Emocje zaciemniają umysł.
Prezydencki minister, Marcin Przydacz zarzucił Radosławowi Sikorskiemu, że się ośmielił pomówić samego Lecha Kaczyńskiego o złe wynegocjowanie Traktatu Lizbońskiego. Ówczesny bowiem prezydent ratyfikował Traktat, nie bacząc na to, że nasza Konstytucja daje międzynarodowym umowom pierwszeństwo nad ustawami. Czyli też nad Konstytucją.
W rezultacie nasze sądownictwo stało się europejskim, pod warunkiem, że sędziowie będą powołani według polskiego prawa, w brzmieniu zgodnym z duchem Traktatu Lizbońskiego. To właśnie w referendum potwierdzili Polacy i ratyfikował prezydent Kaczyński. A to teraz kwestionuje kancelaria obecnego prezydenta, stawiając w dwuznacznej sytuacji poprzednika swego szefa, zmarłego w katastrofie smoleńskiej.
To nie jedyna gafa kancelarii. Jej szef w kontekście z ruskim sabotażem oświadczył, że prezydent w tej ścieżce, pierwszych godzinach, nie był właściwie poinformowany. Minister Kierwiński prezentuje komunikat BBN, z którego wynika, że głowa państwa jest na bieżąco informowana o sytuacji.
Kto ma rację? Wydaje się, że ubieranie Lecha Kaczyńskiego w kostium osoby, która nie wie, co ratyfikuje, nie przysparza wiarygodności. Każdy jednak ma wolną wolę, co też wynika z Traktatu Lizbońskiego. Niechaj więc wierzy, komu chce, byle przestrzegał prawa.
Kogoś dziwi, ze al fonso, kacza' fi , bosak, braun i mendazen współbrzmią z ławrowem i putinem? Dlaczego? Wszak cele naszej prawicy > Polska poza UNIĄ < są takie da same dla ruskich jak i polskich ... ruskich!
OdpowiedzUsuńMnie nie dziwi?
Pozdrawiam
Wydaje się, że jest gorzej. Ideologiczne zacietrzewienie i poczucie kulturowego pokrewieństwa zupełnie wystarczy, aby ludzie zatracili instynkt zachowawczy.
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem to mentalne dziedzictwo peerelu, wzmocnione nienawiścią się z powodu odtrącenia.
Pozdrawiam również
Stary