Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 29 maja 2019

Szybolet

W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przypisywano kryzys chrześcijaństwa również niezgodności jego podstawowego przekazu z powszechną praktyką.
Wedle bowiem religii obraza Boga spowodowała obciążenie ludzkości grzechem, który zmazała dopiero śmierć jego syna, zadana jednak przez ludzi. Można więc przypuszczać, że Bóg karze siebie za niedoskonałość człowieka, którego stworzył.
Po drugie prośba o odpuszczenie win, zawarta w podstawowej modlitwie jest połączona z uwolnieniem winowajców od grzechów. Wynika z tego, że wina obciąża tylko jednostki, nienawiść zaś jest sprzeczna z nakazami wiary.
Możni tego świata, zarówno świeccy jak i duchowni nie stosowali się do tego nakazu od zarania plamiąc się wojnami, nawet religijnymi, co w końcu miało doprowadzić do kryzysu wiary.
Polityczna bowiem nienawiść musi być zła podwójnie, gdyż godzi również w niewinnych. Podobnie zresztą jak rasizm, ksenofobia i wszelkie formy plemiennej odrazy. Nawet kiedy znienawidzeni zgrzeszyli przeciw nienawistnikom. Postępowanie więc elit fatalnie świadczyło o prawomyślności wielu z tych, którzy się uważali za obrońców wiary.
Kryzys zaś chrześcijaństwa, przypisywany Zachodowi dotyczyłby nas także. Przecież u nas polityka jest w znacznej mierze uprawiana wbrew nakazom religii. I to raczej przez tych, którzy je uważają za podstawowe. Aż więc strach się zagłębiać w konsekwencje podobnych rozważań, bo by się mogło okazać, że w istocie żyjemy w kraju owładniętym kryzysem wiary.
Aliści może to nie jest nasza specyfika, taki wyróżnik budujący nadwiślański kolor politycznego klimatu.

1 komentarz:

  1. Dziwne. Ale znowu omawiamy podobna tematykę. Coć każdy po swojemu. Pozdrawiam/
    Norach

    OdpowiedzUsuń