Nie rozpieszcza nas geopolityka. Od kiedy Zachód w średniowieczu wyrwał się z epidemii dżumy, kiedy to zmarła połowa ludzi i każdy mieszkaniec, który przeżył zarazę, stał się właścicielem dóbr swego zmarłego krewniaka, dotknęła nas gospodarcza monokultura, która rychło się przeistoczyła w symbol polskości. Zaraza bowiem Polski nie dotknęła. Mieszkańcy Zachodu musieli zapłacić za żywność, którą tylko my mogliśmy tam dostarczyć, gdyż jej produkcja wymagała pracy ręcznej, a wyludnionych społeczności Zachodu nie było komu jej zlecić.
Oni więc musieli wymyślić maszyny i aby przeżyć produkowali dobra, które się dało wytworzyć mechanicznie. Technologia stała wtedy zbyt nisko, aby i u nas mechanizować uprawy. System pańszczyźniany nie generował zresztą kosztów, które by można minimalizować. Dziedzic miał stałą i darmową ekipę do pracy, niezależnie od tego, ile wytworzyła. Zaraza więc tylko Zachodowi dała bodziec dla postępu technicznego, organizacyjnego, światopoglądowego wreszcie.
My zaś trwaliśmy w tradycyjnej, agrarnej gospodarce i takim sposobie myślenia. Jedynie wykształcone na zachodnich uniwersytetach ówczesne polskie elity dostrzegały zalety tamtejszego postępu. Kiedy więc zaatakowali nas Szwedzi, one łatwiej dały się skusić ich nowoczesnością i w znacznej części odwróciły się od własnego króla, który zresztą opuścił przedtem kraj. Wtedy się udało napastników zwalczyć. Nasza jazda była sprawniejsza od szwedzkiej piechoty, strzelającej z kiepskich jeszcze wówczas muszkietów.
Potem już było gorzej. Lepiej wyposażeni lub liczniejsi wrogowie byli górą. W obronie zaś agrarnego porządku stanęli tradycjonaliści, podnoszący zalety trwania w zacofaniu. Kiedy więc nowinkarze uchwalili majową konstytucję, sprowadzili przeciwko niej carskie wojska. Te, sprzymierzone z pruskimi, wymazały Polskę z mapy. Tak to autokratyczny Zachód z despotycznym Wschodem pozbyły się kraju, próbującego wstrętnej im demokracji.
Po stu latach z górą i odzyskaniu niepodległości, w XX wieku stanęliśmy w obliczu konieczności zdecydowania, z kim trzymamy. Strategia dwóch wrogów okazała się rychło nie do utrzymania. Zawierzyliśmy więc demokratycznemu Zachodowi, który atoli nas sprzedał Moskwie. W konsekwencji mieliśmy przeciwko sobie najpierw krótko agenturę gestapo, potem długo tajnych współpracowników ubecji.
Teraz mamy pozornie tylko dobrą sytuację. Europejski porządek nie odpowiadał naszym kulturowym krewniakom Wschodu. Nie weszliśmy więc do strefy euro, która by nas musiała ratować, gdyby nasz kryzys groził jej zachwianiem. Mamy deficyt budżetowy i rozdęte przez pociotków komuny wydatki socjalne, raczej na pewno zatem popadniemy w kłopoty. Sami z nich będziemy musieli wychodzić, co jest politycznym złotem eurosceptyków, którzy nie tylko nigdy nie pamiętają swoich łajdactw, ale też zawsze je przypisują nowinkarzom.
Nie czeka nas zatem nic dobrego. Chyba że się wreszcie otrząśniemy ze wschodniego powinowactwa.
Nihil novi sub sole. Pieniądz złu y wypiera dobry. Pielęgnowane zło wypiera dobro. Nawet z Kościoła. Ludzi madrych zastepują obsrajtki i kużmiuki...Taka gmina. I nie tylko u nas.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Pan wrócił. Mam nadzieję, że wypoczęty.
Pozdrawiam
Niestety. Prawo Kopernika nie dotyczy tylko pieniądza. Jesteśmy na styku przeciwstawnych kultur, przechowalismy pańszczyznę i mamy za swoje. Mamy raj dla populistów.
UsuńUpały są coraz bardziej nieznośne. Trudno tu mówić o wypoczynku.
Pozdrawiam również
Stary