Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 31 sierpnia 2017

Niewiasty

Kobiety nie cieszą się wzięciem u religijnych ortodoksów. Ojcowie Kościoła z antypatią się o nich wyrażali, w najlepszym razie zalecając im posłuszeństwo wobec mężów, w najgorszym nazywając je narzędziem Szatana. Zbiorowo też w chrześcijaństwie są źle traktowane jako siostrzyce sprawczyni pierworodnego grzechu. Skąd to wszystko?
Nietrudno sobie wyobrazić początki konfliktu kobiet z szamanami, którzy byli protoplastami późniejszych księży. Mężczyźni szli na łowy, one pozostawały na miejscu wespół z cudotwórcami, którzy jedynie przy pomocy zaklęć sprowadzali obfitość na obozowisko. Nie dość, że nic nie robili, to w dodatku wtrącali się do wszystkiego.
Już wówczas irytujący, iście babski zwyczaj głośnego wypowiadania tego co myślą, musiał sługom najświętszego nawet gaju nasuwać skojarzenie kobiet ze Złym. Tym bardziej, że zawsze były od mężczyzn znacznie sprawniejsze w formułowaniu myśli, nie wspominając o ich oczywistej przewadze w szybkości wypowiadania słów i przenikliwości ich głosu, za nic mającego najszczelniej teraz za uciekinierem zatrzaśnięte drzwi. A wtedy?
Łatwo też sobie przedstawić męki nazbyt pobudzonych ascetów, którym widok kobiet musiał przywoływać na myśl wielce ambarasujące sceny, co owi racjonalizowali bajdami o daremnym kuszeniu, zwalczanym przez biczowanie mdłego ciała – w najbardziej prawomyślnym przypadku.
Na stosach więc inkwizycji, które pochłonęły setki tysięcy ofiar płonęły głównie białogłowy. Prawda bowiem w ogóle boli, a słowa jeszcze przed potopem wykrzykiwane przez kobiety o tym co myślą o ówczesnych besserwisserach musiały przecież znaleźć zadośćuczynienie. W przyrodzie nic nie ginie.
To i teraz mamy kolejny przykład tego samego odwiecznego syndromu. Zgwałcona w Rimini Polka mogła zajść w ciążę. Już się więc podnoszą głosy ortodoksów, aby jej odmówić ewentualnej aborcji. O konwencji antyprzemocowej nie ma już co mówić.
Tak to się gwałt gwałtem odciska. Stale jednak “damski problem” znajduje pierwszeństwo przed każdym innym i stale kobiety są górą w tym swoistym sporze ołtarza z tronem.

środa, 30 sierpnia 2017

Jednota

Wojny w Europie wybuchały zawsze, kiedy Zachód był podzielony. Kiedy go łączyło poszanowanie dla prawa, panował pokój. Integrującym czynnikiem były wspólne wartości. Kiedy więc cywilizowany świat się w 1918 roku uwolnił od kaprysów samodzierżawców, wydawało się, że nie znajdą się już powody do zbrojnej konfrontacji poszczególnych państw.
Niestety. Przyczyną był kryzys lat trzydziestych ubiegłego wieku. Panika na nowojorskiej giełdzie i bankructwo amerykańskich banków przerwało ówczesny i chytry wielce łańcuszek obiegu pieniędzy. Pożyczki amerykańskie napędzały po Wielkiej Wojnie niemiecki przemysł, który dostarczał Republice Weimarskiej środków na francuskie reparacje, dzięki czemu Francja mogła spłacać długi, zaciągnięte w Ameryce podczas wojny.
Kiedy wskutek paniki na amerykańskiej giełdzie przestały napływać pieniądze do Niemiec, nastąpiło tam załamanie gospodarcze. W dodatku już w 1925 roku wygasło uprzywilejowanie celne państw Ententy  w handlu z pokonanymi państwami Osi. Granice się zaczęły zamykać, w Niemczech wystąpił kryzys. Zniszczona gospodarka Francji rychło się załamała i liberalna demokracja Zachodu okazała wady. Natychmiast więc nacjonalizm zaproponował Europie krzepę i nie mogąc już poprzestać w mnożeniu pretensji wywołał wojnę.
Podstawowym więc dobrem Europy są jej wartości. Przede wszystkim praworządność, prawa człowieka i to wszystko, co się jeszcze składa na liberalną demokrację. Każdy, kto je podważa, godzi w podstawy europejskiego bezpieczeństwa. Cała więc awantura z Unią Europejską, której świadkami teraz jesteśmy znajduje fatalne przykłady w historii. Jak ona uczy każdy dyktator zawsze odważy się na eskalację swoich poczynań. Musi. W przeciwnym wypadku straci władzę. Obrona zatem europejskich wartości jest racją stanu każdego społeczeństwa Zachodu.
– Dlatego pragnę jasno i wyraźnie podkreślić: Polska jest państwem praworządnym i demokratycznym, Polska jest krajem solidarnym i proeuropejskim. Wartości leżące u podstaw UE są dla nas ważne – powiedziała wczoraj nasza premier. Mówiła to na tle flag, które podczas pracy towarzyszyły jej poprzednikom. To bardzo znamienne oświadczenie.
Pozostaje tylko wątpliwość co do znaczenia, jakie oficjalnie przypisujemy praworządności, demokracji, solidarności i proeuropejskości. Miejmy nadzieję, że tym razem są one tradycyjne.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Prawość

– Pięknie dziś wyglądasz – taki tekst natychmiast zaskarbia jego głosicielowi przychylność pań, które doskonale wiedzą, że prezentują się jak zawsze, ale potrafią docenić dobrą wolę pochlebcy.
– Masz siwą głowę – mówi szczery brzdąc. – Ach tak, zaraz cię złowię i wymaluję na zielono, będziesz wyglądał jak ufoludek – słyszy w odpowiedzi. – Ja chcę jak ufoludek, chcę jak ufoludek – woła uradowany szkrab – mają takie fajne uszy – i już jest wesoło.
Kłamstwa bowiem pozwalają się nam wzajem nie pozabijać. Gdybyśmy mówili co naprawdę myślimy, nie bylibyśmy w stanie zachować pogodnego nastroju. Sami się przecież chętnie okłamujemy, że fajnie jest mimo gnębiących nas przeciwności losu.
Tylko dzieci się wyłamują z nakazu kłamania. Są egoistyczne, okrutne i nieobyczajne, czyli grzeszne, co wedle świętych Augustyna i Hieronima ma być dowodem na organiczną rzekomo nikczemność ludzkiego rodu. Wynikałoby z tego, że ludzie przestają błądzić dopiero, kiedy nauczą się łgać?
Jak więc w tej sytuacji traktować kłamstwo “obatelskie”? Politycy pod niebiosa wywodzący mądrość swego wodza postępują przecież zgodnie z tymi zasadami, których przestrzegają wszyscy, z wyjątkiem dzieci. Wódz się czuje dowartościowany i przestają go dręczyć wątpliwości w sprawie własnego postępowania. Nawet jak wzorem andersenowskiego cesarza paraduje przed dworem, podziwiającym jego potęgę, wedle wtajemniczonych widoczną jedynie dla ludzi mądrych. No, może doraźnie przystrojony w taniutką pelerynkę, ale na przykład tylko dlatego, aby prezentować swój stosunek do narodowych barw.
A kłamstwo “konstucyjne”? Przecież elity, to też obywatele. Konstytucję zatem również mają prawo pisać. Tym bardziej, że obecni władcy żadną miarą się nie mogą uważać za coś innego, nawet jak by nosili w sobie przekonanie, że są jedynie łże-elitami. I fakt, że referendum konstytucyjne budzi w wyrazicielach PiS-u zastrzeżenia jedynie wobec proponowanego terminu jego przeprowadzenia, również wydaje się dziwny.
W tym kontekście prawda, wyrażana na przykład poprzez nazwanie adwersarzy zdradzieckimi mordami i kanaliami służy wyłącznie do agresji. Jest nią bowiem to, w co się wierzy. Jest zatem wykorzystywana do obiektywnie mało chrześcijańskiego zachowania, w świetle nakazu podstawiania drugiego policzka pod otrzymywane ciosy, bez rozróżniania czy są rzeczywiste, czy mniemane. To by wyjaśniało stanowisko rzeczonych świętych.
Podobnie jak bogactwo cywilizacji zostało zbudowane przez chciwość i nikczemność ludzi, tak szczęście zapewnia człowiekowi kłamstwo. Wszystko jednak działa niczym przyprawy do potraw. Kiedy się je stosuje przesadnie ...właśnie.
Dlatego straszenie brzdąca przeobrażeniem w ufoludka jest wesołe, wielbienie zaś możnego polityka mniej. Bo interesowne. Dlatego też tylko nieostrożny władca preferuje infantylnych akolitów. Wydają mu się szczerzy. A przecież prawda służy agresji.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Przeciwstawnia

Niedziela. Śródmieście. Pozamykane sklepy. Nie dlatego, że dzień święty. Dlatego że je zlikwidowano. Pozostały tylko Żabki i sprzedawcy wódy. Ci pracują codziennie. Jeszcze lepiej. Do niedawna całe fragmenty reprezentacyjnych ulic były obsadzone oddziałami banków. Teraz są one likwidowane. Na chodnikach pusto. Na pierwszy więc plan wychodzą kombinujący lub żebrzący pijaczkowie. Ci prezentują zewnętrzne oznaki tylko dwóch kategorii wiekowych: chłopców i starców. Stanu pośredniego nie ma. Bo wszystko znaczy nic? Niezupełnie. Towarzyszące im kobiety są bez widocznych oznak wieku.
Dobra zmiana więc w toku. Niekonsekwentnie. Wyraziciel dobrozmieńców nazywa w TV podróbami “Solidarności” partie odwołujące się do wartości pamiętnego Sierpnia, ale utyskuje na język nienawiści, kierowany rzekomo przeciwko PiS. Czyli wszystko w porządku. Nadal nie dostrzegają komizmu swoich poczynań.
A skutki są zabawne wielce. Roman Giertych zauważa, że dobra zmiana niechcący wprowadziła do Polski system prezydencki. To, co przedtem było traktowane jako obowiązek prezydenta, czyli na przykład zaprzysiężenie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, wybranych przez Sejm, teraz się stało zależne od jego dobrej woli.
Jeżeli tak, to zmiany w składzie Rady Ministrów również podlegają tej samej zasadzie. Prezesowi zatem zasię do wszelkich mianowań. Jeżeli tylko pani premier wykaże determinację, może dokonać dowolnych zmian w składzie gabinetu. Sama też jest niezależna od preześnych kaprysów. Byle tylko zapewniła sobie przychylność głowy państwa.
I tu mamy istotę klęski każdej ideologii. Albo pędzi do przodu, zwalczając kolejnych wrogów i wpada w zadyszkę, albo się zatrzymuje i zderza z własnym ogonem, nadmiernie rozpędzonym przez pogoń, niezbędną jednak dla przetrwania.
Emmanuel Macron znakomicie odsłonił ten mechanizm swoim postępowaniem, atakując polską dobrą zmianę argumentami dobrozmieńców. Wedle niego polscy imigranci zagrażają rynkom pracy w Unii i dlatego trzeba wprowadzać regulacje, które temu zapobiegną. No i dogaduje się z Międzymorzanami, do których taka argumentacja trafia.

Każdy stoi tak, jak się ustawił. Kiedy więc stanął na głowie, ogląda antyrzeczywistość.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Konsumpcja

By zdobyć pogląd niezłomny
Na cnotę i na występek
W kałuży grzechów ogromnej
Nurzaliśmy się po pępek [Boy]
Matyas Rakosi, węgierski odpowiednik Bieruta ujawnił tzw. taktykę salami, pozwalającą komunistom po kawałku zawładnąć przypisanymi im w Jałcie państwami późniejszych demoludów. Wyglądało to tak:
  1. Gorliwe potwierdzenie konstytucyjnego ustroju przejmowanego państwa.
  2. Przejmowanie lub rozbijanie jego struktur administracyjnych, sądów, prokuratury.
  3. Infiltracja policji i wojska poprzez obsadzanie tam stanowisk wedle politycznego klucza.
  4. Czystki w jednostkach podległych państwu, podejmowane wedle niedookreślonych zasad.
  5. Zmasowane akcje propagandowe przeciwko rywalom do władzy, prowadzone przez wszystkie rodzaje dostępnych publikatorów.
  6. Dzielenie nieprzychylnych grup społecznych.
  7. Neutralizowanie innych partii poprzez zastraszanie ich członków i wchłanianie całych formacji.
Jeżeli tu nie ma analogii ze znaną nam rzeczywistością, to naśladownictwa w ogóle nie istnieją w rozpoznawalnym świecie.
Jakoś tak jest, że język symboli staje się dla człowieka zrozumiały jedynie pod wpływem hipnozy. Pozwala w tym stanie na porozumiewanie się osób, które normalnie by się nie mogły obejść bez tłumacza. Wystarczy, że pochodzą z podobnego środowiska przyrodniczego, gdzie na przykład słońce oznacza światło i ciepło, a nie przeraża żarem.
Komuniści chcieli zawładnąć światem, musieli czasem mówić otwartym tekstem. Nie pojmowali tego sekretarze, awansowani do swych godności od analfabetów. Dlatego nie byli w stanie docenić szczerości Rakosiego. Usunęli go za oczywisty ich zdaniem deficyt intelektualny. Przegrali. Okazało się bowiem, że to oni sami cierpieli od niedostatku wiedzy.
Zdarzenia zaś z naszego podwórka potwierdzają fakt, że ideologia musi powodować autohipnozę u swoich wyznawców. Międzymorze natomiast byłoby przyrodniczo bliższe Francji, niż Polsce. Chyba że międzymorskie deficyty są mniej dolegliwe.

sobota, 26 sierpnia 2017

Chimery

Kiedy jesteśmy bezczynni, śpimy na przykład, nasza myśl jest całkowicie uwolniona od czasu i przestrzeni. W czasie aktywności przeciwnie, umysł jest zajęty reagowaniem na wyzwania rzeczywistości. Jeżeli los nam sprzyja, sny słabną. Kiedy mamy do czynienia z przeciwnościami, mogą przybierać monstrualną postać. Tak mniej więcej Erich Fromm tłumaczy różnicę między aktywnością umysłu w nieświadomości i świadomości.
Rzecz nieźle tłumaczy naszą polityczną teraźniejszość. Przede wszystkim to, co nazywamy kłamstwem wyborczym. Opozycyjni politycy, praktycznie pozostający w stanie bezczynności prezentują publice swe marzenia, ubarwiając je wedle oczekiwań elektoratu. Jak rzeczony autor pisze, na przykład las jest inaczej postrzegany przez malarza, przemysłowca, oficera, turystę. Pierwszy tam widzi feerię barw i kształtów, drugi drewno na meble, trzeci przeszkodę terenową i okazję do maskowania, czwarty przyrodę. Trzeba więc wymarzony obraz państwa dostosować do oczekiwań wyborców i można oczekiwać wygranej.
To dopiero początek analogii. Kiedy się wygrało wybory, przechodzi się do czynu. I wtedy się zaczynają schody. Zwycięzca musi stawić czoło rzeczywistości i zarówno czas jak i przestrzeń stają się najważniejsze. Kiedy się je odrzuca, zaczyna się bujać w obłokach, a stąd już krótka droga na śmietnik historii dla władców. Zwłaszcza że przeciwności powstające wskutek odrealnienia nasilają intensywność marzeń, co napędza kolejnych kłopotów. Dlatego premier musi mieć rzeczywistą a nie pozorną władzę i rozwiązywać problemy prawdziwe, osadzone w czasie i przestrzeni, a nie wydumane na “tylnym fotelu”.
I tu meritum narracji. Zdaniem Fromma możliwy też jest stan pośredni. Można marzyć na jawie. Rzecz to szczególnie groźna dla polityka u władzy, który formalnie swoje prerogatywy scedował na podwładnych. Pozostał więc w stanie bezczynności, podatnym na marzenia, wolnym od czasu i przestrzeni. Wtedy też nominalny premier nie bardzo się może dostosować do prawdziwych wyzwań, bo nie pozwala na to odrealniony szef. Jeżeli państwo ma wypracowane przez poprzedników rezerwy a świat wkracza w fazę wzrostu, można tak trwać jakiś czas względnie bezpiecznie. Kiedy się jednak zdarzy jakiś problem, krach jest gotowy.
Trudno zaprzeczyć, że wskutek oderwania władzy od czasu i przestrzeni Polska się znalazła poza powiązaniami, zabezpieczającymi nie tylko naszą gospodarkę (strefa euro) ale i granice. Prezydent Macron przeciągnął na stronę Unii państwa “naszego” Międzymorza, tak że już tylko wespół ze śródlądowymi Węgrami tworzymy jego eurosceptyczną resztkę. Bratankowie zapewnili sobie jednak przyjaźń, pomoc i przykład Moskwy. My zaś pozostaliśmy jedynie przy moskiewskim przykładzie. Efekty więc marzeń naszego kierownictwa o środkowoeuropejskiej potędze konsumuje Rosja, nie dając nam w zamian nic. Gorzej, odstręcza to od nas naszych sojuszników.

Marzenia są zawsze kosztowne, ale dlaczego trzeba płacić za cudze sny na jawie?

piątek, 25 sierpnia 2017

Wiekopomni

Lech Wałęsa będzie miał pewnie formalny zarzut zaprzeczania oskarżeniom, jakie na niego nakładają głosiciele rzekomo niechlubnej przeszłości byłego prezydenta, która jakoby wyklucza jego zasługi w dziele obalania komunizmu. Przecież przeważająca większość skłonnych do oskarżeń besserwisserów trwa w przekonaniu, że komuna dotąd nie została obalona, czego dowodem ma być liczna frekwencja funkcjonariuszów dawnego systemu w życiu publicznym.
Tymczasem przywódca legendarnej “Solidarności” nie tylko jest noblistą, ale obok Jana Pawła II i Józefa Piłsudskiego oraz… Gomułki jest wymieniony w “Małym oksfordzkim słowniku świata w XX wieku” [Puls. Londyn. 1992]. O pretendentach zaś do jego sławy nie ma tam najmniejszej wzmianki. Mimo oświadczenia Janusza Śniadka, że to Lech Kaczyński jest symbolem “Solidarności”, a nie Lech Wałęsa. Wydaje się, że poprawiacze przeszłości również się znajdą w annałach, ale XXI wieku i w zupełnie innej kategorii wyjątkowości.
Los Wałęsy został już przesądzony przez głosicieli ideologii. – Tak jak królów ścinano, tak samo Wałęsę trzeba ukarać – powiada najgłośniejszy z nich. Niebawem więc zaistnieje chyba konieczność ułaskawienia byłego prezydenta przez obecnego. Wszystko w trosce o dobro Polski, której wizerunku nic bardziej nie może zdemolować, jak ochotnicze wyrzeczenie się przez nasze państwo dorobku “Solidarności”, jej zasług dla świata i zastąpienie ich mitem o przetrwaniu komuny, którą dopiero teraz, już, już niebawem zwalczy PiS. Zaraz po tym jak wzniesie smoleńskie pomniki.
Zacietrzewienie zawsze zdumiewa i zawsze jest komiczne.

czwartek, 24 sierpnia 2017

Erasmus

Faszyści głosili potęgę czynu jednolitych rasowo mas, owładniętych zbiorowym duchem, którego emanacją była wola wodza. Komuniści zaś uważali proletariat za zbiorowego dyktatora, właściciela wszystkich dóbr materialnych, stojącego ponad prawem. Wydaje się, że nasi władcy wykorzystali oba te mity jako tworzywo swojej ideologii, która  ma im przewodzić w sprawowaniu władzy.
Tak czy owak to jednostka ma być podporządkowana zbiorowości, która zadba o jej potrzeby lub uszczupli możliwości, gdyby ich miała za wiele. Wszystko zgodnie z zasadami równości. Aliści nie wobec prawa. Tutaj wódz je stanowi i on jest zawsze z nim zgodny, cokolwiek zrobi. Prawo więc jest dość labilne i nie da się wszystkich zrównać wobec niego.
Rzecz stoi w jaskrawej sprzeczności z tym, co się w historii okazało prawdziwe. Przede wszystkim więc dominacja zbiorowości nad jednostką jest w kolizji nie tylko z konstatacją humanizmu, stawiającego rozwój i dobro człowieka ponad społeczeństwem czy ludzkością w ogóle, ale także staje wbrew chrześcijaństwu, wedle którego Jezus zbawił człowieka, nie ludzkość [Bocheński]. W wyniku tego nie ludzkość będzie żyć wiecznie, a tylko niektórzy jej przedstawiciele.
Rola zaś wodza, którego wola ma być bodźcem dla czynu przeczy wszelkiej  indywidualnej aktywności obywateli. Ideologia bowiem, kierująca polityką rości sobie wyłączne prawo do nieomylności. Znowu z chrześcijańskiego punktu widzenia jest to bluźnierstwo [Bocheński]. Z ludzkiego zaś jest sprzeczne z konstatacją, że “myślę, więc jestem”. Nie myśli ktoś, posługujący się protezą rozumu.
Wszystko zatem czego obecnie doświadczamy w polityce władz pochodzi nie tylko z zatrutego drzewa, ale jest sprzeczne z wiarą, na którą się powołują nasi ideolodzy. Nade wszystko zaś stoi w opozycji do zdrowego rozsądku, co jest największym i rzeczywistym grzechem każdego polityka.

Komizm zaś zawsze wynika ze sprzeczności. Kiedy ich głosiciel zdradza oznaki namaszczenia w wypowiadaniu doznanych rzekomo objawień, śmieszność osiąga apogeum. No i mamy co mamy.

środa, 23 sierpnia 2017

Korzyść

Bełkot to mowa bez sensu [Bocheński]. Polega na używaniu określeń, których nikt nie rozumie albo na zmianie znaczenia wyrazów, stosowanych w przekazie. Znajdujemy tu znakomitą ocenę nowomowy, tak obecnie chętnie stosowanej.
Kiedy więc wojewoda przez godzinę z kartki wylicza co robił on i jego służby w czasie, kiedy wicher wedle jego wcześniejszego wywiadu doprowadził jedynie do sytuacji, w której trzeba było zgrabić liście ze ścieżek rowerowych, nie mieliśmy do czynienia z wyczerpaniem definicji podanej przez ojca Bocheńskiego?
Minister, który marszałka województwa nawoływał do pracy, kiedy sam się trudził czymś zgoła innym, zupełnie nie przeinaczał składając na samorząd winę za opóźnienie przyznania rządowej pomocy poszkodowanym przez wichurę. Także kiedy “totalnej opozycji” przypisał krytykę, jaką wobec niego wyrazili związkowcy za pracochłonne, bo ręczne kierowanie ich służbą. Jeżeli jednak nie “ściemniał”, to co robił?
Ba, nawoływanie do wprowadzenia zakazu sprzedaży w niedzielę budzi wątpliwości tego samego rodzaju. Bo jeżeli mają być zamykane supermarkety, a nie stacje benzynowe, małe sklepy, szpitale, dworce kolejowe, zatrzymywane taksówki i policja oraz wojsko nie będą na weekend odsyłane do domu, to w żądaniach wdrożenia programu “Niedziela +” jawi się jakaś niepokojąca luka merytoryczna.
A przecież by wystarczyła krótka notka, że żywioł uderzył w piątek, władze wykorzystały sobotę i niedzielę na czas bliskości rodzinnej i dopiero w poniedziałek mogły się zająć organizacją tego, co wdrożyły później.
Podobno obraz komunikuje więcej niż tysiąc słów. Czasem jednak nie wystarczą zdjęcia trzymających władzę dygnitarzy w narodowych pelerynach, by zrozumieć, jak każdy sam sobie powinien radzić w czasie weekendu, przeznaczonym na zażywanie rodzinnej lub koleżeńskiej bliskości.
Dzięki jednak takiemu  splotowi wydarzeń jest jasne, że definicji podanej przez ojca Bocheńskiego nie da się podważyć.
Nie ma więc niczego tak złego, aby jakoś nie wyszło na dobre.

wtorek, 22 sierpnia 2017

Konwencjonaliści

My o jedno tylko modły
Szlemy k niebu z naszej chaty:
By nam buty śmierdzieć mogły,
Jak śmierdziały przed stu laty! [Tetmajer]
Postęp. Słowo odmieniane wszędzie i przez wszystkich, także głosicieli wstecznictwa. Tym spędza sen z oczu. Przeciwstawiają mu tradycję, jako święte dziedzictwo przodków, tożsamość i co tam jeszcze. Niemniej doświadcza go cały świat. W wielu dziedzinach. Rozwija się przyroda, cywilizacja, technika, nauki. Tylko sztuka jakby pozostaje w miejscu. Także moralność.
Z tą ostatnią jest jeszcze gorzej. Środki techniczne dostarczają coraz to większych możliwości szerzenia zła. Szczęśliwie także dobra. Tyle tylko, że upadają odwieczne autorytety bezgrzeszności. Także za sprawą bulwersujących doniesień, teraz dostępnych powszechnie, nie tylko dla wtajemniczonych.
W wyniku tego triumfy święci relatywizm. “Przemoc w rodzinie jest pojęciem fałszywym” – przekonuje jeden z członków najnowszych elit politycznego intelektu. Bicie więc żony ma służyć cementowaniu rodziny poprzez rozładowanie napięć. Istotą przecież paternalizmu jest właśnie fizyczna odpowiedzialność krewnych wobec głowy rodziny.
Świat jest bowiem zarządzany przemocą. Kiedyś więc jednodniowa egzekucja czterech tysięcy uparcie pogańskich Sasów w Verdun, zaordynowana przez Karola Wielkiego była sposobem wdrażania chrześcijaństwa. Była też podziwianym przez świat wyczynem organizacyjnym. Teraz jedna bomba w sekundzie zabija ponad setkę tysięcy ludzi, w rezultacie czego pada zbrodniczy reżim i to jest jedyne kryterium oceny zdarzenia.
Czy zatem postęp dotyczy również moralności? Sztuki? Można wątpić. Zło bowiem jest stymulatorem dobra. Motorem postępu. Nie da się zatem go wyeliminować, chyba że się skażemy na wszystkie skutki zastoju. Czyli na przemoc natury. Sztuka zaś jest tak subiektywna, że nie można jej nijak oceniać.
Na postęp więc jesteśmy skazani, ale moralność poprawiamy uciekając do przodu, czyli stosując niewielką, ale powszechną przemoc. Państwową, ale formalnie niemoralną wielce. Dlatego też najbardziej namaszczeni moraliści optują za karą śmierci, biciem żon i dzieci. To bowiem radykalnie usuwa sprawców ich dyskomfortu, jest zatem moralne. Dlatego protestują przeciwko “Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”.

Szukamy więc postępu, czy tylko lepszych zabawek?

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Osobistości

Wszyscy najeźdźcy zawsze się starali zlikwidować polskie elity. Mają więc one za sobą zsyłki na Sybir, wypędzenia i obozy drugiej wojny światowej, późniejszą emigrację i pauperyzację czasu komuny. Za każdym też razem odtwarzały się w kształcie dostosowanym do realiów, wielokrotnie powielając proces, który Zachód przeszedł w XIX wieku. Wtedy to arystokraci zaczęli się dzielić swoją wiodącą pozycją z przedstawicielami burżuazji, potem również koryfeuszami sztuki i naukowcami. Cały ten proces został zapoczątkowany przez postęp cywilizacyjny, który nie znosi sztucznych ograniczeń.
W rezultacie nie można już statusu członka elity osiągnąć w wyniku urodzenia, przynależności do grupy społecznej, nawet wykształcenia. Trzeba się wykazać cechami, które są godne naśladowania. Dlatego właśnie tak ważne jest dla każdej społeczności posiadanie elit. Bez nich pozostają one bez wzorców, stają się podatne na manipulacje, tracą tożsamość. Dlatego właśnie każdej próbie odebrania Polakom wolności towarzyszyła wojna z establishmentem.
Celował w niej carat, mistrz w kreowaniu światowych spisków, grożących rzekomo bożemu ludowi świętej Rosji. Dzięki niemu populizm zyskał bardzo skuteczny sposób na oddzielenie elit od społeczeństwa. Oskarżał je o spisek przeciwko narodowi, któremu jakoby odbierają tożsamość, bo że są z natury kosmopolityczne, łatwo podobno porzucają pryncypia przodków.    
Stąd też mamy obecną wojnę z elitami. Aliści zawsze w takim wypadku powstaje kłopot z substytutem. Zaborcy albo próbowali przekonać do siebie rodzimą społeczność kierowniczą, albo przysyłali swoich dygnitarzy. Z obecną władzą, która również podjęła wojnę z establishmentem jest dużo gorzej. Nie ma czym przekupić tych, których nie tylko odsądza od czci i wiary, ale również lży. Musi więc prezentować zamienniki, a tu…
Jako się rzekło, społeczeństwo nie może funkcjonować bez elit. Tych się nie da stworzyć z ludzi zniewolonych, reagujących histerycznie, nieprzewidywalnych. Bez establishmentu się jednak nie daje długo rządzić.  

Fatalnie to rokuje dla formacji u władzy.

niedziela, 20 sierpnia 2017

Unikat

Mamy już przedsmak tego, co czeka naszą gospodarkę. Bokami robią spółki skarbu państwa, zarządzane w najlepszym razie przez kancelistki zwolnione z wysokich urzędów. KGHM, który osiągał wielomiliardowe zyski w czasie, o którym pani premier monotonnie mówi jak najgorzej, w ubiegłym roku odnotował stratę o wysokości 4,4 miliarda złotych.
Dodatkowym obciążeniem staje się dla państwowych przedsiębiorstw “repolonizacja”. Ze swoich zysków muszą wygospodarować środki na wykup udziałów w firmach zagranicznych. Po obsadzeniu ich “śwagrami” niezawodnie doświadczą takiego samego losu, co ich państwowi właściciele.
Do tego dochodzi kampania ostracyzmu, kierowana przeciwko przedsiębiorstwom zagranicznym. Kiedy by i one musiały ograniczyć działalność z powodu braku nabywców, straciłyby w nich pracę rzesze zatrudnionych tam Polaków. Alternatywą głodu staje się wtedy dla nich emigracja, czego podobno PiS chce unikać.
Radosny zapał w zwalczaniu wszelkich pozorów racjonalności budzi zastrzeżenia nawet “prawicowych” publicystów. Na razie  dotyczy to tylko TVP, gdzie w radosnym zapala zwalnia się pracowników wiernych “dobrej zmianie”, bo próbują zachować jakieś pozory w serwowaniu propagandy. Zagrożeń dla gospodarki jednak z powodu nepotyzmu nie dostrzegają, bo to trywialny problem. Uważają może, iż rozwiąże go jakaś nowa odmiana centralnego planowania.

Jedno więc, czego naszym obecnym władcom nie można odmówić, to konsekwencji i skuteczności we wdrażaniu ideologii tkm. Czyli nie wszystko jest złe w środowisku dobrozmieńców. Tyle że regułę potwierdzają właśnie wyjątki.

sobota, 19 sierpnia 2017

Cel

Wedle skrajnych zapatrywań z jednej strony państwo ma prawo do regulowania wszystkiego i wszystkim obywatelom, z drugiej zaś mu do wszelkich unormowań zasię. Cały zaś środek tak ograniczonej przestrzeni jest do dyspozycji polityków i tu się rozgrywa ich potyczka, sprowadzająca się do tego, co i komu załatwią. Dokładnie, kto skorzysta na ich przepisach. Materialnie lub emocjonalnie. Bo kiedy sąsiadowi coś odbiorą, radość otoczenia z jego straty też stanowi jakąś wartość.
Współczesny dobrobyt się zaczął od drobnych ulepszeń gospodarowania połączonych z rozpadem tradycyjnych wspólnot wiejskich i rzemieślniczych. Wszystko razem spowodowało rozwój wytwórczości, komunikacji i handlu, uwalniając rynek najpierw od granic dyktowanych wydolnością zwierząt pociągowych, potem od zakreślanych przez państwo. Z tego wynika, że warunkiem pomyślności jest ochrona rynku przed monopolami, pieniądza przed spekulantami, infrastruktury przed degradacją, obywateli przed przestępcami. To właśnie podstawowe obowiązki państwa, które w zamian powinno być przez obywateli chronione przed jego utratą.
I to by było wszystko. Politycy się powinni spierać o to, jak najlepiej dostosować możliwości państwa do stawianych mu wymagań. I to powinno być przedmiotem obrad parlamentu, a nie jakieś dywagacje o to, komu i ile dopłacać do zarobków, kiedy w dodatku wiadomo, że chodzi o zdobycie przychylności grup społecznych, które w swoim czasie nie wykorzystały oferowanych im szans. Szczególnie tych, którzy nie posiedli zawodu lub nadmiernie się skoncentrowali na  najprostszym, bo chemicznym doprowadzaniu się do stanu szczęśliwości.
Na tym tle wszelkie dywagacje o państwie narodowym, socjalnym, ideologicznym i jakim tam jeszcze tracą sens. To zawracanie głowy i kierowanie energii społecznej na manowce. Istotą bowiem polityki jest zapewnienie obywatelom najlepszych warunków do zadbania o własny byt. Kiedy się ich ogranicza niepotrzebnymi regulacjami, działa się na ich niekorzyść.
Dlatego absurdalne są zarzuty kierowane do opozycji za brak programu i głoszenie jedynego postulatu: odsunąć PiS od władzy. PiS jest partią oportunistów głoszących stale modyfikowaną ideologię. Jego głównym osiągnięciem jest odebranie obywatelom podmiotowości poprzez szczegółowe regulacje. W rezultacie w ciągu jednego pokolenia kaczyści z antykomunistów przeobrazili się w głosicieli dyktatury proletariatu, podważających wolny rynek, państwową autarkię i skłócający Polskę ze wszystkimi sąsiadami.

Jedyny więc program jaki w tych warunkach można PiS-owi przeciwstawić, to odebranie mu państwa, aby je oddać obywatelom, którym ma służyć w tak samo, jak ludom wiodącym w dziedzinie cywilizacji i kultury. Nic więcej.

piątek, 18 sierpnia 2017

Metafizyka

Kto, kogo i w czym słucha? Autorytetów oczywiście. Wedle ojca Bocheńskiego są ich dwa rodzaje: znawcy i przełożonego.
Z wiedzy eksperta wynika konieczność przyznania mu racji i każdy rozsądny człowiek mu wierzy. Aliści kiedy znawca na przykład ważek wielkoskrzydłych (nie wiem czy istnieją, nie znam się na tym) zaczyna nakazywać fachowcom najwłaściwsze jego zdaniem sposoby tworzeniu budżetu państwa, zalecałbym powściągliwość w postępowaniu za jego nakazami. Przełożony zaś może ukarać nieposłusznego pracownika lub powołać się  na wspólnotę celów, jednoczących go z podwładnym. W tym wypadku również istnieje domniemanie, że szef zawdzięcza swój status większej jednak wiedzy i nie unika odpowiedzialności za skutki swoich decyzji.
Wedle dyrektora Lasów Państwowych wicher zniszczył jednorazowo w Rytlu najwięcej drzew w historii nie tylko polskiego, ale i europejskiego leśnictwa. Czym się zatem kierowali szefowie naszej nawy państwowej, kiedy ponad pół tygodnia czekali z wdrożeniem państwowej pomocy dla ludzi odciętych od świata powalonymi pniami? Przecież wiedzieli, że trzeba działać szybko, bo opieszałość wytykali poprzednikom, którzy na uruchomienie środków potrzebowali “aż” kilka godzin. Jaki autorytet  zadecydował o mitygujących gorliwość podwładnych wypowiedziach ministra, który zresztą po chwili sam potrzebował ratunku, kiedy mu ugrzązł samochód?
Wydaje się oczywiste, że autorytet przywódcy powinien zadziałać karząco w obliczu nieudolnie prowadzonej pomocy dla ludzi poszkodowanych przez żywioł. Przy okazji wyjdzie na jaw, kto nim jest. Istnieje wiele przesłanek, że nie wchodzą tu w grę osoby w tym kontekście wymienione w Konstytucji. Jeżeli więc mamy nieformalny ośrodek władzy w Polsce, powinien się teraz ujawnić. W przeciwnym wypadku będą uprawnione zarzuty, że państwo mamy teoretyczne.
Bo zarówno zwłoka w działaniu państwa, jak i organizacyjny paraliż jego późniejszych poczynań muszą być ocenione i ktoś powinien odpowiedzieć za bezczynność. Kiedy ma się władzę, ma się również odpowiedzialność. W przeciwnym wypadku by się dysponowało wolnością absolutną, a ta jest zastrzeżona tylko dla Absolutu.

To jak to właściwie u nas jest?

czwartek, 17 sierpnia 2017

Kwantyfikacja

Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju! [Kisiel].
Socjalizm to formacja polityczno ekonomiczna lub jak kto woli ustrój, wymyślony jako odpowiedź na to, co za Marksem nazywano kapitalizmem, a co było odwiecznym mechanizmem samoregulacji wolnych społeczeństw. Ściśle też pasuje do wschodniego modelu państwa, w którym wszystkim zarządza satrapa, stroniąc jednakowoż od wtrącania się do funkcjonowania rynku, we własnym zresztą interesie.
Od kapitalizmu socjalizm odróżnia się tym głównie, że przedsiębiorców zastąpił urzędnikami. Ich więc łaska decyduje o zarobkach “ludu pracującego miast i wsi”, a nie wysiłek głów i rąk “siły najemnej”. Skutkiem tego jest organiczna niewydolność ekonomii państw, które sobie wprowadziły ów ustrój nie posiadając dostatecznie silnej gospodarki, zdolnej pokryć skutki marnotrawstwa i redystrybucji dóbr.
Kiedy się na to wszystko jeszcze nałożyła dyktatura proletariatu, czyli eufemizm maskujący wschodnią satrapię w nowym wydaniu, pojawił się komplet nieszczęść, jakie mogą utrapić społeczeństwo. Kapitalistyczną bowiem konkurencję samorzutnie wtedy zastępuje współzawodnictwo czynowników w serwilizmie wobec władcy i w gorliwości w odgadywaniu jego zamysłów. Szaleństwo osiąga szczyty.
Kiedy od niedawna socjalistyczne państwo ma jeszcze jakieś rezerwy i sytuacja międzynarodowa nie jest zła, trwa stan zawieszenia. Dyktator ma co rozdawać, czynownicy starają się tylko głośniej od kolegów bić przed swoim odpowiednikiem wezyra czołem o podłogę. Kiedy się jednak rezerwy kończą lub zagranica zaczyna się niecierpliwić, wódz szarpie cuglami ze szkodą dla totumfackich. Ci muszą wtedy ze swego grona eliminować zbędny element.
Zdaje się, że właśnie tego doświadczamy. Newsweek wylicza nawet ofiary tego procesu. Jeżeli temu towarzyszy wzrost liczby namaszczonych enuncjacji władzy, mamy koniec etapu, który niegdyś nazywano gierkowskim. Wtedy jednak nastąpił on po piętnastoletnim panowaniu zastoju. Teraz więc byśmy mieli znaczne przyspieszenie.
Aliści i to nie jest niczym dziwnym. Wszechświat się oto rozszerza, w konsekwencji czas zwalnia i znowu PiS umożliwia wyliczenie jego przyspieszenia, pokazując, że po czterdziestu latach półtora roku zastępuje piętnastolatkę.
A mówi się, że nienawidzą nauki za jej obiektywizm.

środa, 16 sierpnia 2017

Tarcie

...kozacka wolność,  powstańcza dzicz, ideał – Dumenko, niezagojona rana – że trzeba podporządkować się organizacji, śmiertelna nienawiść do arystokracji, do popów i przede wszystkim do inteligencji... [Izaak Babel. Armia konna]
Aby najbliżej dojść do prawdy, trzeba się wyzbyć wszelkich uprzedzeń. Także poglądów, nakazów mody, obowiązujących tendencji filozoficznych. Więcej, trzeba się oderwać od bieżącej polityki, ekonomii, nastrojów społecznych. Również od światopoglądu, który jako niedowodliwy [J. Bocheński] nie może być obiektywny. Nie można zatem wierzyć politykom, bo są pełni uprzedzeń. Można tylko oceniać stopień ich szkodliwości dla sytuacji materialnej i komfortu psychicznego poszczególnych wyborców. Są natomiast niezbędni, bo ktoś musi rządzić państwem.
W tej sytuacji wymyślono apolityczność sądownictwa, służby cywilnej, policji i nade wszystko armii. Zwłaszcza wojsko nie może się kierować mitami, bo to może osłabić jego orientację w rzeczywistości, czyli postawić je w gorszej pozycji wobec ewentualnego przeciwnika. Nie można też żołnierzy powierzać politykom owładniętym ideologią, żeby nie powiedzieć obsesjami. Łatwo czynią z armii poligon dla swoich własnych wyobrażeń, które mogą mieć mało wspólnego z optymalnymi potrzebami bezpieczeństwa, chyba że powierzono ją geniuszowi.
W tej sytuacji rozgrywki, których znakiem są generalskie nominacje muszą bulwersować. Sądownictwo jest już oddane politykom, służba cywilna nie istnieje, policję ubierają w anielskie skrzydła lub zatrudniają do wycinania konfetti. Teraz się jeszcze wojsko staje poligonem sporów. Wszystko zaś nabiera szczególnego znaczenia wobec ukrywania przed wyborcami w kampanii wyborczej rzeczywistych intencji w sprawie przygotowywanego składu kierownictwa MON-u.
Jako się rzekło miałoby to może jakiś sens, gdyby wszystko rozstrzygał uniwersalny geniusz. Jeżeli jednak znakiem mądrości ma być umiejętność formułowania piętrowych inwektyw, to jesteśmy tam, gdzie w kiepskich kryminalnych serialach wedle własnych słów są w momentach rozterki panienki, naśladujące amerykańskie twardzielki. Szczególnie kiedy biegną za wystraszonymi bandytami, zabawnie “rupcią duszając”.  

I można by się śmiać z absurdalnej rzeczywistości, gdyby nie świadomość, że najważniejsze sprawy w państwie są w rękach ludzi hołdujących zasadom wynikającym z ideologii, którą oni sami uważają za absurdalną.

wtorek, 15 sierpnia 2017

Kto?

Co było pierwsze, jajko czy kura? Idźmy dalej, co było najpierw, myśl czy byt? Ba, materia, czy energia? Informacja wreszcie, czy jej nadawca? W polityce zaś polskiej PiS, czy anty-PiS zainicjował przemysł nienawiści?
Anty-PiS zwraca uwagę na to, że osławioną “wojnę na górze” rozpoczęło środowisko polityczne Lecha Wałęsy inspirowane przez Jarosława Kaczyńskiego. Więcej, premier Hanna Suchocka nie przyjęła Porozumienia Centrum do swego rządu, chociaż jego szef kontestował gabinet Jana Olszewskiego, w którym jednakowoż PC miało swoich ministrów.
Tyle tylko, że pani Suchocka nie była bezstronna w rzeczonym sporze. Była wyrazicielką środowiska, które ukuło określenie “oszołomy” dla nazwania tych wszystkich, którzy po 1989 roku chcieli komunistom zafundować taką samą demokrację, jaką ci uczęstowali swoich oponentów. Nade wszystko zaś chcieli odebrać nomenklaturowcom te prawa, które im pozwalały na zachowanie owoców ich poprzedniego uprzywilejowania. Tak więc barwnie czasem opisywana kłótliwość Kaczyńskiego miała też swoje powody.
Trzeba również stwierdzić, że Jarosław Kaczyński przejął z czasem hasła formacji, którą reprezentowała Hanna Suchocka i Jan Olszewski, wreszcie też i Leszek Miller, który tymczasem wyrósł na protagonistę postkomunistów. Wszyscy oni przedtem reprezentowali poglądy kontestowane przez PC, partię poprzedzającą PiS. Także osławiona zdrada okrągłostołowa jakoś ciąży na przeszłości dzisiejszych jej przeciwników.
Bezsporne jest również, że przypisanie oponentom zdradzieckich mord, co przez PiS-owskiego arbitra językowej elegancji zostało uznane za umiarkowane i w pełni dopuszczalne, wyznaczyło kolejną granicę standardu metafor, dopuszczalnych w politycznej dyspucie.  Przynajmniej wobec zwolenników PiS-u.
Nie jest jednak możliwy wybuch emocji w populacji pozostającej w duchowej równowadze. Nasze społeczeństwo od trzydziestu lat bez mała jest targane obawą o przyszłość. Najpierw była to realna możliwość powrotu komuny, potem ryzyko pozostawienia  nas przez Unię własnemu losowi z powodu nędzy, w jakiej nas pozostawił real-socjalizm, teraz wreszcie przed wypchnięciem Polski z UE przez nawiedzonych populistów, którzy najwyraźniej stracili umiar w swoich poczynaniach. To wszystko stworzyło warunki do zapoczątkowania i funkcjonowania potem “przemysłu nienawiści”.
Bo materia i energia wespół legły u początku Wszechświata i zawsze mu towarzyszą. Bo świadomość i byt od zawsze funkcjonowały równolegle. Bo informacja przenosiła prawa natury na kolejne etapy naszego istnienia towarzysząc mu od zawsze. Wreszcie bo wszyscy tam byli, kiedy tworzono polską demokrację końca XX wieku. Jajko więc i kura mają wspólny początek.

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Reguła

Istotą rozumowania jest dążenie do pewności. Dochodzi się do niej wykazując błędy w argumentacji. Można się tu oprzeć zarówno na zasadach logiki, jak i na faktach z przeszłości. Pewne bowiem jest to, co się zawsze sprawdza. Do jakiegoś stopnia więc także to, co akceptowalne. Aliści zawsze otwarta dyskusja, zapewniająca równoprawność stron jest sposobem na najkrótsze dochodzenie do prawdy.
Wielki Mur w Chinach nie ustrzegł Państwa Środka przed imigrantami z głębi Azji, podobnie jak Żmijowe Wały nie zabezpieczyły Rusi Kijowskiej przez Pieczyngami. Dłuższe chyba od obu tych budowli Wały Śląskie również się okazały nieprzydatne, jeżeli miały chronić  zachodnie granice Ziemi Lubuskiej  i Dolnego Śląska. Ruchy mas ludzkich nie cofają się przed przeszkodami. Nie ma więc wielkiego sensu w zapobieganiu migracjom, nie tylko poprzez pobudzanie ksenofobii, ale nawet poprzez budowę murów granicznych.
Imigranci natomiast przynoszą ze sobą nowe idee, doświadczenia, pozwalające tubylcom na łatwiejsze dochodzenie do prawdy. W tym się właśnie kryje tajemnica cywilizacyjnego sukcesu Zachodu i jego przewaga nad ksenofobicznym, w dodatku stale chorym na imperializm Wschodem. On bowiem, nie zaznawszy nigdy demokracji łatwo ulega ambicjom satrapów, którzy miejsce w historii starają się sobie wymościć dodatkowymi zdobyczami terytorialnymi.
Leżymy na styku kultur. Stąd u nas w części społeczeństwa ma takie wzięcie antyokcydentalizm. Stoi w opozycji do liberalizmu, który się wyrzeka imperialnych ambicji, jego zwolennicy kpią nawet z nęcącego wielce przewodzenia Międzymorzu, preferując gnuśny dobrobyt w zamian za tolerowanie mniejszości religijnych, etnicznych, czy nawet obyczajowych. Dlatego też mamy stosunkowo stały odsetek ludzi skłonnych popierać partie obiecujące imperialną wielkość nawet kosztem rozwoju.
Tyle tylko, że obdarty imperialista może liczyć na posłuch u jeszcze większych łapserdaków. Wyłącznie. Inni się bowiem już dochrapali pewności, że otwartość jest niezbędnym warunkiem dobrobytu i nie dadzą się wepchnąć w zależność od nędzarza.
Mamy więc nie akceptowalny stan, w którym położenie na styku kultur nie owocuje jak wszędzie gwałtownym rozwojem, ale otorbieniem. Ponieważ jednak taka sytuacja jest niepewna, historia bowiem jej przeczy, należy się jednak spodziewać powrotu na ścieżkę rozwoju, do normalności. Europejskiej. Zachodniej.
Przecież nic się nie zmieniło w zasadach wzrostu cywilizacji.

niedziela, 13 sierpnia 2017

Okazja

Świat jest taki, jak widać. Tworzy go to, co zaprząta uwagę, budzi emocje. Reszta jest tłem, zbyt odległym od uczuć aby mu poświęcać uwagę. To zaś, co budzi zainteresowanie również ma gradację, odpowiadającą wartości, jaką przedstawia dla obserwatora. Dlatego każdy stara się łączyć z ludźmi podobnymi do siebie, czyli zawsze mądrymi, uczciwymi. Nie można przecież długo przetrwać w środowisku odrażającym swoimi wadami.
Politycy więc chętnie tworzą obrazy rzeczywistości, która otacza wszystkich. Jedni powiadają, że nie jest źle, ale trzeba powoli dążyć do poprawienia tego czy owego, jeżeli oczywiście naprawdę tego zechcą wyborcy. Inni wykrzykują, że wszystko jest złe. Należy się im podporządkować, a oni przewrócą rzeczywistość do góry nogami. Naród wtedy dostrzeże prawdziwe proporcje swoich dotychczasowych wartości i przyjmie jedynie właściwe wzorce szczęścia.
Dawniej jedni ruszali z posad bryłę świata, inni przywracali należytą pozycję potomkom przodującej rasy. Zawsze chcieli panować nad światem. Teraz mamy dużo skromniejszy zasięg tego, co ma być piękne, mądre i dobre. Ma tym być duma Polaków. Newsweek zebrał zatem tezy podnoszone podczas comiesięcznych demonstracji. One bowiem muszą stanowić szczegóły drogi do ostatecznego dobra.
Dowiadujemy się zatem, że prawdą jest, iż to inni dzielą Polaków. Czyli zdradzieckie mordy przypisał adwersarzom szef jakiejś opozycyjnej partii. Nie mówiąc już o umieszczaniu ich tam gdzie ZOMO, pokazywaniu krwi na ich rękach, czy nazywaniu elementem animalnym. Prawdą też ma być, że Polacy w obronie swoich praw chcą likwidacji trójpodziału władzy w Polsce. O oczywistym mozole w kroczeniu do realizacji postulatów nie ma tu co wspominać.
Żałosne są też wielce autorytety drugiego sortu, którego wyraziciele posuwają się do wywijania białymi różami. Lech Wałęsa jest wedle reformatorów najlepszym tu przykładem degrengolady oponentów. Piękno zaś, do którego należy dążyć wyrazi się w pomnikach smoleńskich, które staną w historycznym centrum Warszawy, dając mu nareszcie słuszny wyraz.
Kiedy prawda ma być zgodna z naszą wiedzą, wtedy łatwo może  przyjąć postać tego, co najczęściej powtarzane. Aliści dopóki wolno, sami sobie możemy wybierać kryteria szczęścia. Korzystajmy zatem, póki jeszcze można.

sobota, 12 sierpnia 2017

Trójwartościowość

To co znamy, może być takie lub inne. Nieznane zaś ma dla nas równocześnie wszelką jakość. PiS tę oczywistą oczywistość zmodyfikował. Wedle tego co wie głosi, że stojący tam gdzie nie było ZOMO mogą przywracać ustrój, na którego straży stała MO. Patrioci też mogą osłabiać gotowość bojową wojska, lżyć własne państwo, dzielić rodaków na prawdziwych i posiadaczy zdradzieckich mord, nade wszystko zaś nie dawać wiary temu, że białe jest białe, a czarne czarne. Mogą bowiem być jednocześnie takie i takie. Formalnie więc wszystko jest w PiS-ie nieznane. Nie jest to zatem formacja, której zwolennicy są przesadnie przywiązani do tradycyjnej logiki. Stąd pewnie zabawne szarże, apostazje, pomyłki.
Jarosław Kaczyński powinien odejść z polityki, bo nie panuje nad emocjami – zauważył wreszcie Ryszard Bugaj. Wedle niego nie można też posadzić Lecha Kaczyńskiego na koniu księcia Poniatowskiego, był bowiem tylko fajnym człowiekiem, dlatego pomnik powinien mieć w osi ulicy, przy której chciałby go postawić brat. To już zasadnicza zmiana postawy naukowca, który jeszcze w 2009 roku uważał za błędne poczynania rządu Donalda Tuska, wprowadzającego oszczędności z powodu kryzysu. Bo zdaniem lewicowców bessę należy zwalczać rozrzutnością.
Kommiersant się od naszego ministra dowiedział, że obecnie nie potrzebujemy dodatkowych sił NATO. W ten sposób sobie zamknęliśmy drogę do rozszerzania liczby sojuszniczych formacji w Polsce. Przecież sami powiadamy, że wystarczy to, co osiągnęliśmy na warszawskim szczycie, a własciwie co załatwił rząd znienawidzonej PO.
Najbardziej jednak spektakularnie przedstawia się konflikt prezydenta z ministrem obrony. W stosunku do przedstawiciela BBN wszczęto procedurę sprawdzającą jego zdolność do korzystania z materiałów tajnych. Ponieważ to właśnie on kwalifikuje kandydatów do stopni generalskich, przyszłotygodniowe Święto Wojska Polskiego nie będzie połączone z nominacjami. W rezultacie nareszcie mamy mniej generałów przypadających na jednostkę wojskową, niż mają inne armie świata.
Wydaje się, że wszystko to ujawnia przyczynę przeciwskuteczności PiS-owskiej polityki. Ideologia wymusza na partii stosowanie trójwartościowej logiki, a ona implikuje ignorowanie faktów. PiS więc tkwi w peerelowskich realiach i im bardziej stara się być sobą, tym bardziej przegrywa. W wyniku tego sam musi zwalczać własnych zwolenników. Jak w tych warunkach wygrywać? Nie wiadomo.
Chociaż nie. Zwycięży po dziewięćdziesiątej szóstej miesięcznicy. Tak głosi preześny dekret. Dawniej było czterdzieści i cztery, teraz jest dziewięćdziesiąt i sześć. I bardzo dobrze. Ochrona comiesięcznych żałobników wymaga większej liczby funkcjonariuszów, także snajperów, niż bardzo podobno niebezpieczny Przystanek Woodstock.
Tylko co partia zrobi potem? Jak się obejdzie bez wroga?