Zbigniew Ziobro jest jednak w Budapeszcie. Nie stanie przed Sejmem, aby wykazać, że jest niewinny.
Zarzuty są zaś poważne, acz bezsensowne zdaniem byłego ministra. Główne to:
założenie i kierowanie grupą przestępczą;
niegospodarność w zarządzaniu środkami publicznymi;
nadużycie władzy, chociażby w dysponowaniu Funduszem Sprawiedliwości;
przetrzymywanie dokumentów, np. listu Prezesa, ostrzegającego Zbigniewa Ziobrę przed odpowiedzialnością;
W sumie jest 26 zarzutów. Może mu grozić wieloletnie więzienie. Zbigniew Ziobro obawia się przestępczej (sic!) prowokacji i zatrzymaniem go w areszcie, jak sam napisał w swoim wczorajszym oświadczeniu. Nie przyjedzie więc do Polski, mimo że miał już wykupiony bilet. Najprawdopodobniej więc postara się o azyl na Węgrzech.
Rzecz nie jest nowa. Na Węgrzech jest już na warunkach azylanta jego zastępca, za którym wydano międzynarodowy nakaz aresztowania. Sejm pozbawił już w tej samej sprawie immunitetu innych posłów Suwerennej Polski. Problem zatem jest przedyskutowany przez prawników.
Obrońca Ziobry mimo to stwierdził, że wniosek o pozbawienie immunitetu prezentuje zarzuty motywowane politycznie. Nie ma jego zdaniem dowodów nawet nadużycia władzy czy ukrywania dokumentów. Przede wszystkim zaś zarzut kierowania zorganizowaną grupą przestępczą jest absurdalny. Jego zdaniem z treści przepisu, przywołanego we wniosku wynika, że chodzi o zbrojną grupę przestępczą, co jest niedorzeczne. Zdaniem obrońcy zarzuty przedstawiał neo-prokurator w myśl poczynań koalicji 13 grudnia. Zbigniew Ziobro zaś miał prawo do postępowania, które jest mu zarzucane.
Rozliczenie postępuje. Nic dziwnego, że narasta agresja kaczystów. Nie mają atoli argumentów i muszą się uciekać do krzyków i przezwisk.
Dzisiaj Sejm rozstrzygnie komu przyznać rację, demagogom, czy ich adwersarzom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz