Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

czwartek, 13 września 2018

Dylematy

Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zarejestrował już sześć wniosków, wniesionych do niego o rozstrzygnięcie kwestii niezawisłości sędziów w Polsce. Problem zaczyna się od tego, czy niezależnym jest poddany ocenie prokuratora krajowego sędzia, wybrany przez polityków, których zwolenników i przeciwników będzie potem sądzić, czy wybrany przez swój samorząd, którego członkowie są wolni od nadzoru prokuratorskiego i nie mają zaplecza, może poza znajomymi. Sprawa jest dosyć jasna, ale nie dla naszych tuzów od przestrzegania Konstytucji, którzy się brzydzą samą nazwą tego aktu prawnego. Jednak więcej jak połowa Polaków uważa, że TSUE ma prawo wstrzymać PiS-owskie reformy sądownictwa.
Jawią się konotacje w związku z tym przekazem. Pierwsza, to znowu sukces. Pod tym względem mamy niewątpliwe pierwszeństwo w całej Europie. Druga, to wedle narodowych demokratów nasza suwerenność jakby cierpi. Aliści wyroki polskich sądów mają być uznawane w 28 państwach Unii (pedantów i idiotów zapewniam, że pamiętam o brexicie) to i nasz sposób dobierania sędziów musi być akceptowalny przez TSUE. Jeżeli nie będzie, wadliwie ustanowieni sędziowie nie będą mogli liczyć na respektowanie swoich orzeczeń nie tylko w Europie, ale także przez rodzime instytucje, nawet obywateli.
To z kolei stawia pytanie o naszą obecność w integracji europejskiej. I tu prezydenckie słowa z Leżajska brzmią znacząco. Wedle niego mamy swoją własną wspólnotę, tu w Polsce, a nie wyimaginowaną, z której niewiele dla Polaków wynika. Kiedy się uporamy z własnymi problemami, zajmiemy się Europą. Pewnie tak powiedział, bo to nie “prawdziwe” władze, a te które tolerowały “gwałt i oszustwo” (sic!) zawarły traktaty, które wszakże podpisał ...Lech Kaczyński, a w jego kancelarii pracował ...Andrzej Duda. Szydercy więc pytają dlaczego od razu nie pozostaliśmy w Układzie Warszawskim.
Jakby równolegle rządowa telewizja pokazała reportaż z Zalewu Wiślanego, gdzie rybacy nie mogą się nachwalić Unii. Gdyby nie jej dopłaty, nie byliby w stanie z własnych zarobków pokryć kosztów nabycia nowoczesnego sprzętu. Nie byłoby ich stać nawet na wypornościowe kombinezony, ratujące życie w wypadku wypadnięcia za burtę. Tak to widzą zwykli ludzie, od pokoleń zarabiający na życie połowem ryb.
Wydaje się, że podobnie by się wypowiadali rolnicy, rzemieślnicy i inni zwykli Polacy, także potencjalni wyborcy Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby ich ktoś o to spytał. Mniej zwykli by pewnie mówili o drogach, standardach, wolności, bezpieczeństwie. Zorientowani w szczegółach wspominowaliby o chaosie prawnym, jaki pod pozorem reformy wprowadzają nasi ideolodzy.
Powstaje więc pytanie, po co nasi dygnitarze krążą po Polsce? Słuchają Polaków, czy im prezentują wystudiowane przed lustrem miny? A może od dawna słowa są tylko konieczną formalnością, uczestnicy spotkań i tak wiedzą, że celem jest wspieranie wodza. Za wszelkie zaś programy wystarczy zapewnienie, że “jesteśmy z wami”.
Tylko okazuje się, że nie bardzo wiadomo po co? Nikt przecież nie pragnie nędzy i bałaganu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz