Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 31 maja 2018

Atawizm

Z jednej strony poza granice rozsądku obostrzono warunki składowania śmieci, z drugiej zapewniono daleko idące preferencje dla inwestowania w ich utylizację. W rezultacie w kalkulacjach biznesowych powstał deficyt odpadów na rynku, bo hojnie obdarowywani inwestorzy obrodzili jak osty na dzikim wysypisku.
Ponieważ warunkiem uzyskania przywilejów inwestycyjnych było udokumentowanie dysponowania odpowiednią ilością surowca, zaczęto deklarować sprowadzania go z zagranicy. Potem zaczęto to robić naprawdę i do czasu utylizacji składowano nieczystości na tymczasowych składowiskach, nie okładanych rygorami. Po jakimś czasie udawani inwestorzy albo plajtowali, albo zwyczajnie znikali z rynku, samorządom pozostawiając problem i jakieś nieszczęsne “słupy” do ukarania.
Teraz się chyba pojawił nowy sposób. Pożar. Najweselsze w tym wszystkim są tłumaczenia, że dymy z płonących składowisk nie są szkodliwe dla zdrowia. To dlaczego nie szczędzi się pieniędzy na dokładne oczyszczanie spalin w profesjonalnych spalarniach? Czyżby śmieci nabierały jadowitych cech po przekroczeniu ich bram?
Ostatnio słyszymy o kolejnych obostrzeniach przepisów i innych “Sybirach i knutach” za beztroskę w postępowaniu z odpadami. Te zaś są najzwyczajniejszym surowcem. Gdyby rzecz poddano rynkowi, nie byłoby problemu z cwaniakami, celującymi w publiczne pieniądze. Obostrzenia zaś zadziałają podobnie, jak niegdyś prohibicja w USA, wzmogą opłacalność procederu.
Ale przecież głosy turboliberałów nie mogą być brane pod uwagę. Nie byłoby wtedy odpowiedniej liczby przestępców do ścigania, stosownych statystyk wykrywalności i innych radości związanych z pogonią.
Instynkt łowiecki zaś jest motorem działania każdego drapieżnika, a człowiek jest największym ze wszystkich. Nie może się zatem wyrzekać swojej tożsamości.

środa, 30 maja 2018

Cudnie

Minister zawierzył służbę zdrowia Matce Boskiej i może uważać, że teraz ma święty spokój. Zresztą wedle mediów i tak nie ma nic do gadania, to przynajmniej zrobił co mógł. Ale zwykły obywatel nie wychodzi najlepiej na poczynaniach ideologów.
Przekonała się o tym jakaś żarliwa stronniczka PiS. Na obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej poznała posła tej partii, który by chciał mieć szóstkę dzieci, a jego małżonka twardo optowała za jednym.
Nieszczęsna pisofilka powiada, że dała się uwieść słodkim słówkom w rodzaju: “masz idealną budowę do rodzenia dzieci” i przechwałkom: “Znam ludzi od wojskowej roboty. Założę firmę, zwerbuję prywatne wojsko. Zrobię porządek w każdym mieście”. Uległa więc kobieta dzielnemu parlamentarzyście, ale niestety skończyło się jak zawsze, na gadaniu. Teraz więc chodzi po mediach i uskarża się na swój los a polityk ją chce do sądu za to zaskarżyć.
Chociaż wydaje się, że – nawet jak jest urojone – doświadczenie uczestniczki rocznic smoleńskich nie poszło na marne. Jej opowieść ujawniła może niebezpieczeństwo wprowadzenia radykalniejszego sposobu na poprawę lecznictwa w Polsce. Przecież wystarczyłoby, żeby ministrem zdrowia został ktoś z podobnymi do rzeczonego polityka koneksjami, który po zwerbowaniu własnej armii by zrobił porządek w medycynie.
Przepędzeni chorzy nie tworzą przecież kolejek. Ba, jak dowodzi literatura – chociażby “Przygody dobrego wojaka Szwejka” – po kilku seriach “padnij, powstań” znaczny procent pacjentów dostępuje zdrowia. Duży odsetek pozostałych uzdrawia lewatywa.
Całe więc szczęście, że beneficjantami restrukturyzacji rządu nie zostali jednak najbardziej radykalni… posiadacze nieodpartego uroku. Może też dobrze, że przynajmniej służbę zdrowia zawierzono niebu.
Chociaż, jeżeli wierzyć skarżącej się kobiecie, zwyczaje niektórych nawet najgorliwszych integrystów mogą sprowadzić kary za grzechy, a wtedy...

wtorek, 29 maja 2018

Zapłata

Jeżeli wierzyć Gazecie Wyborczej to przeświadczenie dygnitarza ma czasem szczególny skutek. Paskudnie tego doświadczył Tomasz Komenda, który, jak piszą, padł ofiarą nie tylko błędów w śledztwie, ale również silnego przekonania ministra o jego winie. Za nic odsiedział 18 lat w więzieniu, zanim wreszcie od początku przeanalizowano dowody. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby u nas była możliwa kara śmierci.
Lepiej więc chyba, kiedy dygnitarze są o czymś przekonani bez związku z wymiarem sprawiedliwości, szczególnie kiedy rzecz budzi ich zadowolenie. Usłyszeliśmy niedawno, że “Turbo liberalna opozycja poucza nas, którzy jesteśmy najbardziej pro społecznym rządem, jakie wydatki i gdzie czynić. Jest jakaś wiarygodność potrzebna w polityce. Ludzie o kamiennych sercach, którzy niszczyli PGR-y w latach 90-tych, zakłady pracy, bezrobocie 25%, zrobili nic, albo prawie nic w sprawach społecznych naprawdę nie powinni pouczać, bo wtedy diabeł ubrał się w ornat i na mszę dzwoni”.
Nie tylko więc poznaliśmy kolejną inwektywę nowomowy: liberalizm turbo, aliści też się dowiedzieliśmy, że utrzymanie PGR-ów jest tym, co teraz uchodzi za jakiś rodzaj dobrej polityki rolnej. Nie tylko, okazuje się, że zdaniem rządu państwowe zakłady pracy, notorycznie pozostające na garnuszku państwa były przejawem dobrej praktyki gospodarczej. Ich efekty to również jasno określone potrzeby socjalne, które władza mogła natychmiast zauważyć i zaspokoić, reglamentując deficytowe towary.
Za tym zaś może nastąpić kolejny krok. Jego istotę ilustruje facecja z czasów komuny. Oto klub piłkarski zaczyna wchodzić w strefę spadkową, gromadzi się więc zarząd. Trzeba wzmóc treningi – proponuje klubowy teoretyk. Nie, trzeba dzwonić do kolegów – prostuje realista.
Podstawy takiego systemu, równoważącego turbinowy liberalizm, już stworzono, w kluczowych miejscach rozstawiając hojnie uposażonych decydentów. Mamy więc warunki, aby osiągać sukcesy bez mozołu, który liberałowie nazywają pracą, a ci “turbo” by chcieli upowszechniać.
Kiedy by zaś wróciły PGR-y i rozbudowano państwowy sektor, to natychmiast dałoby się umieścić kolejną tabliczkę pamiątkową na stępce pod prom, położonej rok temu w Szczecinie.
Skutkiem będzie wieloletnia powtórka Peerelu, wraz z kolejną transformacją, ale też sukces nie ma zbyt wysokiej ceny. Nigdy.

poniedziałek, 28 maja 2018

Znowu

Przyjdźcie, połóżcie swoje niepełnosprawne dzieci na posadzkę, trwajcie wraz z nimi i niegodna sprawowania władzy partia straci poparcie, a my wam potem zapewnimy dostatek. Taką mniej więcej argumentacją sprowadzono w 2014 roku do Sejmu matki z dziećmi. Po kilkunastu dniach trwania w niewygodzie uzyskały spełnienie swoich oczekiwań i wróciły do domów.
W 2018 roku, kiedy władzę sprawują beneficjanci także ich niegdysiejszej ofiary, okazało się, że wszyscy dostąpili hojności nowych władców, szczególnie partyjni nominaci do spółek skarbowych, one jednak nie. Dlatego powtórzyły swój niegdysiejszy protest, wytrzymały czterdzieści dni i powodowane troską o zdrowie dzieci odeszły, tym razem z niczym.
Ich niegdysiejsi stronnicy, którzy również dzięki niepełnosprawnym zasiedli wreszcie na stanowiskach, natychmiast po rozpoczęciu akcji zauważyli, że protestujące matki swoje pociechy uczyniły zakładnikami. “Jesteś jak Mengele” – tak posłanka PiS nazwała koleżankę z Nowoczesnej, która je zaprosiła do Sejmu.
Więcej, PiS-owscy politycy pomówili okupujących sejmowy korytarz o to, że wnieśli do gmachu zagrożenie epidemią i “dziwny” zapach. Odmówiono im prawa do spacerów, otwierania okien, wreszcie dostępu do łazienki, nie oszczędzono przymusu bezpośredniego, także ze strony cywilnego ochotnika. O kontaktach z mediami nie ma już co mówić. Do kanonu więc arogancji wejdzie pycha parlamentarzystki, która z miną zarezerwowaną dla najgorszych okazji, z demonstracyjnym wstrętem omijała dzieci na wózkach inwalidzkich, daremnie próbujące ją zagadnąć.
PiS utwardził tym kamienne serca swoich zwolenników i zraził tych wszystkich, którzy jednak znajdują w sobie jakiś rodzaj współczucia. Tak działa dogmatyzm. Ten mechanizm w “Gorzkiej chwale” opisuje Richard Watt. Polscy komuniści w 1918 roku byli nieugięcie marksistowscy. Politykę uprawiali poprzez prowokowanie konfliktów i obelgi. Państwo było dla nich “wcieleniem kontrrewolucji”, wojsko “bandą najemników” a Sejm “zbiegowiskiem chuliganów narodowej demokracji, tępych chłopów i socjalistycznych zdrajców”. Nawet więc Lenin ich z tego powodu uważał za durniów.
Charakterystyczne, że Zjednoczona Prawica powtórzyła sytuację z 1988 roku, kiedy to komuna przetrwała strajk stoczniowców i portowców, ale już nie wytrzymała wyborczej konfrontacji w następnym roku. Widać, że nasi obecni władcy bardzo dokładnie powtarzają historię Peerelu.
Nic zatem dziwnego, że się cieszą, nie można przecież nie mieć żadnych sukcesów.

niedziela, 27 maja 2018

Przekazania

Przekaz dnia. Otrzymują go PiS-owscy złotouści, aby nie wygadywali publicznie bzdur, których nie wymyślił ichni komitet. Ujawnił go na Twitterze dziennik Polska The Times. Czytamy tam między innymi, że 500-złotowy dodatek rehabilitacyjny by dotyczył 1,5 miliona osób. Dlatego jest zbyt drogi dla budżetu, który by rocznie był obciążony dodatkowym wydatkiem 9 miliardów złotych.
Media piszą, że chodzi tu o 272 tysiące osób niepełnosprawnych, czyli ich wsparcie kosztowałoby pięciokrotnie mniej, to znaczy, że budżet by musiał na ich potrzeby zarezerwować raptem 1,6 miliarda złotych.
Wydaje się zatem, że PiS-owski przekaz dnia jest równie prawdziwy, jak wczorajsze oświadczenie marszałka Senatu w Świnoujściu o znakomitych warunkach, jakoby stworzonych protestującym w Sejmie, którym jednakowoż odmówiono dostępu do windy, czyli odcięto możliwość korzystania z łazienki tym z dzieci, które się poruszają na wózkach.
Okazało się też, że istnieje u nas Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym. Jest on "ukierunkowany na pomoc pokrzywdzonym i świadkom, przeciwdziałanie przestępczości oraz pomoc postpenitencjarną". Ostatnio uzupełniono jego zadania i może on przeznaczać środki środki “m.in. na finansowanie robót budowlanych, zakup urządzeń i wyposażenia, zakup wartości niematerialnych i prawnych czy zakup środków transportu”.
Jak pisze Gazeta.pl środki z Funduszu “przeznaczane są m.in. na cele takie, jak:
  • Modernizacja zaplecza sportowo-rekreacyjnego” Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu
  • Wsparcie dla fundacji Lux Veritatis i Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu
  • Zakup sprzętu dla jednostek Ochotniczej Straży Pożarnej (na co resort zamierza przeznaczyć ponad 100 milionów zł)
  • Ustawową działalność Centralnego Biura Antykorupcyjnego (13 milionów zł)”.
Kiedy się tego rodzaju informacje zestawi z doniesieniami o wynagrodzeniach politycznych nominatów w spółkach skarbowych, finansowaniu instytucji religijnych, które się same powinny utrzymywać, widać, że można znaleźć oszczędności na pozyskanie rzeczonego 1,6 miliarda złotych.
Fatalny to zatem przekaz dnia, któremu przeczy każdy właściwie... dzień i drażliwość kół pisofilnych wynika z tej właśnie świadomości.

sobota, 26 maja 2018

Podział

Nawet o tym nie wiedział, Że ma na dupie przedział. [Jan Sztaudynger]
Internet przemierzają fotografie, na których widać a to kotarę, zasłaniającą protestujące w Sejmie matki niepełnosprawnych dzieci, a to zadrapania tej z nich, którą strażnicy próbowali odwieść od rozwieszenia transparentu, informującego po angielsku o ich doli. Wszystko na próżno.
Jak bowiem pisze Oko.press Europejskie Forum Niepełnosprawności przesłało do NATO, europarlamentu i Komisji Europejskiej list, w którym ujawnia, że wezwało “polski rząd i parlament do natychmiastowego zakończenia tego nieludzkiego traktowania i natychmiastowej zmiany wszelkich poniżających warunków". Jako nieludzkie nazwano tam “uniemożliwianie wyjścia na zewnątrz, ograniczanie kontaktów z osobami z zewnątrz, zmuszanie do spania przy włączonym świetle”.
Jak się do tego wszystkiego dołączy szarpanie protestujących pań i to przy aktywnym udziale cywilnego funkcjonariusza, mamy komplet. Niczego już więcej nie potrzeba, aby udokumentować stosunek naszych władz do konstytucyjnie zawarowanych praw obywateli. Więcej, do własnych deklaracji o społecznej wrażliwości.
“Bez skruchy nie ma wybaczenia”, krzyczał niegdyś Gomułka z mównicy jakiegoś plenum swojej komuny. Dokładnie te same słowa powtarzał niedawno Jarosław Kaczyński, przypisując im chrześcijańską proweniencję i komentując tak rozłam w naszym społeczeństwie.
Dzięki protestowi mamy jasny obraz istoty polskiego podziału. Przecież niepełnosprawni się nie przyczynili do swojej doli. Nie mają najmniejszych powodów do ekspiacji, a mimo to ich demonstracja spotyka się z nieludzką reakcją władz, przekonujących jakoby były demokratyczne.
Mamy tu do czynienia z podobnym odruchem władzy jaki w niej budzi krytyka, formułowana przez “gorszy sort”, kanalie, rzekomych posiadaczy zdradzieckich mord nareszcie. Postponuje się ludzi, których prawa są uszczuplane, szczególnie kiedy oni protestują korzystając ze swoich podstawowych uprawnień.
A przecież nikt nie ma najmniejszej legitymacji do tego, aby poniżać kogokolwiek, współobywateli w szczególności, bo się nie godzą na nieludzkie traktowanie.

piątek, 25 maja 2018

Władanie

Joachim Brudziński oświadczył, że "ci wszyscy, łącznie z tymi wszystkimi delfinami, czy tymi, którym być może roi się w głowie coś na kształt zamiany pana premiera Kaczyńskiego albo zastąpienia go na stanowisku szefa partii, muszą jeszcze uzbroić się w długą, i to bardzo długą cierpliwość".
Bardzo to znamienna wypowiedź. Komentując ją profesor Nałęcz zauważył, że minister spraw wewnętrznych jest jedyną osobą, która ma obecnie dostęp do szefa. Jako taki jest oczywistym delfinem, czyli kimś naznaczonym na następcę władcy, gdyby ów nie mógł sprawować urzędu.
“Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy” krzyczał Władysław Gomułka w 1945 roku, przypadkiem formułując tak zasadę obowiązującą w układach niedemokratycznych. Z takim mamy teraz do czynienia w Polsce. Państwo ma Prezesa, decydującego o wszystkim i odłączonego od swej domeny wskutek choroby. Ów, przekazując swoje prerogatywy zastępcy, dał mu zakosztować jedynej rzeczy boskiej, dostępnej człowiekowi, władzy, i ktoś taki nie jest raczej w stanie zapomnieć związanej z nią radości, niczym alkoholik brzęku szkła.
Ktoś zatem, wyniesiony na szczyt raczej niechętnie przyjmuje myśl o utracie nabytego statusu, czego u nas wyrazem jest rzeczone ostrzeżenie, skierowane do konkurentów. Więcej, nasz minister wbrew oczywistemu interesowi partii mimowolnie ujawnił istnienie pretendentów do prezesury, rzecz dotychczas skrywaną jeszcze bardziej od rodzaju cierpienia, jakiego właśnie doświadcza Prezes. Formacja jest bowiem na zewnątrz prezentowana jako monolit.
I teraz już nie ma znaczenia, czy pan Brudziński zwróci szefowi władzę po jego powrocie. Już teraz się zaczął czas walki z konkurentami. Akcja zaś powoduje reakcję, należy więc oczekiwać kontrataku.
Ba, media wskazują pierwsze ofiary rozgrywek, toczonych na razie za pomocą odwoływania zwolenników. Czterech ministrów ma być zdymisjonowanych na żądanie premiera. Czyli dopiero co zrekonstruowany rząd dozna kolejnej rekonstrukcji. Wszyscy ci państwo przetrwali pierwszą burzę i teraz by stawali wobec drugiej, zupełnie niespodziewanej.
W takiej sytuacji Prezes może odebrać poparcie swemu zastępcy, chociażby z obawy przed jego niefortunnie rozbudzonymi ambicjami. Przecież swoim nominatom na wysokie stanowiska rządowe ustawicznie daje do zrozumienia, komu zawdzięczają dostojeństwo. Czekałaby więc obecnego zastępcę albo zsyłka do Brukseli, albo zapomnienie.
Chyba, że raz zdobytej władzy by nie oddał. Ale by to już była zupełnie inna historia.

czwartek, 24 maja 2018

Finis

Krzysztof Brejza ujawnił pismo Ministerstwa Finansów, które go informuje, że po audycie (urzędnik ministerialny to słowo opatruje cudzysłowem) przeprowadzonym przez PiS po objęciu rządów, do prokuratury nie skierowano żadnego doniesienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. W ten sposób ujawniło się kłamstwo oficjalnej propagandy o rzekomych łotrostwach popełnianych przez poprzednią władzę.
To także odsłania niegodziwość stwierdzenia, że wystarczy nie kraść, a pieniądze będą na wszystko. Nie ma ich i to nie dlatego, że poprzednia ekipa kradła. Dlatego, że jesteśmy jednym z najbiedniejszych państw Unii i takimi pozostaniemy, jeżeli nie będziemy rozsądni.
Vincent Rostowski odsłonił też w przedwczorajszej “Kropce nad i” mit o miliardach, pozyskanych rzekomo wskutek uszczelnienia VAT-u. Dwie trzecie przypisywanej sobie przez PiS kwoty 24 miliardów pochodzi z wzrostu gospodarczego, który zawdzięczamy światowej koniunkturze. Z reszty trzy czwarte jest wypracowane dzięki środkom organizacyjnym podjętym jeszcze przez rządy PO. Jedną czwartą tego, czyli dwa miliardy złotych obecna władza zawdzięcza własnym zabiegom. Mniej niż 10%.
Propaganda nic natomiast nie mówi o pieniądzach zawarowanych w projekcie budżetu 2016 roku na potrzeby niepełnosprawnych. Nie wiadomo dlaczego nie prowadzi się modernizacji armii. Wiadomo za to jak się zakaz handlu w niedzielę odbił na zakupach. Wzrost konsumpcji w kwietniu był najgorszy od 2016 roku. Na tym zaś się opiera cała aktualna pomyślność gospodarki, która przecież nie inwestuje.
Zapowiadana jest za to jakaś masowa budowa mostów. Odbędzie się też rejs dookoła świata w ramach program Polska 100. To kolejna radość po “otwarciu” stoczni w Szczecinie, budowie miliona samochodów elektrycznych, przekopaniu Mierzei Wiślanej i rozpoczęciu budowy lotniska centralnego, europejskiego. Bo to my przejęliśmy pałeczkę po Żydach i Niemcach i doprowadzimy ludzkość do Dnia Ostatecznego.
Jak widać w gębie nasza władza jest mocna, jak żadna, ale w czynach… . A to po nich się poznaje efekty rządów. Jak ujawnił też pewien marksista nawet po tym jak pretendenci do chwały kończą swe dzieło.

środa, 23 maja 2018

Szmira

Lada mebel dziś nam składa Skończony — panie! — artysta, A ten, który na nim siada, wygląda — ironia czysta! [Boy]
— Nie można głosić ubóstwa i żyć jak faraon — powiedział biskupom papież Franciszek. Jednocześnie media zaprezentowały bizantyjską posiadłość, której się dorobił... arcybiskup. Internet zaś przerzuca się bon motem, wedle którego ulubioną rybą niektórych naszych hierarchów są “duże sumy”.
Również świecka władza teoretycznie raczej głosi u nas materialną powściągliwość. Stosowna ustawa jakoś utknęła w Senacie. Oficjalnym ograniczeniom zarobków, doniesieniom o zwrocie ich zdaniem należnych jednak dygnitarzom premii, towarzyszą informacje o krociach, zarabianych w spółkach skarbu państwa przez słusznych polityków.
Władza bowiem, zarówno duchowna, jak i świecka daje splendor i poważanie, którymi się cieszą osoby zdolne do przyczynienia lub uszczuplenia bliźnim dobra. Bogacze również się charakteryzują taką możliwością. Dlatego posiadacze stanowisk chętnie przybierają znamiona zamożności, szczególnie, kiedy się nie wyróżniają z otoczenia przymiotami usprawiedliwiającymi ich piastowanie.
Im więc bardziej zacofana społeczność, tym chętniej jej liderzy obwieszają się dowodami bogactwa. One bowiem legitymizują ich status, podnoszą autorytet, zapewniają powagę.
Zwłaszcza że “cierpliwością i pracą ludzie się bogacą”, a nikt nie zaprzeczy, że to ogromne zalety. Tylko ten nieznośny kicz, który towarzyszy ambicjonalnym ekspozycjom majątku i zdradza właściwą naturę prezentera. Widać go nie tylko w oznakach bogactwa, ale też w wypowiedziach, gestach, mowie ciała, ogólnym fałszu.
To zatem takie szydło, niezawodnie wyskakujące z worka.

wtorek, 22 maja 2018

Przesadyzm

Lech Wałęsa przyjechał do protestujących w Sejmie matek i poparł ich żądania. Przy okazji stwierdził, że PiS-owskie rządy są gorsze od komunistycznych, co jest oczywiście grubą przesadą. Gorsze na pewno nie są, irytują za to mocniej, bo jednak zdążyliśmy już odwyknąć od pychy, nowomowy i tego wszystkiego, czym epatowali zarówno komuniści jak ich epigoni.
Możliwe, że były prezydent pozostawał jeszcze pod wrażeniem przedwczorajszych zdarzeń na spotkaniu Mateusza Morawieckiego z gdańszczanami w historycznej sali BHP. Kiedy się okazało, że wymieniając zasłużonych stoczniowców premier pominął Lecha Wałęsę i Bogdana Borusewicza, został przez słuchaczy wygwizdany i musiał uciekać przez zaplecze. Stąd może nazbyt przesadzona ocena obecnych rządów.
Chociaż legendarnemu przewodniczącemu “Solidarności rzeczniczka rządu też nie ustępowała w przesadzie. Gwiżdżących uczestników rzeczonego spotkania nazwała zorganizowaną bojówką, stwierdzając jednocześnie, że na rozmowy z opozycją przychodzi 5 - 7 osób. Widocznie wszyscy się gromadzą na PiS-owskich rozprawach z narodem.
To zresztą nie jedyne objawy wczorajszej przesady. Joanna Lichocka by zamykała w kryminale i wprowadziła jedynowładztwo – twierdzi, że tak właśnie żartuje. Stanisław Piotrowicz zaś błysnął anegdotą, z której wynika szczurza raczej tożsamość czytelników niesłusznych mediów. I tu nasza przewaga. Rosyjska agencja za pieniądze oferuje fałszywe pochwały dla restauracji obsługujących mundialowych gości. U nas się publicznie bredzi za darmo.
Z jednej strony obserwujemy pychę rządzących, z drugiej bezsilność obserwatorów, w środku zaś trwają w rozpaczliwym proteście ludzie, którym los odebrał możliwość zarobkowania. Lech Wałęsa proponuje im, aby się odwołali do empatii liczniejszych grup zawodowych i poprosili je o poparcie.
Ale o tradycji strajków solidarnościowych nikt już chyba nie pamięta, mamy raczej epokę bezinteresownych niegodziwości. Gotowość więc do wzajemnej pomocy skarlała niczym rasa osławionego Kacperka i jej przywoływanie jest obarczone błędem jak wiele innych wypowiedzi polityków.
Taki mamy czas albo taki właśnie sobie zgotowaliśmy.

poniedziałek, 21 maja 2018

Rzękanie

– Jesteśmy atakowani, bo jesteśmy coraz silniejsi. Słabych się nie atakuje, bo po co? – tak nasz prezydent komentował ...właśnie, nie bardzo wiadomo co. Bo jeżeli atakami nazwać krytykę nowelizacji ustawy o IPN, to trzeba zauważyć, że dezaprobata nie oznacza agresji.
Jeżeli jednak za napaść na głowę państwa uznać fakt, że nasi dyplomaci spotykają się w USA z urzędnikami wyżej usytuowanymi od tych, którzy przyjmują naszego prezydenta [TVN24] to mielibyśmy dowód na jego większą siłę. Jednocześnie by się jednak okazało, że Amerykanie nie bardzo zabiegają o to, aby coś z nami załatwić. A to raczej nie świadczy o potędze.
Rzecz jeszcze gorzej wygląda na krajowym podwórku. Tutaj najbardziej ostatnio atakowani są niepełnosprawni, protestujący w Sejmie. Ogranicza się im nawet prawo do spacerów, co jest dolegliwością, której się oszczędza skazańcom. Cały budynek parlamentu jest ogrodzony barierkami i dostępu do niego bronią obywatelom funkcjonariusze, zbrojni w broń palną i paralizatory, ostatnio wyposażeni w prawo ich użycia. W ten sposób ma być prezentowana światu moc odporna naszego parlamentaryzmu, który – jak przypomina tablica przed marszałkowym gabinetem – trwa już od 550 lat?
Może tu chodzi o zatrzymanie epidemii, co ją wedle marszałka Senatu może wywołać przeciągający się protest niepełnosprawnych. Zbrojni więc stróże prawa mieliby stanowić zaporę dla zarazków. To byłby zupełnie nowy środek zapobiegawczy, opracowany przez formację, którą złe usta pomawiają o niedostatek fachowców. Rzecz byłaby wiekopomna, na miarę WOT-u, który ma nas chronić przed Specnazem.
Niezależnie od wszystkiego widać, że syndrom oblężonej twierdzy musi być wzmacniany nieracjonalnymi środkami. Tyle że straszy się tych, którzy specjalnie nie angażują głowy do rozpoznania rzeczywistości. Ale to by przecież godziło w prestiż zwolenników PiS-u.
To może preześna nieobecność oznacza wzrost poczucia pewności siebie polityków, którzy teraz odzyskują swoje kompetencje? Wydaje się, że w takim razie nie powinni nadto ujawniać poczucia wolności. Przezorny bowiem władca dba o to, aby nazbyt w sobie zadufani zastępcy z czasu jego nieobecności mieli mnóstwo kłopotów po jego powrocie.
Aliści przynajmniej wiemy, dlaczego się inni od nas trzymają daleko. Siła przecież budzi strach.

niedziela, 20 maja 2018

Niuanse

Paweł Kukiz wejdzie w przyszłym Sejmie w koalicję z PiS-em, gdy ów zmieni ordynację wyborczą, obniży podatki mikroprzedsiębiorcom i podniesie kwotę wolną od podatku. O praworządności, pisiewiczyzmie, nacjonalizacji, aliansie ze środowiskiem dewocyjnym ani słowa.
– Wy będziecie mnie słuchać i mi zapłacicie, ja za to zatrudnię osiłków i przy ich pomocy zapewnię wam bezpieczeństwo od tych, co by wymagali więcej – taką w przybliżeniu obietnicę złożył troglodytom ich pierwszy władca. Koso przy tym łypał na szamana, który obiecywał to samo, ale przy pomocy czarów.
Po jakimś czasie nastąpiła specjalizacja. Świecka władza mniej gnębiła poddanych od ewentualnego najeźdźcy i zajmowała się ich doczesnym szczęściem. Religijna zaś zwierzchność profity z posłuchu i pobieranych danin obiecywała głównie po śmierci.
Potem wymyślono demokrację, czyli rodzaj samoobsługi. Lud się sam obłożył daninami, przeznaczanymi na swoje doczesne bezpieczeństwo i sam się rządził. Tam, gdzie się wyrwał spod kurateli religijnych centrów, szybko osiągał znaczną poprawę bytu i doświadczał postępu cywilizacyjnego.
Tam zaś, gdzie zachował pierwotny paternalizm, zwłaszcza kiedy ów był sprzymierzony z religijnym, utknął w ogonie rozwijającego się świata. To więc, czego doświadczamy teraz, jest ewidentnym krokiem wstecz. Przecież nasz minister, siedząc z biskupem w lawendowym lando, z rodzimym “fascynatorem” w garści nie wygląda wcale jak brytyjski książę z małżonką w ceremonialnej karecie.
To więc, co proponuje Kukiz jest oczywistą dywersją zarówno wobec PiS-owskiej autokracji, jak i dla jej przeciwieństwa. Odbiera bowiem centralistycznej władzy pieniądze, pozostawiając jej głównie puste obietnice do dyspozycji. Jednomandatowe zaś okręgi wyborcze wymuszają sięganie po kościelne możliwości mobilizowania elektoratu.
Zamiast więc odsunięcia populistów od władzy, Kukiz proponuje uzależnienie ich od Kościoła, który się stanie największym szafarzem poparcia dla polityków. Charakterystyczne, że autor piosenki “ZChN zbliża się” nie wyczuwa tego niebezpieczeństwa.
Rezultat jest taki, że PiS się powinien jak najdalej trzymać od kukizowców, bo próbują go pozbawić materialnej bazy. Jego przeciwnicy również, bo go nie razi antydemokratyczny system.
Chyba że teraz przyszedł czas na integrystów. Tego przecież dostatecznie nie przerobiliśmy. Czyżby więc i to nas miało czekać?

sobota, 19 maja 2018

Wątpa

Zatrzymany niedawno i zwolniony po postawieniu zarzutów były komendant główny policji opowiedział, jak to było. Do mieszkania, w którym przebywał, wraz z antyterrorystami weszli urzędnicy z koszem pełnym papierzysk. Po całej operacji, w wyniku której zatrzymano jedynie komputer i telefon, funkcjonariusze wyprowadzili byłego szefa, niosąc za nim rzeczony kosz, który natychmiast przyciągnął uwagę mediów. Dziennikarze chyba przechodzili właśnie obok.
Potem było jeszcze ciekawiej. Kiedy później, już w siedzibie prokuratury dawny komendant wyszedł był na papierosa, z radia usłyszał zarzuty, jakie mu pół minuty przedtem postawiła pani prokurator i spiker wyszczególnił zastosowane środki zapobiegawcze, których mu jeszcze nie zdążono przedstawić. Zarzucano mu zaś bezprawne informowanie mediów o śledztwie w sprawie Kajetana P.
“Nie dali rady” kupić śmigłowców dla naszej armii. Wbrew gwarancjom kilkakrotnie składanym przez najbardziej gwarantującego ministra. Nie, nie przez zaniedbanie. Procedury to uniemożliwiły. Prawny imposybilizm dotknął nabywców i teraz zamiast nowoczesnych, będą stare, sowieckie, ale jeszcze raz wyremontowane.
Również gwarantowane okręty podwodne pozostają w “fazie analitycznej”. To chyba tak, jak prom, jego stępkę rok temu w Szczecinie premier Morawiecki opukiwał reprezentacyjnym młotkiem [Gazeta Wyborcza. Szczecin]. Kawał blachy, który ją imitował rdzewieje a projektu statku nadal nie ma. Znowu prawny imposybilizm?
Jakoś tu nie zadziałał mechanizm zastosowany w innych przypadkach. Nie uchwalono w nocy stosownej ustawy, że helikoptery, okręty, czy statki muszą być takie a nie inne. Prezesa też nie poproszono o decyzję. A przecież nowo mianowany szef państwowego koncernu go osobiście pytał, komu dać prawo do sprzedawania kiełbasek w swoich obiektach [Kuba Wątły. Superstacja. 17 maja].
Gdyby więc teraz nie przeszkadzało prawo, to by było wszystko? Byliby ukarani niewygodni urzędnicy, państwo by kupowało słuszny sprzęt, Prezes by był pytany o wszystko? Trudno uwierzyć.
A może zwyczajnie brak pieniędzy i władza mnoży obietnice z góry wiedząc, że są niewykonalne. Bo programy z plusem, WOT, odzyskiwanie banków, dzieła towarzyszące, nagrody wreszcie pochłonęły tyle, że…
To kto nad tym panuje?

piątek, 18 maja 2018

Socjeta

Nie chcą oglądać naszego prezydenta w Białym Domu. I to mimo że Polska przewodniczy Radzie Bezpieczeństwa a i Andrzej Duda jest właśnie w Stanach. Więcej, na forum ONZ inaugurował wczorajszą debatę pod hasłem “Pokój przez prawo”. Wspomniał tam też o katastrofie smoleńskiej, co Niezależna.pl uhonorowała tytułem swego doniesienia: “Stało się. O katastrofie w Smoleńsku na Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Z ust prezydenta Dudy padły ważne słowa”.
Prezydent Trump przyjmuje jednak u siebie prezydenta Uzbekistanu, a na rozmowy z Kim Dzong Unem chce wyjechać aż do Singapuru. Czyżby w rozumieniu Ameryki oni bardziej od głowy naszego państwa sprawiali pokój przez prawo?
Chociaż może tu chodzi o kłopoty, jakich mogą nastręczyć wyróżniani przez USA demokraci, kiedy się ich nie dowartościuje. Na tym się przecież zasadza nasza strategia postępowania z Unią. Nie wygrażamy jej wprawdzie rakietami, nie mamy szans na alians z Rosją, ale standardową praworządność ofiarnie zastępujemy jej nową, nadwiślańską rzec by można wersją.
Rzecz dokładnie ilustruje stosunek do orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego. Przyjmujemy ustawę o ogłoszeniu tych, których nie ogłosiliśmy, ale zastrzegamy w niej, że ów proces ma tylko porządkowy charakter, a wyroki nadal mają dla nas charakter opinii, wyrażanej przy ciasteczkach przez grono “kolesi”. To tak samo jak z ustaleniami komisji Millera w sprawie Smoleńska, są, ale jakby ich nie było. Mamy przecież podkomisję Antoniego Macierewicza.
Aliści Bruksela, tak “zręcznie” zniechęcana przez nas do kontynuacji postępowania wobec nas w myśl artykułu 7. Traktatu Unijnego, wydaje się nieczuła. Najwyższy więc czas, aby wzorem Kim Dzong Una expressis verbis ogłosić, że z Unią będziemy paktować tylko, kiedy ona zaniecha wciskania nam naszych własnych praw. W przeciwnym wypadku pozostaniemy sobie w naszej izolacji i nic nas nie obchodzą jakieś artykuły, bo to my pierwsi się na Europę wypięliśmy. Ten zaś, kto ma w tym względzie pierwszeństwo, ma rację.
A wtedy może się wreszcie i nasz prezydent doczeka zaproszenia na kawę i ciasteczka przez DonaldaTrumpa.

czwartek, 17 maja 2018

Galimatias

Całą siłą swej sugestii Wytłumaczył zacnej Polsce, Że wśród wszystkich męskich bestii DUSZĘ — mają tylko golce. [Boy]
PiS wprowadził teorię chaosu do praktyki. Przy okazji potwierdził także teorię nieoznaczoności Heisenberga, wedle której również kontrolowanie zjawiska dynamicznego wpływa na jego zachowanie, dlatego nie można ustalić rzeczywistego stanu, w jakim się właśnie znajduje obserwowany obiekt.
Przebiegi chaotyczne wyróżniają się krótkim “czasem charakterystycznym”. To okres, w którym natężenie procesu zmienia się dziesięciokrotnie. Drugim wyróżnikiem jest atraktor, czyli ostateczne miejsce i jakość do których zjawisko nieuchronnie zmierza. Bywają “atraktory dziwne”, takie więc, w których wnętrzu ruch jest nadal chaotyczny i nieprzewidywalny, ale całość porusza się wedle trajektorii zapożyczonych z przewidywalnych procesów.
I teraz najnowsze fakty:
  • zatrzymanie niedawnego komendanta głównego policji i niegdysiejszych wysokich funkcjonariuszy CBA;
  • zarzuty dla sędziego, który wyrokował wbrew PiS-owskiemu poczuciu sprawiedliwości;
  • Janina Ochojska nie wpuszczona do protestujących w Sejmie – łatwiej było jej dotrzeć do oblężonego Sarajewa;
  • tajemnica zwrotu nagród ministerialnych – jeden z ministrów dopiero od dziennikarza się wczoraj dowiedział o ciążącym na nim obowiązku zwrotu.
Każdy z przytoczonych faktów zaistniał w wyniku odrębnego procesu. Przebieg każdego z nich nosi znamiona wrażliwości na media, obserwujące rzecz. Przede wszystkim dlatego, że często powód zapoczątkowania zjawiska jest przypisywany chęci przypodobania się elektoratowi. Każde więc z nich zmierza do subatraktora dziwnego, jego zaś aktualne położenie – jak zaleca Heisenberg – możemy ustalić tylko za pomocą rachunku prawdopodobieństwa.
Czy przytoczone fakty mają coś wspólnego? No jakże – atraktor, również dziwny, ostateczny. Proces prezentuje nadzwyczaj krótki czas charakterystyczny. Zapożyczone zaś trajektorie rozwoju wywodzą się z pojmowania demokracji na sposób marksowski, gdzie większość ma prawo do poddawania mniejszości swojej władzy w każdym momencie i w każdych warunkach. Tutaj zastępuje ją wszechwładna pozornie, w rzeczywistości bezradna jednostka. Kiedy więc przebieg aktualnych zdarzeń się porówna do rozwoju innych demagogii i skoryguje jej przebieg ze współczesną wartością czasu charakterystycznego, mamy właściwy sposób jej oceny.
Odsłania się wtedy natura atraktora dziwnego, w którym się kłębią bezładnie liczne subatraktory. Jako żywo widać tu ducha, którym trudno kogokolwiek natchnąć.

środa, 16 maja 2018

Solidarność

Będzie danina solidarnościowa. Pod tym staroświecko brzmiącym eufemizmem kryje się wzrost obciążeń obywateli. Aliści dotknie tylko krezusów i uzyskane tak przychody będą przeznaczone na pomoc niepełnosprawnym. Czyli rząd wbrew swoim zapowiedziom podniesie przecież podatki, ale nie “ludowi”, a “krwiopijcom” i odda je najbardziej potrzebującym. Protestujący w Sejmie opiekunowie niepełnosprawnych dzieci uznali to za “fałsz i obłudę”. 
To prawie jak Caritas, który wbrew początkowym zastrzeżeniom przyjmie jednak premie “zwracane” mu przez ministrów, ale przeznaczy je na pomoc dla dzieci w ramach programu “Skrzydła” i “Tornister pełen uśmiechów”, chociaż do wczoraj niczego jeszcze nie otrzymał. Bo oni jednak muszą je zwrócić do budżetu.
Mamy tu chyba klasyczny już sposób na obejście własnych zasad: “zdepczemy je wprawdzie, ale dla szczytnych celów”. Rzecz bywa czasem skuteczna, tym bardziej, że próbuje dawać satysfakcję ludowi. Jeżeli oczywiście ów daje wiarę propagandzie. Bo jak można jednych oskubać, to dlaczego nie drugich.
Rozdawnictwo zaś pieniędzy, a nawet przeznaczanie ich na fundację od rejsu i wyliczania strat wojennych, kupowanie muzealnych kolekcji i tak pozostających w Polsce, wydanie bez efektu sum przeznaczonych poprzednio na właściwie zaniechany obecnie program modernizacji armii, to wszystko ma zniknąć z pamięci ogółu.
Ideolodzy ciągle żywią nadzieję, że kiedy lud wzmocni swoje podświadome przekonanie, że kołacze są jednak bez pracy, to dobrze ich potraktuje przy urnach. Aliści ciągle mnożące się informacje o pisiewiczyzmie, rozbijanych limuzynach, prywacie i braku profesjonalizmu PiS-owskich elit działają niezwykle silnie. Ba, nie znajdują przykładu nawet w latynoskich serialach.
Skutki więc owej daninowej solidarności zobaczymy chyba niebawem, już w czasie jesiennych wyborów i pewnie niejednego zadziwią, bo i nieraz różni mądrale doznawali u nas srogiego zawodu.

wtorek, 15 maja 2018

Zawiłości

Nagrody nie bardzo “wracają” do Caritasu. Tylko dwóch ministrów się do wczoraj pochwaliło, że je przekazali, ale też nie chcieli pokazać przelewów. Inny z niefortunnie obdarowanych oświadczył, że wziął już kredyt z banku i sprzedał swój stary samochód, aby uczynić wymogowi zadość.
Caritas zaś, któremu należy oddać nagrody, nie dość, że niczego nie dawał, aby oczekiwać zwrotu, ale i zapowiadał, że przyjmuje tylko dobrowolne daniny. Czy wpłacane mu premie ministrów spełniają taki warunek?
Bo wola musi być wolna, by czynić dobro. Tak to formułował św. Augustyn. Jeżeli nie jest wolna, prowadzi do zła i grzechu. Dobra zaś wola nie jest wedle Kanta dobra poprzez swoje skutki, lecz poprzez samą chęć jej świadczenia. Trudno się zatem dziwić Caritasowi, że przyjął taką właśnie postawę.
Wola wtedy tylko może być wolna, kiedy nie podlega “prawom przyczynowym”. Tak to sformułował Immanuel Kant i trudno mu zaprzeczyć. Jeżeli więc chcemy coś zrobić, bo taką właśnie mamy chęć, możemy mówić o dobrej woli. Kiedy coś robimy, bo tak kazał nasz szef, to możliwe, że tylko on skorzystał z wolności wyboru. My niestety nie.
Gdybyśmy więc my coś w takich warunkach wpłacali Caritasowi, on by takiej darowizny raczej nie przyjął. Ministrowie zaś nie tylko wydali przyznane im premie, ale do końca stwierdzali, że im się one należały. Ich szefowa, szafarz przyznanych dodatkowych wynagrodzeń stwierdziła to expressis verbis, w dodatku stojąc na trybunie sejmowej. W takim więc wypadku odmowa przyjęcia przez kościelną organizację tego rodzaju darowizn wydaje się bezsprzeczna.
W tej sytuacji też oczywista jest zwłoka we wpłatach, wnoszonych do Caritasu. Nikt przecież nie chce zaznać rekuzy i obarczeni obowiązkiem “zwrotu” ministrowie czekają na precedens, aby się ostatecznie przekonać, że poprzez odmowę przyjęcia ich pieniędzy nie doświadczą kolejnego zawodu.
Dzisiaj jednak mija termin. Należy go traktować jako “zawity”. W potocznej mowie oznacza to, że jest ostateczny. Ciekawe więc czy Caritas przyjmie wpłaty, uznając je za dobrowolne?
Bo samo słowo “zwrot” uzyskało już nowe znaczenie i powiększyło skarbnicę słów nowomowy. Tam już bezzwrotnie.

poniedziałek, 14 maja 2018

Rówień

Wicepremier pojechał w godzinach pracy rządową limuzyną do fryzjera, odległego o 400 metrów od miejsca zatrudnienia. Szeregowy poseł najpierw odebrał od generała przyniesione mu przezeń w godzinach służbowych kule (ortopedyczne, spokojnie) gdy zaś dotarł do szpitala, zamknięto lecznicę na czas umieszczania go w odpowiednim pomieszczeniu.
Tak mniej więcej wygląda ostatnio powściągliwość naszych wybrańców. Ta z maja bieżącego roku. Wcześniejsza się bowiem skromność zdezaktualizowała wraz z przyjęciem przez Sejm ustawy o obniżeniu posłom miesięcznych zarobków o 1300 złotych. Ukarano ich w ten sposób za premie, przyznawane ministrom. Znamienne, że ekspiacji poddano tylko szeregowych parlamentarzystów. Marszałkowie i wicemarszałkowie uniknęli losu chłopców do bicia.
Pojawił się więc kolejny problem z zasadniczych, trapiących współczesność. Czym jest równość? Bo niewątpliwie nie możemy wymagać, abyśmy byli jednako piękni, zdrowi i mądrzy. Nie możemy też oczekiwać, że będziemy tak samo bogaci. Tego nawet komuniści nie osiągnęli, mimo upowszechnienia biedy.
Jedyna więc równość, jaka nam pozostała, to jednakowość praw, jakie nam przysługują. Jeżeli więc chromający Kowalski sam sobie musi przynieść kule (ortopedyczne, spokojnie) to zwykły poseł też powinien. Podobnie jest ze szpitalem, który pozostaje otwarty, kiedy Malinowskiego (wszak miarę wszechrzeczy) umieszczają na łożu boleści. Chyba że wolno by mu było więcej, ale to właśnie równość ogranicza wolność do poziomu dostępnego wszystkim.
Kiedy więc zwykłemu posłowi życie ułatwia generał, a parlamentarzysta to przyjmuje jako należne mu z urzędu, to najprawdopodobniej oboje się dopuszczają samowoli. Podobnie jak minister, strzygący się w czasie pracy i angażujący służbową limuzynę do tego dzieła.
Jest też tak z obniżką pensji. Bezcenne są tu miny posłów partii, kiedy właśnie wygrała w tym względzie z opozycją. Wszyscy bowiem są równi, wszyscy więc powinni zapłacić zarobkami. Czy zaś za to, że ministrom premie dołożono do pensji, to już zupełnie inna sprawa. Prawo bowiem wprowadza porządek, nie sprawiedliwość.
Wydaje się zatem, że nie przypadkiem Marsz Wolności został zbagatelizowany przez rządzącą formację. Gdyby był Marszem Samowoli, byłby pewnie uhonorowany, jako promocja obowiązującej praktyki.
Tylko skąd zapewnienia o równości Polaków?

niedziela, 13 maja 2018

Szyszkownictwo

Gdzie się objawiła prawda, tam nie ma wolności. Nie ma bowiem dyskusji. Ba, nie istnieje człowiek jako podmiot. Kto bowiem nie ma wątpliwości co do prawdy, nie myśli, bo nie ma do tego powodu, a kiedy nie myśli, nie ma go wcale w świecie ludzi wolnych. Nie ma też dyskusji, nie ma skłonności do kompromisu, bo z prawdą się go nie zawiera. Jest za to ideologia, jedynie słuszna, spójna, bo obejmuje wszystko. Jej nośnikiem jest guru, namaszczony przez siły tajemne, jurodiwy albo uznany za takiego przez zwolenników.
Kiedy jednak wśród wyznawców budzi się wolność, znika prawda, ideologia i wraz z nimi demagog. Wczoraj obserwowaliśmy Marsz Wolności, przeciwko jedynej prawdzie, kontestowany przez narodowe media oraz marsz Świętego Huberta, również nie znajdujący uznania władz, bo występujący z prawdą inną od głoszonej przez PiS. Jego organizatorzy niesłusznie sobie wyobrażali, że tylko w określonych sprawach zakwestionowali ideologię.
Chcieli uboju także zgodnego z halachą, pozyskiwać futra hodowlanych zwierząt, polować z dziećmi u boku, w ogóle korzystać z zasobów przyrodniczych, póki istnieją. We własnym mniemaniu wszystko to głosili tylko wbrew ekologom, których uważają za lewaków, bo właśnie wrażliwość na cierpienie zwierząt stanowi dla nich wyróżnik lewicowości, nie rozdawanie publicznych pieniędzy lub rozszerzanie sektora państwowego.
Zadając jednak kłam nawet tej części ideologicznych prawd, która jest przyswojona od przeciwników, niszczą całość. Przecież każda ideologia, to zlepek utopii. Scalający ją fanatyzm jest wprawdzie wynikiem emocji, ale praktykują go głównie osobnicy o niezbyt odkrywczych umysłach. Chętnie więc sięgają do utartych wzorców, a że przedtem korzystali z nich obecni adwersarze, furda.
Już więc więc sam zamiar organizowania marszu rozczarowanych stał się zalążkiem upadku całej ideologii. Kiedy jednak został zrealizowany, usprawiedliwił tytuł komentarza artykułu jednego z tabloidów: Rodzina opuszcza Kaczyńskiego – czy jakoś tak. Chodzi o Rodzinę Radia Maryja. Ona rzeczywiście opuszcza PiS. Teraz któraś ze stron musiałaby się ukorzyć, czyli podporządkować drugiej albo wystąpić z ugrupowania. A los protestujących w Sejmie matek pokazuje jak partia podchodzi do kompromisów.
Z prawdą się bowiem nie paktuje, ona jest jedna i niepodzielna. Kiedy ją rozkawałkowano, przestaje istnieć, w zamian zaś pojawia się wolność. Czyli umiera ideologia, traci bowiem monopol. I to się właśnie wczoraj dokonało.

sobota, 12 maja 2018

Ruszystość

Chcesz bliźniemu czynić dobro, postępuj wedle jego gustu, aliści bacz, by tym zła innym bliźnim nie przysporzyć. Taka maksyma plącze się gdzieś w pamięci, jako mało realna przestroga. Najczęściej bowiem dobro pozyskane przez jednych wymaga uszczuplenia go drugim. Sprawia to zasadniczą trudność przy podejmowaniu decyzji, bowiem prawie zawsze się stoi wobec konieczności sięgania po mniejsze zło.
Można oczywiście unikać wyboru, pozostawiając rzecz losowi, ale wtedy jest się tylko biernym świadkiem wydarzeń. Tak niewielu postępuje, przecież nawet wybierając autorytet, podejmuje się decyzję. Decydowało się także, kiedy ów został narzucony, rzecz się bowiem dokonała wbrew woli siłą pozyskanego wyznawcy. Nikt zatem nie może powiedzieć, że unikał kompromisów dobra ze złem.
Istotą decydowania jest wyważenie strat i korzyści. Jakie więc profity i kto ma z tego, że się odebrało 1300 złotych z miesięcznego wynagrodzenia parlamentarzystów, aliści pozbawiając władze Sejmu i Senatu udziału w tym dziele powściągliwości? Lud, który ma uwierzyć, że władza tak czyni z czystego altruizmu? On zawsze ma o niej najgorsze zdanie, zawsze więc w takim posunięciu dostrzeże szwindel, a nie chęć czynienia dobra. Nawet jak w pierwszym odruchu pochwala wymuszoną skromność na zasadzie, że “przyszedł na psa mróz”.
Kto odniesie profity z likwidacji jednego portu lotniczego i budowie innego, na dziewiczym terenie, daleko od infrastruktury i miejskich aglomeracji? Na pewno ktoś, kto się stanie szafarzem terenów po zlikwidowanym lotnisku. Na pewno nie są to rolnicy, dotąd spokojnie gospodarujący na odwiecznych ojcowiznach, którym się zafunduje betonowe pasy startowe. Także nie inwestorzy, którzy na wsi ulokują kapitał na wielkomiejski sposób zarabiania. Przede wszystkim zaś nie Warszawa, którą się oderwie od szybkich połączeń ze światem.
Co więc przyświecało władzy, która dwa takie przedsięwzięcia przepycha przez parlament. Czynienie dobra? Komu? Za jaką cenę? Po co? Przecież to tak, jak by się ubierało byle co, potem dopiero na zewnątrz konfrontowało z porą roku i wmawiało wszystkim, że “badejki” są najlepszym strojem na mróz.
Przy okazji jednak wychodzi na jaw, jak sobie władza wyobraża marzenia swoich wyborców. Albo że nic sobie nie wyobraża i chce tylko prezentować inicjatywę.

piątek, 11 maja 2018

Pytka

Jose Ortega definiuje masę jako zbiorowisko ludzi, którzy nie przypisują sobie jakichś szczególnych wartości. Oni wyznają to, co inni. Masy opanowały miejsca, które poprzednio zajmowały wyłącznie elity. Od śródmieścia począwszy poprzez plaże, górskie schroniska, sale widowiskowe dotarły do polityki. U nas może później, niż na Zachodzie, ale odbyło się to z przytupem, jak na Polaka przystało.
Tyle tylko, że istnieją w masie wartości odmienne od tych, które jej wmawiają polityczni prestidigitatorzy. Lud bowiem jest może i bierny, ale do pewnego stopnia. Kiedy mu się każe potępiać rodaków, których los skrzywdził najbardziej, staje po ich stronie wbrew nakazom nazbyt przepełnionych pychą demagogów.
PiS się próbuje zmierzyć z naturalną solidarnością, okazywaną najsłabszym a opartej na tym, co jest nazywane egoistycznym altruizmem. Każdy się burzy przeciwko niezasłużonej krzywdzie ludzi, znajdujących się w sytuacji jaka by wszystkich mogła spotkać. To silniejsze od wszelkich manipulacji i na tym się zasadza siła słabych.
Wydawałoby się, że rządzący wyczuwają nastroje masy, którą próbują sterować.   – Vox populi, vox dei – zakrzyknął był Prezes i zmusił ministrów do oddania premii (które się wedle pani premier należą) a posłom i samorządowcom obcina zarobki. I sondaże poparcia jakby zatrzymały spadkowy trend. Ostatnio tej wrażliwości nie widać i konfrontacja z matkami niepełnosprawnych dzieci nabrała cech kropli przepełniającej czarę.  
A warto brać przykład z Kościoła. Figura Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, wzniesiona pięćdziesiąt metrów ponad powierzchnię terenu w Świebodzinie, nie jest już nośnikiem anten stacji przekaźnikowych. Usunięto je po ujawnieniu ich istnienia, aby nie drażniły komercyjnym wykorzystaniem symbolu wiary.
Musiało to trafić też do posła, który przedtem przypisywał protestującym matkom traktowanie swych niepełnosprawnych dzieci jako żywe tarcze. Widział też chyba konferencję prasową Pawła Kukiza, opowiadającego jak śpiewak przypadkiem tylko opanował nagły imperatyw, który go próbował zmusić do skonfrontowania swoich wartości z panaposłowymi. Obrażane przedtem panie otrzymały więc kwiaty i zostały przeproszone przez niefortunnego parlamentarzystę.
Bo kiedy się jest przewodnikiem mas, jest się również ich zakładnikiem. Nie wystarczy więc powtarzanie przez zaciśnięte zęby absurdalnych przekonań ludu o nikczemności elit, Zachodu, Żydów, masonów i cyklistów. Trzeba też czynów, czyli przyznania się do porażek, na podobieństwo rzeczonego demontażu anten lub poselskich przeprosin.
Albo więc matki niepełnosprawnych dzieci otrzymają satysfakcję, albo nastąpi koniec przewodnictwa nad masami. Rzecz oznacza klęskę również, kiedy by upokorzone kobiety rozjechały się do domów, a może nawet zwłaszcza.
Nóżki więc na stół panowie, czas gadania się skończył.

czwartek, 10 maja 2018

Szczodracy

Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe nie oznacza bynajmniej, że wolno bliźniemu czynić to, co by nam się podobało. Jeżeli on się od nas jakoś różni, może być bardzo niezadowolony z próby uszczęśliwiania go naszym dobrem. W skrajnym zaś wypadku taka szczodrobliwość może prowadzić do agresji, także, o dziwo, ze strony niewczesnych donatorów.
Poseł Żalek dał tu znakomity przykład, potwierdzający rzeczoną myśl. Matkom, które się nie chcą godzić na lepsze zdaniem PiS-u korzyści od tych, które same postulują, zadał okrucieństwo wobec własnych dzieci. Jego zaś koleżanka doradziła nieszczęśliwym, aby podjęli pracę. Rzecz równie nieludzka jak alternatywa Marii Antoniny, sugerującej ludowi, głodującemu z braku chleba spożywanie ciastek.
W ogóle trudno się oprzeć podejrzeniu, że jakiś indywidualny upór ze strony PiS-owskiego decydenta stoi u źródła powodów przedłużania sejmowego protestu matek niepełnosprawnych dzieci. Dogmatycznie trzymając się zasady, że on wie lepiej co drugiemu miłe, postępuje śladem tych, co już nieraz uszczęśliwiali ludzkość.
Sejm bowiem uchwalił ustawy, które między innymi pozwalają osobom z trwałym i całkowitym inwalidztwem bez kolejki i skierowania korzystać z przychodni specjalistycznych i aptek. Podnosi też rentę socjalną do wysokości najniższej renty dla osób pozbawionych zdolności do pracy. Niepełnosprawni uzyskają nieograniczony dostęp do rehabilitacji i wyrobów medycznych, z których korzystają niektórzy.
Aliści niepracujący inwalidzi czasu mają akurat mnóstwo, ich przypadłości nie są też najczęściej chorobą. Głównie chcieliby się pozbyć trosk związanych z brakiem środków na podstawowe zakupy, a nie wciskać do kolejek, w których zapracowani ludzie czekają na pomoc lekarską.
W tle się tu kryje pojęcie dobra. Ktoś niezwykle infantylny wyobraża sobie społeczeństwo jako gigantyczną rodzinę, w której dobrą mamusię zastąpi urzędnik i znajdzie radę na wszystkie bolączki, tylko jednak te, które przewidział omnipotentny prawodawca. Ów bowiem, wyposażony w ideologię, czyli prawdę, nigdy, przenigdy się nie myli, niczym barbórkowe prezydium w sprawach piwnych. Jest więc szafarzem dobra i każdy musi z niego skorzystać, nawet jak mu się od tego zrobi niedobrze.
– Rozpętamy taką walkę o pokój, że kamień na kamieniu nie pozostanie – taki greps szydercy przypisywali komunistom. Jak się okazuje życie przekracza najśmielsze wyobrażenia.

środa, 9 maja 2018

Przenie

Kłótliwość narodowców, na którą w dziewięćdziesiątych latach utyskiwali ich zwolennicy, bierze górę nad polityczną kalkulacją. Nic ani nikt im nie stwarza kłopotów, przecież za takie nie może uchodzić odkrycie, że Beata Szydło “wylatała 2,6 miliona złotych”, muszą więc sami się o nie starać.
Marek Jurek znowu wziął rozbrat z PiS i jego partia przystąpi do wyborów samorządowych wraz z kukizowcami. Widać chrześcijańskie wartości, prezentowane przez rządzącą formację nie są dostatecznie ortodoksyjne. Oficjalnie zaś chodzi o ustawiczne łamanie umowy koalicyjnej przez PiS.
Z tak sformułowaną przyczyną koresponduje zaniechanie projektu “Polska 100”. Realizująca go fundacja “Navigare” nie otrzymała należności za wykonane prace i plajtuje. Zlecająca zaś Polska Fundacja Narodowa nie płaci, bo... wierzyciel bankrutuje. Zaniechano więc promocji Polski przy pomocy starego, francuskiego jachtu, pomalowanego na czerwono.
Awantury nie ominęły obecnej “Solidarności”, której szeregowi członkowie zarzucają uległość wobec władz. Zarząd związku nie poparł postulatów pracowników ZUS, domagających się podwyżek. Ci więc opuszczają organizację, przekonani że nie reprezentuje ona ich interesów.
Jest jeszcze gorzej. Sieci, “Największy konserwatywny tygodnik opinii w Polsce” opublikował tekst o śledztwie prowadzonym przez CBA w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Przytacza szereg bulwersujących faktów. Krytykowany tam Bartłomiej Misiewicz zapowiada proces za kłamliwą jego zdaniem informację.
Rzecz ma jednak sięgać głębiej. Wedle Renaty Grochal z Newsweeka sam Prezes miał zainspirować szefa TVP do barwnie przekazanej podwładnym instrukcji: „Antek do wora, wór do jeziora”. Telewizja publiczna zatem również wytoczy proces dziennikarce, za przekazanie informacji zdaniem Jacka Kurskiego nieprawdziwej.
Jak donosi wczorajsza Gazeta Wrocławska, rolnicy dziś znowu wyjdą na drogi. Protestują przeciwko importowi żywności z Unii. Według nich zaśmieca ona polski rynek. Dlatego od Brukseli wezmą dopłaty, a granice zamkną. Tak wymyślił ich związek, o mało wymyślnej nazwie “Solidarni”. I pośredników też nie chcą, za nic. Odrodziła się zatem “Samoobrona”, równie logiczna jak pierwowzór.
Aby zaś absurd się dopełnił 12 maja odbędzie się w Warszawie antyrządowy marsz, w którym będzie uczestniczyć Rodzina Radia Maryja, myśliwi i hodowcy norek, z Tadeuszem Rydzykiem i Janem Szyszko na czele. Też nie lubią Unii.
Mamy więc cały szereg informacji z ostatnich dni, w których pomówienia krzyżują się z groźbami, a wszystko się dzieje w “obozie patriotycznym”, czy raczej w łonie “biało-czerwonej drużyny”, aliści dla naszego dobra.
Trzeba tu zauważyć, że najwięcej ludzi zabito dla ich dobra właśnie.

wtorek, 8 maja 2018

Moc

Władze Sopotu przyznają opiekunom wszystkich niepełnosprawnych świadczenie pielęgnacyjne w wysokości 1477 złotych. Wedle ustawy z 2003 roku przysługuje ono jedynie tym poszkodowanym, którzy doznali inwalidztwa przed ukończeniem 18. roku życia lub 25. gdy pobierali naukę. Pozostali, jeżeli nie wypracowali rent, muszą się zadowolić 604 złotymi. W 2014 roku Trybunał Konstytucyjny uznał dzielenie inwalidów wedle wieku zaistnienia niesprawności za bezprawne. To właśnie dla władz miasta stanowi podstawę prawną dla przyznawania wyższych dodatków, zamiast nędznych, przewidzianych w ustawie z czasów SLD.
Dzięki bezpośredniemu stosowaniu Konstytucji Sopot uniknął też wielu procesów, które gdzie indziej wygrywają osoby skarżące się na odmowę świadczenia wyższej pomocy, motywowanej zbyt późnym powstaniem powodów do otrzymania dodatku pielęgnacyjnego. Aliści to nie przekonuje Ministerstwa Rodziny, Pracy i Pomocy Społecznej (uff!) i w sopockim MOPS-ie wdrożono stosowną kontrolę.
Rzecz by przeszła bez echa, ale w ostatnim czasie nabiera szczególnego znaczenia. Nie tylko dlatego, że protestujące w Sejmie matki nie mogą się porozumieć z ministerstwem o barokowej nazwie. Także dlatego, że ujawnia przypadki bezpośredniego wdrażania orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego przez sądy powszechne.
Ponieważ kontrolę w Sopocie wdrożono, musi się ona zakończyć wnioskami. Albo się w nich znajdzie potwierdzenie słuszności postępowania władz kontrolowanego miasta, albo rzecz zostanie napiętnowana. W takim przypadku sprawa trafi do sądu i, jak wskazuje historia orzeczeń sądów administracyjnych, zarząd miasta otrzyma tam satysfakcję.
Tu się właśnie zaczynają schody dla PiS-u i jego reformy sądownictwa. Okaże się, że u nas prawo nie jest łamane (Unia odetchnie) jako że na nic się nie zdał cały nocny mozół legislacyjny prawodawców, nie oglądających się na Konstytucję. Przestrzegamy bowiem zasady, że uregulowania sprzeczne z Ustawą Zasadniczą są z mocy prawa nieważne. Także orzeczenia, zapadające na ich podstawie. I to właśnie niepełnosprawni staną się tymi, dzięki którym rzecz się upowszechni.
Sprawdzi się chyba stara zasada, że bezecność najmocniejszych ujawniają najsłabsi.

poniedziałek, 7 maja 2018

Jaskółki

Pięć portali wyrażających poglądy odmiennych środowisk przystąpiło do wspólnego programu. Nazwano go “Spięcie”. Co jakiś czas kluby: Jagielloński24, Kontakt, Krytyka Polityczna, Kultura Liberalna i Nowa Konfederacja przystąpią do dyskusji, starając się przedstawić swoje przemyślenia aktualnych zagadnień. Na pierwszy temat wybrano edukację.
Rzecz jest pomyślana jako sposób na przeniknięcie barier, oddzielających różne opcje polityczne i wypracowanie czegoś w rodzaju optimum. Zapewne nie spowoduje przełomu na naszej scenie politycznej, ale z pewnością się przyczyni do jej częściowego chociażby ucywilizowania. Bo scenę polityczną mamy jak zawsze rozkawałkowaną i rozdzielają ją nie tylko propozycje rozwiązania konkretnych problemów, ale też emocje. Te zaś nie bardzo się poddają merytorycznym rozważaniom.
I tak SLD, najstarszy gracz na politycznym rynku jest obciążony swoją proweniencją. Wywodzi się z PZPR, jego początek był nawet obciążany moskiewską pożyczką, biesiadami z Ałganowem, fatalnie wypadł w związku z aferą Rywina. Partia nie stroniła od populizmu, posługiwała się nowomową, wchodziła w parantelę z Samoobroną, politycy Sojuszu jako pierwsi wszczęli to, co potem nazwano przemysłem nienawiści, opluwając swoich poprzedników nie mniej gorliwie od obecnych jego użytkowników.
PiS, sprawujący teraz władzę z niewielkimi wyjątkami budzi te same zastrzeżenia. Wiedzione nieznanym wcześniej na taką skalę koniunkturalizmem poszło jednak znacznie dalej. Zniszczyło wizerunek Polski w świecie, zawłaszczając wspólne wartości doprowadziło do ich deprecjacji, wydobyło z niebytu upiory nacjonalizmu oraz “ośmieliło lumpiarstwo”, wszystkim Polakom przyprawiając jego gębę. Na domiar zaś złego obarczyło swój populizm bogoojczyźnianym zadęciem, nadając mu zawstydzający charakter.
Platforma wprawdzie przeprowadziła Polskę przez kryzys, ale się dała odepchnąć od władzy za pomocą najprostszej sztuczki. Jej politycy w rozmowach prywatnych popisywali się przed sobą dezynwolturą i pozwolili rzecz upublicznić. Przyczyniło się to do utraty wyborców równie skutecznie, jak zaniechanie liberalnych reform i zastąpienie tego matczynym stylem sprawowania rządów, szczególnie widocznym u schyłku jej drugiej kadencji.
Wynikiem tego było oderwanie się Nowoczesnej od Platformy Obywatelskiej. Nowa jednak partia przez szkolne błędy swoich urzędników pozbyła się środków na działalność i więdnie teraz pod kierownictwem nie bardzo sobie radzących polityków.
Kukiz15’ prezentuje eklektyczny twór, zdradzający anarchistyczne skłonności i nieudolnie budujący jakąś ideologię ludowładztwa, stanowiącą syntezę populizmu pobożnej i bezbożnej lewicy.
Na tym tle PSL wypada jako partia rozsądku, ale też wszyscy pamiętają jej niedawne jeszcze posunięcia, spychające całą opcję na pozycje związku zawodowego rolników. O absurdalnych słowotokach niektórych jej przedstawicieli nie ma już co mówić.
Czy inteligenci wypracują jakąś receptę na polską politykę? Chyba nie, ale przynajmniej próbują. Może ich ktoś jednak posłucha.