. “Bolszewicka retoryka wiecznie żywa” – pisze pan Krzysztof.
Trudno się tu oprzeć wrażeniu, że nawiązanie do czasu retoryki, którą wspomina poseł Brejza jest obarczone swoistymi problemami. Dawniej mieliśmy wielkiego brata do kreowania trudności, on był winny wszystkiemu. Wtedy byliśmy skłóceni z kapitalistami, aliści w zdyscyplinowanym obozie demoludów byliśmy najweselszym barakiem.
Teraz też mamy jedynie słuszne kierownictwo i również stajemy do ideologicznej rozprawy, ale nie tylko z Zachodem. "Po ataku na UE, Niemcy, Francję, Ukrainę, Arabów, etc. etc. przyszedł czas na Stany. A co myśleliście Jankesi, że się wam upiecze, co? Naiwniacy! Gniew dumnych Sarmatów zaraz pójdzie wam w pięty! I zmusi do uległości "– pisze Romad Giertych na Twitterze.
Bo teraz się znowu wierzy dawnym zasadom sprawowania władzy i chociażby reformy szkolnictwa w znacznej mierze przywracają stan sprzed 1989 roku. Ale też teraz tylko namaszczenie ideologów budzi wesołość. Skutki już mniej. Więcej wiemy.
Najwidoczniej jak wstać z kolan, to całkowicie. I jak być wolnym, to we wszystkim i od wszystkiego. Także od... zdrowego rozsądku. To zaś jest nieodzownym warunkiem istnienia wszelkiej groteski.
I jak tu nie wierzyć, że szczęście, to nuda?

środa, 28 listopada 2018

Donkiszoteria

Zlikwidują farmy wiatrowe na lądzie. Jak? Bardzo prosto. Kiedy istniejące wiatraki trafią na złom wskutek naturalnego zużycia, z nowobudowanych państwo nie kupi ani dżula, a jest jedynym gestorem energii elektrycznej w Polsce. W zamian powstaną farmy na morzu. Lądowe bowiem sprzedają swoją energię po 200 złotych za megawatogodzinę a te morskie może za pięćset? Elektrownie węglowe liczą sobie po 350 zł/MWh. W ten sposób się skończą jakieś ekologiczne wymysły, bo Polska węglem stoi i tak trwa mać.
W ten sposób ideologia swą najbardziej tępą stroną wycelowała także w przedsiębiorców. To krok dalej w stosunku do klauzul sumienia gdzie się tylko da. Tyle tylko, że tamte atakowały jedynie kobiety, o których każdy biegły w Piśmie wie, że są siedliskiem grzechu. Walka zaś z wiatrakami trafia we wszystkich Polaków. Przede wszystkim trując ich smogiem. Potem obdzierając z zarobków. Aliści gdzie stoi napisane, że Polacy to naczynia nieczystości, czy jakoś tak? Może tylko u Dostojewskiego i to wyłącznie cyrylicą? U nas jej przecież dawno nie wykładają.
Jest i inny problem. Oto order Orła Białego, przeznaczony dla Stefana Żeromskiego w roku stulecia odzyskania niepodległości trzeba przekazać rodzinie dawno zmarłego autora “Przedwiośnia”. I tu się zaczyna problem. Sięgając bowiem do potomnych po kądzieli należałoby go wręczyć Juliuszowi Braunowi, który ustawicznie krytykuje obecnego prezesa TVP, po mieczu zaś Romanowi Giertychowi, jeszcze gorzej.
Nic tylko szacowny order trzeba odesłać w zapomnienie niczym czystą energię. Jak bowiem walka z wiatrakami, to konsekwentnie.

wtorek, 27 listopada 2018

Kartografowie

Gazeta Wyborcza pisze o nadziei żywionej w obozie dobrej zmiany na stopniowe odejście afery KNF w zapomnienie. Tomasz Lis przytacza przykłady bagatelizowania tam sprawy, prezentując w Internecie wypowiedzi rozciągnięte od zapewnień o gorliwości w jej zwalczaniu (wejście CBA nawet natychmiast po opuszczeniu pomieszczenia przez obwinianego nie jest tu dobrym przykładem) po stwierdzanie, że niczego tam przecież nie ma, bo nie padła żadna suma [Andrzej Dera].
Może to i racja z tym zapomnieniem, bo tymczasem ruszył proces w sprawie wołomińskiego SKOK-u, który stracił miliard złotych. Kredyty bowiem przyznawano też słupom, czyli osobom które ich ani osobiście nie odbierały, ani nikt ich nie spłacał. Jeden z zeznających opowiada sądowi o prominentnych politykach PiS-u, którym on i inni urzędnicy kasy mieli wręczać koperty wypełnione gotówką pochodzącą z tych właśnie źródeł, stale się narażając na utyskiwania, że są takie cienkie. Po zapomnianym już uszczuplaniu zasobów Czerwonego Krzyża, wałkowanym właśnie KNF-ie rysowałby się kolejny temat dla mediów.
Nic więc dziwnego, że kukizowcy zwietrzyli krew i uderzają w swoich nieformalnych koalicjantów. Składają oto w Sejmie projekt ustawy, antysitwowej jak powiadają i jeśli przejdzie, to każdy ważniejszy pracownik administracji państwowej i spółek skarbowych będzie musiał wyliczyć swoich krewnych, pozostających na politycznych stanowiskach. Jak tego zaniecha albo o kimś zapomni, dosięgnie go grzywna, ograniczenie wolności lub nawet trzyletnia odsiadka. Także politycy, przyłapani na promowaniu swojaka w trakcie konkursów na ważne posady będą podobnie karani. Ciekawe jak się PiS zachowa podczas głosowań? Na razie Ryszard Czarnecki przypomina, że syn Pawła Kukiza ubiegał się o stanowisko Rzecznika Praw Dziecka.
Ba, z inicjatywy kukizowców powstaje też mapa, na której mają być zaznaczone miejsca występowania i liczba potencjalnych nepotów. Ciekawe jakim znakiem i jaką barwą będą opatrywani i gdzie ich jest najwięcej oraz wokół kogo są zgromadzeni. Mapa powinna być interaktywna, dzięki czemu każdy potencjalny petent mógłby sobie wybrać urząd i należycie ułożyć tekst, z którym wystąpi do władzy.
Nadzieje więc na zapomnienie o aferach są raczej mało realne. Kiedy tylko jedna się opatrzy, natychmiast media piszą o następnej. Jeżeli brać pod uwagę rozmiary tej czerwonokrzyskiej, KNF-u i wołomińskiej, to łatwo dostrzec trend wykładniczy. Będą więc coraz częstsze przetasowania na stanowiskach. Wynika z tego, że mapa kukizowców musi też uwzględniać czas. I tu dopiero będzie problem. Bo pokazanie przestrzeni czterowymiarowej na dwóch wymiarach zawsze stanowiło poważną trudność.
Ale też na słabeuszy nie trafiło. Wszystko przecież potrafią wyjaśnić, a jak nie, zrobią referendum.

poniedziałek, 26 listopada 2018

Skuteczność

Neonaziści to margines marginesów [Tadeusz Cymański] ale sędzia kradnący kiełbasę zmusza PiS do reformy całego sądownictwa [Andrzej Stankiewicz]. Zatem dwa marsze w Dniu Niepodległości, półtora albo nawet jeden [Jerzy Kryszak] to spontaniczna demonstracja radości. Nie ma tedy racji Wojciech Maziarski utrzymując, że ośmielony margines wychodzi na ulice.
Wszystko to w kontekście wezwania do prokuratury na przesłuchanie, dostarczonego w piątek operatorowi TVN przez funkcjonariuszy ABW. Kamerzysta bowiem udawał neonazistę, kiedy filmował rodzimych faszystów, jak obchodzili urodziny Hitlera w podwodzisławskim lesie. Ma się tłumaczyć z propagowania totalizmu. Media obiegło jego zdjęcie, kiedy dla pozyskania zaufania uczestników uroczystości “hajluje” pod portretem wodza III Rzeszy.
Uderza tu zróżnicowana energia dochodzenia. Wszak dotychczas nie postawiono zarzutów sprawcom wieszania portretów parlamentarzystów PO na katowickim rynku (jeden z wieszających kandydował do sejmiku wojewódzkiego) ani krzewicielom rasistowskich haseł na zeszłorocznych obchodach Dnia Niepodległości. Tam mizeria efektów, tu zaś służby specjalne przejmują nawet dzieło poczty.
Może więc rzeczywiście mamy do czynienia z ośmielaniem kolejnego dżina. Populizm spowszedniał i jego ofiary zaczynają zdradzać niepewność. Trzeba by zatem sięgnąć po wsparcie następnej ekstremy, narodowców. Trudno zaś ich bardziej zjednać, jak okazując pobłażliwość wobec najbardziej skrajnych ich odłamów. Oczywistym zaś symptomem prawdziwości takich podejrzeń byłyby zapewnienia Tadeusza Cymańskiego, który swoją specyficzną wiarygodność udokumentował już wielokrotnie.
Chociaż prokuratura odwołała w niedzielę wezwanie operatora TVN, atmosfera pozostaje. Wedle oficjalnego komunikatu postawienie mu zarzutów byłoby przedwczesne. Cofnięto się pod wpływem mediów albo przedsięwzięciem zawiadują różne ośrodki decyzyjne. Z jakim przestajesz, takim się stajesz – powiada jednak ludowa mądrość. Tak więc czy owak może nas czekać dużo mniej ciekawa gęba od tej, która chyba już nas paskudnie wyróżnia w świecie.
Jakoś trudno się oprzeć wrażeniu, że wejście na równię pochyłą daje swoistą suwerenność w polityce. Jest się wtedy powolnym jedynie sile ciążenia. Ta zaś jest bezwzględna i dotyczy także wyznawanych wartości.

