Prezydent ma jasno powiedzieć czy jest częścią sitwy czy nie. Może oczywiście zaprzeczać, ale to daremne. No, gdyby wezwał premiera do ustąpienia, to by jakoś dowiódł swojej niewinności. Podobnie jest z naszą demokracją. Albo jest pozorna albo rząd ustąpi. Zarówno więc prezydent jak i nasz ustrój muszą dowieść fałszywości odwrotnego twierdzenia od tego, że wszystko jest w porządku. Wedle Kaczyńskiego mogą to osiągnąć jedynym tylko sposobem. Skłaniać rząd do abdykacji, bo jeden minister przeklinał w restauracji a drugi nawet zabiegał o protekcję. Większość parlamentarna to furda.
Jarosław Gowin porzucił maskę liberała i staje do dyspozycji Kaczyńskiego. Nie wejdzie do PiSu, ale gowinowcy wraz z ziobrystami poprą wniosek sprawiedliwych o wotum nieufności dla gabinetu Tuska. Tak to w obliczu wyższych celów się kończy liberalizm niektórych polityków. I tak wygląda wpakowanie się z deszczu pod rynnę.
Ba, nawet SLD zapomina o tym skąd pochodzi również przeklinający przy posiłku prezes i publikuje jakieś obelżywe wizerunki… Tuska. Memy, jak mądrze powiadają znawcy. Bo wyraziciele lewicy prezentują się już mniej mądrze.
Narodowcy zaś podrywają do dzieła ulicę. Zatrzymanie menadżera restauracji, w której nagrywano rozmowy polityków to dla nich najlepszy dowód na to, że nie jest u nas w porządku. Naród ma bowiem prawo wiedzieć o czym jego wybrańcy rozmawiają przy obiedzie. Wiadomo, że wtedy co w sercu to i na języku. Dlatego zorganizowano manifestację. Rząd bowiem zastrasza tych, którzy podsłuchując pracują dla dobra… no właśnie, dla czyjego dobra się podsłuchuje? Tyle tylko, że w efekcie przesłuchań menedżera uwolniono od podejrzeń.
Eksperci też wyliczyli, że emisja nowych banknotów powiększyła ilość gotówki na rynku o dwa procent. Bo naturalnie się zużywają nominały o wartości najwyżej 0,3% rocznie a tu taki wzrost. To ma dowodzić, że przeklinając w knajpie rząd dokonał jednak niecnej transakcji z bankiem centralnym i ten drukuje pieniądze udając, że unowocześnia ich zabezpieczenia. W wyniku tego nie będzie może deflacji z braku pieniędzy na rynku a ta by dopiero napędziła wiatru w żagle keynesistów.
Mamy więc zjednoczenie opozycji, która natężyła wszystkie siły w obronie… własnych marzeń o sprawowaniu rządów. Wprawdzie jedni z nich zapowiadali deregulację dla dobra Polski, drudzy dokładne wyregulowanie wszystkiego a inni z miłości do ojczyzny podpalali tęczę lub spuszczali łomot squatterom, bo nieobyczajni są wielce i żyją w zgodzie z seksualnymi odmieńcami. Wbrew jeszcze innym, wspierającym mniejszości seksualne. Kiedy by tylko obalili wespół tego wstrętnego Tuska, natychmiast by sobie musieli skoczyć do gardeł wpędzając Polskę w rzeczywistą anarchię.
Kanikuła idzie wielkimi krokami i ostatnie dni politycznego sezonu są wykorzystywane do szerzenia coraz bardziej bzdurnych oskarżeń. Populiści już nie próbują maskować swoich wymysłów. Przecież po wakacjach i tak nikt nie będzie ich głupot pamiętał. A zawsze będą mogli mówić, że byli przeciw.
Bo to rewolucjoniści właśnie, których oburzyło przeklinanie władzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz