Administracja jest rozdęta. Pierwszą zapowiedzią każdej ekipy rządowej jest jej ograniczenie. Nie udało się żadnej. Szybko powróciła do pierwotnego stanu. Szczególnie tu nieudolne były rządy lewicowe. Bez różnicy czy pobożne, czy nie.
Myślenie urzędnicze odbiega od klasycznego. Oficjalista realizuje prawo i procedury. Jego osobiste poglądy, zwłaszcza zaś odczucia nie mają zastosowania. Najpierw więc sprawdza, czy nie istnieje jakiś przepis, który mu zabrania rozpatrzenie akurat tej sprawy, którą mu powierzono. Kiedy stwierdzi, że się nią musi zająć, zaczyna dopasowywać przepisy, które dotyczą otrzymanego zagadnienia. Tutaj najważniejsze są słowa. Ich znaczenie zawsze zawiera pewną dowolność. Stąd w urzędniczej mowie tyle tautologii. Wisła na przykład zawsze jest w niej rzeką.
Potem następuje kolejny etap, ułożenie ciągu owych wieloznaczności w jakąś spójną całość. Ostatecznie powstaje decyzja i jej uzasadnienie. Efekty bywają różne. W razie błędu telewizje potem z lubością pokazują jakieś mosty na łące lub perony nad ścieżkami do lasu. Wytłumaczenie zawsze jest jedno, takie są przepisy.
Znanym kruczkiem administracji jest stosowanie krótkiego terminu dla składania wniosków. Celował w tym największy populista III Rzeczypospolitej, który jakieś dopłaty rolnicze przyznawał tym, co wnioski złożyli do połowy miesiąca w urzędzie wojewódzkim. Decyzję ogłosił bardzo blisko rzeczonej połowy. I starczyło mu pieniędzy. Długi termin też bywa pomocny. W komisjach sejmowych utknął ostatnio projekt ustawy, utrudniający polexit. Taka to ta trzecia droga.
Każdy więc premier, który się porywa na administrację, musi na siebie wziąć ewentualną odpowiedzialność za jej niedoskonałość. Lekarstwem może być deregulacja. Jak jednak ma trwać państwo, kiedy zdaniem na Przykład Prezesa nic się nie reguluje samo?
W czasie, kiedy sztuczna inteligencja wkracza do codzienności, może się okazać, że skończy się biurokratyczny mozół. Już się jednak nią zajęli oczajdusze, którzy głoszą skłonność maszyn matematycznych do zawiązywania spisków. Administracja i z tym sobie daje radę.
A Żydzi, masoni i cykliści będą wreszcie mieli godne towarzystwo.
-fere-
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi Pan "Zezowate szczęście" i Jana Piszczyka (Bogumił Kobiela) we fragmencie jego pracy biurowej. :)
To była znakomita ilustracja procesu myślowego, który się obywa bez udziału umysłu, a z uwzględnieniem ograniczeń, jakie może narzucić mit, któremu wszyscy dają wiarę.
UsuńStary
Nawet PZPR udało się biurokratom w końcu wykończyć. Każdy Rząd powinien o tym pamiętać. PSL nie bardzo chciał centralnej kontroli Premiera w resortach, ale nie wyszło... A oni ,,lubieją'' nie mniej niż pis/da/wate biez umiaru... To też w większości ,,taka gmina''...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Biurokracja jest lojalna przepisom, które często wymyślają biurokraci, czyli takim, które umacniają jej rolę.
UsuńPozdrawiam również.
Stary
To nie pisał stary. Nieudolne podszycie.
OdpowiedzUsuń???
OdpowiedzUsuń