niedziela, 25 listopada 2018

Semiotyka

Sąd, który ma rozstrzygnąć “polityczny spór stulecia” o naruszenie dóbr ma pozornie tylko łatwe zadanie. Pomówienie bowiem kogoś, że się przyczynił do czyjejś śmierci niewątpliwie godzi w dobra osobiste pomówionego. Aliści kiedy sam obrażony nie stronił od formułowania poważnych zarzutów wobec nielubianych osób, sprawa się komplikuje.
O znaczeniu bowiem wypowiedzi decyduje kod, którym się posługuje wyraziciel. Jest on osadzony w jego kulturowym kontekście. Jeżeli zatem w jakimś środowisku są publicznie formułowane zarzuty o zdradzie, zaprzaństwie, targowicy, krwi na rękach, złodziejstwie, kanaliach wreszcie i zdradzieckich mordach, o obiektywnie pogardliwym drugim sorcie i odczłowieczającym elemencie animalnym nie mówiąc i nikt tam nie uważa tego za delikty, to wykorzystuje ono swój własny zasób znaków do porozumiewania się z otoczeniem. Przecież nie można nikomu zarzucać złej woli, szczególnie zaś chęci łamania prawa. Zwłaszcza jeśli ów ktoś pełni ważną funkcję państwową.
Sąd zatem może również uwzględnić sposób wypowiedzi wyrazicieli środowiska osoby składającej skargę i uznać, że inkryminowane kwestie, jako się rzekło obraźliwe w tradycyjnym pojęciu, są zgodne kodem stosowanym tam bez intencji obrażania. Nie może się przecież nikt domagać od kogoś innego przeprosin za wypowiedzi, które sam uznaje za dopuszczalne. Wyobraźmy sobie, że w jakimś narzeczu niektóre jego określenia brzmią obraźliwie dla innych. Użytkownik więc takiej gwary nie może się skutecznie skarżyć na nazywanie go w swojej mowie czymś, co się w innej brzydko kojarzy.
Wystarczy sobie przypomnieć porównania, jakie padały pod adresem pani Gersdorf, kiedy jeszcze dla eksponentów PiS-u nie była prezesem Sądu Najwyższego, aby sobie uprzytomnić problem. Przejście pod wpływem TSUE do tradycyjnej rzeczywistości spowodowało, że w wypowiedziach jej poprzednich krytyków znikły owe obraźliwe w potocznym rozumieniu określenia. W innym bowiem kręgu obowiązuje inna mowa.
Dlatego wyrok sądu, spodziewany w nadchodzącym tygodniu wydaje się mimo wszystko zagadką.

sobota, 24 listopada 2018

Radości

Diagnosta laboratoryjny, który uzna, że zlecone mu badania prenatalne mogą być powodem do przeprowadzenia aborcji, może odmówić wydania orzeczenia. Taką regulację przedstawią Sejmowi ci, którzy sobie wyobrażają, że w niedzielę pójdą do kościoła ludzie, teraz już na peerelowską modłę stłoczeni w sklepach podczas sobotnich zakupów. Więcej, że Polacy będą tym zachwyceni.
Jak podają media zabawną “nibylandię” [TVNmeteo] prezentuje spot, przygotowany na szczyt klimatyczny w Katowicach. Polska jest tam prezentowana jako gorliwy bojownik o czystość powietrza. O tym, że 60% miast z najbardziej zanieczyszczoną atmosferą znajduje się w Polsce nie ma tam ani słowa. Jedynym zaś środkiem zapobiegawczym przeciw skutkom zakonserwowania u nas przestarzałych technologii i brudnych paliw jest obciążenie fiskusa kosztami wzrostu cen energii, wywołanego ich urzędniczą regulacją w energetyce.
Mamy też zabawne skutki finansowe dobrej zmiany w rolnictwie. W wyniku racjonalizacji zarządzania zlikwidowano Agencję Rynku Rolnego i Agencję Nieruchomości Rolnych. W ich miejsce powstał Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa. Zwolniono w ten sposób około tysiąca urzędników, ale zrobiono to tak “zręcznie”, że teraz oddaleni pracownicy skutecznie ubiegają się o odszkodowania. Rekordzista uzyskał prawie 400 tysięcy złotych.
Alternatywna rzeczywistość zawsze iskrzy w zetknięciu z realem. Zawsze uderza nie w twórców zmyślonego świata, a w zwykłych ludzi, żyjących w prawdziwej codzienności. W końcu po to się im tworzy złudzenia, aby ich kreatorzy mogli mieć to, co im się “po prostu należy”. Chyba że do sprawy wmiesza się sąd. SN właśnie uznał, że prezydent nie mógł ułaskawić Mariusza Kamińskiego przed jego prawomocnym skazaniem.
Nie każdy z nas będzie się zmagał z trudem wychowywania niepełnosprawnego dziecka, ale każdy odczuje skutki “zręczności” władzy płacąc bezpośrednie, pośrednie i ukryte daniny. I wszyscy będziemy przekonywani, że są one coraz to mniejsze. Ba, może nawet nominalnie będą. Przecież komuna w ogóle nie pobierała podatków, nie miała bezrobocia, nie liczyła PKB, a jak już, to się okazywało, że jesteśmy dziesiątą potęgą przemysłową świata. A padła nieszczęsna pod własnym ciężarem.
Tyle, że komuna nie miała niezależnych sądów. My jeszcze mamy, mamy więc i szansę na przetrwanie ustrojowych zawirowań.

piątek, 23 listopada 2018

Dialektycy

Spada wydobycie polskiego węgla, spada zatrudnienie w górnictwie węglowym (tak wygląda głosowanie nogami) ale mit o jego podstawowej roli w naszej gospodarce, utrudnienia w pozyskiwaniu energii z innych nośników, piętrzone dla wsparcia rodzimego kopalnictwa, powoduje wzrost eksportu “czarnego złota” z Rosji.
Na stanowisko Rzecznika Praw Dziecka zarekomendowano osobę, która zamiast wymaganej pięcioletniej praktyki w problematyce dziecięcej ma za sobą dwuletnie zatrudnienie w... Ministerstwie Sprawiedliwości.
Paweł Wojtunik, były szef CBA stwierdza, że nie da się obronić opóźnienia w przeszukaniu pomieszczeń szefa KNF. Nastąpiło ono dopiero po pobycie tam urzędnika oskarżanego w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa. Przyczyną jest zdaniem byłego szefa dobór kierownictwa nie wedle fachowości, a przynależności.
W tle zaś rozprawa sądowa przeciwko Lechowi Wałęsie z powództwa Jarosława Kaczyńskiego. Prezes nie tylko zaprezentował pogardę do adwersarza, ale wyraził też żal, bo uważa, że obecnego przeciwnika zrobił prezydentem. A w ogóle, to zdaniem Tadeusza Cymańskiego (wczorajsze “Tak jest”) szef PiS-u bardziej się przysłużył polskiej wolności, bo dał 500+ i przywrócił tym godność ludzi, którzy jej przedtem nie mieli. Dlaczego to jednak było możliwe i dlaczego teraz nam inne nacje zazdroszczą cywilizacyjnego skoku po upadku komuny, to wyrazisty wielce parlamentarzysta najwyraźniej uważa za nieistotne.
Wszystko razem daje smutny obraz naszej politycznej rzeczywistości. Niestety, za tym może pójść przyszłość gospodarki, która dozna konsekwencji renacjonalizacji, odwracania reform oraz praktycznej oligarchizacji. I ewentualny kryzys nie będzie raczej łagodniejszy dzięki kupowaniu rosyjskiego węgla. On natychmiast dla nas zdrożeje.
Diamat bowiem skompromitował się już dawno i całkowicie. O tym pewnie też myślał Paweł Wojtunik, formułując swoją ocenę skutków upolitycznienia kontrolnych struktur państwa.

czwartek, 22 listopada 2018

Finisz

Nasz świeżutki status państwa rozwiniętego jest kwestionowany na Wall Street. Rzecz uzasadnił Andrew Hubert Willmann, wzięty tam analityk giełdowy mówiąc, że “Absurdem było klasyfikowanie Polski jako rynku rozwiniętego. Jest wręcz przeciwnie, najnowsze afery ujawniają skrajną korupcję na najwyższych szczeblach władzy, całkowity brak etyki i kompetencji urzędników”.
Całe to niby-prosperity polskiej gospodarki oparte jest na taniej robociźnie, montowniach dla spółek zagranicznych i konsumpcji. Wzrost gospodarki wspierany jest gigantyczną konsumpcją, ale to kosztem marnotrawionych funduszy europejskich i podatków klasy średniej "– dodaje [oba cytaty za Wirtualną Polską].
Tymczasem afera KNF nabiera nowych barw. Przede wszystkim PiS się nie godzi na komisję śledczą. Najwyraźniej więc nie pójdzie “rywinowską” drogą SLD, pozostając w nadziei, że uniknie jego losu. Powodem jest też chyba brak zaufania do własnych funkcjonariuszy. A nuż się tu któryś z nich zacznie wzorować na profesorze Nałęczu? Przecież teraz w samym PiS-ie trwa bezwzględna walka o wpływy.
Media zaś w tle przerzucają się informacjami o poselskich pociotkach, którzy obsiedli prominentne stanowiska powiatu zgierskiego, synu Mariusza Kamińskiego, samodzielnie załatwiającego sobie pracę w Banku Światowym, przedszkolance w KNF. Jacek Sasin porównuje to z zatrudnieniem syna Donalda Tuska i córki Vincenta Rostowskiego. Rzeczniczka partii chwali swoich kolegów za zdolne potomstwo. Polacy zaś mogą porównać skalę nepotyzmu dzieląc przez siebie wynagrodzenia progenitury polityków obu opcji.
Prezes próbuje nad tym wszystkim zapanować poprzez “korektę” (rekonstrukcja już była) rządu. Fakt skrupulatnie wylicza, że będzie to dotyczyć “wicepremier Beaty Szydło (55 l.), minister ds. pomocy humanitarnej Beaty Kempy (52 l.), szefowej MEN Anny Zalewskiej (53 l.), ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego (68 l.) i ministra infrastruktury Andrzeja Adamczyka (59 l.)”, dodając także Zbigniewa Ziobrę lub Mariusza Błaszczaka do listy zagrożonych. Z rozważań portalu NaTemat.pl wynikałoby, że frakcja Mateusza Morawieckiego bierze ostatnio górę. Nie dziwią więc kolejne a nocne narady na Nowogrodzkiej.
Do tego dochodzi jeszcze TSUE. Władza się nie wycofuje z reformy sądownictwa pod wpływem jego ostatniego postanowienia, ale na na szczęście na chybcika wprowadza kolejną nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, która jest wyraźnym krokiem wstecz. Wedle pani Kopcińskiej jest to poszukiwanie kompromisu. W sprawach przepisów trudno jednak o takowy, albowiem są albo nie są zgodne z prawem.
W sumie więc alternatywna rzeczywistość wali się pod naciskiem realnej. Razem z tym znika logika dobrej zmiany. Bezlitośnie bowiem szczera ocena nowojorskich finansistów zdziera z niej maskę, ukazując nędzę rozumowania opartego na frazesach. Ideologia nie znosi przecież najmniejszej krytyki. A tu… ? Sojusznik zza oceanu ma naszych ideologów za nic.

środa, 21 listopada 2018

Katarynka

Marek Jakubiak mówi w TVP Info, że “PO nie ma w Polsce Żydów, więc wymyśliła sobie pisowców i robi z pisowców to samo, co z Żydów robiła NSDAP”. Piotr Gliński zaś, jak donosi “Wprost”, powiada, iż jego partia chce Polskę budować wspólnie, ale “Język, którym mówi się o PiS, ma wykluczać, unicestwiać, ma nas odczłowieczać, delegitymizować, mamy być tak traktowani, jak Żydzi przez Goebbelsa”.
Kto tu kogo kopiuje, nie wiadomo albo też obaj panowie czerpią SMS-owy przekaz partyjny z tego samego źródła. Jeżeli się jeszcze weźmie pod uwagę kojarzenie przeciwników z antysemityzmem, trzeba chyba przyznać rację Pawłowi Kowalowi. Niedawno opisywał on sojusz PiS-u z nacjonalistami, w którym ma pośredniczyć nowa partia Marka Jakubiaka. Nic więc dziwnego, że PiS-owscy propagandyści starają się przedtem również adwersarzy odziać w antysemicki kubrak, aby się zanadto nie wyróżnić na scenie politycznej.
Z przytoczonych cytatów wynikają dwie dość oczywiste konkluzje. Pierwsza, to z wysokości majestatu obu panów nie słychać nie tylko pani Pawłowicz, ale nawet, strach powiedzieć, samego Prezesa. Chyba że “element animalny”, “zdradzieckie mordy” i “kanalie” to nie są słowa, którymi określano Żydów w hitlerowskich Niemczech.
Druga, że PiS już konsumuje przystawkę, czyli kukizowców. Na razie część z nich ma otwartą drogę do nowej partii pana Jakubiaka. Kiedy będzie ich dostatecznie dużo, stworzą odrębny klub. Muszą zdążyć do wyborów. Jego nacjonalistyczny charakter wydaje się przesądzony. W końcu PiS utrzymuje, że stworzył obóz patriotyczny, a kto jest taki bardziej od narodowców? Tak kochają Ojczyznę, że są gotowi ją udusić w synowskim uścisku.
Na marginesie trzeba zauważyć, że wczorajsza analiza Michała Kamińskiego o słabości Prezesa, ujawnionej przez aferę KNF również tu znajduje potwierdzenie. Przecież to co opowiadają panowie Jakubiak i Gliński natychmiast nasuwa skojarzenie z preześnymi słowami. Trudno o wuraźniejsze podważanie autorytetu wodza.
Czyżby więc “platfusy” i tacy inni “koderaści” nie byli już “komunistami i złodziejami”, “noszącymi w sobie organiczny gen zdrady”? Jakże więc zadawać im śmierć, jako wrogom ojczyzny? A i ignorowanie równie aktywnej na polu tworzenia podziałów pani Pawłowicz, która wszak pierwsza uznała Unię za posiadaczkę szmaty jako znaku (z gwiazdami zapożyczonymi z obrazu Matki Boskiej) wydaje się w PiS-ie nad wyraz niestosowne.
Znowu więc same sprzeczności. Aliści z drugiej strony może właśnie to świadczy nie tylko o szczerości, ale także czystości przekazu. Z niego przecież wynika, że inni są be, a oni zawsze cacy, nawet jak tacy nie są.

wtorek, 20 listopada 2018

Zaszłości

Bębny, bębny nocą warczały, nim świt zaświecił blady [Broniewski].
Komitet Stabilności Finansowej, złożony z przedstawicieli Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego i Bankowego Funduszu Gwarancyjnego obradował nocą. Wysłuchano przedstawicieli Getin Noble Banku i Idea Banku. Oba bieżąco realizują swoje zobowiązania i są stabilne. W tle doniesień przewinęła się także obietnica ewentualnej pomocy NBP w zachowaniu tego stanu rzeczy. Zatem nasz system finansowy również jest bezpieczny. Co za ulga. I to tuż przed przesłuchaniem Leszka Czarneckiego w prokuraturze.
Leszek Czarnecki jeszcze przed posiedzeniem Komitetu mówił, że audytor sprawdzający finanse jego banków był naciskany przez przedstawiciela prezydenta w KNF, aby zalecał powiększenie w nich rezerw finansowych, ograniczających bankom zdolność funkcjonowania. Skarżył się też ów urzędnik na groźby zakończenia zatrudniania go w Komisji Nadzoru Finansowego, jeżeli nie będzie powolny naciskom. Ciekawie więc się zapowiadało przesłuchanie, które ostatecznie trwało do nocy. Niestety, objęte jest tajemnicą.
Wyjaśnienie afery nabiera jakby więc tempa. Aliści zdumiewają często meandry, w jakich się zawsze poruszają podobne postępowania. Trudno tu zapomnieć sprawę kierowcy seicento z Oświęcimia. Miał się on początkowo przyznać do winy za kraksę samochodu wiozącego panią Szydło, potem jej zaprzeczył, a sprawa, priorytetowa chyba dla śledczych ciągnie się już dwa lata. Trudno się oprzeć wrażeniu, że osobisty nadzór polityków nad urzędnikami prowadzi do utrudnienia ich pracy. Szczególnie kiedy przeświadczenie nadzorujących dominuje nad otrzymywanymi informacjami.
Bo rzecz tak właśnie działa jak ludzki mózg. W oceanie białka układają się ładunki elektryczne, tworząc konstelacje odczytywane później jako myśli. Można je natychmiast wyrazić, kiedy umysłowa elektryka zgadza się z liniami wyznaczanymi przez rzeczywistość. Kiedy tak nie jest, występuje szum informacyjny i blokada. Umysł musi wygenerować alternatywną prawdę, przekonanie. Jak się okazuje, to też działa, ale nader krótko.
Bo też nie od dziś wiadomo, jak bardzo przeszkadzają “przesądy światło ćmiące”. No i emocje.

poniedziałek, 19 listopada 2018

Inicjacja

No i mamy odpór. W programie TVP Info pojawia się jakiś uczestnik z publiczności i oświadcza, że Leszek Czarnecki w piramidzie finansowej odebrał mu zdrowie. Stracił miliard (sic!) złotych. Gdzie indziej pisze się, że właściciel Getin Banku był agentem bezpieki. Takie zarzuty mają usprawiedliwiać korupcyjne wymagania, stawiane mu przez państwowych urzędników. Znowu więc powraca leninowskie “grab zagrabione”.
Poza tym również w TVP Info znany prawicowiec pali unijną flagę, nazywaną też w jego środowisku szmatą. Jakoś nie jest ona u nas objęta ochroną jak na przykład symbole religijne. W ogóle plakat z napisem “Konstytucja”, zawieszony na szyi leciwego a zasłużonego dla niepodległości Polski demonstranta jest przez panią Pawłowicz publicznie nazywany śmieciem a wiek tego człowieka staje się dla niej powodem do drwin. Coraz mniej norm przyzwoitości pozostaje nienaruszonych.
Mamy inflację podstawowych wartości, szacunku dla innych, zaufania do urzędów, zasad chrześcijańskiego miłosierdzia, patriotyzmu wreszcie. Wszystko z powodu dobrej zmiany, która miała doprowadzić do odnowienia moralności, w istocie okazuje się pogłębieniem tego, co miało być powodem jej wdrożenia. Ba, oficjalna propaganda w ogóle nie starała się ukryć hipokryzji, od razu zwalczając krytykę powoływaniem się na postępowanie poprzedników.
Wszystko to w ramach ośmielania lumpiarstwa, które nie uznaje wartości społecznych za istotne. I tu się chyba okazało, że w Polsce jest ono jednak w mniejszości. Nie jesteśmy “głupim, polskim ludem”. Wskazuje na to rosnący wstręt do metod zarządzania państwem, wdrożonych przez PiS. Powodem szczególnego przyspieszenia w tym względzie okazują się próby zawłaszczania cudzej własności. Działają znacznie silniej od osławionych ośmiorniczek.
PiS ma do wyboru albo wyjaśni sprawę KNF do końca i tym samym wyzbędzie się arywistów ze swego kręgu, czyli pozbawi pretorian i straci poparcie, albo zamiecie rzecz pod dywan i udowodni, że jest znacznie gorszy od poprzedników. Tym samym również skaże się na polityczną śmierć, w pierwszym jednak wypadku honorową, w drugim mniej.
Zawsze bowiem lawinę uruchamia pierwszy kamień. Potem już się jej nie udaje powstrzymać. Można tylko polec bardziej lub nie bardzo pięknie. Przyszłość wygląda więc nader frapująco.

niedziela, 18 listopada 2018

Hamletyzowanie

Prezes ma powody do nocnego naradzania się z akolitami (“ciemno wszędzie wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie?”) bo jego zwolennicy przeobrazili się w tłuste koty. Ujawniła to też afera KNF-u. I to najbardziej przyszłość zajmuje Jarosława Kaczyńskiego, a nie sposób jej wytłumaczenia. Teraz bowiem pozostają mu do wykorzystania tylko nacjonaliści. Sięganie po ich poparcie oznaczałoby rozbrat z Unią, ale też zachowanie jakiegoś znaczącego miejsca w polityce. Trzeba tylko, aby Marek Jakubiak zjednoczył narodowców w swojej partii i zgodził się na rolę przystawki [Paweł Kowal].
Tymczasem kolejne taśmy wychodzą na jaw i powoli się wyjaśnia powód, dla którego od marca do listopada rzecz pozostawała w ukryciu. Okazuje się bowiem, że trwały jednak rozmowy pomiędzy urzędnikami (“jeszcze trzy lata nie mogą mnie zwolnić”) a trudnym bankowcem. Kiedy się ostatecznie okazało, że nie będzie ugody, wdrożono wariant B. Tak czy owak obligacje zamieszanych w intrygę banków lecą na łeb na szyję.
Znamienny jest tu timing (uwaga, modne słowo, chociaż na razie tylko w show biznesie). Dzień przed tym, jak do prokuratury wpłynęło zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, do Sejmu trafiły propozycje poprawek do nowelizowanej ustawy, pozwalających na przejęcie upadających banków za złotówkę. Dzień po ujawnieniu afery przez media bank upartego kapitalisty trafia na listę ostrzeżeń. Wyraziciele PiS-u powiadają, że tak się działo w interesie ciułaczy, ich adwersarze wytykają im rzeczoną koincydencję.
Tak czy owak afera się rozkręca i jak uczy przeszłość (upadek rządu Millera) jej skutki mogą być dla PiS-u opłakane. Stąd i mało prawdopodobny, ale jednak możliwy scenariusz, przedstawiony przez Pawła Kowala a napisany jeszcze przed wybuchem afery, tuż po wspólnym z narodowcami Marszu Niepodległości w Warszawie.
Osiągnęliśmy takie wyżyny abstrakcji, że wszystko teraz jest możliwe. Wszak już w XVII wieku napisano, że “prawda to pies, którego korbaczem zaganiają do budy” a w naturze są zaszłości, “o których się filozofom nie śniło”.

sobota, 17 listopada 2018

Nierzeczywistość

Sędziowie TSUE wysłuchali przedstawicieli Polski i Komisji Europejskiej w sprawie sędziów Sądu Najwyższego, zmuszanych do przejścia na emeryturę. Konkluzja jest taka, że kiedy Trybunał przyjmie decyzję o ostatecznym zawieszeniu nowelizacji przepisów ustawy o SN, nie będzie zmian w uchwalonym tymczasem prawie. Powróci się do tego, co obowiązywało przed całą awanturą. Nasi przedstawiciele oświadczają, że nie będzie to łatwa rzecz.
No i informacje ze świata jawnie alternatywnego. TVP Info prezentuje zdjęcia kamerzysty TVN, który hajluje (coraz popularniejsze słowo) na tle portretu Hitlera i stosownych flag. Przedtem pojawiły się w prawicowych mediach rzekome przecieki ze śledztwa w sprawie urodzin Hitlera, obchodzonych w ubiegłym roku przez naszych neonazistów w podrybnickim lesie. Rzecz miała być ukartowana, a bohaterowie całej “uroczystości” opłaceni za udział w przedstawieniu. Teraz to zdjęcie.
No i kolejne doniesienia z tego samego świata. Oto dygnitarz, uczczony niegdyś przez skrawki papieru, zrzucane na niego z helikoptera powiada, że "Jest to aż nadto czytelne komu i czemu ma służyć ta nagonka". Chodzi o skargę suwalskich policjantów odczytaną niedawno z trybuny Sejmowej. Znowu opozycja jest winna. Bo nie było niczego takiego.
To nieźle koresponduje ze słowami pani Mazurek, wyjaśniającej podłoże afery w KNF. Oto okazuje się, że wedle niej organa ścigania w sprawie afery Amber Gold były długo bezczynne, a Donald Tusk za to otrzymał stanowisko w Brukseli. Czyli teraz natychmiastowa jej zdaniem reakcja prokuratury na zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa ma przesądzać o jeszcze wyższej nagrodzie? Dla kogo?
A Prezes znowu wezwał do siebie najważniejszych. Znowu radzili w tajemnicy. Znowu nic nie powiedzą. Tylko SMS-y znowu pobiegną w świat, aby dokonać kolejnej wykładni tego, co jest.
Jakoś zaś tak jest, że kiedy za granicą biedzą się prawnicy nad rozwikłaniem tego, co się u nas dzieje, w kraju, w PiS-ie wiadomo wszystko: to wina Tuska. Ich świat ma bowiem swoją logikę i zetknięcie jej z rzeczywistością zawsze prowadzi tę ostatnią do paraliżu.
Ze zdumienia oczywista oczywistość.

piątek, 16 listopada 2018

Cel

Prawnik, który z polecenia zdymisjonowanego za to szefa KNF-u miał być członkiem rady nadzorczej banku Leszka Czarneckiego, był już przedtem w radzie Plus Banku, należącego do Zygmunta Solorza-Żaka. Rzecz oficjalnie potwierdził rzecznik prasowy ...Polsatu. Komentatorzy więc nie bez przyczyny podnoszą różny stopień determinacji przedsiębiorców w Polsce. To jednak jest jedna strona zawłaszczania państwa przez PiS.
Jest bowiem druga, wirtualna, znacznie zabawniejsza. Jak się dowiedzieliśmy z trybuny sejmowej, od trzech lat policja przez całą dobę pilnuje domu wiceministra Zielińskiego w Suwałkach. Aliści to nie wszystko. Podczas panawiceministrowych wizyt w rodzinnym mieście towarzyszą mu miejscowi policjanci w garniturach i ciemnych okularach, udający funkcjonariuszy SOP-u. W komendzie zaś ma etat ksiądz, który nie przychodzi jednak do pracy. To pewnie zamiast ubierania funkcjonariuszy w anielskie skrzydła.
No i jest tło. Wedle dobrze zawsze poinformowanego Andrzeja Stankiewicza w wyniku afery KNF frakcja Adama Glapińskiego, Zbigniewa Ziobry i SKOK-ów ostatecznie straciła wpływ na obsadę najważniejszych polskich stanowisk w instytucjach finansowych. Bo jak jest zawłaszczanie państwa to i musi być konkurencja pomiędzy ewentualnymi właścicielami. Rynek bowiem ma żelazne prawa i wypchnięcie go z konwencjonalnego miejsca skutkuje pojawieniem się w niekonwencjonalnym.
Wczoraj też wdrożono nową formę postępowania opozycji. Jest to kontrola poselska. Odkryła ona w ministerstwie finansów pismo niedawnego szefa KNF-u. Zawarto w nim sposób na przejmowanie banków za złotówkę. Jego efektem miała być “poprawka na telefon”, zgłoszona do procedowania rzekomo w wyniku telefonicznego jej zgłoszenia marszałkowi Sejmu. Poseł Tomczyk zapowiada, że niezależnie od tego czy będzie komisja śledcza, czy jej nie będzie, posłowie KO ujawnią nową grupę trzymającą władzę.
Dlatego wydaje się, że schlebianie własnej próżności jest najbezpieczniejszym sposobem korzystania z przynależności do PiS-owskiego establishmentu. Ma się poczucie ważności co najmniej na poziomie nepotów, w razie zaś wpadki traci się tylko powagę, ale to w oczach animalnego elementu, drugiego sortu najwyżej.
Bo władzę można mieć też po to, aby się w niej tarzać, a nie się dzięki niej bogacić, czy w ogóle ją sprawować.

czwartek, 15 listopada 2018

Światło

"Ale jest także zjawisko, zjawisko powszechne, które można traktować jako swego rodzaju matkę innych niesprawiedliwości. Tym zjawiskiem jest korupcja, nepotyzm, kolesiostwo, które rozlało się dzisiaj po kraju w rozmiarze wcześniej nieznanym". [Jarosław Kaczyński. 2013]
Zawiadomienie o podejrzeniu afery w KNF wpłynęło do organów ścigania już 8 listopada. To dlaczego premier się o tym dowiedział dopiero z mediów? Kiedy wszczęto śledztwo?
Dlaczego Idea Bank został przez KNF wpisany na listę ostrzeżeń bez zaznajomienia się z wyjaśnieniami banku a już po ustąpieniu prezesa urzędu?
To Beata Szydło mianowała zdymisjonowanego teraz szefa bankowego nadzoru. Niedawno mówiła o zapisie czy zleceniu (niezły język) jakie na nią wydali źli ludzie z zaplecza partii. Jaki ma to związek z aferą? Jak więc biegną linie podziału wśród jedynie sprawiedliwych?
Jaki związek z aferą ma repolonizacja banków? Jak się to ma do niegdysiejszego sposobu obniżania cen na paliwo, proponowanego przez Prezesa jeszcze Donaldowi Tuskowi, gdy był premierem? Miał szefom paliwowych spółek w osobistych rozmowach przedstawiać złe skutki podwyższania cen. Czy chodziło tu o zagrożenie im postawieniem wymogów, prowadzących do bankructwa?
Czy repolonizacja i renacjonalizacja ma przebiegać wedle schematu, wypróbowywanego teraz w Getin Banku?
Jaką odpowiedź usłyszy Roman Giertych, pytający publicznie, czy bezpartyjny z zasady prezes NBP uznawał programy przymusowej restrukturyzacji banków na wypadek groźby ich bankructwa za “naszą sprawę wewnątrzpartyjną”?
To są pytania, które by pewnie stawiała władzy komisja śledcza, gdyby ją powołano. Niedawno media obiegła wiadomość o kolejnej taśmie, cudownie wyłowionej z Wisły, zawierającej nagranie rozmowy Leszka Millera z Aleksandrem Kwaśniewskim. Obaj panowie wspominali tam czasy komisji rywinowskiej i były premier wyrażał żal z powodu wyrażenia wówczas zgody na jej utworzenie. Czyżby to było ostrzeżenie dla obecnej władzy, pochodzące z odmętów królowej polskich rzek?
Powstał poważny problem i nie da się go rozwiązać przy pomocy słowotoków wyrazicieli jedynie słusznej linii, ustawicznie powołujących się na nikczemność PO. Jeżeli zresztą o to chodzi, to pani Wassermann rzecz skomplikowała, zarzucając Donaldowi Tuskowi zaniechanie wpływania na decyzje ówczesnego szefa nadzoru bankowego. Teraz się nie da uniknąć zarzutu nietrafnego doboru urzędnika. O “krótkiej ławce” rezerwowych dygnitarzy Prawa i Sprawiedliwości nie ma już co mówić.
Dramatycznie się sprawdził pewnik, że kto chce rządzić wszystkim, w istocie nie włada niczym. Nikt bowiem nie jest komputerem, szczególnie kiedy nie bardzo się nim potrafi posługiwać.

środa, 14 listopada 2018

Klewijskość

Marsz jest już przeszłością. Teraz Gazeta Wyborcza ujawnia aferę. I to w nadzorze finansowym, gdzie się nie powinna była zdarzyć w żadnym wypadku. Jest to nagranie rozmowy z marca. W charakterystycznej formie pada tam propozycja pomocy właścicielowi w przezwyciężeniu finansowych kłopotów jego banku, złożona przez urzędnika.
Wedle Romana Giertycha rzeczone problemy zostały spowodowane przez uprzednie decyzje władz. Rzecz niepokojąco koresponduje z tym, co napisała Dominika Wielowieyska. Zaatakowany przez urzędników przedsiębiorca ma przed sobą trzy warianty. Albo płaci haracz, albo traci firmę, albo staje przeciw całemu aparatowi państwa, kiedy się uda do mediów.
Przy tym nikt by aranżerów procederu nie mógł posądzić o brak staranności. Rozmowa miała być prowadzona w cztery oczy, bez sporządzania jakiejś notatki, przy włączonych urządzeniach zagłuszających (szumidła – nowe słowo w polityce) i wyłączonych telefonach. Liczbę określającą wielkość gratyfikacji pokazano podobno na kartce. Wszak obraz, choć niesłyszalny zastępuje tysiące słów. Pełna więc profeska.
Czas zresztą postawił dodatkowe wymagania również niedyskretnym uczestnikom zdarzenia. Jak już idą na tajną rozmowę, którą chcą nagrać, biorą teraz trzy dyktafony, nie jeden, bo szumidła. Tutaj ilość przechodzi jednak w jakość bardziej jak w propagandzie. Znowu więc trzeba odnotować postęp od czasu samotnego gwoździa do trumny politycznej kariery niegdysiejszego wicepremiera.
Jak już przy tym jesteśmy, to trzeba przypomnieć, że przygwożdżony wtedy dygnitarz swoją karierę polityczną budował też na zeznaniach jakiegoś pomocnika magazyniera w pegeerze. Ów hedonista miał podczas wyjazdów do stolicy żywić się w restauracjach, w których politycy mieli notorycznie i masowo załatwiać ciemne interesy, przekrzykując się wzajem, dzięki czemu rzeczony smakosz bez żadnych urządzeń słyszał o czym mówią. O talibach kupujących wąglika w przaśnie się nazywającej miejscowości nie ma już co mówić. Postęp więc jest znaczny.
Jak przystało na obecną modę, oskarżany urzędnik najpierw oświadczył, że się nie poda do dymisji, potem to jednak zrobił. Wszczęto przeciw niemu śledztwo. Przeciwko zarządom sieci banków jego niedyskretnego rozmówcy trwa już podobno od dawna.
Opowiadamy sobie, że polityka zeszła na psy. Aliści okazuje się, że wcale nie teraz. Dlatego wydaje się, że obok wieloznaczności rozmowy nie ostatnim argumentem obronnym oficjalnej propagandy będzie fakt, że właśnie Wyborcza jest pismem, które rzecz ogłasza. To przecież umiłowane pismo totalniaków.
Jak bowiem wąglik, to całą gębą.

wtorek, 13 listopada 2018

Ciąg

Paweł Kukiz obwieścił u Moniki Olejnik jeszcze przed 11 listopada, że weźmie udział w Marszu Niepodległości, ale raczej nie w tym rządowym. W nacjonalistycznym też nie. Trzeciego nie było. Interesujące więc gdzie był, ale absurd rządzi się swoją logiką. Może więc zorganizował własny pochód i teraz narzeka, że nikt o nim nie słyszał? Przynajmniej jednak wiadomo co go różni od Marka Jakubiaka, który nie widzi niczego nagannego, kiedy młody człowiek utrzymuje, że jest Polakiem. Dzięki temu ujawniła się zdolność rozumienia kontekstu, charakteryzująca niektóre kręgi naszej polityki. Także gdzie będzie szukała zaplecza nowa partia, organizowana przez pana Marka.
W tle zaś marszowych rozterek postępowała dobra zmiana. Najpierw wstecz. Antyszczepionkowcy przegrali w Sejmie. Aliści z całą powagą przeprowadzono procedurę rozpatrywania ich projektu, bo wynikł z inicjatywy obywatelskiej. Tak przynajmniej owo namaszczone postępowanie tłumaczyli posłowie PiS-u. Wynika z tego, że nawet oni sami nie są przedstawicielami obywateli i ich pomysły nie zasługują na specjalną uwagę, bo z każdym projektem ustawy nie przynoszą do Sejmu pudeł z podpisami zwolenników. Bardzo ciekawa konstatacja.
Poniedziałek był jednak wolny od pracy. Także dla handlowców. Nawet wódę można było kupić tylko w Żabce, gdyby ktokolwiek zapomniał zaopatrzyć się wcześniej lub zgoła przypadkiem zużył zapasy (znawcy w takich wypadkach mówią o nieopatrznym wychlaniu). Poza tym bowiem sklepy z gorzałą są chyba wolne od zakazów niedzielnych, świątecznych, nawet bożonarodzeniowych czy wielkanocnych, bo zawsze są wtedy otwarte. Może nie wszystkie, ale przeważnie.
In vitro zaś wedle oficjalnego projektu będzie dostępne tylko dla małżeństw, ograniczone do zapłodnienia jednej komórki (dawca plemnika nie będzie anonimowy) bez mrożenia pozostałych. Oznacza to koniec tej metody w Polsce, bo projekt ustawy stawia warunki nie do spełnienia. Wedle zwolenników takiego rozwiązania istnieją jednak inne sposoby leczenia bezpłodności, na przykład chirurgiczne (sic!).
A do Stoczni Szczecińskiej z porzuconym tam żelastwem, imitującym stępkę oceanicznego promu, Centralnego Portu Komunikacyjnego, przekopu przez Mierzeję, którego pierwszy palik ktoś zaiwanił natychmiast po wkopaniu, afrykańskiego lotniska w Radomiu dołączył jeszcze Pałac Saski w Warszawie. Wewnątrz ma być muzeum Lecha Kaczyńskiego. Czyli nadzieja umiera ostatnia, chociaż płodzi coraz mniej dzieci.
Był kiedyś taki film o niedzielnych podrywaczach, którzy wobec bałamuconych cały wieczór panienek puszyli się coraz to nowymi zmyślonymi tytułami i perspektywami, aby owe popadły w stan lekkomyślności. Sukces odniósł tylko ich kolega, kelner, który niczego nie obiecywał, niczym się nie puszył, a za to pokazał fach i znał piosenkę o misiach. No i miał nieźle przygotowany grunt. Może rzeczony twórca nowego ugrupowania też ten film oglądał?
Wszystko bowiem już było i wszystko się powtarza. Przecież nawet chaosem rządzi rachunek.

poniedziałek, 12 listopada 2018

Pęknięcie

Podział Polaków biegnie według stosunku do komuny. Jej przeciwnicy, którzy by chcieli zachowania komunistycznych sposobów zarządzania, ale sami chcą stanąć na miejscu niegdysiejszych prominentów występują przeciw jej... przeciwnikom, którzy by chcieli całkowitego rozbratu z tamtym czasem, łącznie z likwidacją przywilejów dla zwolenników władzy. Pierwsi na poparcie swoich roszczeń mają katolicyzm, swoiście pojmowany patriotyzm i bałwochwalczą cześć dla symboli, czasem przesuwaną poza granice śmieszności. Drudzy promują otwarcie na świat, integrację z Zachodem, kapitalizm, liberalizm.
Obie strony zarzucają sobie komunizm. Pierwsi zdradzają skłonność do autokracji, a chrześcijański wymóg wybaczania obwarowują nakazami pokuty, przeprosin i czego tam jeszcze. Drudzy mają pierwszych za obskurantów, homo sovieticus i dewotów, czyli również stawiają bariery trudne do pokonania. Na tym wszystkim żerują nacjonaliści, którzy pierwszą z rzeczonych tu grup mają za mięczaków, drugą za Żydów, cyklistów, masonów i w ogóle obcych, a obie za komunistów.
Oni też w wyniku ustawy o cyklicznych demonstracjach stali się formalnymi gospodarzami biało-czerwonego marszu, na wzór PiS-u instrumentalnie traktując demokrację. W wyniku tego zachodnie media już w przeddzień święta pisały o polskim prezydencie i premierze na czele demonstracji nacjonalistów.
Ów pochód miał być przed ekscesami narodowców chroniony za wszelką cenę. Dlatego Joachim Brudziński otrzymał polecenie zawarcia porozumienia z protestującymi policjantami. Ci zaś wykazali się profesjonalizmem, stawiając ministra w sytuacji bez wyjścia. Doprowadzili tym do zrealizowania swoich postulatów, bezskutecznie podnoszonych od dawna. Rządową zaś część marszu i tak chroniły szpalery żandarmów.
Oenerowcy zaś od razu zapowiadali zorganizowanie własnego pochodu wedle swego obyczaju i z organizacyjnymi barwami. Nie są biało-czerwone. W marszu zaobserwowano również znaki włoskiej Nowej Siły, organizacji faszystów. Były race tudzież okrzyki o czerwonej hołocie, co to ją raz sierpem, raz młotem. Spalono flagę Unii zarówno w Warszawie jak i Wrocławiu, gdzie dodatkowo byli ranni i zatrzymano stu najbardziej gorliwych demonstrantów.
Władza zaś zapowiadała, że nie dopuści do eksponowania partyjnych zachowań. Nic z tego nie wyszło. Zachodnie więc media przewidziały jednak to, co się formalnie ziściło, chociaż narodowcy w Warszawie początkowo przynajmniej maszerowali jakby osobno. Prezes jednak uznał ów marsz za wspólny. I za sukces.
Kłopoty związane z narodowcami zaczęły się już wcześniej. Znany wyraziciel PiS-u nazwał w Sejmie adwersarza idiotą za nieładne ich określenie. Został za to zbesztany przez samego Prezesa w cichej, ale emocjonalnej filipice, zakończonej dobrze jednak widocznym gestem, zazwyczaj symbolizującym kopa w… właśnie. Prezes więc albo się pomylił, albo zmienił front, albo nikt już nie wie o co tu chodzi. Przedtem przecież miał nacjonalistów za młodych patriotów. Potem chyba też. Ale wtedy...
Nic w tym jednak dziwnego, wszak zawiłości postpolityki kiepsko znoszą konfrontację z rzeczywistością.

sobota, 10 listopada 2018

Jubileum

Demokracja jak każdy ideał może być tylko lepsza. Stale się bowiem doskonali. Zawsze wskutek nieposłuszeństwa obywateli. Jej istotą jest potrzeba wolności, która nigdy nie jest zaspokojona. To powoduje szukanie przez każdego obywatela własnej drogi do jej poprawy. Wolność bowiem jest celem demokracji.
Indywidualizm powoduje w zbiorowości spory, które się w demokracji rozstrzyga metodą dyskusji. Nie mówimy tu o oporze, a o nieposłuszeństwie. To tak, jak w naturze, gdzie mamy ewolucję, umożliwiającą przyrodzie lepsze dostosowanie się do rzeczywistości. W autokratycznych tworach, w ideologii propaguje się tradycję, zastój i stosuje przemoc dla ich osiągnięcia. Tam właśnie występuje opór, zrozumiały w sytuacji ograniczania wolności obywatelskich.
Absurd to oczekiwanie na coś, co nie może nastąpić. Jako taki jest zarazem komiczny i tragiczny. Kiedy dzieci się bawią w pociąg zestawiając krzesła w rządek, “sprzedając” bilety i naśladując odgłosy lokomotywy są zabawne. Kiedy podobnie postępują dorośli, propagując ustrojowy regres, zastój gospodarczy i separując się od rzeczywistości, są tragiczni.
Absurd ma swoją logikę, podobną do zewnętrznej, ale dotyczącą własnego świata. Kiedy się zatem wpiera obywatelom, że największa mniejszość jest większością, która może zmienić ustrój państwa, nie jest się nielogicznym. Sięga się tylko do dziewiętnastowiecznego rozumienia demokracji, absurdalnego w dwudziestym pierwszym. Ignoruje się bowiem wszystkie ustrojowe zdobycze, osiągnięte tymczasem przez świat zewnętrzny.
Kiedy się nieposłusznych odsądza od czci i wiary, czyni ich elementem animalnym, wchodzi się w obszar tragikomedii, nade wszystko zaś niszczy się mechanizm samonaprawy całej społeczności. Zderzenie bowiem dwóch logik, tej wewnętrznej z zewnętrzną w stosunku do formacji trwającej w wymyślonym przez siebie świecie, powoduje blokadę obu rzeczywistości. Na tym się zasadza główna szkodliwość demagogii, która zawsze jest absurdalna.
Problemy w demokracji rozwiązuje wolność słowa, demonstracji, nieposłuszeństwa, wreszcie negocjacje albo ostatecznie wolne wybory. Rzecz nie wynika z niczego innego poza doświadczeniem historii. To ona jest nauczycielką życia i już Konfucjusz zauważył, że on sam był tylko pośrednikiem jej przekazu. Można oczywiście przeszłość różnie rozumieć, jej zapis jest przecież formułowany w mowie, która jako kod jest uproszczeniem i zawsze podlega interpretacji. Ale dlatego właśnie dyskusja jest nieodzowna.
Może dobrze o tym pamiętać w czasie wspólnego świętowania. Przecież póki będziemy szanować pryncypia, trwać w świecie rzeczywistym, póty będziemy zdolni do osiągania postępów w poprawie naszej wolności. Będziemy wtedy równorzędnym partnerem możnych tego świata, nawet nie posiadając majątku. Nade wszystko zaś nie będziemy tragikomiczni.
I tego sobie życzmy w dniu naszego wspólnego święta.

piątek, 9 listopada 2018

Boje

Minister Jacek Czaputowicz będzie reprezentował Polskę na obchodach stulecia zakończenia pierwszej wojny światowej w Paryżu. Z powodu tych obchodów u nas nie będzie głów państw. Nigdy bowiem nie było takiego zamiaru aby w świętowaniu konkurować z Francją. Tak więc teraz wygląda wstawanie z kolan.
Za to na grudniowym szczycie klimatycznym w Katowicach będzie pięćdziesięciu światowych przywódców i oni tam wszyscy na cześć naszego listopadowego jubileuszu wezmą udział w stosownym koncercie. Będzie ich więcej niż na dwudziestopięcioleciu czerwcowych wyborów, obchodzonym w osiemdziesiątym dziewiątym roku. Czyli znowu mamy międzynarodowy sukces. Chociaż amerykański departament stanu ostrzega turystów ze Stanów przed pojawianiem się na ulicach naszej stolicy podczas listopadowego świętowania. Tradycyjnie ma tam dochodzić do niebezpiecznych ekscesów.
Pomnik Lecha Kaczyńskiego jest już na swoim miejscu. Wielkością jest porównywalny z pobliskim monumentem Józefa Piłsudskiego. Ale go nie dominuje, broń Boże. Na wszelki też wypadek plac, na którym stoi został zamknięty dla przechodniów. Jak będzie po oficjalnym odsłonięciu, nie wiadomo, aliści palik wkopany przez Prezesa w Mierzeję Wiślaną znikł następnego dnia.
Beata Szydło się skarży na nieprzychylne komentarze, przypisujące jej bezczynność. Uważa, że jest na nią jakiś zapis. Tymczasem nie ma nawet zakresu swoich obowiązków. Aliści powiada, że ma mnóstwo pracy. Pewnie dlatego musi już w czwartek tak szybko jechać do domu. W końcu trzeba efektywnie wykorzystywać czas.
Prezes osobiście zbada konflikt na linii Morawiecki Ziobro, bo wniosek o sprawdzenie konstytucyjności prawa unijnego miał wedle niego kosztować PiS od 8 do 10 punktów procentowych poparcia w trakcie wyborów. Minister nie słucha premiera? Będzie reprymenda. I jak to jest właściwie z tym sukcesem?
Prezydent i premier nie nie wezmą udziału w Marszu Niepodległości, ale zakazując cyklicznego demonstrowania Hanna Gronkiewicz-Waltz wyręczyła wojewodę mazowieckiego. Nasi więc dostojnicy wezmą udział w biało-czerwonym pochodzie, który zorganizuje wojsko. Marsz narodowców przepadł? Ojciec dyrektor jest oburzony. Ciekawe jak to ostatecznie będzie, bo sąd pierwszej instancji przyznał im rację.
Grzegorz Schetyna zaś wprowadzi Polskę do strefy euro. Jak tylko odsunie od władzy populistów. Teraz sprawiedliwi dopiero będą tupać nóżkami.
Najwyraźniej PiS drepce w miejscu albo zgoła walczy ze sobą a opozycja ucieka mu do przodu. Jak to skwitował Marcin Meller, “król jeszcze nie jest nagi, ale wszyscy widzą, że gacie ma krótkie, dziury na tyłku i strach w oczach”.

czwartek, 8 listopada 2018

Mojszość

Prezydent Wrocławia zakazał planowanego tam Narodowego Marszu Niepodległości, bo w poprzednich tego typu imprezach uczestniczyły grupy “identyfikujące się ze środowiskami skrajnie prawicowymi, utożsamiające się z organizacjami takimi, jak Młodzież Wszechpolska, ONR, Ruch Wolności oraz pseudokibice WKS Śląsk Wrocław". Decyzja została pozytywnie zaopiniowana przez policję. Organizatorzy odwołają się od niej do sądu i dalej nawołują do udziału w demonstracji.
Podobnie postąpiła Hanna Gronkiewicz-Waltz w Warszawie z planowanym tam Marszem Niepodległości. Pierwej zapowiadała, że pochód zostanie rozwiązany w wypadku stwierdzenia naruszenia prawa przez głoszenie nienawiści lub używanie rac. Teraz jednak zmieniła zdanie. Tutaj blamaż organizatorów ma wymiar międzynarodowy, bo do Warszawy wybierają się przedstawiciele skrajnej prawicy z wielu państw Europy. Narodowcy więc i tu idą do sądu z odwołaniem.
Paweł Kukiz uważa, że służby specjalne powinny z góry wiedzieć o zamierzonych wybrykach uczestników marszu i reagować. Niepolityczne hasła mogą też być wynikiem prowokacji. Rozwiązanie zaś demonstracji w trakcie jej trwania grozi zamieszkami i pani prezydent powinna to rozważyć. Widać przeto, że wzięła pod uwagę panakukizowe wątpliwości a także postawę prezydenta Dudy i premiera Morawieckiego, którzy już wcześniej odmówili świętowania w towarzystwie narodowców.
Prezydent Warszawy zmieniła jednak swoim zakazem stan rzeczy. W związku z tym prezydent Duda i premier Morawiecki spotkali się wczoraj w pałacu prezydenckim i zadecydowali, że wobec zakazu nacjonalistycznego marszu, co może zaowocować zamieszkami, wspólnie zorganizują biało-czerwony marsz, na który zapraszają wszystkich, od lewicy do prawicy. Pokazali więc, że ostatnie słowo należy do drużyny dobrej zmiany. Nacjonaliści zaś zostali na lodzie wraz ze swoim odwołaniem i nie tają gniewu.
Nic dziwnego. Jak pokazuje sondaż IBRIS dla Rzeczpospolitej Polacy nie pójdą z nimi na marsz. Nacjonalizm nie jest popularny. Jak już zauważył ojciec Józef Bocheński, szerzy on przekonanie, że naród jest ponad wszystkim, jest czymś w rodzaju bóstwa, które należy czcić na sposób religijny. Każdy zaś człowiek należy do jakiejś wspólnoty religijnej, regionalnej, kulturowej, zawodowej lub rodzinnej. Wszystkie one są konkretnie zdefiniowane i żadna z nich nie próbuje się stawiać w roli fetysza.
Nie jedyny mit, z którym się rząd w ostatniej chwili postanowił zmierzyć. Drugi to niepewność, kto i w jakiej mierze będzie miał dzień wolny od pracy następnego dnia po stuletnim jubileuszu niepodległości Polski. Sejm wczoraj rzecz przesądził, ale potem jeszcze jest praktyka, która z braku czasu ma niewielkie szanse na wdrożenie nowego dnia bez handlu(?), lekarzy(?), sądów(?) kolei(?). Trudno więc nie zauważyć, że jak jest okazja do odniesienia kolejnego zwycięstwa, dobra zmiana nie pozostaje bierna.
Będzie się zatem działo, bo PiS przeszedł do defensywy i teraz on ulega inicjatywie opozycji. Aliści nowy pomnik powstał w Warszawie. Mamy więc też materialny znak naszego czasu. No i wbrew obawom nie będzie to jedyny element obchodów, na które przeznaczono przecież ponad 200 milionów złotych.

środa, 7 listopada 2018

Zaraza

Zarówno sukces jak i porażka zaczynają się w świadomości. Dopóki “głupi polski lud” wierzył w PiS-owską nieomylność, dopóty go popierał. Kiedy ta wiara się zachwiała, stracił zapał i PiS się budzi w mało zachęcającej atmosferze, pełnej pustych przechwałek. Najbardziej komiczną popisał się wczoraj jeden z intelektualnych tuzów partii, który chwaląc rzekomy sukces PiS-u wyraził też nadzieję, że opozycja może wreszcie zrozumie, iż “na poziomie nienawiści nie da się funkcjonować we wspólnocie narodowej”. Teraz więc elementy animalne i zdradzieckie mordy mają kolejne powody do zdumienia.
Jasno zaś się okazuje, że PiS traci swoje pozycje. Podobnie jak SLD po aferze Rywina. TVP Info odsłania więc kolejne nagrania, cudownie wyłowione z Wisły, z których można usłyszeć, że Miller utyskuje przed Kwaśniewskim na błąd, jakim było wyrażenie zgody na rywinowską komisję śledczą. Ma to niczym deus ex machina odwrócić uwagę odbiorców od rzeczywistości poprzez skojarzenie narzekań protagonistów lewicy z przesłuchaniem Donalda Tuska. Ono bowiem jak wiadomo okazało się kolejnym odpowiednikiem “maltańskiego sukcesu” dobrej zmiany.
Na to wszystko nakłada się inflacja, która przede wszystkim zawsze obejmuje dobra powszechnie nabywane, czyli decydujące o kondycji najuboższych. Te artykuły, które najbardziej absorbują dochody ludzi biednych drożeją najprędzej. Rzecz stanowi odpowiednik podatku regresywnego, od którego zajadle się odżegnują nasi majsterkowicze. To taka danina która najbardziej obciąża dochody ludzi najmniej zarabiających, aby na nich wymusić chęć do pracy. Tyle tylko, że działa tak wyłącznie wtedy, kiedy jest nakładana oficjalnie. Kiedy jest nieoficjalna, powoduje furię u jego płatników. Podobnie bowiem jak się nie da zjeść dwóch obiadów, trudno nie zjadać żadnego.
W dodatku spółki skarbowe nie wnoszą nic do skarbu państwa, bowiem powszechnieją w nich straty. Nie wypłacają więc dywidend. Strata państwowego sektora wymusi kreowanie dodatkowego pieniądza i powiększy inflację. Zapłacą ci zatem, którzy prawie wyłącznie kupują żywność, odzienie, płacą czynsze. Kiedy nie wydają zarobków na wiele więcej, procentowy udział ich dochodów w łagodzeniu konsekwencji plagi pisiewiczyzmu (odpowiedzialnej za straty państwowej przedsiębiorczości) jest największy.
Kiedy to wszystko sobie uświadomią owi wykluczeni, w rzeczywistości zaś sponsorzy dobrej zmiany, których wyraziciel ich faworytalnej partii nazywał też “głupim polskim ludem”, “psia grypa” rozleje się także na elektorat PiS-u. Jak zaś to działa widać było w Brzeszczach, Nowym Sączu, Ostrołęce, Mielcu i innych dotychczasowych ostojach dobrej zmiany.
Czyli znowu nic nowego.

wtorek, 6 listopada 2018

Problemy

Źle się dzieje w obozie dobrej zmiany. Druga tura wyborów samorządowych pokazała, że bezczelność przestaje popłacać. Jednak znowu PiS głosi sukces, mimo zdecydowanej utraty miast. Sam przewodniczący Tusk wyraził im współczucie. Dlatego wyłączano mu mikrofon? I teraz jedynie w Wadowicach “będzie normalnie” [Beata Szydło] bo chyba tylko tam pozostał PiS-owski prezydent.
Wracając do przesłuchania trzeba zauważyć, że pani Staniszkis przypominało ono stalinowskie procesy pokazowe z lat trzydziestych. W jego jednak wyniku Donald Tusk otrzyma jej głos w wyborach prezydenckich. Wczoraj wykazał się dogłębnym rozumieniem mechanizmów władzy i dodatkowo dysponuje znakomitą znajomością Zachodu. Aliści to nie wszystkie problemy PiS-u.
Rozmowy przeprowadzone 22 października na najwyższym szczeblu między Prezesem a ojcem Rydzykiem nie przyniosły pojednania. W wyborach samorządowych radiomaryjne media krytykowały kandydatów PiS-u, co osłabiło mobilizację żelaznego elektoratu. Najwyraźniej będą tak postępować także w wyborach do Parlamentu Europejskiego i Sejmu. Media przypisują to rekonstrukcji rządu, której ofiarą padła Beata Szydło, Antoni Macierewicz i Jan Szyszko.
Tymczasem na polityce gospodarczej zaciążył poważny kłopot. Rosną ceny węgla, czyli ceny energii elektrycznej. Wszystko w takim mniej więcej samym tempie, w jakim rośnie import “czarnego złota” z Rosji. Nasze obficie dotowane górnictwo mnoży tylko wymagania, ilości wydobywanego węgla raczej nie. Rzecz zaowocuje masywnymi bankructwami w przemyśle. Koszta energii bowiem mają znaczący udział w bilansie wszystkich przedsiębiorstw.
Problemy są różnie rozwiązywane przez władze. Odwoływanie się do narodowej solidarności wytwórców energii nie przyniesie raczej skutku, bo są oni państwowi i jako tacy i tak mają wyższe koszta od prywaciarzy. Można oczywiście jeszcze bardziej zaostrzyć warunki tworzenia cen, ale tu i tak państwo by samo sobie stawiało przeszkody. Można też arbitralnie narzucić maksymalne ceny, wtedy by zmalała liczba bankrutujących firm prywatnych, ale zaczęłyby padać energetyczne, państwowe. Można się jeszcze odwołać do społeczeństwa, aby zrozumiało sytuację i przyjęło dodatkowe obciążenia na siebie. Tu jednak na przeszkodzie stoi propaganda sukcesu. No i wzniecony już przez restrukturyzację gniew żelaznego elektoratu może odpowiednio wzrosnąć.
Nic więc dziwnego, że w obozie dobrej zmiany zaczyna być nerwowo, a te jego frakcje, które są w miarę niezależne odżegnują się od PiS-u. Coraz dobitniej jawi się truizm, że największa mniejszość nie jest suwerenem. Jeżeli w dodatku jest niedołężnie zarządzana, tym bardziej.
Dlatego też słusznie rząd ma być ograniczony przez prawo. Nie tylko aby nie szkodził niepokornym obywatelom, ale też dlatego, aby sam nie aranżował sytuacji kryzysowych.
Mądry Polak po szkodzie, powiada stare powiedzenie. Miejmy nadzieję, że się to sprawdzi.

poniedziałek, 5 listopada 2018

Wybór

Kogo wybrać? Problem stanie przed nami niebawem, dwukrotnie w ciągu roku. Fakt, że kandydatów na naszych wybrańców wysuwają partie polityczne ułatwia sprawę. Można się bowiem kierować preferencjami ugrupowań, zalecających nam swoich faworytów. Nie jesteśmy jednak idiotami i nie wierzymy w przedwyborcze zapowiedzi. Nawet jak są szczere. Wiadomo przecież czym jest brukowane piekło.
Społeczności ludzkie rządzą się kilkoma zasadami. Jedna z nich powiada, że rację mają wyłącznie ci, którzy są katolikami i Polakami, bo Polska to Chrystus Narodów.
Inni uważają, iż w świecie istnieje naturalna hierarchia i jej się należy podporządkować. Platon i Konfucjusz uważali filozofów za takich naturalnych władców. Potem się pojawili książęta, królowie, cesarze wreszcie, bo się uważali za naznaczonych przez Boga. Przedchrześcijańscy Merowingowie wywodzili swój ród od morskiego potwora i to uzasadniało ich upoważnienie do władzy.
W najnowszych czasach prym przejęli dyktatorzy i wodzowie. W tym kontekście mówi się nawet o zwykłym pośle. Tu znowu o racji decyduje rzekoma siła ideologii głoszonej przez wodza i moc moralna jego ekipy, nawet udawana.
Jest jeszcze możliwość przekupienia kogo trzeba, także wyborców, aby oni przyznawali pierwszeństwo swojemu dobrodziejowi.
To wszystko są staroświeckie sposoby pozyskiwania i sprawowania władzy. Ostatnio zaś, właściwie od stu lat przebija się koncyliacyjny model. Taki w którym władza jest podzielona, kontrolowana, ograniczona przez prawo, przymuszona do uwzględniania interesów mniejszości. Najmniej atrakcyjna dla władców, siłą rzeczy powinna wabić wyborców, ale rzecz się nie udaje, kiedy ci uznają tradycyjny model za skuteczniejszy.
Wszystko więc przed nami. Jeżeli uważamy, że nie damy sobie rady z ostatnim z rzeczonych sposobów zarządzania państwem, mamy do dyspozycji poprzednie. Wtedy jednak musimy się pogodzić z tym, że nic nie będziemy mieli do gadania i tylko łaska wodza przesądzi o tym, komu, co i w jakiej ilości spadnie z jego stołu dla uciechy ludu.
Jak więc poznać tego najwłaściwszego? Po skutkach się nie da. To zresztą będzie już po herbacie. Aliści po słowach można. Przecież ktoś, kto część rodaków odsądza od czci i wiary jako element animalny lub gorszy sort, nie rokuje najlepiej, nawet nadziejom swoich zwolenników. Nigdy bowiem nie wiadomo co i jak mu się odmieni. Zawsze przecież będzie tępił część rodaków.
Ktoś, kto się odwołuje do narodowej i religijnej wspólnoty popełnia podobny błąd, bo również wyłącza chociażby tych, którzy nie chcą ignorować reguł funkcjonowania świata, pochodzących od nauki. Wspólnota zaś krwi nie ma żadnego sensu, bo jak wskazują badanie genetyczne, każda dowolna para mieszkańców Europy ma wspólnego przodka.
Władza naukowców też się nie bardzo sprawdza. Mają organiczną skłonność do dogmatyzmu i łatwo się skłaniają do wykluczania tych, których uważają za głupców.
O łapownikach nie ma co mówić. Wdzięczność nie jest przecież matką głupich.
Wydaje się więc, że ci, którzy nie godzą w demokrację i są skłonni do ograniczania swej władzy, aby także odmieńcy i głupcy mieli w niej udział są najbardziej atrakcyjni, ale... tradycja.

piątek, 2 listopada 2018

Święto

Jedenasty listopada staje się dniem narodowców. Konsekwentnie go wywalczyli dla siebie, niejako w konkurencji z państwowymi obchodami. Oficjalne uroczystości, organizowane przez władze mają swój rytuał, stały przekaz, element autopromocji i wyczerpują znaczna część potrzeby świętowania, ale stanowią już tło. Można to uzupełnić wspólną demonstracją radości, ale chyba skojarzenia z pochodami pierwszomajowymi powodują, że zwykły obywatel wybiera raczej pozycję widza.
Marsz Niepodległości (ten, na który zapraszał prezydent?) chyba stanie się też wspólną uroczystością europejskich neofaszystów. W przeddzień tegorocznego odbędzie się ich konferencja na Wilczej w Warszawie, a obrady uświetni koncert ze stosownym repertuarem ("Mein Kampf drogę nam wskazało, na której końcu czeka ład aryjskiego człowieka"). Nie można więc twierdzić, że zagranica ignoruje nasze święto.
Nacjonaliści byli mniej lub bardziej szczerze potępiani przez wszystkie dotychczasowe władze. Pokazują zatem nie podzielającym ich ideologii Polakom, że to oni są źli. Tylko wtedy na zasadzie kontrastu znajdą w sobie potwierdzenie tego, że sami są dobrzy, że są patriotami, Polakami, katolikami, mesjanistami. Naśladowanie w tym żydowskiego (sic!) nacjonalizmu (judaizm narodu wybranego) bije w oczy. Muszą przeto taką proweniencję przykryć antysemityzmem, muszą błyskać racami, zasnuć się pomarańczowym dymem, huknąć petardami.
W tej sytuacji zapraszanie na demonstrację rodzin z dziećmi, jak to proponuje były ksiądz, organizujący narodowy marsz we Wrocławiu jest kolejną pomyłką. Zwłaszcza hasło owego pokazu radości: “Życie i śmierć dla narodu” musi tu działać odstręczająco. Przecież w tym się kryje stare jak świat uzależnianie przez strach. Co innego ma budzić owa “śmierć dla narodu”, jak nie trwogę przed zagrożeniem przez obcych? Nie odczytuje się przecież informacji bez uwzględnienia kontekstu, okoliczności, specyfiki nadawcy.
Święto przepadło w naszych wewnętrznych swarach. Zawłaszczono też wspólne symbole narodowe, zszargano przesłanie twórców niepodległości, znaczna część Polaków jest we własnym kraju odsądzana od czci i wiary, nazywana gorszym sortem, który wygenerował kanalie, rzekomo organizujące smoleński zamach. Wszystko zaś bo nie chcą wyznawać jedynie słusznej ideologii. Nie chcą się też bać obcokrajowców, chcą z nimi współpracować, żyć w zgodzie, sami zarabiać na własne utrzymanie.
Wolność została sto lat temu nie tylko “odbita szablą”, ale zawdzięczamy ją także budzącemu się w ówczesnym świecie poszanowaniu dla praw obywatelskich. Dzięki temu Rzeczpospolita Obojga Narodów wyłoniła się na dwadzieścia lat z niebytu. Potem wprawdzie padła pod ciosami najeźdźców, ostatecznie zatrzaskując za sobą trumnę w ruinach powstańczej Warszawy, ale też świat wtedy powrócił był na czas jakiś do niegdysiejszego nacjonalizmu, pogłębionego jeszcze przez obłąkańcze ideologie.
Wracanie do tego teraz, sięganie po wzorce z doświadczeń faszystów lub komunistów ma tyle samo sensu, co tęsknota do przedpotopowych żarówek. Podobnie zresztą jak grubiaństwo “dorodnej młodzieży”, która znowu zdominuje rocznicowe obchody, stwarzając pozory, że wszyscy jeszcze chyba nie dojrzeliśmy do demokracji.

czwartek, 1 listopada 2018

Judytorność

Wedle pierwotnych doniesień Ministerstwo Spraw Zagranicznych w specjalnym piśmie do Trybunału Konstytucyjnego uznało za bezpodstawny wniosek Ministerstwa Sprawiedliwości o uznanie za sprzeczne z naszą Konstytucją, a zastrzeżone w Traktacie o funkcjonowaniu UE prawo naszych sędziów do zadawania pytań prejudycjalnych Europejskiemu Trybunałowi Sprawiedliwości w sprawie reformy sądownictwa. Tym samym nasza dyplomacja podzieliłaby pogląd sędziów Sądu Najwyższego, wyrażających identyczne zdanie.
Rzecz by nie była niczym szczególnym. Aliści w sytuacji kiedy o wszystkim decyduje prezes państwa, taki wypadek byłby dowodem tego, że jego władza jest iluzoryczna. To jednak niemożliwe w sprawach tak zasadniczych. Bardziej prawdopodobne jest, że "góra" zmieniła zdanie. Wszak czyniła to wielokrotnie, ostatnio w sprawie wyboru producenta elektrycznego autobusu, a przedtem nowego Rzecznika Praw Dziecka.
Później jednak się pojawiło kolejne oświadczenie MSZ-etu, z którego można wyczytać, że pierwszemu z rzeczonych ministrów chodziło tylko o zwrócenie uwagi na niejednoznaczność naszego prawa w tym względzie. A tak w ogóle to popiera on stanowisko drugiego. Wielce jest interesujący wynik takiej sprzeczności przekazów. Z jednej strony mamy prawne racje sędziów SN, z drugiej polityczny mit o naruszaniu naszej suwerenności. Charakteryzuje to istotę argumentacji, stosowanej przez zwolenników i przeciwników Unii, Konstytucji, logiki.
Można by pomyśleć, że kiedy się okazało, iż próba wypchnięcia nas z UE napotyka na stanowczy opór Polaków, trzeba było odstąpić od podstawowego celu frakcji eurosceptycznej w Zjednoczonej Prawicy. Stałyby się więc nieaktualne niedawne oświadczenia prezydenta, że Unia jest „wyimaginowaną wspólnotą, z której dla nas niewiele wynika”, tworem przeszkadzającym prawdziwym Polakom w zakupie żarówek sprzed wojny japońskiej.
Najwyraźniej Prezes nie ma w tym względzie ustalonego zdania, chociaż publicznie potwierdza wolę pozostawania w UE. Podobnie jak organiczną koncyliacyjność swojej partii i polityki. Albo więc mamy powtórzenie syndromu pojednawczego przekazu do braci Moskali, przypisanemu potem lekom, albo... .
Ofiary jednak padną chyba od razu, gdzie bowiem drwa rąbią, tam wióry lecą.