Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Suwerenność

Przywykliśmy do wolności i jej promowanie wypada mało efektownie, jak zawsze sprawy oczywiste. Lepiej się prezentuje ukazywanie jej niedostatków, szczególnie w środowiskach roszczeniowców. Stąd się wywodzi poparcie populistów w państwach, gdzie szacunek dla prawa jest słabiej ugruntowany, zaufanie do rodaków jest mniejsze i funkcjonują mity o należnej narodowi wielkości.
Niektórym środowiskom politycznym w Europie dobrobyt i spokój spowszedniał tak dalece, że chciałyby się jeszcze pokusić o dominację nad sąsiadami. Inni, tradycyjnie zastrachani boją się zdominowania przez państwa ościenne. Jedni i drudzy oglądając się a to na Rosję, a to Amerykę, tam szukając bezpieczeństwa, w swoim mniemaniu wstają z kolan, na które ich rzekomo rzuciła Unia Europejska.
Skończył się chyba powojenny ład, w którym wiecznie wojującą z sobą Europę podzielono na dwie części, co doprowadziło do kilku dziesięcioleci pokoju. Teraz wycofanie się Ameryki z wspierania Unii Europejskiej stawia przed nią konieczność samodzielnego zadbania o własne bezpieczeństwo.
Wzmaga to potrzebę przyspieszenia integracji z Zachodem państw, które się wyrwały spod kurateli Moskwy. Tymczasem my się przeciw takim dążeniom jednoczymy w osi (sic!) z włoskimi, prorosyjskimi populistami.
Więcej, w ślad za inicjatywą amerykańskiego Departamentu Stanu, wbrew interesom Unii, zainteresowanej nierosyjskimi paliwami organizujemy u siebie międzynarodową konferencję na temat sytuacji Bliskiego Wschodu. Iran uznaje to za akt wrogi i zapowiada odwet. Wypomina nam też czasy drugiej wojny światowej, kiedy bez żadnych warunków przyjął naszych uciekinierów z Sowietów.
Wedle autolaudacji w TVP, wypowiadanej z iście północnokoreańską emfazą przyczynimy się tym do zaprowadzenia pokoju w miejscu, w którym wrze od II wojny światowej. Nie mówią, że mamy ów sukces osiągnąć kosztem własnego bezpieczeństwa energetycznego. Przecież gaz i nafta z Iranu, to niezła alternatywa dla rosyjskich i amerykańskich paliw.
Bo jako się rzekło, dużo głośniej brzmi propagandowy atak na codzienność i wykazywanie jej niedogodności aniżeli podtrzymywanie i doskonalenie “ciepłej wody w kranie”. Pierwsze wymaga tylko oburzenia, drugie potrzebuje myślenia. To zaś wprawdzie nie boli, ale wymaga odwagi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz