Rodzimi populiści sprowadzili na dno kwitnące przedtem państwa Ameryki Południowej. Wepchnęli je w otchłań pajdokracji, oligarchii, kleptokracji i walk narkotykowych mafii. Wystarczy prześledzić losy Argentyny i Wenezueli, aby się pozbyć wątpliwości.
My mamy nie tylko odsetek roszczeniowców, potrzebny do powtórzenia losu amerykańskich, upadłych demokracji, ale i Moskwę u bram, która ma organiczną potrzebę podboju Polski. Z jej bowiem historii wynika, że kiedy u nas był Priwislinskij Kraj, świat się kłaniał carom. Rosjanie są więc przekonani, że będzie podobnie traktował ich obecnych odpowiedników.
Wraz z przegraną populizmu w Polsce, przy równoczesnym opanowaniu przezeń Stanów, Europa staje się centrum światowej demokracji. Tylko klasycznie inteligenckie rozterki utrudnią jej natychmiastowe podjęcie energiczniejszych poczynań w umocnieniu tego statusu.
Opanowywanie Polski przez populizm może, ale nie musi być dla Unii bodźcem do zdecydowanego działania. W żadnym atoli razie nie możemy liczyć na interwencję Zachodu w wewnętrzne sprawy naszego kraju.
Populizm musimy przezwyciężyć sami. Nie ma rady.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz