Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 19 października 2018

Nowość

Partia wystrzeliła z pomysłem na zachwianie naszą przynależnością do Unii i osiągnęła sukces. Wedle bowiem profesor Łętowskiej wystarczy, że Trybunał Konstytucyjny uzna sprzeczność unijnych praw z Ustawą Zasadniczą i stąd do ogłoszenia, że nie jesteśmy członkami wspólnoty wystarczy jedno nocne posiedzenie obu izb parlamentu, które to mogą potwierdzić bez żadnego referendum.
Aliści warunkiem jest odpowiednie orzeczenie TK i uzyskanie większości w obu izbach oraz podpisu prezydenta. Jeżeli rzeczywiście wpływy środowiska Radia Maryja, przeciwnego naszej przynależności do Unii, są we wszystkich tych instytucjach tak silne, jak to może wynikać z całego szeregu faktów, mamy problem. Pod warunkiem jednak, że minister nie wycofa wcześniej drugiego zapytania.
Jeżeli nie chodziło o polexit, to rzecz stawia duże wymagania możliwościom interpretacyjnym przeciętnego obserwatora. Aliści na pewno najnowsza intryga skutkuje pogorszeniem wizerunku PiS-u. Nie przekonują przecież gorliwe zaprzeczenia jego wyrazicieli, głoszących że partia wcale nie chce opuszczenia Unii. Jako się rzekło oficjalną wolę ogranicza w tym względzie zakonnik, który ma nad swoimi zwolennikami znacznie większą władzę od Prezesa. Znowu zatem ujawnia się fakt, że “zwykły poseł” nie jest aż tak nadzwyczajny.
Kiedy albo minister wycofa pytanie, albo Trybunał nie potwierdzi jego obaw o niekonstytucyjność Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej, silny cios ambicjonalny spadnie na drużynę ojca Rydzyka. I to z ręki jej dotychczasowego sprzymierzeńca. Kiedy jednak minister się nie cofnie i Trybunał przyzna mu rację a z Unii nie wystąpimy, zwolennicy władzy będą musieli za dobrą monetę wziąć kuriozalne dość wyjaśnienia PiS-u, że to zwykła odpowiedź na zwykłe pytanie.
Oznaczałoby to powrót do zwyczajnych kłótni, czyli mielibyśmy kontynuację obecnego stanu, ale na nowym poziomie, który powstanie po wizerunkowej kompromitacji uczestników rzeczonej intrygi. Stworzono też powód do plebiscytu. Przedwyborcze dyskusje w znacznej mierze odeszły od spraw lokalnych, a koncentrują się na międzynarodowych.
Rzecz się zatem odbije najbliższych wyborach. Kiedy dobra zmiana je przegra, będziemy mieli oczywisty dowód, że PiS osłabł. Kiedy nie, nie powstanie wrażenie, że się umocnił. Od takiego przebiegu spraw nie ma raczej odwrotu, każdy bowiem rozumie głównie ten język, który go ukształtował, a dobrozmieńcy byli przekonywani o niezachwianej skuteczności ich formacji. Teraz, kiedy niczego nie osiągnęła, popadną w dysonans poznawczy.
Intryga więc może tylko albo pogrążyć dobrą zmianę, albo jej zwolennikom odebrać satysfakcję z wygranej. I wszystko dzięki sukcesowi jednego z jej protagonistów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz