Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 11 grudnia 2018

Skutki

“W duchu dziedzictwa Solidarności”. Taki slogan sobie przyjęła dobra zmiana zarówno na COP 24 jak i w innych wystąpieniach państwowych, kierowanych do zagranicy. Jak zaś to wygląda w praktyce, można wywnioskować z jej stosunku do Lecha Wałęsy i upolitycznienia związku, obecnego posiadacza szacownej nazwy.
Mirosław Piotrowski, europoseł PiS stawia dramatyczne pytanie o to, kto obecnie rządzi Polską? Jego zdaniem na pewno nie premier i prezydent, także nie Prezes. Rządzi zagranica. Wskutek tego nie tylko nie repolonizujemy mediów, ale i cofamy się przed TSUE i dopuszczamy aborcję. Na tegorocznej uroczystości urodzin Radia Maryja jakiś biskup miał go pytać w tym kontekście, kiedy się oni (PiS) odważą rządzić?
Zagranica zatem ma mieć wrażenie, że u nas panuje pluralistyczna, demokratyczna władza, uwzględniająca interesy wszystkich grup społecznych, co było istotą pierwszej “Solidarności”, wraz z jej wieloma nurtami, także lewackim i dewocyjnym.
Na wewnętrznej zaś scenie politycznej trwa powrót do Peerelu, ze wszystkimi jego atrybutami. Najpierw były one zauważalne w propagandzie i woluntartyzmie władz, potem w ostentacyjnym nepotyzmie, ostatnio zaś w próbie zawłaszczenia mediów i opanowania sądów. Tutaj się jednak demokratyczny wizerunek zderzył z peerelowskim. Skutkiem też tego zaczęło się kąsanie, czyli zamykanie nazbyt niepokornych, charakterystyczne dla schyłkowej fazy populizmu.
W tle zaś stoi rzeczywisty chyba dobrodziej dobrej zmiany (jak w 2015 roku mówił Prezes, bez rodzin Radia Maryja nie byłoby sukcesu wyborczego) czyli narodowy kler. Za nic ma on wszelkie fanaberie związane z demokracją i pluralizmem. Nade wszystko zaś drażnią go koneksje z zeświecczonym Zachodem. On chce posłuszeństwa wiernych, monopolu w kształtowaniu polityki, czyli powolnej mu władzy państwa. Teraz też, obserwując upadek swoich protegowanych, sam wychodzi na pierwszy plan, odrzucając wszelkie pozory. Powstaje przecież nowa partia, “Ruch Prawdziwa Europa”. Prawdziwi bowiem Polacy już byli.
Odwoływanie się do tradycji “Solidarności” nie myli jednak zagranicy, uwiera narodowy Kościół i stawia w dwuznacznej sytuacji obecny związek, bardzo odległy od tego, co sugeruje jego nazwa. Kwestionowani idole chcą mieć stale więcej. Mamy zatem klasyczny syndrom oportunisty, który początkowo ma samych przyjaciół a potem wyłącznie wrogów.
Los jest nieubłagany dla wszelkiej hipokryzji, a w dobie internetu wcale nie jest nierychliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz