Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

piątek, 17 grudnia 2010

Zamiennik

Państwa Unii się dzieliły według nieprzyjaznej jej naszej propagandy  na biedne i bogate. Tymczasem unijny szczyt odsłonił szereg innych podziałów, pośród których jednak najważniejszy się okazał wyróżnik pragmatyczny, własny interes. Szczególnie to ostro widać w dobie kryzysu, który tu i ówdzie zwalczano poprzez keynesowskie stymulusy i trzeba stosujące je państwa teraz wyciągać z finansowej zapaści. Szczęśliwie  zaczadzenie ekonomiczną homeopatią mija i znowu się wraca do dawno ujawnionej zależności pomiędzy wielkością wydatków państwa a wzrostem gospodarczym. Stale przecież przypominali o tym profesorowie Balcerowicz i Winiecki. Zimna statystyka pokazuje, że im większy procent PKB jest przez państwo przeznaczany na jego wydatki, nawet te stymulujące, tym mniejszy wzrost gospodarczy. I tym samym mniejsze dodatkowe dochody budżetu.

Jak to wygląda w państwach Unii? Policzyłem. 

Okazuje się więc, że w całej wspólnocie w XXI wieku, po uwzględnieniu regionalnych, kulturowych i historycznych zaszłości a także wpływu czasu ograniczenie wydatków przeciętnego państwa o 1% daje przyrost PKB w wysokości 0,17%. Mało. Państwa protestanckie mają o 0,46% mniejszy przeciętnie wzrost gospodarczy od katolickich, te zaś podobnie ustępują prawosławnym. Gospodarka zachodnich i północnych państw rośnie za to prędzej o 0,51% od południowych i ponad 1% prędzej od wschodnich. Państwa posowieckie rosną o prawie 2% silniej od dawnych demoludów a te podobnie górują nad starymi demokracjami. Efekt rynków wschodzących jest wyraźny.

Posługując się taką samą metodą można stwierdzić, że protestanckie państwa zyskują na obcięciu wydatków o 1% PKB 0,11% wzrostu, katolickie 0,19% a prawosławne tylko 0,03%. Prawosławne więc narody mają niewielki bodziec do cięć budżetowych i szalejący właśnie Grecy się o tym pewnie skądś dowiedzieli.

Zachodnie i północne państwa naszego kontynentu za ograniczenie swoich wydatków o 1% PKB otrzymują nagrodę w formie 0,12% dodatkowego wzrostu gospodarczego, południowe 0,20 a wschodnie 0,33%.

Najciekawszy jest wpływ historii. Wolne zawsze państwa za obniżenie wydatków o 1% PKB dostają 0,13% wzrostu dochodu narodowego, dawne demoludy 0,3% a niegdysiejsze sowieckie republiki aż 1,37%. Wstrzemięźliwość się tu bardzo opłaca.

Jak my wyglądamy? My, za jeden procent wstrzemięźliwości otrzymujemy mniej niż byli sowieci. “Tylko” 1,33%. Cztery razy z górą więcej jak demoludy, które nie były wprawdzie równie wesołym barakiem w obozie ale gospodarkę miały znacznie mniej zrujnowaną. Jeden procent ograniczenia wydatków daje nam nie tylko dodatkowy, znacznie większy od innych wzrost gospodarczy. Daje nam 13,3 miliarda dodatkowych wpływów budżetowych bez konieczności podnoszenia podatków.

I jest dla mnie oczywiste, że wie o tym profesor Balcerowicz i profesor Winiecki. Ja się też o tym bez trudu dowiedziałem. To jeżeli ta wiedza jest na wyciągnięcie ręki co do ciężkiej cholery robią populistyczne partie polityczne i durni politycy w Sejmie? Szczególnie w Polsce, państwie wschodu, katolickim, z byłych demoludów.

Odpowiem słowami znanego przed wojną wachmistrza krechowieckich: dają nam w dupę abyśmy sobie o głowach przypomnieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz