Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 30 grudnia 2010

Moralność

Mam wysłać jeszcze w tym roku oficjalne pismo bo jak to zrobię w przyszłym, to stracę coś tam lub w ogóle zostanę ze społeczności ludzi przyzwoitych wyklęty. Idę tedy na pocztę aby kupić znaczek, nalepić go gdzie trzeba i wraz z rzeczonym pismem wrzucić do stosownej skrzynki dzięki czemu odwrócę od siebie gniew tajemniczego a wysokiego i uprawnionego do wyklinania urzędu. Na miejscu się okazuje, że osobnik zamierzający nabyć “drogą kupna” znaczek jest takim samym interesantem jak każdy i muszę się zaopatrzyć w numerek uprawniający mnie do przeprowadzenia procedury, dzięki której się stanę posiadaczem znaczka, który mi umożliwi naklejenie etc. 

Naciskam tedy stosowny kwadracik automatu dzięki czemu mogę sobie z wysuwającej się taśmy zadrukowanego papieru oderwać znormalizowany kawałek i odczytać wylosowany numerek. Wypadło 120. Automat kusił innymi kwadracikami, nie opisanymi już jako listy ale również dającymi szansę na przeprowadzenie transakcji, która itd. Jako lojalny obywatel oparłem się jednak pokusie i zasiadłem na jednym z krzeseł. Hall pocztowy był zapełniony pokaźną między świętami też liczbą potencjalnych beneficjantów pocztowej gorliwości. Za trzema okienkami zaś pocztowymi borykali się z codziennością trzej oficjaliści płci żeńskiej, co jakoś umilało oczekującym konstatację, że trzy kolejne okienka są zamknięte na głucho.

Związki zawodowe, pocztowe, odwołały się bowiem do współczucia szefów poczty i ci zwolnili na czas świąt pewną część personelu aby ów też mógł zażywać odpoczynku. Przegapili więc pod wpływem działań “czynnika społecznego” owi dobrotliwi dygnitarze fakt, że powiększony w świątecznym szczycie odpoczynek pocztowców wyklucza odpoczywanie tych, którzy najętym procedernikom płacą właśnie za to aby sami mogli odpoczywać zamiast wystawać w kolejkach. Akcja zatem związków skończyła się zwyczajnym naciągnięciem usługobiorców na pieniądze nie tyle za nie wyświadczone co kiepsko spełnione usługi. Ot, taka moralność. Klasyczna zresztą, związkowa.

Ale nie tylko automatowe zaproszenie do skorzystania przez petenta z większej liczby możliwości nabycia znaczka czy zamknięte okienka  były tu sprzeczne z ortodoksyjnym poczuciem przyzwoitości. Okazało się, że pewne numerki spośród tych, które wypluwa automat są uprzywilejowane i mężczyzna, który się pojawił na poczcie niedługo po mnie natychmiast po swoim przybyciu został wezwany do okienka bo jeden z czterech przez niego podjętych numerków został wylosowany. Rzecz była tak oburzająca, że musiałem porzucić skrupuły.

Podszedłem więc do okienka, które tymczasem daremnie wyświetlało 103. Nikt nie podchodził do niego, bo pewnie właściciel tego numerka umarł już albo się beznadziejnie zestarzał w oczekiwaniu. Kiedy się nad stanowiskiem zapalił numer 104 podałem siedzącej tam panience swój list prosząc ją o znaczek.

- Nie potrzeba, przepuszczę kopertę przez maszynkę i ona znaczek nadrukuje - zaproponowała.
- Bardzo proszę, listy z maszynki są bardziej ważne - odpowiedziałem wywołując tym uśmiech na twarzy urzędniczki.
- Teraz jest moja kolej - oświadczyła podchodząca właśnie kobieta - mam 104 - powiedziała, pokazując stosowny kwitek na dowód - a pan - zapytała -  który ma numer?
- 103 - skłamałem bez zmrużenia oka, poczułem się bowiem uprawnionym właścicielem numerka odzyskanego po zmarłym czy zniedołężniałym tymczasem poprzednim posiadaczu.
- Niestety, list tego pana jest już w opracowaniu - powiedziała urzędniczka kobiecie uprawnionej dzięki posiadaniu stosownego numerka do tego właśnie opracowywania.

Zapłaciłem i odwracając się do posiadaczki numeru 104 powiedziałem
- przepraszam panią, zagapiłem się nieco.
- Nie ma sprawy - powiedziała oszukana pani - wiadomo przecież, że wszyscy mężczyźni są niezaradni - dodała z silnym przekonaniem - bez wyjątku. 

Ha, wykołowałem feministkę. To mnie jakoś usprawiedliwia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz