Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 31 lipca 2020

Mostowiackość

Andrzej Duda spotkał się z Rafałem Trzaskowskim. Rozmawiali niedawni konkurenci. Pierwszy w czasie kampanii gościł na antenie TVP przez czterdzieści godzin z górą, drugi przez cztery. Przy czym o przegranym ostatecznie kandydacie telewizja publiczna szerzyła najbardziej absurdalne pomówienia.
– Pan mi powie o tych 157 miliardach, które żeście narodowi ukradli – zażądał zatem jakiś starszy widz Wiadomości TVP od Rafała Trzaskowskiego, udającego się do Pałacu Namiestnikowskiego. W odpowiedzi został zaproszony do odwiedzin w ratuszu, ale odmówił. Jak powiedział w obawie wywiezienia go na Łubiankę. W dodatku prezydenta Warszawy uważa za wroga Polski.
Osią jednak niedawnej kampanii wyborczej był stosunek do osób eufemistycznie określanych skrótem LGBT. Z tym że jedynie słuszna racja przedstawiała je jako ideologię. Wedle niej bowiem nie ma odmiennych orientacji seksualnych, tylko coś w rodzaju mody, nakazującej udawać skłonność do przedstawicieli własnej płci. W ostateczności ma to być choroba, w najgorszym zaś wypadku opętanie, z których się można wyleczyć.
Podziały są zatem faktem i wedle prezydenta Dudy trzeba prezentować możliwość porozumienia się ponad nimi. Bo Polska to jest wspólna sprawa i powinna powstać koalicja, dotycząca polskich spraw. Tak mniej więcej brzmiał ton oficjalnego komunikatu, wygłoszonego po spotkaniu. Przykładem takiego działania ma być wspólne otwarcie przez liderów wszystkich opcji politycznych sali w Belwederze, poświęconej Rządowi Obrony Narodowej z 1920 roku.
W tle tymczasem mamy zapowiedź jeszcze późniejszego przedstawienia sprawozdania z prac obecnej podkomisji smoleńskiej. Bo, jak sarkastycznie powiada Maciej Lasek, dowody, których nie ma są kluczowe. Ma ich zresztą szukać prokuratura. W wyniku anulowania przez dobrą zmianę niesłusznego raportu PKBWL, teraz jedynym oficjalnym dokumentem opisującym tragedię jest orzeczenie rosyjskiego MAK-u. Taki jest efekt wydania milionów na zespół, którego przewodniczący chwalił się niegdyś wykończeniem przetargu na caracale.
Zaiste trudno o porozumienie w takich warunkach. Bo też logika konsumentów oficjalnej propagandy, straszonych Łubianką w wypadku utraty władzy przez dobrą zmianę jest nieodparta.

czwartek, 30 lipca 2020

Zdrowienie

Pandemia stawia nowe wymagania nie tylko władzom, ale też gospodarce. Ten, kto wcześniej je zrozumie i się do nich przystosuje, odniesie spore korzyści. Im więcej firm się znajdzie w grupie przedsiębiorczych, tym mniej też dotkliwa będzie bessa dla wszystkich obywateli.
Nie ma oczywiście jednej, jedynie słusznej recepty. To od razu ustawia państwa etatystyczne w gorszej sytuacji. Centralne bowiem zarządzanie jest z natury nieelastyczne i ignoruje miejscowe warunki. Państwo jednak może zadbać o stabilność i przewidywalność wymogów ochronnych, co przedsiębiorcom bardzo ułatwi postępowanie.
Przede wszystkim zaś powinno się upowszechnić testowanie i ochronę zdrowia wyposażyć we wszystko, co potrzebne do zwalczania epidemii. Tam są teraz potrzebne państwowe pieniądze.
Po drugie cenne są wszystkie możliwe środki unijne. Należy zatem usunąć ideologiczne przeszkody w ich pozyskiwaniu. Wystąpienie tedy ministra sprawiedliwości do premiera, aby interweniował w sprawie przywrócenia unijnego finansowania w ramach partnerstwa gminom, które się ogłosiły strefami wolnymi od LGBT jest dowodem niezrozumienia istoty problemu. Należy raczej wojewodów zobligować do unieważniania uchwał sprzecznych z europejskimi wartościami.
Po trzecie należy ukrócić wszelkie próby wykorzystywania nadzwyczajnej sytuacji do oszukańczych sposobów uzyskiwania materialnych korzyści. Jeżeli więc już mają funkcjonować jakieś specjalne uregulowania, to właśnie w zakresie zwalczania malwersacji wykorzystujących zarazę.
No i wypadałoby zaprzestać zarówno propagandy sukcesu jak i rozdzierania szat nad mizerią, powodowaną przez koronawirusa.
Niech każdy robi swoje i nie przeszkadza innym a jeszcze będzie normalnie

środa, 29 lipca 2020

Wdobywcy

NFZ-owi zabraknie 8 miliardów złotych na leczenie ubezpieczonych. Rząd nie bardzo skąd ma łożyć na bezpłatne przywracanie zdrowia, gdyż w rzekomo zrównoważonym po raz pierwszy od lat budżecie znalazło się nawet 100 miliardów deficytu. Zamrozi więc władza płace w budżetówce i ograniczy wzrost płacy minimalnej.
Nic dziwnego, że aż 88% respondentów ankiety przeprowadzonej dla Super Expressu opowiada się za opodatkowaniem księży i Kościoła. Tylko 5% jest przeciw.
Brakuje więc pieniędzy, ale minister, który z wiadomym skutkiem organizował majowe wybory pojechał na Śląsk, aby za zgodę na zamknięcie nierentownych a państwowych kopalń zaoferować górnikom blisko 7 miliardów. Bo nie potrafią na siebie zarobić. I to wbrew zapowiedziom na Barbórce w 2018 roku, że kopalnie nie będą zamykane, bo władze nie chcą zamordować polskiego górnictwa.
Szydercy niegdyś proponowali, aby niepotrzebne kopalnie wykorzystać na podziemne magazyny dla drogiego, rodzimego węgla, którego nikt nie chce kupować. Miliony jego ton zalegają kopalniane place, sprawiając kłopot. Wtedy zamiast bankrutować, nierentowne zakłady nie zajmowałyby się wydobyciem, a ponownym wdobyciem naszego skarbu narodowego.
Na razie rzeczony minister ma inny plan naprawczy dla Polskiej Grupy Górniczej. Między innymi proponuje powiązanie zarobków z wydajnością. Związki zawodowe uważają to za koszmarny pomysł. Oznaczałoby bowiem stworzenie mechanizmu ograniczającego zatrudnianie działaczy na kopalnianych etatach. Nic dziwnego, że zmuszono wspomnianego ministra do poniechania niewczesnych pomysłów.
Aliści gospodarka i tak wzrośnie wskutek konsumpcji. Ta zaś będzie możliwa dzięki unijnym transferom. Jak bowiem dowiodła Energa, inwestycje nie są mocną stroną obecnej ekipy. Zwłaszcza w dziele wykorzystania węgla.
Tak to wygląda dobra zmiana w sferze finansów państwa. Tylko co z praworządnością? Przecież jak Unia za jej deptanie wstrzyma dotacje, to...

wtorek, 28 lipca 2020

Restrukturalizm

Zbigniew Ziobro wedle Michała Wójcika wcale nie zamierza być wicepremierem. Czyli jego ugrupowanie nie chce uczestniczyć w koalicji na równi z gowinowcami, których polityk takie stanowisko piastuje. Bardzo interesujące.
Możliwe, że szef “Solidarnej Polski” pogodził się z losem swego ugrupowania, pozostającego w niższej randze. Mało to realne, ale…
Prawdopodobne jest też, że się uniósł honorem i daje do zrozumienia, że ma większe aspiracje i niematerialne w dodatku.
Bardziej pewne się jednak wydaje, że chce pobudzić środowisko radiomaryjne do oburzenia i jemu pozostawić walkę o stanowisko dla siebie.
Chociaż może się panu wiceministrowi Wójcikowi coś pomyliło.
Podobnie jak się pomyliło pani wiceminister Maląg, kiedy niebacznie ogłosiła zamiar wypowiedzenia przez rząd konwencji stambulskiej. Okazuje się, że właściwie tego nie zamierzano, ale przypadkiem stworzyła okazję.
Wszak prezes dba o to, aby igrzyska nie ustawały. Do dobrej zmiany bardzo się zatem stosuje szlagwort piosenki Bogusława Metza: naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt. Wszak przewidywalność nie jest jej największą zaletą.
Dlatego też dobrze jest uciekać się do przeszłości. Tam się znajduje wszystko.

poniedziałek, 27 lipca 2020

Ideolo

Ze sporu o konwencję stambulską znowu się jawi pojęcie płci kulturowej. Wynika ono z jej 12 artykułu. Mówi on o tym, że sprawca przemocy nie może się tłumaczyć religijnymi czy ideologicznymi powodami.
I tu mamy sedno posądzania konwencji o lewicową ohydę. W konserwatywnym świecie kobieta ma tradycyjnie ukształtowane miejsce w społeczeństwie i wykraczanie poza nie oznacza naruszenie patriarchalnego porządku.
Tymczasem to ideologiczna polityka doprowadziła do wojen, w wyniku których kobiety musiały przejmować obowiązki mężczyzn, przebywających właśnie w okopach. Demokracja nigdy nie splamiła się agresją, nie przyczyniła się więc do skokowej emancypacji kobiet.
Emancypacja kobiet przyspieszyła zatem wskutek konieczności sprowokowanej przez prawicowców. Ponieważ demokracja implikuje równość wobec prawa, dyskryminacja z powodu płci jest z nią sprzeczna. Podobnie zresztą, jak każda inna.
Za tym się też pojawiła płeć kulturowa. To taka, która z powodów kulturowych podporządkowuje kobiety mężczyznom. Wprost wynika z religii, chociażby z listów św. Pawła. Nie mówiąc już o obsesjach zdradzanych w pismach ojców Kościoła.
Jeżeli więc mówimy o ideologicznym źródle wypowiedzenia konwencji stambulskiej, to dyskutujemy o kolejnym akcie autodestrukcji paternalizmu. Tym bardziej komicznym, że podejmowanym li tylko w nadziei na wsparcie przez środowisko radiomaryjne walczącego o stanowiska koalicjanta PiS-u.
Ale niezależnie od wszystkiego sprzeczność jest bliźniaczą siostrą ideologii. Jedna nie istnieje bez drugiej. I nie ma na to rady.

niedziela, 26 lipca 2020

Postępy

Dobra zmiana tak chroni dzieci i kobiety przed przemocą, jak żadna konwencja, szczególnie lewacka. To tak samo jak niegdyś wyroby peerelowskiego przemysłu miały osiągać zachodnie standardy a nawet je przewyższać. Taką właśnie jedynie słuszną ocenę ideologicznej rzekomo konwencji stambulskiej usłyszeliśmy wczoraj.
Ona więc się dla nas nie nadaje, bo właśnie bez niej my bardziej chronimy nasze dzieci i kobiety. Ułaskawienie okrutnika od zakazu zbliżania się do rodziny jest tu najlepszym przykładem. Wszak jego ofiary mają teraz środki do życia a przedtem cierpiały biedę.
Dbamy także o chorych. Lekarz, który się dopuści błędu, będzie miał zapewniony kryminał bez zawieszenia. Teraz już na pewno się nie pomyli. W ogóle nie podejmie ryzyka. Nie wybierze nawet specjalności, która go na nie naraża. Egzorcyści za to działają bezbłędnie i mamy ich pod dostatkiem.
Wydawałoby się, że populizm poprzestanie na propagandzie. Tymczasem dobrozmieńcy rzeczywiście robią to, co zapowiadali. A skutki będą takie jak z pandemią. Przedwczoraj było ponad czterysta osób zakażonych a wczoraj już blisko sześćset. Ale sam premier niedawno zapewniał, że ta zaraza to wcale nie jest taka groźna. I ruszyły wesela. Ale on niewinny, ona winna. To znaczy… właśnie.
Dobre samopoczucie, jakie prezentują politycy dobrej zmiany wynika również z niedawnych negocjacji brukselskich. Uzyskaliśmy tam w liczbach bezwzględnych najwięcej z dotychczasowych podziałów. Ale dzielono też największy budżet od czasu naszej przynależności. Procentowo więc uzyskaliśmy najmniej od czasu unijnej akcesji. Chociażby w grantach z Funduszu Odbudowy straciliśmy trzecią część wobec pierwotnej propozycji KE.
Odcięcie od niezależnej informacji dawniej pozwalało uznać za prawdopodobne, że wczorajsi analfabeci uwierzą propagandzie. Okazuje się, że teraz też się jej daje wiarę, a skutki tego mogą być coraz groźniejsze. Przede wszystkim dla naiwnych.

sobota, 25 lipca 2020

Szyfry

Sygnały wyglądają znamiennie. Prezes pokazał prezydentowi, że ma za nic jego niezależność i demonstracyjnie się spóźnił na jego powyborcze wystąpienie a potem je przed czasem opuścił. Ale też twórcę wyborczego sukcesu, Jacka Kurskiego nagrodził prezesurą w TVP.
"Solidarna Polska" ustami swego prezesa nagle chwali brukselskie negocjacje Mateusza Morawieckiego, które poprzednio kontestowała, nie oklaskując jego przechwałek w Sejmie. Zbigniew Ziobro chciałby podobno być wicepremierem.
Minister Woś z “Solidarnej Polski” publicznie ujawnia jednak, że koalicjanci nie są zachwyceni preześnymi pomysłami rekonstrukcji rządu. Umowa koalicyjna zapewnia im po dwa stanowiska ministerialne. Tymczasem liczba ministerstw ma zmaleć.
A do rządu chciałby też powrócić Jarosław Gowin. I na pewno również odzyskać stanowisko wicepremiera. Marszałek Terlecki więc, pamiętając czasy przystawek, z typową sobie szczerością traktuje aspiracje sojuszniczych prawicowców.
Joanna Lichocka nie jest już wiceprzewodniczącą sejmowej komisji kultury. Odwołano ją za zaprezentowany Sejmowi gest, nazwany nawet jej nazwiskiem. Mimo takiego aktu lojalności, jaki złożyła. Niesłychane.
A pospolitość skrzeczy. Mamy gwałtowny przyrost zarażeń koronawirusem, mimo zapewnień premiera, że epidemia nie jest już groźna. Propaganda zaś od dawna nie uważa za istotne kontestowanych przez opozycję nabytków ochronnych.
Wygląda to tak, jak by Prezes postanowił wszystkim pokazać, że mogą mu… właśnie. A oni się jeżą, ale i tak do niego przyjdą, aby ich nagrodził. Jakoś nie bardzo to przystoi formacjom z wyższej jakby półki.
A pandemia? Dziura budżetowa przewyższająca dwukrotnie tę Bauca? Dopłaty unijne, praworządność? To martwi totalniaków. Nie darmo obnoszą wiadome oblicza.

piątek, 24 lipca 2020

Powroty

– Ze sprawą Nowaka czekano do wyborów, gdyż po pierwsze mogli go podsłuchiwać, a po drugie do wszystkich dzwoniących do niego na 7 dni mogli zakładać tzw. NN, czyli podsłuch bez zgody sądu. Wniosek: PiS miał nagrania całości rozmów sztabu i polityków PO – pisze Roman Giertych. Mariusz Kamiński zaprzecza podejrzeniom o rzeczony podsłuch. Mamy więc klasyczny odpowiednik inwigilacji prawicy i szafy Lesiaka, podobny, ale jakby lepiej uzasadniony.
Prokurator oskarżający zastępcę szefa BOR-u o nieprawidłowości w czasie lądowania Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego w Smoleńsku w 2010 roku został przez Izbę Dyscyplinarną SN pozbawiony immunitetu. Nie objął bowiem aktem oskarżenia dowódcy Biura Ochrony, co uznano za niedopełnienie jego obowiązków. Zawiadomienie o podejrzeniu generała Janickiego dostarczył wtedy sam Antoni Macierewicz. Mamy więc wreszcie ostateczny raport o katastrofie w Smoleńsku?
Będzie chyba jednak 17. województwo. Ma nim być Warszawa, wyodrębniona z województwa mazowieckiego. Nie będzie to więc środkowopomorskie, które przed wyborami tradycyjnie obiecywali populiści, ale stołeczne. A co? Nie będzie w stolicy samorząd się panoszył.
Często tak jest, że się przeciwnikom przypisuje swoje wady. Psychologowie nazywają to projekcją. Wszak teraz obserwujemy wiele zachowań władzy, dawniej przypisywanych rządzącym, gdy obecni dobrozmieńcy byli totalniakami.
Czyli jednak rację miałby Ludwik Dorn, kiedy twierdził że w nietypowych warunkach – jesteśmy u progu trzech lat wolności od wyborów – PiS jest sobą, tylko jeszcze bardziej. Mamy oznaki tego w pigułce i to zebrane tylko jednego dnia.

czwartek, 23 lipca 2020

Zakorkowanie

– Bo były korki – z charakterystyczną dezynwolturą odpowiada wicemarszałek Terlecki, pytany przez Radomira Wita o powody spóźnienia Jarosława Kaczyńskiego. W dobrej zmianie zaczęły się znowu rytualne gry.
Oto w trakcie przemówienia prezydenta elekta, w którym na uroczystości obwieszczenia wyników wyborów chwalił się ogromną przewagą, pojawił się spóźniony Prezes. Bo były korki, które inni potrafili ominąć. Wszak nie są prezesami, muszą więc być zaradni.
Jarosław Kaczyński chce wprawdzie kandydować w wyborach na szefa swojej partii, ale – jak sam powiada – może kadencji nie dokończyć. Nie bardzo by więc było politycznie teraz mu przeszkadzać w jego planie, ale można sobie przygotować pozycję na później. Stąd wśród akolitów narastające współzawodnictwo i specyficzne reakcje szefa.
Prezes oficjalnie symuluje pewną dezorientację. Deklaruje bowiem wiarę w sukces premiera, jakim rzekomo było złagodzenie klauzuli praworządności w mechanizmie uruchamiania przyznanych już unijnych funduszy. 
Równolegle jednak ziobryści, których wyraziciele przed negocjacjami pisali weto albo śmierć, sobie przypisują zasługę przydzieloną właśnie Morawieckiemu. Możliwe więc, że Kaczyński się spóźnił na mowę prezydenta, uważanego za stronnika premierowej frakcji, aby zrównoważyć oddziaływanie swego uznania.
Lekceważenie opinii publicznej widać również w innym zdarzeniu. Oto sejmowa komisja zdrowia nocą tylko przez pomyłkę dwóch posłanek PiS-u nie przyjęła poprawki o przyznaniu Poczcie Polskiej pełnej rekompensaty za wydatki, poniesione w związku z głosowaniem korespondencyjnym, które się nie odbyło 10 maja. Ale suwerenowi i tak to wszystko umyka a następne wybory dopiero za trzy lata.
Nic jednak nie jest tak wymowne, jak demonstracyjne lekceważenie faktów lub osób. Wszak już kremlinologia dawno rozgryzła ten mechanizm. Rzecz jest teraz sprawdzonym sposobem pozyskiwania informacji przez media.
I tak właśnie wygląda  ostatnio polityka. Przez najbliższe lata będziemy jej doświadczać do przesytu. Chyba że się nie uda utrzymać równowagi pomiędzy konkurującymi akolitami, ale to już będzie zupełnie inna historia.

środa, 22 lipca 2020

Przewrotności

Pani komisarz UE oraz szef Rady Europejskiej twierdzą, że fundusze europejskie są powiązane z samorządnością. Nasz premier bezpośredniego związku nie dostrzega. Profesor Sadurski zwraca uwagę, że polski rząd jest pierwszym w historii, który się cieszy, iż go nie dotyczą kryteria praworządności i demokracji. Chociaż Roman Giertych podejrzewa, że tym razem premier mówi prawdę. Zdaniem mecenasa podpisał dokument, którego nie zrozumiał.
Na podstawie konkluzji szczytu ekonomiści Santandera stwierdzają, że Zapisy o powiązaniu wypłat z praworządnością zostały złagodzone wobec wersji proponowanej przez Komisję Europejską, ale wygląda na to, że takie powiązanie zostało zatwierdzone i nie będzie wymagało jednomyślności w Radzie Europejskiej. Mówi się tam na podstawie artykułu 2 Traktatu Unii Europejskiej, opisującego zasady o praworządności, że zostanie wprowadzony system warunkowości w celu ochrony budżetu i instrumentu Next Generation EU. W tym kontekście Komisja zaproponuje środki w przypadku naruszeń przyjmowane przez Radę większością kwalifikowaną.
Nie będzie więc możliwości wetowania ustaleń a Grupa Wyszehradzka, nawet jak by miała być jednomyślna, jest zbyt mała, aby uratować swojego członka przed konsekwencjami jego uporu.
Stanie się więc pewnie tak, że kiedy TSUE (w końcu trafi tam część odrzuconych wniosków) orzeknie upolitycznienie jakiejś dziedziny wymagającej wsparcia, pieniądze wpłyną po uporządkowaniu problemu albo po wyroku. Jeżeli zaś sprawa dotyczy sądów, które decydują o rozstrzyganiu sporów pojawiających się w każdym obszarze, ich uwolnienie od politycznego nacisku stanie się warunkiem uruchomienia jakichkolwiek środków.
Jeżeli więc już teraz się mówi o perfidii Unii, która uniemożliwia dobrej zmianie rozwinięcie skrzydeł, to potem dopiero będą powody. I rejterady. Kij bowiem i marchewka wytresowały już wiele niedźwiedzi.
Chyba że Prezes uruchomi wreszcie owe zlewarowane biliony, które nam obiecał jeszcze w 2015 roku. Wtedy to Unia będzie u nas petentem.

wtorek, 21 lipca 2020

Suwerenność

Obce prawo w dziele ścigania korupcji chyba u nas nie narusza suwerenności. Zwłaszcza gdy się podejrzanym zarzuca dokonywanie przestępstw za granicą i otrzymywania nielegalnych korzyści na terytorium innego państwa. Tak by wynikało ze słów szefa ukraińskiego NABU, odpowiednika CBA, wypowiedzianych w związku z zatrzymaniem Sławomira N.
W Polsce nie ma tradycji karania więzieniem przegranych polityków. Wcześniej bowiem prokuratura i sądy były niezależne. Wkraczały więc bez albo nawet wbrew politycznej inspiracji. Załatwiały swoje sprawy na bieżąco.
We wschodnich państwach postsowieckich jest jakoś inaczej. Tam wszystko jest podporządkowane prezydentowi. Kiedy więc ów traci mandat, on i jego nominaci muszą się liczyć z zemstą następców, przedtem prześladowanych właśnie za chęć przejęcia władzy.
Urzędujący prezydenci korzystają w trakcie wyborów na Wschodzie ze wsparcia aparatu państwa. Mają więc raczej zapewnioną reelekcję. Chyba że wykluczono ją prawnie. Wtedy po upływie kadencji pozostaje jeszcze Moskwa, chętnie oferująca azyl tym z byłych polityków państw ościennych, którzy byli jej posłuszni. W Rosji bowiem społeczeństwo zawsze zapewnia władzy większość konstytucyjną, co chroni ją od gniewu politycznych przeciwników.
Sławomira N. dotknęły więc chyba typowe kłopoty dla państw postsowieckich. Kiedy zatrudniająca go na Ukrainie ekipa straciła władzę, musi dzielić jej los. Ale żeby zaraz u nas Polskę traktowano jako terytorium innego państwa? Dziwne.
Bo też nie bardzo wiadomo, co mu konkretnie zarzucają. Mówi się o zamiarze uczestniczenia w radzie nadzorczej spółki, która go miała przedtem skorumpować. Jan Hartman więc drwi pisząc jakoby Sławomir N. ...wyłudził milion od jakiegoś architekta i zażądał 50 tys. dla księdza.
Dziwny się jawi precedens. Zwłaszcza w wielce drażliwym obszarze. Jeśli ktoś uważa, że warto być Polakiem, to musi stać po stronie, która broni tradycyjnych wartości – powiedział niedawno Jarosław Kaczyński. Nie widać tu sprzeczności?

poniedziałek, 20 lipca 2020

Racja

Wygrali wybory, piekła zatem nie ma. Hulaj dusza. Po pierwsze więc precz z konwencją antyprzemocową. Nazywają ją wprawdzie stambulską i Stambuł zagościł w Warszawie, ale bez przesady. Dobrze, że tylko internetowym żartem pozostaje obowiązek nakładany jakoby na mężczyzn, aby raz w roku solidnie dołożyli swoim połowicom. Wszak jak się baby nie bije, to w niej wątroba gnije. Niech więc feministki siedzą cicho, bo… i to uchwalą i co?
Poza tym Halloween. Przecież to niesłychane, aby w Zaduszki dzieci się przebierały i straszyły dorosłych, domagając się słodyczy. Trzy lata odsiadki za to. Najlepiej dla bachora. Przecież to on się przebiera, straszy i szantażuje. Albo dla rodziców. Progenitura i tak wtedy trafi do państwowego zakładu. Sejm się nad tym pomysłem pochyli i komisje zadecydują. Bo obywatelski wniosek nie może być ignorowany przez parlament. Chyba że dotyczy jakichś fanaberii zdradzieckich mord.
Wszak mamy sojusz tronu z ołtarzem. I wszystko jest w porządku. Powstała wreszcie komisja do zwalczania pedofilii zarówno murarzy jak i księży. Tyle że dotąd murarzy pedofilów nie przenoszono na inne budowy. W odróżnieniu od księży molestujących dzieci, którzy trafiali jednak do innych parafii. Ale niepokorny ksiądz, który się nie boi mówić co myśli, do komisji się nie dostał. Przedtem od przedstawicieli kleru słyszał: wiesz, rozumiesz, wycofaj się.
Jak o aktualnej sytuacji mówi dziennikarce Wiadomo.co profesor Obirek zwycięstwo odniosła grupa odwołująca się do najniższych instynktów. To szczucie na LGBT, straszenie kartą antysemicką, co zastosował prezes Kaczyński tuż przed wyborami, to wiele ulotek odwołujących się do społecznych lęków przed wyimaginowanym wrogiem. Wszak logika też doświadcza dobrej zmiany. W trosce o rodziny w ogóle a kobiety i dzieci w szczególności.
Nic zatem dziwnego, że w powtarzanej teraz często reklamie promowany wokalista szaleństwem uzasadnia racjonalność zakupu gadżetów, co to przedtem były nie dla idiotów.

niedziela, 19 lipca 2020

Widoki

Deficyt strukturalny to bilans budżetu państwa, jaki by wystąpił przy pełnym zatrudnieniu. Pozwala porównać zadłużenie gospodarki w różnych krajach. Okazuje się, że pod tym względem przodujemy w Unii, aliści od tyłu, bardziej wedle maltańskiego schematu. W przyszłym roku mieliśmy być na obecnym poziomie Austrii. Ale doświadczymy restrukturyzacji. Nie wiadomo więc, jak będzie. Aktualną sytuację w UE pokazuje poniższy wykres:
image
Złota reguła finansów publicznych wymaga, aby z długu opłacać tylko inwestycje infrastrukturalne, które zarabiają na siebie. Kiedy się pożycza dla opłacania konsumpcji to w czasie ekonomicznej bessy albo trzeba podnosić podatki, albo plajtować. Jaruzelski na przykład wybrał drugie rozwiązanie.
Dobra zmiana się na razie restrukturyzuje. Robotę straci minister finansów na pewno. Dlatego, że podnosi podatki? Drugim pewniakiem do restrukturyzacji jest Jan Ardanowski. Podobno wzbudza agresję niezależnie od intencji. Jego miejsce miał zająć koalicjant z PSL-u. Gowinowcy bowiem również bywają irytujący, dlatego zaczęto szukać zastępstwa.
Kiedy jednak ludowcy ujawnili, że nie zapomnieli losu Andrzeja Leppera, nastąpiła zmiana planów. Jarosław Gowin ma być Rzecznikiem Praw Obywatelskich. Prezesem gowinowców zostanie Jadwiga Emilewicz i wszystko pozostanie po staremu. Z wyjątkiem ministra rolnictwa, któremu się przypisuje klęskę janowskiej stadniny koni arabskich.
A przyszłość? Kto wie? Bo Jeśli chcemy, by wszystko pozostało tak jak jest, wszystko musi się zmienić [Giuseppe Tomasi di Lampedusa]. Unia przecież zawsze ratowała niedołęgów. Wszak potem mądrzeją i szczycą się najlepszymi wynikami.

sobota, 18 lipca 2020

Hojność

Unijne pieniądze już rozdane? U nas oczywista oczywistość. Wszak wszyscy oglądali wielkie, kartonowe czeki, opiewające na milionowe dotacje, przydzielane burmistrzom i wójtom gmin, nawiedzanych przez premiera. Jedna z miejscowości ma nawet dwa takie dokumenty. Tam przed premierem znalazł się minister, który też nie chciał być skąpy.
Tymczasem w Parlamencie Europejskim uchwaliliśmy, aby wezwać Komisję Europejską do odebrania unijnych dotacji rządom, które naruszają własne prawo. My uchwaliliśmy. Przecież większość wyraża wolę wszystkich. Tak u nas pod rygorem zaliczenia do drugiego sortu twierdzi dobra zmiana. Jeżeli więc w Polsce obowiązuje taka reguła, to tym bardziej w Europie. Wszak mamy ją zmieniać na lepsze.
Niemniej ubiegamy się o przyznanie nam prawie dziesiątej części planowanego budżetu Unii. Nie chcemy też wiązania wpłat z przestrzeganiem prawa. To jednak chyba taktyka. Tak naprawdę dobra zmiana nie spodziewa się raczej unijnych pieniędzy. Nie tylko dlatego, że Unia jest wyimaginowaną wspólnotą, z której nic nie wynika. Głosimy wszem i wobec, że pławimy się w pomyślności. Odżegnano się też od niektórych przepisów Konstytucji. A to właśnie jest traktowane jako obraza praworządności.
Aliści nie rozdawano przecież czeków bez pokrycia. Tak nie robią ludzie honoru. Wszak właśnie dobrozmieńcy często odmawiają konkurentom godności. Nie mogą więc jej sami nie posiadać. To skąd wezmą pieniądze na pokrycie czeków?
I to akurat jest proste. Wystarczy nie kraść. Przecież tak rozwiązanie problemu sformułowała pani Szydło. Teraz zatem ostatnia ofensywa NIK-u staje się jasna bez sięgania do partykularnych jakoby czy zgoła osobistych powodów jej wszczynania. Szukają rezerw.
I teraz wiadomo co wzbudziło niepohamowaną wesołość pani marszałek podczas głosowania nad wyborem członków komisji do zwalczania zła. Musiała ją pobudzić do śmiechu myśl o tym, jak bardzo się rozczarują niegodziwcy, skryci zdawałoby się bezpiecznie w czeluściach wszelakiej biurokracji. I nie ma racji jedyny ksiądz w gronie kandydatów do komisji, nie wybrany zresztą, który krytykuje rechoczącą panią marszałek.
Bo nic nie pozostaje bezkarne. Przekonali się o tym dwaj pracownicy Stałego Przedstawicielstwa RP przy ONZ w Nowym Jorku. Referent i sekretarka. Zostali zwolnieni w natychmiastowym trybie za to, że nie zadziałały znakomite – a jakżeby inaczej – procedury ochrony prezydenta przed prowokacją pranksterów.
No i trudno w dziele tępienia nieprawości nie sekundować dobrej zmianie. Na pewno więc Ruch Obywatelski, organizowany przez Rafała Trzaskowskiego nie odstąpi od zapowiedzi wspierania dobrych pomysłów władzy.

piątek, 17 lipca 2020

Prawdopodobieństwo

– Disco polo stało się polityczno-społecznym manifestem, muzyką warstw społecznych, które – podobnie jak u Marksa – zyskały swoją samoświadomość. Stało się manifestem „na przekór” – pisze Tomasz Kozłowski w Wiadomo.co.
– Wiedziony resentymentem, zawiścią, narcyzmem postanowił kupować sobie władzę w Polsce za wszystkie rezerwy polskiego państwa i gospodarki wypracowane przez 30 lat. I ma nadzieję zagwarantować sobie hegemonię w polskim społeczeństwie za cenę ośmielania, wzmacniania i eksploatowania tego wszystkiego, co tym społeczeństwie najgłupsze, najbardziej patologiczne, najbardziej rozkładowe – tak strategię Prezesa w tym samym portalu przedstawia Cezary Michalski.
– Gospodarcze wskaźniki lecą w dół, gdyż etatystyczna gospodarka PiS oparta na upartyjnieniu i redystrybucji, a nie na inwestycjach i budowaniu konkurencyjności przejada rezerwy wypracowane przez 30 lat III RP, ale nie kreuje żadnych zasobów własnych – dodaje tamże.
– Kto zaręczy, że z częstochowskich rymów i równie kulawych fraz nie wyłoni się nagle gatunek na miarę bluesa – muzyki prostych, niepiśmiennych niewolników? – To z kolei pytanie w tym samym felietonie, z którego pochodzi pierwszy cytat stawia Tomasz Kozłowski, komentując próby zrównania disco polo z muzyką klasyczną.
W końcu grzmocąc na oślep po klawiaturze nawet małpa może przypadkiem napisać Pana Tadeusza. Najwyraźniej zwolennicy dobrej zmiany żywią nadzieję, że się to uda w gospodarce, kulturze, życiu społecznym. Wszystkie one doświadczają teraz dobrej zmiany.
I Polacy pod rygorem zaliczenia do drugiego sortu mają wierzyć, że można osiągnąć dobry skutek, postępując od przypadku do przypadku. Bo nam się to po prostu należy

czwartek, 16 lipca 2020

Elitarność

Nie milkną echa wyborów. Jak zwykle kontrowersyjny jest pogląd Janusza Korwin-Mikkego. Gdyby w prawie wyborczym uwzględniano wykształcenie, jego zdaniem wygrałby Rafał Trzaskowski. Za takim mniemaniem przemawiałby też plebejski raczej obyczaj wyborcy Andrzeja Dudy, przedstawiony na internetowym filmiku.
Jednakże sam beneficjant sympatii obywatela prezentowanego na rzeczonym nagraniu przeczy zasadzie pana Janusza. Wszak Andrzej Duda szczyci się doktoratem najlepszej uczelni w kraju. Wywodzi także swą tożsamość z krakowskiej inteligencji. Preferuje się zaś polityków o podobnej kondycji towarzyskiej.
Aliści Internet obiega też dzieło moskiewskich pranksterów. Jeden z nich się podszył pod sekretarza generalnego ONZ i gratulując mu wyboru w kilkunastominutowej rozmowie podzielił się z naszym prezydentem ploteczkami z gatunku wymienianych na imieninach cioci.
Tam bowiem była mowa o tak niepoważnych rzeczach (między innymi również o telefonie Rafała Trzaskowskiego, który wedle rzekomego sekretarza miał być pod wpływem) że internauci zgodnie uznają  za żenującą nieświadomość mistyfikacji.
Niektórzy domagają się nawet przeprosin, bo skompromitowano Polaków. Wedle Romana Giertycha sam fakt poważnego potraktowania tak prymitywnej prowokacji jest powodem do uznania niedzielnego wyboru za porażkę.
Rzecz zajmowała wczoraj polityków z najwyższych sfer. Pani Witek uważa, że podobne prowokacje się zdarzają i nie widzi w tym nic dziwnego. Opozycja zgodnie twierdzi, że pojawił się kolejny asumpt do odwołania szefa MSW. Rzecz bowiem była pomyślana li tylko dla ośmieszenia naszego prezydenta.
Na pocieszenie można by było przypomnieć, że ofiarą tych samych pranksterów padli Emmanuel Macron i Boris Johnson. Ich jednak rozmowy wielkiego odzewu w świecie nie znalazły.
Znowu więc mamy pierwszeństwo i to by jednak przeczyło teoriom Janusza Korwin - Mikkego. Wszak faworytalni politycy dżentelmenów w rodzaju wymienionych na wstępie nie mogą raczej przewodzić w gremiach złożonych z zachodnich liderów.

środa, 15 lipca 2020

Kontroling

Marian Banaś zażądał odwołania swego zastępcy, Tadeusza Dziuby, byłego posła PiS. Zarzuca mu wywieranie nacisków, manipulowanie wynikami kontroli, zastraszanie kontrolerów. Wiceprezes NIK-u miał ingerować w ustalenia inspekcji, przeprowadzonej w ministerstwie ds. pomocy humanitarnej, starając się doprowadzić do złagodzenia zawartych tam ustaleń.
Wynikają z tego wątpliwości co do należytego wykorzystania środków, przeznaczonych na wsparcie ofiar klęsk żywiołowych. Obok niegospodarności w ministerstwie zdrowia jest to kolejny temat, pojawiający się ostatnio w przestrzeni publicznej.
Prezydent ma więc pierwszą okazję do zaprezentowania niezależności wobec prób uciszenia niezależnych publikatorów, ujawnianych w atakach wyprowadzanych na nie przez polityków dobrej zmiany. Czy skorzysta? Nie wynika to z wypowiedzi jego sztabowców. Konfederaci również się czują odtrąceni, a mogli stworzyć polityczne zaplecze dla ministrów ewentualnie usamodzielniającego się Andrzeja Dudy.
Media więc mają przed sobą ciężkie dni. Raczej na pewno będą repolonizowane. Zwłaszcza kiedy rzecznik rządu mówi, że Żadne konkretne decyzje w tym obszarze jeszcze nie zapadły, nie ma projektu ustawy.
Nic chyba dziwnego. Wszak wedle wielu komentatorów, wynika to również z raportu OBWE, wybory prezydenckie wygrała TVP. Potwierdziła się zatem siła środków przekazu. I teraz Jacek Kurski, kojarzony z mediami publicznymi stał się chyba najbardziej zasłużonym człowiekiem w dobrej zmianie. I jako taki też będzie musiał odpierać ataki. Wszak wszyscy zawsze atakują mistrza.
W PiS-ie bowiem rusza wewnętrzna kampania wyborcza. Widać już pierwsze jej oznaki, również brutalne. Nie ma tam wprawdzie demokracji, ale poprzez kreowanie wizerunku akolitów Prezesa można sobie wypracować lepszą pozycję wyjściową do korzystania z władzy przez trzy jeszcze lata.
Tylko ten NIK. I jego niezależność. Nigdzie nie ma ideałów.

wtorek, 14 lipca 2020

Zwycięzcy

Dobrze widzieć zwycięstwo eurosceptyków w Polsce [Nigel Farage].
Andrzej Duda wygrał. Do pomocy miał cały aparat państwa. Telewizja publiczna robiła, co było możliwe, aby zohydzić jego konkurenta. Symetryści zrównywali Rafała Trzaskowskiego z przeciwnikiem, bo jednako jest im wstrętny każdy, kto miał jakikolwiek związek z tradycją styropianu. Szymon Hołownia, w swoim mniemaniu lider opozycji, dręczony po pierwszej turze troską o osobiste dochody zamknął się w goryczy i prezentował niechęć do wszystkich.
Niewysokie jednak zwycięstwo jedynie słusznego kandydata musi być powodem troski dla wyznawców ideologii. Nieznaczna przewaga może się w czasie wyborów parlamentarnych łatwo odwrócić i przeistoczyć w klęskę. Poprzednio bowiem wygrane dobrej zmiany były bardziej widoczne.
Nie darmo też elektorat prezydenta Dudy był niedoszacowany w badaniach IPSOS zarówno w pierwszej, jak i drugiej turze. Najwyraźniej respondenci wstydzili się ujawniać, że na niego głosowali. Stoimy więc w obliczu kryzysu dobrej zmiany. Jej funkcjonariusze muszą mieć tego świadomość.
Możliwe bowiem, że prezydent obyczajem swoich odpowiedników, którzy osiągnęli drugą elekcję spróbuje poprawić swój kiepski wizerunek, powstały w pierwszej kadencji. Wszak teraz już nie musi spełniać preześnych zaleceń i znosić od niego upokorzeń. Atoli do tego nie wystarczą słowa, gesty i miny. Trzeba czynów. Tylko dzięki nim się wygrywa we własnym imieniu.
Także mniej dotąd widoczni dobrozmienni indywidualiści również chyba zechcą zaznaczyć swoją odrębność. Ci więc, którzy się nie cieszą tak bardzo postępami w czynieniu z nas konia trojańskiego dla autokracji w Europie także staną do walki o podmiotowość.
W takich warunkach rusofile w łonie Zjednoczonej Prawicy nie mogą nie wzmóc usiłowań, aby póki czas osiągnąć co się jeszcze da. Przede wszystkim w dziele oddzielenia nas od Europy. Sprowadzanie więc Stambułu do Warszawy będzie bardziej intensywne.
– Nawet jeśli uwierzymy, że on nie myślał wcale, że to Niemcy wybierają nam prezydenta, że trzeba szczuć na osoby LGBT, na wolne media, że nie trzeba nas bronić przed roszczeniami żydowskimi, to taki język podoba się jego wyborcom – pisze Marek Migalski komentując pojednawczy ton prezydenckich wypowiedzi po wyborach.
– Exit poll był. Teraz Polexit – napisał Tomasz Lis. Tu jednak będzie zdecydowanie gorzej dla dobrej zmiany. Jej przewaga jest nader nikła.
Wygląda więc tak, że przegrana Rafała Trzaskowskiego oznacza osłabienie wspólnego wroga, łączącego różne grupy interesów w łonie dobrej zmiany. Wojna zatem buldogów, dotychczas toczona jednak pod dywanem przeniesie się na pierwszy plan.
Przynajmniej zwykły poseł zostanie uwolniony od ciężarów decyzji, nałożonych nań przez dotychczasowy rozwój wypadków.

poniedziałek, 13 lipca 2020

Czasoprzestrzeń

Konrad Szołajski w powtórzonym w niedzielę odcinku programu Agnieszki Gozdyry “Skandaliści” przedstawił problem egzorcyzmów w Polsce. Prowadzi się je wbrew watykańskim zaleceniom. Głównie niepokorne dziewczyny są na nie kierowane nie tylko przez rodziców, ale i szkoły. Znajdują w tym dziele przyzwolenie jednostek nadzorczych, psychologów szkolnych i oczywiście katechetów.
Pacjentki zaś uzyskują w ten sposób okazję, aby doświadczyć utraty wolności, tortur lub, jak ocenia pani adwokat, występująca w programie, co najmniej innych czynności seksualnych. — Uważam, że jest to okazja, aby osoby, które mają problem z własną agresją i przemocą mogły dać upust swoim potrzebom — powiedział seksuolog Andrzej Depko [ibidem].
Organa ścigania umarzają postępowanie w sprawie ograniczania wolności i molestowania “opętanych”. Tak brzmią konkluzje rzeczonego programu telewizyjnego. Wszystko bowiem się odbywa z inspiracji wychowawców, zatroskanych o bezpieczeństwo latorośli wobec szatańskich zakusów. Chcącemu zaś nie dzieje się krzywda.
Tymczasem od zaklęć i egzorcyzmów na korzyść procedur leczenia odszedł już Hipokrates. Pod koniec XVIII wieku w Europie zarzucono trzymanie chorych psychicznie w kajdanach a od XX wieku stosuje się tam wyłącznie leki i rehabilitację. Oczywiście w tej Europie, co to nam rzekomo narzuca mniemaną wspólnotę, z której nic nie wynika.
Pewnie i dzięki temu w sprawie egzorcystów panuje u nas zmowa milczenia. Psychiatrzy wypowiadają się o nich krytycznie dopiero na emeryturze, kiedy już nie można im zabrać stanowisk w państwowych klinikach lub pozbawić uprawnień do leczenia w prywatnych.
Ale w takim kontekście przynajmniej nie są trafione oskarżenia o panujące rzekomo u nas średniowiecze. Jeżeli stosujemy metody zarzucone już w starożytności, to rzeczywiście takie pomówienia są bardzo przesadzone.

niedziela, 12 lipca 2020

Empiria

Endeckie mrzonki o wspólnym, polsko rosyjskim państwie ostatecznie wzięły w łeb przed drugą wojną światową. Ba, już w trakcie wojny bolszewickiej. Jeszcze na jej początku lud wsłuchany w grzmot moskiewskich armat mówił z nadzieją, że to nasze bijo Poloków.  
Aliści po przybyciu mniemanych naszych szybko się okazało, jak absurdalnie sowieci są wdrożeni w swojactwo. I jak pojmują wspólnotę. I czego. Niedawni więc poddani, pamiętający wdzięcznie dobrego cara natychmiast odnaleźli powinowactwo z Polokami.
Peerel zaś udowodnił, jak nieskutecznie polskie poczucie wolności modyfikuje wschodnie pryncypia zarządzania. Nadzieję na ucywilizowanie bolszewików symulowali wtedy tylko epigoni radykalnych demokratów narodowych, kolaborujący z komuną. A i to chyba dla poprawy własnego samopoczucia. Wówczas łatwość wdrażania u nas moskiewskich standardów sprawowania władzy można jeszcze było przypisywać wymordowaniu lub rozpędzeniu na cztery wiatry wrogich sowietom Poloków.
Teraz już nie bardzo się możemy usprawiedliwiać utratą elit. Ale mimo to nie pozbywamy się chyba okazji do sprawdzenia, jak wschodnie sposoby sprawowania władzy zmodyfikowały nasze, polskie. Może bowiem wybraliśmy pogłębianie doświadczeń w tym względzie. Chociaż skoro na jedynie słusznego kandydata nie od razu głosowała jego córka, trudno jeszcze powiedzieć, kto wygrał.
Działanie to nie tylko robienie czegoś, lecz także zaniechanie tego, co dałoby się zrobić. (…) Motywacją skłaniającą do działania jest zawsze pewien rodzaj dyskomfortu [L. von Mises].

piątek, 10 lipca 2020

Zestawienie

image
Antoni Macierewicz [Twitter]
– Polska przez większą część XVIII w. poniosła ogromne straty, niszcząc oświatę, zdolność modernizowania gospodarki, burząc instynkty państwowe, a wszystkiemu towarzyszyła „wiara” w sarmatyzm, doskonałość i niezmienność własnego stylu życia, wierzeń, także religijnych. Potem już z pewnego poziomu nie udało się dźwignąć państwa tak, aby wytrzymać nacisk Rosji i innych państw zaborczych. Dlatego dziś atak na elity, na nauczycieli, lekarzy, prawników, specjalistów z wielu dziedzin jest uderzaniem w podstawę trwania narodu i jego kultury – mówi nam prof. Andrzej Friszke [Wiadomo.co.pl].

Zawiłość

— Wyborcy Rafała Trzaskowskiego są agnostykami polskości: jako Polacy, wobec polskości — pozostają niewierzący i niepraktykujący. Wyborczy Andrzeja Dudy są wobec polskości wierzący i praktykujący, pozostając polskości — gorliwymi wyznawcami — napisał wiceminister obecnego rządu na Twitterze (pisownia oryginalna).
Mielibyśmy tu w pigułce właściwości dobrej zmiany. Okazuje się bowiem, że jedynie słuszny Polak to gorliwy wyznawca. Należy się domyślać, że dobrozmiennej ideologii. Inni zaś są już tylko kontestatorami polskości, patriotyzmu zatem, ergo zdradzieckimi mordami. Jeżeli w ogóle są Polakami.
Skądinąd wiadomo, że dobrozmienny Polak to również zwolennik dyktatury proletariatu w peerelowskim wydaniu, gospodarki nakazowo rozdzielczej, ale też antykomunista z krwi i kości.
Rzecz zabawnie kontrastuje z tradycyjną definicją konserwatyzmu i komunizmu. Prawicowcy bowiem są tam głosicielami ekonomicznego liberalizmu, nade wszystko wolnej konkurencji. W komunizmie i u naszych konserwatystów jest odwrotnie. Preferuje się tu etatyzm, własność państwową i kwestionuje wolny rynek.
W sumie więc prawicowość narodowa to ni pies, ni wydra. Nic dziwnego, że w takich warunkach prawdziwą polskość można w mowie i piśmie praktykować byle jak, jednakowoż bez udziału elementu animalnego.
Bardzo więc to wyznanie jest na czasie. Dobra bowiem zmiana wypada teraz jak Radom, komplementowany przez prezydenta. Jego zdaniem Warszawa odessała co najlepsze (sic!) z tego miasta. W ten sposób stało się ono nie tylko bliższe Afryki, ale i dobrozmienne do szpiku kości.
Twitt więc na wstępie to najwyraźniej jakaś forma utwardzania elektoratu. I wyrażona patriotyczną polszczyzną. Taką bardziej odessaną. Dobrozmienną.

czwartek, 9 lipca 2020

Magierki

Wedle Bronisława Malinowskiego magia to niezręczna sztuka, wynikająca z surowej, acz płytkiej wiary. Wedle współczesnych badaczy to zespół czynności podejmowanych dla przymuszenia sił nadnaturalnych do określonego zachowania.
Tak czy owak zasadza się ona na przekonaniu, że potęga rządząca światem nie jest wszechmocna i przy pomocy stosownego rytuału, czy nawet zaklęcia można ją przymusić do postępowania, którego nie zamierzyła.
Mamy magię podobieństw (wszystko, co podobne oddziałuje na siebie) oraz magię przechodnią. Wedle tej drugiej to, co się ze sobą zetknęło, stale wywiera na siebie wpływ.
Ktoś więc nawet przed laty klękający przed mistyczką mógł być przekonany, że jest do niej podobny i zapanuje nad rzeczywistością podobnie jak to przypisywał mistrzyni. Zwłaszcza kiedy klęcząc doznał dotknięcia osoby namaszczonej.
Jeżeli więc na drugą kadencję można wybrać Andrzeja Dudę, który doświadczył spotkania z osobą wedle wiernych obdarzoną niezwykłymi właściwościami, to może w mniemaniu niektórych wezmą oni w jakiejś mierze udział w tym samym obrzędzie, w którym on też uczestniczył. Uzyskają bowiem jakiś rodzaj ideologicznego z nim podobieństwa.
Aliści w świetle faktów jest wątpliwe, czy wtedy się ziszczą ich pragnienia. Zwłaszcza te dotyczące tylko sfery materialnej. W dodatku bez osobistego klękania przed mistyczką.
No bo dlaczego niby? Skoro zły los dotyka nawet faworyzowanych przez dobrą zmianę górników? 

środa, 8 lipca 2020

Widoki

Seniorzy z Zachodu będą uciekali do Polski ze strachu przed panoszącą się tam eutanazją. Takie to ci u nas będzie dla nich bezpieczeństwo. No i szczepień nie będzie raczej obowiązkowych, chyba że przeciwko szkarlatynie albo innym takim gruźlicom. Antyszczepionkowcy nie mają więc pełnej satysfakcji, ale płaskoziemcy czy kreacjoniści też nie.
Tymczasem FOR podsumował rządy PiS-owskiego marszu ku dobrobytowi przypominając, że mamy trzecią rocznicę położenia stępki pod prom pełnomorski “Batory”. Z jego dalszą budową czekano chyba na powołanie Funduszu Patriotycznego, który ma promować wiedzę o historii, gospodarce i kulturze polskiej oraz być siewcą postaw patriotycznych. A budowany wolno, ale intensywnie statek ma wielce patriotyczne imię.
Inne zapowiedzi dobrej zmiany również jakoś utknęły. Stopa inwestycji w 2017 roku była najniższa od 1995 roku. W 2019 zaś nadal była mniejsza o 6,4% od głośno zapowiadanej. Reindustrializacja nie wypaliła i udział produkcji przemysłowej w PKB jest niższy od tego z czasu PO-PSL. Plan rozwoju elektromobilności również leży.
O sposobie zaś promocji patriotycznego bogactwa najlepiej świadczy stwierdzenie Jacka Sasina na zjeździe Klubów Gazety Polskiej. Nasz wicepremier stwierdził tam, że często ten kapitał polski prywatny ma swoje korzenie w różnego rodzaju działalnościach przestępczych. Skuteczność więc naszych organów ścigania też pozostawia coś do życzenia. O jedynie słusznej ocenie nauczycieli i lekarzy nie ma już co mówić.
Kiepsko się też rzecz przedstawia z wolnością mediów. W portalu Euractiv.pl czytamy, że Indeks Wolności Prasy 2020 Reporterów bez Granic umieścił Polskę na 62. miejscu wśród 180 krajów – jak dotąd najgorszy wynik naszego kraju. Najwyższy wynik – 18. miejsce – Polska uzyskała w 2015 roku.
Po tym wszystkim nadzieje na tłumy seniorów, którzy uciekając z Europy przed eutanazją zasilą naszą gospodarkę swoimi emeryturami też się wydają płone. Bo kto uwierzy upolitycznionym mediom? Aliści kiedy by dobrozmieńcy dotrzymywali swoich obietnic, to by dopiero szalały u nas różne takie… szkarlatyny.
A tak? Tylko ramole w obcych językach nie będą nas chwalić. Byczo więc jest.

wtorek, 7 lipca 2020

Dziedzictwo

Kazirodca i pedofil dostąpił prezydenckiego ułaskawienia. Żołnierz, który nie odpowiadał wyobrażeniom ministra IV RP o skutkach wojny, nie. I to pomimo uwolnienia podoficera od zarzutu popełnienia zbrodni wojennej. Wbrew korzystnej opinii przełożonych sąd go uznał za winnego niedokładnego wykonania rozkazu. Dziwnie to wygląda, zwłaszcza w obliczu wczorajszych deklaracji w Starachowicach także o tym, że najważniejszy dla prezydenta jest los nieletnich.
— To prawda: obaj kandydaci boją się debaty. Tylko, że PAD boi się debaty prowadzonej przez dziennikarzy, a RT przez prorządową szczujnię — pisze Marek Migalski. A pewnie by mowa była o inwestycjach. Nie tych, co ich nie było (dlatego właśnie ta prorządowa… rozgłośnia?) ale tych co będą. Tych, co nam dadzą najnowsze technologie, o których również wczoraj mówił prezydent. Ale chyba nie chodzi o amerykańskie. Bo raczej z Ameryką też nam nie po drodze.
— Pani @USAmbPoland nie wie Pani tego?1/2 A.Macierewicz pytany o twierdzenia raportu,że ITI powstał dzięki wojskowym służbom PRL,Macierewicz odesłał do wyjaśnień G. Żemka (taj. wsp.WSI), byłego dyr.FOZZ,przyznał on,że był agentem służb wojska PRL — napisała pani Beata Mazurek. Pewnie więc czekają nas inwestycje węgierskie albo tureckie.
Można rzec, że skoro mamy dwie Polski to i dwa różne sposoby pojmowania tych samych spraw. Wszak jedni pochodzą z wyższej jakby półki. Na drugich zaś, posiadaczy zdradzieckich mord głosują tylko elyty i buraki (sic!).
Bzdury przeto w mniemaniu jednych przekroczyły kolejną granicę. Inni są pewnie przekonani, że wszystko jest w porządku. Polska przyjęła koncepcję polaryzacji politycznej i podniosła ją do najwyższego poziomu abstrakcji, pisze Guardian. Aliści trzeba stwierdzić, że rzecz ma długą historię.
— Patrz Kościuszko na nas z nieba! —/ raz Polak skandował/ i popatrzył nań Kościuszko/ i się zwymiotował — pisał Gałczyński jeszcze w 1932 roku.
Dwoiści jesteśmy już chyba z natury. I chyba od zawsze.

poniedziałek, 6 lipca 2020

Krzyk

Złe zarządzanie jest spowodowane nieznajomością lub wadliwą interpretacją przepisów przez personel kierowniczy, nadużywaniem przezeń kompetencji, brakiem kontroli. Najczęściej zaś wynika ono z obsadzania wysokich stanowisk urzędniczych przez osoby dobierane z pominięciem przesłanek merytorycznych. To zaś pojawia się w oczekiwaniu od nich decyzji, podejmowanych w oparciu o kryteria nie wynikające ze sprawowanej funkcji.
Aby rzecz działała, musi się biurokratom opłacać. Stąd nazbyt wysokie płace decydentów zawsze są sygnałem niskiej oceny praworządności ich szefów. Jakoś trzeba zagłuszyć skrupuły podwładnych. Z pracy bowiem czerpie się satysfakcję albo wskutek zadowolenia z jej efektów, albo z zarobków.
Nasze władze mają powody do radości, bo od dawna cieszą się wysokim poparciem. Można by więc przypuszczać, że odnoszą sukcesy i nie muszą stosować innych zachęt do dalszej wydajnej pracy zatrudnianego personelu kierowniczego.
Tymczasem wedle NIK Rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2017 roku wypłacił sobie dwanaście razy wyższe nagrody niż rząd PO-PSL w latach 2014-2015. To wszystko w obliczu konieczności oszczędzania, bo daniny na rzecz suwerena mocno obciążają finanse państwa.
Jest i drugi sygnał. Giełda. WIG20 wykazuje jeszcze spadki, ale prognozy na przyszłość są optymistyczne. Rzecz się zawsze w takich wypadkach zasadza na przekonaniu, że nastąpią polityczne zmiany.
Najwyraźniej więc władza sama siebie ocenia gorzej jak suweren. Giełda zaś, która jest najbardziej obiektywnym wskaźnikiem nastrojów wieszczy poprawę dobrej zmiany.
Chyba że populizm zaraził też świat finansjery i teraz już wszystko stoi na głowie.

niedziela, 5 lipca 2020

Zgiełk

Mają pecha. To nie Niemcy się wtrącają w nasze wybory, rozgłaszając wiadomości niewygodne dla dobrej zmiany, a Amerykanie. Oni są bowiem właścicielami Faktu, który zamieścił informacje o powodach skazania ułaskawionego ostatecznie kazirodcy.
Więcej, minister sprawiedliwości wyraził potrzebę przyjęcia po wyborach stosownych rozwiązań wobec takiego postępowania mediów. Mamy więc zapowiedź powtórki zdarzeń, jakich doświadczyliśmy po uchwaleniu nowelizacji ustawy o IPN.
Sam zaś przypadek inkryminowanego aktu łaski również jest znamienny. Najpierw ukrywano, że jego beneficjant był gwałcicielem. Kiedy publikacja w amerykańskiej gazecie (jeżeli brać pod uwagę przewagę kapitału) rzecz opisała, to posiadanie pisma zostało przypisane poprzedniemu właścicielowi, Axelowi Springerowi. To jego tak samo się nazywający ojciec był w czasie komuny czołowym przedstawicielem rewizjonizmu i rewanżyzmu oraz czego tam jeszcze.
W tej sytuacji nic dziwnego, że dawno sprzedany Amerykanom Fakt nie może się źle nie kojarzyć bardziej pamiętliwym przedstawicielom suwerena. Wiele też współczesnych zdarzeń musi się zawieruszyć w zgiełku wznowionej wojny z komunizmem. Zwłaszcza że jako rodzaj humbugu toczy się ona przy udziale fachowców starej dobrej daty tylko po to, aby poprawiała samopoczucie oportunistów czasu stanu wojennego.
W rezultacie mamy co widać. A że przy okazji jednocześnie zaatakowano Niemcy, naszego największego partnera gospodarczego i równolegle niejako USA, gwaranta naszego wojskowego bezpieczeństwa, to chyba nic dziwnego w warunkach podróży w czasie.
Pech często prześladuje twórców złudzeń. Nic się w tym względzie nie zmienia.