Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 28 lutego 2017

Trumpiada

Choć za mną ta hałastra na każdy stanie zew – to straszne żyć wśród chamstwa,
To straszne być wśród chamstwa, nie znosząc go, psiakrew! [Jeremi Przybora]
Recepta na władzę jest czasem bardzo prosta. Trzeba się otoczyć miernotami, uzależnić je od siebie, wmówić największej grupie społecznej, że jest wyzyskiwana, włączyć jej najbardziej absurdalne uprzedzenia do kanonu prawd oczywistych. Potem już wystarczy wygrać wybory, co nie jest trudne, bo demokracja z góry zakłada przyzwoitość obywateli, nie ma więc zabezpieczeń przed demagogią. Teraz wystarczy tylko uzależnione od siebie miernoty wprowadzić na salony i mamy stan trumpizacji USA, putinizacji Rosji, orbanizacji Węgier i spisowienia Polski.
Rzecz dotyczy nie tylko państw o raczkującej demokracji, ale także Stanów Zjednoczonych, w najbliższej przyszłości być może Francji, czy Holandii. Wszędzie tam mogą dojść do władzy populiści, głoszący mądrość lumpiarstwa, zasadzającą się na nienawiści do elit, które rzekomo zagarniają dla siebie profity wynikłe z postępu nie tylko cywilizacyjnego, ale również technicznego.
Nic więc w tym nie ma dziwnego, że rzeczone “spisowienie” dotyka zarówno państw aspirujących do demokracji, jak i przeżywających jej dojrzałość. Jedne i drugie mają dostatecznie liczne grupy społeczne, niosące w sobie poczucie wykluczenia z powodu niedostatku albo wiedzy, albo talentów. W państwach Zachodu są to ci, którzy dostrzegają rosnącą kumulację majątków w rękach niewielu bogaczy, w krajach Wschodu raczej ludzie pozostający mentalnie w satrapiach, z których wbrew sobie zostali fizycznie uwolnieni w wyniku upadku komunizmu.  
I tu i tam się wtedy odradza zbiorowa pamięć szczęśliwości czasu dobrych władców, którzy w porę dostrzegali krzywdę ludu i przy pomocy dekretów uszczęśliwiali nędzników kosztem nazbyt zadowolonych z siebie profitentów organizacji zawsze niedoskonałego społeczeństwa.
Jawi się tu też ogólniejsza zasada. Wykluczeni ze Wschodu mają za nic Zachód, dopuszczający do zróżnicowania materialnego statusu ludzi. Wszystko zaś się odbywa wbrew temu, że postęp powoduje znaczącą redukcję odsetka ludzi głodujących. Cały więc opór wykluczonych skierowany jest przeciwko nim samym.
Rządy miernot się przecież zawsze kończą ogólną nędzą, a prawdy wykluczonych są zwyczajnym złudzeniem. Rzeczywistym więc wrogiem ludzi dających wiarę populistom są właśnie demagodzy wynoszeni do władzy przez proletariat. Wychodzi to z nich pośrednio, kiedy swoich niezdatnych totumfackich czynią ministrami lub bezpośrednio, kiedy pod wpływem emocji wyrywa się im wyznanie, że się mają za panów, czyli takich, którzy wedle obiegowych opinii z natury “głupi lud” mają za nic.
Niestety, każdy postęp generuje kryzysy, mniejsze jak stagnacja, ale jednak. Trzeba je zwyczajnie przeczekać. Bo rzeczywista władza to ciężki trud i odpowiedzialność, także wyborców. Czyli tak naprawdę to niezwykle trudno ją zdobyć.

poniedziałek, 27 lutego 2017

Onimy

Robert Biedroń jest zajadle atakowany przez pro-PiS-owskie media nie za to, że w programie Agnieszki Gozdyry obecną demokrację w Polsce nazwał fasadową. Chyba wybaczono mu również stwierdzenie, że Kaczyński jest “po części tchórzem. Steruje z tylnego rzędu, zza pleców. Odwagi panie Jarosławie!” Burzę wywołało za to uznanie, że “wpływowy polityk, głaszczący koty, jest gejem”. Uznano to za obrazę i zaczęło się.
A to przecież podobne do niesłusznego, czy nawet sprawiedliwego nazwania Żydem, czarnym, a nawet rudzielcem lub łysym. Odnajdujemy tu taki skutek, jaki daje określenie kogoś obiektywnie neutralnym słowem, tylko w przekonaniu wyobcowanych grup społecznych obarczonym pejoratywnymi konotacjami.
Mamy więc dosyć silny dowód na to, że PiS jest wspierany przez subkulturę, która próbuje swoje reguły słowne narzucić całemu państwu. Tak właśnie powstaje obciach, czyli zabawna fasadowość, bałwochwalcze traktowanie symboli i w konsekwencji alternatywna rzeczywistość.
Nie tylko to, obserwujemy także swoiste postrzeganie problemów. Rzecz wspaniale ilustruje mem, w którym pani premier pytana o sygnał dźwiękowy, wysyłany przed wypadkiem przez jej limuzynę odpowiada, że... wprowadziła program 500+.
Prawo i Sprawiedliwość tak bardzo dopieszcza swoich najgorętszych zwolenników, że samo przejmuje ich obyczaj. Ochotniczo więc zrezygnowało z całego bogactwa rzeczowej argumentacji na rzecz propagandowych środków oddziaływania, żenujących neutralnych obywateli. Samo się wpędziło w alternatywną rzeczywistość rezygnując ze stosowania konwencjonalnej polszczyzny na rzecz dialektu homo i ksenofobów.
Z całej zaś historii wynika, że fasadowość naszej demokracji a także skrywanie się Prezesa za plecami nominatów jest dla jego zwolenników oczywista. Przecież nie szukają rzeczowych argumentów przeciwko takim stwierdzeniom. Reagują tu, gdzie odnajdują fałsz. Z zadowoleniem więc trzeba stwierdzić, że chyba rosną liberalne nastroje w naszym społeczeństwie.
I jak się okazuje uznają to “prawdziwi” Polacy.

niedziela, 26 lutego 2017

Dialektyka

PiS niszczeje, bo Polacy nie chcą obciachu. Następczynią Jarosława Kaczyńskiego będzie Barbara Nowacka. Takie mniej więcej przewidywania opublikował Robert Biedroń. Bardzo to interesujące i wyjaśnia źródła sukcesu... PiS-u.
Zacznijmy od tego obciachu. Nie chcą go wyborcy, którzy nigdy nie głosowali na PiS. Obojętny jest dawnym zwolennikom Samoobrony, słuchaczom Radia Maryja i przede wszystkim za nic go mają ci, których Jadwiga Staniszkis określa mianem lumpiarstwa. Oni nigdy na nikogo nie głosowali, ale zawsze korzystali z profitów przynoszonych przez wszystkich populistów. Kiedy więc się pojawiła formacja, która programowo stawia na obciach, poparli ją całym sercem. Nikt bowiem nie chce być lekceważony, nawet wskutek własnej bierności, a każdy kto doświadczył wykluczenia, pragnie zemsty.
Czy PiS się cofa? Nie bardzo. Sondaże tego nie pokazują. Twardo przy nim trwają wyborcy, którzy dawniej wspierali kawiorową lewicę. SLD czy jej zjednoczeni epigoni nie osiągają progu wyborczego bez ich poparcia, a PiS nie przekracza trzydziestu procent. Dzięki nim Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło zdolność samodzielnego sprawowania władzy.
W sumie więc z rzeczonej konstatacji pana Biedronia wyłania się pesymistyczny obraz naszej przyszłości. Skazani jesteśmy na lewicowe rządy. Władzę zaś obejmuje ten, który ma dość odwagi, aby otwarcie restaurować Peerel. Tej zabrakło politykom, którzy się mienili lewicą, starczyło natomiast łże-prawicowcom. Oni bowiem zawłaszczyli również antykomunizm i mogą z nim robić, co im się podoba. Nawet przeobrazić w komunę.
PiS się istotnie okrywa śmiesznością. Pycha jego funkcjonariuszy ujawniła się natychmiast po wyborach i w wymiarze dotąd bezprzykładnym. Ale śmieją się z tego tylko ci, którzy nie są w stanie niczym zaimponować lewicowemu elektoratowi. Ten zaś ma w nosie wszelką wolność. Głównie chce zemsty na tych, co mu odebrali kartkowe przydziały, kolejki, w których miał czas wystawać i wynagrodzenie, otrzymywane niezależnie od tego, czy się stoi, czy się leży.
Szczęśliwie PiS nie ma większości nawet z elektoratem kukizowców. Alternatywą dla niego jest rząd formacji pozbawionej wszelkiej ideologii i pragmatycznie podchodzącej do ekonomii. Tylko więc zjednoczenie opozycji wyłącznie przeciwko obciachowi pozwoli przywrócić Polsce racjonalizm.
Aliści czy stać na to obecnych przywódców politycznych? Zwłaszcza tych, którzy doznali heglowskiego ukąszenia?

sobota, 25 lutego 2017

Paniska

Noblesse oblige. Dlatego pani premier nie jeździ pociągami, bo jest chroniona. Królowa Elżbieta najwyraźniej nie, bo w sieci krążą jej zdjęcia, wykonane podczas wysiadania z pociągu. Chociaż przy okazji ujawnienia naszych arystokratów polityki okazało się, że t są często fotografowani. I zestawiani z innymi zdjęciami. Ba, czasem są prezentowani w sytuacjach bardzo podkreślających ich kastowy status.
Bo też są oczywiste powody tego, aby nasi nowi panowie dostrzegli w sobie błękitną krew. Okazuje się, że pospólstwo nie dorównuje im intelektem. Chociaż zawsze są wyjątki. Jak na przykład więzień, którego wbrew procedurom przewieziono do innego zakładu karnego, bo sam Prezes się za nim ujął. Niektórzy też pozwalają sobie na zaprzeczanie konstatacjom znawców, publikując kontrowersyjne sugestie, źle brzmiące w oczach ludzi bardziej wrażliwych na formę krytyki.
Nie wszyscy bowiem uznają status naszych błękitnokrwistych wybrańców. Organizatorzy Dudaskiego Tłustego Czwartku wycofali się z imprezy na wieść o przybyciu tam prezydenta Dudy. Powiadają, że nie chcieli uczestniczyć w PiS-owskim wiecu. Na ich miejsce powołano więc innych dudziarzy, bardziej skłonnych do zaakceptowania politycznej hierarchii i impreza się odbyła jak należy.
Także uhonorowanie przez prezydenta narodowo katolickiego poety nagrodą “Zasłużony dla polszczyzny” odbyło się wbrew Radzie Języka Polskiego. Niewątpliwie słusznie. Przecież inny kompetentny wyraziciel tego nurtu jest przypadkowym wprawdzie, ale jednak pionierem, który pierwszy kreacjonizm uznał za kontrewolucję, czyli wyraziście nazwał alternatywę dla herezji wyznawanych przez “wyjące, kwiczące i ryczące” [klasyk] lewactwo. Światowe w dodatku.
“Skandalem jest mówienie jednej rzeczy, a robienie drugiej, to podwójne życie we wszystkim” – mówi papież Franciszekdodając, że lepiej już nie wierzyć w Boga niż być dwulicowym. Jak się to ma do niedawno odkrytej pańskości, trudno powiedzieć. Jeżeli jednak przyjąć stanowisko Jana Lityńskiego, o innym świecie, w którym tkwią przedstawiciele ludu, to wszystko jest w porządku.
Inne bowiem światy mają inne standardy.

piątek, 24 lutego 2017

Układ

Spisek wyjaśnia zawsze, wszystko i wszędzie. Mamy już kolejny przykład. Śmiertelny wypadek posła formacji Kukiz’15 z 19 stycznia stał się również powodem do jego wykorzystania. Wedle zatem wtajemniczonych to nie zmienne warunki drogowe czasu zimy się przyczyniły do wypadku, a byli to sprawcy wielomiliardowej afery. Zmarły odkrył ją podobno krótko wcześniej i rzecz doszła do wiadomości przestępców, którzy upozorowali wypadek.
Całość ma zawsze ten sam schemat. Ciemne siły, wszechwiedzące i wszechwładne wykorzystują swą potęgę, aby pognębić tych sprawiedliwych, którzy podejmują przeciwko nim działania. Wynikałoby z tego, że poszkodowani są zawsze równie możni jak owe siły. Złe moce muszą więc bardzo wytężyć swe nieskończone możliwości, aby zapobiec ujawnieniu nikczemnych poczynań. Sprawiają więc zbiorową głuchotę i ślepotę funkcjonariuszy organów ścigania. Muszą, w przeciwnym bowiem wypadku wszyscy funkcjonariusze by musieli należeć do sprzysiężenia.
Rzecz trafia na bardzo podatny grunt. Od dzieciństwa bowiem jesteśmy karmieni bajkami o złych czarownicach, księciach i czarnoksiężnikach, trapiących prostych ludzi swymi nadprzyrodzonym praktykami, aby od nich w sposób oszukańczy uzyskać świadczenia, wymagające ułamka energii potrzebnej potem do zatajenia niegodziwości nicponi. Ci więc, którzy później osiągają mentalną dorosłość chętnie wierzą w zmowy, wszechmoc spiskowców i ogólną bezczelność rowerowych pożeraczy marchewki.
A przecież znacznie łatwiej jest naobiecywać gruszek na wierzbie, postraszyć wyborców spiskami, obiecać ich ukrócenie, zdobyć dzięki temu władzę i tarzać się w niej do woli. Chociażby ostentacyjnie łamiąc instrukcję, której ignorowanie doprowadziło już do tragedii. To również prawda, że nieszczęśni fataliści są zawsze pierwszymi ofiarami cyników, propagujących spiski dla celów politycznych. Ambicja bowiem naiwnych jest potem najbardziej poniewierana.
Ale też najciemniej jest pod latarnią, tylko kto o tym pamięta wyśmiewając nieroztropnych?

czwartek, 23 lutego 2017

Doświadczenie

Kiedy Budapeszt się sprzeniewierzył idei Międzymorza, ba, wszedł nawet w parantelę z Moskwą, Ankara się stała godnym wzorcem dla Warszawy. Teraz jednak znowu chyba doświadczymy czegoś w rodzaju Turexitu z grona państw o przykładnej dla nas demokracji. Turcja bowiem staje się krajem fundamentalistycznym, znacznie potężniejszym od ISIS, nade wszystko zaś bardziej dla Unii niebezpiecznym, bo graniczącym z Europą. W polityce zaś wewnętrznej też nie najlepiej. Najwierniejsi zwolennicy Prezesa ponoszą porażki, bardziej zaś niezależni go krytykują, w dodatku tych najbardziej lojalnych nazywając czasem głupkami. Pewnie poruszeni swoistą logiką ich wypowiedzi.
Międzymorze natomiast umiera nawet w medialnej postaci. Czesi i Słowacy nie chcą łączyć swojej telewizji z naszą, mimo że jest narodowa. V4TV nie powstanie, bo TVP jest ich zdaniem antyrosyjska i antyeuropejska. "W żadnym innym kraju nie ma tak wielkiego braku szacunku dla osób najważniejszych w państwie” – narzeka Beata Kempa. Wydaje się, że dotyczy to nie tylko stosunków wewnętrznych. Polskę najwyraźniej czeka dyskusja o unijnych sankcjach. Jeżeli zaś bratankowie nas nie uratują, mamy je jak w banku.
I zdaje się, że nasi południowi pobratymcy wskazali źródło słabości naszej polityki zagranicznej. Nie można jej efektem uczynić konfliktu z interesami wszystkich okalających państw jednocześnie, łącząc rzecz z wewnętrzną wojną o to, kto jest godniejszym obywatelem. Władza, która tak postępuje, daje powody do powątpiewania o motywacjach swoich wyrazicieli, a już to każe daleko się trzymać od związków z nimi.
Wskutek więc naszej niezręczności jesteśmy skazani wyłącznie na San Escobar, który nie ma jeszcze stolicy, w całości więc musi być implantowany do Warszawy. Ponieważ jednak nie wiadomo gdzie leży, trudno powiedzieć, czy się nadaje do tworzenia nowego imperium Lechitów. Jeżeli bowiem jest wyspą, nie ma sposobu, aby na sucho dołączyć do jego wyłącznie międzymorskiego statusu. Siłowe zaś rozwiązania nie wchodzą w rachubę, chociażby z powodu ludzkiej pańskości szafarzy przymusu.
Polityka wzniecania konfliktów doprowadziła do osłabienia państwa, zdegradowała nas w Unii, pozbawiła poparcia mniejszych państw regionu i być może skazała na sankcje. A wydawałoby się, że przeszłość nas czegoś nauczyła.

środa, 22 lutego 2017

Dysharmonia

Konflikt tronu z ołtarzem jest stary jak ludzkość. Wydaje się, że na swój prowincjonalny sposób doświadczamy teraz jego wzmożenia w Polsce. U nas bowiem Toruń jest Watykanem a cesarzem Jarosław Kaczyński.
Prezes PiS-u zapewnił sobie status jedynowładcy gromadząc poparcie zarówno elektoratu dawnego PC jak i radiomaryjnego, zdecydowanie wzmocnionego odstępcami od Leszka Millera, któremu w swoim czasie zabrakło odwagi do otwartej restauracji Peerelu. Teraz jednak, kiedy zdawałoby  się, że Prezes osiągnął szczyty władzy, ołtarz upomniał się o swoje prawa.
Na nic się zatem zdały preześne oświadczenia o zmianie ustawy, uchwalonej w Sali Kolumnowej 16 grudnia ubiegłego roku, zezwalającej właścicielom posesji na wycinkę porastających ją drzew. Ba, na nic się zdało stwierdzenie o śladach lobbingu, jakie Prezes znajduje w tej w tej ustawie. Cieszący się poparciem Torunia minister jej nie cofnie i już. Chyba, że się pojawią masowe protesty. Popiera go Beata Szydło, a wbrew protegowanemu ojca Rydzyka zmianę ustawy zapowiada Beata Mazurek i Ryszard Terlecki.
Nasz najwyższy spec od ekologii okazał tu więcej zdecydowania od ministra obrony. Antoni Macierewicz ukrył na urlopie kontrowersyjnego Bartłomieja Misiewicza po wyrażeniu preześnej dezaprobaty dla jego fetowania przez wojsko. Ba, nawet usunął młodocianego doradcę, czy rzecznika ze strony internetowej swego resortu. Aliści go nie zdymisjonował, pomimo wcześniejszych doniesień, chociaż swojej decyzji w tym względzie publicznie nie ogłosił.
Trzecia wizerunkowa klęska Prezesa ma bardziej utajony przebieg. Podstawy programowe dla przygotowania do życia w rodzinie opracowuje dla naszych szkół też pani Urszula Dudziak, profesor KUL-u. Jest święcie przekonana, że unikanie ciąży przez stosowanie prezerwatywy przyczynia się do raka piersi, zaś stosowanie antykoncepcji prowadzi do zdrad i rozwodów. Tutaj rzecz chyba przeszła poza uwagą wszechwładnego Prezesa, ale jest wyraźnym śladem triumfu ołtarza. Bardzo też ładnie konweniuje z oświadczeniem biskupów o niezdrowej fascynacji nagością, rzekomo obserwowaną u ludzi w niemowlęctwie karmionych piersią.
Wydaje się więc, że Prezes wychował na własnym łonie fundamentalizm, który go zaczyna pożerać. I tym razem nie może już sobie pozwolić na słowa, którymi niegdyś zniechęcił do siebie Marka Jurka. Wolta wyrazicieli PiS-u, którzy przedtem chwalili zezwolenie na wycinkę a teraz ją nagle ganią, niczego w tym względzie nie zmienia.
Jak się zaś kończą kryzysy w stosunkach tronu z ołtarzem? Historia nie pozostawia wielu złudzeń w tym względzie. Najgorzej na tym wychodzi ludność, ponad głowami której wre rywalizacja.

wtorek, 21 lutego 2017

Skołowanie

Szefem Komisji Europejskiej może zostać Frans Timmermans i przewodniczącym Rady Europejskiej najpewniej znowu będzie Donald Tusk. Polityka zagraniczna PiS leży więc w gruzach. To zresztą od dawna było wiadome. Są już nawet objawy refleksji naszych speców od polityki. Okazuje się zatem, że wcale u nas nie myślano o europejskim nakazie aresztowania dla Donalda Tuska i zdaniem Patryka Jakiego całą intrygę z taką informacją w tle wymyśliła opozycja. To akurat może nie być pozbawione sensu.
Podobnie bowiem opozycja musiała sprytnie wykorzystać wypadek auta pani premier do tego, aby za jednym zamachem zepsuć wizerunek BOR, policji i prokuratury. Przecież zarówno informacje przekazywane przez wyrazicieli rządu, jak prezentacja wypadku w Wiadomościach, szczególnie przerobienie tam podwójnej linii ciągłej na przerywaną, nie mogą być dziełem zwolenników partii rządzącej.
Rzecz uzupełniają przecieki. Wedle nich polityczne awanse w BOR, czasem z pominięciem stopni pośrednich, obejmują oficerów, którzy chronili panie Kaczyńskie, Marię i Jadwigę. Do stanowisk dochodzą nowicjusze, z politycznego nadania. Funkcjonariusze “uwikłani” w towarzyszenie poprzedniemu prezydentowi i premierowi trafiają za biurko. Biuro zaś chroni teraz nawet wesela dzieci prominentnych polityków.
W ogóle w łonie politycznej ekipy, która objęła władzę w 2015 roku trwa podjazdowa wojna. Wedle Natemat.pl prawie na pewno między ministrem obrony i prezydentem. W tej sytuacji już bez sarkazmu można podejrzewać, że niektóre posunięcia władz mogą być inspirowane przez osoby o nieszczerych intencjach.
Rzecz ma swój przykład w historii. Carskie samowładztwo upadło, bo Mikołaj II osobiście decydował o wszystkim co się dzieje w imperium, nawet o awansach prowincjonalnych akuszerek. W rezultacie nie decydował o niczym i państwem zarządzał Rasputin, półpismienny mużyk, przy pomocy nieortograficznych bilecików wręczanych beneficjantom swojej łaski. SMS-ów bowiem wtedy nie było.
“Źle się dzieje w państwie duńskim” – mówił towarzysz następcy tronu, podążającego za sobie tylko widocznym widmem. Rzecz wymyślił zachodni wierszokleta, aliści aktualność jego utworu jest dziwnie oczywista. Nic już w historii nie będzie nowego?

poniedziałek, 20 lutego 2017

Paradoksy

Łączymy dzieląc. Ośli upór naszych fundamentalistów, przekonanych że światłowód sterujący drugą nitką rurociągu jamalskiego “jest pociskiem wymierzonym w serce narodu” zaowocował Nord Streamem. Podobne skrupuły wobec Chin skutkują przejęciem chińskich inwestycji przez Węgry, Czechy oraz Serbię przy tworzeniu współczesnej wersji Jedwabnego Szlaku. Na razie straciliśmy trzy miliardy euro. Na złość babci odmrażamy uszy, ale za to budujemy potęgę Międzymorza. Naszym kosztem. Bo i uszy mamy jako się rzekło ...niewąskie.
Najgorsze jednak, że ucieka nam Unia. Zamknęliśmy się przed strefą euro, przejęliśmy od Brytyjczyków rolę hamulcowego, ale jesteśmy państwem europejskiego wschodu, pozbawionym kapitału, w znacznej mierze wolnego rynku i wyzbywamy się praworządności. Tych wszystkich zdobyczy cywilizacyjnych, które legły u podstaw pomyślności Zachodu. Nie przetrwamy więc długo na uboczu, bo nie mamy za sobą imperialnego okresu i czasów solidnej demokracji.
Znowu więc sami podcinamy gałąź, na której siedzimy, znowu z powodów ideologicznych i znowu tworzymy okoliczności, które nas kiedyś doprowadziły do rozbiorów. Europa nie może bowiem tolerować korka na głównym kierunku europejskiego handlu. W czasach monarchii absolutnych i nędznej techniki musiało się to skończyć aneksją. Szczęśliwie teraz można nas ominąć i tylko od wschodu mamy autokrację, ale Ukraina pokazuje, że i tak mamy powody do obaw.
Bawmy się tak dalej, skończymy jak zawsze.

niedziela, 19 lutego 2017

Bezpieczniki

Optymizm naszych władz ma takie same powody, jak radość armii z posiadania nowych helikopterów. Miało ich być siedemdziesiąt, będzie tylko połowa. Kiedy? “Może w maju, może w grudniu zresztą kto to wie? Może dzisiaj po południu? Może jeszcze nie” – głosiła przedwojenna piosenka Hemara. Dziwne, śmigłowce wymyślono długo potem, o on już coś o nich wiedział? Teraz wreszcie ruszy przetarg i armia podobno dostanie wiropłaty na miarę naszych czasów. Wedle radosnego ministra opóźnione tylko o sześćdziesiąt dni, a nie o osiem lat!!! To tak jak już ma chmary dronów, które chyba dawno miały zasilić ochotnicze formacje obronne.
Wszystko zaś jest wynikiem politycznej specyfiki naszej demokracji. Każda ekipa demontuje to wszystko, co zbudowali poprzednicy. Hasło dali postkomuniści, kiedy doszli do władzy w 1993 roku. Potem już było tylko gorzej. Najczęściej podlegało temu szkolnictwo, do ubiegłego roku najrzadziej armia. Obie zaś dziedziny powinny być możliwie daleko trzymane od polityki, służą bowiem narodowi niezależnie od panującej opcji.  
Jakiś podejrzanie wolny od wątpliwości jegomość postulował w piątkowym Szkle Kontaktowym ustanowienie obowiązku poddawania się przez polityków co pół roku badaniom psychiatrycznym. Miałoby to zapobiegać ich szaleństwom. Zapomniał nieszczęsny, że ideologia zakłóca umysł nie mniej skutecznie jak choroba, a nie daje żadnych objawów.
Dopóki nie uwierzymy, że nie ma drogi na skróty, na przykład nie ma innego sposobu gromadzenia kapitału jak praca, innej metody na bezpieczeństwo jak konsekwentnie budowana siła państwa, także zbrojna, będziemy skazani na kuszenie przez prestidigitatorów, obiecujących gruszki na wierzbie.
Dopóty też nie możemy liczyć na poważne traktowanie naszych aspiracji przez zagranicznych partnerów. Bowiem tylko państwo z profesjonalnym i dobrze wyposażonym wojskiem, silnie związane więzami gospodarczymi z sąsiadami może w razie potrzeby liczyć na wzmocnienie przez nich swojego wysiłku zbrojnego. Słabeusz zawsze zostaje sam, zwłaszcza kiedy jest ustawicznie nabzdyczony.
Na współczucie bowiem otoczenia może liczyć tylko zwykły człowiek, na przykład nakłaniany do przyznania, że spowodował wypadek drogowy. Ba, kuszony specjalnym obniżeniem kary, byle tylko na siebie wziął winę. Szczególnie takim, któremu premier obiecuje uczciwy proces, jak by inne nie były uczciwe. Jemu społeczeństwo kupi samochód rozbity przez rządową pancerkę, możliwe że lepszy od oficjalnej limuzyny. Postęp zbiórki wyraźnie na to wskazuje.
Państwo zaś musi poparcie innych krajów uczynić nieodzownym. Nie będzie traktowane jak młodociany kierowca, w odczuciu społecznym niesprawiedliwie konfrontowany z prokuraturą.

sobota, 18 lutego 2017

Kociokwik

Trump może wszystko i za to uwielbiają go ...niemocni. Ci sparaliżowani mnóstwem przesądów, które odreagowują w obyczajowych aferach, skrywanych za fasadą konserwatywnej surowości. Oto jawi się ktoś, kto ma za nic zarówno polityczną poprawność, jak i skrywanie rozwiązłości. I to furda, że nowy prezydent Stanów wprowadza gospodarczy protekcjonizm, na którym ucierpi nasza gospodarka, że zapowiada ograniczenie aktywności swego kraju w NATO, co zupełnie wyklucza zaangażowanie Sojuszu na przykład w sprawy katastrofy smoleńskiej, że uwalnia Rosję od odium, spowodowane aneksją Krymu. On imponuje mocą, daje radę, a to nieziszczalne marzenie dla wszystkich nieszczęśników, spętanych we własne uprzedzenia.
Podobny syndrom dotknął też naszych wielbicieli cywilnej krzepy. Oni również mają swego uwielbianego idola. Ich się okazał jeszcze bardziej przewidujący. Trump przecież odpowiada za swoje czyny, ich nie, może jedynie przed Bogiem i historią. Ale też wielbiciele wodzowskiej krzepy o przeszłości wiedzą niewiele. Zawsze informacja o niej była reglamentowana, teraz też chyba będzie. Wystarczy przecież pamiętać, że w Peerelu kopacz zarabiał więcej od inżyniera i zmieniła to ubecja, podstępnie knując pod płaszczykiem opanowanej przez siebie “Solidarności”. W wyniku tego Polska popadła w łapy okrągłostołowej mafii, co to zamroziła postkomunizm i doprowadziła kraj do ruiny.
Nic więc dziwnego, że NATO ma nam wyjaśnić katastrofę smoleńską. Wszyscy bowiem wiedzą, że problemy w piaskownicy rozwiązuje mama. Niestety, każdy sofizmat prowadzi do absurdu. Takiego właśnie, jak dozorca tożsamy ze złotówką – bo dozorca to stróż, a stróż to anioł, anioł to matka, matka to podstawa, a podstawa to grunt, grunt to forsa, a forsa to złotówka. Czyli komunizm jest cacy, a postkomunizm be, a mama potrafi wszystko.
Radujmy się zatem, era dobrobytu przed nami.

piątek, 17 lutego 2017

Powroty

Prawie każde oficjalne wystąpienie wyrazicieli PiS-u zawiera w sobie odniesienie do nikczemnej rzekomo przeszłości Polski pod rządami PO i PSL. Wydawałoby się, że to obsesja wywołana niską samooceną, która musi wynikać z porównania efektów rządzenia obu formacji. Można jednak przypuszczać, że tak komiczna w oczach normalnego odbiorcy propaganda jest zamierzona i dostosowana do niewielkich możliwości percepcyjnych adresatów. Trzeba im ustawicznie powtarzać objawienia, aby nie powrócili do charakterystycznego dla nich stanu apatii, wyrażanego stwierdzeniem, że “i tak wszystko na nic”. A przecież PiS jest skuteczny, daje radę. Aby na przykład utrącić kandydaturę Tuska na kolejną kadencję, może wysłać za nim europejski nakaz aresztowania i co mu kto zrobi?
W tej sytuacji nie dziwi wysoka ocena ministra Błaszczaka, wyrażona przez samego Jarosława Kaczyńskiego. Oko.press zbadał 35 jego wypowiedzi i okazało się, że dwie trzecie z nich to kłamstwa, zaś jedna czwarta jest manipulacją. Z punktu widzenia politycznych przeciwników PiS-u taki stan jest niezwykle korzystny, utwierdza bowiem złą opinię partii Kaczyńskiego, powszechną w środowiskach ludzi zorientowanych w polityce. Podobnie zresztą jak ekscesy młodocianego “ministra”. Tyle tylko, że opozycja walczy ze sobą o głosy elektoratu i nie jest w stanie wyłonić z siebie formacji, która by zdobyła przewagę nad Prawem i Sprawiedliwością. Zwolenników zaś PiS-u utwierdza w lojalności demonstracyjne lekceważenie przez jego eksponentów prawdy, logiki, nade wszystko przyzwoitości.
Opozycja zaś nie ma nic do zaoferowania. Władza ma. I to wcale nie jakieś tam komicznie ponazywane programy, nawet jeżeli pozwalają na bytowanie bez pracy. “Wykluczonym” satysfakcję daje poniżenie, jakiego doświadczają “oni”, to znaczy ludzie potrafiący sami sobie zapewnić utrzymanie. Okazuje się, że tracą czas zabiegając o dochody. Jest formacja, która tego codziennie dowodzi i podnosi niecny proceder, dzięki któremu “oni” zarabiali w czasie, kiedy Polska popadała w ruinę. Teraz dopiero kraj kwitnie, o czym codziennie przekonują narodowe media, porównując obecny dobrobyt z poprzednią nędzą. Wedle takiego rozumowania za Gierka przecież było tak samo, tylko Wałęsa to zniszczył.
Nic dodać.

czwartek, 16 lutego 2017

Zwroty

Jadwiga Staniszkis uważa, że PiS przegra najbliższe wybory. To akurat brzmi groźnie, wiele bowiem razy głosiła w tym względzie prognozy, które się nie zgadzały z późniejszymi faktami. "Moja rezygnacja z członkostwa w Radzie, to jedyny środek, jakim dysponuję, by wyrazić sprzeciw wobec takiej pozycji Rady, a także, by zaznaczyć mój krytyczny stosunek do szeregu wprowadzanych przez rządzący obóz zmian - przez Pana Prezydenta akceptowanych" pisze Ryszard Bugaj rezygnując z członkostwa w Narodowej Radzie Rozwoju.
PiS się utożsamił z najbardziej dotąd lekceważonymi grupami społecznymi z powodu ich ignorancji i dzięki temu się wpisał w ogólnoświatowy kryzys cywilizacyjny. Możliwe więc, że mimo wszystko zachowa swoje poparcie. Jeżeli proPiS-owskie elity zachowają się jak poprzednio, czyli nie przyjmą do wiadomości rzeczywistych celów polskiego populizmu, znowu będziemy utyskiwali na dalsze pogrążanie Polski w odmęty biedy.
Nie jest łatwo się przyznać do błędu. Nawróceni intelektualiści, którzy poprzednio wspierali PiS, muszą być rozgoryczeni. Dali się bowiem omamić i doznają przykrości przebudzenia z euforycznego snu. Okazało się, że wielkie słowa posłużyły do zdobycia władzy, aby za jej pomocą jakoś odreagować osobiste klęski. To bowiem niemożliwe, aby z innych powodów na przykład powagę polskiego munduru umniejszać poprzez zmuszanie żołnierzy do służbistości wobec młodocianego urzędnika, w dodatku swą postawą wyzywająco odbiegającego od stereotypu wiarusa.
Zawłaszczanie i ośmieszanie imponderabiliów jest tylko wizerunkowym grzechem. Próba likwidacji samorządu sędziowskiego, pozbawienie armii wykształconego wielkim kosztem dowództwa, opóźnianie jej modernizacji, manipulacje przy ordynacji wyborczej są dużo bardziej obciążającym przedmiotem bieżącego trudu rządzących. Już zaś mają za sobą paraliż Trybunału Konstytucyjnego i podporządkowanie prokuratury politykom. Wszystko to jednak zapowiadali długo przed wyborami.
Przecież sukces wyborczy osiągnięto w PiS-ie za sprawą manipulacji, która najlepszy wyraz znalazła w filmie Łozińskiego “Jak się to robi” z 2006 roku. Tyle tylko, że tym razem nie poprzestano na obiecankach, ale wiele z nich wdrożono. Skutek jest taki, że staliśmy się państwem, które by teraz nie mogło być przyjęte do Unii i NATO. I tego nie widzieli profesorowie, kiedy popierali i admirowali polityków, którzy nawet tymochowiczowskimi gestami zdradzali proweniencję swojej retoryki. Dostrzegli natomiast nasi wrogowie, którzy zadbali o wyolbrzymienie “ośmiorniczek”, aby w oczach wyborców skompromitować formację, której polityka nie była im na rękę.
Lepiej późno niż wcale, ale skoro się dali na demagogię PiS-u nabrać ludzie z profesorskimi tytułami, to trudno się dziwić szarym Polakom. Przewidywanie więc pani Staniszkis może się znowu okazać błędne, niezależnie od cywilnej odwagi, jaką się wykazała odstępując swych niedawnych faworytów politycznych.

środa, 15 lutego 2017

Żarliwość

“Młodociany” kierowca seicento usłyszał zarzuty, bo wedle prokuratury skręcając w lewo nie włączył kierunkowskazu, w wyniku czego została ranna (sic!) pani premier. Samochody uprzywilejowane poruszały się zgodnie z kodeksem drogowym. Tego wszystkiego się dowiedzieliśmy z wczorajszej konferencji prasowej krakowskiej prokuratury.
Z miejsca przestępstwa (sic!) oddaliły się dwa samochody podążające za fiatem, który wziął udział w zderzeniu. Funkcjonariusze BOR-u im w tym nie przeszkadzali, bo zdaniem śledczych nie do nich należy szukanie świadków postępowania dowodowego, lecz ochrona powierzonej im osoby. Nie było też wielu borowców, mieścili się w dwóch tylko pojazdach.
„To nie jest tak, żeby ktokolwiek tutaj zawinił, poza tym młodym człowiekiem, który też przecież nie miał złych intencji, tylko po prostu popełnił błąd taki, który się zdarza na drogach”. Tak jeszcze przedtem pobłażliwie zawyrokował Jarosław Kaczyński. Jak wiadomo “pięćdziesiąt milionów Francuzów nie może się mylić”, dlatego prezes większości parlamentarnej ma rację. W żadnym też wypadku nie może przeciwko niej stawać “młodociany” kierowca, próbujący utrzymywać, że włączył kierunkowskaz. Szczęśliwie tu wątpliwości rozstrzygnie sąd.
"Przecież pan jest inteligentnym człowiekiem. Pan sobie zdaje sprawę z tego w sposób oczywisty, że zamach smoleński to tylko narzędzie polityczne" . Tak generał Piotr Pytel zrelacjonował słowa usłyszane od Antoniego Macierewicza. Wynika z tego, że PiS niezmiennie prowadzi politykę wedle zasady sformułowanej przez Jacka Kurskiego słowami: “jedziemy w to, bo ciemny lud to kupi”. Ciekawe, czy również tu powstaną wątpliwości i czy je rozstrzygnie sąd.
Autorytet prawa w Polsce leżał do 1989 roku na bruku. Teraz go broni chyba tylko niezawisłość sądów. Jeżeli więc dojdą do skutku próby jej ograniczenia, stracimy państwo godne zrywu “Solidarności”, która zaprzeczyła istnieniu u nas “głupiego ludu”. Nie wszyscy ten pogląd podzielą, bo prawdą jest to, w co się wierzy. Jeżeli zaś daje się wiarę twierdzeniom polityków, to się nie ma wątpliwości. Przecież stopień inteligencji tych najbardziej żarliwych określił podobno sam minister.
Tak czy owak pouczający był wczoraj dzień.

wtorek, 14 lutego 2017

Tajemnice

Pani premier przyjmuje współpracowników, podpisuje dokumenty, ale we wtorkowym posiedzeniu Rady Ministrów zastąpi ją profesor Gliński. Jest bowiem poddawana obserwacji i rehabilitacji, czyli rutynowym czynnościom obejmującym każdego, kto uczestniczył w wypadku komunikacyjnym. Tak mniej więcej rzecz tłumaczył rzecznik rządu. Dziennikarze wyliczający kolejne wypadki dygnitarzy dowiadują się od Jacka Sasina, że “Mariusz Błaszczak nie jest winien tym incydentom, jak chciałaby opozycja. Winę za wypadek pani premier ponosi młody kierowca Seicento, którego PO i Nowoczesna próbują wykreować na bohatera”.
Z jednej więc strony mamy bagatelizowanie obrażeń, jakie odniosła Beta Szydło, z drugiej usilne kreowanie winnego, który swoim skromnym jeździdełkiem prostodusznie skręcał w lewo na przydomowym skrzyżowaniu, w swoim przekonaniu chroniony przed ekstrawagancjami współużytkowników drogi podwójną linią ciągłą. Nie zbadano też jego stanu zdrowia, mimo uczestniczenia w wypadku. BOR zaś bada, czy Biuro Ochrony Rządu nie przekroczyło procedur.
To wszystko w atmosferze podkreślania troski o tych, których matki wedle jedynie słusznych mediów przedtem “pracowały w systemie niewolniczym po 12 godzin za 800 zł w uwłaczających warunkach, w marketach obcokrajowców. Mężowie, którzy musieli wykonywać polecania kierowane do nich nie w ojczystym języku, a w obcym”.
Tymczasem Rzeczpospolita ustaliła, że z miejsca zdarzenia nie wiedzieć czemu odjechały dwa samochody, które podążały za pechowym seicento, nie ma więc najważniejszych świadków. Więcej, kierowca pancerki pani premier nie miał praktyki w kierowaniu takim samochodem. Jechał nim po raz pierwszy. Objął służbę o godzinie 18, trzydzieści siedem minut później uderzył w drzewo odległe o 55 kilometrów od lotniska, z którego odbierał panią premier. Jeżeli przyjąć, że tylko 10% z przebytej drogi przebiegało przez tereny zabudowane a przejęcie służby, obsługa codzienna i odebranie pasażerki zajęły kierującemu pojazdem tylko siedem minut, to z prostego wyliczenia wynika, że na drogach bez specjalnych ograniczeń osiągał prędkość 127 km/h. Jechał więc prędzej niż dopuszczają przepisy.   
Jeżeli sobie przypomnimy, że minister sprawiedliwości z czasów odsądzanego od czci i wiary premiera Tuska złożył stanowisko, bo więzień popełnił samobójstwo, to jasne się staje tak uporczywe bagatelizowanie skutków zderzenia samochodu pani premier i skrywanie błędów, popełnianych przez funkcjonariuszy. Ale to właśnie jest chyba oczywistą przyczyną, dla której opozycja żąda odwołania ministra Błaszczaka.