Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 6 stycznia 2020

Balast

Biurokracja to kwintesencja każdej etatystycznej władzy. Każda się też boryka z jej rozrostem, zapowiadając wszakże, że ją ograniczy, bo pożera krocie. Rząd Tadeusza Mazowieckiego drastycznie ograniczył liczbę urzędników. W ciągu zaledwie kilku lat, w miarę psucia planu Balcerowicza, urzędy odtworzyły liczebność personelu z czasów komuny.
Ba, również reforma administracji nic tu nie zmieniła. Głównie dzięki metodzie podtrzymywania prestiżu likwidowanych województw, przyjętej przez gabinet Leszka Millera. W miejsce urzędów wojewódzkich instalowano w nich marszałkowskie. Na wyjeździe. No i doszły powiatowe.
Rzecz się zasadza na tym, że urzędnik działa zgodnie z przepisem i w jego granicach. Kiedy zatem napotyka problem, którego kodeksy nie zawierają, odmawia załatwienia wniosku. Dodanie zaś nowej regulacji niczego nie rozwiązuje. Im bowiem więcej warunków, tym bardziej przypadek wpływa na decyzję, co powoduje kolejne unormowania, podkręcając błędne koło.
W dodatku sama natura biurokracji wyklucza jej doskonalenie w wyniku korygowania błędów. Informacje o nich w ogóle nie przedostają się do centrów decyzyjnych. Działa tu nie tyle urzędnicza solidarność, co ochrona własnego interesu. W wyniku bowiem odebrania funkcjonariuszom prawa do samodzielności, powstaje konieczność ukrywania kłopotów i przerzucania ich na petentów. Ujawnienie jakiejkolwiek blokady świadczyłoby o nieprzydatności urzędnika, bo sobie nie daje rady.
W kulturze ludu zgłoszenie przeciwnego zdania jest powodem do obrazy. Często więc słusznie krytykowany funkcjonariusz broni swojej postawy, jak Jaruzelski socjalizmu. Trudno zatem w naszych urzędach o negocjacje, a stosunkowo często pojawiają się animozje.
Biurokracja przeto z konieczności dławi wszelkie przejawy życia, które umknęły prawodawcom. Dlatego też w państwach etatystycznych panuje organiczny bałagan i zacofanie. Nie da się tam bowiem łatwo wprowadzić nowości w życiu społecznym w ogóle, a w gospodarce szczególnie.
Rezultat jest taki, że wszelkie biurokracje muszą konkurować z otoczeniem, oferując niższe koszta robocizny. Tkwią więc w pułapce średniego wzrostu. I wszelkie zapowiedzi, że już, już doganiają państwa liberalne są równie prawdziwe jak dochodzenie przyczyn smoleńskiego zamachu.
Nie da się przecież wstawać z kolan, kiedy się nie jest w stanie udźwignąć własnych uprzedzeń i w dodatku innych wini za przygniatający ciężar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz