Wojny wszczyna się o zdobycze. Do czasu, kiedy zwycięzca mógł posiąść rzeczowe dobra, stale towarzyszyły ludzkości.
W Europie panował pokój od wielu lat. Jest on bardziej zyskowny od zwycięskiej wojny. Na obrzeżach naszego kontynentu był atoli zbrojny konflikt, o utrzymania upadłej Jugosławii. Zwycięstwo nowego dyktatora pozwoliłoby tam zachować możliwość drenowania państwa przez jego ekipę. Wojna wszczęta przez Rosję w Ukrainie ma podobne oblicze. Tam napastnikowi również chodzi o wizerunek, który za chwałą zwycięzcy ukryje korupcję władzy. Może dlatego najeźdźca nazywa ją operacją specjalną.
Mamy ostatnio w kraju chyba najbardziej absurdalną wojnę propagandową z możliwych. Oficjalnie też nie toczy się o bogactwa, a o to, kto ma większe prawo do nazywania się Polakiem. Według jedynie słusznej ideologii nie może to być nim ten, kto się poczuwa do europejskiej wspólnoty. Tam bowiem nie tylko panoszy się zeświecczenie, ale zdaniem prawdziwych Polaków rządzą Niemcy. W zamian populiści proponują udział we wschodnim pokrewieństwie, zapewniającym pobożny realsocjalizm. Nie ma bombardowań, ale trwa proces dewastowania państwa poprzez tworzenie chaosu.
Wojna jugosłowiańska ze schyłku XX wieku była anachroniczna. Ostatecznie więc jej inicjator stanął przed sądem i został skazany. Putinowi grozi to samo. Inicjatorom propagandowej wojny w Polsce grożą rozliczenia. We wszystkich bowiem tych konfliktach chodzi o utrzymanie wschodnich sposobów zarządzania, gdzie od wieków dominował bakszysz.
Tęsknota do kultury Wschodu nie tylko u nas prowadzi do anachronicznych zachowań.