Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 28 czerwca 2019

Cwancygiery

Pogoń za Zachodem jest od dawna celem naszych władz. Także PRL budował drugą Polskę. FOR więc temu też zagadnieniu poświęcił jedną ze swoich analiz.
Okazuje się z niej, że do początku lat trzydziestych odbudowano naszą gospodarkę po pierwszej wojnie światowej, a do końca tychże osiągnięto dochód jednostkowy na poziomie 20% amerykańskiego. Bardziej jednak interesujące są dalsze koleje losu polskiej pomyślności.
Widać tu etap szybkiej odbudowy powojennej, znowu zakończony na rzeczonej granicy 20% pod koniec lat czterdziestych. Potem mamy mozolny wzrost czasu stalinizmu i od 1958 roku gomułkowską stagnację, osiągniętą po niewielkim spadku zamożności.
Potem mamy fazę szybkiego wzrostu gierkowskiego keynesizmu i jego ponowną zapaść do pierwotnego stanu, czyli 20% poziomu życia Amerykanów. Aliści posyłaliśmy też za ocean śpiwory, aby ratować mieszkańców Ameryki od chłodu kapitalistycznej nocy.
Magiczne zaś 20%, to granica, którą osiągaliśmy w latach trzydziestych dwukrotnie i raz w czterdziestych, ale od dołu. Wojna światowe albo globalny kryzys spychały nas niżej. Potem już od góry spadaliśmy na rzeczoną granicę. To najlepiej ilustruje różnicę między kapitalizmem a socjalizmem. W pierwszym przypadku powodem zapaści są światowe kataklizmy, w drugim własna głupota. Aliści granica osiągnięć była zawsze ta sama.
Po 1989 roku mamy nieustanny wzrost do 49% amerykańskiego dobrobytu. O ile w 1989 roku byliśmy w ogonie także wschodniej Europy, to teraz przewodzimy całemu niegdysiejszemu “obozowi postępu”. Rzecz nieco zwolniła na początku tysiąclecia wskutek wdrażania tego, co ówcześni ideolodzy określali nazwą “Teraz Polska”. Potem znowu gospodarka ruszyła z kopyta, aby nieco spowolnić w ostatnich latach.
Wydaje się, że trwale się oderwaliśmy od magicznej granicy 20 procent amerykańskiej pomyślności. Niepokoi tylko fakt, że w ciągu ostatnich lat wzrost zawdzięczamy głównie konsumpcji, pobudzonej rozdawnictwem. To powtórzenie gierkowskiej pomyślności. Więcej, nie mieliśmy dotąd tak wielkiego długu, jak obecnie, w dodatku rośnie on samoistnie. Słabnie bowiem złotówka, wzrastają więc odsetki od zagranicznego zadłużenia, stanowiącego jedną trzecią całości naszych zobowiązań.
Wynikają z tego uniwersalne wnioski. Ostatnie trzydziestolecie to czas polskiej pomyślności a ideolodzy u steru zawsze są powodem kłopotów. Zawsze też poprzednikom przypisują winę za swoje ekscesy. Czyli widoki na najbliższą przyszłość mogą być kiepskie. Tym bardziej, że zaniżone stopy procentowe kreują u nas nadmierną ilość pieniędzy, co pobudza inflację.
Ale byczo jest, to i po co się martwić? Bo to nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie… oficera już nie, ale kolejnego zdobywcę dwudziestoprocentowej granicy może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz