Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

wtorek, 14 grudnia 2010

Kariera

Były prezydencki minister Jacek Sasin, z wykształcenia historyk, niedawny zastępca szefa kancelarii prezydenta Rzeczypospolitej, wcześniejszy wojewoda ma zostać zwykłym, tymczasowym prezesem banalnego przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej w małym miasteczku o typowej, podwarszawskiej nazwie. Media z lubością pokazywały wczoraj skromny baraczek tej firmy i zestawiały go z bryłą Pałacu Namiestnikowskiego, w którym do niedawna jeszcze polityk urzędował. Wszyscy zaś pamiętamy niedawne przecież wypowiedzi ministra Sasina o znakomicie funkcjonujących zimą w czasie peerelu pociągach i świetnie odśnieżonych wtedy ulicach. Teraz sam pokaże jak to się robi.

W wywiadzie udzielonym amerykańskiemu Newsweekowi twierdzi Jarosław Kaczyński, jakoby się doczekał gratulacji premiera Wielkiej Brytanii za to, że w odróżnieniu od premiera Tuska odmówił po smoleńskiej katastrofie przyjęcia kondolencji szefa rosyjskiego rządu, Władimnira Putina. Rzecznik Davida Camerona, brytyjskiego prezesa rady ministrów tej informacji zaprzecza. Donosi o tym Radio Zet.

SLD zaś kusi Palikota miejscami na swoich listach wyborczych. Pan Janusz nie odmawia, mimo że poprzednio zamierzał lewicowców, uwolnionych niedawno przez Kaczyńskiego od odium postkomunizmu rozjechać. Uzgodnią tylko swój program ze szczególnym uwzględnieniem postulatu o ostatecznym rozdziale kościoła od państwa. Nadal też jest oficjalnie przekonany, że osiągnie za rok 20% poparcia. To z tym eseldem wybory chyba wygra.

Niełatwo być w Polsce politykiem. Za luksus bezkarnego wygadywania publicznie bzdur czy zgoła kłamania albo zajmowania się rzeczami, o których się nie ma pojęcia i żadnego w tej mierze talentu trzeba płacić bolesnymi woltami wizerunkowymi. Nie zostaje się przecież dzięki polityce nababem a ci, którzy są skłonni uwierzyć, że jednak, trafiają w ręce różnych dziwnych agentów stając się w konsekwencji nie tylko pośmiewiskiem mediów ale i obiektem zainteresowania prokuratury. Alternatywą zaś jest szarość borykania się z życiem w roli zwykłego śmiertelnika, co dla ludzi niedawno doświadczających boskiego nimbu władzy musi być dramatyczne. Trudno się potem dziwić, że miejsce na listach wyborczych, nawet nie pierwsze jest doskonałym zamiennikiem dla twarzy.

A my czerpiemy brzydką radość z upadku bliźniego, któregośmy niedawno jeszcze sami wybrali na to aby się przed nami puszył. Bo publika przegranych nie lubi.

Nic więc dziwnego, że nas politycy traktują zgodnie z nakazami psychologii tłumu. Mamy czegośmy chcieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz