Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 31 lipca 2019

Bareistyka

Wedle Centrum Informacji Sejmu dopiero we wtorek mijał dwutygodniowy termin na ujawnienie osób popierających kandydatów do neo-KRS. Zdaniem zaś prawników czas dla opublikowania urzędowej informacji powinien być liczony od momentu złożenia stosownego wniosku, co tu nastąpiło bodaj w lutym ubiegłego roku. Ale CIS liczy od uprawomocnienia się wyroku NSA, ten zaś zapadł niedawno.
Aliści w poniedziałek po południu wpłynęło do Sejmu postanowienie szefa Urzędu Ochrony Danych Osobowych, aby wstrzymać ujawnienie nazwisk osób popierających kandydatów. Urzędnik bowiem musi sprawdzić, czy przepisy o ochronie danych nie zabraniają tego, co nakazuje ...prawo.
Od jego decyzji w tej sprawie przysługuje odwołanie do sądów administracyjnych, czyli w ostateczności do tego samego NSA, który już orzekł, że trzeba ujawnić. Trzeba tu przypomnieć, iż prawomocny wyrok wiąże nie tylko sąd, który go wydał, ale też inne sądy i wszystkie instytucje państwowe. A taki już zapadł, ale...
Wedle wielu komentatorów cała rzecz sugeruje intrygę, która ma zasłonić manipulacje o tak wielkich rozmiarach, że nie nadaje się do wykorzystania metody, eufemistycznie określanej przez cytat z Misia: nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi. Grubo zatem, jak mówi młodzież.
Posłużono się tu kruczkiem, wykorzystywanym w początkach naszego kapitalizmu. Ktoś, kto nie zamierzał płacić za otrzymaną dostawę lub usługę kwestionował wszystko, co było z nią związane, od umowy po fakturę. Więcej, na pozwy odpowiadał kontrpozwami, dowodząc strat, jakich mu rzekomo przysporzyło skorzystanie z tego, za co nie zamierzał płacić. Opieszałość sądów doprowadzała sprzedawcę do bankructwa i nabywca był górą.
Wszystko więc już było, ale skoro Europa to tylko zarobek, a nie wartości, to i przyzwoitość pozostanie w odwrocie, jeżeli tylko taka strategia przyniesie korzyść.

wtorek, 30 lipca 2019

Batalia

O imigrantach zapomniano. Teraz nabiera tempa wojna z gejami. W fabryce Toyoty w Wałbrzychu usunięto plakat z obowiązujacymi kolorami kabli elektrycznych silnika. Przypominały tęczę a właśnie zakład wizytował premier Morawiecki. Mógłby się czuć urażony. Sąsiedzi uczestników białostockiego Marszu Równości na ich widok robią na przemian znaki krzyża i fucka — znamienne zestawienie.
O wywołanie antygejowskiej hecy wiceprezydent Warszawy wprost obwinia Prezesa. Tymczasem sondaż IBRIS wskazuje najpierw narodowców, potem PiS, dalej Kościół i dopiero na czwartym miejscu ofiary rozruchów jako zdaniem respondentów winnych przemocy w Białymstoku. Rzecz jest znamienna.
Jeżeli się sięgnie do najnowszej historii, to się okazuje, że środowiska LGBT były zawsze instytucjonalnie prześladowane w dyktaturach, aliści dopiero wtedy, kiedy władza należycie okrzepła. Zawsze też ekstrawagancje seksualne były przypisywane wrogom jedynie słusznej ideologii, niezależnie czy jej beneficjantem miał być proletariat, czy naród. Odstępstwa od heteroseksualności były traktowane jako efekt hedonistycznego rozpasania burżuazji lub w ogóle znienawidzonej nacji.
Najbardziej zaś zajadle z homoseksualistami wojowali… homoseksualiści. Najlepszym tego przykładem jest Nikołaj Jeżow, nazywany krwawym karłem NKWD. Rzecz jest częsta w sytuacjach przymusowych. Jeżeli to zapewnia im uznanie lub bezpieczeństwo, ludzie zmuszeni do udawania przyjmują na siebie postać odległą od ich osobowości. Im zaś bardziej chcą się wydawać inni od siebie, tym są gorliwsi. Nawet za cenę własnej niegodziwości. Popełnianie ich uniemożliwia porzucenie prowadzonej gry, ale to właśnie daje wodzowi gwarancję lojalności gracza.
W sytuacji kiedy nasza lewica straciła na rzecz central związkowych rację swego istnienia, postulaty socjalne, początkowo wyróżnikiem lewicowości był liberalny stosunek do aborcji. Dążenie do równouprawnienia lesbijek, gejów, bi i transseksualistów stały się teraz jej zasadniczym celem. Jeżeli do tego doda się prawa kobiet, mniejszości, praworządność i samorządność, łatwo się da zbudować wspólny program dla całej opozycji.
I stąd taka furia oficjalnej propagandy. To rzeczywiście zaczyna pachnieć klęską jedynie słusznej ideologii.

poniedziałek, 29 lipca 2019

Paradoks

Etos człowieka Zachodu oparty jest na racjonalnym i dobrowolnym rozpoznaniu zła. Powszechna moralność i godność osobista wynikają z tej postawy [Tyrmand].
Myślenie grupowe dotyka społeczności zainfekowanych stereotypami, silnie przekonanych o istnieniu wrogich im środowisk, dążących jakoby do podeptania ich wartości, podstaw bytu, zniewolenia prawomyślnego ludu. Skutkuje to też oderwaniem od rzeczywistości. Rezultatem jest podporządkowanie się propagandzie, która potrafi grupie wskazać wroga.
— Kiedy nie ma wiarygodności, nie ma prawdziwej demokracji, jest oszustwo — tak mniej więcej mówił Prezes na kolejnym pikniku. — Władza może uczynić nieporównanie więcej wtedy, jeżeli współpracuje – rozmawia ze społeczeństwem, jeżeli to społeczeństwo jest aktywne — dodawał potem.
— I żadne płacze i żadne krzyki nie przekonają nas, że białe jest białe a czarne jest czarne— mówił Prezes wcześniej, zaraz po dobrej zmianie w 2015 roku i z trybuny sejmowej, a nie na żadnym pikniku.
W tej sytuacji nie da się rozmawiać z kimkolwiek. Jeżeli rozmówcy nie można do niczego przekonać, bo wszystko wie lepiej, nawet że białe jest to, co on uważa za czarne, to wszelka z nim dyskusja jest tylko jednostronnym przekazem. Kiedy więc ktoś taki zapowiada rozmowy ze społeczeństwem, jest niewiarygodny. Demokracja zatem, którą proponuje, jest (też wedle niego) oszustwem.
Jasne jest również dlaczego się Prezes odwołuje do ludzi, którzy odrzucili prawo do samodzielnego rozpoznania zła — przecież inni z podanych tu powodów muszą mu odmówić wiarygodności. Ci zaś, którzy tego nie zrobią, są podatni na skutki grupowego myślenia. Oczywiste też się stają powody ich antyokcydentalizmu.
Nic zatem dodać. Prezes miał tym razem rację.

niedziela, 28 lipca 2019

Gorze

Pierwej jedynie słuszna telewizja doniosła, że na Beatę Kempę dokonano w Brukseli napaści, ale nic się jej nie stało, bo się schroniła w recepcji hotelu. Napastnikami najpierw mieli być imigranci, potem ciemnoskórzy.
Potem już było jak w radiu Erewań. Napadnięto nie na posłankę, a na kierowcę. Napastnikami nie byli imigranci, nawet nie ciemnoskórzy, ale pijani Belgowie. Napadli nie z powodów politycznych, ale z powodu stłuczki, o którą obwiniali szofera Parlamentu Europejskiego. I nie pobili go, ale poszarpali.
Pani Kempa w tym czasie była w recepcji. Hotel jest prowadzony przez Polkę i dzięki temu posłanka ma kontakt z otoczeniem bez pośrednictwa tłumacza. Kosztuje przy tym mniej niż parlamentarna dieta, bo się mieści w podrzędnej dzielnicy.
Uczynienie pani Kempy ofiarą zła daje nadzieję na polityczne profity. Pasuje bowiem do stereotypu prześladowania obrończyni Unii przed imigrantami. W dalszej zaś kolejności uzasadnia tezę o krzywdach, jakich w Brukseli rzekomo doznają obrońcy chrześcijaństwa, powszechną wśród naszych niespodziewanych eurofilów.
W tle się pojawia farsa, która umyka uwadze jej kreatorów. Jeżeli się do tego doda niezaprzeczalną vis comica, którą dysponuje wielu wyrazicieli dobrej zmiany, mamy efekty przekraczające oddziaływanie niegdysiejszych dowcipów o tym, że naprawdę to nie w Moskwie, a w Leningradzie i nie rozdają samochodów, a kradną rowery.
Nic też dziwnego, że niezależne media nie cieszą się sympatią dobrej zmiany. Jak bowiem pakiet, to najlepiej kompletny, a tu...

sobota, 27 lipca 2019

Odmienność

Mimo prawomocnego orzeczenia NSA kancelaria Sejmu dotąd nie ujawniła list poparcia członków neo-KRS. Jej przedstawiciele argumentują, że jest jeszcze czas do upływu dwóch tygodni od otrzymania uzasadnienia. A w ogóle, to wyrok jest sprzeczny z obowiązkiem ochrony danych osobowych. Wicemarszałek zaś Wysokiej Izby, nazywanej też świątynią prawa nie jest przekonany o konieczności aż takiego negliżowania procedury.
Dystrybutor gazety z naklejkami “Strefa wolna od LGBT” wbrew postanowieniu sądu nie zaprzestanie dostarczania inkryminowanych nalepek do punktów sprzedaży, nie ma bowiem takiego polecenia od dostawcy. O zakazie dowiedział się z mediów, a te, jak może dystrybutorom bardziej wiadomo, nie są miarodajne.
Równość wobec prawa jest u nas dość specyficzna. Dostojnik wraz z rodziną korzystał z rządowego samolotu. Koszta przelotów się od tego nie zmieniły, ale gdyby za to nie zapłacił, przychód rządowej floty by zmalał z powodu utraconych korzyści. Nikt też by nie zapłacił podatku od ich uzyskania. Wspomniany już wicemarszałek szacownej Izby uważa, że nie stałoby się nic nadzwyczajnego. Szum medialny jednak tu miał konsekwencje. Dostojnik zapłaci za loty rodziny, ale… instytucjom dobroczynnym.
Praworządność to przestrzeganie prawa przez wszystkich. Nade wszystko zaś oznacza jego respektowanie przez organy władzy. Mamy więc oczywiste powody podejrzewać, że zarówno w pierwszym jak i drugim sensie nie jesteśmy specjalnie praworządni. Więcej, wyraziciele instytucji rządowych wypowiadają kwestie, które w kontekście praworządności można uznać niestosowne.
— W krajach rządzonych przez komunistów fakty są nieprzejrzyste. Interpretacje mogą okazać się bliższe prawdy niż same doświadczenia empiryczne — pisał Leopold Tyrmand jeszcze w sześćdziesiątych latach ubiegłego wieku.
Niezupełnie miał rację. Chyba nie tylko w państwach rządzonych przez komunistów.

piątek, 26 lipca 2019

Transcendencja

Magia jest uważana za prekursorkę nauki. Wynika z doświadczeń, czynionych przypadkiem i traktowania ich wyników jako regułę. Jej celem jest zawsze instrumentalne wykorzystanie sił nadprzyrodzonych, zmuszanych do określonych działań w wyniku odprawienia stosownego rytuału. Wychodzi zatem z przekonania, że światem rządzi prawidłowość, w którą można ingerować.
Magię dotąd uprawia się powszechnie, mimo uznawania jej przez religię za bluźnierstwo. Wystarczy tu przytoczyć popularność różnego rodzaju przesądów. Często też zastępuje ona lub wspomaga rzeczywiste działanie. Jakaś rosyjska uczona o imieniu Angelina (a jakże) dokonała stosownych pomiarów i stwierdziła, że znak prawosławnego krzyża uczyniony nad brudną wodą tysiąckrotnie zmniejsza w niej zawartość szkodliwych bakterii. Oczyszczanie więc ścieków jest proste jak drut.
Jednym z najbardziej powszechnych magicznych rytuałów jest powtarzanie zaklęcia. To ma doprowadzić do oczekiwanego skutku poprzez wbicie do świadomości jego odbiorców własnego poglądu na rzeczywistość. Wszak ona jest taka, jaką się postrzega. Rzecz więc ma wzięcie u politycznych magików. Szczególnie po sukcesie. Wczoraj była u nas Ursula von der Leyen, nowa szefowa Komisji Europejskiej, co jest nim niezawodnie.
Wprawdzie ostatnio dobra zmiana nie uzyskała dla swoich parlamentarzystów stanowisk w parlamencie Europejskim, o które zabiegała. Nie udało się to również w NATO. Ale też z magii pochodzi konstatacja, że do trzech razy sztuka. Komisarza więc UE uzyska na pewno. Tym bardziej, że wynika to z Traktatu Europejskiego.
Tylko że znowu się może powtórzyć sytuacja znana już z PE i komisji parlamentarnej, którą miała kierować pani Szydło. Dwukrotne jej bezowocne kandydowanie skończyło się rezygnacją z kolejnych prób. Jakoś nie przyjęto zasady “do trzech razy sztuka”. Odrzucenie więc przez Parlament Europejski przedstawionego wczoraj pani von der Leyen kandydata mogłoby być karą losu, za zlekceważenie magicznej reguły.
Tylko wtedy, jeżeli będziemy konsekwentni a tradycji stanie się zadość, stanowisko przeznaczone w Brukseli dla naszego kraju pozostanie nieobsadzone. I wtedy…
Ale tak czy owak magia ma wzięcie. No i się sprawdza ...czasami.

czwartek, 25 lipca 2019

Szanse

Roman Giertych gratuluje na Twitterze propagandystom PiS-u. Nie ma bowiem już w mediach mowy o dobrozmiennych aferach, inflacji, katastrofie w edukacji i służbie zdrowia, malejącej produkcji i zerowej pozycji Polski w Unii.
Szkoda, że nie wspomina też o stanie naszej armii, której się oferuje poprawianie posowieckich czołgów, aby dać zatrudnienie zakładom, co nie produkują lepszych. Publikatory za to są pełne opisów zmagań prawomyślnych i prawdziwych Polaków z ideologią LGBT.
Mamy tu próbę kreowania tematu zastępczego. Stereotyp ilustrowany preześnym wołaniem “ręce precz od naszych dzieci” tworzy negatywny poziom odniesienia dla jedynie słusznych nepotów i arywistów. Konflikt zaś, podsycany atakami na marsze równości gromadzi zwolenników wokół liderów dobrej zmiany, odsuwając na bok zarówno działania pozorne jak komizm ich napuszonych póz.
W tej sytuacji uchodzi płazem nie tylko powoływanie się neoendeków na piłsudczykowskie tradycje, strojenie się w pepeesowskie piórka, ale przede wszystkim ich interesowność. Wszak ostatnio znowu im się po prostu należy i mamy kolejną premię prominenta przekraczającą wieloletnie wynagrodzenie przeciętnego pracownika.
W rzeczywistości zaś chodzi tu nie tyle o dyskryminację środowisk LGBT, ale w ogóle o prawo człowieka do własnej osobowości. Więcej, o obecność Kościoła w polityce. Teraz właściwie to, niczym pod pozorem zakazu aborcji w latach dziewięćdziesiątych rozdziera naszą scenę polityczną. Aby jednak do cna rzecz zagmatwać a i wykorzystać politycznie, napaść chuliganerii na uczestników marszu równości w Białymstoku przedstawia się jako efekt rosyjskiej prowokacji.
W nietolerancyjnym społeczeństwie oczywista jest przewaga propagandy PiS-u, zawężonej do stereotypu. Przeciwnicy dobrozmieńców nie tylko boją się Kościoła, ale spętani zasadami przyzwoitości nie uciekają się do ubierania sprawiedliwych w wydumane szatki. Z natury więc nie budzą emocji i nie porywają tłumów. Nasi “prawicowcy” łatwo więc wykorzystują prawidłowość opisaną już w “Potopie”, wedle której Roch Kowalski bez trudu rozłoży nawet tuzin szwedzkich uczonych, pięścią.
Trudno więc nie przyznać racji temu, o czym pisze Roman Giertych, ale walka o tolerancję dla LGBT dotyczy znacznie szerszego problemu.

środa, 24 lipca 2019

Dekretarność

Premier Morawiecki znalazł nowy powód do legitymizacji dobrej zmiany. Wedle niego kontynuuje ona tradycję przedwojennego PPS.
Jak wiadomo każdemu, kto potrafi czytać, była to antyklerykalna formacja, która poderwała robotników do wsparcia walk z caratem. Jej program poza niepodległościowymi i socjalnymi postulatami zakładał demokrację i równość obywatela wobec prawa bez względu na jego wyznanie, rasę, narodowość czy pochodzenie. Jeżeli to ma cokolwiek wspólnego z obecnymi realiami, to świat stoi na głowie. To tak samo jak ze społeczną rewolucją, którą jakoby obecnie zdaniem dobrozmieńców przeżywamy.  
— Rewolucje rodzą się w imię cnoty i czystości. Wcześniej latami propaguje się dążenie do poprawy obyczajów i manier, do uważanej za łaskę surowości zasad. Frywolność przed rewolucją jest antypostępowa. Potem to wstecznictwo — tak pisał o tym Leopold Tyrmand.
Nasza zmiana przebiegała w atmosferze podnoszenia Polski z ruiny, w którą jakoby popadła z powodu marnej bezinteresowności poprzedników dobrej rewolucji. Teraz państwo kwitnie, bo “wystarczy nie kraść”, aby starczyło wszystkim. Także tym, którym “się po prostu należało”. Tymczasem niezależnie od zmniejszanych obciążeń do poprzednio powiększonych danin dokładane mają być nowe podatki. Poza tymi od sklepów wielkopowierzchniowych.
Rzecz jest wstydliwa, taka nie rewolucyjna. Kampania wyborcza zmierza więc przezornie w stronę LGBT, całkowicie zapominając o niegodziwościach obecnej władzy. Antydobrozmienne rozpasanie, którego wyrazem mają być marsze równości byłoby zastąpione porewolucyjną ascezą. Aliści nie od razu. Zgodnie bowiem z zasadą każdej ideologii, wdrażanie szczęścia, czyli rewolucja trwa nieustannie i niczym smoleńska prawda o zamachu stale jest bliżej efektu, ale na razie go nie ma.
W wyniku tego trudno jakoś dostrzec gen tolerancji, który wedle premiera Morawieckiego jest obok PPS-owskiej tradycji wpisany w pryncypia jego partii. Skoro Kościół wprost mówi o środowisku LGBT jako o wrogu wiary, musi ono być ubrane w ideologię i zwalczane pod takim szyldem.
Nie da się jednak niczego zadekretować w sferze imponderabiliów. Nawet moralności. Szczególnie zaś prawdy. Najbardziej zaś przeszłości.
I w tym szkopuł właśnie.

wtorek, 23 lipca 2019

Statyści

Jeśli się odrzuca to, co się samemu uznaje za prawdę, rezygnuje się z rozpoznania rzeczywistości. Więcej, zakłóca się naturalny dla człowieka proces odkrywania fałszu. Traci się zatem zdolność do funkcjonowania w społeczeństwie. Pozostaje jego margines.
Kiedy wskutek przeczenia samemu sobie przenika się do do “lumpiarstwa”, z jednej strony utrwala się swoją nową pozycję społeczną, z drugiej ma się szansę na przewodzenie temu środowisku. Głównie jednak wtedy, kiedy się ma świadomość odrzucania prawdy. Wszak wśród ślepców jednooki jest królem.
Kiedy potrafi się zastąpić myślenie ideologią, poznanie sprowadzić do stereotypów, posiadło się dodatkowe kwalifikacje do uczestniczenia w społeczności “głupiego ludu”, ale jeszcze nie do przewodzenia mu. Chyba że się innych prześcignie w ideologicznej gorliwości lub świadomie się propaguje fałsz. Można bowiem albo dawać wiarę głoszonym przez siebie niedorzecznościom, albo zwyczajnie kłamać. W drugim przypadku zdradza się zdolność do samodzielnego rozumowania.
Taka konstatacja leży u podstaw poglądu, że niemoralny bystrzak u steru jest znacznie mniej szkodliwy od uczciwego idioty. Ten pierwszy bowiem w odróżnieniu od drugiego we własnym interesie nie doprowadzi swojej domeny do upadku.
Nie da się wykluczyć możliwości zdobycia władzy przez ludzi odrzucających prawdę. Dlatego wymyślono wiele ograniczników. Przede wszystkim konstytucję. Markiz de Custine w Listach z Rosji pisze o wstręcie, z jakim car Mikołaj I się wyrażał o ustawie zasadniczej Królestwa Polskiego. Uniemożliwiła mu ona sprawowanie rządu w Warszawie wedle moskiewskich wzorców. Składał przecież przysięgę.
Carowie byli konserwatystami. Ci zaś wyznają zasadę, iż słowo, to nie dym. Teraz to prawda, którą można spokojnie odrzucić.
I to się własnie często nazywa polityką.

poniedziałek, 22 lipca 2019

Ideolo

Ideologia LGBT jest przedmiotem ataku prawomyślnych, nie osoby. Tak rzecz w programie Małgorzaty Łaszcz wyłożył wczoraj jeden z dziennikarzy, uczestniczących w dyskusji. Ideologia zaś to jego zdaniem spójny kulturowo przekaz światopoglądowy. Środowiska więc LGBT dążą na przykład do prawnego usankcjonowania związków partnerskich, co jest istotą ich ideologii i może budzić sprzeciw w konserwatywnie nastawionych kręgach społeczeństwa.
Józef Bocheński uważa ideologię za mit i definiuje jako receptę na ogólną szczęśliwość z jednoczesnym wskazaniem środowiska, które jako jedyne może ją wdrożyć. Znacznie dokładniej to odpowiada temu, co w powszechnej świadomości zostawiły po sobie upadłe już utopie. Więcej, wyjaśnia powody pejoratywnego wydźwięku samego słowa.
Idąc zaś tropem rzeczonego rozumowania uczestnika “Loży prasowej” można sobie wyobrazić, że łysi dążą do pozbawienia wszystkich mężczyzn włosów i wszcząć kampanię przeciwko ich ideologii. Gdyby zaś jeszcze byli zwalczani przez ośrodek opiniotwórczy, decydujący o społecznych postawach — wszak nie pasują do klasycznego stereotypu urody — łatwo by można było sobie wyobrazić ich publiczne demonstracje żądania równości.
Wtedy by ich również wyzywali i tłukli prawomyślni obywatele, odpoczywając przy zbiorowych modłach od zbożnego dzieła nawracania odmieńców? Wtedy by również utrzymywano, że nie łysina jest powodem oburzenia owłosionych, a jej propagowanie? Ba, czy wtedy by również zalecano specjalne kursy lub psychologiczne kuracje dla łysych, gwarantujące im odzyskanie czupryn?
A tak na marginesie, to najczęściej ludzie wyznający ideologię zarzucają innym ...ideologię. Doskonale to koresponduje ze strategią oblężonej twierdzy. Powszechna bowiem szczęśliwość musi mieć wroga, którego istnienie uzasadnia jej brak. Najlepiej więc jak jest nim inna ideologia. Ma przecież pejoratywny wydźwięk.
Najłatwiej bowiem niecne intencje ukrywać pod sprawdzoną przez wieki maską. I najwygodniej. Wszak wynalazczość nie jest największą zaletą ludzi posługujących się stereotypami. Ale ich żądza władzy nad mniejszościami jest jakby większa, wedle zaś niektórych nawet nieposkromiona.

niedziela, 21 lipca 2019

Przeznaczenie

Wedle Gazety Wyborczej CBA odkryło korupcyjny układ, podobny do przedstawionego w serialu Ranczo. Kiedy jednak doszło do fazy postawienia zarzutów, z jednym wyjątkiem odstąpiono od ścigania jego uczestników. Należeli bowiem do jedynie słusznej formacji, a wysoki urzędnik usłyszał z ust jeszcze wyżej stojącego polityka, że “jeśli chcemy mieć masowe poparcie, to musimy pewnych ludzi tolerować”.
Jak wiadomo jedna jaskółka nie czyni wiosny, ale ich gromady dają do myślenia. A mamy coraz więcej doniesień zarówno o podwójnych standardach, jak o pisiewiczyzmie. Wszystko zaś nadal w podniosłej otoczce propagandowej. — Myślę, że prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz będzie nam dziękować za kilka lat, że wreszcie Westerplatte wygląda godnie, bez wstydu, zażenowania, bo tak niestety wygląda dziś — mówił wiceminister kultury o kolejnym, “godnościowym” wywłaszczeniu samorządu.
Klientelizm ma długą historię w polityce. Wyrasta z grup interesu, dążących do osiągnięcia korzyści majątkowych na razie bez sięgania po władzę. Otwiera jednak drogę dla oligarchii, która jest najczęściej wynikiem rozpadu wartości, tworzących pryncypia władzy. Pojawia się zaraz za skorodowaniem ideologii przez hipokryzję, kiedy pragnienie bogactwa przeważa nad żądzą chwały, osiąganą przez idealistów dzięki wzniosłej, ale mało praktycznej ascezie.
Mielibyśmy zatem do czynienia z niepokojącymi sygnałami o tendencjach zdradzanych przez dobrą zmianę. Oby to tylko były pozory, ale...

sobota, 20 lipca 2019

Schyłek

— Przeproście mnie. Na kolana i przeproś — usłyszał reporter od najbardziej wyrazistej posłanki w historii naszego Sejmu. Można przypuszczać, że ekspiacja w formie prośby o przebaczenie składanej na klęczkach ma uwolnić dziennikarza od winy za rzekome kłamstwa, jakie zdaniem parlamentarzystki rozpowszechnia jego stacja.
— Jesienią skończy się moja 8-letnia praca poselska. Jestem wdzięczna Prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, że umożliwił mi udział w obronie i naprawie polskich spraw. Jestem dumna, że mogłam to robić, reprezentując w Sejmie i Krajowej Radzie Sądownictwa Prawo i Sprawiedliwość. Z polityki odchodzę — napisała wcześniej na Twitterze i tego dotyczyła dziennikarska ciekawość.
Ktoś nazbyt skłonny do dzielenia włosa na czworo mógłby się w tym doszukiwać znamion dysonansu poznawczego, w który popada osoba postępująca wbrew swoim przekonaniom. Wtedy dla zachowania samooceny wzmaga się z czasem wypowiedzi przeczące uznawanymi za prawdziwe. Wtedy też irytację budzą wszyscy, którzy by chcieli zadawać niewygodne pytania. Wydaje się jednak, że taka interpretacja zabawnego w istocie incydentu byłaby krzywdząca dla pani poseł. Wszystkie jej publiczne wystąpienia przemawiają za jej absolutnym przekonaniem o zasadności wygłaszanych tez. 
Dobra zmiana traci jedną ze swoich najważniejszych wyrazicielek. Prawdopodobnie także parlamentarzyści opozycji wiele tracą. Nie będą już mogli cytować jej barwnych określeń na poparcie własnej tezy o niemożności prowadzenia rzeczowej dyskusji z przedstawicielami PiS-u. Mamy więc koniec pewnej epoki, zapoczątkowanej wiele lat temu burzliwym wywiadem bodaj z Jarosławem Kuźniarem, który nie był w stanie opanować polemicznego temperamentu pani poseł.
Ale nie wszystko się dla dobrej zmiany kończy tak elegancko. Jak  w swoim szczecińskim wydaniu informuje Gazeta Wyborcza bliska upadłości jest tamtejsza państwowa fabryka fundamentów do morskich elektrowni wiatrowych, zadłużona i zatrudniająca prawie 500 pracowników. Nie może ograniczyć kosztów przez zwolnienie nadmiernej ich liczby, bo by musiała zwrócić 120-milionową unijną dotację. Dlatego inne państwowe spółki pożyczają jej pieniądze na przetrwanie do wyborów. Potem fabryka odejdzie w niebyt, ale chyba jej załoga postąpi znacznie mniej elegancko od pani poseł. I nie od mediów zażąda przeprosin.
Nic nie trwa wiecznie. Nie tylko epoki.

piątek, 19 lipca 2019

Maksymizm

Mieli radośnie ujawniać majątki małżonek i małżonków, ale nie zdążą w tej kadencji, mimo że Prezes publicznie zapowiedział to jeszcze w maju. Mają bowiem pilniejsze sprawy. Poprawią ordynację wyborczą, dzięki czemu ich zwycięstwo wyborcze ogłosi słuszny skład sędziowski.
Poza tym została podpisana przez prezydenta ustawa autobusowa, uchwalona wprawdzie w maju, ale intensywnie dyskutowana. Trzeba bowiem przywrócić zamknięte z powodu nierentowności połączenia autobusowe. Teraz się staną rentowne, jak radomskie lotnisko po rozbudowie. Kiedy się przywróci osinobusy, to i komunikacja się opłaci. Wszak będzie bliżej Afryki. Nierentowna zaś będzie księżycówka, którą się jednak zalegalizuje, bo “alkohol jest elementem kultury w Europie” (sic!).
Wszystko więc w nurcie dobrej zmiany jest jak należy. Biskupi są przeciw liberalizmowi i seksualizacji dzieci oraz związkom partnerskim. Wykształciuchy bezskutecznie protestują przeciwko poczynaniom dyrektora Muzeum Narodowego. On bowiem nie tylko się pozbył liberałów, ale i zlikwidował niesłuszne wystawy, zastępując je należytymi. Nikt ich wprawdzie nie chce oglądać, ale są poziomem zbliżone do wzmiankowanych osinobusów, czyli również bliżej słusznym standardom.
Na arenie międzynarodowej jest jakby gorzej. Pani Szydło nie została szefową komisji w Parlamencie Europejskim. Puszczono wprawdzie plotkę, że w zamian Polska uzyska stanowisko komisarza, aliści wczoraj się okazało, że to ci wstrętni liberałowie zagroziliwystawieniem swego kandydata. W wyniku tego EKR by straciła komisję i pod naciskiem konserwatystów PiS, niezłomne niczym... długopis, musiało zrezygnować z kolejnej próby wystawienia swojej kandydatki.
Ale furda polityka zagraniczna. Prezes jest uśmiechnięty bo przed każdymi wyborami do Sejmu ma przyjazne usposobienie. Wszak postrzegamy ideę i jej ikonę. Tę drugą wyraźniej. Nie wymaga bowiem myślenia. Dlatego w słabosilnych głowach obecny jest głównie obraz osoby zadowolonej z życia. Smutasów nie wybierają.
A po wyborach? Prościzna. To, co się po prostu należy. Suum cuique.

czwartek, 18 lipca 2019

Gromy

Premier Morawiecki rozmawiał z kanclerz Merkel i wyraził swoją dezaprobatę, bo parlamentarzyści jej partii nie poparli Beaty Szydło. Rozmawiał o tym samym z prezydentem Macronem i również wyraził rozczarowanie postawą francuskich deputowanych do PE. Powiedział to też pani Ursuli von der Leyen. Zachód odtrącił rękę, wyciągniętą doń przez PiS.
W relacji Jarosława Kaczyńskiego brzmi to nieco inaczej. To pani Merkel miała dzwonić do premiera Morawieckiego z przeprosinami za wybór dokonany przez niemieckich posłów. Świadczyłoby to znakomicie o międzynarodowej pozycji Polski, ale tymczasem zastępcą szefa NATO nie będzie Krzysztof Szczerski, jak donosiły jedynie słuszne media, a zostanie nim Mircea Geoana, Rumun. Sojusz też coś odtrącił?
Rzecz prezentuje podwójny kontekst. Pierwszy to taki, że nasi władcy nie przyjmują do wiadomości, iż deputowani innych państw nie znają tego, co się u nas nazywa dyscypliną partyjną. Drugi zaś, że się tworzy wrażenie jakoby szefowie rządów innych państw uznawali za stosowne przepraszać za to naszego premiera.
Mamy tu na dłoni istotę wartości, władających polityką na Zachodzie i Wschodzie. W Unii rządzą pryncypia, w Rosji prezydent. To też wyjaśnia powody, dla których Komisja Europejska z takim uporem broni przestrzegania praworządności w zintegrowanych państwach. Kiedy się ją podepcze, Unia będzie igraszką ambicji lokalnych władców i Europa znowu popadnie w dawne konflikty, gorliwie zresztą już teraz podsycane przez populistów. Nic więc dziwnego w ogłoszonym wczoraj kontynuowaniu procedury badania naruszenia unijnego prawa przez Polskę.
Nic tak nie rozjaśnia sytuacji jak kryzys. Jego ofiary tracą kontrolę nad wydarzeniami i na czoło wysuwa się tożsamość, czyli w najprostszym znaczeniu tego słowa odruchowy sposób reagowania na niespodziewane sytuacje. Wtedy też od razu widać, z kim się ma do czynienia.
I dobra zmiana pokazała się jak zawsze.

środa, 17 lipca 2019

Ambicje

Trwają zmagania o miejsce Polski w polityce zagranicznej. Wszczynając bowiem awanturę z Unią o swoiście pojmowaną suwerenność PiS stanął w opozycji do Zachodu. Ten wymaga dotrzymania naszych zobowiązań zawartych w podpisanym przez Lecha Kaczyńskiego Traktacie Europejskim, także dotyczących praworządności. PiS zaś prezentując stojącą za nim większość parlamentarną nie uważa się za związany warunkami, przyjętymi przez obcy mu ideowo rząd, byłą większość i dawne referendum.
Dobra zmiana wprawdzie odżegnuje się od wszelkich związków ze wschodnią barbarią, ale i za nic ma zachodnią zgniliznę. Aliści powodowana wolą ludu, napędzanego pragnieniem zaznania europejskiego poziomu życia deklaruje, że przynależność do UE uważa za polską rację stanu.
I teraz przykrość. Dwukrotnie odrzucono kandydaturę naszej premier na prominentne stanowisko w Parlamencie Europejskim, mimo że była tam jedynym kandydatem. Wedle bowiem zawartych porozumień ono się “po prostu należy” frakcji EKR, do której przystąpił PiS. Więcej, była premier jest przekonana, że się zalicza do znikomej grupy osób “na tej sali”, której są bliskie prawdziwe wartości europejskie. Rzekomo bowiem nie wybrano pani Szydło, bo jest patriotką i katoliczką. I to nie kandydatka PiS-u poniosła klęskę, a Europa.
Europejska zaś większość (ci którzy mają chwilową większość wyobrażają sobie, że mogą wszystko — Ryszard Czarnecki) decydująca o powodzeniu kandydowania naszej premier wprost deklaruje, że za rozbijanie Unii nie powierzy żadnego stanowiska kandydatowi z PiS ani Fidesz.
Nasza jednak większość sejmowa (ta jak wiadomo może wszystko) nie przyjmuje porażki do wiadomości i uparcie powtarza swą tradycyjną taktykę ignorowania rzeczywistości. Wymusza więc wystawienie do drugiej próby tej samej kandydatki podobnie, jak rozbudowuje nie uczęszczane lotnisko w Radomiu. Zakładnikiem jest tym razem frakcja polityczna w PE, która niebacznie się związała z PiS-em.
Bo w trudnych sytuacjach Prawo i Sprawiedliwość jest sobą, tylko jeszcze bardziej. W tle jest jednak Polska, także izolowana i poniżana. To zaś sprzyja interesom Moskwy, która dawniej nie mogła liczyć na poróżnienie naszego kraju z napadniętą przez siebie Ukrainą. Teraz ma to w pakiecie z brukselskimi awanturami.
Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. My zaś skonfliktowaliśmy się ze wszystkimi. Każdy więc nasz przeciwnik odnosi z tego korzyść. "Bo między Bugiem a Odromnysom to najważniejsze ze wszystkich my som" [Kern]. Okazuje się, że dalej od naszych granic to już nie bardzo.

wtorek, 16 lipca 2019

Przykład

— My nie chcemy kłótni, chcemy, byśmy się porozumieli. Ci, którzy mówią o jakichś o śmietnikach, ciągle stosują ten agresywny język, naprawdę Polsce nie służą. Kończmy z tym. Potrzebne jest porozumienie. Wiemy, że jesteśmy oblewani pomyjami, że krzyczą o jakiejś dyktaturze. To są po prostu bzdury. Gdyby była dyktatura, nie byłoby żadnej opozycji. Jesteśmy dzisiaj wyspą wolności w Europie i chcemy być dalej tą wyspą — tak mówił Prezes w Kuczkach-Kolonii na Mazowszu.
Czyli nie będzie już nie tylko zdradzieckich mord i animalnego elementu, ale dobra zmiana stanie tam gdzie ZOMO albo oponenci przejdą na jej dotychczasową stronę. I zapanuje powszechna zgoda, typowa dla wyspy wolności.
Obiektywnie rzecz biorąc nie należy wyrzekać się sporu. Takiego jednak, w którym przedstawiane są racje, nie wyzwiska. W którym nie ma odwracania znaczeń, nowomowy, jawnego kłamstwa. Demokracja nie polega na tym, że prawdę uchwala większość. Mniejszość też miewa rację. Więcej, jej wartości zabezpieczają większość przed skostnieniem.
Bo to jest tak, że kiedy nie potrzeba nawoływać do zgody, to ona panuje rzeczywiście. Kiedy zaś wybuchła kłótnia, dotąd od siebie zaczynano jej zażegnywanie. Czynem, nie słowami. Zwłaszcza kiedy się sprawuje władzę.
Jeżeli się tego nie robi, w dodatku oczekując od innych zaniechania oporu przed własnymi atakami, w istocie nawołuje się do poddania, dąży do autorytaryzmu i wreszcie przeciwieństwa tego, co jest wolnością. Zwłaszcza jej wyspą.
Dobrze więc jest przestać przeinaczać rzeczywistość. Nuże więc panowie u władzy. Świat na was patrzy.

poniedziałek, 15 lipca 2019

Procedernictwo

PiS potraktowało siebie jak przedsiębiorstwo, które aby istnieć, musi się stale adaptować do otoczenia. Stąd ustawiczne modyfikacje misji. Nawet bardzo radykalne. Medium które pomówiono o posiadanie nadajników za Uralem bardzo szybko stało się gwarantem przetrwania. Polityk, przedtem wprost nazywany ruskim agentem do wykończenia został rzeczywiście wyeliminowany z polityki, ale jego zasady stały się podstawą partyjnej narracji.
Rezultatem jest nieskuteczność opozycji, która próbuje punktować moralną marność komercyjnego traktowania polityki, aliści etyka ma bardzo kiepskie notowania w marketingu. Kupuje się pożądany produkt niezależnie od moralności producenta. Więcej, postponowany budzi większą ciekawość.
W wyniku handlowego podejścia do promocji swoich pryncypiów PiS ma zasadniczą przewagę. Oferuje wprawdzie kiepski towar, ale tani i dostępny dla wszystkich. W dodatku poniża wykształciuchów, czyli daje ignorantom poczucie wartości. Oni mogą się teraz mieć za twardych, do których świat należy. Brak bowiem wątpliwości jest zaletą w dobrozmiennym świecie.
Stąd jedynie słuszna propaganda jest pełna pogardy dla usiłowań jednoczenia opozycji, która nie jest w stanie poświęcić swoich wartości, aby osiągnąć jedność. Jest więc w oczach dobrozmieńców wewnętrznie sprzeczna i słaba, bo się spiera o rzeczy, które w ich organizacji rozstrzyga prezes, jak w każdej firmie.
I nic dziwnego, że najlepsi wyraziciele jedynie słusznej ideologii są wysoko wynagradzani. To przecież istota każdej firmy. Zawsze się tam po prostu należą ochłapy, niedostępne dla zwykłych pracowników. Zawsze też własny personel jest pozytywnie wyróżniany z otoczenia. Świat zaś zewnętrzny jest traktowany wrogo lub co najmniej pogardliwie. Przecież trzeba się do niego dostosowywać. Gdyby go nie było, byłoby wspaniale, tylko że nie byłoby dostarczycieli gotówki za otrzymywany produkt.
A co produkuje polityczna firma? Ułudę. Bo wielu z nas nie wyrosło z dzieciństwa i bajki lubi ogromnie. Jedni więc pozyskują poczucie mocarstwowości, inni się cieszą z darmowego bogactwa, wszyscy zaś żywią nadzieję na lepszą przyszłość. Ci oczywiście, którzy kupują polityczny produkt i posiedli kartę lojalnościową sprzedawcy.
A reszta? Niech się martwi o siebie, animalny to przecież element ze zdradzieckimi mordami. Niech idą do diabła.

niedziela, 14 lipca 2019

Mniemania

— Leki w Polsce są tanie i dostępne — tak mniej więcej marszałek Senatu tłumaczy“przejściowe” niedobory medykamentów. Po podobnej argumentacji w sprawie żywności Gierek się grubo przed Sierpniem naciął na protesty w Radomiu, Ursusie, Lublinie i gdzie tam jeszcze.
— Kryzys w edukacji wymyśliły media. W tym roku jest podobnie jak w poprzednich latach — tak jakoś mówi ...minister środowiska. Może i ma rację. Tym bardziej, że dawno odkryto, iż nie matura, lecz chęć szczera zrobią z ciebie ...właśnie.
Karuzela stanowisk w spółkach skarbowych trzeszczy z przeciążenia. Takiej sytuacji nigdy w naszej historii nie było. Jej aktywności towarzyszą gigantyczne odprawy dla wypadających z obiegu. Wymyślono nawet stosowny termin dla tej akcji: pisiewiczyzm.
Wedle “Wiadomości” TVP brytyjski bank HSBC umieścił Polskę na trzynastym miejscu pośród państw, w których się żyje najlepiej na świecie. Nie dodał wszakże, że ten luksus dotyczy wyłącznie zagranicznych specjalistów, dla których Wietnam (10 miejsce) i Turcja (7 miejsce) są lepsze.
— Żeby rządzić, nie trzeba być geniuszem. Trzeba być uczciwym — tak na początku bieżącego roku mówił Prezes. — Tylko w kłamstwach i manipulacjach trzymają wysoki poziom. Tak w tym są mistrzami — o założeniach programu opozycji powiedziałaprominentna wyrazicielka PiS-u.
Nie kłamie się, kiedy się wierzy w prawdziwość komunikatu, który się przekazuje. Nawet jeśli jest fałszywy. Albo więc wyraziciele dobrozmiennego establishmentu nie są w stanie rozpoznać rzeczywistości, albo kłamią w żywe oczy. Tertium non datur.
Tylko nie wiadomo, co gorsze.

sobota, 13 lipca 2019

Plewy

Po osiągnięciu pewnego wieku wiadomo każdemu, że osobnik o wiedzy i powierzchowności pokątnego sprzedawcy salcesonu nie sprawdzi się jako minister. No, najwyżej jako potakiewicz. Ale rozwój informatyki umożliwił posiadanie takiej wiedzy każdemu, kto zdobędzie dostęp do archiwów administratorów przeglądarek internetowych czy mediów społecznościowych. Niezależnie od wieku.
Rzecz jest niezwykle prosta. Wystarczy rozwiązać równanie tablicowe typu ax=b. Kiedy pod jego symbole podstawi się odpowiednio liczne zbiory, uzyskuje się dokładną charakterystykę nie tylko grup społecznych, ale nawet poszczególnych obywateli. To od dawna znany algorytm stosowany w badaniach statystycznych, określający współzależność dowolnych zjawisk.
Rzecz jest tym bardziej dokładna, im więcej do niej wprowadzono informacji. A te internetowe można już liczyć w miliardy. Problem więc tkwi nie w poszukiwaniu metody, a w technicznej możliwości wykorzystania szansy na poznanie nastrojów społecznych i na manipulowanie nimi.
Rzecz uderza w naszą wolność osobistą. Okazuje się bowiem, że nasze wybory są determinowane przez warunki, w jakich są podejmowane. Te zaś zależą od tego, jak je postrzegamy. Nasza więc wiara określa naszą prawdę i jej poznanie pozwala na tworzenie złudzeń, które przesądzą o naszym wyborze, a nie jakaś tam wolna wola.
Przedtem więc starcy mieli mądrość wynikłą z doświadczenia, teraz zaś mogą ją osiągnąć posiadacze danych i właściciele szybkich komputerów. Powszechnie zaś dysponują nią już cwaniacy, którzy pierwsi dostrzegli możliwości statystyki i potrafią podać receptę na powiększenie sprzedaży skarpetek z dziurą lub innych odchudzających kebabów albo wybór oczywistego głąba na ministra.
Na razie jeszcze jesteśmy skazani na tradycyjne metody kształtowania nastrojów społecznych. Monopol informacyjny pozwala w dużej mierze przekonywać “głupi polski lud” do tego, że “czarne nie jest czarne a białe nie jest białe”. Stąd próby renacjonalizacji mediów i wspieranie narodowego katolicyzmu. Niebawem jednak będziemy się chyba musieli zmierzyć z bardziej skutecznymi metodami politycznej manipulacji.
Prawdą bowiem jest to, w co się wierzy. Doświadczenie zaś wcale nie jest potrzebne do skutecznego kształtowania naszych poglądów. Wiarę można nam zaimplementować bez naszej wiedzy i woli.

piątek, 12 lipca 2019

Rozziew

Liberałowie i socjaliści w Parlamencie Europejskim wespół zagłosowali przeciwko kandydatom formacji działających na szkodę Unii. W rezultacie ani Beata Szydło nie została przewodniczącą komisji, chociaż była jedyną kandydatką, ani Zdzisław Krasnodębski nie jest wiceprzewodniczącym PE. Dobra zmiana została zrównana z populistami Salviniego i Le Pen. Tak rzecz skomentowała Maria Pankowska z Oko.press i trudno temu zaprzeczyć.
Naszych konserwatystów usytuowano pośród jawnych sojuszników Moskwy w dziele osłabiania integracji europejskiej. Najwyraźniej rzecz wywołała dysonans poznawczy u wyrazicieli PiS-u. Teraz, z konieczności racjonalizowania swej postawy, muszą się posuwać do wypowiedzi niedorzecznych. Alternatywą baiem jest pogłębienie poczucia niskiej samooceny.
I tak się dowiadujemy od wyrazicieli partii, że odrzucenie tuzów PiS-owskiej ekipy przez Parlament Europejski to nie tylko rezultat spisku “lewicowo-liberalnego establishmentu”, ale i “zemsta małych ludzi”. Obserwujemy więc mechanizm bardzo dokładnie opisany w psychologii.
Jak zaś na dysonans reagują ludzie silni, którzy się potrafią wyrwać z potrzeby racjonalizacji własnych błędów, pokazała profesor Staniszkis. — Jeżeli dożyję, to będę bardzo aktywnie przeciwko PiS-owi występowała i przeciwko Dudzie… ...Stajemy się krajem autorytarnym, bo dla demokracji ważny jest podział władz. Ten jest zacierany przez upartyjnianie wszystkiego — powiedziała w “Kropce nad i”.
Nic zatem dziwnego, że postępowanie wyrazicieli PiS-u pobudziło też ironistów. Wobec faktu, że pani Szydło otrzymała w rzeczonej komisji tylko 21 głosów za i 27 głosujących było przeciw, Roman Giertych podpowiada, iż nasz Trybunał Konstytucyjny powinien ogłosić, że 21 jest większe od 27 i dobra zmiana uratuje swoje samopoczucie.
— I dziwić się, że Polska jest coraz częściej traktowana jako wstydliwy margines wspólnoty? Nic nie pomoże ogłaszanie się sercem Europy i wyspą wolności — pisze Jan Woleński w Polityce.
Nic dodać. Przecież nie może nie dręczyć dysonans poznawczy przeciwników polityki Moskwy, którzy dla zachowania poparcia rodzimych przeciwników Unii wspierają usiłowania osłabienia Europy.

czwartek, 11 lipca 2019

Faktoidofilność

Obudziła się Podkomisja do Ponownego Zbadania Wypadku Lotniczego. Tak, to osławiona komisja smoleńska, której poprzedni szef, zanim się schronił w Ameryce, “wykończył Caracale”. Teraz przewodniczy jej sam Antoni Macierewicz.
Te francuskie śmigłowce, odjęte polskiej armii są jak dotąd jedynym sukcesem rzeczonego gremium. Poza tym zmierzało ono do prawdy, zbliżając się do niej niczym Puchatek, który jak wiadomo im bardziej zaglądał do środka, tym bardziej tam Prosiaczka nie było.
Teraz niegdysiejszy rzecznik rządu a obecny poseł PO, Cezary Tomczyk otrzymałwezwanie do stawienia się przed obliczem Podkomisji. W trybie pilnym. Ma zeznawać.
Nie wiadomo, czy poseł Tomczyk ulegnie wezwaniu, ale na pewno sprawa stanie się głośna. A przed wyborami o to właśnie chodzi. W świat bowiem popłynął komunikat o tym, że ewentualny kandydat na posła jest aktywny i wbrew pozorom nie zapomniał swej misji.
Teraz ci, którzy się nauczyli katastrofę smoleńską postrzegać jako efekt zamachu muszą się obudzić i w trosce o dalsze losy swej teorii pójść do wyborów i zagłosować jak należy.
Potęga zaś rozgłosu jest wielka. Pod jego wrażeniem Beata Szydło zrezygnowała z ochrony SOP-u za 2000 złotych dziennie, która — dla dobra państwa — jej się po prostu należała. Może prawa do kosztów tej ochrony uzyska Caritas?
Najlepiej by też dla strategii szefa podkomisji było, aby się poseł Tomczyk nie podporządkował otrzymanemu wezwaniu. To by dało powód do kreowania kolejnych komunikatów, integrując zwolenników wokół poczucia krzywdy, doznanej przez ich protegowanego wskutek rzekomej arogancji polityka opozycji.
Rozgłos jest istotny. “Błoto stwarza czasem pozory głębi” [Lec].

środa, 10 lipca 2019

Prądy

Dwóch speców skoczyło sobie do oczu w kuluarach ostatniego kongresu PiS. Chodziło o to, że zdaniem prostego członka PiS minister rolnictwa sprzyja niemieckiemu interesowi.
Oczywista pomyłka. Przecież to rosyjski interes był ostatnio w zainteresowaniu mediów. Chodziło moskiewskiej dyplomacji o to, aby się wyzwolić z sankcji za rozbójniczą politykę. Pierwszym krokiem do osiągnięcia tego celu miało być uzyskanie dla Rosji pełnych praw w Radzie Europy. I wedle Onetu delegacja Polski się temu nie sprzeciwiła.
Jacek Czaputowicz tłumaczy, że podczas obrad szczytu Rady Europy w maju tego roku, w Helsinkach tamtejszy główny nurt oddał Rosji prawo głosu, odebrane jej wskutek aneksji Krymu. No a my przecież usilnie pragniemy, aby jednak być w centrum zdarzeń, nie bacząc na preześne sugestie co do treści, jakie pływają w nurcie. A w ogóle, to w inkryminowanej deklaracji helsińskiego posiedzenia Rady Europy Rosja nie była wymieniana. Mówiono tam tylko o tym, że wszyscy jej członkowie mają równe prawa.
To jest jednak bardziej jednoznacznie jak z listami poparcia do KRS-u. Najpierw kancelaria Sejmu obwieściła, że ich nie ujawni. Potem sąd nakazał ujawnić. Kancelaria więc się zgodziła z głównym nurtem i obiecała, że to zrobi. Aliści teraz się okazało, że chyba jednak nie.
Jerzy Wittlin doradzał jak być przeciw, kiedy inni są za. Otóż należy w takim wypadku przede wszystkim sporządzić wykaz i troskliwie pamiętać o miejscach, w których się jednak przeciw nie jest. Najwyraźniej są tam Helsinki. I zmarły już prześmiewca nie uwzględnił jeszcze jednej okoliczności, czasu. Ten bowiem, jak to wykazała dobra zmiana, zmienia wszystkie oceny.
A kłócić się ze sobą powinni dobrozmieńcy raczej o to, czy w jedną sekundę da się posadzić 32 drzewa, czy może więcej. I jak to zrobić, skoro sam premier obiecał taką wydajność, a nie zarządza prywatnymi gruntami, na których mają wyrosnąć dęby, buki i co tam jeszcze.
Aliści to wszystko furda. Skoro mamy już znaczącą część owego miliona samochodów, mieszkań plus, oświatę wreszcie uporządkowaną, służbę zdrowia bez kolejek, szybkie sądy, helikoptery bojowe i transportowe w wojsku, okręty wojenne, odbudowaną stocznię w Szczecinie (od ostatniego poniedziałku jest już zarząd) i w ogóle plus, to nie ma powodu do rozważań nurtów i innych drobiazgów.
Tak właśnie by działał demokratyczny cezaryzm (aby nie mówić o komunie) gdzie władza wykonawcza góruje nad innymi.

wtorek, 9 lipca 2019

Racjonalizm

Profesor Rychard porównując propagandę PiS-u i opozycji w pierwszej dostrzega mnóstwo emocji i niewiele racji, w drugiej odwrotnie. Zupełnie inaczej to postrzega albo raczej udaje, że postrzega Prezes. Szyderczo doradza on opozycji aby się dopracowała racji, wtedy będzie mogła liczyć na poparcie, którym się szczyci PiS.
Nie można się wyzbyć logiki na korzyść emocji, bo się popada w odruchy. Uczucia bowiem wyprzedzają myśl, często więc po ich doświadczeniu jest już za późno na refleksję.
Wyparcie zaś emocji kończy się dogmatyzmem, który się staje substytutem odruchu. Człowiek bowiem potrzebuje szybkich metod reagowania albo interpretacji tego, co odnotowały zmysły. Musi się zatem posługiwać uczuciami, do czego wystarcza ciało migdałowate, nazywane też gadzim móżdżkiem, niezależnie od kory mózgowej, potrzebnej do rozważenia napotkanych problemów. 
Kiedy więc kłamca daje do zrozumienia, że kłamie, budzi emocje zarówno w tych, którzy by mu byli skłonni wierzyć, jak też w sceptykach. Pierwsi bowiem w wypowiedzi kłamcy dostrzegają przekorę, drudzy prowokację. Prawdą zaś w naszym przypadku jest, że opozycja nie powinna się wyrzekać emocji, szczególnie kiedy się ich wypiera Prezes. Zwłaszcza przed wyborami.
Podstawowym jednak nakazem logicznym powinno być stwierdzenie, że nie ma konkurenta poza dobrą zmianą. Szczęśliwie ona sama nie tylko przeciwnikom daje wiele powodów do gniewu. Wystarczy to wykorzystać. Nie ma więc powodu do zwalczania się wzajem.
I wierzyć trzeba naukowcom, nie politykom. To wiedzą wszyscy. Dlatego dobrozmieńcy starają się za wszelką cenę zohydzić inteligencję swym zwolennikom. Nie darmo też w dobrozmiennych kręgach własny elektorat jest nazywany “głupim polskim ludem”, co jest kolejną nieprawdą. Podlega on tylko fałszywym emocjom i to właśnie trzeba naprawić.
Bo “nic nie jest złem ani dobrem samo przez się, tylko myśl nasza czyni to i owo takim”[Szekspir].

poniedziałek, 8 lipca 2019

Ogląd

— Ten kraj wrócił do ustroju sprzed 1989 roku — pisze o nas w Financial Times Martin Miszerak, jeden z amerykańskich doradców rządu Tadeusza Mazowieckiego. Dowód przedstawia też NBC News przypominając praktyki z czasów komunizmu, kiedy to z prowincji dowożono ludzi autobusami, aby ci licznie witali radzieckich przywódców. Teraz każdy działacz dobrej zmiany może zaprosić 50 osób na powitanie Donalda Trumpa i partia pokryje koszta wynajmu dla nich autobusu.
Często słyszymy, że dobra zmiana to nie komuna i porównywanie jej do władz z tamtego okresu to tendencyjna propaganda. To dobre dla tych, którzy tamtego czasu nie pamiętają. Podstawowe cechy realsocjalizmu to kierownicza rola jedynie słusznej partii, hierarchiczna struktura władzy i podrzędna rola finansów. Z tym wszystkim mamy do czynienia. Dodatkowo widać to w zakresie obsadzania kluczowych stanowisk.
— Doprowadzili do zwolnienia najbardziej szanowanych prezesów banków, zastępując ich ludźmi wiernymi partii. A kto dostał lukratywną posadę w największej polskiej firmie ubezpieczeniowej? Koleżanka pani premier, dyrektor małomiasteczkowej kliniki zdrowia — pisze Martin Miszerak. Jak się to i cały pisiewiczyzm ma do nakazów Międzynarodowego Kodeksu Funkcjonariuszy Publicznych, nakazującego między innymi praworządność, przejrzystość i uczciwość a przyjętego przez Polskę, widać gołym okiem.
Jest jeszcze jedna cecha wzięta z przeszłości: nachalna i kłamliwa propaganda. Mieliśmy zapewnienia o naprawie służby zdrowia, oświaty, sądownictwa a mamy bałagan we wszystkich tych dziedzinach i kolejne zapewnienia, że od teraz to wszystko ruszy z kopyta. Wszystko zaś w akompaniamencie zachwytów nad rzekomymi sukcesami.
Szczególnie komicznie obecna propaganda sukcesu brzmi w zestawieniu z owocami zdobywania podmiotowości w Unii. Mamy w jej instytucjach mniej przedstawicieli od państw bałkańskich, które doświadczyły jeszcze bardziej od nas dramatycznej przeszłości i w konsekwencji tamte narody dręczą traumy większe od naszych.
Ale dobrozmieńcy spodziewają się dalszych sukcesów. „Jeżeli będziemy potrafili skutecznie i sprawnie zaproponować w Parlamencie Europejskim różnego rodzaju dobre rozwiązania np. społeczne, takie jak wprowadziliśmy w Polsce, to ta kadencja Parlamentu Europejskiego może się zakończyć sukcesem. Przed Unią Europejską jest duża szansa” — tak mówi w Polskim Radiu — niezależnym medium — nowa europosłanka PiS-u byłemu europosłowi, również z PiS-u, któremu pozwolono tam wystąpić w roli dziennikarza.
Nic więc dziwnego, że rzecz wychodzi poza granice państwa i Zachód coraz bardziej się zaczyna od nas odsuwać. Jak pisze Martin Miszerak Polska już nie jest okay. Na ochotnika.

niedziela, 7 lipca 2019

Różnica

Być lewicowcem jest jednak bardzo łatwo. Po wysłuchaniu wywiadu Marka Czyża z Piotrem Ikonowiczem w Superstacji nie można sobie tego wyobrazić inaczej. Recepta jest również jasna. Wystarczy sobie uświadomić cel — sprawiedliwość. Nie, nie tę bez przymiotników. Ona niepotrzebnie komplikuje problem. Ma być społeczna. Czyli w istocie żadna. Podobnie jak sprawiedliwość żółta lub w kratkę. 
Poza tym trzeba sobie uprzytomnić wroga. Jest nim ogólnie kapitalizm a pracodawcy w szczególności. Kapitalizm, bo za cel sobie stawia nie człowieka, a kapitał. Pracodawcy zaś, bo zarabiają na posiadanym kapitale i nie dzielą się z pracownikami. W rezultacie ci ostatni pracują osiem godzin, a płaci się im za jedną. Gdyby przynajmniej za cztery, byłby jakiś tam sprawiedliwy ład.
Poza tym bogacze składają pieniądze w bankach. Biedacy je natychmiast wydają. Dlatego sponsorowanie tych, co na siebie nie zarabiają ma sens, napędza bowiem gospodarkę. Bogacenie się zaś jest bez sensu, bo tylko mnoży stan kont bankowych i prowadzi “do totalnej dyktatury korporacyjnej” (sic!). Państwo zatem powinno ustanowić prawo, które zabrania zarabiania ponad miarę.
Mamy więc i jasność programu i łatwe środki dla jego urzeczywistnienia. Natychmiast też Polacy by zarabiali przynajmniej czterokrotnie więcej i natychmiast wydawane zarobki oraz dotacje by napędzały koniunkturę. Tylko kto by pracował, kiedy by miał prawo do takiej sprawiedliwości? Kto by akceptował stan, w którym nie jego własna wiedza, zaradność i pracowitość, a państwo decyduje o tym, ile zarabia? Wreszcie kto i po co by inwestował swój kapitał, wiedząc, że nie przyniesie mu on dochodu?
No i dlaczego trwa ten korporacyjny totalizm, kiedy jego beneficjanci zamrażają pieniądze na kontach, blokując wzrost gospodarczy? Przecież waluta traci z czasem wartość. W ogóle jakim cudem ci kapitaliści mają kapitał? I czemu państwa kapitalistyczne są bogate, a socjalistyczne ...szkoda gadać? Ale furda wątpliwości. Najważniejsze, że program jest, tylko zwolenników jakby w Polsce nie ma. Na tym polega dramat naszej lewicy.   
No chyba że się jest za karą śmierci, przeciw aborcji, badaniom genetycznym, jest się homofobem i ksenofobem oraz Kościół uznaje za gwaranta moralności. Wtedy to co innego. Bo to prawda, że nie można jednocześnie należeć do lewicy i prawicy, ale nie nad Wisłą. I dzięki temu lewicowa formacja jest prawicową i ma poparcie, nawet jak jej czołowy wyraziciel ujawnia, że prawdziwy wzrost gospodarczy nastąpi, kiedy pracownicy będą “zap*****lać za miskę ryżu”.
Bośmy właśnie tacy, kiedyśmy jacy tacy. 

sobota, 6 lipca 2019

Alimentarz

Sto tysięcy złotych zaległych alimentów ma być swojej byłej żonie winien były i dotąd najweselszy premier Polski. Zawsze dbał o popularność, media więc, szczególnie brukowe były pełne doniesień, nawet o tym jaki i gdzie wybrał pierścionek zaręczynowy albo jak się przygotowywał do wywiadu telewizyjnego, ze swą wybranką w kuluarach. Również zresztą skorą do żartów.
Kiedy został odsunięty od premierowania, bowiem wedle partyjnego autorytetu dobrze się prezentował tylko na kinderbalach, stał się po pewnym czasie przeciwnikiem swojej byłej formacji. Od tego momentu chętnie był zapraszany do mediów i smakowicie oraz ze znawstwem krytykował posunięcia dawnych kolegów partyjnych.
Powrócił też z londyńskiej placówki w niewłaściwym czasie. Jedynie słuszny jest 26 lipca bieżącego roku. Odróżnia to rzeczonego premiera od autorów mnogich tweetów, którzy tymi samymi słowami(!) zapowiadają swój powrót tego samego dnia(!), właśnie 26 lipca. Zapomniawszy chyba ojczystej mowy wspierają się jakimś przekazem dnia. Trzeba więc stwierdzić, że bardzo operatywne są instytucje, które ułatwiają rodakom powrót na łono i “słuszną linię ma nasza władza” [Miś].
Kłopoty zaś męsko damskie na najwyższym szczeblu trapią chyba głównie naszych konserwatystów. Oni jak skądinąd wiadomo chętnie się puszą przed przedstawicielkami płci pięknej, ale często opornie dotrzymują składanych paniom przyrzeczeń, także przed ołtarzem.
Jakoś to rzutuje na deklaracje ideologicznych polityków w ogóle. Wydaje się, że ich lekki niekiedy stosunek do ślubowania jest odzwierciedleniem raptownych zmian w poglądach, głoszonych tam zależnie od potrzeb “góry”. Dopóki to jest dla niej korzystne, nasi konserwatyści pozostają im wierni. Zupełnie jak wybrance, póki nie zmaleje jej urok.
Ogólnie zaś rzecz biorąc od czasu Sokratesa wiadomo, że męstwo objawia się również wiernością prawdzie i sprawiedliwości. Jeżeli więc się wierzy swemu słowu i kiedy się go dotrzymuje, jest się też mężnym. Kiedy mu się nie wierzy, nawet dotrzymując obietnic nie jest się prawdzie wiernym. Nie jest się też wtedy mężnym.
Ale też męstwo nie jest jeszcze wartością, dostrzeżoną w dobrej zmianie.

piątek, 5 lipca 2019

Ambiwalencja

A co jeżeli poparcie PiS dla Rosji w RE nie jest tylko głupotą, ale realizacją poleceń? [Roman Giertych]
To jak było? W maju tego roku Rosja została dopuszczona do głosowań w Radzie Europy. Nie zwróciła przedtem Ukrainie Krymu i nie przestała wspierać donieckich separatystów. O awanturze w Gruzji nie ma już co mówić. Wedle Onetu Polska mimo to głosowała za takim ułaskawieniem. Wspieranie zaś napadniętego sąsiada uchodzi za rację stanu państw, łatwo mogących doświadczyć podobnej napaści.
Nasz MSZ się zarzeka, że nie poparł powrotu Moskwy do państw posiadających w Radzie Europy wszystkie uprawnienia. Jednakowoż w pierwszym punkcie deklaracji przyjętej na majowym szczycie w Helsinkach stwierdza się, że „wszystkie państwa powinny na równych prawach brać udział w pracach Komitetu Ministrów i Zgromadzenia Parlamentarnego”. Wszystkie, to i Rosja.
W dodatku rządowy Ośrodek Studiów Wschodnich trzy dni po helsińskich obradach stwierdził, że „17 maja podczas dwudniowych obrad w Helsinkach Komitet Ministrów Rady Europy przyjął deklarację, w której poparł przywrócenie pełnego prawa głosu rosyjskiej delegacji w Zgromadzeniu Parlamentarnym Rady Europy”.
To tak, jak z miejscami w liceach dla tegorocznych kandydatów. Tysiące absolwentów gimnazjów i szkół podstawowych mogą zostać na lodzie. Jak jednak w telewizji mówił jakiś kurator, szkoły ponadpodstawowe wykazują deficyt, którego nie ma, bo zabezpieczono (sic!) dostateczną liczbę miejsc. Może licealiści in spe uważają, że zabezpieczono je przed nimi?
Albo sposoby wchłaniania się dymu tytoniowego w płuca palaczy, zależnie od gatunku palonego tytoniu. Mądrość tę, zaprezentowaną tylko PiS-owcom w Sejmie wicemarszałek próbował rzekomo skrywać nawet przed marszałkiem. Nic dziwnego, że takie postępowanie przywiodło Prezesa do oburzenia. Zakazał więc posłom swojej partii uczestniczyć w dysputach tego rodzaju, organizowanych w Sejmie.
Prawdą jest to, w co się wierzy. Jeżeli nasz MSZ jest przekonany, że popierając deklarację helsińskiego szczytu nie dawał zgody na przywrócenie Rosji prawa głosu, to nie kłamie. Podobnie jak zapobiegliwy kurator, który dba o bezpieczeństwo nieistniejących miejsc. Albo wicemarszałek, który niczego nie skrywał.
Ocena jednak należy do odbiorców treści rządowych komunikatów. Oni mają różne sposoby ich interpretacji. Niektórzy przecież nawet nie słyszeli wolszczyzny, języka radosnych propagandystów. Ale jedno jest pewne, wiara przenosi góry.
I dlatego właśnie “byczo jest”. Jeżeli się w to wierzy.

czwartek, 4 lipca 2019

Uniwersalia

Wypieranie, na przykład prywatnych inwestycji to mechanizm znany z gospodarki. Powiększenie wydatków państwa powoduje wzrost produkcji i dochodu. Wywołany tym popyt na pieniądz pociąga za sobą podwyższenie stóp procentowych. To z kolei tłumi inwestowanie i niweczy efekt wzrostu wydatków państwa. Ono bowiem nie ma pieniędzy, nie może więc ich mnożyć. Nawet Salomon tego nie potrafił.
Podobnie jest w dyplomacji. Im głośniej ktoś krzyczy na międzynarodowym forum, tym więcej media mówią o krzykaczu. Ale też im mniej on ma argumentów, tym mniej jest skuteczny. Jeżeli nie ma ich wcale, traci tylko energię. Aby więc zatuszować swoją klęskę, nawet aby tylko zachować dobre o sobie mniemanie, zarówno niedołężny ekonomista jak i podobnie zręczny dyplomata musi... świętować sukces.
Teraz mamy taką właśnie sytuację. Znacznym wysiłkiem doprowadziliśmy do tego, że Frans Timmermans pozostał na stanowisku komisarza do spraw praworządności. Aliści na czele Komisji Europejskiej stanęła konserwatystka, która z zasady nie znosi łamania ...zasad. Kiedy się jeszcze do tego dołączy stanowczość, udowodnioną jej dotychczasową postawą, to mamy taki stan, w którym maltański sukces nie był wcale taki mały. Teraz to dopiero wygraliśmy. Zwłaszcza że Ewa Kopacz została wiceprzewodniczącą Europarlamentu a Zdzisław Krasnodębski nie.
Stajemy się więc tymi, którzy własny wizerunek szanują podobnie, jak dobrozmienni europarlamentarzyści Unię, rozpierając się na swoich siedzeniach, kiedy ich koledzy stojąc oddają Europie honory.
Bo każdy stoi tam, gdzie się ustawił. Niektórzy muszą jednak udawać, że się znajdują gdzie indziej. Najgorzej zaś rzecz wypada, kiedy tylko oni sobie wierzą.