Tancerze

 Daniel Obajtek i Michał Dworczyk mogą stanąć przed sądem. Parlament Europejski pozbawił ich immunitetu. 

Teraz się zacznie kontredans. Jego możliwy wariant już mogliśmy oglądać, kiedy pierwszy z panów nazwał szczujnią stację, której dziennikarz zadawał mu niewygodne pytania, w kontekście planów zamiany okolic Giżycka w Dubaj. Fakt, że odpowiadał falsecikiem, niczego nie zmienia. Zdenerwowanie nie jest wyrazem ekspiacji, ale strachu.

Bogacz, prezentujący rozmach, zaznaje bowiem miru w świecie, posługującym się potocznym językiem pana Daniela. Tymczasem media, prokuratorzy i PE chcą z niego zrobić oskarżonego. To status bardzo daleki od pozycji światowca, zajmowanej formalnie przez prezentera dyszkantu. 

Wyraziciel PiS, jednocześnie omc.* prezydent wiecowym głosem wyrażał oburzenie postępowaniem wnioskujących o odebranie immunitetu. Zapewniał też, że nie oznacza to orzeczenia o winie. To prawda. Mamy więc już pierwszy krok, w rzeczonym kontredansie. 

Drugi z pozbawionych immunitetu europarlamentarzystów zapisał się w pamięci Polaków jako specjalista od szybkiej ucieczki przed dziennikarzami. Teraz też go nie słychać.

Obaj więc panowie prezentują odmienny sposób reagowania na swoje kłopoty. Będziemy więc chyba obserwować dwie skrajnie odległe wersje zapowiedzianego kontredansa.

I bardzo dobrze. Tak najłatwiej znaleźć złoty środek.

*omc. – o mało co. Tak w latach pięćdziesiątych studenci tytułowali swoich kolegów, którzy zawalili dyplom.