– Najbardziej znanym architektem takiego myślenia w Polsce był kurator Apuchtin, który obiecywał swoim zwierzchnikom, że dzięki jego nowemu sposobowi nauczania matki będą śpiewały dzieciom kołysanki nad Wisłą po rosyjsku – przypomina profesor Nałęcz.
Rzecz jest o nowych programach szkolnych. Także zresztą dotyczy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i w ogóle powrotu hurrapatriotycznej propagandy. Wszystko ma przypominać o moralnych zwycięstwach, odniesionych przez naszych przodków wskutek zaniechania troski o organizacyjne przygotowanie powstań.
W tym wszystkim nie mogła się ostać bez poprawek historia “Solidarności”. Przecież to wielkie polskie zwycięstwo, odniesione wedle nowoczesnych zasad. Bez krwawych ofiar i zniszczeń. Zupełnie nie przystaje do tradycji.
W tych warunkach formacja, dokonująca bogoojczyźnianej rewolucji nie mogła zrywu sierpniowego przedstawić inaczej, jak spisku przygotowanego przez wiadome siły, które w wyniku tego nie tylko zachowały komunistów u władzy, ale i pognębiły naród polski, spychając go w łapy zachodnich nihilistów. Taki sposób interpretowania niedawnej przeszłości musiał szczególnie przypaść do gustu oportunistom, którzy przedtem ochoczo uczestniczyli w budowie socjalizmu.
I tu mamy ambaras. Ginierał Apuchtin nie miał sukcesów. Mamki po staremu śpiewały polskie kołysanki. Ale ów carski kurator nie tylko wzmógł analfabetyzm w Priwislanskim Kraju, ale i stworzył metodę wychowania kolejnych rzesz obskurantów. Zasadniczy więc cel osiągnął.
Powstanie Warszawskie usunęło z mentalności Polaków romantyczne mrzonki. “Solidarność” stała się tego dowodem. Ale jak widać historyczny epigonizm nadal dobrze prosperuje.
Chociaż taż u nas już od rozbiorów dobrze ma się wychowanie alternatywne, odwołujące się do odmiennych zasad, niż propagowane przez jedynie słuszne wzorce. Zwłaszcza kiedy odstręczają zadęciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz