Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 22 grudnia 2010

Mecz

Hala sportowa nie wpuszcza do środka zimy. W hallu jest jasno i ciepło. Kilkoro rodziców czeka na swoje potomstwo, rozgrywające obok zajadłe spotkanie dwóch szkolnych drużyn dziesięciolatków. Właściwie same kobiety. Dwie zatopione w rozmowie, pozostałe siedzą na niewygodnych ławeczkach rozważając coś w skupionym zamyśleniu. Przechodzę przez uchylone drzwi do innego świata. 

Obszerna sala gimnastyczna dostosowana do futbolu, biegające po parkiecie dzieciaki. Szym stoi w bramce bardziej odległej od drzwi i w gorących tam momentach widzę tylko tłok, czasem piłkę godzącą w mego wnuka i potem z dalszych jej losów mogę wnioskować o wyniku. Obronił czy nie.

Tutaj się wzdłuż ściany rozmieścili męscy rodzice. Jedyna pozostająca na sali kobieta natychmiast zauważa, że obserwuję raczej dorosłych i wymienia ze mną rozbawione spojrzenie. Bo i jest wesoło. Jeden z ojców, niewysoki blondas dopinguje grę instruując ze znawstwem zawodników.

- Nisko ją puszczaj. Idź do przodu. Taak. - woła, klaszcząc w momencie, kiedy się zawodnikowi udaje jego instrukcję pomyślnie wykonać. Czy te okrzyki do zawodników docierają, to raczej wątpliwe ale on nie ustaje. Pozostali z uwagą obserwują grę, ożywionymi głosami wymieniając uwagi.

Szym kopie w pewnym momencie strzeloną do jego bramki piłkę a ta szerokim łukiem leci poza środek boiska i odbija się z głośnym plaskiem dopiero za plecami nazbyt do przodu wysforowanego obrońcy. Za piłką bezszelestnie podąża z zimną, bezlitosną gorliwością cień  napastnika szymskiej drużyny. Omija zbaranianego wskutek niespodziewanego zdarzenia stopera i zmierza wprost do siatki, poprzedzany przez odbijającą się od podłogi po raz drugi piłkę. 

- Do przodu - komenderuje wychodzącym bez tego z bramki chłopakiem Blondas. 

Napastnik muśnięciem głowy przerzuca piłkę nad bezradnym bramkarzem i… drugi, nieletni obrońca materializuje się obok, w ostatniej chwili wybijając na aut. Klaszczę zaskoczony w dłonie. A niech to. Patrzymy na siebie z satysfakcją - dobre. Łapię widok protekcjonalnie podniesionych do góry brwi jedynej na boisku kobiety. Jasne, że się jej chłopackie zbratanie pokoleń wydaje komiczne. Ale by przecież nie była kobietą, gdyby było inaczej.

Wychodzących z szatni zawodników odbierają odprężeni rodzice. Kobiety krótkimi, celowymi ruchami porządkują garderobę uchylających się przed tym pociech. Nie wypada przecież, koledzy patrzą. Mężczyźni wymieniają z potomstwem fachowe uwagi.

- Dobry byłeś - mówię do Szyma, nakładającego krzywo, z fasonem czapkę.
- A które akcje widziałeś? - pyta czujnie. Mogę bowiem udawać.
- Trzy ostatnie. Obroniłeś.
- Tak wyszło - niedbale odpowiada, po męsku mój wnuk.

Bo między chłopakami pewne rzeczy są jasne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz