Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

poniedziałek, 27 grudnia 2010

Świętomarcińskość

Mam Kosmatka odebrać z zerówkowej świetlicy szkolnej i zawieźć na basen. Jest śnieżnie, ślisko i w gruncie rzeczy ciemno ale umiejętność pływania się latem przydaje niepomiernie. Ćwiczy zatem zimą Kosmateusz, z niemałym powodzeniem zresztą. Na razie pakuje się statecznie na tylne siedzenie samochodu, stanowczo odmawia pomocy przy zapinaniu pasa i sięga do torby leżącej obok.
- Co to jest? - pyta skrupulatnie.
- Rogal świętomarciński - odpowiadam już jadąc - babcia Wielkopolanka ci go specjalnie wybrała.

Jadę skupiony bo mamusie podjeżdżające ciasną, zaśnieżoną uliczką po swoje pociechy najwyraźniej już myślami są z oczekującą ich w szkole progeniturą. Z pewnym więc zaskoczeniem odbieram kosmatkowy komunikat
- nie lubię świętego.
Wcześnie zaczyna, myślę.
- Jakiego świętego? 
- No tego od babci.
- Rogala nie lubisz? To znakomity przysmak - wołam zdumiony. 

Mężczyzna stojący na chodniku wyraźnie zdradza zamiar wtargnięcia na jezdnię, obserwuję więc kątem oka jego ruchy. Wchodzi. Naciskam hamulec, ABS szarpie idiotycznie, staję z chrzęstem zmarzniętego śniegu. Teraz dopiero dostrzegam znak przejścia. Na asfalcie nic pod pośniegowym błockiem nie widać. Kiwam przepraszająco do przechodzącego, który nawet nie zauważył, że chciałem na nim pierwszeństwo wymuszać i po pewnym czasie dopiero dociera do mnie kosmatkowe
- jest brązowy. No ten święty - dodaje wyjaśniająco nie doczekawszy się od razu odpowiedzi. 
- Lukru ma za mało? - pytam zdumiony. A nie dalej jak wczoraj mnie przecież przekonywał, ze cukier jest szkodliwy bo… biały taki jest. Tylko brunatny jest według Kosmatka jadalny. 
- Nie, jak brązowy to przypalony. Nie lubię.

Wydostałem się wreszcie na główną ulicę i mam trochę luzu.
- Kosmateuszu - mówię, starając się głosowi nadać mentorskie brzmienie - dorośli jadają to, co jest ich organizmowi potrzebne. Dlatego są na ogół duzi i silni. Dzieci jadają tylko to, co im smakuje. Dlatego są często małe i słabe. Jedziesz teraz na basen i musisz się posilić. Nie bądź zatem dzieciakiem.
- To nieprawda - bystrze oświadcza Kosmateusz - dzieci są małe bo jeszcze rosną - dodaje z urazą w głosie.
- Masz rację ale pomiędzy dziećmi są większe i mniejsze, także pomiędzy dorosłymi. Ci mniejsi, to bardzo często niejadki.  

Z tyłu dochodzi pełne namysłu sapanie. W końcu słyszę
- No dobrze, już jem. Nawet ta masa w środku jest niezła - racjonalizuje Kosmatek, przekonany jednak do potrzeby dbania o wzrost.

Bo to przecież nie święci garnki lepią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz