Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 19 czerwca 2014

Dekadencja

No i chyba koniec afery podsłuchowej. Rzecz bowiem wkroczyła w domenę farsy, gdyż została przykryta wieczorną akcją prokuratury w redakcji tygodnika „Wprost”. Można się było już w południe spodziewać zaostrzenia sytuacji po wysłuchaniu preześnego oświadczenia, wydanego po ujawnieniu przez media, że ABW dokonywała zleconych przez prokuraturę czynności śledczych w redakcji tygodnika. "Swoimi dzisiejszymi działaniami władza Donalda Tuska przyznała się do winy" powiedział Jarosław Kaczyński, wzywając polityków "do działania i jak najszybszego odsunięcia od władzy Donalda Tuska"  [Onet.pl]. 
Pierwej zresztą głosiciele międzynarodowego spisku cyklistów oraz Żydów z masonami podjęli dzieło ośmieszenia afery. Dzięki nim się w niej pojawił odpowiednik pyłu helowego, wybuchów nie podłożonych  bomb i tego wszystkiego, co katastrofę smoleńską wprowadziło w świat alternatywny. Oto taśmy, wedle znawców organizacji tego padołu łez, miały zdyscyplinować Tuska, któremu dano do zrozumienia aby położył uszy po sobie i jednak robił to, co mu zlecono, bo nie wie co „oni” jeszcze mają w zanadrzu.

Odwieczny schemat z obszarów absurdu łatwo umożliwia poznanie siły sprawczej każdego zdarzenia. Wedle niego istnieje jakaś straszliwa a wszechmocna potęga, która steruje wszystkimi poczynaniami maluczkich tego świata posługując się elitami. W zamian za luksusy i wystawny tryb życia wykształciuchy zniewalają prosty lud, dzięki czemu układ może przechwycić. No właśnie, co ów łapie? Przecież ten lud nie ma majątków a skoro się tak łatwo daje oszwabić, to i nie dysponuje wielkim rozumem. Po co więc zawiązywać przeciwko niemu ogólnoświatowy spisek, łożyć na jego skuteczne i wielowiekowe skrywanie przed sceptykami? Dlatego właśnie wszelkie odwołania do światowej zmowy są tak komiczne.

Zawsze też się ze stosowania teorii spisku wyłaniają zaskakujące wnioski. Tutaj zaś widać od razu, że w mniemaniu oskarżycieli ten wstrętny Tusk nie realizuje jednak narzucanych mu przez „onych” zadań i układ go musi za to dyscyplinować. Wynika więc z tego dalej, że ci co rozgłaszają zawartość taśm, czyli realizują szantaż jakim „oni” dyscyplinują naszego premiera, nieświadomie biorą udział w zmowie. Chcą bowiem Tuska karać nie za to, że realizuje zlecenia wiadomych sił a za to, iż się ich zleceniom sprzeciwia, nakazując ministrowi Sienkiewiczowi łapanie układu.

Wedle zaś Prezesa, wielu protestujących w redakcji „Wprost” polityków opozycji, czy dziennikarzy ten wstrętny Tusk ma bezprawną władzę nad prokuraturą i wykorzystuje ją do tego aby w rzeczy samej przeszkadzać poczynaniom "onych", przywołanych przez pisowskich teoretyków spisku. To mu jednak obrońcy redaktorów tygodnika mają wyraźnie za złe i nawołują wszystkie siły polityczne aby wspólnie ukarać premiera za łapanie podsłuchiwaczy polujących na Tuska, bo ten jest układowi nieposłuszny. Koło absurdu się w ten sposób zamknęło. To zaś warunek konieczny, ale i wystarczający. Od wczoraj można by zaznaczyć przełom i przeobrażenie afery w groteskę, bo w tej sytuacji się nie da już poważnie komentować całego zdarzenia.

Aliści wskutek rozbieżności zdania między prawniczymi autorytetami rzecz nabrała też poważnego wymiaru. Prokuratura ma prawo do uzyskania od redakcji taśm z podsłuchu jako dowodów występku, jakim niewątpliwie jest tajne wobec rozmówców nagranie ich rozmowy. Kiedy by jednak na ich podstawie można było ustalić skąd dziennikarz uzyskał informację, trzeba je najpierw opieczętować w stanie zamkniętym i dopiero sąd jest kompetentny do zdecydowania, czy prokurator może je oglądać. Tymczasem dziennikarze „Wprost” zakwestionowali możliwość zatrzymania przez śledczych komputera, nawet opieczętowanego, bo ten ich zdaniem zawiera nie tylko inkryminowane nagrania, ale i inne materiały.

Ostatecznie więc komputera nie zabrano. Sąd zatem rozstrzygnie kto tu i jak złamał prawo i afera podsłuchowa zostanie przesłonięta prokuratorską. Mimo bowiem, że ujawniła jak przedstawiciele  władzy się posługują „wyrazami”, to nazbyt gorliwe ściganie podsłuchiwaczy naruszyło poczucie dziennikarskiej wolności.

Jak powiada Ryszard Kalisz sprowadzono Budapeszt do Warszawy znacznie wcześniej, niż to zrobił Kaczyński. I przeciwko temu będą protestować dziennikarze niepokorni i sam Prezes. Jak to się czasy zmieniają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz