Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 3 lipca 2014

Kant

Empiria prowadzi do różnych osądów. Kiedy na podstawie autopsji odwołujemy się do własnych doświadczeń, często wyciągamy subiektywne wnioski. Dopiero kiedy nasze obserwacje możemy wesprzeć ogólnymi prawidłami, które zawsze rządzą zaobserwowanym fenomenem mamy szansę na obiektywną ocenę zdarzenia. Tak z grubsza wygląda pogląd Emanuela Kanta na przydatność naszych zmysłów.
Kiedy więc na podstawie zawartości podsłuchanych taśm polityk powiada, że rządzi nami sitwa, wyraża subiektywny pogląd, oparty na doświadczeniach wyciągniętych z lat intrygowania, którego się sam dopuszczał. Nie da się bowiem udowodnić, że wspólne spożywanie posiłku połączone z wymianą poglądów, przypuszczeń, odreagowywaniem stresów czy nawet ustalaniem poczynań jest zawsze knuciem przeciwko komukolwiek. A to by był warunek niezbędny dla zobiektywizowania twierdzenia o uczestnictwie podsłuchanych ministrów w przestępczej zmowie. Kiedy zaś totumfacki takiego odkrywcy spisku powtarza słowa swego mentora o sitwie, zdradza tym albo niezrozumienie istoty rzeczy albo chce protektora wprowadzić w błąd co do swoich intencji. 
 
Niedawno opublikowano badania fenomenu kłamstwa. Okazuje się, że jedna czwarta wypowiadanych przez nas sądów jest celowo nieprawdziwa. Kłamiemy dla poprawienia nastroju rozmówcy, kiedy mu na przykład prawimy komplementy lub dla osiągnięcia osobistych korzyści. Wydaje się, że politycy częściej kłamią z tego drugiego powodu. 
 
Rzeczony totumfacki mógł być głupi i mówić co wiedział. Mógł też celowo okłamywać przełożonego, aby może zostać kiedyś ministrem. Jego szef raczej jednak powinien wiedzieć co mówi. Podobnie jak jego rywale do władzy z innych partii opozycyjnych, kiedy się biedzą nad możliwie szerokim rozdmuchaniem afery. Ba, ci muszą mieć świadomość, że nie mając raczej szans na rządy torują w ten sposób swemu konkurentowi drogę do władzy. Więcej, starają się nas wpędzić w sytuację, którą sami uważają za najgorszą z możliwych. Tak dalece, że zgodnie wykluczają jakikolwiek alians z otwartym głosicielem sitwy. Poza tym mają też chyba świadomość, że ich subiektywne zarzuty są diabła warte. 
 
Powstaje zatem pytanie o uczciwość drogi wybranej dla zawładnięcia krajem. Jeżeli żona Cezara musi być niczym kryształ górski, to co dopiero jej małżonek. Atoli nie może być czysty ktoś, kto osiągnął zaszczyt rządzenia państwem poprzez kłamstwo. Jak można mu wierzyć, że posiadłszy cel nie będzie dalej okłamywał obywateli serwując im wieści o jakimś urojonym niebezpieczeństwie, które rzekomo zwalcza, zaniedbując rzeczywiste problemy?
 
Jest i drugie pytanie. Na czym opierają swoje nadzieje politycy, subiektywnie jedynie przekonani o swojej racji? Czy nie na przekonaniu, że wyborcy i tak nie pojmą o co chodzi? Czy nie na tym polega pogarda dla elektoratu? Czy zatem oficjalnie nie usprawiedliwiają prywatnie wyrażonego zdania jednego ze swych przeciwników, że charakteryzuje nas „murzyńskość i płytka duma”? Co zaś powiedzieć o otaczaniu się pochlebcami, bezkrytycznie powtarzającymi kłamstwa swoich patronów? Na pewno nie dyskwalifikuje to polityka?
 
Sami sobie musimy odpowiedzieć na nasuwające się wątpliwości. Jedno zaś jest pewne, lepszy jest ten, kto przynajmniej udaje prawdomówność od tego, kto kłamie bez żenady.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz