Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

środa, 29 grudnia 2010

Rozstrzygnięcie

Koniec pływackiego treningu jest przeznaczony na skoki do wody dla zaawansowanych. Kosmatek jest w ich liczbie. Piątka na oko szkrabów skacze kolejno na nóżki ze słupka startowego do basenu, podpływa do drabinki, wychodzi, podbiega do kolejki i na gwizdek Pani wskakuje z powrotem do wody.  Skutkiem tego do szatni wracają dość solidnie sponiewierani. Zachowują się więc spokojnie w odróżnieniu od mniej zaawansowanej reszty, biernie się poddając zabiegom rodziców wysuszających pociechy. Wycieram solidnie Kosmateusza ale stale jest mokry. Albo mi ciągle podstawia tę samą stronę jestestwa albo… trzeba od włosów zaczynać. Podglądam bardziej od siebie doświadczonego tatę obok - rzeczywiście, najpierw wytarł swemu chłopakowi głowę.

Pośród tłumku w szatni przetacza się płaczący rozdzierająco dzieciak. Kosmateczny rówieśnik, uczestnik grupy prowadzonej przez eteryczną Panią. Płacze więc od kwadransa z górą. Nikt się nim nie przejmuje.
- Dlaczego ty płaczesz, chłopczyku - pytam kiedy przechodzi obok.
- Bo mojej mamusi jeszcze nie ma - odpowiada na chwilę przerywając lament.
- Przecież zaraz przyjedzie, chodź z nami tymczasem pod suszarkę - proponuję.
- Nie pójdę. Będę płakał - odpowiada dziecko i podejmuje przerwaną na chwilę demonstrację rozpaczy.

Pod suszarką Kosmatek odzyskuje wigor.
- To jest Damian, on zawsze płacze - mówi.
- Czyli jego mama zawsze przychodzi później?
- Tak, bo są korki - odpowiada z przekonaniem Kosmateusz.

Przestajemy się więc zajmować etatowym nieszczęśnikiem. Jest w tym jakieś okrucieństwo bo przecież nikt sobie rodziców nie wybiera. Może się niektórych ludzi  powinno dostatecznie wcześnie kastrować? No, chemicznie może tylko. 

Z nieco wskutek jego protestów chyba wilgotnym Kosmateuszem 
- przecież już jestem suchy - idziemy do szatni, odbieramy okrycia i buty i ustalamy zasadniczą kwestię.
- Mam drugiego rogala. Chcesz go, czy idziemy do automatu po smakołyka? - pytam.
Kosmatek myśli dojrzale chwilę.
- Zjem jednak rogala - mówi.
- Tego przypalonego!!?
- On nie był przypalony. Jest brunatny bo zdrowy - zracjonalizował zmianę upodobań chłopak.

Idziemy więc do samochodu. Jeszcze krótki spór o to czy za rączkę, przegrany przeze mnie: 
- chłopaki chodzą same - i siedzimy w samochodzie.

Jedziemy na luzie, bez pośpiechu bo już do domu. Mówimy niewiele. Bo i te rogale, nie dość że zdrowe to i smaczne są wielce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz