Liczba wyświetleń w zeszłym tygodniu

niedziela, 2 lutego 2020

Epidemia

Wirus. Wszędzie go pełno. Wychyla się spoza sylwetek przejętych reporterek TV, słychać go w radiu. Niczym Twardowski Mickiewicza “śmieszy, tumani, przestrasza”. Niegdyś gołębie takiego przenosiły, teraz podobno nietoperze.
Na ekranach pojawiają się dygnitarze, sprawiający wrażenie żywcem wyjętych ze “Straży nocnej” Rembrandta. Zapewniają, że jesteśmy przygotowani i że u nas nie ma owego chińskiego straszliwca, ale niezawodnie się zjawi. Dlatego gotowi jesteśmy, jak mało kto. Niech się tylko pokaże, to zobaczy.
Po licznych reformach i doniesieniach o umieraniu w szpitalnych poczekalniach trudno jednak nie poczuć dreszczy. Zwłaszcza że i tak się nic nie poradzi. Maski chronią jedynie przed rozpylaniem kropelek i to w pierwszych chwilach od ich nałożenia. Potem tylko opóźniają nieco emisję wydzielin kichającego nosiciela.
Nie ma również na to paskudztwo lekarstwa. To akurat ma też dobrą stronę. Nie widać w TV wszystko lepiej wiedzącego dziennikarza. On w trakcie poprzedniej epidemii przez paniczne wezwania z anteny próbował ówczesną minister Kopacz przymusić do zakupu niepotrzebnych wtedy szczepionek. Kosztowałyby równowartość paru chyba amerykańskich myśliwców wysokiej generacji.
Rozsądny człowiek nie zaprząta sobie głowy tym, na co nie ma wpływu. Nie szalejmy zatem. Zima się przecież kończy i niebawem znowu zaśpiewają ptaki. One nie są winne temu, że ludzie zapadają na choroby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz